Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. Gdy pochłonął ją dym z każdej strony, zasłaniając jej otoczenie i odcinając wszelkie światło oprócz tego, które same wytwarzały jej twory, a także nie została zaatakowana, tak jak to przewidywała, zasiał się w niej niepokój, rosnący z każdą sekundą wykładniczo o tą pozorną odrobinę stanowiącą prawdziwą siłę. To wystarczyło jednak, by poczęła tracić orientacje z początku, a przez to swoją arogancką pewność siebie... Nie panowała nad tym wszystkim, tak jak myślała od samego początku, że wszystko może zrobić od tak bez żadnych przeszkód jedną myślą, co wzbudziło w niej dość naturalne instynkty i systemy obronne, zakopane w każdej podświadomości. Zaczęła się dusić, a kaszel tylko raz za razem palił jej drogi oddechowe, powiadamiając ją że jest to wszystko dość prawdziwe... Łzy pociekły z jej niebieskich oczu.
     
    - Ty nie możesz mi nic zrobić! - rzuciła oskarżycielko, a jej głos nienaturalnie było słychać z każdej ze stron. Nie tylko od niej jak powinno być z podstawowymi zasadami fizyki. - Jesteś tylko snem... - powiedziała to tak, jakby innej możliwości nie brała zupełnie pod uwagę. - Zjawą podlegającej mojej woli. Jesteś niczym - podkreśliła ostatnie słowo zła, co było dość jadowite. - Można cię wymazać od tak... - głos jednak przeczył temu żeby mogła to zrobić, mimo że się usilnie starała podporządkować go swojej woli, nie mogła tego uczynić. Coś ją blokowało... Zdradzało to bez problemu jej bezradność bezpośrednią do niego, ale było tam coś jeszcze, doskonale wyczuwalne... Ślepa wiara, że mogłaby to naprawdę zrobić, gdyby tylko miała jedną okazje... Załamana obrotem sytuacji że jednak nie może, zaczęła wzbierać w niej niepohamowana złość, niszcząca bezradność, a przez to rodzący się strach i lęk.
     
    - Dość tego! - krzyknęła, zbierając całą siłę w sobie, a jej ciało zaczęła okalać fioletowa magia wychodząc z jej ciała z powodu braku miejsca na tak potężną dawkę wzbudzoną emocjami. Powietrze zaczęło również krążyć wokół niej, z pomocą niezrozumiałej siły, tworząc niewielki wir, a gwiazdka którą wcześniej wyczarowała, zakreśliła wielki okrąg, którego ona sama była środkiem. Opadała z każdym następnym okrążeniem, tworząc świetlistą tubę stanowiącą półprzezroczystą przesłonę od tego co się działo wewnątrz...
     
    Wiatr wokół niej stale się wzmagał, aż całość urosła do rozmiaru niewielkiego tornada w kształcie rombu, a zewsząd zaczęły bić pioruny zakrzywiające się w jednym kręgu wokół jej tali. Całość rozświetlała się wieloma błyskami, głównie w kolorze fioletu, oznaczającymi że zachodzi tam dość gwałtowna reakcja, w samym środku... Rozległ się cichy pisk, a po tym jeden urwany krzyk, nie bólu. Zwycięstwa... Wszystko zbliżyło się wokół niej w jednej chwili, tworząc pojedynczą kotłującą się kulę tego wszystkiego.
     
    - Ja tu rządzę! - Było słychać bardzo wyraźne zdecydowanie w głosie Moniki, a całość wokół niej rozniosła się w formie energetycznej fali uderzeniowej, poprzedzonej uderzeniem wiatru, mającej najprawdopodobniej przegonić cały dym i unieszkodliwić wszystko wokół niej, po prostu to niszcząc, usuwając ze swej drogi z pomocą nieuformowanej surowej magii w formie błyskawic.
  2. Patrzyła zimnym i kpiącym wzrokiem na pędzącą na nią kłębiącą się chmurę czarnego dymu, którego nie chciała mieć w swoim najbliższym otoczeniu, bo nie był w ogóle w jej stylu. Nie pasował jej również do jasnej cery i mógłby ją jeszcze uszkodzić... Wiedziała że to nie może być normalne zjawisko pojawiające się w górach jak śnieżyca. Chyba że byłby to wulkan, ale wtedy byłaby to zupełnie inna okolica. Pojedynczy szczyt, a nie aż 4... Nie stałaby tu też świątynia z powodu niestabilności okolicy. Wtedy można było to inaczej rozpatrzyć pod względem wybuchu i całej tej erupcji jak tam ona przebiega... A tak, dla niej było to powtarzającym się momentem z wielu podobnych anime i możliwości dla niej istniały zasadniczo tylko dwie. Ciężko by było inaczej. Jest w chmurze, skoro leci na nią bezpośrednio, lub też to jest zmyłka, mająca skupić jej uwagę i wyskoczy gdzieś indziej, na przykład za nią z jakąś tam kulą ognia... To byłoby nawet w jego stylu według niej.
     
    Obróciła parokrotnie swoim kosturem wokół własnej osi przed sobą, tworząc jego obrysem energetyczne koło z cienką, przezroczystą błoną w środku, przy czym zatrzymała go przy swojej prawej równolegle do nogi. Spoglądała pewnie na swój najnowszy twór, aż w końcu wyciągnęła lewą rękę i palcem wskazującym dotknęła samego środka, że powierzchnia zafalowała. Przepuściła przez niego odrobinę swojej magii, kreśląc na powierzchni coś na formę plastra miodu, tworząc wiele komór, z głównym słoneczny glifem w samym środku, ze znakiem słońca widywanego często na starych zegarach i dziurą jakby na klucz. Chwilę później promień z poprzedniego ataku skierowała w samo centrum tej tarczy rozświetlając ją jeszcze bardziej. Najprawdopodobniej ładowała go do jakiegoś większego widowiska, a gdy była gotowa... Dotknęła grotem przebijając całości i przekręcając zamek, by uwolnić stworzone zaklęcie.
     
    Z tej tarczy zaczęły wylatywać z wielką szybkością kolejne pociski świetlne, nie koniecznie po prostym torze lotu, przeczesujące całą powierzchnie chmury pod kontem ukrywającego się tam niebezpieczeństwa. Dotykając jakiegoś obiektu znikały z małą eksplozją masakrując jeszcze bardziej pole, rozrzucając kostki w różnych kierunkach i dziurawiąc zbocza gór odbierając im ich naturalne piękno kolejnymi nienaturalnymi bruzdami. Miała plan jak się jej pozbyć, ale na to potrzebowała więcej czasu. W tamtym momencie patrzyła jak chmura jest rozświetlana dużą ilością gwałtownych błysków.
     
    Nie traciła więcej czasu. Uniosła grot celując w niebo ponad całą chmurą i wystrzeliła w górę cienką świetlistą wiązkę i zgromadziła na górze małą błyszczącą gwiazdkę, która na razie tam była tylko rosnąć i nic po za tym. Na tym mogła skończyć swoją kolej.
  3. Wiązka uderzyła w barierę jednorożca, stając na niej w jednym punkcie i rozgrzewając gwałtownie powietrze wokół siebie, tak że samo syczało i mętniało od gwałtownego wzrostu temperatury wokoło, utrudniając oddychanie nim. Dziewczyna widząc to, zabrała z niego promień, nie chcąc go wykańczać. Nie chciała przecież mieć snu, w którym mogłaby być bezlitosną morderczynią. Miałaby wtedy powód, by samej siebie się bać, za sposób myślenia. Nic takiego nie przeszłoby przez jej moralność. To miał być tylko pojedynek... Na to, by go sklepać raz i porządnie, miała przyjść jeszcze pora później... Chodziło jej raczej o pokazanie mu w tej chwili, jakim to jest zerem w stosunku do wspaniałej i wszechpotężnej Moniki, bo tak się właśnie czuła. Ogromna pewność siebie i moc zawładnęły postrzeganiem przez nią świata, że zepchnęła go wyłącznie do obrony. A wiedziała że samą defensywą, nie można wygrać panującej wojny... Trzeba zaprowadzić swój własny porządek. Jej porządek. Uśmiechnęła się kierując swoim tokiem myślenia.
     
    Skała magmowa, dotknięta promieniem, topniała w ciągu ułamków sekund na wylot, a wiązka zostawiała za sobą idealne cięcie o stygnących, czerwony krawędziach. Jej atak posuwał się z prędkością wystarczającą, by pociąć wyspę w ciągu niespełna 5 minut, na równe kostki o bokach około dwóch metrów. Robiła to systematycznie i ciągle. Pojawiający się gęsty dym nie robił jej różnicy, bo wiązka przechodziła przez niego bez żadnego uszczerbku na mocy, bo wywołane temperaturą zmiany ciśnienia powodowały napływ powietrza rozwiewając go wokół niej przestrzeń, tworząc swobodny prześwit... Wiedziała, gdzie jest mniej więcej wyspa, która nie była ruchomym obiektem i ustawiając myślą program w swoim laserze była wstanie zautomatyzować cały proces zabawy nim, by być wolna i myśleć dalej... 
     
    Obleciała całość pola za linią czterech szczytów, na których nie tak dawno stała świątynia, uważnie oglądając i wyczuwając okolice, jakby tu ją wykorzystać do własnych celów... Zatrzymała się wreszcie na południu obrócona w stronę areny... Podziwiała zachodzące, zmęczone całym dniem słońce i wchodzący młody księżyc, w całej jego okazałości. Zmrużyła chytrze oczy, w których wesoło odbijały się oba ciała niebieskie. Wyciągnęła ku nim obie ręce, zaciskając na ich obliczach swoje świętokradzkie dłonie, by uszczkną odrobinę z ich potęgi, zupełnie bezkarna.
     
    Przybliżyła dłonie do siebie, otwierając je delikatnie, ukrywając przed światem chciwie ich zawartość, by sprawdzić co dokładnie w nich ma. Jej oczom ukazały się dwie blade poświaty, wyglądające jak drobne płomienie, które za chwile mają zgasnąć same z siebie, oddzielone od ogniska. Wpuściła w dłonie swoją magię, zamykając mocno pięści, pozwalając się jej z nimi wymieszać i zmienić jej właściwości... Poświaty na jej rękach zmieniły się i urosły. W prawej była zimno biała - księżycowa pochłaniająca i zakrzywiająca wszelkie światło wokół siebie. Z lewej wydobywało się ciepłe słoneczne, o wiele mocniejsze niż to pierwsze, ze względu na swoją twórczą naturę.
     
    Dopiero wtedy zaczęła się zastanawiać co ma z tym zrobić... Myślała dłuższy moment nad czymś z wyższej półki.
    - Smok? Oklepany i już był... Wiązka... Znowu? Przereklamowana... Studnia grawitacyjna? Hmy... Pomyślmy... - rozmyślała na głos modelując głos w zależności od zdania, podkreślając wyraźniej jego rolę. - Jednak nie... To może być planem na później z tego słoneczka... - rzuciła przykładając sobie prawą rękę do brody przejeżdżając po niej parokrotnie w odruchu. - No dobrze. Trzeba coś z tym zrobić, skoro już to mam. Do dzieła! - Klasnęła w dłonie łącząc obie masy w jedno. Powstała z nich jedna plastyczna kula, lewitująca w równej odległości między jej dłońmi. Zmiażdżyła ją, wałkując na wałek, który następnie wydłużyła, by osiągną półtora metra. Chwyciła w prawą ręką ten nabytek i wtedy mogła zacząć kształtować myślą swoją nową, niezwykłą broń.
     
    Całość wydawała się zrobiona z metalu, ale nim nigdy nie była. Powierzchnia jego mieniła się delikatnie opalizują złoto srebrnym blaskiem, zmieniającym się cały czas. U góry pojawiło się długie ostrze włóczni, nie użyteczne z powodu swej długości i szerokości. W sobie miało wycięty swobodnie obracający się symbol słońca i księżyca stanowiącego jedność, bo nim była ta broń. Na drugim końcu było przyczepione wahadło wyrównujące masę góry i części reprezentacyjnej... Obróciła nim parokrotnie ze świstem tnąc powietrze, by chwycić go mocno. Był dobrze wyważony. Teraz mogła zacząć nowy rozdział. 
  4. Czy w serialu wspomina się o equestriańskim kaledarzu (czyt. czy tydzień dzieli się na siedem dni o ziemskich nazwać, itp.)? Osobiście sobie nie przypominam, ale każdy wie, jak uważnie go oglądałem.

     

     

    Rozmieniałem to nie tak dawno, na razie badania trwają... Lesson zero - kalendarz Twi z początku... To jedna z wskazówek. Szukam większej ilości danych. Niestety przeczy teorii naszego tygodnia...

     

    http://img1.wikia.nocookie.net/__cb20120508103955/mlp/images/4/45/Twilight_Sparkle_with_calendar_S2E03.png

  5. Nie wiem, co mam powiedzieć... Mam wrażenie, że panuje w tym tekście, nie lada chaos narracyjny, ale biorąc pod uwagę że to tłumaczenie, może faktycznie ma tak być i jest co zupełnie celowy zabieg. Jakby to było zapisane tylko i wyłącznie po polsku wszystko bym poprzestawiał i zrobił inaczej, ale tak to nie wiem co trzeba byłoby zrobić, o ile faktycznie coś trza. Niech może lepiej wypowie się jakiś rozgarnięty tłumacz zamiast mnie na ten temat.

  6. Monika widząc kontem oka hydrę i jej bardzo nieciekawy wygląd do góry nogami, przestała utrzymywać siebie w przestrzeni podczas tego ataku, zyskując bardzo potrzebną jej na tamten moment bezwładność. Wykorzystała swój wiatr, który wydobywał się jeszcze z jej złączonych dłoni z mniejszą siłą, sterując nim jak silnikiem odrzutowym nadając sobie prędkości, uciekając bardzo widowiskowo tyłem, patrząc wyzywająco w oczy jednej z głów, jak okalał ją jej podmuch, denerwując płomienie, z których była zbudowana. Słyszała ich syk... Widziała jej zęby z bardzo bliska, bo ledwie 3 metry od siebie i w głębi nie było jej aż tak do śmiechu. Odbiła prostopadle do góry, widząc że długa szyja się jej skończyła, by ją dalej gonić. Na szczęście to ją ograniczało, a ona mogła czuć się wolna i w miarę bezpieczna w powietrzu nad areną.
     
    Sprawdziła jedną możliwość i ją wykluczyła, zyskując dodatkowe dane; co, gdzie i jak... Dostała następną wskazówkę, że ten jego strażnik może pojawić się wszędzie na tym kawałku jego lądu. Skoro tak było, to należało w jej uznaniu zmienić pole na coś innego, grając na jego zasadach że nie da rady posłać tego w dół. Patrząc z góry przypomniała się jej stara gierka na telefon. Idealnie pasowało to do tej sytuacji bo była 2d... Jej elementem był prostokąt, który trzeba było rozdrobnić, by wygrać. Z drugiej strony mogła coś zrobić w jego kierunku, zamiast zajmować się areną i zrobić to później, gdy się tego nie spodziewa, myśląc że odpuściła sobie ten pomysł. Przygryzła wargę nie mogąc się zdecydować, gdy gwałtownie ruszyła.
     
    Zatoczyła spory krąg, zostawiając za sobą złoty ślad, ograniczając sobie pole tekstowe do tego kawałka nieba, 60 metrów nad środkiem areny. Odbiła do góry, stając parę metrów nad kręgiem, przyglądając mu się dość dokładnie, czy jest idealny do jej celów. Ruchem dłoni, dodała trzy dodatkowe linijki do wewnątrz, zostawiając sobie dwa otwory rozłożone na jednej prostej, przechodzącej przez środek, na zewnątrz. W zostawionym na to miejscu pojawił się tekst stylizowany na pismo elfickie tolkiena, nie mające większego znaczenia. Po prostu dobrze to wyglądało przy całej reszcie. "Bardziej bajerancko" według myśli dziewczyny
     
    W jej prawej dłoni zapłonął wesoło ogień ściskany w niewielką kulkę... W drugiej zaczął sprężać się potrzebny wodór... Umieściła siłą woli te dwie kule na swoich miejscach w kręgu, jako zapas paliwa dla całego procesu, który niebawem miał się zacząć. Runy zapłonęły, a zewnętrzny krąg zaczął się obracać, aż przestało być go widać. Ku środkowi zaczęła się zbliżać spirala, łącząc te dwa elementy w jedno, aż nie doszło do samo podtrzymania procesu... Na środku pojawił się mały świetlisty punkt, na który nie dało się bezpośrednio patrzeć, by nie ulec oślepieniu, tak jak na słońce, bo to było słońce tylko w miniaturze. Na nosie dziewczyny pojawiły się w magiczny sposób okulary przeciwsłoneczne w standardowych czarnych oprawkach. Przez to w ograniczony sposób można było podpatrywać co dokładnie myśli po jej mimice. Jedno było pewne, nie zamierzała się już cackać...
     
    Z mini słońca wyleciał cienki promień, dokładnie widoczny w powietrzu po przez skoncentrowanie wielu promieni w jednym miejscu i ich uwolnienie, który niczym strzała mknął ku jednorożcowi, by go powalić. Całość było wycelowana w jego tył, by go nie zabić. Była ciekawa jednego. Co zrobi... Jakby nie mogła go dosięgnąć. To w planie miała pokrojenie wiązką tej jego wyspy na większe części i ich rozproszenie na sporym obszarze. Tak miał postać "pas asteroid" bardziej korzystny dla niej.
  7. Swe oczęta otworzyła dopiero, gdy poczuła owiewające jej twarz ciepłe powietrze, pochodzące z mijającej jej bokiem fali i osadzającej się na jej skórze parze wodnej powstałej podczas zetknięcia się wody z ogniem. Wtedy miała pewność, że się jej udało bez żadnego ale, z czego bardzo się cieszyła, mając delikatny uśmiech na twarzy, zamaskowany poczuciem ulgi, który to wszystko przyćmił. Wykonała pewna swego salto do przodu, zatrzymując się w miejscu z pewnym błyskiem w oku, będąca gotowa do następnego ataku na niego, gdy zorientowała się że coś na nią leci z pysków hydry. Naburmuszyła się że to jej kolej na ruch, a on się tak chamsko wciął w kolejkę. Miała ochotę coś krzyknąć, gdy zrezygnowała, uznając że to za bezsensowną stratę własnego czasu. Lepiej było się jej skupić na planowaniu zemsty.
     
    Leciał na nią pojedynczy strumień pod ciśnieniem dość zbity, by nie było odprysków. "Łatwizna" pomyślała skupiając się na kolejnych przejściach fazowych. Pojawiała się przed nią niebieska tafla, która ją pochłaniała w całości i wychodziła z takiej samej parędziesiąt metrów dalej. Pilnowała, by w kolejnych przejściach, nie było żadnej większej logiki, co do położenia fazy. Zasada była tylko jedna. Piąć się coraz wyżej, a czas tak bardzo się nie liczył. Pozwoliło jej to unikać celowania, wielokrotnie okrążając całą wyspę jej przeciwnika, w różnych kierunkach aż nie znalazła się ponad nią, gdy znowu zniknęła. Pojawiła się, zaraz pod którymś z krańców wyspy, z dala od hyry, tworząc dźwignie dla swojego ataku względem jej środka. Musiała coś sprawdzić. Jak bardzo stabilny to był ląd.
     
    Wyciągnęła szeroko ramiona zbierając w dłoniach całą możliwą moc wiatru w tym krótkim momencie. Miała plan jak zrzucić tego lądowca na ziemie, gdzie jego miejsce spoczynku. Gwałtownie złączyła ręce, tworząc z nich kielich, z którego uderzyła w bok wyspy, od spodu fala uderzeniowa o sile małego huraganu. Jej rozpuszczone włosy rozwiały się powiewając na ostrym wietrze, co jednych mogło zachwycać, drugich przerażać patrząc w zawzięcie znajdujące się w jej oczach. Dawała upust swoim emocją, chcąc przechylić całą tą wiszącą w powietrzu skałę, by z niej zlecieli w dół. Liczyła na to że poświęci strażnika, by uratować się samemu.
  8. Monika zaczęła skakać po spadających fragmentach areny, a tego czego nie była wstanie przeskoczyć, rozbijała skupiając moc w pięściach, waląc z całych siły w głazy, rozdrabniając je przy efektownych błyskach światła, by nie stanowił dla niej przeszkody. Nie chciała zostać przywalona szczątkami spadającej areny, którą sama posłała na dół, bo to byłoby największym głupstwem jakie mogłaby zrobić. Zostać przywaloną własnym atakiem tak pośrednio, byłoby jak samodzielnym postrzałem w stopę, w dodatku we śnie. Taka gimnastyka nie stanowiła dla niej żadnego problemu w tamtej chwili. Nie zaskakiwał jej fakt, że połowy użytych w tedy ruchów, nie wykonałaby w rzeczywistości, wliczając w to wykonane salta poziomo, które samo w sobie wydawało się nie realne z powodu samego ciążenia...
     
    Zatrzymała się na jednym ze spadających fragmentów, widząc że jednorożec zrobił dla siebie i hydry nowy ląd. Dla niej oznaczało to że nie chce się z nią bawić swobodnie w powietrzu, a to nasuwało jej na myśl, że być może ma lęk wysokości i koniecznie trzeba to wykorzystać przeciw niemu. Zaraz po tym błysnął wybuch tej żółtej chmury, o której zdążyła zapomnieć że w ogóle istnieje. W konsekwencji leciała ku niej ognista fala. Zmieniła swój kierunek skacząc w dół zgodnie z fragmentami, ale to ją goniło szybciej, niż była wstanie uciekać tym sposobem. Musiała się temu przeciwstawić, lub wymyślić, jak tego się umiejętnie pozbyć... Jej mózg przeszukiwał błyskawicznie kolejne informacje, gdy ją olśniło. Podziękowała w duchu swojej upierdliwej fizyczce, co ją katowała równaniami...
     
    - DYFRAKCJA - krzyknęła odkrywczo, odwracając się do tyłu, zaczynając spadać swobodnie. Do ziemi miała całkiem spory kawałek, więc o upadek się na razie nie martwiła. Kamienie w tej chwili dla niej stanęły, obracając się powoli po przez opór powietrza wokół swoich skomplikowanych osi. Nie bała się zderzyć żadnym z nich. Położyła sobie ręce na piersiach, krzyżując je i zbierając w pięściach zasoby mocy, do wywołania dwóch krzyżowych fal wodnych, pod których siłą ugnie się ta, która na nią tak szybko leci i ominie ją bokiem smagając jej ciało delikatnym ciepłem rozgrzanego powietrza.
     
    Wprowadziła swój plan w życie, posyłając przed siebie dwie skrzyżowane fale wodne pod dużym ciśnieniem, gdy ogień był ledwie 4 metry od niej. Wtedy już tylko wierzyła, żeby się to udało. Zawierzając we własne umiejętności i zamykając szczelne swe oczy, zdając się tylko na dotyk.
  9. Plazmowa kula napotykając na opór w postaci innej kuli ciała stałego, zrobionej przez jej przeciwnika, która nie stanowiła dla niej większego oporu. Roztrzaskała się o nią zachowując się jak ciecz, wymieniając między sobą część posiadanego ciepła, okalając ją i w postaci ochłodzonego już strumienia, uderzała z mniejszą siłą, niż zakładała dziewczyna, w arenę tworząc mały zbiornik po przez odparowanie części tamtejszej materii, z którego to reszta gorącego gazu zaczęła się rozprzestrzeniać po arenie niczym mgła ku spadkowi, by zniknąć w przepaści już nikomu nie potrzebna. Kamienie zaczęły się topić i zbrylać, a grunt chwytał coraz wyższą temperaturę rozszerzając się i pękając na większe kawałki nie wytrzymując powstałych naprężeń.
     
    Dziewczyna przez zmrużone oczy, obserwowała z zapałem, jak kolejne płonące kałuże są gaszone, przez jej ruch po prostu zmiecione w przepaść. Jej twarz nie ukrywała jej radości z tego, a policzki zarumieniły się delikatnie od ekscytacji i chłodu wokół niej. Nie interesował jej los przeciwnika. Jak uniknie tego ataku, jak miał nie oberwać, by nie zginąć. Zresztą i tak w jej mniemaniu był tylko wytworem umysłu, co chciał piekła, które dostał, jednak jej było ciągle mało. Chciała się pozbyć jeszcze tego jego strażnika, skoro nie miała swojego własnego smoka. Sposób był dość prosty, jako iż tamto było zwierzęciem lądowym i nie posiadało skrzydeł, a przez to możliwości lotnych, przynajmniej taką miała nadzieję, potrzebowało gruntu do przemieszczania się, a tegoż chciała się w tej chwili pozbyć raz na zawsze.
     
    Tymczasem jej ręce odczuwały coraz bardziej niską temperaturę i ciężar zgromadzonej nad nią wirującej materii, drętwiejąc jej coraz bardziej i bardziej tracąc w nich z wolna czucie. Nie mogła się jednak ruszyć, by odpocząć... Nie teraz, gdy miała tyle do zrobienia. Wykorzystała przejście fazowe do przemieszczenia się pod arenę, między szczyty i tam dokończyła działa. Rzuciła kulą pod pole walki, na której rozpłaszczyła się obejmując naprawdę duży obszar powodując silne porywy wiatru i śnieżycę. Dziewczyna straciła na wysokości zdmuchnięta siłą własnego podmuchu, co do niej wrócił odbity. Na powierzchni platformy pojawiły się liczne wzory z zamarzniętej wody tworząc fantastyczne kształty geometryczne o regularnej strukturze. Po tym rozległ się niepokojący trzask, na który tak liczyła. Przez różnicę temperatur i tak zwany szok temperaturowy pole zaczęło pękać i rozpadać się. Tego właśnie było jej trzeba. Pozbyć się całego gruntu, który w tej chwili pomagał tylko jej przeciwnikowi. Nie potrzebna była duża siła, by skończyć z tym zabawę. Nawet zwykły krok, mógł posłać całą świątynie w dół.
  10. [375] [Lust Tale [Forest Song]]
    Pokiwałam delikatnie głową, kopytem odganiając swoją niesforną grzywę na bok, odsłaniając swoje oczy będące dość niepewne. Zgodziłam się bez sprzeciwu z nim. Gdybym była sobą, pewnie bym coś wtrąciła przejmują kontrolę, argumentując ten wybór i grając w swoją wielką grę na innych zasadach niż teraz. Ktoś z boku, kto by widział i słyszał co się działo między nami, mógłby uznać że ta rozgrywka była zakończona... Tym czasem nie byłam tą, która dyktuje bezpośrednio zasady, wybierając sobie zupełnie przeciwny charakter i dlatego odpowiedziałam mu cicho: "Tak, zróbmy." Chciał bym go nie męczyła i była spokojna... Zobaczymy co powie na to, gdy przegnę charakter w drugą stronę. Tego chyba chciał. Spokoju... ale po nim powinna nastąpić burza. Wiedział co się działo wcześniej... Wie co się w tamtej chwili działo. Pytanie brzmiało: Co ja tak naprawdę kombinuję?
     
    [Mystical Mask]
    Rzuciła tylko nie ufne spojrzenia gwardzistą dalej robiąc swoje i wyciągając kolejne nic nie warte kamienie na powierzchnie... Miała dość cierpliwości by robić to dalej. Tych kamieni nie było tak strasznie wiele jak na przykład na kamienistym zboczu góry gdzie gleba się nie uformowała... 
     
    [shady Clue]
    - I co z tym zrobisz? Nic, więc po co nienawidzić? To niszczy, prowadząc tylko do złych wyborów i już... - mruknęła odgryzając się jej. Mogłaby tak dyskutować długie godziny i myśleć że wygrywa, a może faktycznie tak było? Nie jej było jednak o tym twierdzić.
  11. Dziewczyna obserwowała dokładnie swoimi ciekawskimi oczyma, co się dzieje dookoła niej, jeżdżąc swobodnie po lodzie niczym łyżwiarka w swoich tenisówkach, ciesząc się z faktu że tornado było daleko od niej i wciąga którąś z jej kopii. Szybko jednak jej radość została przerwana, gdy spostrzegła że z nieba zaczęła padać dziwna ciecz, wszędzie tylko nie bezpośrednio na nią. Sama później zapłonęła od zaraz za nią spadających płomyków, tworząc płonące kałuże na całej powierzchni areny. Nie pasował zupełnie jej ten stan rzeczy. Za bardzo przypominało jej to, któryś z kręgów piekła... Nawet siarką pachniało, co tylko utwierdziło ją w tym przekonaniu i odpychało od tego tym bardziej, by nie przebywać w takim właśnie otoczeniu, którego sobie nie życzyła.
     
    Skierowała pojedynczą myślą odrobinę energii w palce u stóp, by wytworzyć wystarczający ciąg, żeby unieść się w powietrzu i wznieść się wysoko ponad płonące pole bitwy. Pojedynczym ciosem pięści, ruszyła powietrze przed sobą, przez co rozbiła tą chmurę na moment, by zrobić otwór dla siebie i przelecieć przez nią wyżej, pozwalając się jej zaraz za sobą zasklepić... Jedno jej przyznać wtedy trzeba było. Uwzięła się na niego całą swoją zawziętością i nie zamierzała mu teraz tak łatwo odpuścić. Do tej chwili się z nim po prostu bawiła w kotka i myszkę... Teraz strzeliła focha że niszczył to co stworzyła swoją ciężką pracą. Był to skrajnie niebezpieczny dla niego stan. Z tegoż powodu że hamulce zaczęły puszczać u niej, a przez to mogła posunąć się o wiele dalej niż wcześniej, nie przebierając przy tym w środkach. 
     
    Miała zacięty wyraz twarzy spoglądając na swojego zwierzaka. Czuła że ten dym ma wysoce negatywny wpływ na jej magie, a zwłaszcza na utrzymanie całego tego tworu w całości, by nie był niebezpieczny bardziej niż był w tamtej chwili, opanowany jej mocą, trzymającą ją w kupie i nadającej kształt chińskiego smoka. Nie chciała tego robić, na pewno nie teraz, ale najwidoczniej jednak nie miała większego wyboru. Skoro sam się prosił o nieszczęście, to nie będzie mu przecież bronić przed uwolnieniem tej gorącej plazmy tam zgromadzonej wprost na niego samego, gdzie stał sobie na tej swojej wieży i dyrygował wszystkim, co robił. Sam się w jej mniemaniu o to prosił, próbując ją pozbawić kontroli nad tym żywiołem. Jej żywiołem...
     
    Gdy była wystarczająco wysoko, by być poza zasięgiem pysków hydry zatrzymała się, wisząc swobodnie nad polem i patrząc na wszystko z góry kręcąc delikatnie przecząco głową. W tej chwili nie mogła zrobić wiele. Na pewno nie od razu. W jej interesie było na tą chwilę, by to wszystko nie obróciło się przeciwko niej. Tego najbardziej się bała. Nie miała zielonego pojęcia, co mógł wykombinować jej przeciwnik z tym swoim ogniem i czym tam jeszcze mógł władać i tego nie pokazał.
    - Sam tego chciał - rzekła uprawiając się za to wszystko co zrobi i wykonała gwałtowny ruch ręką od niechcenie pstrykając nieumiejętnie, przy czym uwolniła smoka od swojej magii, pozwalając materii zacząć się rozchodzić i rozprężać. Po tym wykonała ten sam ruch ponownie, tylko był bardziej donośny i złowieszczy w swoim wydźwięku, bo posyłała całą kulę plazmy, bo taki kształt przybrała materia, w arenę, by tam spadła na nią topiąc marmurowe płyty, które najpierw miały stać się płynne od temperatury bliskiej tej, która panuje na słońcu, zanim zostaną nawet dotknięte, a później dać kamieniom odparować. Gdyby to dotknęło areny wytopiłaby w jednym miejscu otwór wielkości jednorodzinnego mieszkania położonego gdzieś za miastem, a po całej reszcie miała roznieść się jak fala uderzeniowa niszcząc całą resztę, zmieniając wszystko w jeden fragment wymieszanego ze sobą materiału kapiącego niżej. Istniała szansa że świątynia straci stabilność i zawali się w przestrzeń między 4 górami... Pole walki zostałoby w takim wypadku zniszczone, a reszta walki odbyłaby się w powietrzu o ile nie stałoby się coś nadzwyczajnego...
     
    Gdy posłała plazmową kulę w dół, uniosła ręce do góry otwarte, by przyjąć na nie ciężar, który miał na nich spocząć za niedługo. Zamknęła oczy pochylając się i relaksując na tyle ile było to w tamtej chwili możliwe uspakajając oddech. Z 4 stron świata zaczęły do niej ciągnąć zimne wiatry. Zaczęły one ściskać się i obniżać swoją temperaturę tworząc kolejną kulę wyglądającą na niewielką z powodu swojej kompresji. Przyglądając się jej jednak bliżej, można było ujrzeć całe śnieżyce, opady gradu i śniegu w niej zamknięte. Z górnych warstw atmosfery, a konkretniej z mezopauzy zaczęło do niej ciągnąć, w formie pojedynczej wstążki, najzimniejsze powietrze, jakie było dla niej dostępne, doprawiając jeszcze bardziej wszystko co miała. Na jej palcach zaczął pojawiać się szron. W tamtej chwili żałowała że nie podwinęła rękawów do tej roboty. Wtedy już jednak nie mogła przerwać. Nie miała czasu na zbieranie jeszcze raz takiej mocy, tylko po to by poprawić swój własny komfort.  
  12. Monika widząc zbliżające się do niej ogniste tornado, a gdzieś w oddali dostrzegała w tle dwa, ledwie widoczne punkty na pewnej wysokości, przebijające się przez gęstą mgłę. Zaczęła się cofać, bojąc się i nie wiedząc jak ma zareagować. Nie miała zwyczajnie pomysłu, aż natrafiła na swoją własną zamrożoną kałuże, na której się przewróciła do tyłu, wpadając w nią jakby nie była ciałem stałym. Słychać było głośny plusk i zniknęła po drugiej stronie tafli. Rozejrzała się po nowej rzeczywistości, którą stanowiły wyłącznie lustra. Były dosłownie wszędzie i wszystko było z nich zbudowane. Cała arena była jednym wielkim lustrem. Wiele było popękanych i tylko nieliczne były całe. Schyliła się dotykając powierzchni, przez którą przeszła. Była niczym gęsty płyn. Jak rtęć, po czym momentalnie stężała i samoistnie popękała...
     
    - Gdzie ja jestem? - zadała głośno pytanie, podnosząc się, gdy usłyszała głośny dźwięk, niczym pękanie szkła... Przyjrzała się dobrze domniemanemu źródłu. Na wierzyła że parę metrów od niej stała kopia jej przeciwnika, wykonana w całości ze szkła, na równie szklanej wieży... Ruszającego się szkła. W jej umyśle zapaliła się lampka. - W takim razie gdzie jestem ja? - rzekła ciekawa, gdy coś rzuciło się na nią, ciągnąc ją za włosy i waląc ją czymś naprawdę twardym gdzie popadnie. Bez litości. Po chwili zobaczyła przez te wszystkie refleksy świetlne, że to krystaliczna pięść. Gdzieś z daleka posypały się krystaliczne sople, które trafiły tuż obok, tłukąc kolejne lustra. To jednorożec czarował... Chwyciła w pewnym momencie napastniczkę i przerzuciła ją gdzieś daleko, gdzie rozbiła się na tysiące fragmentów. Myślała że to koniec, gdy zamieniła się w krystaliczny płyn i zaczęła składać z powrotem przybierając jej kształty. Spadła z deszczu pod rynnę. Musiała stąd czym prędzej uciekać. Pytanie brzmiało. Jak ma to zrobić, by nie stanąć na drodze tornadu, które tutaj nie było obecne i na dodatek przeżyć.
     
    - Co robić - rzuciła, przeklinając po cichu samą siebie, że tu się znalazła. Chciałaby się obudzić, gdyby to było możliwe. Jednak mimo jej usilnych starania z całych sił, nie mogła tego uczynić. Znów została zmuszona do działania. W głowie przewijało się setki, jak nie tysiące możliwości, ale nigdzie nie było walki ze szkłem. W żadnym znanym jej filmie czy też anime, a tamta była coraz bliżej...
     
    - Raz kozi śmierć - powiedziała zawierzając w własne słowa. Uniosła palec wskazujący na wyprostowanej ręce, wysoko do góry. Na samym czubku jej palca zaczęła zbierać się mała kulka fioletowej energii. Gdy tamta była dwa metry od niej, opuściła dłoń wypuszczając zgromadzony ładunek, przecinając lustrzaka na pół pojedynczą wiązką. Ten znów się rozpadł, ale tym razem na dwie części, przez co chwilę dłużej potrwała jego regeneracja. Posypała się kolejna fala sopli... Tej uniknęła, wykorzystając ten sam manewr flankowania, co do ostatniego ataku na Shadow Stara. Znalazła się po przeciwnej stronie wieży, której była wcześniej. Z której atakował jej przeciwnik, jeśli to było podobne światy. Liczyła na łut szczęścia...
     
    Rozejrzała się myśląc co robić, jak wrócić, gdy znowu jej sobowtór ją zaatakował z niewiadomego kierunku, wywracając przy tym na lód. Nie poczuła jednak jak obija sobie udo, gdy wróciła z powrotem na prawdziwą arenę. Zaraz po tym strzaskała momentalnie uderzeniem pięści lustro, które powstało tutaj pod nią, gdy wróciła na swoje miejsce. Nie chciała mieć z tamtym światem nic wspólnego, chociaż mógł być dosyć pomocny odpowiednio wykorzystany... Pod nim widziała jeszcze swój, a jednocześnie nie jej wyraz twarzy, a z prawej ręki spłynęło parę kropel krwi płynącej z rozcięcia na kostkach. To była dalsza część walki, gdzie była targetowana... Czuła siniaki po tej przygodzie. Nie przeszkadzało jej jednak, by nie mogła walczyć.
     
    Czuła że smok kontynuował jej chciwą politykę względem hydry i rósł dalej, gdy nie było jej ten moment... Zaskoczył ją trochę fakt że jednorożec próbował zwalczyć jej stworzenie jeszcze większym ogniem, mimo że powinien zauważyć że to odnosi zupełnie odwrotny skutek, ale zlekceważyła to uśmiechając się szyderczo pokazując swoją wyższość nad nim. Że coś się jej udało. Że wygrała, a nie uciekała. Z drugiej strony ona nie uciekała. Zyskiwała czas na myślenie, oddalając od siebie tornado... W swoich wnioskach ujęła że nie ma sensu próbować zadusić tego wrogiego chowańca, odcinając mu źródło tlenu, bo to z pewnością był to magiczny płomień. Musiała wymyślić coś innego. Kazała całej jego materii ulecieć w przestrzeń parędziesiąt metrów nad ziemią i tam przybrać swoje wyjściowy wygląd z tą różnicą że teraz miał mieć skrzydła do latania i być półtora raza większy niż wcześniej. Szykowała go do następnego posunięcia.
     
    Skoro już była przy wodzie postanowiła przy niej zostać... Przynajmniej na razie, tylko co zrobić, by go zaskoczyć, żeby nie celował koniecznie w nią tym tornadem? Przyłożyła obie ręce do ziemi zaczynając mrozić całe pole zamieniając je w jedno wielkie lodowisko. Po czym w różnych kierunkach zaczęła wysyłać swoje posągi ślizgające się dzięki używaniu na nich stałej siły magicznej, która zapewniła im jednostajną prędkość po dość chaotycznych kierunkach i drogach. Poczuła się odrobinę bezpieczniej że nie powinna być jedynym celem, na który powinien teraz polować. Sama oddaliła się ślizgając w innym kierunku, mając na uwadze, gdzie stoi jego wieża.
  13. Monika poczuła trzęsienie, które wywołał jej przeciwnik, o mało się przez to nie wywracając. W porę jednak zdążyła zmienić punkt swojej ciężkości, uginając kolana i uniknąć spotkania z ziemią. Z przerażeniem obserwowała jak nie daleko niej wyrasta miniaturowy wulkan. Przestraszyła się, a jej palce w nerwowym ruchu, zagłębiły się w rzeczywistość drąc ją jak obraz, odsłaniając na kawałku przed sobą mały wycinek świata składowego, a mianowicie planu wody. Tego jej było potrzeba. Gdy zrozumiała co właśnie uczyniła, postanowiła działać dalej, tworząc tymczasową osłonę przed tym wydarzeniem. Nie wiedziała ile czasu to miało jeszcze potrwać ta eksplozja... Rzuciła jeszcze hektolitry cieczy w ogień, przez co powstała gęsta para, która już w postaci mgły, zaczęła pokrywać pole utrudniając widzenie. Teraz mogła działać dalej...
     
    Gdy smokowi udało się wgryźć w ciało hydry zbudowane głównie z ognia, mógł zacząć czerpać z niej wielkie pokłady ciepła, które wytwarzała tylko trwając w tym świecie. Stracił swój smoczy kształt i zaczął oblepiać jej powierzchnie niczym glut, chcąc jak najbardziej zmaksymalizować powierzchnie styku między nimi, by wyekstraktować z niej tyle ile mógł, rosną w siłę po przez zwiększenie swej masy i objętość. Rosną bardzo szybko, po przez ogrzewanie gazów otoczenia, które następnie zostały zjonizowane przez bijące okoliczne z niego kolejne pioruny. W końcowym stadium ku niemu zaczęły lecieć kolejne strzępki gorącej, gazowej materii...
     
    Wybuchy wulkanu jej przeciwnika dublowały ten efekt. Każda taka erupcja wyrzucała swój ładunek wyziewu, ogrzewając dodatkowo otoczenie, dublując cały efekt, zwiększając tym skuteczność całego przedsięwzięcia, podjętego przez dziewczynę. Dym, który został wprowadzony w jego ciało, o ile był ciałem stałym według definicji tego stanu, powinien wzlecieć do góry ogrzany przez tworzące go gazy, jako że nie stanowił integralnej części jego ciała i nie był trzymany w całości przez jej magię.
     
    Dziewczyna, gdy myślała że jej stwór powinien zyskać w tym momencie jakąś przewagę w silę nad swoim przeciwnikiem, mogła podjąć ofensywę bezpośrednio na kuca. Nadal korzystając z planu wody, nakreśliła łuk lejąc ją z otwartej dłoni pod sporym ciśnieniem. Opadała ona na ziemię i wtedy dała jej samoistnie zamarznąć tworząc ślizgawkę, by dzięki niej, ślizgając się w swoich tenisówkach po tej śliskiej powierzchni znaleźć się za walczącymi monstrami. Poruszała się z linią mgły... Ona widziała co się jeszcze dzieję przed nią. Jej przeciwnik niekoniecznie musiał widzieć że się do niego zbliża.
     
    Mogła go zaatakować na wiele sposobów, ale skoro on używał ognia, co objawił swoimi czarami, to postanowiła odwdzięczyć się mu przeciwnym żywiołem, skoro już go używała. Zatrzymała się widząc przez ułamek sekundy sylwetkę swojego przeciwnika. Przyjęła postawę do walki jak z azjatyckiego filmu robiąc powolne ruchy po czym krzyknęła głośne "ha", a z jej złożonych rąk przed sobą, na ugiętych kolanach bokiem, wystrzelił słup lodowatej wody, pod dużym ciśnieniem. Wyglądało to jak hydro pompa blastoise'a z pokemonów.
  14. Dziewczyna patrzyła ze spokojem, jak fala zbliża się do kuca, gdy coś błysnęło i zmusiło ją do gwałtownego zmrużenia oczu... Nie wiedziała co on kombinuje, więc samoistnie zasłoniła się ręką, a jej twór zbliżył się do niej, by chronić ją własnym ciałem. To była typowa reakcja na niebezpieczeństwo podyktowana zwyczajnym odruchem bezwarunkowym. Dopiero po chwili podniosła głowę, jak nic jej się nie stało. Przynajmniej na razie.
     
    - Uciekł! - wymsknęło jej się, gdy tylko o tym pomyślała, rozglądając się gwałtownie w te i z powrotem, szukając nerwowo wzrokiem zdezorientowana, co się właśnie stało z tym kucem. Jej twór ograniczał jej pole widzenie swoim cielskiem, gdy coś chwyciło go w dwóch miejscach. On nie miał prawa poczuć bólu i się skrzywić, czy stracić na mobilności, bo nie żył, a jego ciało stanowił sprężony i rozgrzany gaz połączony w jedno magicznie. Był jak maszyna z danym paskiem wytrzymałości, który trzeba było najpierw zbić, by się go się pozbyć...
     
    Dziewczyna po wywieranym na nim nacisku wiedziała że coś jest nie tak za nią i skoczyła do przodu dwadzieścia metrów dalej, jakby na ten krótki moment siła grawitacji straciła nad nią władanie. Nie chciała być za blisko tego czegoś. Odwróciła się w powietrzu i zobaczyła jak jej smoka trzymają dwie głowy hydry. Jedna u podstawy szyi, a druga na wysokości bioder. Myślała szybko jak tylko wylądowała efektownym ślizgiem, zatrzymując się. Musiała działać i to szybko. Spostrzegła że ciało chowańca przeciwnika jest wykonane w większości z zielonego ognia. Reszta nasunęła jej się sama... To dało jej pewne pole manewru, by nagiąć co nieco prawa fizyki z tym co ma... Zresztą już to robiła.
     
    Smokiem chciała się wgryźć w najbliższe gardło hydry. Ogonem owinąć trzecią szyję unieruchamiają ją, a jego końcem trzepnąć ostatnią głowę, tylko po to by ogłuszyć ją i nie dać zbliżyć do siebie, zanim czegoś więcej nie zrobi. W tym momencie jej twór był na zupełnie przegranej pozycji nie mogąc się od tak uwolnić z tego uścisku... Nie miała nim za wielkiego pola ruchu. Dziewczyna przełknęła ślinę wystawiając poziomo dwie dłonie zwrócone w stronę nieba. Zaczęła zbierać kolejne ładunki elektryczne z powietrza, które w postaci małych piorunów trafiały w jej dłonie, tworząc małe kule z kolejnych błyskawic. Gdy skończyła klasnęła głośno, przy czym wystąpiło największe pojedyncze wyładowanie, które trafiło w pierś jej stworzenia rozświetlając jego ciało dodatkowym blaskiem. Wzmocniła go mocą elektryczności, dając nowe możliwości czerpania ciepła z otoczenia, zwiększając przy tym swoją wielkość w naturalnym procesie tworzenia się plazmy. Miała nadzieję że to jej wystarczy, by przetrwać do wyswobodzenia, jakby tylko udało mu się wgryźć w ciało przeciwnika i zacząć korzystać z dobrodziejstw jego żywiołu. Byłoby dokładnie po jej myśli.
  15. - Mi również miło cię poznać Shadow Star - w jego imieniu słychać było bardzo wyraźnie jej brak angielskiego akcentu - i zapewniam cię że wszystko ze mną w najlepszym porządku. - Zamilkła na moment, maskując swe wątpliwości co do całej sytuacji szerokim uśmiechem. Zastanawiała się dłuższą chwilę nad tym co właśnie robiła. Rozmawiała z kucem, zachowującym się jak człowiek... Co się z nią działo? To miał być sen czy jakaś alternatywna rzeczywistość z jej udziałem. Nie wiedziała tego. - Miłe jest też to, że nie kazałeś na siebie czekać i jesteś punktualny... - powiedziała entuzjastycznie, klaszcząc parokrotnie energicznie w dłonie, czując każde uderzenie ich o siebie. Sprawdzała samą swoje reakcje. To było dość realne. Mrugnęła jeszcze parokrotnie, próbując zrozumieć to wszystko, lecz nie do końca było jej to dane, a wcześniej nie mogła tego dogłębnie zbadać. Musiała przyjąć za fakt że to jednorożec i musi umie czarować. Nic innego jej teraz nie obchodziło. Zaczęła swoje mistyczne sztuczki wierząc że to możliwe, tak jak ostatnio.

     

    W swojej prawej, zaciśniętej w pięść dłoni,  zaczęła zbierać się powoli i systematycznie ciemnofioletowa, połyskująca metalicznie energia, opalizująca własnym delikatnym światłem w kształcie niewielkiej kuli. Chciała tego by, się to działo, bo było to podstawą w jej mniemaniu, tego co miało się zaraz dziać, tak jak w wielu podobnych, znanych jej uniwersum, będących w masowej liczbie tworzonych przez każdego pojedynczego człowieka, w każdej pojedynczej głowie... W tym przypadku miał to być tylko jej sen, jej świat i mogła być kimkolwiek chciała i także takie rzeczy robić, które w normalnym świecie nie przeszłyby próby praw fizyki, z powodu swojej nierealności dla ścisłych umysłów próbujących wszystko obalić skomplikowanymi wzorami, zamykając wszystko posegregowane w pojedynczych szufladkach, nie zostawiając nic kompletnemu przypadkowi. Mocy fantazji. Tutaj w świecie gdzie prawa rzeczywistości i logiki nie miały racji bytu, chyba że właściciel zadecydował inaczej, mogło dziać się, dokładnie to co zrodziło się w odpoczywającym umyśle dziewczyny, a był to z niewiadomych przyczyn pojedynek magów. Nie myślała nigdy nad tym od czasu ostatniego zdarzenia, gdy po raz pierwszy pojawiła się na pustej arenie... A teraz spadła na następną nie łamiąc sobie przy tym żadnej kości co było dość dziwne, ale wszystko to przyjmowała nie zastanawiając się nad tym dłużej. Nie była przecież to ziemia...

     

    Gdy kula osiągnęła odpowiednie rozmiary przy danej konsystencji mocy wystawiła dłoń przed siebie, zakreślając łagodny łuk w powietrzu, a ślad światła został zawieszony w przestrzeni, jakby był materialny. Zmrużyła chytrze oczy i rzuciła przeciwnikowi cwany uśmiech na końcu zamykając na moment jedno oko, mrugając przyjacielsko, lecz dość nieszczerze przy tym. Widać było że coś kombinowała dobrze bawiąc się przy tym, bo jej pewność siebie wydawała się nie do zmazania z jej twarzy od teraz, gdy wiedziała że może wiele. To co nakreśliła zaczęło z początku delikatnie falować i pęcznieć jeszcze bardziej powiększając się... Całość uniosła się do góry i zaczęło powoli przypominać coraz bardziej kształtem węża sięgającego już ponad 10 metrów nad ziemie, którego to ogon trzymała sama dziewczyna, jakby nic dla niej nie ważył. Być może właśnie tak było.

     

    Tymczasem na nim było widać coraz więcej szczegółów, jak się kształtowały kolejne części tegoż ciała. Otworzył szeroko swą paszczę jakby ziewając, w której pojawił się cały garnitur zębów, z czego tylko kły widocznie wystawały poza jego wargi, a pomiędzy nimi powstał rozdwojony język jak u węża poruszający się dość rytmicznie na zewnątrz i z powrotem po zamknięciu paszczy... Szczęka się wydłużyła i stała się dość masywna i podłużna jak u prastarego, drapieżnego jaszczura. Z tyłu głowy zaczęły wyrastać dwa zakrzywione jak szable rogi antylopy. Pojawiły się też na jego pysku imponującej długości wąsy wijące się same z siebie na boki wzdłuż ciała, jakby nie działała na nie siła grawitacji. Ciało zaczęła pokrywać dobrze zarysowana łuska różnej wielkości, nad którą intensywnie falowało powietrze od panującej temperatury. Stanął na swych tylnych łapach zaopatrzonych w pazury wgniatając grunt pod sobą i nadtapiając podłoże. Runął na przednie łapy otaczając łukiem dziewczynę swym ciałem. Nie czuła całego tego żaru, który wytworzyła do jego budowy... 

     

    Ten żywiołak na kształt chińskiego smoka, bo tak należało nazwać ten twór, który został stworzony z czegoś co przypominało rozchodzące się kolejnymi gałęziami wyładowania z wnętrza kuli plazmowej ciągle zmieniającymi swoje położenie, której to nadano tak niezwykły i ruchomy kształt stanowiący obrys tego tworu, a najwięcej rozchodziło się od jego oczu, w których najlepiej było widać misterne próby otworzenia naturalnie zachowujących się pionowych źrenic nie wyrażającej jednak żadnej większej emocji... Był mdłe do bólu, bo nie było w nich żadnego naturalnego życia, tylko jego żałosna imitacja podtrzymywana przez czarującego. Puściła jego ogon, na końcu którego pojawiła się długa kita, urywając tym proces kształtowania jego postaci.

     

    Wystarczyła tylko jedna jej myśl, by smok nastroszył swój grzebień na całej długości grzbietu i uniósł się wysoko, próbując stać się jeszcze większy, by nastraszyć stronę przeciwną swoją złudną potęgą. Ryknął, jakby eksplodował kondensatory w krótkich odstępach czasu i już po chwili wysłał z swej otwartej paszczy energetyczną chmurę rozgrzanego, mieniącego się gazu w formie łuku obejmującego całą szerokość areny. Zaczęła ona sunąć w stronę przeciwnika, tylko po to by spopielić jego ciało na popiół... Dziewczyna jednak wiedziała że gdyby to się jej udało to sen byłby o wiele za krótki... Miał za mało emocji czy też akcji, które mogłaby spokojnie spisać po przebudzeniu do jednego ze swoich licznych zeszytów trzymanych gdzieś ukrytych w jakimś kufrze. Była ciekawa co zrobi ten wytwór jej umysłu, o ile faktycznie tak było, ponieważ władzę miała tu ograniczoną.

  16. Dziewczyna siedziała spokojnie przy swoim biurku, popijając świeży napar z herbaty, nalany z porcelanowego imbryka, który z kolei stał na podgrzewaczu. Pisała coś zaciekle ołówkiem w dużym zeszycie, przygryzając co chwila swoją dolną wargę, nie mogąc się najprawdopodobniej zdecydować, co tak naprawdę chce osiągnąć tym wszystkim co teraz robiła... Gumka poszła w ruch, wymazując cały fragment uprzednio napisany. Po czym z brzdękiem zrezygnowania jej pisadło i gumka opadło na blat, gdy oparła swoją brodę na rękach, zmęczona w poszukiwaniu weny. Zamknęła oczy, a świeczka tak jakby zgasła sama z siebie. Światło zamigało, by również zawieść, tak przynajmniej było w jej odczuciu że pogrąża się w ciemności. W rzeczywistości nic takiego nie miało miejsca... Wszystko to co działo się wokół niej było zwykłym złudzeniem, gdy opadała coraz niżej, by położyć się tak wygodnie jak tylko mogła... Ona jednak wiedziała że znów była zabierana przez nieznaną sobie siłę w kolejną podróż. Tym razem miała nadzieję że nie będzie tak nudna jak poprzednia... Że uda się jej zdobyć to czego oczekuje.  
     
    ***
     
    Spadła z nieba dość dużą szybkością, wbijając się w ziemię, lądując tak samo jak Iron Man z filmu pod tym samym tytułem. Rozejrzała się dokładnie, gdzie znowu ją rzuciło tym razem, prostując się i otrzepując dżinsowe spodnie... Była pod większym wrażeniem niż ostatnio, gdy jej wzrok skakał dosłownie wszędzie, łapiąc jak najwięcej szczegółów, które później mogłaby wykorzystać u siebie. Tu widać było naprawdę pewnego rodzaju potęgę, gdy jej przemyślenia urwały się gdy zobaczyła postać niedaleko od siebie. O dziwo nie była człowiekiem, co było pewną nowością dla niej... Już szybciej spodziewała się spotkać elfa czy krasnoluda. Niż... Nie mogło jej przejść to przez gardło na głos...
     
    - Kucyk? - wybełkotała, bo tylko tyle udało się jej wykrztusić z siebie, zanim zachichotała że musiała chyba źle zaparzyć herbatę i to wpływa na jej całą percepcję. Zdusiła to w sobie, kręcąc głową parokrotnie próbując zrozumieć to wszystko, ale nie mogła... Pozostał jej jeden sposób. by się przekonać z czym dokładnie ma do czynienia.
    - Czołem! - powiedziała chcąc zwrócić na siebie uwagę i się przywitać. Nic nie miała do stracenia. Położyła sobie rękę na piersi i kontynuowała: - Jestem Monika i jestem człowiekiem. A ty? - spytała z wyraźnym domaganiem się odpowiedzi w głosie, co jednoznacznie wskazywało na jej niecierpliwość w tej kwestii, wskazując na niego, po czym zakreśliła dłonią okolicę. - To ma być dalsza część turnieju... - dodała chwilę później.
  17. [375][Lust Tale [Forest Song]]
    Zapach Goldinga kusił mnie delikatnie swoim pochodzeniem. Silny ogier w sile wieku... Dość prawy i niedostępny. Gwardzista znający moją prawdziwą naturę... Chcący mnie powstrzymać przed osiągnięciem celu, który płynął w moim ciele jak naturalna żądza, a nie wyuczone pragnienie wynikające tak naprawdę z przyzwyczajenia. Nic innego nie znałam co by dotyczyło kucy... Źródło pożywienia, któremu non stop trzebabyło mydlić oczy ich nagiętym światem. Ten odruch był najsilniejszy. Ciepło jego ciało złudnie mnie uspokajało, tak jak jego dotyk na grzbiecie. Objawy strachu ustąpiły delikatnie ale nadal były pewne jej mankamenty. U mnie w środku było zupełnie na odwrót. Gdzieś we mnie skakała głodna bestia rysująca ściany swojego więzienia pazurami, by tylko się wydostać i zrobić swoje. Tak znalazłaby uśpienie na jakiś czas. Do czasu aż znalazłby się kolejny i następny po tym... Zdusiłam jednak wszystko słuchając jego uspokajającego głosu. Czy tego chciałam... Wykorzystać go? Odpowiedz brzmiała jak najbardziej tak. Dlaczego z tym walczyłam? Musiałam... Z jakiego powodu? Tak nakazywało moje sumienie przez jakiś czas. Przyjdzie jeszcze odpowiedni czas, gdy będziemy sami.
    - Wiem... - powiedziałam drżącym głosem, a mój uścisk zelżał, ale nadal trwał jako iż mnie odrobinę uspokoił. Moja głowa znalazła się na jego ramieniu. Grzywa zasłoniła mi jedno oko że nabrałam pewnego dodatkowego naturalnego piękna, podyktowanego urokiem osobisty. Drugim obserwowałam to co dzieję się dookoła podziwiając to co jest pod nami... Mruknęłam potakująco ocierając się dodatkowo o jego ramie by znieruchomieć czekając na koniec tej podróży. 
     
    [Mystical Mask]
    - Nie pokaże wam tego, bo nie mogę... Nie mam jak... - warknęła zła wyciągając na powierzchnie kolejne kamienienie na powierzchnie w danym zakresie wielkości. Kamienie o masie powyżej 200 gram pomijała jako iż żaden changeling nie był wstanie takiego stworzyć przez swoje szybkie życie, ziarnka piasku też. - Kryształ o regularnym kształcie, powinien to być. Więcej nie powiem, bo nie da się... - powiedziała spokojnie skupiając się na wyciąganiu kolejnych elementów zbioru...  
     
    [shady Clue]
    - A po co? Nie wypuszczę cię przecież... Możesz wierzyć mi na słowo lub też nie... Zresztą sama się przekonasz w swoim czasie... - Machnęła kopytem lekceważąco nie robiąc kompletnie nic.
  18. [375][Lust Tale [Forest Song]]
    Musiałam grać kogoś kim nie jestem, ale to mi nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu. Umiałam to robić. Byłam przyzwyczajona do kłamstwa, które stało się naprawdę moją drugą naturą, od której się już nigdy nie uwolnię nawet jeśli miałbym takie pragnienie. Niestety granie kogoś strachliwego działało mi delikatnie na nerwy, bo ograniczało moją wolność w pewnym sensie, co do wyborów. Ktoś pewny siebie bierze to co chce, a ktoś kto jest jego przeciwieństwem... No cóż. Kłócić się sama ze sobą nie mogłam tylko musiałam robić to co trzeba.
    Nie myślałam że będę jeździć na smoku... No cóż. Musiałam grać swoją rolę więc objęłam Goldinga za szyję udając że się boję po prostu całej tej sytuacji. Byłam przecież w powietrzu... Mogłam spaść... Jechałam na czymś co nie posiadało pasów bezpieczeństwa. Strach był emocją oczywistą i pożądaną w takiej sytuacji że tak powiem delikatnie niebezpiecznej dla tej postaci. Dla mnie samej było to obojętne. Sama przecież mogłam odlecieć... Byłam ciekawa co zrobi Golding. Objęłam go dość mocno, a w moich oczach widać było faktyczny strach. Nie mówiłam ani słowa...
     
    [Mystical Mask]
    - Trzeba było samemu ją zatrzymać jak wam teraz nie pasuje... Jeszcze żyje... Ignoranci... - rzuciła bezwzględnie zaczynając składać barierę zmniejszając ją powoli i systematycznie przeczesując cały teren gdy na powierzchnie wydobywały się kolejne nic niewarte kamienie... Jeśli coś tu było po changelingu musiała to znaleźć na dotyk rozróżniając to po wielkości, albo będzie musiała poczekać na Shady Clue i jej cudowne oczy... - Gdzieś ty się schowała - mruknęła pod nosem rzucając wzrokiem tu i ówdzie chodząc po terenie tak jakby szukała grzybów wśród danego zbioru.
     
    [shady Clue]
    - Przeszkadza ci to? Oczywiście mogę siedzieć cicho... Mi to różnicy nie robi - powiedziała bezinteresownie zamykając swe oczęta. - Już po wszystkim... Przegrała... - mrugnęła złośliwie chcąc sprawdzić jej reakcję na tę słowa dotyczące Sandy.
  19. [Mystical Mask]
    Punkt materialny wszedł do jej głowy i został usadowiany między jej półkolami mózgowymi. Po tym podziurawiła jej ośrodek nerwowy jak ser szwajcarski powodując śmierć mózgową, na dalsze efekty nie trzeba było czekać. To nie bolało z powodu braku receptorów bólu w tamtej części ciał. Tyle humanitaryzmu w tym było... Opadła bezwładnie na ziemię, nie trzymana żadną inną siłą niż grawitacja. Po chwili stanęło serce, a następnie ciało zaczęło się rozpadać na popiół, który opadł na ziemie stanowiący jedyny ślad że zginął tu changeling.
    Duszy jednak nie było jednak w jej ciele. Mask zmrużyła brwi patrząc na pozostałości energii po Sandy mającej się rozwiać w powietrzu w jednym kierunku zmierzając do duszy o ile jeszcze była gdzieś na świecie cała. Nie pomyliła się...
     
    [shady Clue]
    - Wrogiem kuców? Wybacz może ty nim jesteś i oni nas tak postrzegają. Prawda jednak jest zupełnie gdzie indziej położona. Gdyby nie my, już dawno byłby tu chaos, spowodowany przez wybryki ludzi... Jeden nasz ruch i im się to uda. Co wtedy? Odwet zawsze jest zaplanowany na każdą okazję z różnej strony, lecz nie moja w tym głowa co dokładnie się stanie. - Umilkła na moment... - Tobie to chyba mogę powiedzieć i tak nie uciekniesz... Wypuszczą wszystkie changelingi, które złapali w klubach z każdego miasta w Equestrii. Dorzucę fakt że nie chcą naszej śmierci mieć na sumieniu, co jest dodatkowym argumentem, by nas puścić wolno.
  20. [375] [Lust Tale [Forest Song]]
    Podeszłam za Goldingiem, tak jakby pewniej czując się przy nim, a raczej odrobinę z tyłu. To było tylko złudzenie... Nie bałam się ale kto będzie podejrzewał trochę nieśmiałą klaczkę jakich wiele w Equestrii. Smoki były imponujące swoją wielkością ale wszystko co wielkie ma równie wielką masę, którą to bardzo szybko można wykorzystać do własnych celów...
    - Witam... Forest Song, lat dwadzieścia dwa... - rzekła prosto chcąc jak najszybciej mieć to za sobą.
     
    [Mystical Mask]
    - Dla większego dobra - rzekła prosto i bez zbędnego zastanawiania, bo dokładnie taka odpowiedz nasuwała się jej na język na to pytanie. Problem w tym że w zależnie od kontekstu mogła to znaczyć cokolwiek i nie dawała pełnej odpowiedzi. Dla każdego to dobro było po prostu zupełnie inne. Dla Sandy mogła być to na przykład w tej chwili mały domek na wyspach Las Palmas, gdzie mogłaby się ukrywać przed wszystkimi bez końca i żyć w jakimś kurorcie wśród piasków plaż nad morzem... Nie mogłaby narzekać...
    W tym czasie Mask rzuciła do ataku jeszcze jeden punkt materialny chcąc wspomóc ten który już był w ciele Sandy... Skoro tamten był unieruchomiony chciała zacząć kołysać nim na boki przenosząc go w przestrzeni o dwa metry w prawo i w lewo ciągnąc jednocześnie za sobą changelinga. Chciała robić to coraz szybciej.
     
    [shady Clue]
    - Wtedy zachowali się by jak ludzie... Oni nie chcą ich naśladować. Z gruntu mają zupełnie inną naturę... A jak nawet spróbują, to jak myślisz... Co się potem stanie w odwecie... Bierz pod uwagę że dałyśmy się im zamknąć całkowicie dobrowolnie... Słowo Celestii jest niewiele samo w sobie warte, chyba że umie się je w kompleksowy sposób wykorzystać... - rzuciła obojętnie próbując odepchnąć wszystkie argumenty Sneaky. - Zresztą nie uśmiecha mi się życie, w którym nie wiem co się stanie jutro...
  21. Głosuje na Crazy Nighta...

     

    Dlaczego on, a nie Shirogetsu Vermilion? Pierwsze na co zwracam uwagę, podczas czytania to zapis dialogów i różnego rodzaju dalsze błędy. Pokazują doskonale, ile piszący włożył pracy, by przekazać czytającym wytwór swojej pracy, według swoich możliwości. Widać że Crazy, mimo tego że chwyta się iluś tam wątków jednocześnie, przez co jego posty są dość chaotyczne, co wskazuje na jego wysokie rozgadanie lub też nie moc skupienia się na jednym temacie, ma bardziej na uwadze:

    • Zwracamy uwagę na jakość postów, na ich poprawność pod względem ortografii, interpunkcji. ~ Cytat z regulaminu.

       

    Dlatego mój głos idzie na niego, bo stara się chłopak jak może, próbując pisać dobrze. Twoje posty Vermilionie są pisane na szybko. Doskonale pokazują to błędy typu:

     

    kolorach. od kazdego biła inna magia.
    torbęi
     nie4 zmieniło

     

    To jest wyciągnięte z jednego postu... Na tym kończy się moja rola. Na przyszłość pisz wolniej, a osiągniesz więcej. Muzyczka ode mnie:

  22. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    - To tylko moje słowne gierki,

    być może to wstęp do niewielkiej aferki.

    Ambicje to moja kwestia,

    to we mnie drzemie bestia.

    Grać próbować możesz,

    tylko uważaj co pokażesz.

    Strach wybawieniem się okaże...

    To on prawdę wskaże.

    Mnie próbować zrozumieć?

    Musiałbyś ze mną najpierw współbrzmieć.

    Nie dasz rady tego zrobić..

    Musiałbyś się ze mną usposobić.

    To ci jednak jak mi nie wbrew...

    - rzuciłam mu wprost do ucha neutralnym tonem z wyczuwalną delikatną ekscytacją. Byłam ciekawa jego reakcji... Kochałam swoje słowne gierki. Wiedziałam że moje wierszyki to dla niego ogień zaporowy praktycznie nie do przejścia z paru powodów, których nie powiem by nie zapeszyć całości. Tak dla swojego bezpieczeństwa. Odeszłam od niego kawałek by powiedzieć na głos:

    - To idziemy dalej? - zapytałam chcąc znaleźć się w bibliotece i spoglądając przez moment w jego oczy sprawdzając go. Jak będzie chciał mnie zaczepić to jeszcze znajdzie okazję.

  23. [375] [Lust Tale [Forest Song]]
    - Wartości są równe... Zyski i straty się równoważą przy jednej i drugiej opcji zakończenia. To nic mi nie da... Nie opłaca mi się grać... Zresztą już słowo rzekłam raz i zmieniać go nie zamierzam... Ograniczenia i tak zostają takie same dla mnie. Przykro mi... Chęci może i masz dobre, ale no cóż... Moja odpowiedz brzmi nie - rzuciłam nonszalancko mrugając prawym okiem. Niech myśli dalej. Jak mam z nim jakimś jego fuksem przegrać to wolę nie grać wcale. Zresztą i tak jak uda mi się go złamać wcześniej czy później to co mi będzie mógł zrobić? Grunt to bezpośrednio nie pokazać że ja tego chce. Być zimną inie prowokować... Jego zmysły same będą chciały zostać napełnione ciepłem drugiej osoby i ja już o to dobrze zadbam by tego nie zauważył i uznał to za własne pragnienie które dusił w sobie pod wieloma maskami innych emocji w tym niechęci do mnie... Swojego organizmu nie oszuka jak będzie uzależniony od mojej obecności. Tydzień to aż za nadto czasu... Grunt by zrobił to z własnej woli.
     
    [Mystical Mask]
    - Nie mogę, chociażbym mogłabym tego chcieć, to jednak decyzja już zapadła i to nie do końca z mojej strony... Przykro mi - powiedziała delikatnie współczując w dwóch ostatnich słowach. W reszcie była bardzo nijaka.
     
    Gdy bańka natrafiła na opór nie do złamania, ale wielce elastyczny bez zwiększania swojej objętości zaczęła się poruszać ruchem harmonicznym o niewielkiej amplitudzie próbując wprawić w drgania ciało dookoła, gdzie częstotliwość stale rosła próbując znaleźć rezonans wzmacniający jej własne fale by zniszczyć zmianami zagęszczenia cząsteczek dookoła organy wewnętrzne rozrywając je po przez gwałtowne zmiany ciśnienia.  
     
    [shady Clue]
    - To twoje odczucie. Ja po prostu przedstawiam fakty takimi jakimi je widzę i już na to nie mam wpływu, jak mam być całkowicie z tobą szczera... - rzuciła spoglądając na nią krzywo. - Mi twoja śmierć w tej chwili jest całkiem obojętna... Nie liczy się... Mam cię złapać i dostarczyć na miejsce. Nie zostało powiedziane w jakim stanie... Chciałam wsiąść cię żywą, ale no cóż po obecnej sytuacji widzę że to raczej mi nie wyjdzie, a tobie nie zaufam... Za cwana jesteś i za duża w tobie wola walki, by zaryzykować... Nie wiem co zabrałyście kucom że zmusiłyście je do współpracy z Mask jako jedyne wyjście z ich sytuacji ale to nie mój interes... Grunt to to co ma się stać po tym... - Przeciągnęła się.
  24. [375] [Lust Tale [Forest Song]]
    - Przepraszam, to ty mnie nakręcałeś, a trzeba było trzymać język za zębami lub urwać temat, zachowując odpowiedzi dla siebie... - urwałam na moment, by spojrzeć w jego oczy z błyskiem wyższości nad nim że znowu dał się złapać na słówka. - Każdy by zrozumiał i nie byłoby całej tej sceny, za którą mnie teraz obciążasz... Ja powiedziałam że tylko jeszcze dam ci w kość, w odpowiedzi że dasz sobie radę dziś i nie jesteś taki zmęczony, jak wynikało to z moich słów... To aż tak było dwuznaczne? Równie dobrze mogło to znaczyć że zachodzę cię podczas wycieczki... Nieprawdaż? - powiedziałam pewna siebie posyłając mu jeden z moich zabójczo szczerych uśmiechów mających zbić go z tropu. Ja przecież byłam całkowicie niewinna, bo źle zinterpretował moje słowa sugerując się swoją wiedzą skażoną moim spaczeniem na temat wszechobecnego seksu, której chyba się obawiał i przez to dostrzegał podteksty wszędzie u mnie choć były tylko ledwie zarysowane... Nie musiało mnie przecież tylko to interesować...
     
    [Mystical Mask]
    - Wracaj tu... - rzuciła rozkazem, który wiedziała że dobrowolnie w jej przypadku nie ma prawa zadziałać. Ściany bariery były pod jej kontrolą i nie miała ochoty jej odstąpić tego co należało tylko do niej i było tak niezmiernie ważne. Ostrze gilotyny zniknęło, by wróciło do niej... Nadal była na środku pola nad ziemią i patrzyło na nią.
     
    Bańka zaczęła zwiększać swoją objętość przy użyciu większej ilości ładunku, który rósł do sześcianu, by nie dać się pochłonąć całkowicie układowi odpornościowemu. W konsekwencji groziło to rozerwaniem klatki piersiowej przez obiekt i śmierć ciała changelinga. Mask Pilnowała żeby nie zmienił swojego położenia względem jej kręgosłupa...
     
     
    [shady Clue]
    - Ja nic o lochu chyba nie wspominałam... Skąd ta myśl? Zresztą nie ja o tym rozporządzam tylko Mask, bo to jej interesy... - powiedziała imię swojej szefowej z pewnym dystansem, lecz jakąś taką ufnością. - Do niej takie pytania, nie do mnie - rzuciła z głupim uśmiechem unosząc brwi. - Nasza, bo jest nasza. Nie ciężko to zrozumieć, że to co cię otacza to nasza bańka, a ty się otaczasz swoją dziurawą... Teren... itd. ... - Gestykulowała kopytami po czym machnęła lekceważąco. - Nieważne... Gorzej z tobą niż z moją ostatnią młódką, co z gniazda wyszła dopiero co i musiała się wszystkiego nauczyć... Same problemy...
  25. [375] [Lust Tale [Forest Song]]
    No cóż... Regulamin był mi dość nieprzychylny, by nie rzec wręcz wrogi i dyskryminujący, ale czego więcej mogłam się spodziewać po smokach odludkach... Powód tych restrykcji nie był osobiście dla mnie tak ważny... Najgorsze i to co mnie denerwowało, było to że Goldinga w razie mojego zdemaskowania ciągnęło za mną i to natychmiast, bo osioł chciał iść za mną w każde bagno, w które się wpakuje, nie wiedząc że sobie poradzę i nie tracę praktycznie nic... No prawie nic...
    Ciało się nie liczyło. To była tylko materia, którą można przy odrobinie zachodu odtworzyć w znośnym stanie. On swojego życia tak nie mógł uratować. Przeklęte było jego sumie i poczucie przeklętej prawości dla mnie jako jego sojuszniczki pomagającej rozwiązać zagadkę tarczy i całego tego zaginionego miasta, nie mającego innej nazwy. Nie ważne było dla niego że w każdej chwili mogłam go po prostu pozbyć się od tak jak denerwującej muszki latającej z głośnym brzęczeniem gdzieś na drugim krańcu pokoju. Tego nie brał pod uwagę, a byłam przecież changelingiem... Wrogiem wszystkiego co żyje.
    Przeleciałam regulamin i wszystkie atrakcje jeszcze raz. Muzeum smoczej historii? Odpadało... Tam nic bym nie znalazłabym dotyczącego Equestrii. Fontanna? Po co mi ona była... To samo tyczyło się jaskiń i tegoż jeziora... Jedynym logicznym wyborem pozostawała biblioteka... Pytanie brzmiało. Ile tak naprawdę dostaniemy tam swobody i czy będzie można zajrzeć do ich księgozbiorów nas interesujących... To mogłoby być pewnym problemem...
    - Pozostaje tylko biblioteka na chwile obecną... - powiedziałam wpatrując się moment w tablicę. - Idziemy do biblioteki... - potwierdziłam jeszcze raz, nawet nie spoglądając na niego... Może rozdzielimy się w bibliotece... Szkoda że nie będę mogła czytać w moim naturalnym tępię... 
     
    [Mystical Mask]
    - Mogę więcej, jak sobie tylko tego życzysz... - rzuciła bezinteresownie z głupim uśmiechem tworząc ostrze gilotyny nad jej postacią na wysokości ok. 5 metrów. Miało ją po prostu przeciąć na pół, obiekt był o masie ok 50 kg i długi na 3 metry o bardzo ostrej krawędzi. Całość napędzała siła grawitacji... Liczyła się z tym że może chcieć uskoczyć. Naprawdę nie wierzyła że to mogłoby zadziałać w tej formie więc tuż na nią [1 metr] przed uderzeniem miała powstać symetryczna figura o 24 zakończeniach i o wspólnym środku dla wszystkich 12 ostrzy. Wydłużyły się również i teraz promień tego śmiertelnego koła miał 6 metrów całość zyskała na wadze dwukrotnie.
     
    Mystical w głębi siebie śmiała się z obrony organizmu, która była dla niej niczym uderzenia małych igiełek nic nie skutkujące z tegoż powodu że utrzymywała bańkę na stałym poziomie, więc w gruncie rzeczy punkt ciążący nadal był bezpieczny i spełniał własne zadanie.
     
    [shady Clue]
    - Chciałam ci oszczędzić więcej bólu, ale coś widzę że jednak trzymasz się życia mocniej niż myślałam... - rzuciła nie zmieniając swojej pozycji oglądając jednocześnie swój karabin... - No cóż, ja mogę poczekać aż się wykrwawisz, albo umrzesz mi tutaj z głodu, czy też szybciej z braku powierza, którego tam masz coraz mniej... Ja mam czas i stały dopływ powietrza z powierzchni... Dużo czasu... Za niedługo przyleci tu moja szefowa... Po co mam się przemęczać... Nie ma powodów... Możemy porozmawiać i popatrzeć jak się powoli wykończasz męcząc z swoim organizmem... - Wstrzymała oddech na chwilę dłużej. - Albo kolejny raz spróbuję cię po prostu zabić... Wybór należy do wyłącznie do ciebie... Mi siedzenie w bańce nie przeszkadza. Nie wiem jak tam tobie... Zresztą co mnie to interesuje. Będziesz tam gniła... Jak nie w swojej to naszej... Co to za różnica? - rzuciła obojętnie.
     
×
×
  • Utwórz nowe...