Skocz do zawartości

black_scroll

Brony
  • Zawartość

    921
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez black_scroll

  1. - Em, no dobrze, to w takim razie... niech pani przynajmniej uważa w tym lesie, jest on strasznie niebezpieczny - klaczka dygotała na samą myśl o Everfree. - Jest tam wiele nieprzyjemnych stworzeń. Gorszych niż rozpędzony niedźwiedź.

    Bearnard mruknął cicho. Chyba nie podobała mu się drobna docinka pegazicy.

    - Gdyby pani jednak zmieniła zdanie... mój domek jest na skraju lasu. I ma pani kochanego wilczka! - usłyszałaś trzepot skrzydeł zbliżający się do Arrowa. Ten już od chwili był spokojny, a teraz wesoło zaszczekał i znowu położył się na ziemi, gdy klaczka zaczęła go pieścić.

    - Kto jest kochanym wilczkiem? No kto? Ty jesteś!

  2. Ostatni promyk słońca zniknął za horyzontem. Było jeszcze widno, ale nie na długo. Miałeś nadzieję, że twój chód wygląda bardziej niezdarnie i mało niebezpiecznie, niż jakbyś nieudolnie próbował się podkraść. Przy wozach zostało rozpalone ognisko przy którym rozsiedli się ludzie. Wozy były ustawione w okrąg, dookoła ogniska. Kiedy byłeś oddalony od nich około 100 metrów, wreszcie cię dostrzegli. Piątka najemników podniosła się z ziemi i wyszła poza krąg wozów z przygotowanymi broniami. Jeszcze nie celowali w ciebie, mimo wszystko byłeś sam, a ich pięciu, każdy z karabinem, jeden chyba nawet miał karabin laserowy w dłoniach. W końcu się dowlekasz się na odległość paru metrów.

    - Witamy w Morskiej Karawanie, przybyszu. Potrzebujesz czegoś? - stojący po środku mężczyzna w pancerzu bojowym widocznie był kapitanem oddziału chroniącego karawanę.

  3. Dobra, bo od tego słodzenia dostanę cukrzycy :P

    NimfadoraEnigma - wyczuwam lekki pośpiech w poprawkach (niepotrzebny), np. Chaos w literkach, tu za dużo, tu zjadłaś jakąś, tam na początku zdania mała...

    I poprawiony fragment dalej ma mało wspólnego z Warhammerem jak dla mnie (patrz na historię Maniego - tam jest klimat). Ale potencjał jest, dlatego zgoda. (wszyscy wrzucają kolorki to ja też, a co, mogę!)

     

    Mani - Stary, dobry Ojczulek Nurgle ^^ Mam trochę awersję do runicznych ostrzy. Jeśli nie jest to super Miecz Chaosu, z paszczami zagłady, mogą być. Co do historii - niezła. Klimacik jest, Chaos jest. Witam na pokładzie!

     

    Teraz do obojga:

    Osobiście pasuje mi żeby prowadzić wspólną sesję, pytanie do was, czy chcecie poczekać na kogoś jeszcze, czy wystarczy wam wasza dwójka.

    Ach i jakby co, ta sesja będzie powstawała troszeczkę dłużej w końcu muszę was jakoś upchnąć razem.

     

    Soczek, moja obrończynio! Oni się zapisują do mnie, na multisesję, także nie ma co się martwić ^^

  4. Pipboy wskazywał, że droga do Hubu zajmie ci, co najmniej, kilka dni. Suchego prowiantu dostałeś aż nadto.

    Pustkowia są niebezpieczne, ale jest jedna rzecz, która wydłuża podróż w nieskończoność - nuda. Post-nuklearny krajobraz w większości jest tak monotonny, że nawet nie ma jak "podziwiać" widoków. Na równinach mocno wiał wiatr. Pył uderzał o pancerz, niektóre ostrzejsze ziarenka piasku powoli zarysowują jego powierzchnię. Po kilku godzinach teren zrobił się robić wyżynny. Tempo twojej podróży nieznacznie spadło, kiedy wspinałeś się po coraz to bardziej stromych zboczach. Pod wieczór, kiedy słońce już do połowy schowało się za horyzontem, zauważyłeś w oddali parę wozów zaprzęgniętych przez braminy. Grupa ludzi, nie więcej niż dwudziestka, odpoczywała po całodziennej wędrówce. Jeszcze nie dostrzegli samotnego wędrowca z Bractwa Stali.

  5. - No Bearnie, nie ma się co bać... Pszczoły już cię nie użądlą... - klacz zmierzała w stronę niedźwiedzia. - Teraz zostaw tą panią w spokoju i ładnie przeproś.

    Niedźwiedź odsunął się i ryknął niemrawo. Brzmiało to jakby przepraszał za stratowanie.

    - Nic pani nie jest? - spytała cicho pegazica podchodząc do ciebie. - Jeszcze raz przepraszam, bo prostu przesadził z podkradaniem pszczołom miodu i trochę mu się dostało... Nie chciałabyś może..um... jeśli to nie będzie problemem, oczywiście... może wpaść do mojego domku na zadośćuczynną herbatkę? Mam też dobre ciastka.

  6. NimfadoraEnigma

    Jednego Ci nie można odmówić dziewczyno - jesteś pomysłowa. Historia niesamowicie mi się podoba. Szkoda, że końcówka wygląda jakby była pisana na odczepnego, ale cała reszta - cud, miód orzeszki.

    Opis tak samo, aż miło się to czyta.

    Nie ma ekwipunku rozpisanego, ani profesji nie musi to być coś niesamowitego, w sumie błąd drobny.

    Przecinki - raz są normalnie, raz znikają i nie ma ich nigdzie. Takie coś kłuje w oczy.

    I największa wada podania - chociaż historia super, dająca niesamowite podłoże pod przygodę ma jedną wadę - ja nie czuję tutaj Warhammera. Nawet odwołań geograficznych, historycznych.Opowieść pasuje praktycznie do każdego świata fantasy, ale nie do Warhammera/

    Spotkać mantikorę w Imperium? Niezły pech.

     

    Określenie nieczysta też słabo pasuje. Rozumiem o co chodzi, ale raczej oczywistym byłoby nazwanie jej przeklętym pomiotem Chaosu.

    Do poprawy.

    Albo własne uni, ale wtedy jakieś dodatkowe informacje chcę, albo zostajemy przy Warhammerze, ale ma być więcej klimatu.

  7. Imię : Blind Arcum Apple

    Rasa: Kucyk ziemny 

    Wiek: 17 

    CM:jabłko przebite strzałą

    Talent: umie perfekcyjnie strzelać. 

     

    Zawód: Brak 

     

    Charakter: Spokojna, opanowana, cierpliwa, woli być sama, nie chce przyjmować pomocy od innych, robi wszystko na własne kopyto, nie słucha rad innych, czasami się przecenia. 

     

    Historia:  Urodziła się w Ponyville. Kiedy była mała razem z ojcem ćwiczyła strzelanie z łuku. Była kuzynką  Applejack, gdy były małe bawiły się często razem. W wieku 11 lat dostała swój CM trafiając w sam środek jabłka . Gdy Blind miała 12 lat jej dom spłonął. Przyczyna była nie znana. Ogień spowodował u niej utratę wzroku, na głowę spadły jej deski, przez co straciła przytomność. Wszyscy myśleli że zginęła razem ze swymi rodzicami. Obudziła się w Lesie Everfree , nic nie widziała i nie pamiętała. Nie wiedziała co robić. Usiadła na ziemi i płakała zastanawiając się nad wszystkim. Podszedł do niej mały wilk, ona nie wiedziała co to, ale było to zaprzyjaźnione. Nazwała małego wilka Arrow. Mały Wilk pomagał jej zapoznawać się z tym miejscem. Od czasu do czasu miała przebłyski pamięci, ale nic jej nie podpowiadały. Rósł on, tak samo jak ona. Przez ten czas poznała wszystkie zakątki liasu, każdy dźwięk i zapach.  W końcu przypomniała sobie swoją umiejętność strzelania z łuku. Sama zrobiła sobie własny łuk i strzały. 

      Gdy miała już 17 lat szła drogą gdy nagle wbiegło na nią jakieś spłoszone zwierze i wywróciło ją, był to niedźwiedź. Blind miała już go zastrzelić gdy nagle usłyszała cienki głosik krzyczący -  Stooooooooop!! - Była to płochliwa pegazica o imieniu Fluttershy. 

     

    Cel: Dowiedzieć się czegoś o swej przeszłości.

     

    EverfreeForest.png


    Szum liści. Mieszkając od tak dawna w lesie, praktycznie nie zwracasz na niego uwagi. Arrow cicho tupocze po miękkiej ściółce leśnej. Dyszy wesoło, podążając za swoją panią.

    Utrata wzroku wyostrzyła twoje inne zmysły. Kopytka były wyczulone do tego stopnia, że znajome nierówności ziemi pomagały ci orientować się w lesie. Słuch miałaś praktycznie doskonały, to w zasadzie dzięki niemu funkcjonowałaś, lecz wystarczy chwila nieuwagi, żebyś straciła poczucie otoczenia. Tak było właśnie teraz, kiedy Arrow rozłożył się przed tobą, domagając się pieszczot. Słyszałaś jak tarza się wśród mchu i z uśmiechem na pyszczku zaczęłaś drapać go po brzuchu.

    Gdy twoją uwagę przykuł ruch w krzakach i ryk niedźwiedzia, było już za późno na reakcję. Kilkaset kilo mięsa i futra powaliło cię na ziemię. Zwierzę nie zachowywało się agresywnie, ani nawet nie pachniało tak jakby miało zamiar kogokolwiek atakować, ale odruchowo sięgnęłaś po łuk, nałożyłaś strzałę na cięciwę i wsłuchując się w tupot wielkich łap, wycelowałaś w głowę niedźwiedzia. Arrow najeżył się i warczał na wielkie zwierzę.

    - Stooooooooop! - usłyszałaś cieniutki głos należący bez wątpienia do kucyka. Po jej lekkich, ledwo odczuwalnych krokach, spokojnie mogłaś być pewna, że jest to pegaz. Ewidentnie przybyła od tej samej strony, co rozpędzony niedźwiedź i zatrzymała się, prawdopodobnie oczekując na twoją reakcję. - Przepraszam za Bearnarda, proszę nie zabijaj go - jej głos drżał.

  8. Imię Gary Sue

    Wiek 23 lata

    Pochodzenie Urodził się i wychował w bractwie stali, gdzie miał zostać paladynem. 

    Funkcja w społeczeństwie Wojownik

    Wygląd Młody, silnie zbudowany mężczyzna. Nie goli się zbyt często, przez co ciągle ma zarost. Włosy średniej długości.

    Charakter Bractwo Stali- chroni artefakty sprzed wojny oraz pilnuje sprawiedliwości

    Historia

    Urodził się jako dziecko paladyna i kobiety-rycerza w siedzibie bractwa stali. Od dziecka był szkolony na paladyna, choć przejawiał wysokie zainteresowanie technologią. Treningi były ciężkie, lecz z racji na predyspozycje szło mu dość dobrze. Ćwiczenia z używania broni szły za to wiele gorzej. Broń poniżej 4 kilogramów była dla niego za lekka, a powyżej 7 za ciężka.

    W wieku 18 lat, za prośbą rodziców, pierwszy raz udał się na powierzchnię na dłuższy czas. Jego rodzice wmówili, że jest to część jego treningu, a tak naprawdę miała być to wycieczka. Niestety, zostali zaatakowani przez bandytów. Wywiązała się długa walka. Choć bandyci mieli wielokrotną przewagę, Gary wraz z rodziną mieli wiele lepszą broń. Ostatecznie Gary zabił ostatniego bandytę, choć został przy tym trafiony w jamę brzuszną, a jego rodzice zostali ciężko ranni. Niestety, nie posiadali przy sobie stimpacków. Wszystkie zużyli podczas walki jego rodzice. Opatrzył się. Mógł chodzić. Pozbierał nieuszkodzone wyposażenie, to znaczy swoją strzelbę bojową, karabin plazmowy ojca oraz karabin snajperski matki. Zostało mu dość amunicji, by nie bać się kilku małych potyczek. Udało mu się także skompletować całą zbroję bojową z części swojej i matki. Z części od swojej matki musiał oderwać kieszenie przyszyte od wewnątrz. Tylko dzięki temu zdołał ją założyć-uspokajał swoje sumienie, że nie ma na sobie krwi swojej matki, bo cała wsiąkła w materiał. Po pozbieraniu ekwipunku skierował się w stronę siedziby bractwa. Po kilku kilometrach szybkiego chodu zemdlał.

    Obudził się na jakiejś farmie. Miał przy sobie swój ekwipunek. Od gospodarza dowiedział się, że zemdlał tuż przy jego farmie. Gospodarz, wdzięczny za pomoc, którą okazało mu bractwo rozprawiając się z bandytami, zabrał go i podleczył. Jeszcze przez jakiś czas kurował się, po czym udał się w domniemaną stronę siedziby. Niestety, nie miał szczęścia. Po kilkunastu dniach błąkania się po pustyni znalazła go karawana. Dotarł z nią do Cienistych Piasków. Pobył w nich trochę, pracując dla różnych osób. Jego praca polegała głównie na bronieniu przed lub atakowaniu bandytów. W Piaskach nie było jej zbyt wiele, więc jakiś czas popracował także w Złomowie. Po uzbieraniu odpowiedniej kwoty zapłacił za medykamenty, które wziął od karawany, która go znalazła, nakupował sobie medykamentów i amunicji, po czym poszedł wraz z karawaną do Hubu. Dotarł do niego bez problemów. Po odczekaniu kilkunastu dni wraz z karawaną udał się do siedziby bractwa stali, w której nie było go już od dłuższego czasu. Po naprawie dokumentacji, w której wpisano, że umarł wraz z rodzicami, urządzono mu ciężki trening życia na zewnątrz i wysłano go na pustkowia w celu poszukiwania nowoczesnej technologii. Stało się to przez to, że nieumyślnie powtórzył w bazie plotkę o Zbrojeniowcach, którą usłyszał jeszcze w Hubie.

    Ekwipunek Pancerze Bojowy Bractwa Stali, przemalowany na barwy normalnego; karabin plazmowy; strzelba bojowa; rozpruwacz; amunicja; medykamenty; instrukcje naprawy swoich broni wraz z częściami zamiennymi i narzędziami; worek z kapslami.

    Broń prócz rozpruwacza posiada niewielkie przeróbki dokonane przez jego matkę, więc nosi ją całą przy sobie, choć wiele osób, które spotkał, śmiało się, że nosi przy sobie małą zbrojownię. 

    Cel Znaleźć Zbrojeniowców.

    Statystyki

    Posiada dużą siłę, wytrzymałość, percepcję i inteligencję, podwyższone przez wszczepy z wysokiego poziomu. Charyzma jest na normalnym, może trochę poniżej normalnym poziomie. Nie wiadomo jakie ma szczęście, ponieważ choć jego rodzice zginęli, często udawało mu się zrobić coś na farta. Zwinność ma normalną, trochę podwyższoną przez wszczepy, dokonane w celu lepszego przygotowania go do misji.

    Choć szkolony od dziecka na paladyna, odpoczywał ucząc się o technologii. Spowodowało to, że umie zrobić wiele rzeczy przy rozmaitych urządzeniach. Zna się na pierwszej pomocy. Dość słaby w rzucaniu. Poznał teorię sztuki przetrwania oraz zakładania pułapek. Umie się ukryć, lecz nie za bardzo wychodzi mu skradanie. Nie interesuje go hazard. Podczas rozmów stara się przemyśleć, co powinien powiedzieć do danej osoby. Jeśli chodzi o otwieranie zamków, to ma dwie lewe ręce. Jedynym sposobem, jaki umie, jest rzucenie z całej siły zamkniętym pojemnikiem. Nie umie korzystać z pistoletów ani broni ciężkiej.

     

    Zbrojmistrzowie.jpg

    Ambient

     

     

    Bractwo Stali - jedna z najpotężniejszych, jeśli nie najpotężniejsza frakcja na Pustkowiach. Ostatni bastion sprawiedliwości w post-nuklearnej Ameryce. Twoi rodzice należeli do tej elitarnej grupy, tak samo jak ty. Urodziłeś się wśród paladynów, trenując najlepiej zachowaną bronią, mając do dyspozycji najbardziej zaawansowaną technologię dostępną w tych ponurych czasach.

    Podczas swojej pierwszej dłużej wycieczki po Pustkowiach, straciłeś rodziców.

    Uratowany, błądząc po prochach dawnego świata, ratowałeś niewinnych, zabijałeś łotrów. Chodź nie bezpośrednio na służbie, w pewien sposób cały czas byłeś paladynem.

    Po odbyciu swojej tułaczki w końcu wróciłeś do Bractwa.  Miałeś nadzieję, że twoja służba na powierzchni wystarczy, żebyś w końcu mógł wrócić do cichego laboratorium technologicznego.

    Widać byłeś w błędzie.

    Dowództwo uznało, że tak długi pobyt na powierzchni zahartował cię i lepiej przysłużysz się Bractwu, jeśli wyruszysz na poszukiwania zaginionej technologii.

    - Zawsze ciekawiła cię technologia - wspominasz słowa skryby Malachusa. - Do tego dowiodłeś, że jesteś sobie w stanie poradzić na powierzchni. Wiem, że gdzieś tam, na Pustkowiach, są jeszcze nieodkryte skarby, które pozwoliłyby nam usprawnić nasz sprzęt. Dlatego jesteś potrzebny nam na zewnątrz. Żeby wspierać rozwój Bractwa.

    Dostałeś zwyczajny pancerz wspomagany, bez emblematów Bractwa, cały swój arsenał, razem z amunicją, planami i paroma częściami zamiennymi, podstawowy zestaw medyczny (5 stimpaków, 3 Antyrady, 3 Rad-Xy). Resztkę swoich kapsli zgarnąłeś do worka, wyekwipowałeś się jak trzeba i windą wyjechałeś na poziom 0. Gdy drzwi tylko się otworzyły, ostre słońce na chwilę cię oślepiło, prawie tak jak 5 lat temu, kiedy wyruszałeś z rodzicami na swoją pierwszą wyprawę. Piach zachrzęścił, kiedy postawiłeś pierwszy krok poza bazę Bractwa Stali.

     

    Teraz byłeś zdany tylko na siebie. 

  9. inka 2001 - tak jak się umówiliśmy. Spójniejsza historia, trochę więcej detali, parę imion i możemy ruszać z kopyta. No rush.

     

    Imka 2000, PiekielneCiastko - sesje będą najpóźniej we wtorek, postaram się, żeby były już jutro wieczorem.

  10. Tak jak napisałem wyżej: Fallout kucykowy - nie będę prowadził dopóki nie przeczytam fica. Ale ja miałem zamiar prowadzić zwykłego Fallouta, wiesz? Tego z 1997. Krypta 13 i te sprawy.

     

    EDIT: Czytam, śmieję się i powiem jedno: to JEST Fallout. Rożnica gdzie się nosi Pipboya, C.A.T. zamiast G.O.A.T.'a i parę innych zmian skrótów nie zmienią tego, że właśnie tak wyobrażałem sobie sponyfikowanego Fallouta. 

     

    EDIT 2: Dalej czytam i dalej się śmieję. Ja tu sobie wyobrażam nie wiadomo co, skoro pytasz o tego fica, przerażony czytam, że to jakaś wielka różnica, a tu taka niespodzianka. Nihil novi, mój drogi. Normalnie jakbym po oglądnięciu Zemsty Sithów usłyszał, że powinienem przeczytać książkę "Zemsta Sithów".

    Nie obrażaj się, czy coś, po prostu... Fallout+kucyki. Stable zamiast Vault. Heh.

     

    I przypominam: pytania proszę kierować na PW, na pewno odpowiem, a wyjaśnione nieścisłości dodam do pierwszego posta.

  11. Nie. Za to przeszedłem całego pierwszego Fallouta dwa razy :D Drugiego do połowy, tak samo trójkę, trochę w New Vegas, ale żadna mnie nie urzekła tak jak jedynka. Cud, miód i orzeszki.

    Tak jak napisałem, preferowałbym ludzkie postacie, niż kucyki. Jak chcesz mieć Fallouta kucykowego - no problem, ale będziesz musiał poczekać aż przeczytam całe Fallout: Equestria. Przynajmniej będę miał motywację :D

  12. Ym, no pierwsze to raczej oczywiste, że kucyki. Reszta, nie koniecznie ludzie, dostępne są inne rasy.

    Hmm :twilight3: . Nie wykluczam kucykowych wersji podanych uniwersów, ale osobiście preferowałbym humanoidy, niż equusoidy.

  13. Witam na zapisach Czarnego Zawijasa, nowego Mistrza Gry, czyli mnie.

     

    Najważniejsze info znajdziecie tutaj

     

    No to skoro wszystko wyjaśnione, to przejdźmy do rzeczy:

     

    Podania:

    Oprócz danych przeze mnie wymaganych informacji do podań, inne, dodatkowe  mile widziane :)

    Co do historii, nie wymagam nie wiadomo jak długiej. Ma być treściwa i nakreślać przeszłość bohatera. I nie krótka.

    Reszta można się domyślić. Jeśli jednak nie można się domyślić, to pisać na PW, wszystko wyklaruję.

     

    (multisesje można zgłaszać, ale trzeba znaleźć innych graczy, albo będzie się czekać)

     

    A oto podania do światów, które prowadzę:

    (zaznaczę jeszcze, że poza pierwszym światem, raczej chodzi mi o normalne RPGi, a nie ponyfikacje)

     

    Equestriańskie Przygody

    Imię:

    Rasa:
    Wiek:

    Wygląd:
    Cutie Mark:

    Zawód:

    Charakter:
    Historia:

    Cel:

     

    Warhammer Fantasy 

    Imię:

    Rasa:

    Wiek:

    Pochodzenie:

    Profesja:

    Wygląd:

    Charakter:

    Ekwipunek:

    Cel:

     

    Neuroshima

    Imię:

    Wiek:

    Pochodzenie:

    Profesja: (nie trzeba stricte trzymać się podręcznika)

    Wygląd:

    Charakter:

    Choroba: (jak ktoś nie zna, mogę wylosować)

    Historia:

    Ekwipunek: (jedna broń ciężka, jedna lekka - nie ma biegania z karabinem i snajperką!)

    Cel:

     

    Star Wars

    Imię:

    Rasa:

    Pochodzenie:

    Wiek:

    Czasy: (najlepiej Old Republic, albo czasy okołofilmowe)

    Profesja:

    Wygląd:

    Charakter:

    Historia:

    Ekwipunek:

    Cel:

     

    Elder Scrolls

    Imię:

    Rasa:

    Pochodzenie:

    Wiek:

    Profesja:

    Czasy:

    Wygląd:

    Charakter:

    Preferencje bitewne: (broń biała/broń miotana/magia/skradanie)

    Historia:

    Okres:

    Cel:

     

    Fallout (Falloutowy Fallout)

    Imię:

    Wiek:

    Pochodzenie:

    Funkcja w społeczeństwie:

    Wygląd:

    Charakter:

    Historia:

    Ekwipunek:

    Cel:

     

    Mass Effect (raczej przed fabułą pierwszej części, choć kto co lubi)

    Imię:

    Rasa:

    Wiek:

    Zawód:

    Wygląd:

    Charakter:

    Preferencje bojowe: (broń/technologia/biotyka)

    Nastawienie do innych ras: (przede wszystkim ludzie, turianie, asari, salarianie, quarianie,  kroganie)

    Historia:

    Ekwipunek:

    Cel:

     

    Dobrze znany i lubiany świat, typu Ziemia

    Imię:

    Wiek:

    Narodowość:

    Zawód:

    Czasy:

    Wygląd:

    Charakter:

    Historia:

    Ekwipunek:

    Cel:

     

    Inne uniwersum (istniejące już lub własne)

    Nazwa uniwersum: (jeżeli własne, to trochę wprowadzenia przydałoby się)

    Imię:

    Wiek:

    Rasa:

    Profesja:

    Czasy:

    Wygląd:

    Charakter:

    Historia:

    Ekwipunek:

    Cel:

     

    Nie robić mi Mary Sue! Ani Gary Sue. W charakterze chcę widzieć jakąś rysy, choć jedną dwie na charakterze.

     

    Przyjmę tyle osób ile będę w stanie prowadzić sesji (zakładając, że będą to dobre postacie)

    No. Czekam na karty!

    Niech Celestia, Sigmar, Tyr was błogosławią, a Moc będzie z wami!

  14. STALKER

     

    Imię i nazwisko: Feliks Strachulski
    Przydomek: Strachulec
    Wiek: 22 lata
    Narodowość: Polska
    Exzawód: pracownik prosektorium, grabarz
    Historia:

    Urodził się w Wólce Hyżneńskiej, małej wiosce po Rzeszowem. W szkole zawsze dawał się sprowokować i często wdawał się w bójki. Uwielbiał rzucać wyzwania kolegom i sam przyjmował je bez mrugnięcia okiem. Nigdy nie bał się takich rzeczy, jak noc spędzona na cmentarzu. Ukończył podstawówkę i gimnazjum bez wyróżnienia, do szkoły średniej nie poszedł. Zamiast tego zaczął pracować w prosektorium, w jednym z rzeszowskich szpitali. Początkowo, widok trupów przyprawiał go o mdłości, lecz szybko się przemógł. Przez kilka lat pracy, widział wiele nieboszczyków - od tych, którzy umarli śmiercią naturalną, po zmiażdżone wszelakie części ciała, rany postrzałowe, rozcięcia tętnic, dekapitację i inne. Tak dla Feliksa śmierć stała się czymś naturalnym. Gdy w jego wiosce zmarł grabarz, dorywczo przejął jego pracę. Żył skromnie, razem z rodzicami i oszczędzał każdy grosz, żeby "wyrwać się z tej zapadłej Polski". Pewnego dnia przeczytał o Zonie. Tekst prawie że gloryfikował tamto miejsce. Raj dla każdego, kto chce się wzbogacić, pełno rzadkich artefaktów, o które stalkerzy praktycznie się potykają. Spokojna przyjazna atmosfera. Tylko jeden problem - blisko do Czarnobyla i Prypeci, wysoka radioaktywność i jakieś tam stwory. Pewnie zmyślone, żeby odstraszyć cieniasów.

    Zebrał więc całe swoje oszczędności, kupił za nie Colta, trochę naboi, wódkę, nóż i talię kart, wyrobił paszport, zdobył wizę na wjazd do Ukrainy i Rosji (co zajęło mu prawie 6 miesięcy) i wsiadł w pociąg w stronę Zony. By zarobić górę pieniędzy i być może, nawet stać się kimś sławnym?
    Wygląd:

     AverageMan1.jpg
    Cel przybycia do Zony: poszukiwanie artefaktów, zarobienie pieniędzy, sława

    Aspekty:

    + nieustraszony

    + oswojony ze śmiercią

    - małe doświadczenie z bronią palną

    - nieobyty z dziczą
    Ekwipunek:

    Colt M1911A1 21 naboi, nóż myśliwski, kurtka i spodnie moro, butelka Absoluta ze zdartą etykietą (do picia), butelka rozcieńczonego taniego spirytusu (do dezynfekcji i przemywania ran), bandaże, suchy prowiant i konserwy, talia kart

  15. Naprawdę ekstra postać.

    Pegaz nie umiejący latać... ciekawe. I prawdopodobne, ze względu na fakt, że był (człowiekiem/humanoidem?) Karisiańczykiem.

    I ma wady! Łał. Też nie jakieś straszne, też prawdopodobne.

    Transformował w kuca, nie jest alicornem...

    A historia - jak to mówią "kupuję to!".

    Wygląd też super.

    (Czyżbym czuł kompozycyjny orgazm?)

     

    Chciałbym zobaczyć go w serialu. Tak, napisałem to.

    I czekam ze zniecierpliwieniem na komiks!

  16. *czyta*

    *marszczy brwi*

    W ciągu sekundy tysiące impulsów przebiega przez umysł.

    *kłania się delikatnie SPIDIvonMARDER*

    Impas.

    Moglibyśmy dalej ciągnąć tą dyskusję, ale ja nie będę. Każdy z nas ma swoje stanowisko i z niego nie zrezygnuje, więc po co dalej bezsensownie marnować klawiaturę. Może jakbyśmy usiedli przy piwie jakoś popchnęlibyśmy to do przodu...

    Ale i tak cieszę się, że jest ktoś na wysokim poziomie, nawet po drugiej stronie "barykady" :)

  17. Łoł. Czyli Eagle Desert dalej jest tematem, w którym piszemy jak pisać OCki? :rainderp:

     

    Cieszę się, że w dyskusji padło stwierdzenie o tym, że każdy tworzy tak jak mu się podoba. To jest oczywiście koronny argument, ale tak samo każdy ma prawo do krytyki. Byleby była rozsądna, tak jak już pisałem wcześniej.

     

     

    Nie lubię argumentów typu "każdy tworzy jak mu się podoba". To jest strasznie dziecinne podejście. Są granice dobrego smaku, które można przekraczać (patrz wszelakie filmy z flakami na wierzchu, są tacy co ich rajcuje, ale wystarczy zobaczyć coś takiego na żywo i nikt już nie jest taki hardy), ale po prostu nie wypada. Znaczy, żeby nie było - nikomu nie odbieram prawa do tworzenia Mary Sue/Garego cośtam. Nie mam zamiaru zabrać wolnej woli, ale raczej pokazać, że samowolka jest niewskazana. Discord też tworzył "jak mu się podobało" i w serialu wyglądało to dosyć śmiesznie, ale pamiętajcie, że było to ugrzeczniony obraz, w końcu "to serial dla małych dziewczynek".

    Od tego łatwo przejść do "każdy robi co mu się podoba", np. przywalić mi w mordę i zabrać portfel (znaczy spróbować to zrobić :D). Ale jak ja uniknę i sam poczęstuję go pięścią to jest oburzony co ja robię. 

    Tak to jest, że jeśli wyznajesz taką zasadę, musisz być przygotowany na wszelakiego rodzaju krytykę. I czy jeśli dzieło jest mało rozsądne, to czemu wymagasz rozsądności od samej krytyki?  :bonbon2:

    Oczywiście, nie mówię tutaj o Tobie MasterBezi, podziwiam, że jesteś taki spokojny (chociaż to pewnie przez to, że piszesz na forum i masz czas ochłonąć), wszystkim w zasadzie tłumaczysz to samo.

     

    "Mój kucyk - moje zasady"

    I myślałem, że krytykę kucyka zakończyliśmy dawno temu (ja przynajmniej na początku wyraziłem co myślę). A tu proszę, ludzie odkopują i próbują wcisnąć swoje trzy grosze.

     

    Co do alicornów jako OCki... (możliwe że to już pisałem, nie pamiętam :flutterblush: ) przynajmniej dla mnie - w większości są takie same - czyli nudne! Każdy miał taki motyw, żeby strzelać laserami z oczu albo latać, albo po prostu być dobrze wysportowanym, do tego mistrzem karate i kung fu i jeszcze umieć strzelać. I to nie ma różnicy, że każdy OC żyje we własnym uniwersum (co prawdą nie jest, wszystkie moje trzy żyją w jednym :P).

    I tu nawiążę do serialu. Osobiście (ważne słowo w dyskusji) uważam za bardzo fajne, że każda z Mane6 przeszła swojego rodzaju "załamanie". Każda jest po trochu irytująca i... żywa. Same słodkości były w trzeciej generacji, tam każda była super, możecie oglądać śmiało :)

    Podejrzewam też, że z podobnych względów lubię bardziej Lunę. Dlaczego stała się NMM? Bo była słaba! Miała mało uwagi i upadła, a po 1000 latach okazała skruchę i wróciła na tron (a następnie zniknęła). A Celestia? Jest fajna, jest super, miła, dobra itp. Też ją lubię, ale ile można? Dlatego lubię w ficach z nią, jak ktoś gdzieś wspomina o jej obżarstwie - mały, niby nieistotny szczegół, a dodaje jej konturu. Tego (paradoksalnie) ludzkiego wymiaru.

    I jeszcze jedno - wyobrażacie sobie, jakby całe Mane6 było takie super? Każdy antagonista kończyłby w piachu po 5 minutach. Trzeba by tylko do niego dojść, pokonać, the end.

     

    Jeszcze jedno MasterBezi, ja mam prośbę:

    Nie zmieniaj Eagle Deserta.

    Ale czy mógłbyś zrobić drugiego OCka, mniej podpakowanego? Ładnie proszę :fluttershy4:

    Podejrzewam, że mógłby być co najmniej 20% fajniejszy od tego.

    • +1 1
  18. Widząc, że Diamo jeszcze się nie zjawił, w duchu westchnąłem z ulgą.

    Kiedy patrzyła mi w oczy, odwzajemniłem uśmiech. To było niesamowite - niby taka piękna, a uśmiech sprawiał, że wyglądała jeszcze wspanialej.

    Choć miało stać się to za kilkanaście sekund, już chciałem być z nią w tym łóżku, całować i pieścić każdy cal jej ciała. 

    Podążyłem za nią w stronę mięciutkiej pościeli.

  19. Wbrew pozorom, jest to podanie :rd7:

     

     

    Powinni mnie już wezwać...

    Siedziałem w typowej poczekalni. Parę tanich aluminiowych krzeseł, jakiś stolik z kolorowymi magazynami sprzed dwóch lat. Normalnie poczytałbym coś dla zabicia czasu, ale dziś zbytnio się denerwowałem. Podanie leżało na eleganckich, wyprasowanych z samego rana spodniach. Trochę bałem się, że spadnie z moich kolan, ale ręce tak mi się pocą, że w dwie sekundy miałbym tylko mokrą kartkę - a to źle wygląda.

    W końcu zostałem wywołany. Wstałem gwałtownie. Zdenerwowanym szybkim krokiem podszedłem do drzwi.

    Głęboki wdech. Dasz radę.

    Wszedłem do gabinetu. Ściany były pokryte boazerią, z koloru wyglądającą na heban, posadzka tak wypolerowana i nawoskowana, że mógłbym się w niej przejrzeć. Wszędzie wisiały dyplomy, na paru półkach błyszczały złote nagrody i gdybym miał lepszy wzrok, może bym przeczytał za co. Ale pomimo tylu wspaniałości, to zwykłe, lecz eleganckie biurko na szafirowym dywanie, a w zasadzie osoba siedząca za nim, przyciągało uwagę petenta.

    Ten facet był tylko parę lat starszy ode mnie. Widać, że jest na tym stanowisku od dawna i czuje się ty dobrze, gdyby nie to, że patrzył na mnie pytającym wzrokiem, uznałbym go za naturalną część gabinetu. Tak jak ja, ubrany był w garnitur, tyle że jego był szyty na miarę, dopasowany do ciała, sprawiający, że wyglądał poważnie i można nawet by rzec: majestatycznie. A ja? Na grzbiecie jakiś śmieszny garniak z odzieżowego, trzęsę się jak osika, a napociłem się tyle, że zaraz pewnie dostanę odwodnienia.

    Podszedłem do biurka, wstał wyciągając w moją stronę rękę.

    - Black Scroll - przedstawiłem się, ściskając jego dłoń. Miał pewny chwyt, trafiłem na człowieka z charakterem. Cholera już po mnie.

    - Nicolas Dominique - odpowiedział, chociaż to już wiedziałem, bo na biurku widniała tabliczka z jego imieniem. Usiedliśmy - on pewny siebie na obrotowym, biurowym fotelu, ja na starym krześle, które niebezpiecznie skrzypnęło, gdy posadziłem na nim swoje cztery litery. Położyłem podanie na biurku, przodem do być może mojego przyszłego przełożonego.

    Wziął je i zaczął czytać. Na twarzy nie drgnęła ani jedna zmarszczka, żadnych zmarszczeń brwi, unoszenia się kącika ust, nic. Pewnie nieźle radził sobie grając w pokera.

    Odruchowo rozejrzałem się. Mój wzrok przykuła jedna statuetka - pozłacana Luna z symbolem New Lunar Republic, w pozie wyrażającej jedno "Atakować!". Podpis brzmiał: "Za kompozycję znakomitej muzyki do wielokrotnie nagradzanej sesji..."

    - Panie Black Scroll - natychmiast odwróciłem głowę w stronę Nicolasa. - Pańskie podanie jest trochę inne niż pozostałych.

    Przerażało mnie jak jego głos był pewny siebie i pozbawiony emocji. To co powiedział nie był zniesmaczeniem, że jakiś kretyn poszedł inną ścieżką niż cała zgraja. Nie brzmiało też jak miłe zaskoczenie.

    Może to robot?

    - Tak - uśmiechnąłem się niepewnie. Mogłem przysiąc, że spociłem koszulę aż tak, że bardziej sucha byłaby, gdybym wlazł w niej do basenu. - W tej pracy liczy się oryginalność, prawda?

    - Prawda. - odrzekł spokojnie. - Zanim jednak przejdziemy do tej części, gdzie opowie mi pan coś ciekawego, mam do pana kilka rutynowych pytań.

    - Oczywiście - odparłem starając patrzeć się mu prosto w twarz.

    No, chociaż spróbuj mu pokazać, że się nie boisz.

    - Najpierw pytanie czysto techniczne - jakie ma pan doświadczenie?

    - Więc... - idioto, nie zaczyna się zdania od 'więc'! -... od 6 lat uczestniczę w sesjach RPG, te typu PBF tylko 4. Jeśli chodzi o mistrzowanie, to też od 4 lat - na forum, jak też prowadząc normalne sesje 'papierowego' RPGa.

    Pokiwał głową. Prawda, staż niemały, ale też nic nadzwyczajnego.

    - No i grałem w parę cPRGów w swoim życiu - wyrwało mi się.

    Chyba nie zwrócił na to uwagi, bo dalej wpatrywał się w moją kartkę.

    - Nie napisał pan jednej rzeczy, więc teraz spytam - cholera! - jakie realia oprócz Equestriańskich Przygód może pan nam zaproponować?

    Wyliczyłem wszystko w głowie. Teraz zdałem sobie sprawę, że nie ma tego tak dużo.

    - W to co grałem i mistrzowałem, czyli Dungeons & Dragons, Warhammer Fantasy, Neuroshima, Star Wars. Oczywiście - szybko dodałem - jestem przekonany, że mógłbym prowadzić sesje w świecie Elder Scrolls, Fallouta oraz Mass Effecta. Do tego dochodzą sesje w naszym świecie z odległych czasów, czy to fronty drugiej wojny światowej, czy ucieczka z więzienia, pomysłów mam mnóstwo. Będę także otwarty na propozycje graczy - niczego nie wykluczam, warunek jest jeden - muszę się czuć pewnie w danych czasach czy uniwersum.

    Pomimo drobnego jąkania, byłem dumny ze swojej odpowiedzi. Jednak nie było tak źle. Może nawet mam szansę?

    Nie bądź zbyt pewny siebie - konkurencja jest spora.

    - Mhm - znowu lakoniczna odpowiedź. Może dorzucę jeszcze jakieś uniwersa? Nie, to są te, w których siedzę na tyle dobrze, że spokojnie wymyślę jakąś historię. Nie wolno przesadzać.

    Chwilę panowała cisza, wobec czego dyskretnie spojrzałem na pozłacaną Lunę. Fajnie byłoby mieć coś takiego we własnym pokoju.

    - Dobrze. Teraz nieco trudniejsza część - odezwał się nagle. - Prosiłbym, aby krótko przedstawił mi pan swoje zalety i wady jako Mistrz Gry.

    Tutaj trzeba ostrożnie. Jak najwięcej, ale nie można przesadzić z jednym, ani z drugim. Za dużo wad równa się nieprzyjęcie, za dużo zalet oznacza, że jestem bubkiem, który przecenia swoją wartość.

    - Zalety i wady? Może zacznę od wad - podobno ludzie bardziej pamiętają nasze ostatnie niż pierwsze słowa. - Zdarza mi się rzucać żartami, które są wielce nieklimatyczne, czyli nawiązujące do popkultury. Staram się tego unikać, ale różnie bywa. Przywiązuję chwilami zbyt wielką wagę do tzw. fluffu. Chodzi o wyczucie klimatu,  odgrywanie postaci i wydarzeń pasujących do wybranego uniwersum. Nie lubię jak taki wieśniak w Warhammerze zaczyna wertować księgę w poszukiwaniu wskazówek. W końcu wieśniacy są stylizowani na średniowiecznych chłopów, którzy nie umieli czytać. - posłałem niepewny uśmiech w stronę Nikolasa.

    Zdarza mi się - kontynuowałem - Opuszczać dom na dzień, dwa i pozostać poza zasięgiem internetu. Wtedy nie mogę odpisywać. Ale informuję o tym wcześniej - zapewniłem. Dobrze, jeszcze jakieś wady? - I oczywiście, chwilami, moja konstrukcja zdań jest... - zrobiłem krótką przerwę szukając słowa. - ...swoista. Z tego co kojarzę jest poprawna, ale po prostu niektórych to razi.

    Zorientowałem się, że Nicolas patrzy na mnie. Czułem jak jego spojrzenie przewierca mnie na wylot. Powiedziałem coś złego?

    - Może teraz przejdę do zalet - przełamałem krótką ciszę. - Daję graczom dużo wolności. Znam wielu Mistrzów Gry, którzy potrafili karać gracza, za niepodążanie "tą jedną, jedyną i prawdziwą ścieżką". Tak nie można robić, po to się właśnie prowadzi RPGa, żeby gracz mógł zostać kimś kim na co dzień nie jest. Oczywiście graczom nie należy się ZA DUŻO wolności - wyszczerzyłem zęby. Błyszczały, ponieważ wyszczotkowałem je dziś jeszcze dokładniej niż zwykle. - Bazuki z kieszeni, stara sztuczka z mechem w lesie... Nie ze mną te numery. Dbam o ortografię, przecinki, ale to powinno być oczywiste. Co jeszcze... - podrapałem się po brodzie. - ...coś co dla mnie jest oczywiste, a dla paru mistrzów, z którymi grałem nie bardzo. Jak zacznę komuś sesję, to choćbym miał chodzić po ścianach i gryźć drewno, będę mu ją prowadził. To jest taka umowa niepisana między mną, a graczem. Skoro zaczynamy razem przygodę, to mamy dla siebie tyle szacunku, że razem ją kończymy. Ja nie zostawiam swoich graczy - położyłem nacisk na ostatnie zdanie.

    Pokiwał głową. Chyba dostałem kolejny punkt. Stołku GMa, nadchodzę!

    - To jeszcze nie koniec pytań - chyba zauważył moją pewniejszą minę. - Kolejne pytanie, które jest tak proste, że pewnie zbije cię z tropu: Dlaczego akurat pan ma zostać MG?

    Fakt, zbiło mnie z tropu. Prawdę mówiąc, zatkało mnie. Dlaczego ja? Co mam powiedzieć "bo chcę", "bo jestem lepszy niż inni"?

    To jakiegoś rodzaju test. Muszę uważać co mówię jeszcze bardziej.

    - Za mną może przemawiać fakt, że dobrze mistrzuję. Jestem kreatywny i nie brak mi pomysłów. Moi gracze zawsze byli zadowoleni z wymyślanych przeze mnie przygód. No i patrząc na podanie - wskazałem niedbale na kartkę w rękach Nicolasa. - widać, że staram się, że chcę. Czy nie taki powinien być dobry Mistrz Gry?

    Rzeczone podanie powędrowało do szuflady biurka.

    - Bardzo dobrze, panie Black Scroll. Jeszcze bym prosił o jakiś kontakt do pana.

    - Oczywiście. Numer gg to 1-2-4-4-6-3-7 - dyktowałem, gdy Nicolas zapisywał kolejne liczby. - A mail to: [email protected].

    - Fantastycznie. Teraz prosiłbym, żeby pan opowiedział jakąś krótką historię. Byle własną. I o ile można, improwizowaną. Chodzi mi o test kreatywności. Ma pan - spojrzał na zegarek - pięć minut na przygotowanie się.

    Zamknąłem oczy. Chce fajną historię? Dobra, to ją dostanie!

    Wystarczyła minuta, żebym miał wszystko jako tako ułożone w głowie.

    Popatrzyłem na niego i zacząłem opowiadać. Mój umysł błądził po wyimaginowanym świecie, całkowicie zapominając o  stresie.

     

    - Nigdy nie słyszałeś, że okradanie nieboszczyków przynosi pecha?

    - Mój truposz. Sam ubiłem i wszystko co ma jest teraz moje! - Quazac obmacywał zwłoki starca przebite strzałą o niebieskich lotkach. Bogato zdobione zielone szaty pokrywały zaschnięte kropelki krwi oraz jedna wielka plama dookoła drzewca wystającego z chudej piersi, zasłaniająca smoka wpasowanego w romb - symbol Imperium. Starzec nie posiadał przy sobie nic więcej jak kilkadziesiąt srebrników oraz kilka zwojów papierzysk, zapewne spisu podatników. Quazac schował wszystko do własnej torby i wstał. Jego kocie uszy poruszyły się, gdy usłyszał szmer.

    - Theosie, słyszałeś coś...? - krótki świst miecza i głowa khajiita potoczyła się po ściółce leśnej.  Jego towarzysz ściągnął z dekapitowanego ciała skórzaną torbę i ruszył w stronę najbliższego miasteczka.

    Gdy dotarł do bram, słońce zniknęło za drzewami. Jedynym dowodem, że jeszcze nie schowało się za horyzontem, była czerwona łuna barwiąca krwawo sunące po niebie chmury. Theos wpadł do swojego pokoju i wysypał zawartość torby na proste łóżko. Wyleciała z nich sakiewka wypełniona złotymi monetami, cała sterta zwoi i parę ziół, które Quazac trzymał zawsze w torbie. Nord, choć nie umiał czytać, zaczął przeglądać zwoje. Większość była pokryta cyframi, więc khajiit miał rację - zabili imperialnego poborcę podatkowego. Dobrze, że użyli specjalnych strzał z niebieskimi lotkami - znakiem rozpoznawczym tutejszych elfich partyzantów. Nikt nie będzie podejrzewał pojedynczego norda, o zabójstwo wysokiej rangi urzędnika. Za coś takiego idzie się na szubienicę. Jeden ze zwojów był jednak trochę inny. Po pierwsze owinięty był delikatną, acz mocną, skórą jagnięcą, mającą chronić go przed deszczem. Theos rozwinął ją i aż cofnął rękę. Od zwoju biła tajemnicza energia, jakby był naładowany jakimś potężnym zaklęciem. Normalnie taki zwój wylądowałby w rzece, ale nord znał pasera, który brał każdy zwój i każdą książkę od Theosa, a następnie "upłynniał" ją. Ale to dopiero jak się prześpi. Zrzucił wszystko z łóżka na podłogę i nawet nie ściągając butów położył się spać.

    Kiedy się obudził, jeszcze było ciemno. Usiadł i zapalił świeczkę. Miał koszmary, wszystkie związane z tajemniczym zwojem, leżącym teraz na podłodze. Podniósł go i już miał go rozwinąć, gdy przeszło przez niego zwątpienie. A co jeśli to zwój z klątwą? Ale przecież czytać nie umie, to jak taką klątwę rzuci? Zdecydowawszy się, rozwinął rulon. Od razu oślepiło go jasne, niebieskie światło. Usłyszał głosy śpiewające ze zwoju, a on sam, jakby się rozpłynął.

    Kiedy wrócił mu wzrok, zorientował się, że stoi na wysokiej górze. Albo to co z niego zostało unosi się nad ziemią. Bardziej istotnym faktem było, że widzi pradawnego smoka, które wyginęły przed wiekami, rozmawiającego z człowiekiem z rogatym hełmem na głowie.

    - Na imię mi Paarthurnax, Dovahkiinie - przedstawił się. Jego głos długo odbijał się echem w głowie Theosa. Wielki łuskowaty potwór zdawał się być przyjaźnie nastawiony do człowieka. Nie tak mówiły wszelakie legendy, które pamiętał.

     

    - Wystarczy - przerwał mi, klaszcząc parę razy. Nie prześmiewczo, raczej niedbale. - Może być - wstał. Zrobiłem to samo.

    - Dziękuję za poświęcony mi czas. Tak jeszcze, a propo tej statuetki - po raz kolejny zerknąłem na pozłacaną Lunę - uwielbiam pańskie Knowledge's External.

    - Bardzo mi miło - uśmiechnął się. Pierwszy raz od kiedy go widzę. - I tak poza tym, mówimy "a propos". Będziesz mądrzejszy z tą wiedzą na pewno.

    Podaliśmy sobie dłonie. To koniec spotkania.

    - Dziękuję za tą szczyptę wiedzy - odwzajemniłem uśmiech. Tym razem nie był on nerwowy.

    - Wzięliśmy to sobie z francuskiego - dodał. - Wyniki rekrutacji będą, jak będą. Proszę śledzić tablicę korkową na korytarzu.

    - Na pewno będę. Do widzenia panu - delikatnie się ukłoniłem i opuściłem gabinet.

    - Do widzenia, panie Black Scroll - usłyszałem za sobą.

    Zamknąłem drzwi i odetchnąłem z ulgą. W poczekalni widziałem innych, którzy będą składać swoje podania. Ja to miałem już za sobą.

    Teraz wystarczy poczekać.

    • +1 1
  20. Strasznie rzuca się w oczy niewyjustowany tekst. Nie ma akapitów. W wielu miejscach wszystko zlewa się w jedno. Przykładowo tutaj:

    - Ekhm, halo? - udało mi się z siebie wydobyć. Brzmiałem strasznie słabo. Pielęgniarka zajmująca się pacjentem naprzeciwko krzyknęła w stronę wyjścia - Panie doktorze! Pacjent z kręgosłupem się obudził!

    Wypowiedź pielęgniarki powinna być zaczęta od nowego wiersza. Czasami mylisz czasy, brakuje przecinków. Mogę później przejrzeć to wszystko jeszcze raz i zaznaczyć gdzie popełniłeś najbardziej rzucające się w oczy błędy, bo wtedy zapomniałam x3

    Jak śmiesz krytykować moje dzieło?! Ono jest idealne!

     

    Nie no, żartuję, dzięki Soczuś za jakże obszerną opinię. W ogóle pochwała od Ciebie, za opowiadanie w Manehattenie to prawie jakby Sapkowski gratulował za fica w świecie wiedźmińskim... :lunaderp:

     

    Wstyd mówić, ale tekst "Mam dziurę w sercu twojego kształtu..." nie jest autorski, a sparafrazowany znaleziony gdzieś w internecie. Shame on me.

     

    Reakcje Cynamonki są dziwne, ale w swoim życiu spotkałem parę osób które zachowywały się bardzo podobnie, także gwarantuję, że zachowanie sensowne nie jest, ale prawdziwe jak najbardziej.

     

    Co do Roe i Nogga - właśnie o to chodzi żeby wyglądali na pasujących do siebie. Życie miłosne jest skomplikowane i po prostu dziwne czasami. A  co się będzie dziać dalej z całą ferajną... No mam zamiar zrobić ciekawą sytuację xD

     

    No i poprawię błędy. I będę pisał dalej of course

×
×
  • Utwórz nowe...