Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Wszystko napisane przez Po prostu Tomek

  1. - Objaśnianie idzie jak po grudzie, ale nie to się liczy. Mamy jako takie morale i mamy specjalną broń. Droga Ruby, proponuję przejść się wpierw do biblioteki - wyrzekł ogier. Skinął głową, oddając pozdrowienie Wiktora. Średnio zwracał uwagę na siwą klacz, dochodząc do wniosku, że ona dobrze wie co robi. W końcu miała swój własny oddział dużo dłużej niż on. Potrafił, pomimo niechęci do jednorożców, poczuć należny szacunek.
  2. (Jednolinijkowe posty! Argh!) Krzyk zwrócił uwagę robiącego obchód Grima. Przygalopował więc bezzwłocznie, aby zorientować się w sytuacji. - Ciszej! Co tu się dzieje?! - gromko zażądał wyjaśnienia całej sytuacji. Dosłyszał wzmiankę o wykrywaniu szpiegów i uśmiechnął się bardzo szeroko. I bardzo niemiło. - Och, masz coś do wykrywania szpiegów? To bardzo świetne się składa. Może przejdziemy się ze strażnikami po jaskiniach?
  3. Grim spojrzał na kolejną żołnierkę z pewną dozą dezaprobaty. Nawet w miejscu nie potrafi ustać? Westchnął cicho, słuchając, cóż też takiego się tutaj rozegra. Oczywiście traktował swoje słowa jako prawo dla siebie i towarzyszy, dlatego liczył, że usłyszano jego słowa o możliwie krótkiej przechadzce. Na razie poświęcił się doglądaniu wyszystkiego i wszystkich, jako odpowiedzialny za nich dowódca.
  4. (Luz, każdemu się zdarza, sytuacja rozwiązana. Rozmawiajcie sobie dalej.)
  5. (Nie żeby coś, Anathielo, ale Lenita jest w tej grupie, co ja. Nie wiem, co to ma do rzeczy, ale dobrze, abyście obie o tym wiedziały.) Grim wyłuskał spośród kucyków bardziej znajomą postać. Ruby, tak, która tak zażarcie broniła życia tyranki. Skupił uważny wzrok i zorientował się, że ta próbuje właśnie wyciągnąć jednego z żołnierzy poza miejsce zbiórki. Nie wiedział zrazu, jak postąpić. Przecież już ustalali powolutku kto robi co. Z drugiej strony jednak krótka przechadzka tylko pomogłaby tej biednej klaczy. Wreszcie postanowił. Wyszedł spomiędzy reszty i zbliżył się do Lenity i Ruby. - Przejdźcie się razem, pogadajcie, ale proszę o streszczanie się. Potrzebujemy się przygotować - rozbrzmiał metaliczny głos, tym samym aprobując plany dwójki kucyków.
  6. Po prostu Tomek

    [Zabawa] Moja góra!

    Okryty cieniem i niedopiętym kaftanem bezpieczeństwa podkradam się z niebywałą ostrożnością. Szczyt góry zajmowała twoja skromna osoba, zdawała się być zupełnie nieprzygotowana na nagły atak, jaki za dosłownie chwilę miał się odbyć. Zwarłem oczy w cienkie szparki i uśmiechnąłem się złowieszczo, pełen okrutnych wizji, przepędziłem je jednak szybko. Po pierwsze skupienie, po drugie profesjonalizm, powtórzyłem sobie w myślach. W końcu przystępuję do dzieła. Do rzeczywistości przywołał cię nieznaczny szelest, a zaraz potem złowrogi chichot, z jakim opadło na ciebie jakieś ciężkie ubranie. Ręce wykręciłem ci do tyłu, zacieśniłem pasy kaftana. Nic nie widziałaś, a wszystkie dźwięki były przytłumione. - Dzień dobry, Lisico. Wybacz środki, ale szczyt jest mały - wychrypiałem. Następnie wytężyłem wszystkie siły i dźwignąłem cię z ziemi. W obu rekach poniosłem cię ku urwistej krawędzi, spojrzałem w dół i z rozkoszą wciągnąłem lodowaty wiatr w płuca. Później podniosłem cię wyżej, a potem cisnąłem w otchłań. Stałem tak przez chwilę, patrząc jak znikasz w mroku, a w jakiś czas po tym krzyknąłem głośno, napawając się echem odbijającym mój głos od zimnych, skalnych ścian. Na szczycie nie było już mojego starego leżaczka, ani flagi. Byłem jednak przygotowany. Z zanadrza wyjąłem ciepły śpiwór i karimatę, rozłożyłem to wszystko. Przed "obozem" zatknąłem karmazynowy sztandar, wkrótce potem pogrążając się w spożywaniu kiełbasek na gorąco. Wszystkie znaki na niebie i ziemi świadczyły o tym, iż góra jest moja.
  7. ...no, czas jej się dłużył niesamowicie. Biedna księżniczka w końcu zdecydowała się przyjąć Spike'a, gdy...
  8. Sprzątać na każde zawołanie monarchini musi ktoś o mocnych nerwach. Hmmm. Nie ja, raczej nikt z moich znajomych... No to niech już będzie Lisica-chan. Szacunku do pracy się nauczy.
  9. Grim Cognizance ze świstem wciągnął powietrze. Spojrzał na Shadow z dziwnym wrażeniem, że jaja sobie robi. Następnie otaksował oceniającym, ostrym wzrokiem zgromadzone kucyki. Ponura, nie wyrażająca absolutnie niczego twarz zatrzymała się na każdym po kolei, na dłużej przytrzymując w kleszczach spojrzenia bynajmniej nie przyjacielskiego skrobiącego nożem w ziemi alikorna. Rozlazły, jakby już zaraz miał skoczyć z mostu albo jakiejś wieżycy. Nawet ciemnordzawy ogier nie wpadł w taki nastrój. Zamyślił się poważnie. Zdecydował, że będzie dawał na niego baczenie, a przede wszystkim to właśnie jego weźmie z sobą na pierwszą linię. Dalej jakaś klacz, tak dla miłej odmiany pegaz. Zdumiewająco, czy wszystkie klacze spośród pegazów są do siebie tak podobne? Tym bardziej, że wyglądała na cokolwiek przelęknioną, jakby dopiero co dołączyła do całej zabawy. Zdawała się być niesamowicie mała pośród tych wszystkich wojaków naokoło. Potrząsnął głową. Teraz liczył się profesjonalizm, a nie animozje i sympatie. Do niej trzeba będzie później zagadać. Pocieszającym widokiem, w pewnym sensie napawającym nawet jakąś nieokreśloną dumą był świetnie wyekwipowany, wyglądający bardzo bojowo oddział prowadzony przez... kolejnego, cholernego jednoroga. Do kroćset. Ważne, że żołnierze, próbował się pocieszyć, lecz niewiele to dało. Ogier skrzywił się nieznacznie na widok maski zdobiącej twarz siwej klaczy. Kolejna czarownica, czy ma do ukrycia jakieś plugastwo? Obszedł oddziałek dookoła, by przypatrzeć mu się ze zdwojoną uwagą, gdy nagle został przez wymienioną zagadnięty. Już otworzył usta, aby udzielić odpowiedzi, kiedy kontynuacja zdusiła w nim jakiekolwiek oznaki uprzejmości. - Wiesz, niespecjalnie się przejmuję. Raz matka rodziła - odparł tym zdrapanym, metalicznym, zimnym jak północny wiatr i ponurym głosem jakiego z powodzeniem używał od jakiegoś czasu. Wytrzymał spojrzenie, ba, odwzajemnił je płomieniem. - Nie będę się wywyższał, ale nie odbieram rozkazów od takich jak ty. Bez dalszych dywagacji wskazał kierunek oszczędnym ruchem kopyta. Nie pozwolił sobie na żywszą reakcję w odpowiedzi na ową zaczepkę. Wyminął oddział, by dać mu swobodę ruchów. Zlustrował przy tym ostatniego jak dotąd towarzysza. A raczej towarzyszkę, bowiem znów była to klacz i znów jednorożec. Miły z ogólnego wejrzenia, ale wiadomo, pozory mylą. Nieraz za takie coś słono się płaci. Zatrzęsienie jednorożców. Z takim sformułowaniem błąkającym się gdzieś w mózgu zajął jakieś miejsce pośród nich wszystkich i odchrząknął. - Wszyscy doskonale wiecie, po co tu jesteśmy. Idziemy na miasto, by robić raban, zdjąć patrole, a przy okazji, jak się uda, podnieść tyle, ile tylko można prostych kucyków. Damy im trochę broni, jeżeli dostaniemy taki rozkaz. Robimy, proszę ja was, powstanie pełną gębą. Mamy dążyć do opanowania możliwie największej powierzchni miasta. Przy głównych skrzyżowaniach ochotnicy założą barykady. Aby mieć lepsze stanowiska musimy też opanować ulice prowadzące do zamku i poza miasto. W razie klęski dajemy czas do odwrotu dla wszystkich, sami schodzimy do tuneli na końcu, szarpiemy i opóźniamy gdzie się da. Cele o bardzo dużym znaczeniu to arsenał, zadaniem jest opanowanie i utrzymanie go. Ponadto musimy przerwać nieprzyjacielską łączność między poszczególnymi dzielnicami. Zanim jednak stanie się to wszystko, musicie wiedzieć, że wyjdziemy w postaci kilku mniejszych oddziałków, które przetrą drogę reszcie w różnych punktach Canterlot. Druga trzydzieści każda grupa ma zebrać się u wylotu wyznaczonego tunelu z wybranym dowódcą i przewodnikiem. Ci wojacy dowodzeni przez szarą dobiorą sobie jeszcze ze dwadzieścia kucyków i lecą jako całość. Ja pójdę z grupą centralną, jakieś czterdzieści kucy plus ktoś kto dobrze zna stolicę. Pytania?
  10. Drgnąłem nieznacznie. Rzeczywiście, poświęciłem się swojemu zajęciu tak bardzo, że już myślałem, iż to po mnie przyszli teraz ci ze straży zakładowej. Odetchnąłem w duchu, nie dając niczego po sobie poznać, na widok Iwana. Zastanowiłem się dobrze przed udzieleniem odpowiedzi. Imię coś mi mówiło, ale tutaj pracuje tylu ludzi, że ciężko byłoby mi związać je z jakąś konkretną twarzą. - Hmmm... Sasza, Sasza. Wiecie, towarzyszu Iwan, nie za bardzo pamiętam, o kogo może chodzić. - odparłem koledze. Ale żeby nie załamać go zbytnio swoją niewiedzą, pokierowałem go nieco na czuja do magazynu. - Towarzysz Jewgienij powinien wiedzieć, zna wszystkich. - Tylko sprężaj się - ściszyłem głos - bo ci nadgodziny mogą dosolić albo i lepiej. Po czym odwróciłem się, by dalej zajmować się marnowaniem ku chwale ojczyzny energii w sieczkarni.
  11. A ja tak pierdyknę bezczelnie pojedynczym, małolinijkowym postem w kwestiach technicznych. Jak w przystępny, a zarazem dający autorowi satysfakcję sposób zmieścić bogaty język w proste opowiadanko? Moje pierwsze i przypuszczalne ostatnie miało w sobie ten kłopot, jak sądzę. Nie lubię popełniać błędów, i dlatego byłbym zainteresowany wypowiedziami doświadczonych, pewnych swego pisarzy. Z góry dziękuję.
  12. Po słowach, jakie padły od strony czarnej jak mrok pod gwiazdami klaczy ogier starał się zasalutować, jednak wyszło mu to jak zwykle, czyli wcale. Wyjątkowo nie przejął się tym, zaprzątnięty nową a niespodziewaną rolą. Lekko otworzył usta. - Och... znaczy się ta-jes! - odpowiedział twardo, wracając swoim zwyczajem do całkowitego porządku. Zgodziwszy się na czasowe, jak mniemał przyjęcie stanowiska zaczął z podwójną, bardzo wytężoną uwagą wsłuchiwać się w słowa Shadow. Teraz był odpowiedzialny i musiał przejmować się wszystkimi szczegółami, by na darmo nie tracić swoich nowych towarzyszy broni. Nie miał więcej pomysłów dotyczących całokształtu, zamiast tego planował już jak zająć się swoją grupą. Oczywiście, pójdzie z którymś oddziałem na pierwszą linię, lecz wiązało się to teraz z wyznaczeniem pomniejszych dowódców spośród kucyków, których kompletnie nie znał... Nie czuł się przywódcą, skoro jednak się zgłosił, nie miał specjalnego wyboru, zresztą w głębi siebie i tak cieszył się z możności wyjścia między kuce. Swoją drogą, ciekawe czy Dust jest w stalliongradzkiej rebelii, czy też poległ, albo, co gorsza, trzyma z wrogiem. Grim zawstydził się z powodu tego, że mało myśli poświęcił przyjacielowi, ale teraz wyrozumował, że dumaniem niewiele osiągnie, liczyły się dzieła. No i uderzyła niczym cep go jedna, brutalna, osobiście tragiczna prawda. Cholera jedna wzięła sen. Z miną pełną ogólnej dezaprobaty oraz niechęci wobec świata roztrząsał każdy szczegół, jaki wpadł do jego wiejskiego łba. Nie polepszyło mu to i tak bardzo niskiego nastroju. Jednakowoż musiał porozmawiać z ewentualnymi członkami grup dywersyjnych, przemówić do nich, dlatego bezzwłocznie po zakończeniu przez Shadow objaśnień zwrócił się wprost to niej wyuczonym, mechanicznym głosem. - Dowódczyni, gdzie mogę znaleźć kucyki z mojej grupy? Muszę zamienić z nimi kilka słów.
  13. Grim wyrwał się z zamyślenia. Skinął głową z wyrazem uprzejmej podzięki mocno zabarwionej ponurym zdziwieniem na słowa Shadow. Niespecjalnie wiedział, co mógłby na to odpowiedzieć, dlatego też zmilczał, mając nadzieję, że już nikogo tym nie obrazi. Miał serdecznie dosyć kłótni i przepychanek, zajedno słowem czy czynem. Na dodatek jego nastrój sparszywiał jeszcze bardziej, kiedy zdał sobie sprawę, że w bardzo rażący i widoczny sposób jego myśli zamknęły się w cholernym błędnym kole. Wciąż tylko kilka najważniejszych tematów go zaprzątało, napawając odrażającą niechęcią do życia i walki. Stawiał opór ponurym wizjom. Uważnie obserwował każdego kucyka po kolei, na każdym z nich zatrzymując mroczne, ciężkie wejrzenie. Oddychał głęboko, skupiając uwagę na wszystkim, co mówiono dalej, chociaż, zdawało się, narada ma się ku końcowi. Zastanawiał się, czy dodać coś od siebie do klarującego się planu. Wreszcie zdecydował się na to, by nie przedłużać niepotrzebnie. - Jeżeli mielibyśmy się podzielić na grupy, to w mojej opinii powinny być takowe trzy. Jedna szturmowa, jak wskazałem, zrobiona z magów jakichś bitewnych czy innych, co robią krzywdę. Druga mieszana, dobrze byłoby popróbować coś z tym gazem. Dokończyć podkop w koszarach, każdego wojaka zaopatrzyć w niewielki słoiczek wypełniony sarinem, czy jak to się tam zwało, i w jakąś ochronę. Oni najsampierw obrzucą Podmieńce tym gazem, a potem wypadną z mieczami. Opór powinien być słabszy, bo tu wchodzi działanie trzeciej i ostatniej grupy. Owa ostatnia grupa powinna składać się z wytrawnych wojowników, lecz nie takich najsilniejszych. Ci pójdą do dwóch pierwszych. No więc trzecia rozbije się na pomniejsze, kilkudziesięciokucykowe oddziały i wylezie w jakichś dalekich zakątkach, by wzywać ochotników, likwidować miejskie patrole i robić ogólny zamęt. Na nich na pewno wyjdzie trochę strażników. Spróbować ich pokonać, a jak nie, to łączyć się w większe oddziały. Można tak robić co określony lub nie czas w kilku różnych miejscach, aby zdezorientować wroga. No i to tyle, jak wybuchną walki w mieście wiecie, gdzie mnie szukać. A teraz, jeżeli nie jestem potrzebny, chciałbym pobyć sam. Maska z twarzy Grima ani myślała opaść, on też nie zmienił ani na jotę pozycji, w jakiej siedział od swojej poprzedniej wypowiedzi. Po prostu trwał nieruchomo, czekając co powie Shadow.
  14. Po prostu Tomek

    [Zabawa] Masz czy nie masz?

    Tak. A masz może walkmana?
  15. Grim Cognizance pominął ostatnie kilka(naście?) minut smutnym milczeniem, z zacięciem godnym lepszej sprawy wpatrując się w podłogę. Umysł jego skrywał nieprzenikniony mrok, kiedy sam dla siebie rozważał różne aspekty "współpracy" w drużynie idącej po jedzenie, a teraz w całej tej kolorowej, porąbanej kompanii. Stracił zainteresowanie otoczeniem, zwężając oczy w szparki. Twarz, już wcześniej sprawiająca wrażenie wyblakłej i martwej, zaczęła wyglądać jak woskowa maska, bez jakiegokolwiek śladu emocji. Żałował, że odezwał się do Atlantisa. Po trosze nim gardził, a dał się ponieść odczuciu rażącej niesprawiedliwości bijącej ze słów niebieskiego jednorożca. Dlatego zerwał psychiczną więź ze światem, by bardzo szybko skupić się tylko i wyłącznie na osobie Shadow tak dalece, że zdała się wypełniać mu całe pole widzenia. Machinalnie schował miecz do pochwy, postanawiając użyć go po raz pierwszy na jakimś Podmieńcu albo nocnym gwardziście, by to krew wroga, a nie sojusznika, nadała ostrzu intensywna barwę czerwieni. Melodia Ruby płynęła przez przestrzeń, a zdawać by się mogło że i przez czas, docierając do lat młodości ciemnordzawego kucyka. Lat spokoju, miłości, dobrej zabawy oraz trudnej nauki w szkole powszechnej. Nie wyrwała go jednak z panującego nad nim całkowicie nastroju ponurej beznadziei, zamiast tego dodatkowo dokładając poczucie winy. Dlaczego porwał się na to wszystko? Dlaczego czuł się źle, jak dopiero teraz się do tego przyznał sam przed sobą, za każdym razem, jak wybuchała jakaś sprzeczka? Dlaczego z kolei nikt nie raczył go czasem posłuchać w chwilach spokoju? Albo dlaczego on nie chciał słuchać nikogo z nich? Pytania te były retoryczne. Nie zostały i nigdy nie zostaną zadane na głos. Odpowiedzi na nie też raczej nie ma cię co spodziewać, bowiem znikąd nie nadejdzie. Sam musiał uporać się ze swoim nastrojem, po kolei rozpracowując każdą kwestię. Porwał się, bo jednak czuł związek z ojczyzną, mimo iż o tym nie wiedział. Od niedawna dopiero zdał sobie sprawę, że jest equestriańskim patriotą, cokolwiek by nie sądził o księżniczkach czy jednorożcach. Czuł się źle, ponieważ sam zaczął rozumieć potrzebę zachowania jedności w tak skrajnie trudnej sytuacji, w jakiej wszyscy się znaleźli. Nie słuchano go, bo nikt tak naprawdę nie zamierzał się nim przejmować, nie wspominając o jego opiniach. Był jak tło, jak biała ściana jakiegoś budynku. Jest, ale nikogo nie obchodzi, dopóki nie zagradza drogi. Przypuszczalnie on, Grim, tak samo traktował innych. Może poza Animal, do której nabrał najsampierw zaufania pomimo jej niecodziennych... umiejętności, a później wręcz pokochał ją jak starszy brat siostrę lub wręcz ojciec córkę. I może poza Rebonem, który zdolnością do poświęceń i obiektywnie patrząc nieustępliwością oraz honorem zasłużył na szacunek. Tok myśli ogiera został, jak poprzednim razem, przerwany najczystszą, nieskazitelną ciszą, jaka zapadła na moment. Ta cisza stanowiła preludium, jakie zawsze poprzedzało wypowiedź najbardziej tajemniczej osoby w tej sali. Głos zabrała przywódczyni rebelii, Shadow. Trzeba wskazać, że po pierwszych słowach czarnego jednorożca Grim na krótką chwilę dopuścił do mózgu myśl o opuszczeniu pomieszczenia. Miał swoje własne poglądy na otaczającą go rzeczywistość. Nie były one jednak warte funta kłaków w okupowanej, jęczącej pod jarzmem dwóch Królowych Equestrii, w której teraz musiał żyć i którą chciał wyzwolić. Dlatego stłamszona myśl zgasła jak płomyk świecy pod przykrywką. Kucyk wiedział doskonale, że nie byłby godzien westchnienia, gdyby wyszedł. To była zdrada. Słowa "wiem o niektórych aż za dużo" wzbudziły w nim nie do końca uświadomioną ostrożność. Oderwał wzrok od mówiącej, by powędrować za jej spojrzeniem. Sandstorm, Wiktor, Masked. Och, to, dlaczego przy tych słowach oni zostali wskazani nie dziwiło go w najmniejszym stopniu. Ale dlaczego ta nowa klacz, która pojawiła się w czasie potyczki na farmie? Pojawiła się tak jakby z powietrza. Dalsza wypowiedź wraziła się w jego umysł ognistymi zgłoskami. Czyny, nie słowa. Znowu poczuł się lekko winny. Oni tu siedzą i się żrą, a Grim razem z nimi, kiedy trzeba bić nieprzyjaciela. Poświęcenie, choć to może dać innym, nawet jeśli marzył tylko o świętym spokoju. Kolejne zdania zbiły go nieco z tropu. Zasłuchał się, próbując ogarnąć wyobraźnią liczby i przedmioty wymienione przez kolejnego z "ważnych", Green Sparka. Nawet mu się to udało, choć dla niego pięć tysięcy, dziewięć, czy aż dwanaście brzmiało jak pojęcia abstrakcyjne. W Stalliongradzie nie zastanawiał się zbytnio, ile właściwie jest wrogów, nie było na to czasu. Tutaj kolejne numery podane poważnym głosem służbisty robiły wrażenie. Pomysł na uwolnienie miasta skonfrontowany z tymi danymi i widokiem masywnych murów, jaki ogier wciąż miał przed oczyma wydawał się po prostu śmieszny. Ta śmieszność odebrała mu bardzo dużą ilość nadziei. Odbiło się to na jego twarzy bez udziału woli. Zanim odpowiedział, spędził kolejny okres czasu nad dokładnym analizowaniem każdego nowego pomysłu, jaki go naszedł. Przerwała mu kolejna, ostatnia wypowiedź Shadow. Jej głos nie brzmiał w najmniejszym stopniu życzliwie lub przyjaźnie, ale odbił się od niego jak morska fala od twardej skały na brzegu. Upór wymalował się twarzy-masce, na moment ożywiając ją, zaraz jednak zniknął, gdy kuc skinął powoli głową, wyrażając przyjęcie rozkazu do wiadomości. Nie rozumiał, dlaczego zagrożenia nie można usunąć permanentnie, lecz nie oponował. Już nie. Z niezmącona wbrew ogólnemu wrażeniu uwagą wysłuchał także planów całej reszty drużyny, aby nie powtarzać się i nie wprowadzać zbędnego zamieszania. Wstał, by zwrócić na siebie uwagę. W końcu w sali raz jeszcze rozbrzmiał mechaniczny, ponury, głęboki oraz zmęczony głos. - Użycie gazu w koszarach to dobre rozwiązanie problemu Podmieńców choć w części. Popieram ten plan. Tunele może wykorzystać kilka grup, które z dala od zamku wywołają zamieszanie i jednak spróbują podburzyć mieszkańców. Tak na logikę przynajmniej część powinna poprzeć powstanie choćby sama dla siebie, bo warunki ich życia olśniewające raczej nie są. Do samego zamku wtargnęłaby po opuszczeniu go przez cześć spaczonych żołdaków taka elitarna grupa, jak opisałem poprzednio, i ona pokonałaby tyrankę. Dalej wasza wola, róbcie z nią co chcecie. Ja, jeżeli mogę prosić, chciałbym iść z tymi grupkami podżegaczy na ulicę, między zwykłe kucyki. Akcja powinna być skoordynowana w czasie, do czego bardzo przyda się wasz wywiad. Nie możemy zwlekać, nie wiemy ile zajmie gwardii dotarcie do zarzewi buntu. Tunele pomogą i w ataku, i w ucieczce. Co do pociągu pancernego i wysadzeniu go przy stacji, jest to po pierwsze trudne, po drugie najbardziej niebezpieczne ze wszystkich pomysłów na jakie dotąd wpadliście. Wokoło stacji mieszka wiele kucyków, które mogą zostać skrzywdzone przez wybuch. Nie ryzykowałbym aż tak bardzo, nawet uzbrojenie tej pewnie nikłej ilości ochotników jaka by nas poparła nie jest aż takie groźne. Więcej sugestii nie mam, to nie ja jestem tutaj wodzem czy mózgiem. Podałem już wszystkie swoje pomysły. Odchrząknął i usiadł z cichym jękiem. Był zniechęcony i dało się to zaobserwować. Zjeżył się nieco na niespodziewaną gwałtowną reakcję Rebona na jakiś przytyk Wiktora. Dawna, zakopana nieufność obudziła się ponownie. Ciężkie spojrzenie powędrowało w stronę, w którą udał się człowiek i pegaz. Zaraz jednak przygasło, stłumione bezwładnym, starczym wręcz spokojem.
  16. Krzyczę na nią w niczym nieuzasadnionej wściekłości, po czym gonię ją z miotłą przez następne 100 metrów. Puka rockman.
  17. Po prostu Tomek

    Przypasuj oczy!

    Ness Cava Potter, avatar Cadence.
  18. Skryłbym się w swojej piwnicy, wpierw próbując zgromadzić odpowiednie zapasy wszelkiej maści. Następnie przypuszczalnie starałbym się ochronić swoją rodzinę, być może sięgając w tym celu po broń. A potem pewnie bym umarł. Co byś zrobił, gdyby odwiedził cię Śmierć, tak po przyjacielsku?
  19. Po prostu Tomek

    Jaki to skrót

    Wielka Armia Republiki (Star Wars forever) MNAACO
×
×
  • Utwórz nowe...