Skocz do zawartości

black_scroll

Brony
  • Zawartość

    921
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez black_scroll

  1. Kolejna strzałka poleciała w stronę "damy w opresji", wbijając się w pobliski konar. Kolejny wściekły pisk ze strony szczuroczłeka. Schował on za pazuchę rurkę, a wyciągnął krótki miecz i zaszarżował na lekko trzęsącą się Nastię. Jedno było teraz pewne - głód był jej najmniejszym zmartwieniem. Jakby tego mało, z jam w ziemi wyskoczyło dwóch pobratymców dziwnej abominacji Chaosu. Ci mieli futra brązowego koloru,

     

    Tymczasem, Torgrund ruszył na swych krótkich nóżkach w stronę obozowiska, za nim pobiegł John, jednak elfy były szybsze, więc wyprzedziły krasnoluda i człowieka, zjawiając się na miejscu dużo wcześniej. Dostrzegli oni Nastię oraz trzech skavenów. Melion szybko zablokował szarżę czarnego, podczas gdy drugi doskoczył do brązowofurych, tnąc na odlew. Nie minęło kilka chwil i szczury padły martwe.

     

    Melion schował miecz do pochwy i podszedł do Nastii. Oczy mu błysnęły, na widok nie do końca jeszcze suchej bluzki.

    - Witam panią - skłonił się lekko. - Jestem Melion, a ten tu to Laurenor. Przybyliśmy pani na ratunek. Co taka miła ludzka dama robi samotna w lesie?

    Tymczasem, Laurenor kucnął nad estalijczykiem, dotykając jego szyi. Pokręcił spokojnie głową i podniósł się na nogi.

  2. [do Idealizmu, jeśli już xP]

     

    Sonda pojawiła się obok ciebie z bzytem, gotowa do bronienia swojego pana.

    - Daj spokój szefie przecież... agh! - Vimms skrzywiła się z bólu. - No dobra, pójdę z Adrianem... Ale masz wrócić, cały, inaczej znajdę twoje ciało, wznowię projekt Łazarz i ożywię cię tylko po to, żeby ci wtłuc, że dałeś się zabić! - zagroziła ci z uśmiechem zmieszanym z bólem, pani sierżant. Strzykawa zaaplikował Vimms wasz ostatni medi-żel, po czym wziął ją pod ramię i ruszyli ścieżką, którą tu przyszliście. Wkrótce zniknęli ci z zasięgu wzroku, toteż postanowiłeś iść dalej. Przemierzałeś drzewa i niskie krzaki, aż wreszcie twoim oczom ukazała się wydeptana ścieżka. Przez całą drogę słyszałeś odgłosy kroków i zwierząt. Nagle, coś przeźroczystego przemknęło ci przed oczyma. Kształtem przypominało poprzednie istoty.

    - Co tu robisz przybyszu? - spytał, stojąc po twojej prawej stronie, dalej niż na wyciągnięcie ręki.

  3. Młody zebroid ani myślał uciekać. Widziałeś go jak stoi, tam gdzie stał i gapi się z otwartym pyskiem na wasze starcie. Co za kretyn...

     

    Cios nadszedł, podobnie jak twój unik. Tym razem byli celniejsi, gdyż kopytko zahaczyło o twoją nogę, wytrącając cię z równowagi. Poczułeś jak obijasz się o bok "mądrzejszego", usłyszałeś także jego stęk. Upadłeś obok, na twardą ziemię, nie robiąc sobie większej krzywdy. Kilka kopyt trzasnęło o ziemię w miejscu, gdzie chwilę temu była twoja głowa, jednak zręcznie unikałeś tego typów ciosu. Aż wreszcie, zostałeś złapany za lewe przednie kopytko, i dwa razy oberwałeś w pyszczek. Przed oczami stanęły ci gwiazdy, a świat nieco zawirował. Upadłeś na ziemię.

    - Coś jeszcze, cwaniaczku?

  4. Twoje zapewnienie wywołało na jej pyszczku niepewny uśmiech. Następne słowa, przyniosły uniesienie wysoko brwi, gdyż Rarity chyba nie bardzo wiedziała, co masz na myśli.

    - Pozwolę - rzekła w końcu. - Jestem ciekawa, co taki wielkomiastowy kuc wymyślił dla takiej małomiastowej klaczy jak ja... - zwróciłeś uwagę, że zerknęła na twoje skrzydła. Chyba jednak się domyślała.

  5. - Postaram się szefie - Strzykawa uklęknął nad Vimms.

    - Kurwiszony... Przebili się przez tarczę! - lamentowała sierżant, bardziej wściekając się na sytuację niż na samą ranę. Syknęła, gdy Adrian przyłożył do niej mediżel. Dziewczyna złapała w swoje ręce M-96. Po czym powoli się podniosła, klnąc siarczyście. - Uch, nie wiem czy dam radę iść dalej... - mruknęła, patrząc z przymrużonych powiek. Medyk zaaplikował jej kolejny medi-żel. Odetchnęła z ulgą, chociaż dalej trzymała się za bok. Otworzyła szerzej oczy i przeszła powoli kilka kroków.

    - NIe użyję jeszcze jednego, bo to nasz ostatni - Strzykawa otworzył swój omni-klucz i wskazał zapas medi-żeli z migającą na czerwono jedynką. - Musimy go zostawić na kryzysową sytuację, inaczej po nas. No chyba, że bardzo tego szef chce, to zaaplikuję jej. Mógłbym też wrócić z Vimms do statku, ale pan musiałby iść dalej sam. Chyba, że... Vimms dasz sama radę dojść do statku? - spytał niepewnie medyk.

    - Chyba dam... - mruknęła cicho sierżant.

    - To jak panie kapitanie? Co pan zdecyduje?

    ME+dialog.png

  6. Popatrzyłeś w jej niebieskie oczy. Twoje komplementy sprawiły, że nieco się zarumieniła, lecz zaraz spuściła oczy. - Wybacz, nie ciągnie mnie do mundurów, wolę nieco inny typ - odparła, ponownie spoglądając na scenę. - Choć miło wiedzieć, że jestem atrakcyjna dla pana służbisty. Mogę kiedyś to wykorzystać? - zaśmiała się cicho. I nieco pusto. Mimo wszystko dalej trzymała twoje kopytko w swoich. Milczała przez chwilę, by znów się odezwać. - No, ale żeby nie psuć naszego wieczoru, powiem, że jak bardzo się postarasz, to masz szansę, Barricade - twoje imię w jej ustach zabrzmiało miękko i ciepło, a sama klacz spojrzała na ciebie ze smutnym uśmiechem.

  7. Nie. Po prostu, NIE. Muszę wyjaśniać czemu? Teoretycznie chyba nie.

    No dobra. Po kolei.

     

    Strona techniczna odbiega od moich KP, ale oficjalny styl nie jest aż tak ważny. Tagi... wybacz, ale to jest potrzebne, jak nie umiesz, albo po prostu nie opiszesz dobrze swojej KP (przy ficach ma to sens, bo są długie i po rzucie okiem na tagi widzisz, czy to coś w Twoim klimacie i czy warto poświęcić na to swój czas). Mroczny klimat jak Grimdark (czyli naprawdę ciężki) powinno się czuć czytając Historię i Charakter postaci. Tu tego nie ma.

     

    I coś mega ważnego: Charakter to NIE MOŻE być jedno zdanie. To coś co określa postać, definiuje ją jako jednostkę, precyzuje i wyjaśnia motywy i zachowania oraz podjęte decyzje. Tutaj, oznacza tyle, że postać jest dobra, ale może się zezłościć. Też taki jestem, dobry ale potrafię się zezłościć. Wątpię jednak, że Frost ma podobne motywy co ja, lub że podjęłaby podobne decyzje.

     

    Historia... Muszę usunąć fragment, że nie musi być długa. Po pierwsze, treściwa to ona nie jest. Jest za to mało czytelna.

     

    I ważne. Tysiącletnia królowa, alicorn... przepraszam, kucyk mrozu. Anioł Serdeczności za mentora. Przyzywanie Żywiołaków, Lodowych Gigantów. Za dużo OP. Za dużo. Przykro mi, ale nie poprowadzę sesji dla takiej wypasionej postaci.

    • +1 1
  8. Tak szczęście. To było coś co teoretycznie częściej trzymało się ciebie, niż tej "drugiej strony", chociaż, jakby nie patrzeć, trafiłeś do woja, a to najszczęśliwsze nie było. Chociaż, kto wie? Pewnie okaże się, że gdybyś tam został, spotkałaby cię śmierć, niewola, albo coś równie mało przyjemnego. A tu, dbali o twój rozwój fizyczny, technikę samoobrony, żywili cię, ubierali... 

    Dostrzegłeś, że reszta oddziału powoli kończyła swój posiłek, jednak miałeś teraz chwilę dla siebie. Od razu do głowy wpadł ci rozkoszny pomysł - przejść się do namiotu i trochę się zrelaksować "podarkiem" od White'a. Jednak, jeśli chciałeś to zrobić, musiałbyś działać szybko, gdyż inni wkrótce skończą jeść, a przyłapanie na spożywaniu substancji odurzających było surowo zakazane w wojsku i karane także nie najłagodniej. A twoje szczęście nie polegało na samym farcie, ale także na rozsądnych działaniach i odpowiednim podejściu do świata. Pod kopytami przemknął ci znany już żuk. Zerknął na ciebie, niby przypadkiem, po czym udał się w stronę wyjścia, lawirując pomiędzy nogami żołnierzy.

    Jedno było pewne - odczuwałeś brak jakiejkolwiek substancji krążącej w twoich żyłach, a na pewno tej, która czekała na ciebie w namiocie.

  9. Biały i niebieski popatrzyli po sobie. Ich miny pokazywały, że każdy zastanawiał się w swojej głowie nad decyzją, jednocześnie starając sobie przekazać swoją decyzję.

    - Słuchaj duży, ciężko udowodnić kradzież - zaczął spokojnie ziemski. Za sobą usłyszałeś westchnienie ulgi Rusty'ego. - Ale mogę pokazać ci - pogrzebał w torbie przy pasie, po czym wyciągnął drewnianą rzeźbioną fajkę - To. To moja fajka, dostałem ją od ojca, jako prezent na szesnaste urodziny. Jednak ta pamiątka zginęła jakiś czas temu. Pech chciał, że widziałem ją ostatni raz, jak odwiedzał mój namiot ten pokurcz! - wskazał oskarżycielsko kopytkiem w stronę Rusty'ego. Oskarżony przełknął ślinę. - Ale przypadki się zdarzają. Jasne, jasne - spojrzał po najbliższych kucach. Z jakiegoś powodu stołówka właśnie zamieniła się w nieoficjalną salę sądową, a przynajmniej tak zacząłeś się czuć. - Wcześniej długo szukałem jej w namiocie, jednak bezskutecznie. ALE, dziś rano, z moim kumplem White Cloudem, przedstawcie sobie, poszliśmy poszperać w namiocie tego kmiota. Nie musieliśmy długo szukać, by znaleźć TO - ponownie wskazał na fajkę, prezentując ją gapiom. - Czy takie dowody są wystarczające, wielkokucu? - spytał, z triumfalnym i irytującym uśmiechem na pyszczku.

  10. - Tak zaiste, dla nowych kucyków jest. Ale wierz mi, po miesiącu się nudzi - Rarity przysunęła się nieco bliżej Ciebie. - Cieszę się, że poznałeś Golden Harvest. To bardzo miła klacz. I w sumie dość samotna - otaksowała cię wzrokiem, jakby była matką wydawanej za mąż klaczy. - Myślę, że byłbyś dla niej dobrą partią. U nas mało jest porządnych ogierów. A ona dałaby ci stabilną pozycję w naszym małym społeczeństwie. Gdyby Twilight nie okazała się Powierniczką... no cóż, mogłoby być różnie - powiedziała nieco tajemniczo. Złapała twoje kopytka w swoje. - Wydajesz się być miłym ogierem. Nie zepsuj sobie życia.

  11. - To nie tylko zwykły wandalizm, wkrótce to zrozumiesz - mruknęła cicho. Wtedy większość widowni nabrała powietrza w płuca. Sześć postaci przemierzało kartonowy las, najpewniej Everfree. - I dobrze, że się tym zajmiesz, tutejszy posterunek policji nie wyglądał tak fatalnie od... sama nie wiem kiedy - jedna z aktorek szukała kogoś wzrokiem, najpewniej Rarity, gdyż ta zamachała kopytkiem i uśmiechnęła się szeroko, prezentując swoje śliczne, równe i białe zęby. Dopiero po chwili znowu zerknęła na ciebie.

    - Marchewkowy Czubek? Golden Harvest robi dobre jedzenie. Jadłeś tam już, czy pierwszy raz zamierzasz to zrobić z klaczą? - zachichotała cicho.

  12. Darmowe leczenie? Trandoshanin rozejrzał się zaciekawiony po placówce. Zazwyczaj konowały słono sobie liczyli za najdrobniejszy plasterek, a ten tu go darmo leczy.

    - Tu sssą kredyty - Krussk podał należność w płytkach, zbierając medpaki. - Dziękuję i do widzenia - pożegnał się po czym opuścił pomieszczenie. Wychodząc, jeszcze raz spojrzał na jedi. Będzie na nich bardziej zwracał uwagę. Tymczasem musiał odnieść lekarstwa do swojego pokoju. Toteż udał się w stronę kwatery. Ale najpierw udał się do baru. Kto wie, może Kel Dor jeszcze tam jest?

  13. //Bloodwyn! Yay...

     

    Zaciekawiony nieco przekręciłem głowę w bok. Nareszcie trafiła się jakaś życzliwa osoba!

    - Jakąż to masz dla mnie propozycje? - spytałem zaciekawiony. Naprawdę, byłem zaintrygowany tym, co ma mi do zaoferowania. Może jakąś nieco lewą pracę na boku za kilka rhobarów? Chociaż tu chyba złoto nic nie znaczy. W zasadzie jaką walutą się tu posługują?

  14. Jeden kopniak przewrotem nawet ci wyszedł, co spowodowało, że szczęka tamtego chrupnęła przy kontakcie z twoim kopytem, jednak uderzenie nie pozwoliło ci podciąć przeciwnika. Upadłeś na ziemię. a zielony zaczął hamować, lecz nie zdążył i wpadł na namiot, który gdyby nie był tak mocno przymocowany do ziemi, na pewno by się na niego zapadł. Nawet siły rozpędu nie potrafił dokładnie sobie wymierzyć... Tymczasem usłyszałeś kilka tupnięć zza pleców. To brązowy olał zebroida. I pobiegł o ciebie. Jemu też sprzedałeś kopniaka w szczękę, lecz uchylił się on i przednim kopytkiem trafił twój prawy bok. Zatoczyłeś się nieco od siły ciosu, ostatecznie upadając. Mimo wątlejszej budowy niż zielony jego ciosy dalej były mocne i tylko jakimś cudem nie miałeś złamanego żebra. Od drugiej strony podszedł do ciebie wściekły zielony.

    - To co chciałeś nam powiedzieć, cudaku? - spytał brązowy, podczas gdy jego kolega splunął na twój pyszczek.

  15. Podczas gdy Nastia obracała się, coś przeleciało obok niej. Odruchowo podążyła za ruchem, który okazał się strzałką, wbitą własnie w potylicę estalijczyka. Ten osunął się, nieprzytomny bądź martwy na ziemię. Oczy Nastii szybko powędrowały do miejsca, z którego wcześniej doszedł ją syk, a przed chwilą wyleciała strzałka. Stał tam półtorametrowy szczur o sierści czarnej jak smoła, w szczurzych, różowych łapkach trzymał dmuchawkę, którą zaczął ładować. Jego ręce poruszały się szybko, chcąc jak najszybciej wyeliminować dziewczynę o włosach koloru nocy, jednak lotka z trucizną nie chciała mu wejść do dmuchawki. Pisnął ze zirytowania.

     

    - Krasnolud i człek zgubili się w lesie - znów odezwał się wyższy, a w jego głosie czuć było drwinę. - I spokojnie, gdyby coś tu się kręciło zauważylibyśmy, człowieku.

    - Co sprowadza tutaj nas, konusie nie jest twoją sprawą - odparł niższy. - I nie mamy innych towarzyszy, jest jedynie nas dwóch. Pewnie coś ci się przewidziało. Z resztą, chodźcie, pokażę wam obozowisko, sami się przekonacie.

    - Mellion pogięło cię... - syknął wyższy, lecz tamten się tylko uśmiechnął.

    - Skoro mojemu towarzyszowi się to nie podoba, tym chętniej wam pokażę nasz obóz. Po kilkunastu krokach, przedzierając się przez krzaki, zobaczyliście dwa niskie namioty dwuosobowe, w każdym po jednym sienniku. Na środku paliło się ognisko, a nad ogniem piekła się mała sarna. Na pieńku leżało kilka kartek, które Mellion szybko zgarnął i wepchnął do swojej sakwy.

  16. Pierwszy padł, drugi zdążył do ciebie doskoczyć, jednak nóż jedynie wbił się w pancerz, kilka centymetrów od krocza. Sprawca zadrapania , spojrzał w górę, akurat prosto w lufę twojego pistoletu, a sekundę później, jego pysk rozwalił się na tysiące kawałeczków, obryzgując cię kuczą krwią. O dziwo, ta była czerwona. Tymczasem Vimms padła od kopniaka w żebra, puszczając z rąk M-96, a Strzykawa siłował się z jednym na... ręce? kopyta? On siłował się rękami, a kuc kopytami, w każdym razie. Sonda pojawiła się i zastrzeliła ogiera, zajmującego medyka i piątego, stojącego nieco z tyłu, ładującego jakąś dziwną broń. Vimms wyciągnęła pistolet i strzeliła kilka razy w pysk ostatniemu. Kiedy ten padł, próbowała się podnieść, lecz przez jej twarz przeszedł grymas bólu.

    - Spokojnie, nie ruszaj się - Strzykawa pochylił się nad nią. - Cholera, mają parę w tylnych nogach. Chyba złamał ci żebro.

    - Ku*wa, Adrian, ogarniesz to? - Vimms spytała nerwowo, a jej oddech stawał się płytki.

    - Średnio dam tu radę. Potrzebowałbym kilku godzin, żebyś była sprawna. Kapitanie co robimy? Bierzemy Vimms do statku, który jest daleko, czy mam ją opatrzyć tutaj? - medyk wpatrzył się w ciebie z pytającym wzrokiem.

  17. Jednorożka usiadła, wpatrując się w scenę.

    - Tak - odpowiedziała, lecz w jej głosie ciężko było doszukiwać się zachwytu. - Widziałam to przedstawienie już kilka razy, mało tego to co będą pokazywać na scenie przeżyłam - mimo wszystko nie zdawała się być znudzona, bądź rozczarowana. Wskazała kopytkiem mniejszą wersję siebie. - Widzisz? To moja siostra Sweetie Belle. Znowu mnie gra, zaraz będzie biec, żeby dotrzeć do skały przy której dostałam swój znaczek - bezwiednie Twój wzrok zszedł na jej udo. Trzy diamenciki na alabastrowym zadzie połyskiwały delikatnie w ostatnich promieniach słońca. - No cóż, ale chyba nie będzie pan tracił całej randki na oglądaniu przedstawienia? - spytała, patrząc na ciebie z zaciekawieniem. - Jestem pewna, że mamy na pewno lepsze tematy. Chociażby przerażonych idiotów demolujących posterunek. Chociaż to niby nie moja sprawa...

  18. - Jasne - odparłem krótko. Następnie udałem się w stronę wskazaną mi przez Diega. Cały czas rozglądałem się, starając się dostrzec, który z kopaczy to Harek, lub co ważniejsze, która chata jest jego. W końcu, żeby zdobyć poparcie tamtego cienia potrzebowałem zawartość ze skrzyni tegoż konkretnego kopacza.

  19. Rarity uśmiechnęła się.

    - A więc myliłam się co do Ciebie, dobrze - skwitowała twoje słowa po czym podała ci kopytko. Wieża była otwarta, tak jak staruszek obiecał. Kiedy prowadziłeś klacz na górę, ta z podekscytowaniem wpatrywała się w górę, wyczekując szczytu schodów. Aż wreszcie tam dotarliście. Uniosłeś klapę i pomogłeś damie wyjść na platformę. Ta zaraz podeszła do barierki, spoglądając z góry na scenę. - Och, pan gliniarz z Manehattanu wie jak działać na klacze - mrugnęła parę razy uwodzicielsko rzęsami. - Byłabym zachwycona, gdybym nie teleportowała się tutaj kilka razy. Ale i tak masz punkty za kreatywność - spojrzała na scenę. Sztuka jeszcze się nie zaczęła, lecz i światła i wzrok kucyków skupiony był na scenie. Rarity machnęła kopytkiem raz, a potem drugi, a następnie spojrzała na ciebie, milcząco się lustrując.

  20. - Dziękuję - trandoshanin oglądnął bandaż. Wyglądał solidnie, dużo lepiej niż te, które sam sobie zakładał, a nie mało miał ich na sobie w swoim życiu. - Ile się należy? - zaczął grzebać w kieszeniach, w poszukiwaniu płytek kredytowych. Lekarze i medycy to jedna z niewielu profesji, które naprawdę szanował. Potrafili załatać, przyspieszyć regenerację tkanek, zdezynfekować ranę, wypalić, a często, nawet ocalić życie. Grzebiąc za pieniędzmi, nagle sobie przypomniał jedną rzecz. - Chciałbym jeszcze kupić kilka medpaców. Tak na wszelki wypadek... - znów zerknął na jedi. Pociągnął nosem, by poczuć jej zapach, dodatkowo wysuwając język, co ułatwiało podłapanie konkretnej woni. Może jedi pachną inaczej? Dobrze byłoby wiedzieć na zaś, jakby miał jakiegoś spotkać.

  21. Odskok był dobry, lecz i tak poczułeś jedynie muśnięcie siennego lwa. Kukła oberwała mocno w lewy bok. Upadłeś na cztery kopyta, a lew poleciał naprzód, prawie wpadając na szereg, który rozpierzchł się w panice.

    - Utrzymać szereg! - krzyknął Ruccola. Zdążyłeś tylko dostrzec, że ktoś stoi przy poruczniku.

    Lew widział tylko ciebie. Obrócił się i znów ryknął. Dostrzegłeś wgłębienie w lewej części siennego korpusu, gdy poczułeś strużkę cieczy spływającą z miejsca, w którym musnął cię przeciwnik. Jak okazało się, "jedynie muśnięcie" było płytką raną ciętą, która przechodziła od piersi aż do kłębu, barwiąc na czerwono twoją białą sierść w czarne paski. Kolejny cios nadszedł znów z szarży, lecz tym razem wiedziałeś, na co się przygotować, odskoczyłeś sprawniej i poprawiłeś swój cios, wgniatając siano jeszcze bardziej. Lew zaczął utykać na lewą stronę, widać  było, że odczuwa wgniecenia. Od strony dwuszeregu słyszałeś wiwaty i głośnie kibicowanie. A potem znienacka lew pacnął cię w pyszczek, zostawiając jedynie mokre uczucie, posoka kapała z prawego policzka. Językiem policzyłeś zęby, wszystkie były na miejscu,lecz prawdopodobnie prawa strona pyska nadawała się do opatrunku.

    - No, szeregowy, jeszcze jeden cios i kończymy! - krzyknął porucznik, gdy lew znów zaszarżował. Widać tylko tak atakowały lwy, co ułatwiało wymyślenie kontruderzeń.

  22. Zdawało ci się, że przez pyszczki dwóch ogierów przeszedł cień zwątpienia, kiedy podniosłeś się. Dało się zauważyć, że wszyscy w pobliżu nieco się odsunęli, jednocześnie zamierając w rozmowach. Pewnie byli ciekawi, jak cała sprawa się potoczy. A większość z nich chciałaby zobaczyć bijatykę. W końcu, była to jedna z nielicznych rozrywek. Niebieski i biały jednak nie mieli zamiaru się odsunąć. Na twój tekst o prezentach, pegaz wściekł się, ale niebieski go powstrzymał.
    - Słuchaj duży - powiedział ziemski ogier, który na pewno miał więcej oleju w głowie. - Nie mamy zamiaru się z tobą bić. Chcemy tylko dorwać tego złodziejaszka - wskazał kopytkiem Rusty'iego. - Zabrał coś, co należy do nas. I my to odbierzemy. Chyba nie będziesz bronił koniokrada*? - spytał nieco głośniej, zwracając uwagę i dalszych stolików. - A może po prostu jesteście w spółce, co? On kradnie, ty jakby co obijesz parę mord zirytowanym żołnierzom - widziałeś na jego ohydnym pysku triumfalny uśmieszek, który wylazł mu na twarzy, gdy dostrzegł, że większość stołówki jest po jego stronie.
    _________________________
    *koniokrad - złodziej-kuc, takie alternatywne użycie istniejącego słowa

  23. Żuk skinął czułkami w podziękowaniu i odszedł w swoją stronę.

    - Ja też bym go nie jadł. Fuj, jeść zwierzęta - mruknął Gloomy, wylizując miskę. Sam nie bardzo miałeś ochoty na jedzenie, ale przezornie wmuszałeś w siebie owsiankę. Kończyłeś miskę, gdy coś przefrunęło przez stołówkę i wylądowało w owsiance. Znowu żuk. Gloomy popatrzył na niego, a następnie spojrzał na "uroczą" parkę, psującą i tak fatalne śniadanie, która umierała właśnie ze śmiechu.. Chyba go olśniło, co jest nie tak, gdyż zmarszczył brwi.

    - Mam im dowalić, Lucky? - spytał, uderzając kopytem o kopyto. - To durne, tak psuć dobrą owsianę, nie? - ciekawe jak musiała gotować jego mama, skoro owsianka według niego była 'dobra'.

  24. Szybko podbiegłem do Diega, starając dorwać się go zanim przekroczy bramę.

    - Hej! - rzuciłem do niego. - Z kim rozmawiałeś? Wydawało mi się, że to ktoś z kim mógłbym się zakolegować - no Diego, powiedz mi coś o Grimie, chętnie posłucham. Warto zbierać informacje o innych mieszkańcach starego obozu. - A i mam pytanie, nie wiesz gdzie mieszka Harek? - spytałem niby tak przypadkiem. Trzeba się tego dowiedzieć, potem tamten da mi swoje poparcie i już będę o krok bliżej od ustatkowania się.

  25. Jak stwierdziłeś, tak zrobiłeś. Mocny cios z prawej iii... twoje kopytko ugrzęzło w sianie. Ktoś nie potrafi nawet porządnie związać snopka, pomijając już jego walory estetyczne i żałosne wręcz podobieństwo. Mało tego, odrobina siana wyprysnęła siłą twojego ciosu z kukły i poleciała prosto w pyszczek, zmuszając cię do zamknięcia oczu. Niecałą sekundę później poczułeś uderzenie w lewą stronę korpusu. Nie mocne, ale na tyle niespodziewane, że zachwiało tobą. Otworzyłeś oczy. Czerwona mgiełka otaczała kukłę, kompresując ją, ściągając dodatkowe siano z innych kukieł i formując się w wielkiego lwa. Był większy od ciebie i stawał się coraz bardziej wytrzymalszy. Spojrzał na dół, w miejsce gdzie wbiłeś swoje kopytko. Złapał je swoją łapą, wyciągnął z siebie i odepchnął cię do tyłu.

    - Dobry cios Qualakala, choć może włożyłeś w niego trochę za dużo siły, szeregowy. A teraz pokaż, jak poradzisz sobie w walce z tym monstrum - usłyszałeś za swoich pleców głos porucznika, lecz odwracać się nie było po co, gdyż lew zaryczał i wpatrzył się w ciebie swymi oczyma, które zabłysły magiczną czerwienią. Zaczął szarżować w twoją stronę, a gdy był już blisko, rzucił się na ciebie z pazurami.

×
×
  • Utwórz nowe...