Skocz do zawartości

Elizabeth Eden

Brony
  • Zawartość

    2954
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Posty napisane przez Elizabeth Eden

  1. - Jestem w stanie cofnąć barierę tylko o 200 kilometrów, więcej nie mogę, to może rozsadzić przestrzeń, musisz zrozumieć, że przez ten cały czas otwarty był portal musiałam przenieść całą Equestrię, żeby uratować was od zagłady, marnowałam to tego całą swoją energię, lecz już mi się udało. Bariera się nie poszerzy - dodała i zdjęła z siebie bańką stając prosto w całej swojej okazałości przed wszystkimi.

     

    (NA DZISIAJ KONIEC, IDĘ JUŻ, ALE JUTRO JAK NAPISZĘ BĘDZIE KONTINJU)

  2. Celestia siedziała spokojnie obserwując to co się dzieje. W pewnym momencie jej róg się zaświecił a Dennis zawisł kopytkami do góry.

    - Dla bezpieczeństwa, żebyś nie zrobił krzywdy moim gwardzistom, jesteś nerwowy - powiedziała i usadowiła się wygodniej w swojej bańce okrywając Cadance skrzydłem. Różowa alicorn szepnęła coś Celestii. Ta spojrzała na nią zmartwiona.

    - Dobrze - powiedziała cicho i pozwoliła Cadance opuścić bańkę.

    Cadance podeszła do wiszącego kuca i przytuliła go miękkimi skrzydłami.

    - Już dobrze. Nie denerwuj się. I nie nazywaj mnie... nas taboretem. Przypomina mi to czasy, jak byłam mała i wyzywali mnie od kredensu, a to nie jest miłe.

  3. Celestia spokojnie patrzyła na kuca.

    - Rozumiem i przykro mi, że masz o mnie takie zdanie, jednakże musiałam zwiększyć barierę i trudno jest mi to tobie wytłumaczyć. Nigdy nie chciałam niczyjej śmierci - zakończyła cicho i upiła łyk ze swojego kubka. - Jednakże jeśli tak bardzo pragniesz się ze mną zmierzyć w walce - dokończyła jakimś takim groźnym głosem - jestem w stanie wyrazić na to zgodę.

    Cadance szybko wciągnęła powietrze...

  4. Celestia nagle pojawiła się wśród całego rozgardiaszu, jednak była w ogromnej różowej bańce, która uniemożliwiała przebicie przez nią czegokolwiek i od razu objęła nią zaskoczoną Cadance, która uśmiechnęła się lekko do ziemi.

    Celestia usiadła w swojej bańce, wyczarowała sobie małą filiżankę z herbatą i pytającym wzrokiem rozejrzała się naokoło.

    - No. Więc o co chodzi?

  5. Dobra. Transakcja akceptowana.

     

    W pewnym momencie na polu bitwy pojawiła się Luna. Dla czystej przyjemności patrzenia na ludzi przemieniła się w Nightmare Moon i odezwała głosem Canterlotu, tak, że wszędzie ją usłyszeli.

    - JEŚLI ROZPOCZNIECIE BITWĘ, SAMI SOBIE ZASZKODZICIE, EQUESTRIA NIE JEST ODPOWIEDZIALNA ZA WASZE RZEZIE! 

     

    Zmieniła się z powrotem w siebie, uśmiechnęła lekko.

    - Radzisz sobie Cadance? - zapytała.

    - Tak - powiedziała klacz cicho z lekkim strachem, spowodowanym nie tylko Nightmare, ale dziwnym wyznaniem kuca naprzeciwko.

    - To my już znikamy.

     

    I Luna znikła.

    - Ma ona klasę - mruknęła do siebie Cadance.

  6. - Tak, pojawi się - powiedziała. - Discorda nie jestem pewna, ale tam gdzie coś się dzieje, on zawsze musi być - dodała - potrzebujecie więcej miłości - stwierdziła nagle i rzuciła na dwoje ludzi zaklęcie, które miała po prostu ogrzać ich serca. Jednak nie przewidziała, że na ludzi działa ono inaczej i pojawił się pewien problem z ich ... narządami rodnymi, które postanowiły przyłączyć się do rozmowy.

  7. Cadance lekko odchyliła głowę w bok, kiedy samolot koło niej przeleciał, jednak nie zareagowała.

    - Rozumiem. Jeśli tłumaczyłeś im to, co my zawsze, to i mnie nie posłuchają. Na razie musimy postarać się, by jak najmniej ludzi zginęło, Księżniczka Celestia powinna później do nas dołączyć - powiedziała, jakby samo przybycie Celestii miało rozwiązać sprawę. 

  8. Celestia spojrzała powoli na list.

    - Cadance. Idź teraz ty, wierzę, że sobie poradzisz. Ja dojdę później - powiedziała cicho patrząc na jeden z witraży.

     

    Księżniczka Cadance machając uroczo różowymi skrzydłami pojawiła się na samym środku przygotowywanej właśnie bitwy.

    - A co tu się dzieje?

×
×
  • Utwórz nowe...