Skocz do zawartości

black_scroll

Brony
  • Zawartość

    921
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez black_scroll

  1. Wkrótce usłyszałaś szczekanie i głos biegu Arrowa przez krzaki. Doskoczył do ciebie i zabrał się za rozszarpywanie jedzenia. To był jeden z niewielu momentów, kiedy cieszyłaś się, że nie widzisz. Przez kilka minut słychać było tylko radosne rozszarpywanie mięsa. Kiedy wilk w końcu nasycił się, zaszczekał jeszcze dwa razy. Chyba chciał, żebyś za nim gdzieś poszła. Może to przez te szczury, które mu upolowałaś?

    Wiedziałaś jedno - Arrow nie odpuści, dopóki nie pójdziesz za nim.

  2. Mimo niewygody leżenia w pancerzu, do tego na wyboistej ziemi, wkrótce zmorzył cię sen.

     

    Widziałeś zielone drzewa. Każde było takie same i wyglądało jak wycięte z filmu, który kiedyś widziałeś w Bractwie. Stoją w gęstej kupie i choć pachną, to ich zapach ci ulatuje. Gdzieś w drzewach widzisz małego siebie, z garścią naboi. Widząc ciebie upuszcza nabój i kieruje się w przeciwną stronę, po paru krokach znów upuszcza nabój. Tworzy ci ścieżkę, żebyś szedł za nim.

     

    - Pobudka! - dostałeś lekkiego kopniaka w blachę. Otwierając oczy zobaczyłeś oddalającego się Amaraka. Tak jak przewidywałeś, czujny sen sprawił, że byłeś niewyspany. Oczy kleiły się niemiłosiernie i błagały o jeszcze 5 minut drzemki. Jednak przemogłeś się i wstałeś. Karawaniarze zebrali tobołki i wrzucili je na wozy, które w końcu ruszyły na wschód, do Złomowa.

    Układ karawany na czas podróży był prosty -  6 karawaniarzy na 6-ciu wozach, drugich sześciu szło w środku, zmieniając się co dwie godziny. Na zewnątrz wozów maszerowała piętnastka najemników. Jako, że kapitana dane ci było najlepiej poznać, szedłeś razem z nim na przedzie, nawet przed dwugłowymi braminami.

    - Młody, a masz jeszcze jakieś historie, czy w swoim życiu tylko obrabowałeś przedwojenny bunkier? - spytał Bozar, rozglądając się na boki. Weszliście w mały kanion, idealne miejsce na zasadzkę. Oceniłeś, że na zboczach było wiele miejsca do ukrycia się i możliwości ostrzału z góry.

  3. Ostatnio moda na lotników jest chyba.

    "Porażki łatwo go wytrącają z równowagi, a wtrącają w rozpacz" - to zdanie jest zrozumiałe, ale trochę nie po polsku napisane xP

     

    Fahny niemiesky lotnik xD

    (osobiście urzekły mnie imiona dzieci, a szczególnie - Junkers love it!)

    W ogóle rodzinka tak strasznie niemiecko lotnicza  :not_sure:

    Nie nachalnie, ale jak ktoś się troszkę zna... ;)

    No a tatuś i stryj... pewnie są kucykami ziemnymi, sądząc po imionach :D

     

    I nie lubi Wonderbolts. To ciekawe.

    Shining Armor też fajnie wpleciony w fabułę, nie nachalnie, a naturalnie.

     

    black_scroll approved 

  4. OneTwo - Cudna historia.

    Ciekawie będzie się prowadzić taką postać. Co do poprzedniej sesji - mam pomysł jak ją wpleść.

    Teraz mam troszkę na głowie, ale niedziela, poniedziałek - to termin kiedy możesz spodziewać się sesji.

    No i o ile nie będzie jakiejś klęski żywiołowej, albo tragedii rodzinnej u mnie - masz gwarancję, że nie skończymy na 4 postach :)

  5. Kolejny dzień.

    Krussk nienawidzi nudy. Woli strzelać, zabijać, gryźć, drapać - wszystko byleby tylko czuć ból. Najlepiej nie Krusska. A oczekiwanie na kolejne zlecenie było nudne. Papierkowa robota, rozmowy. To coś od czego Krussk może zanudzić się na śmierć.

    Wstał.

    Cholerne robaki, które tchórzą widząc swój cień. Jak Krussk ich nienawidzi. Miał nadzieję, że pozdychają na pierwszej misji.

    Jaszczur zerka na swojego datapada - co to on miał dziś zrobić?

  6. - Rano znajdziemy ci jakiś wór, to się okryjesz i nie będziesz świecił na odległość parę mil - stwierdził Bozar. - Poza tym, wątpię, że złodzieje zobaczywszy takiego byka, chcieli wracać po wyrzutnię rakiet, żeby cię zabić. Bo co innego przebije takie cudo? - spojrzał na pancerz wspomagany. - Może granaty - dodał ciszej, jakby do siebie.

    Siedzieliście przez chwilę cicho. Rozmów było coraz mniej, karawaniarze kładli się powoli spać, najemnicy też. Wystawiono kilka wart.

    - Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko, śpiąc pod czujnym okiem moich chłopaków - uśmiechnął się Bozar, gdy jeden z najemników stanął niedaleko was i wpatrywał się w ciebie. - To taki zabieg ubezpieczający Amaraka.

  7. Z łukiem las nie stanowił dla ciebie żadnego niebezpieczeństwa. Dawałaś radę nawet patykowilkom. Chociaż mistrzem polowania nie byłaś, prawdopodobnie nikt nie mógł ci dorównać w strzelaniu z łuku, toteż drobne wpadki myśliwskie nadrabiałaś tempem i celnością strzałów.

    Kilka chwil później, miałaś w kopytku martwego, dorodnego borsuka z niewielką dziurą w sercu. Krew w końcu przestała być pompowana i nie tryskała już tak bardzo dzięki czemu dało się podnieść zwierzątko. Dwie strzały później, do borsuka dołączyły dwa szczury. Niosły ze sobą woń, jakiejś nieznanej części lasu, chyba gdzieś w północnych okolicach znanych ci dobrze terenów.

  8. Ten sens nie skupiał się na obrazie. Słyszysz brzęki, metalu o metal. Jakby jedna obręcz uderzała o drugą. Stukot kopyt nie do końca brzmiący jak kucyk. Ciche szepty z głębi lasu, których nie rozumiesz. W końcu zaczynasz rozumieć słowa

    - Blind Arcuuuuum. Blind Arcuuuuuum - woła cię tajemniczy głos. Idziesz w jego stronę, lecz wiatr przestaje nieść słowa. Cisza.

    Zapach ziemi po deszczu.

     

     

    Budzisz się. Nasłuchujesz i już wiesz, że przestało padać. Ognisko już nie grzeje, więc pewnie już zgasło. Ptaki śpiewają, co oznacza, że już jest co najmniej poranek. Czujesz zapach ziemi po deszczu. Przyroda w lesie Everfree nasycona ulewą, raduje się z kolejnego dnia.

  9. - Do towarzystwa mogłeś sobie wziąć psa! - prawie krzyknął oburzony Amarak. Zwracał na siebie uwagę jak mało kto. Naszła cię myśl, że z takim nastawieniem musiał mieć kupę szczęścia, że nie dosięgnęła go jakaś zabłąkana kula. Pewnie jak tylko rozpoczyna się strzelanina, jako pierwszy chowa się pod wóz. - Facet w pełnej zbroi idzie z karawaną? To oznacza jedno, wieziemy coś cennego, czyli warto nas napaść, a my mamy tylko żywność...

    - Amarak, uspokój się - znudzenie Bozara wskazywało, że to nie pierwszy atak złości karawaniarza. - Za dużo wypiłeś. Jak młody coś buchnie, albo spróbuje czegoś głupiego - popatrzył na ciebie ostrzegawczo - zwrócę ci wszystkie swoje kapsle za ochronę w obie strony.

    Amarak zrobił wielkie oczy.

    - Zgoda - powiedział szybko, jakby bał się, że Bozar zmieni zdanie. Po czym odwrócił się na pięcie i wrócił do swoich.

    - To młody, był mój szef. Najważniejszy karawaniarz w Morskiej Karawanie. I to był jego dobry humor - zaśmiał się krótko. - Mam nadzieję, że dobrze robię, że ci ufam. - łypnął na ciebie wzrokiem, po czym znowu się wyszczerzył. - No, napijesz się czegoś? - chwycił w swoje wielkie łapy butelkę złotawego płynu.

  10. Ostre ćwiczenie miało jedną zaletę. Przestawało się być śpiącym.

    Kiedy czułaś że powoli zaczynasz niedomagać, przerwałaś bieg i zeszłaś z bieżni. Rano i już zmęczona, ale tak w dobrym odczuciu.

    Po takim treningu musiałaś się trochę napić. Woda dla zaspokojenia pragnienia była idealnym wyborem. Zaburczało ci w brzuchu. Miałaś ochotę zjeść coś, ale byłaś cała mokra od potu. Po porządnym prysznicu, weszłaś z ręcznikiem na wilgotnej grzywie do kuchni. Kiedy robiłaś sobie śniadanie, ktoś zadzwonił do drzwi. Było to dziwne, w końcu mało kto spodziewa się gości przed siódmą. Za drzwiami stał Chuck. Pod oczami widać było wielkie wory, zapewne z powodu niewyspania.

    - Cześć - uśmiechnął się.

  11. Star Wars

     

    1. Imię: Krussk Tsarim
    2. Płeć: mężczyzna
    3. Wiek: 32 lata
    4. Profesja: Najemnik
    5. Wygląd (Rasa): Trandoshan, 1.8m, żółtawe łuski

    Trandoshan_SWGTCG.jpg
    6. Charakter: Arogancki, pewny siebie, cieszy go przemoc, raduje się zabijaniem, wyluzowany, jednak nie pcha się bez sensu pod lufy karabinu i wibroostrza.
    7. Umiejętności: naturalne dla transdoshan, czyli widzenie w ciemnościach (nawet przy zerowym świetle), odrastanie utraconych kończyn
    8. Życiorys:

    Urodził się na Trandoshy, wśród slumsów miasta Hsskhor. Jego rodzice zmarli, gdy miał 5 lat, więc kradł by mieć co jeść. Jednak wkrótce okazało się, że polubił dreszczyk emocji towarzyszący kradzieży, toteż zaczął ją uprawiać jako sport, prześcigając się z rówieśnikami, kto ukradnie lepszą rzecz. Przeznaczenie chciało, że Krussk trafił na handlarza niewolników - Tahorka.

    Mając potencjał, został gladiatorem - niewolnikiem walczącym ku uciesze tłumu Hsskhor. Był dobry w zabijaniu, a dodatkowo radowało go mordowanie i zawsze żałował, gdy strażnicy nie pozwalali mu dobić przeciwnika. W wieku 18 lat, za zasługi na arenie, został wyzwoleńcem.

    Za namową swojego niedoszłego właściciela, Krussk dołączył do grupy najemniczej. Nauczył się strzelać, pracować w zespole i nie ufać do końca nikomu.

    Po krótkim treningu został wysłany na pierwszą grupową misję w tereny podmiejskie w celu złapania zbiegłego człowieka, wiszącego Tahorkowi pieniądze. Krussk przyprowadził go żywego, ale bez ręki.

    Za zarobione kredyty, spełnił swoje marzenie - uciekł z Trandoshy. Wyruszył w przestrzeń, by szukać przygód i zobaczyć inne rasy niż trandoshanie i ludzie.

    Trafił na Coruscant, gdzie dołączył do mało znanej agencji najemniczej - Czerwonych Skorpionów. Zawsze znalazło się jakieś zlecenie, które mógł wykonać z małą drużyną. Ale jego towarzyszom nie podobało się okrucieństwo Krusska, więc postarali się mu zorganizować "wypadek" podczas misji oczyszczania transportowca z piratów. Kiedy parł przodem, twi'leczka strzeliła w niego kilka razy, prawie odrywając mu nogę.

    Jej gardło rozszarpał własnymi zębami. Wystarczyło strzelać także po nogach, potem dokuśtykać, wibronożem spacyfikować resztę oddziału, a pomysłodawczynię "wypadku" zagryźć.

    Całą nagrodę otrzymał sam, lecz bez reszty zespołu, Czerwone Skorpiony nie istniały. Musiał więc zarejestrować się w spisie najemniczym, z którego losowi najemnicy byli tworzeni w mało sprawne oddziały i wysyłane na przedziwne misje za półdarmo. Wkrótce jego noga mu odrosła. Plusy bycia jaszczurem.

    O Jediach słyszał niewiele. Że podobno są potężni, że władają Mocą, czy czymś takim. Nieważne. Ale słyszał także o ich broni. Energetyczne ostrze tnące wszystko, poza polami siłowymi. Zapragnął takiej broni, ale wiedział, że tylko Jedi mają taką broń. Postanowił, że poczeka na zlecenie, które da mu możliwość zabicia Jedi i odebranie mu jego mistycznej broni.
    9. Ekwipunek: ciężki karabin blasterowy, pistolet jonowy, pancerz najemnika, własny datapad, krótkodystansowy comlink, 3x medpac, zapasy żywności i amunicji, kredyty
    10. Towarzysz: brak
    11. Cel: zdobyć miecz zabitego przez siebie Jedi
    12. Ramy czasowe: niedługo po zniknięciu Revana w Zewnętrznych Rubieżach

  12. Spojrzał na ciebie parę razy, aż w końcu odwrócił się w stronę kupców i krzyknął:

    - Amarak, podejdź tu no na chwilę! - Wrócił wzrokiem do ciebie. - Wiesz, że nie dostaniesz kapsli za ochronę i jedzenie zapewniasz sobie we własnym zakresie, ewentualnie ze zniżką kupujesz sobie od kupców.

    Dołączył do was chudy człowiek, który wyglądał jakby był tyle samo starszy od ciebie, co młodszy od Bozara.

    - Wołałeś mnie Bozarze? - jego głos pod pozornym spokojem, krył obawy. Może nie lubił towarzystwa wzgórz? Faktem było, że spojrzał na ciebie podejrzanym wzrokiem.

    - Ten tutaj - odezwał się kapitan - to Gary Sue. Wydaje się przyjemnym, młodym człowiekiem w pancerzu wspomaganym. Prosi o wspólną podróż do Złomowa. Nie żąda ani kapsla, za tę przyjemność.

    - Ta zbroja mi się nie podoba - patrzył na ciebie, ale mówił bardziej do Bozara. - Skąd wiemy, że nie jest bandytą, albo szpiegiem? Taki pancerz u kogoś tak młodego? Pewnie ukradł go, albo kupił u tych przeklętych Zbrojeniowców za własną matkę i teraz szuka gangu, który by go przyjął!

  13. Przez te kilka lat dobrze obeznałaś się z lasem. Wiedziałaś gdzie znajdują się puste jaskinie, w których można schronić się przed deszczem. W miarę jak podążałaś do jednej z nich, zaczynało kropić coraz bardziej. Wkrótce dotarłaś w wyznaczone miejsce. Zapuściłaś się głęboko, w końcu mroki jaskini nie robiły ci różnicy. Mokry płaszcz odwiesiłaś na występ skalny odsunęłaś się od niego spory kawałek i razem z teraz już nie tak małym wilczkiem wytrząsnęliście z siebie wilgoć.

    odeszłaś do ukrytego w ścianie jaskini wyłomu. Wyciągnęłaś stamtąd nazbieranego wcześniej drewna hubkę i kawałek krzemienia. Dobrze, że w każdej jaskini w okolicy miałaś przygotowane drewno. Gałęzie były trochę wilgotne, ale i tak bardziej suche niż te na zewnątrz.

    Rozpadało się na dobre.

    Wkrótce małe ognisko, w kamiennym palenisku, suszyło zmoczoną sierść was obojga.

    Arrow położył się blisko ciebie. Chyba zaczynał być trochę głodny, tak jak ty.

  14. Kiedy Bozar dostał do ręki patyk z iguaną, pomachał nim trochę, aby mięso odrobinę ostygło. Następnie wziął duży kęs, cały czas cię słuchając. Odezwał się dopiero kiedy skończyłeś.

    - No młody, historii to ty opowiadać nie umiesz - wyszczerzył zęby. Nie bardzo wiadome ci było, czy mówi o zmyślanych historiach, czy o opowiadaniu czegokolwiek. - Powiem ci tyle, zawsze chciałem spróbować przedwojennych konserw. Mój kolega próbował kukurydzy, podobno najlepsza jaką w życiu jadł - rozmarzył się. - Chyba o to nie pytałem. Dokąd ty zmierzasz, młody?

  15. Biegasz po farmie. Gonisz pomarańczową klacz z blond włosami. Biega z wami też Arrow. Czujesz zapach siana, tak bliski, a jednocześnie tak odległy. Nagle zapada ciemność. Nie widzisz koleżanki. Czujesz, że jest w pobliżu, słyszysz jak woła cię, widocznie ona ciebie też nie widzi. Próbujesz krzyczeć, że jesteś tutaj, ale z twojego gardła nie wydobywa się nawet jeden dźwięk. Pomarańczowa klacz odbiega, a do ciebie podchodzi czerwony ogier, chociaż go nie widzisz, to wiesz dokładnie jak wygląda...

     

    *Plum!* Kropla deszczu trąciła twój nos. W powietrzu unosił się zapach deszczu. Zaczynało wiać. Chyba zapowiadało się na burzę.

  16. No, w końcu udało mi się to wyprodukować :P
     
    Gothic
     
    Imię i Nazwisko: Gustav Retok
    Przydomek/Ksywka: Mówca (Wszyscy znają go raczej pod tym przezwiskiem, tak też przedstawia się innym)
    Pochodzenie: Vengard, jedynak, rodzice zmarli
    Wiek: 18
    Profesja: Jakiś czas zajmował się stajnią ojca.
    Skazany za poglądy antyrojalistyczne

    Wygląd: Niewysoki szczupły młodzieniec, o ciemnych krótkich włosach, chodzący zawsze w kilkudniowym zaroście.

    Charakter: Zuchwały, pewny siebie. Wie czego chce, a przynajmniej tak mu się wydaje. Chciwy, podstępny. Nie lubi króla, uważa, że źle prowadzi wojnę z orkami. Lubi prowokować, sporadycznie uczestniczy w bójkach. Nie radzi sobie w interesach.
    Specjalne uzdolnienia: Wyjątkowa zdolność przemawiania. Potrafi gadać dużo, prawie na temat i to tak, że ludzie prawie jak zahipnotyzowani słuchają jego słów.
    Historia:
    Prowadził spokojne i nawet bogate życie, w górnym Vengardzie. Jego ojciec posiadał stajnię i konie do wynajmowania gońcom i podróżnikom. Zdarzało się, że bogatszym klientom po prostu sprzedawał wierzchowca.
    Gustav uczęszczał do szkoły miejskiej, a także na prywatne lekcje do bibliotekarza Manuela. Chłoną książki i słuchał przemówień króla i królewskich heroldów. Jednego nawet namówił, żeby uczył go retoryki. Im starszy się stawał, tym bardziej przeszkadzały mu rządy Rhobara II. W wieku 16 lat, Gustav został sierotą, gdy ciężka, nieuleczalna choroba zabrała mu oboje rodziców. Przejął  po nich interes, którego nie umiał prowadzić, więc wkrótce jego stajnia zaczęła podupadać. Aby jakoś przeżyć, musiał zrezygnować ze szkoły.
    Wkrótce wybuchła wojna z orkami. Król wydał edykt stanowiący, że do kopalni w kolonii karnej Khorinis wysyłani będą nie tylko mordercy i najwięksi zbrodniarze, ale także poważniejsi złodzieje.
    Do tego dla bezpieczeństwa miasta Khorinis, zostaną zamknięci w magicznej barierze przez najlepszych magów - tak przynajmniej mówił herold. Coś poszło nie tak, gdyż heroldzi ogłosili większe podatki i "dobrowolne" rezygnacje z własnych towarów, dla dobra królestwa, ponad to poziom przestępstw, za które trafiało się do kolonii malał. Teraz wystarczyło dokonać kradzieży, napaści, ewentualnie powiedzieć coś złego na króla, żeby trafić na wyspę.
    Pewnego dnia przyszli po jego konie. Dostał po twarzy od paladyna, za stawianie oporu przy rekwirowaniu "dóbr mięsnych". Cały wściekły wyszedł na ulicę, zepchnął z podestu herolda i zaczął prawić to, co ludzie już od dawna wiedzieli. Mówił, że król nie umie prowadzić wojny i nawet miliony ton magicznej rudy go nie uratują. Potrzeba taktycznego umysłu i dzielnych żołnierzy, a  nic z tego król nie ma.
    Tak trafił do więzienia. Był wściekły. Dookoła był brud i kilku innych skazańców - drobnych złodziejaszków i paru uczniaków, którzy źle się zachowywali na lekcjach. Tak, król był bardzo zdesperowany. Nie siedział długo w więzieniu, gdyż wkrótce został wzięty na barkę więzienną, którą został wieziony przez morze do Khorinis. Przez dwa tygodnie wiosłowania, miał cięższy trening niż w całym swoim życiu.
    Prowadzony przez miasto, jak najgorszy morderca, dotarł ze strażnikami i innymi współskazańcami aż do obrzeży Górniczej Doliny. Stanęli na wielkiej skarpie razem z sędzią, za którym mieniła się na niebiesko praktycznie niewidoczna bariera. Zaraz miał trafić do zamkniętego, przestępczego świata, pełnego niebezpieczeństw.
    Talizman: brak - ten człowiek wierzy tylko w siebie
    Cel: Jeszcze tego nie wie, ale chce zostać Magnatem :D
  17. Imię: Ruffian

    Rasa: Kucyk ziemski
    Wiek: 20 lat

    Wygląd: 

    ccf2013041300002.jpg

    Cutie Mark: Mała błyskawica

    Zawód: Kucyk wyścigowy

    Charakter: uparta, szczera, szybka, zawsze gotowa do wyścigu, nie lubi się śmiać ze swojej przegranej, nie cierpi swoich rywali

     

    Historia: Urodziła się w YanHoover - mieście słynącym z wyścigów i różnego typu zawodów. Gdy miała 5 lat zaczęła trenować do zawodów w bieganiu lecz szybko stwierdzono że się do tego nie nadaje. Postawiła na swoim i wraz z przyjaciółmi którzy ją do tego przygotowywali trenowała.
    Podczas treningu poznała ogiera z którym wkrótce się zaprzyjaźniła. Nazywał się Chuck i był brązowym kucem. Ruffian umówiła się z nim na następny dzień. Polubiła go, ponieważ ten kucyk pochodzący z Manahettanu był miły, opiekuńczy i schludny. Zawsze starał się robić coś jak najlepiej.
    Podczas spotkania z nim inne klacze napadły na nią i trochę poobijały, gdyż były zazdrosne. Następnego dnia miał się odbyć wyścig. Wszyscy ustawili się już na linii
    mety kiedy niespodziewanie pojawiła się ona. Rozległ się dźwięk dzwonka i
    wszystkie kucyki ruszyły. Podczas wyścigu była spychana z drogi. Walczyła dzielnie i wygrała. Wtedy pojawił się jej znaczek. Kolejne wyścigi także wygrywała choć nie wszystkie. Podczas wyścigu z najszybszym kucykiem Black Kingiem potknęła się i przewróciła a po powrocie z " urlopu " przegrała kilka wyścigów. Z tego powodu czarny kuc z tego samego miasta co ona zaczął ją nazywać smołą. Wkrótce wszyscy ją tak przezywali. Nie cierpiała więc z całego serca czarnego ogiera, który wyśmiał ją przez jeden mały wypadek.  W końcu wróciła do formy i znów zaczęła wygrywać. Mieszka obecnie tam gdzie mieszkała i cieszy się wyścigami.

     

    Cel: Ponownie stanąć do wyścigu z Black King i przeżyć jakąś przygodę.

     

     

    downtownVancouverBC.jpg

     

    YanHoover - Manehatten zachodniego wybrzeża. Equestriańska stolica wyścigów i wszelkiego typu zawodów. Mieszkając tutaj, nie dało się nie uprawiać sportu, ani nie brać udziału w jakiejkolwiek dyscyplinie.

    Ty się ścigałaś, jak wiele innych kucyków. Tyle, że w przeciwieństwie do innych, tobie szło lepiej. No i, miałaś Uroczy Znaczek, który dostałaś w czasie wyścigu. Byłaś naprawdę dobra. Miałaś szansę zostać najlepszym kucem wyścigowym w całym mieście.

    Dopóki nie zjawił się Black King.

    Ten kuc pobił cię w wyścigach i ośmieszył przy wszystkich. Choć sam był czarny, przezywał cię "smoła", a przez to, wkrótce, całe środowisko ścigaczy zaczęło tak na ciebie mówić. Jedynym sposobem było odejść albo utrzeć mu nosa. Nie byłaś jedną z tych co tak po prostu się poddawali. Akurat nadarzała się okazja, gdyż za kilka miesięcy miał odbyć się Turniej Najszybszego Kopyta - jeden z bardziej prestiżowych wyścigów w całym Yanhoover. Pierwsza trójka, oprócz zwyczajowych nagród, w tym roku miała szansę na coś niezwykłego. Black King na pewno będzie brał udział w tym Turnieju. To byłaby idealna okazja, żeby go upokorzyć i wygrać z nim.

     

    Obudziłaś się w swoim łóżku. Dzisiejszy dzień wyznaczyłaś sobie jako pierwszy dzień treningu. Budzik wściekle domagał się wyłączenia, wskazując godzinę piątą trzydzieści. Słońce leniwie wychylało się znad horyzontu, dzięki Księżniczce Celestii, oświetlając twoją zieloną sypialnię.

     

  18. Pokręcił przecząco głową.

    - Gdyby tak było, co chwilę potykalibyśmy się o przedwojenny bunkier. Ostatnimi czasy, za dużo gangów, ma zbyt dużo broni. Nie, to co innego - usiedliście niedaleko ogniska. Ktoś podał kapitanowi podsmażaną iguanę na patyku. - Chcesz, młody? - spytał Bozar, podając ci swoją kolację. - W końcu nie codzień spotyka się człowieka, który obrabował bunkier.

    Wskazał najemnikowi, żeby jemu przyniósł jeszcze jedną porcję.

    - To opowiedz mi, jakie cuda kryje taki bunkier. Sam w życiu takiego nie widziałem.

  19. W końcu klaczka zmęczyła się drapaniem Arrowa. Ten wesoło zaszczekał domagając się jeszcze, ale czując, że więcej pieszczot nie będzie, wstał i dołączył do twojego boku.

    - Mmm.... no to do widzenia pani - rzekła pegazica i odeszła w swoją stronę. Niedźwiedź trochę się ociągał, ale w końcu podążył jej śladem. 

    W końcu wrócił spokój lasu, uspokajający

    ciche dźwięki ptaków.
  20. Huh. Nie wiem, czy dam radę kogoś dołączyć potem, ale mogę spróbować. W życiu nie można robić tylko prostych rzeczy :D

    Sesja będzie... dam wam znać kiedy. Może jutro, może pojutrze xD

     

    inka2001 - teraz jest dobrze. Postaram się bardzo, żebyśmy zaczęli już dziś.

  21. Kapitan spojrzał na zbroję. Chyba nie uwierzył w twoją bajeczkę na temat znalezienia takiego pancerza w piachu, ale postanowił nie ciągnąć tematu.

    - Jestem Bozar - wyciągnął rękę w twoją stronę. Patrząc na niego zauważyłeś, że ten krótko ostrzyżony człowiek był już całkiem siwy. Do tego twarz o surowym, lecz nawet sympatycznym wyglądzie, pokryta była bliznami i zmarszczkami. - Wracamy z karawaną z wybrzeża do Złomowa. Jest tam małe miasteczko rybackie, które zaopatruje Złomowo w pożywienie, a w zamian dostają wszelakie medykamenty i inne potrzebne rzeczy - powiedział patrząc na handlarzy. - Zajmuje to prawie dwa tygodnie w jedną stronę, ale handlarze dobrze płacą za ochronę. Ostatnio jeszcze więcej, gdyż w okolicach kręcą się bandyci z bardzo porządnym uzbrojeniem - zerknął na twoje pukawki. 

  22. Kapitan wyszczerzył zęby kiedy ściągnąłeś hełm.

    - Skąd masz taką lśniącą zbroję? Pewnie wydałeś na nią cały majątek u Bractwa.

    Gestem wskazał ci ognisko.

    - Siądź przy ognisku, a odpocznij sobie. Na pustkowiach bezpieczniej jest być razem, niż osobno. Może dogadasz się z kupcami i wymienisz resztkę kapsli na jakieś pożyteczne graty.

    Znużeni strażnicy wrócili do poprzednich zajęć, skupiając się na kolacji i graniu w karty. Tylko jeden został poza kręgiem wozów, widocznie miał za zadanie jako pierwszy stać na straży.

×
×
  • Utwórz nowe...