Skocz do zawartości

Elizabeth Eden

Brony
  • Zawartość

    2954
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Posty napisane przez Elizabeth Eden

  1. Kobieta swoją bladą dłonią odebrała kartę i patrzyła na nią przez chwilę, a potem oddała.

    - Dobrze, czy jesteś świadomy ryzyka, jakie niesie za sobą praca tutaj? Czy jesteś świadomy, że jakakolwiek zdrada może cię po prostu zniszczyć na zawsze? Czy jesteś świadomy..., że mnie nie da się oszukać? - teraz Elizabeth już wstała.

    - Jeśli tak.. podpisz - wyjęła z szuflady plik kartek i podała mu. - Na pierwszej i ostatniej stronie... o tu - pokazała mu małe miejsca na kartkach.

  2. Kobieta odchyliła się lekko w swoim fotelu. Tak czy siak, potrzebowała kilka nowych osób, a w sumie w JAKIŚ sposób je rekrutowała.

    - A dowód tożsamości? Jeśli chce pan tu pracować, muszę być pewna, że mnie pan nie zdradzi, posiadam umowę z NASA i papier, który mówi, że moje laboratorium jest LEGALNE. Powracając do umowy z NASA, jakiekolwiek wydanie tego co się tutaj bada może panu przysporzyć problemów. Poważnych, nie bawimy się tutaj w małych naukowców - dzięki tej gadaninie mogła zwykle zobaczyć jaki jest człowiek stojący przed nią. Najczęściej tchórzyli, jednak na tych, których to nie zraziło obdarowywała przynajmniej troszkę większym zaufaniem i mogła to ciągnąć dalej. 

  3. Znaleźli się w jej, o wiele większym i milszym od tego Aurory, gabinecie.

    - Słucham? - zapytała otwierając lekko szerzej oczy. - Przykro mi, ale my już mamy sponsorów - powiedziała i zmarszczyła lekko brwi pochylając się do przodu przy swoim biurku.

     

    Jak dla niej, on po prostu chciał zgarnąć informację o laboratorium. Co to, to nie. 

  4. Dziewczyna pokiwała lekko nieprzytomnie głową i wykręciła numer.

    - Emm.. przepraszam..., że przeszkadzam, ale...

     

    Elizabeth, która już po kąpieli ubrana w koszule nocną przeglądała ostatnie wyniki badań w swoim łóżku dość niechętnie podniosła słuchawkę.

    - Czego chcesz, Aurora? Co? Ale kto... ja się z nikim nie umawiałam... no dobrze.... dobrze... ja rozumiem...  - rozłączyła się.

    Eh.

    Eh.

    Eh.

     

    Ktoś uczepił się do jej laboratorium, a ona musiała to załatwić, jak zwykle.

     

    Ubrała się w amoku w swoje ukochanego czarne stroje, upięła jasne włosy, włożyła bryle i strój laboranta i wyszła.

    Tym razem pojechała autem, nie było czasu, by złapać autobus.

     

    ***

     

    Dojechała w końcu i nawet nie witając się z nikim na korytarzu wbiegła na schody.

    Zatrzymała się przed gabinetem Aurory, wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i weszła.

    - Witam. Zapraszam, do mojego gabinetu. Aurora, dziękuję - powiedziała obojętnie, kiedy wychodzili chuda kobietka wydawała się odczuć pewną ulgę.

  5. Kobieta spojrzała na niego, a jej oczy lekko się rozszerzyły, potem spuściła głowę i wpatrzyła się w swoje dłonie.

    - Nie mi o tym decydować, mogę... zadzwonić po panią Eden, na pewno przyjdzie, zawsze przychodzi jak chodzi o laboratorium... - mruknęła.

    Do gabinetu weszła nagle kobieta z rozwianymi czarnymi włosami, sprawiała wrażenie lekko ześwirowanej.

    - Słuchaj, Aurora, podali jej ten środek, co Elizabeth kazała, usnęła, mamy zaczynać czy czekać na dyrektorkę?

     

    Aurora drgnęła, spojrzała przelotnie na gościa, a potem powiedziała bardzo szybko:

    - Oczywiście, że czekać. Nie wybaczyłaby wam, gdybyście to teraz zepsuli. Wyjdź, odstaw ją na poziom C.

     

    Kiedy czarnowłosa wyszła Aurora zaczęła bawić się swoimi palcami.

    - To... zadzwonić?

  6. - Wejść - rozległ się czyjś lekko poddenerwowany głos.

    Aurora Perts była chudą, wręcz anorektyczną kobietą o ciemnobrązowych oczach i czekoladowym(że kolor) kucyku na głowie. Mówiła z silnym angielskim akcentem i przerzucała papiery na stole lekko drżącymi dłońmi. Cały gabinet był średniej wielkości, raczej nie stawiano w nim na ozdobnictwo, a na praktyczność. Przed biurkiem Aurory stały dwa zielone fotele.

    - Usiądź - powiedziała jakby spodziewała się twojej wizyty. - No, więc? Czego chcesz? Nie wiem kim jesteś, ale jak umówiłeś się z panią Eden, to przykro mi, będzie jutro - mamrotała.

  7. Mężczyzna o brązowym kucyku spojrzał na niego obojętnie.

    - Drugie piętro, pierwszy gabinet, zastępczyni dyrektorki, Aurora Perts - wyrecytował chłodno formułkę i zajął się swoim komputerem. 

     

    Korytarz wyłożony był białymi kafelkami, tu i tam kręciły się postacie w białych strojach. Z boku była winda, jednak ty miałeś iść schodami, bo owa winda jechała tylko w dół. 

  8. Elizabeth na reszcie dojechała do domu. Natychmiast zdzwoniła się z laboratorium. Wszystko było ustalone, jutro o ósmej znów będzie wokół swoich papierków. Jutro przywiozą nowy obiekt testowy - kobieta z dalekiego wschodu. Wywołają u niej ciążę i zmieszają genom wilka z genomem ludzkim. I zobaczą co z tego wyjdzie. Tak. Wszyscy są ciekawi, czy wyjdzie z tego jakiś zmutowany wilkołak, człowiek o innym metabolizmie organizmu, jakiś nadnaturalny wilk, czy może nie wyjdzie nic i płód umrze.

    Jednak warto spróbować.

     

    Eliza poszła wziąć prysznic.

     

    (ZGŁASZAM JUTRO NIEOBECNOŚĆ)

  9. Elizabeth kierowała autem ze zmaltretowaną miną. To było takie... nudne. I nie mogła nawet pomyśleć nad badaniami, bo musiała się skupiać na drodze. Właśnie dlatego wolała chociażby autobusy. Do tego słońca świeciło jej w oczy.

    - Nie, no ja tam dojadę - jęknęła stając na poboczu. Była dopiero kilka kilometrów za Warszawą. 
    Wyciągnęła zwykłą, klawiszową komórkę.

    - Mamo... powiesz mi po co ja mam w ogóle do ciebie przyjeżdżać? - zapytała lekko podirytowana. Tyle jeszcze badań przed nią!

    - A to już rodzicieli nie wypada odwiedzić? - zapytała Miriam.

    - Ale musisz zrozumieć, nie mogę... Mam jeszcze tyle do zrobienia, pracujemy nad uwydajnieniem ludzkiego organizmu. Nie będziemy się męczyć, będziemy silniejszy, bardziej wytrzymali, potrzebuję do tego materiału genetycznego innych ssaków, ale...

    - Dobrze, dobrze. Pracuj, ale jeśli do następnych dwóch miesięcy nie zobaczę cię we Wrocławiu, to ja tam przyjadę!

    - Dobra - powiedziała Eliza już trochę bardziej szczęśliwa.

    Zawróciła auto.

    Badania czekają.

  10. (yay :D)

     

    Elizabeth uniosła ostrożnie jedną z fiolek z bladoczerwonym płynem. Była to prosta mieszanina kilku substancji, która w kontakcie ze skórą wyżerała ją tworząc wrażenie spalania ciała. Jednak to było proste i oczywiste, ona chciała to urozmaić. Szkoda tylko, że nie miała czasu, bo umówiła się dzisiaj z matką. Specjalnie wzięła wolny tydzień, choć zrobiła to z niechęcią. 

    Jednak Miriam Eden nie była osobą, która lubi tych co nie dotrzymują słowa.

    Z cichym westchnięciem uporządkowała wszystko, chowając co cenniejsze rzeczy do sejfu i wyłączając wszystkie urządzenia.

     

    Włączyła alarm przeciwwłamaniowy i z przygotowaną przed pracą granatową torbą wyszła do auta, oczywiście ubrana z powrotem w swój nienaganny strój, mimo, że na dworze panował taki gorąc. Z nieco zrezygnowaną miną wyjechała z podjazdu.

     

     

    _____

     

     

     

    Za to w laboratorium, tak jak zawsze panowała niemal całkowita cisza przerywana tylko kilkoma chrząknięciami lub mruknięciami naukowców.

    Cała instytucja badawcza nosiła nazwę ,,The Eden's Laboratory''. Nic ta nazwa nie mówiła i bynajmniej ludzie uważali to za zwykłe miejsce w którym bada się roślinki, albo zwierzątka. Ale tak nie było. Instytut wykupywał tych, co w innych krajach skazani byli na karę śmierci i przeprowadzał na nich badania, mające na celu udoskonalić ludzki organizm. Oprócz tego zajmowali się też wytwarzaniem nowych substancji, najróżniejszego rodzaju. Laboratorium nie wychylało się, znajdowało się w zwyczajnie wyglądającym białym klocku, stojącym na granicy Warszawy. No... posiadało jakieś tam podziemia, ale któż mógłby zobaczyć to z zewnątrz. Instytucja była założona legalnie, to wszystkim wystarczało i nikogo nie powinno obchodzić co się tam dzieje, tym bardziej, że może to zapewnić wielką przyszłość ludzkości.

     

    Obecnie zastępczyni założycielki Elizabeth, Aurora Perts operowała całym budynkiem. Była w tym prawie tak dobra jak sama Eliza. Jednak prawie robiło różnice i na dłuższą metę nie mogłaby zajmować się laboratorium. 

     

    Jednak Aurora zauważała, w przeciwieństwie do Elizabeth, zagrożenie ze strony wschodu i zapewnienia Elizy, że mało ją to obchodzi i ewentualnie przeniosą się do Anglii, wcale ją nie uspokajały. No cóż. Dobrze, że nikogo nie interesuje to miejsce....

     

    (Tak Btw. W laboratorium pracuje po połowie Polacy, po połowie Anglicy)

  11. Elizabeth ze znudzoną miną wracała z laboratorium. Nie wydarzyło się dzisiaj kompletnie nic przełomowego, nic nie stworzyła, do niczego nie doszła. Badania nad próbą udoskonalenia ludzkiego genu nie poszły do przodu. Mówiąc prosto - stracony dzień. Jechała autobusem, bo mimo, że miała auto jeździła nim tylko do Wrocławia do rodziców. Poza tym na swój sposób lubiła jazdę większymi środkami transportu. Było dzisiaj cholernie gorąco, a ona miała na sobie suknię na długie rękawy, a na to strój laboranta. Jednak nie zamierzała przebierać się w autobusie, co to, to nie. 

     

    Kiedy na reszcie dojechała do przystanku na obrzeżach miasta z zadowoloną miną zdjęła biały fartuch i podwinęła lekko sukienkę. Okulary zdjęła dopiero w swoim średniej wielkości jednorodzinnym domku. 

    Musiała zachować pozory idealnego naukowca, tylko po to miała te bryle.

    Przebrała się w coś bardziej lekkiego(na co pozwalała sobie tylko w domu, nikt nie miał prawa zobaczyć ją w czymś innym niż całym czarnym komplecie!) i włączyła telewizor na wiadomości.

     

    Mówiąc szczerze wojna obchodziła ją mało do czasu, aż dotknie jej laboratorium, w którym prowadzone były, no cóż, nie zawsze legalne eksperymenty.

     

    Znowu zrobiła znudzoną minę, rozpuściła włosy i podeszła do swojego barku z miksturami. 

  12. Historia Magii dla Seluny (uber czcionka, wygląda jak notatki :))

    historia_magii_1_by_elizabetheden-d7mvmm

    (zadanie do soboty, godzina 17)

    Zaklęcia:

    zaklecia_2_by_elizabetheden-d7mvmka.jpg

    (ten podpunkt to chodzi o drugi akapit. Do piątku 17.)

     

    (Timber chciała zrobić za dodatkowe punkty. Uparła się, no cóż, ale z niego nie zdaje. Czekam na eseje :))

    (Uznajmy, że macie taką wiedzę, jaka była na zajęciach. Nie wybiegajcie do przodu. Nie mówię oczywiście o historii Voldemorta, to każdy czarodziej powinien znać, ale ogólnie o wiedzę :). Chyba, że ktoś w końcu będzie chciał iść wypożyczyć książki w bibliotece)

  13. Dzisiaj będą lekcje Historii Magii i Zaklęć.( Nie zapominajcie o esejach z Zielarstwa i Wróżbiarstwa)

     

    Następnego dnia w do Hogwartu dotarła informacja o zamordowaniu całej rodziny Potterów w ich własnych łóżkach. Była to o tyle wstrząsająca wiadomość, że zginęli przez to samo zaklęcie co ich córka. Nauczyciele wpadli w lekki popłoch, ale jak najbardziej starali się tego nie okazywać.

    W Hogwarcie pojawiła się ostatnia żyjąca z Drugiej Bitwy Czarodziejów - Luna Scamander. Starsza, ledwo poruszająca się kobieta rozmawiała dwie godziny z dyrektorką w jej gabinecie i pojechała.

  14. Imię i Nazwisko : Elizabeth Eden ( :P)

    Rasa: Człowiek

    Stopień:

    Zawód: Naukowiec/Wynalazca

    Wiek: 26 lat

    Płeć: Kobieta

    Krótka Historia: Jej prababcia przyjechała do Polski z Anglii. Jej matka jest wykładowcą fizyki i chemii na Uniwersytecie Wrocławskim, a ojciec pilotem samolotu. Nie ma rodzeństwa. Dobrze się uczyła, pojechała na Oxford, a potem wróciła do Polski i obecnie pracuje w Warszawie. Oprócz zwykłej pracy wynalazcy(to bardziej hobby) jest laborantką w Zamkniętym Instytucie w którym bada się dziwne zjawiska. Pochodzi z Wrocławia. Zna i Angielski i Polski, oraz podstawy Japońskiego.

    Wygląd: Wysoka i chuda, platynowe włosy do łopatek, niebieskie oczy, blada cera. Zarysowane kości policzkowe. Makijaż bardzo nikły. W pracy nosi biały stron naukowca i prostokątne okulary z czarną oprawką. Na co dzień czarna sukienka za kostki i brak okularów, bo wzrok ma dobry, ale... . (No, przepraszam, ja nawet w realu chodzę TYLKO w spódnicach i długich sukienkach). Raczej nigdy za bardzo ją moda nie kręciła.

    Cechy Charakteru: Opanowana, Inteligentna, Trochę opryskliwa i podejrzliwa, jednak dla znajomych dobra. Raczej cicha, ale jak już się rozgada to nie ma zmiłuj. Uczciwa, ale potrafi być chytra.

    Zdolności: Jest wynalazcą, więc tworzenie broni, nawiązywanie kontaktów, potrafi innych oczarować, to kobieta czynu. Do tego podstawy broni białej i palnej. Potrafi się schować i skradać.

    Pochodzenie: Angielskie

    Znaki Szczególne: Ma dosyć długą bliznę od prawej łopatki do kości krzyżowej(efekt nieudanego eksperymentu z pewnym ,,czymś'' w laboratorium) jednak na co dzień jej nie pokazuje.

    Strona: Tak na prawdę to żadna, uważa(będzie uważać?), że ludzie są lepsi od kucy, ale to może się zmienić. Jednak na początku będzie chciała kuce... zbadać i będzie nimi zafascynowana.

    Ekwipunek: Podstawowy laboranta. Do tego może atakować jakimiś dziwnymi, wymyślonymi przez siebie miksturami. Ma swój ukochany nożyk, który zawsze jej pomaga, jak ją ktoś napada. 

     

     

    Na reszcie ktoś inny będzie męczył się tworzeniem sesji, a ja potruję mu życie :D

  15. Drużyna Twilight Sparkle 

    Choć nie wiem na czym by to miało polegać, mam nadzieję, że to się wyjaśni, bo nie wiem, co to haxball XD

     

    Przetrzepałam temat i już wiem. Może być fajnie, raz kozie śmierć. 

    Acz, od razu mówię, że nie jestem pewna, bo przez wakacje mam pracę i nie zawsze mogę być. 

  16. (Nie zapominaj o lekcji eliksirów :P)

     

    Bibliotekarka uśmiechnęła się miło. 

    - Mamy na przykład fascynującą książkę o wszystkich stworzeniach świata magii. Podstawowe opisy, jednak sądzę, że każdy powinien je znać, a wy jeszcze nie chodzicie na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami - zapiała Hieronime.

     

    Podała jej średniej wielkości tom, a potem zapisała w swoim dzienniku.

    (Dostaniesz na PW. Ty wypożyczasz, a nie oni :P)

  17. Dzisiejszego dnia już rano w Wielkiej Sali dyrektorka smutnym głosem obwieściła, że przyczyną zgonu było zaklęcie tnące, skierowane na serce dziewczynki, jednak nie wiadomo było, kim był sprawca. W szkole pojawili się rodzice i dziadkowie dziewczynki. Andrea i Harry Potter(Nie. Nie ten, nowe pokolenie), a dziadkowie Albus i Lysander Potter. (Już wiecie jakie mniej więcej czasy :P). Widać było, że byli zrozpaczeni, a nawet wystraszeni.

     

    Nauczyciele coraz częściej cicho rozmawiali na korytarzach, jednak na widok uczniów natychmiast zaczynali milczeć.

     

    Dziś odbyła się pierwsza lekcja eliksirów:

     

    eliksiry_1_by_elizabetheden-d7mqjeb.jpg

     

    (Klik, by przybliżyć i... sposób przyrządzania zrobiony całkowicie przeze mnie :P)(Wiem, że błąd w słowie moździerz, ale musiałabym cały tekst usuwać, by poprawić, a nie miałam już chęci...)

     

    Zadanie na piątek. Nie ćwiczycie, po prostu w piątek o dowolnym czasie przychodzicie, pięknie i barwnie opisujecie jak przyrządzacie eliksir(im bardziej barwnie, tym lepsze oceny!) i wychodzicie. (Po zaliczeniu eliksiru możecie go tworzyć :))

    Biblioteka zostanie uzupełniona o dwa nowe tytuły. Podane one będą w google docs. Zapraszam!

  18. Kolejna Gra będzie, kiedy mi się zachce. Pewnie w wakacje.

     

    A teraz...

    Podziękowania:

    Padocholik - Dziękuję ci serdecznie za cały wkład w tą grę, za to, że choć raz zwątpiłeś to wróciłeś, za to, że kiedy nikt nie wiedział co dalej, ty nakręcałeś rozgrywkę, za to, że choć czasem byłeś dziwny, zawsze się mnie słuchałeś. Dziękuję na prawdę bardzo :D

    Komputer - Wiesz, że byłeś jednym z najlepszych graczy tej serii? Nigdy nie wątpiłeś, pisałeś tak ładnie, że aż chciało się czytać i zawsze byłeś z nami, choć zasypywano cię masą spamu. Spójrz. Należą ci się podwójne podziękowania, bo nie mogłeś wziąć udziału w zakończeniu. DZIĘKUJĘ, dziękuję, dziękuję.

    Gandzia - Wiem, że odszedłeś wcześnie(nie no, może nie tak wcześnie), ale mimo wszystko wytrzymałeś długo, toczyłeś zażarty bój z Komputerem i grałeś na prawdę wspaniale, było widać, że znasz się na tym, w co grasz. Nie wiem czy to przeczytasz, ale bardzo, bardzo Ci dziękuję.

    Hoffner - Cicha woda, moce rwie. Na początku jak grałeś, nie zwracałam na ciebie prawie uwagi. Ot, grałeś sobie tam boczną fabułą. I nagle uderzyła mnie świadomość, że masz jakieś uber moce chaosu, a ja nie wiem skąd. O.o. Od tej pory przyglądałam ci się bardziej i żałuję, że nie robiłam tego wcześniej, bo jesteś wspaniałym graczem i za cały wkład w grę Ci dziękuję.

    Magus - Oj, Magus. Ile ja cię musiałam namawiać, żebyś został. Grałeś od początku i na prawdę byłeś dobrym graczem, zawsze w duecie z Sajem, potem z Rarity, potem w Gwardii, potem z chaosem. Tyle przeżyłeś. Jesteś genialny, Dziękuję Ci.

    Sajback - A ty odszedłeś, a nie powiedziałeś ;/. Ale wiem dlaczego i cię nie winię. Nie masz możliwości, a masz kupę pracy :D. Ale byłeś świetnym graczem, dawałeś duży wkład, prowadziłeś postać Discorda. Tyle na siebie wziąłeś i większość z tego udźwignąłeś. Dziękuję Ci serdecznie. 

    Lightning Energy - A ty się tam gdzieś zgubiłeś po drodze. Ale nie martw się. Podziwiam cię. Cały czas grałeś na uboczu, zajmując się tylko swoją rodzinę, nie główną fabułą. I wytrzymywałeś. Na prawdę podziwiam Cię i bardzo Ci dziękuję, że tak długo wytrzymałeś.

    Po Prostu Tomek - Odszedłeś trochę pod koniec, ale grałeś długo i podziwiam cię jak jasna... Equestria, za ten twój klasztor. Kolejny twórczy, który zrobił coś sam i wytrzymał w tym, a nie w głównym wątku fabularnym. Do tego pisałeś genialne, rozbudowane posty. DZIĘKUJĘ CI.

    Alder - Zniknąłeś na początku, ale wypada wspomnieć, że choć próbowałeś :) Dziękuję Ci.

    Shatter - Nasza owieczka, co ją Hoffner wprosił na imprezę :) Na początku podchodziłam trochę ostrożnie, bo myślałam, że tak w środku gry sobie nie poradzisz, ale się myliłam. Byłeś genialny, zabawny i znałeś się na rzeczy. W przeciwieństwie do Elizki, które jedzie podbijać Saharę swoim Czołgiem Przeciwpancernym :). Dziękuję Ci. 

    Halik - Nasz zagubiony, co pod spamem utonął :) Ale mimo wszystko grałeś świetnie, miałeś pomysły i ratowałeś się spod tego spamu rękami i nogami. Podziwiam cię za to, bo mnie szlag trafia jak mnie spamem zasypują. Właśnie dlatego zasada dwóch stron. Dziękuję Ci.

    Shaher - Nowy, co wszedł na imprezę, a ta już się kończy. :). Ale mimo wszystko zdążyłam zauważyć twój potencjał, szkoda, że tak krótko, ale bywa. Dziękuję Ci za twój wkład.

    ragnar - Nie zapomniałam o tobie! Te kilkanaście twoich postów utwierdziło mnie w przekonaniu, że chciałeś grać i też miałeś zdolności, ale jak w przypadku Shahera, impreza już się kończyła... Dziękuję Ci.

     

    Hoffner - Wiem, ponieważ trochę się już wypaliłam. Niestety po tych 218 stronach byłam już zmęczona. Jak pozbieram siły założę nową sesję :)

    Shatter - Nie. Nie chce mi się już reakcji kuców opisywać. Niech to będzie tajemniczy koniec. Wysil wyobraźnię :)

     

    Matko... Wojna się kończy... wzruszyłam się jak jasna Equestria :-;

  19. Dyrektorka, która właśnie rozmawiała z Syxtusem Malfoy'em odwróciła się lekko nieprzytomnie.

    - C..co? Dziewczynka? Nie żyje - szybko wstała - Prowadź!

    Syxtus oparł się o biurko i patrzył na to z obojętną miną.

     

    Profesor Galatea, która szybko dowiedziała się o sprawie dała komunikat do całej szkoły.

    - Niech wszyscy wrócą do dormitoriów! Proszę zachować spokój i trzymać się prefektów! - krzyczała przemierzając korytarze z profesorem Longbottom'em.

     

    (Lekcje będą nadal, po prostu lekkie zamieszanie wśród nauczycieli, kilka przerażonych rodziców, więcej patroli prefektów i... tajemnica do rozwiązania. Dla was. )( i nie. Nie ma to nic wspólnego z Komnatą Tajemnic. Janice to Potter, czyli nie szlama, a Bazyli i tak nie żyje)

  20. Co byś miał należyte wyrzuty sumienia:

     

    Cadance leżała z kopytami powyginanymi pod dziwnym kątem. Jej oczy były zamknięte, a po twarzy spływało kilka stróżek krwi. Włosy miała w nieładzie i brudne od kurzu. W jej klatce piersiowej widniało kilka dziur.

     

    (No. Teraz koniec. Posty końcowe i podziękowania)

     

    (Zakończenie zależało od was. Nie miejcie pretensji)

  21. (Halik kucem. NO CHCIAŁEŚ BYĆ KUCEM. Jak nie jesteś, to nie ma cię w Canterlocie. Jesteś tam na polu walki obok martwej Cadance.)

    Celestia odwróciła się w drzwiach i pokręciła głową. - Nie da się tego zrobić - Wyszła. 

    Twilight zaczęła cicho płakać. Shining i Luna nadal stali jakby nie do końca wiedzieli co się dzieje.

     

    (JAK MÓWIĘ, ŻE KONIEC, TO KONIEC. Gdybyście nie dali kluczy, byłaby zimna wojna, ale jak mówiłam zakończenie zależy od was. No i teraz końcowe posty i podziękowania)

×
×
  • Utwórz nowe...