Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    Może gdym była kucem, zrobiłoby to na mnie wrażenie... Moja natura jednak mówiła mi inaczej... Teatrzyk. To słowo brzmiało w mojej głowie, gdy oglądałam wszystko z zaintrygowaniem. Na moim pyszczku było zainteresowanie ogólnym wyglądem całej sytuacji. Pojawiło się na nim także wiele pytań które odzwierciedlały moje oczy. Była w nich typowa radość życia... Taka iskra pokazująca że jestem prawdziwą equestrianką... To jednak przygaszona że ktoś śmiał mi zrobić przykrość i oskarżyć o coś czego nie zrobiłam. Usiadłam tam gdzie kazali i patrzyłam wyczekująco na smoka licząc jego łuski...

  2. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    "Prawda i kłamstwa nie mają prawa bytu. Liczy się tylko niezaprzeczalna rzeczywistość. Mimo wszystko... wszystkie istoty składają się ku faktom, które są dla nich sprzyjające i dogodne. Taki jest już ich sposób bycia... W przypadku żałosnych i bezsilnych istot, które stanowią większość tego świata, afirmacja własnej osoby przychodzi wraz z akceptacją niewygodnej prawdy..." rzuciło mi się na usta ale pozostały tylko przez chwile otwarte, zanim zamknęły się przyjmując beznamiętny wyraz. Kuce nigdy nie zobaczą praw rządzących światem póki są uczestnikami gry, a nie biernymi obserwatorami...

    - Smok prosi byś został... To zostań proszę cię tam gdzie kazano Golding... Nie ma sensu się rzucać, skoro prawda jest jedna ~ moja - powiedziałam z drobnym uśmiechem. Lubiłam igrać z ogniem ale ta gra mi się niespecjalnie podobała. Za dużo było w niej strat, a o wiele za dużo wszelakich i niepewnych problemów z rozwiązaniami. - Już idę... - rzuciłam głośniej do smoka i ruszyłam tam gdzie mnie chcieli zaprowadzić.

  3. Witam i pozdrawiam, wszystkich tych co chciało się to przeczytać...

     

    Zacznijmy ode mnie i mojego spojrzenia na sprawę, by uniknąć nieporozumień, następnie przejdę do tego co mogę wam zaproponować. Co musicie wiedzieć o mnie i moim sposobie na obustronną zabawę... Bo nie chcemy się z sobą męczyć przecież... Nikt nie chce.

     

    1. Zapisując się tu, bierzecie trwałe zobowiązanie na siebie do czasu rozwiązania naszej małej umowy. Zastanówcie się dobrze czy jesteście wstanie je podjąć i wypełnić jak należy. Zawsze tak traktuje dane słowo, by je podjąć. Nie ma odwrotu od tego co spisane.

     

    2. Ścisłe schematy są dobre, tylko na co komu one? Istnieje tylko potęga słowa i wyobrażania w nim spisana ~ sami to zinterpretujcie.

     

    3. Pozwalam na swobodę, ale co to za zabawa, jeśli dokładnie wiecie czego spodziewać się za rogiem i macie pewne zwycięstwo? Wszystko macie spisane w głowie i poukładane... O tuż nie do końca tak jest. Grając u mnie zdobywacie żetony szczęścia pozwalające wpłynąć w sposób mocniejszy niż zazwyczaj na spisaną rzeczywistość. Maksymalnie 3... To ode mnie i waszych wyborów zależy to jak będzie się wam wieść w zależnie typu sesji. Zawsze można dogadać się na PW na temat tego i owego.

     

    4. OP, emo itp. Wierze że stać was na coś bardziej ambitnego niż reagowanie siłą, czy płaczem, a może totalną beznadzieją na wszystko co stanie wam na drodze. Bariery istnieją tylko w głowach i trza je umieć łamać.

     

    5. Czwarta ściana, wszechwiedza, nadinterpretacja... Jedni mówią że istnieją, inni nie, a wszystkie trzy to potężna broń... To zależy oczywiście od postaci... Teoretycznie żetonami można je wykorzystać, tylko na ile się wam to uda. Nie wiadomo, wszystko zależy od słowa. Wątpliwości rozstrzyga wirtualna kostka k20 i jej osąd. Warto ryzykować?

     

    6. Przyjmuje wasze uwagi do tego co chcecie przeżyć i wplatam to we własną wizje zachowując elastyczność. Interesuje was jeden świat. Załóżmy standardowo kucoland... I chcecie pobawić się zwyczajną obyczajówką, a może będzie to akcja lub groza... Nie ma sprawy. Postaram się stanąć na wysokości zadania. Wystarczy tylko wasze słowo, a postaram się dostosować. Nie bójcie się pisać... Strach jest niczym uzasadniony, gdy brak mu wysłowionych obaw mających podłoże innych niż sama psychika. Reszta się nie liczy.

     

    7. Macie własny pomysł i szukacie realizatora. Postaram się pomóc ile w mojej mocy.

     

    Miasto Luster... To mój świat w nieznanym mieście między dwoma rzekami. Przesiąknięty typową rzeczywistością i sferą nierealną wpływającą na nią. Jeśli lubicie podejmować decyzje to postaram się was tam zaskoczyć... Coś dla fanów demonów i zjawisk nadprzyrodzonych w typowej walce dobra i zła w świeżej mam nadzieję odsłonie. //Więcej na PW

    Karta postaci:

    1. Imię:

    2. Wiek [14-21]:

    3. Charakter:

    4: Wygląd:

    5: Nierealne marzenie:

    6. Rodzina:

    7: Moc oparta o wyobraźnie: 

    8: Czego oczekujecie?:

    9*Chowaniec:

     

    *To już od was zależy kto to będzie i czy chcecie go wcielić w głowę własnej postaci... Może być przydatny na wpływanie na los postaci.

     

    TCB

    1. Imię:

    2. Wiek:

    3. Charakter:

    4. Wygląd:

    5. Strona [FOL, POZ, Neutralna]:

    6: Postrzeganie świata:

    7: Czego oczekujecie?:

     

    Wielki mix [D&D, Shaman King, MLP:FiM] //Więcej na PW

    1. Imię:

    2. Wiek:

    3. Charakter:

    4. Rasa kuca:

    5. Klasa: Shaman // Niemożliwe do zmienienia

    6. Wygląd:

    7: Broń i duch stróż:

    8. Cel [obalenie lub utrzymania panującego porządku]:

    9: Czego oczekujecie?:

     

    Manehattan - Miraż //Moja wizja tego miejsca pełnego tajemnic osadzonego w krainie kolorowych taboretów...

    1. Imię:

    2. Wiek:

    3. Charakter:

    4. Rasa [Kuce, changelingi]:

    5. Wygląd:

    6. Historia:

    7: Zawód [temat do dyskusji na PW]:

    8: Czego oczekujecie?:

     

    Piła [+16]

    1. Imię:

    2. Wiek:

    3. Charakter:

    4. Wygląd:

    5. Domniemane przewinienie względem świata:

    6. Historia:

    7: Czego oczekujecie?:

     

    Jeśli ktoś posiada jakiekolwiek wątpliwości to zapraszam na PW! Zwłaszcza teraz nawet przed zapisaniem się póki świeży jestem w tym interesie.

     

    //Więcej światów jak znajdę więcej czasu, by rozpisać i dobrze to przemyśleć. czyt. Skończy się rok szkolny... jeszcze 2 tygodnie do wystawienia ocen.

     

    Charakter: Najpierw postać ogólna, a później doprecyzowanie jeśli naprawdę musicie. Dwie osie... Moralność i nastawienie do świata. Ułatwi mi to spojrzenie na waszą postać.

    Praworządny Dobry - Krzyżowiec:

    Praworządnie dobra postać działa tak, jak można tego oczekiwać od dobrej osoby. Łączy w sobie poświęcone w walce ze złem i dyscyplinę niezbędną do wytrwałej walki. Mówi prawdę, dotrzymuje słowa, pomaga potrzebującym i sprzeciwia się niesprawiedliwości. Praworządna dobra postać nie znosi widoku zła, które nie zostało ukarane. Charakter praworządny dobry jest bardzo pozytywny, łączy w sobie honor i współczucie.

     

    Neutralny Dobry - Dobroczyńca:

    Neutralna dobra postać stara się zawsze czynić dobro i poświęca się pomaganiu innym. Współpracuje z królem i urzędnikami, ale nie czuje się z nimi związana. Na przykład kapłan, który pomaga innym w potrzebie, jest neutralny dobry. Neutralny dobry to dość wygodny charakter, ponieważ postać nie jest ani zwolennikami, ani przeciwnikiem hierarchii.

     

    Chaotyczny Dobry - Buntownik:

    Chaotyczna dobra postać działa tak, jak nakazuje jej to sumienie. Nie zwraca zbytniej uwagi na to, czego oczekują od niej inni. Podąża własną drogą, ale jest uprzejma i dobroczynna. Wierzy w dobro i sprawiedliwość, ale nie ma poszanowania dla praw i przepisów. Nie znosi, gdy ktoś próbuje mówić innym, co mają robić. Postępuje według swojego sumienia, które, choć jest dobre, nie musi zgadzać się z większością społeczeństwa. Na przykład łowca, który nęka poborców podatkowych barona, jest chaotyczny dobry. Chaotyczny dobry jest ulubionym charakterem wielu osób, ponieważ łączy dobre serce z pragnieniem wolności.

     

    Praworządny Neutralny - Sędzia:

    Praworządna Neutralna postać postępuje tak jak nakazuje prawo, tradycja albo kodeks honorowy. Porządek i hierarchia to dla takiej postacie najważniejsze sprawy. Może ona wierzyć w kodeks honorowy albo w ład i porządek, jaki niesie ze sobą silna władza. Na przykład mnich, który kieruje się dyscypliną i nie przejmuje się osobami w potrzebie ani nie ulega pokusom zła, jest praworządny neutralny. To wartościowy charakter, ponieważ oznacza, że postać jest godna zaufania, honorowa i daleka od fanatyzmu.

     

    Neutralny - Niezdecydowany:

    Neutralna postać czyni to, co uważa za właściwe. Nie czuje się związana z ideami dobra czy zła, prawa czy chaosu. Większość neutralnych postaci wykazuje się brakiem zdecydowania lub zainteresowania, rzadziej jest to prawdziwe dążenie do zachowania neutralności. Taka postać uważa że dobro jest lepsze od zła - przecież lepiej mieć dobrych sąsiadów i władców niż złych, ale nie czuje się zmuszona do walki o dobro ani w prawdziwej, ani abstrakcyjnej postaci. Na przykład czarodziej, który poświęcił się swojej sztuce i nudzą go moralne debaty, jest neutralny. Niektóre postacie poświęcają się jednak neutralności z pobudek filozoficznych. Postrzegają dobro, zło, porządek i chaos jako uprzedzenia i niebezpieczne skrajności. Dowodzą, że środkowa, neutralna droga jest najlepsza i najbardziej zrównoważona. Charakter Neutralny jest bardzo wygodny, gdyż pozwala działać neutralnie, bez uprzedzeń i współczucia.

     

    Chaotyczny Neutralny - Wolny duch:

    Chaotyczna Neutralna postać robi, co jej się podoba. To przede wszystkim indywidualista. Ponad wszystko ceni swoją wolność, ale nie będzie walczyć, by chronić wolności innych. Unika władzy, odrzuca uprzedzenia i rzuca wyzwanie tradycji. Chaotyczna Neutralna postać nie działa celowo na szkodę organizacji czy rządów, nie szerzy anarchii. Aby to robić, musiałaby być zmotywowana dobrem (i pragnieniem uwolnienia innych), albo złem (i pragnieniem, by cierpieli ci, którzy są od niej odmieni). Postać chaotyczna neutralna może być przewidywalna, ale jej działania nie są przypadkowe. Nie jest też tak, że równie chętnie skoczy z mostu, jak po nim przejdzie. Na przykład bard, który wędruje po świecie, żyjąc z własnego talentu, jest chaotyczny neutralny. Charakter chaotyczny neutralny jest przez niektórych uważany za najlepszy, ponieważ oznacza prawdziwe uwolnienie się od ograniczeń społeczeństwa i zapału dobroczyńców.

     

    Praworządny Zły - Tyran:

    Bierze to, co chce, w zgodzie z ograniczeniami swojego kodeksu i nie dba o tych, których krzywdzi. Jest wierny tradycji i przestrzega prawa, ale nie dba o wolność, godność ani cudze życie. Gra zgodnie z zasadami, ale bez litości i współczucia. Dobrze się czuje w hierarchii i chciałby rządzić, ale gotów jest także służyć. Potępia innych nie za ich czyny, ale za ich rasę, religię, ojczyznę albo status społeczny. Niechętnie łamie prawo lub obietnice. Ta niechęć wynika częściowo z jego natury, a częściowo z tego, że korzysta z ochrony prawa przed tymi, którzy są jego moralnymi przeciwnikami. Niektórzy praworządni złoczyńcy mają "honorowe" zwyczaje, na przykład nie zabijają nikogo z zimną krwią (niech lepiej podwładni się tym zajmą), albo nie krzywdzą dzieci (jeśli da się tego uniknąć). Takie osoby wyobrażają sobie, że dzięki temu stoją ponad złoczyńcami bez zasad. Baron, który walczy o władzę i wyzyskiwanie swoich podwładnych, jest praworządny zły. Niektóre praworządne złe postacie i istoty poświęcają się złu z zapałem równym temu, z jakim krzyżowiec poświęca się dobru. Zawsze są gotowe krzywdzić innych i szerzyć zło. Mogą też czynić zło, czując się związane ze złym bogiem albo władcą. Praworządny zły bywa nazywany "diabolicznym" charakterem, ponieważ czarty są wcieleniem tego charakteru. Praworządny zły to niebezpieczny charakter, ponieważ zło metodyczne, zamierzone i często skuteczne.

     

    Neutralny Zły - Złoczyńca:

    Neutralna zła postać robi, co chce, jeśli może jej to ujść na sucho. Żyje tylko dla siebie. Nie żal jej osób, które zabiła, nieważne, czy zginęły, one dla zysku czy zabawy. Taka postać nie kocha prawa i nie ma złudzeń, że przestrzeganie zwyczajów czy kodeksów honorowych uczyni ją lepszą. Jednak z drugiej strony, nie jest ona tak bezlitosna i żadna konfliktu jak chaotycznie zła postać. Przestępca, który rabuje i morduje, żeby zdobyć tom czego chce, jest neutralny zły. Niektóre Neutralne złe postacie czczą zło jako ideał. Zazwyczaj są to wyznawcy złych bogów albo członkowie tajnych stowarzyszeń. Neutralny zły jest niebezpiecznym charakterem, ponieważ przedstawia czyste zło, bez honoru i niezmiennie.

     

    Chaotyczny Zły - Niszczyciel:

    Chaotyczna zła postać kieruje się tylko swoją chciwością i żądzą zniszczenia. Jest porywcza i nieprzewidywalna. Jeśli kieruje się tylko własnymi żądzami, jest bezlitosna i brutalna. Jeśli poświęciła się szerzeniu zła i chaosu, jest jeszcze gorsza. Na szczęście działania takiej postaci są często przypadkowe, a wszelkie grupy, do których dołącza lub które zakłada, są kiepsko zorganizowane. Zazwyczaj chaotyczne złe osoby można zmusić do współpracy tylko siłą, a ich przywódca utrzymuje się przy życiu, dopóki nie zostanie obalony lub zamordowany. Obłąkany czarownik, który kieruje się żądzą zemsty lub pragnieniem niszczenia, jest chaotyczny zły. Chaotyczny zły bywa czasem nazywany "demonicznym" charakterem, ponieważ demony są ucieleśnieniem tego charakteru. Chaotyczny zły jest niebezpiecznym charakterem, ponieważ nie tylko reprezentuje niszczenie piękna i życia, ale także porządku, na którym opiera się dobro i życie.

     

    Lista oczekujących na swą kolej z czasem nieokreślonym:

    2.Ares [Eq]

    3.Dżuma [ML]

     

    Istnieje możliwość dopisania się do listy...

  4. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Kłamiesz... - westchnęłam przymykając oczy i zaczęłam gestykulować na własny sposób. - Czujesz samozadowolenie z obrotu sprawy... - stwierdziłam to patrząc na niego przez powieki. - Czy to nie oczywiste? Tylko dlaczego? To też bardzo proste się wydaje... Tylko kiedy? - rozmawiałam sama z sobą, zaczynając odtwarzać swój pobyt w tej krainie klatka po klatce. Wizerunek pokoju. Nic się w nim nie zmieniło. Wzrok miałam fotograficzny. Kiedy miałby nam to podrzucić? Nierealne. To gdzie tkwił jego plan? Musiałam się dowiedzieć. - Cóż ty kombinujesz... 

  5. [375] [Lust Tale [Forest]]

    - Niestety... Drogi White Drops... Nie widzisz tego na co powinieneś zwrócić uwagę, a szkoda i muszę zmartwić pańskie nadzieję. Jestem czystej krwi equestrianką trzymająca się zasad co dała nam je Matka Harmonia... - Uśmiechnęłam się lekko, po czym kontynuowałam.

    - Oskarżasz kogoś kogo wiesz że jest niewinny... Gdybyś był Pan pewny swojego osądu nie proponowałbyś mi ugody chcąc za wszelką cenę odzyskać pierścień, skoro jest tak dla ciebie ważny, a ja wierze w sprawiedliwe słońce naszej kochanej Księżniczki Celestii i jemu oddam swój los. Noc spędziłam z ukochanym poza granicą snu... O co się mam martwić jeśli wiem że jestem niewinna? - powiedziałam spokojnie i dość płynnie. Nie wahałam się ani na moment.

  6. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Drogi Panie... a ja nadal nie wiem, o co mnie Pan oskarża... Zresztą bezpodstawnie, psując mi te parę dni wolnego... - westchnęłam pewnie... - Jak już Pan próbuje grać na moich emocjach, próbując wzbudzić coś co nie istnieje w biednej klaczce... Wypadałoby się chociażby przedstawić, by wiedzieć z kim się rozmawia, jako oznaka jako tako udawanego dobrego wychowania... Pan jednak nie wykazał się żadną z tych cech... Ja nikogo nie obrażam... - rzuciłam lekko. - Ładnie to tak? Jestem Forest Song - przedstawiłam się.

  7. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Kradzież? - spytałam delikatnie samą siebie. Moje oczy najpierw przykrył drobny lęk, a później weszło w nie zaparcie swojego charakteru. - Kiedy, gdzie. kogo? - rzuciłam dalszymi pytaniami ale te już nie były retoryczne, lecz już dokładnie wymierzone w źródło problemu. Nikt nie miał prawa mnie oskarżać, gdy naprawdę nic nie zrobiłam... Co zrobiła policzmy... Biblioteka... Noc z Goldingiem. Tamta klacz... Wykład. Więc kiedy miała odbyć się ta kradzież? Dowiem się na miejscu...

  8. Czas zatrzymał się dla Moniki, gdy pewna część jej pamięci przestawała istnieć... Rzeczy traciły znaczenie, bo jak mogło istnieć opowiadanie fantasy bez głównego antagonisty w nim zawartego? Z nieba zaczęły spadać chaotycznie całe zeszyty, ponadpalane kartki, złamane ołówki, a wszystko to zmieniało się w proch, z którego kształtowały się w dziesiątki postaci wokół dziewczyny... Jej spisane wytwory wyobraźni... Rycerze, magowie, smoki, anioły, demony, stwory i wszelakie zwierzęta mniej lub bardziej fantastyczne...

     

    Widać po całym towarzystwie że miała wielkie zamiłowanie do kotów jako istot magicznych obdarzonych niezwykłymi zdolnościami... Ona jednak zawiesiła się przetwarzając to wszystko, nie chcąc się pogodzić z tym wszystkim, co się właśnie wydarzyło. Jej głowa ruszała się na boki w spazmach. Czegoś brakowało jej, a ona nie chciała się z tym pogodzić, szukając to i wprowadzając setki zmian przy okazji... Znajdowała drogę u korzeni... Musiała istnieć równowaga, która musiała wypełnić nie możliwą do zapełnienia lukę... Bez chociażby jednego puzzla, układanka nigdy nie mogła zostać ukończona...

     

    Z opadających popiołów ukształtowała się jedna wyjątkowa postać, co zstąpiła na pole walki przed zdyszanego maga... Wilczyca z rogami antylopy i pokaźnymi skrzydłami orła będąca korzeniami dla dalszych generacji zniszczonego chwile wcześniej tworu... Z tamtą miała tylko jedną rzecz wspólną... Czerwone ślepia w postaci ogników z gasnącą pewnością siebie że nie stanie się kolejnym celem ataku. Jej cele i moralność znacznie się różniły. Tak jak reszta uległa zmianie... Cała spisana historia, bo niespisana prawda mogła się zawsze zmienić. To się właśnie działo. Kolejne zeszyty zaczynały się składać odzyskując utracony wcześniej sens wypalony zaklęciem...

     

    - Zegarmistrzu... - odezwała się delikatnie i niepewnie, a głos jej był jak szeleszczenie stron na wietrze... - Potężne zaklęcie, tylko coś ty zrobił biednej Monice przy okazji, co dawała wole tym, co jej nie mieli na własnym polu... Złością i zemstą nigdy nie kończy się dobrze historii, coś powinieneś o tym wiedzieć... Przeżyć katharsis... Wielka moc jeszcze większa odpowiedzialność. Wymazując jej kajdany uwolniłeś ją z pod własnej woli, bo ta miała historia kierowała się ku upadkowi... Teraz rzeczy pewne straciły swe oparcie... Zakończenie zmieniło swe miejsce... - mówiąc to, a jej ciało było przepisywane i rozpadało się zmieniając w jeden z wielu rysunków, by znaleźć swe miejsce w stercie makulatury, co zaczęła krążyć wokół dziewczyny wraz z setkami ostrych ołówków w pierścieniu. - Nie wiń jej... Ona i tak nie miała na to wpływu... Została pochłonięta przez samą siebie w woli twórczej, co sama zyskała jakąś świadomość, którą widziałeś i zdążyłeś osądzić... - Tak brzmiały ostanie słyszalne słowa. Reszta była tylko niezrozumiałym szelestem.

     

    Ciało Moniki otoczyła bezbarwna moc psychiczna wyczuwalna w powietrzu, powodując stosowne zmiany w jej osobie i historii. Skrzydła rozwiały się na tysiące fragmentów, by rozpaść na tysiące zanikających piór, a dwie zupełnie różne rękawice zmieniały się na całkowicie białe wykonane z cienkiej skóry, tak jak jej ubranie wracało do stanu oryginalnego ~ nienaruszonego turniejem... Prawy jej nadgarstek oplatał długi łańcuszek z kryształowym wahadełkiem... Opadła powoli na podłogę, gdy jej umysł wracał do równowagi. Oczy otworzyły się, gdy wróciła jej świadomość...

     

    - Ktoś, coś mi zabrał... - mruknęła niewyraźnie skupiając się ale nic jej nie dawało... Spojrzała na otoczenie... Lustra ją otaczały powielając jej odbicie. Odbijały się w nich jej przekrwione oczy. Do czego miały służyć nie wiedziała, więc plan stracił swą moc po przez stratę sensu w jej głowie, co musiał zostać odzyskany kiedy indziej... - Wiem że jest to walka... Turniej... Finał... - myślała na głos. - Mój przeciwnik... - Próbowała przypomnieć sobie jego imię. - Zegarmistrz! - Ucieszyła się znajdując stosowną odpowiedz na własne pytanie, a jej wzrok spoczął na zdyszanym oponencie. - Cały jesteś? - To wyszło z jej ust, może było dość szorstkie ale miało w sobie jakąś troskę.

     

    Z książek zaczęły wyciekać litery na fioletowych pasmach skupiające się wokół jej ramion stanowiąc uosobienie całej jej mocy... Nie mogła być pewna co do tego co miało się wydarzyć, więc musiała być gotowa na wszystko. Miała tylko urywki przed oczami tego co się wydarzyło. Niepokoiło ją to. Całe reszta informacji została przed nią szczelnie zamknięta za potężną ścianą. Ostatnią rzeczą jaka skupiła się tam były jej własne łzy ~ płynne emocje.

     

    ***

     

    Lüge została wymazana zewsząd, w każdym czasie i miejscu... To stwierdzenie jednak odbiegało od prawdy ale tylko odrobinę... Został sam Zegarmistrz i jego pamięć, gdyż widział wszystko. Każdy moment gdy powstała i znikała... Jego Ja zmieszane z demonem podczas jego niszczycielskiego szału, po którym był pewny że skończył z tym raz na zawsze... Człowiek bywał jednak od zawsze omylny, a z jednego ziarnka wyrasta zboża łan. Z samej jego pamięci i chwilowej nienawiści w okolicach szukającej rozwiązania zagubionej Moniki wystarczyło żeby koszmar oboje mógł powrócić na nowo w jednej iskrze twórczej...

     

    Wyrzuty moralne tylko przyśpieszyły proces kiełkowania, gdy zaczęła wyrastać na tych wspomnieniach zakorzeniając się coraz głębiej, znajdując moc w starych, zastygłych już emocjach, pobudzając je powtórnie w postaci fali przymusowych wspomnień, które rzuciła w wir jego świadomości, by czerpać z nich nowe pokłady mocy zmuszając go do oglądania ich powtórnie bez żadnych limitów ~ zarzucając informacjami. Smutki, żale, radości, zwycięstwa, których było bez liku skoro tyle widział i przeżył, przykrywając tym świadomość cieniem, gdy wszystko po kolei znikało ostatecznie znajdując ostatecznie ulgę, pożerane w nienasyconym żołądku wilczycy...

     

    Istotnie można było porównać ją do zarazy, gdy chciała zacząć pochłaniać najpierw większą część pamięci, następnie moc, później ciało, by móc odrodzić się ponownie już całkowicie niezależna... Skoro i tak już nie mogła więcej zrobić to czy coś jeszcze miała do stracenia? Nie miała i tu tkwiła jej siła a także przekleństwo. Stała się zbiorem pustych myśli ruszonych wolą... Samoświadomością co nie chciała go już nawet zabijać tak jak on chciał uczynić z nią... Nie. To w jej myśli było za łagodne działanie. Chciała go ostatecznie wykorzystać i porzucić, by w ostateczności cierpiał dalej z myślą że nie mógł nikogo uratować jak ruszy dokończyć dzieła, a w zasadach turnieju nigdzie nie została ujęta wzmianka o przyzwanych tworach, istotach itp... Wszystkie zasady odnosiły się do magów i na nich się skupiały, by przeżyli... Jej działania więc w świetle tych zasad były zupełnie legalne, które wykonała na mieszkańcach tamtego wymiaru z nim połączonego... Bezpośrednio go nie dotyczyły.

     

    - Ja ci dam twój kaganiec... Twoja głowa pęknie na pół, zanim ja dostanę kaganiec... Ty... - grzmiała w jego głowie - mnie chciałeś się pozbyć... Mnie! Gdy mogłam grać w swe gierki jeszcze długo bez przeszkód. To ty zapłacisz zamiast przecierpieć stratę! - ryczała poniżona wilczyca, a pod nim pojawił się przeogromny krwisty krąg w którym zaczęły zbierać się kłębiące cienie, iskrzące czarnymi błyskawicami, a te formowały się w kolejne sześć cienistych wilków podobnych do niej samej. Tylko po to by pochwycić ofiarę przebijając jej zbroję, rzucając się do samego gardła... Dostać się do krwi i ciała, które czuje ból oddziałujący na psychikę...

     

    Jednak ani krąg i jego twory miały nie istnieć w rzeczywistości. Wszystko to miało stanowić grę psychiczną i iluzją stanu faktycznego odczuwanego mentalnie, by się nie bronił przed realnym zagrożeniem podczas wymierzania kolejnego samosądu na arenie, odbywającego się z kolei tylko w jego głowie, a nie w czasie i przestrzeni. Skupił się na czymś innym, dając potrzebny czas na wykonanie stosownego wyroku w jej osądzie. Nie sadźcie byście nie byli nie sądzeni... Te słowa zyskiwały w tym wydaniu ogromną moc, gdy to ona go niszczyła chcąc sprowadzić do stanu krytycznego...

  9. Mało znane na razie było to, że Lüge nie wystawiała nosa ze swojego legowiska ukrytego w głębokim cieniu, o ile naprawdę nie musiała. zmuszona okolicznościami, jak zdarzyło się ostatnio że musiała interweniować lub po prostu nie chciała, nie kuszona niczym szczególnym, godnym zwrócenia właśnie jej uwagi od tego co zwyczajne i zupełnie szare jak ona sama na tle całych, przemijających wieków... Teraz jednak było zupełnie inaczej i nie chodziło tu bynajmniej o sam pojedynek, który był u niej na drugim planie, co o pokazanie nieumyślnie namiarów no nowy świat istot rozumnych o niespotykanej mocy przez samego Zegarmistrza...
     
    Zgodnie z jego słowami: mieli własną wole i chcieli mu służyć pomocą w jego zadaniu i chęciach wielkiego zwycięstwa w tym turnieju. Musieli być w takim razie mniej lub bardziej świadom że moc przyciąga moc, po tym gdy się ktoś ujawni z jej nadwyżką... Zawsze się znalazł ktoś zazdrosny właśnie o nią, a gdy dwie takie się zderzały to wychodziła z tego tylko jedna zazwyczaj w całości... Miała być to właśnie po raz kolejny wilczyca.
     
    Można uznać za prawdę to że uwielbiała osuszać inne wymiary ze wszystkich ich dobrodziejstw... Mordując mieszkańców, karząc im patrzeć na śmierć bliskich, znajdując upojenie w wszelkich strachach, lękach i próbach zaprzeczania bolesnej rzeczywistości... Na końcu pochłaniała wszystko, wymazując uprzednio imię, rozbijając i zmieniając całość na własną modłę po przez wypaczenie neutralnego już materiału przez brak nazwy na własną... Wzmacniała się tym samym nim po przez kształtowanie cienistego ciała że na końcu zostawała ona sama na polu walki... Nie miała się czego bać... Nie mógł pokonać jej ktoś tylko niesamowicie silny, by nie powróciła tam znowu mądrzejsza o doświadczenie, a przekonała się o tym nie raz, robiąc to już więcej niż setki razy od czasu swojego powtórnego narodzenia po niespodziewanym upadku i zapomnieniu wyłącznie z własnej winy...
     
    To czego się naprawdę obawiała, tam nie istniało i posiadał to ktoś zupełnie inny, a on nie mógł jej zaatakować od tak... Nie tam, zresztą wcale o tym nie wiedząc że nawet tam będzie zajęty czymś innym... Doskonale o tym wiedziała... Zresztą sama to zagwarantowała reasumując w większej skali, by podobny los jej nie spotkał...
     
    Umiejętności tych istot wprost musiały znaleźć się w jej jadłospisie, by jak najszybciej zostały dodane do jej samodoskonalenia, bo jakby mogłoby się stać inaczej ze względu na zachłanność swojej natury i przeogromnego, wciąż rosnącego apetytu, którego nie mogła ugasić nie ważne ile by powzięła we władanie... Ciągle uważała że to za mało. Jej imię nadal znaczyło niewiele w większości światów... Rzadko kto drżał na jego dźwięk, a co już mówić o jej najskrytszym marzeniu... Strachu na samą myśl wymówienia tych czterech liter...
     
    Otworzyła przejście z łatwością mając dwa pomiary z zaklęcia i ruszyła swą cząstkę na nową ucztę wypełniając tamten świat istot podobnych do Zara mrokiem i zniszczeniem osuszając go ze wszystkiego co dobre. Złego i niepotrzebnego nikt nigdy nie ruszał... Nie chciała zostawić tam kompletnie nic, co by wskazywało na ich obecność tam kiedykolwiek. Taka była jej rola w przyrodzie dążąca do zachowania równowagi.
     
    Ktoś trudził się ich stworzeniem mając jedną boską myśl... Kto inny musiał to stłuc, by zrobić miejsce na coś zupełnie nowego mimo że miejsca wcale nie brakowało... Taki właśnie panował wszechobecny cykl czy to w naturze... magii i większości samodzielnych rzeczywistości... Narodzin i śmierci... Tworzenia i niszczenia... Długo można byłoby takie kontrastujące zagadnienia wymieniać. Tylko po co? Jak przychodziło to drugie, to nigdy nie pytało o zgodę. Po prostu nastawała ciemność w każdym momencie, gdy działo się za dobrze.. Było za idealnie..
     
    ***
     
    Jak już zostało powiedziane: niezwykłe posiadała spojrzenie Monika pełne mistycznej potęgi sfer, pozwalające patrzeć i widzieć nie konieczne to co chciało być zobaczone, ale i tak przed nią stawiano kolejne wyzwania... Lodowe pociski to było odrobione za mało... Sama używała tego żywiołu w pierwszej prawdziwie odbytej walce z tamtym jednorożcem o bardzo ognistej naturze... Po tym o nim zapomniała, gdyż miała coś lepszego w swoim ekwipunku... To wydało się takie proste i nie wypadało zaprzeczać, gdy wyrzuciła na ułamek sekundy cały plan z zakresu swojego widzenia, postrzegając świat przez jego materie będącą jej własnością w każdej postaci, jak gdyby nie istniała.
     
    Zobaczyć jednak, nigdy nie znaczyło zrozumieć naturę rzeczy tego co się właśnie stało... Mogła mieć wątpliwości ale za bardzo wierzyła we własną potęgę, by wzbudziło to w niej jakiś większy efekt. Siebie samą uchroniła sprężając powietrze powodując fale uderzeniową wyciszającą wybuchy... Podstawa fizyki... Fale mogły się wyciszyć lub też wzmocnić zależnie od ich częstotliwości...
     
    Czas i chwile były bardzo cenne... Gdyby ktoś sprzedawał je na kilogramy... Znaleźliby się tacy co sprzedaliby je, by móc żyć jedną chwilą pełną mocy i umrzeć zupełnie szczęśliwi znając dzień, kiedy rozpadną się w proch na oczach wszystkich przykładowo na klifie jakiegoś oceanu, żeby nadać temu większego wyrazu... Również ta wielkość fizyczna określana była jako duże "T". Miała wpływ na całą materię... Wzór na prędkość poruszającego się ciała brzmiał: droga podzielona przez czas. Einstein stwierdził że sekundy nie dla każdego płyną tak samo, co naukowcy udowodnili lata później...
     
    Monika jednak wcale nie musiała o tym wiedzieć, gdy nad polem pojawił się krąg czasowy wykonany z tych samych złotych piasków co zawsze wydłużający trwanie sekundy wielokrotnie względem jej upływu aż do zamrożenie tamtejszej przestrzeni, gdyż prędkości stawały się widoczne na poziomie atomowym niemal zatrzymując tym ruch miasta i jego mieszkańców, które i tak stanowiło coś co było chwile temu jej...
     
    Mogła pomyśleć ale jeszcze nie za długo gdyby nie atakujące ją koszmarki z wielkiej dłoni co była za blisko i jej krąg nie zdołał ich uchwycić, a jedynie tylko przez moment spowolnić anomalią temporalną... Tam nie miała tej swojej chwili... Ktoś kiedyś jej powiedział... Wyobraźnia to twoja największa potęga... Marzenia to ostrza, pozwalające sobie utorować drogę w życiu dalej i właśnie ostrzami stały się ukształtowane wolą pióra mające pozwolić jej to wygrać, co oderwały się od skóry zmieniając anielskie skrzydła w błonę lotną jakiegoś demona... Niewiele trzeba było zrobić dalej, gdy zaczęły dzielić się chaotycznie w niezliczone ilości powoli zanikając...
     
    Pióra zawirowały ze świstem niesione lekkim wiatrem poruszającym również włosami Moniki tworząc szczelną tarcze wokół niej... Strach... Czy jak mogła na nie patrzeć, to znaczyło że są straszne? Nie ruszyła jej ta gierka nie dotykająca duszy, nie przenikająca chłodem kości i unieruchamiająca spiętych mięśni gotujących się do ucieczki w drgawkach niemocy... Mogła zrobić wszytko będąc całkiem świadoma swoich zdolności... Nieświadoma miałaby naprawdę problem jak z tamtym tornadem... Niepewności... Wyzbyła się ich w labiryncie.
     
    Wichura fioletowych ostrzy ruszyła siatkując to co wrogie i chroniąc wnętrze... Na jej lewej ręce rozbłysły krwiste runy, gdy zaczęła pobierać jeszcze większą moc ze źródła zniszczenia... Wszystko co wyszło przez jej ręki miało jej podpis o przeciwnym znaczeniu nieważne czy była to czysta postać, czy naruszenie praw własnościowych... Wystrzeliła krótki czarny pocisk do źródła problemu u podstaw, by poddać całość anihilacji materii po przez wzajemnie unicestwienie cząstek twórczych. Jednak ich siła została ograniczona tylko do rozbicia tej przeogromnej dłoni w małym błysku po którym została tylko idealnie okrągła dziura w podłożu. 
     
    Dwa znaki na prawej dłoni zaczęły ją coraz bardziej piec informując że musi kończyć ze wstrzymywaniem chwili na tak wielkim obszarze... Krąg pękając sam z siebie i puścił czas, rozpryskując się po tym jak rozświetlające niebo fajerwerki w nowy rok. Chwila uderzyła we wszystkich sprawiając że na lodowym mieście pojawiły się pęknięcia nie przypominające niczego dla postronnego obserwatora... Jednak Monika widziała coś w tym wielkiego... Pradawnego smoka, który spał pod miastem, by obudzić się w jednej chwili...
     
    Mury miasta puściły, gdy bestia zbudowana z lodu wyszła z jego wnętrza na powierzchnie poruszana tylko pojedynczą myślą dając tej istocie krótkie życie... To wystarczyłoby zniszczyć całość i zmiażdżyć jego mieszkańców pod warstwami lawiny, która wystrzeliła z jego paszczy dogrzebując wszystkich... To byłoby na tyle z tego zaklęcia, gdy swoją wodę zmusiła do parowania, tworząc potężne chmury ograniczające widzenie...
     
    Co do samej zegarmistrzowskiej kopii... Schowała ona do swej kieszeni jej portal, a ten był przesycony jej mocą twórczą... Niewiele trzeba było zrobić, by z jednego powstało drugie... Portal zmienił się w bezwładną niewielką kule białej mocy, by z tego wykiełkowało coś jak nasionko, co z kolei zakorzeniło się w kopii ekstraktując jej moc i spalając ją w postaci rozrastających się energetycznych pnączy bluszczu, krępujących okowami o proporcjonalnej sile do celu... Więziło to przepływ magii i nie liczyło się z faktem czy ktoś jest cielesny czy jednak nie...
     
    - Pora na porządny restart... - wysyczała przez zęby lekko zdenerwowana, pozwalając się skupić kryształkom na jej lewym przedramieniu formując niewielką kulkę w dłoni... Przestrzeń została już dość naruszona, by mogła wykonać ten ruch i znaleźć się tam gdzie powinna od samego początku. Tylko na to czekała...
     
    - Pragnę powitać cię w krainie luster... - Otworzyła szeroko ramiona mówiąc to. - Gdzie odbicie pragnie cię jedynie zabić, a twoja moc jest równa lustrzakowi nieważne ile się jej ma... Magia zupełnie traci na znaczeniu, gdy nie wie jak się przeżyć... Potęgi przestają nimi być we własnym obliczu. Powodzenia w starciu z wypranym samym sobą. Wielu próbowało przejąć nad nimi kontrolę czy próbować się ich pozbyć, pieczętować... Bezskutecznie... Zawsze wracają do stanu właściciela unicestwiając poprzednika... Niekończąca się pętla... a by to mieć... A nie powiem, by było zabawniej... Sam zobaczysz... Dlaczego...
     
    Wzięła głębszy oddech, gdy pociągnęła mikropęknięcia powodując załamanie się planu materialnego i wypełnienie go chwilowym srebrnym światłem po przez naświetlenie go spalającą się kulą z ręki będącą mostem między jednym a drugim, gdy łączyła dwie rzeczywistości w jedną w ograniczonej skali otaczającymi barierami... Jedna warstwa była zastępowana przez inną... Wszystko co było dookoła się zmieniło... Każda powierzchnia stała się lustrem do głębi wypełniona twardym szkłem... Magiczne obiekty straciły swoje stare właściwości zastąpione zupełnie innymi wynikających tylko z surowych właściwości fizycznych planu i jego zasad... Dopiero wtedy spojrzała z wyższością na kopie, która nie miała odbicia, czyli musiała być dobrą sztucznością czego nie poczuła... Wtedy zorientowała się że wystrychnięto ją na dudka, co już przerabiała niekoniecznie tutaj...
     
    W jej rękach zebrała się nerwowo moc obu źródeł... Czekała gotowa na obronę i atak. Jej spojrzenie latało w poszukiwaniu jakiejś postaci... Bo jeśli był wstanie zrobić coś takiego... To do czego jeszcze mógł się posunąć, gdy przypisała arenie własne zasady? Nie wiedziała i to zbiło ją z tropu że ufała odrobinę za bardzo sobie... Energia zaczęła opasać całe jej ramiona, a pióra które zgubiła odrosły błyskawicznie. Zaczynała mieć coraz mniej miejsca na błędy...
  10. Smok powiedział zaczekać, więc musiałam zaczekać... Nic złego nie zrobiłam przecież, więc co mnie niedobrego mogło czekać? Zasad nie złamałam, nikogo nie obraziłam, a już zwłaszcza o smokach złego słowa nie powiedziałam. Pytanie brzmiało więc po co to wszystko, by mnie zatrzymać. najlepszym wyjściem było zaczekać. Nic na sumieniu nie miałam... Siedziałam na poduszce czekając aż łaskawie powiedzą mi o co im chodzi.. by móc rozwiązać ten problem. Nigdzie mi się nie śpieszyło....

  11. Zegarmistrz podpisując się własną mocą i powtarzając swoje stare ruch, po prostu je odświeżając, udowodnił swoją chciwość i głupotę nie sprawdzając w czym dokładnie leżała moc jego przeciwniczki, a może wcale nie musiał... Lüge dokładnie to przewidziała, mówiąc jej jak ma postąpić, by osiągnąć dany efekt jadąc na jego ambicji i tym że wszyscy faceci widzą świat strasznie płasko, a ona jest niezwykła bo widziała dosłownie wszystko... Każdy ruch powoduje skutek. A jego działania doprowadziły do zaburzeń miedzy światami przez co Monika opierając się o futrynę drzwi cytadeli o mały włos nie wpakowała się na plan ognia, po tym jak przypadkiem łokciem przebiła rzeczywistość.
     
    Dopiero to pobudziło ja ze coś się dzieje. Niedługo później zapiekły ją ramiona, gdy działanie kręgu pierwotnej magii doszło i do niej. Odcięła się od magicznego splotu pozbywając się z siebie materiału, którego tak łaknął jej przeciwnik. Straciła moc prawdziwego widzenia... Wcale po dłuższym rozważaniu nie było jej to tak potrzebne, gdy moce którymi władała miała porozrzucane wszędzie i nie tylko tutaj... Nadal posiadała marzenia i wole ich spełniania, czego żaden czar nie był wstanie jej zabrać. Lüge nazwała to psioniką ~ siostrą magii opartej o ciało i umysł, stąd właśnie czerpiąca swą siłę... Ona wolała określenie wizualizacji... Nie mogła wzlecieć w powietrze, jak zwykle, zmieniając przepływ magii wokół siebie. Nie musiała długo myśleć. Wystarczyło to że zamknęła oczy, żeby zacząć robić rzeczy niezwykle z pomocą własnej intuicji. 
     
    Na jej plecach coś się ruszyło, a bluza w tamtym miejscu rozdarła się robiąc miejsce na nowe nabytki. Pojawiła się właśnie tam para skrzydeł jak u anioła, co zostały wykonane z chęci ~ marzenia popartego siła woli, co składała wszystko z fioletowego prześwitującego materiału będącego realna manifestacja że wszystko jest możliwe. Otwarła je ze świstem, by wzlecieć w powietrze oceniając co jej przeciwnik dokładnie zrobił. Nie przeszkadzały jej braki i nadwyżki, które wykonał tylko po to by osiągnąć swój stan. Nie ruszało ją to jako że nie musiała uciekać się do tak bezsensownego brania ile tylko wlezie, gdy można było postąpić o wiele prościej... Zmieniając zasady.
     
    Zawisła nad kręgiem pierwotnej magii i samym Zegarmistrzem. Jej oczy się śmiały ze szczęścia, gdy palce dotykały planów jak harfy o wiele łatwiej niż zwykle, co musiało być zasługą tych na dole że gromadzili magie zacierając granice miedzy innymi rzeczami, których istnienia nie musieli mieć pojęcia. Czuła pod opuszkami ciepło ognia, chłód wody, łaskotanie wiatru, szorstkość ziemi. Po nich przyszedł czas na ich parażywioły aż wreszcie dotarła do eteru i tam poczuła własną skrytkę z nienaruszona zawartością... Jeśli byłoby to możliwe jej uśmiech by się podwoił. Znaczyło to mniej więcej tyle że przeciwnik operował tylko na planie materialnym swoją mocą... Nie licząc tych cudaków, których wezwał...
     
    Złożyła ręce w trąbkę, by jej głos słychać było o wiele dalej i tak zaczęła krzyczeć z góry siedząc na sprasowanym chwile wcześniej powietrzu, jak na jakimś murku.
     
    - Dzięki staruszku że już zupełnie oślepłeś i nic o mnie nie wiesz! Nie martw się. Da się to naprawić!
     
    Dopiero wtedy zaczęła składać symfonie planów z pomocą gestów dłoni, regulując ich przepływ, zderzając je, wprawiając w drgania z sama rzeczywistością, co pokazywało się jako niegroźne fluktuacje całego otoczenia. Nie był nadbogiem, by zabronić jej robienia tego po prostu odcinając od jej strun, co miała scalone z jej ja... Ona zyskała nad nimi zwierzchność, co była wyrażona przez jej rękawice i to co niosła w duszy - chaotyczną neutralność, czego on nie śnił posiadać. 
     
    Zaczęła od regulacji przepływu kolejnych warstw planu materialnego, wzmacniając je swoją cząstka twórczą... Gwarantowała sobie wtem sposób kontrole nad tym co robiła, gdyż wszystko co się uwidaczniało wcześniej, zupełnie ucichło ale był to tylko zaczątek burzy, która dopiero miała spaść na całą arenę.
     
    Następnym jej ruchem była pieczęć utrwalona w astralu i założenie w ten sposób sanktuarium pod jej jurysdykcją na całe pole, by nikt więcej przywołany się jej nie wtrącał natrafiając na bardzo gruby mur. To był jej sposób na ograniczenie przywołań i wyrzucenie z pamięci boskich interwencji jej przeciwnika. Na niebie błysnęła tylko na moment wielka gwiazda chaosu, co zniknęła przesunięta w fazie... Zmieniała właściwości akurat tego kawałka planu materialnego. Nadpisując jego zasady...
     
    Wtem przeszedł moment na wielką solówkę, w której chciała tylko pokazać cześć tego co może, chcąc go wybadać jak należy przed tym co pragnęła dopiero zrobić. Czego przestraszyła się na samym początku... Nie wiedząc dokładnie gdzie się znalazła. Teraz wiedziała i to dawało jej moc, że nie ważne jak silny jest przeciwnik. Równowaga musiała istnieć. Parę szybkich gestów ciągnących struny do oporu aż światem wstrząsnął lekki wstrząs, gdy otworzyły się dwie ogromne wyrwy w rzeczywistości aż nieplanowanie wypłynęło parę kolorowych chmur wszędobylskiego eteru.
     
    Pierwsza wyrwa poruszyła gwałtem ziemię, gdyż ogromny fragment skały w kształcie ściętego stożka o wysokości bagatela tylko dwóch metrów, gdzie na mniejszej podstawie znajdował się krąg pierwotnej magii, co zaczął się zapadać z całą resztą na miejsce wiecznego spadania ~ plan powietrza, zaciągany tamtejszymi prądami powietrznymi z powodu panującego tam niskiego ciśnienia... Trzymała ten korek w całości z pomocą planu ziemi operując nim z tamtego miejsca by się nie rozpadł. Popularną rzeczą było przerzucanie całych rezydencji właśnie tam ale zwykle potrzeba było paru doświadczonych magów, by tego dokonać...
     
    Następne ruchy były o wiele powolniejsze, gdy prowadziła po przez plany wąż strażacki o odpowiedniej przepustowości proporcjonalnej jej zdaniem do ambicji samego Zegarmistrza. Pół metra nad jego głową została otworzona kolejna wyrwa z kolei na plan wody ~ wiecznych odmętów i prądów, co ich siła była wstanie zgnieść łódź podwodną bez większego problemu. Średnica za to tego otworu była równa większej podstawie ściętego stożka. 
     
    Tak utworzyła młot, a raczej coś na kształt nieruchomego silnika odrzutowego na wodę i kowadło, które miało sunąć nieubłaganie w dół ze wszystkim którzy na nim stali,  mające być popchnięte dodatkową siłą pchającą oprócz grawitacji... Chciała zmusić przeciwnika do obrony, ucieczki z tonącego okrętu... W tym czasie kryształki na jej lewej ręce zaczęły już błyszczeć powodując masę niewidocznych mikropęknięć na całej lokacji. Była świadoma tego że raczej nic to nie da... Ale gdzie indziej znalazłby tyle zabawy jak nie na próbie skąpania Zegarmistrza zwykłą wodą w formie "Ice Bucket Challenge"? W swojej głowie miała nadzieję na obejście tym zasad działania jego pradawnej magii w sposób sobie unikalny, bo jak oczyścić, wciągnąć zwykłe H2O? Można je zatrzymać, ale ona cały czas napływała, a Monika trzymała tylko wyrwę nie pozwalając jej się zamknąć póki co.
     
    Nie chciała z nim walczyć wprost tylko bawić się. Tu popchnąć, tam podstawić nogę... Przez to wszystko zapomniała o jednym ważnym szczególe, który wypadł jej z głowy nie tak dawno temu po przez strach, gdzie nie miała prawa się bać... Świat przecież należał do niej.
  12. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    Jej wyraz pyska mnie nie ruszył... Nie mógł ruszyć. Dalej zgrywałam błogą nieświadomość będąc ciekawą... Nie przejęłam się to że odpowiedziała lakoniczne na pytanie podając czyste ogólniki, a nie fakty z czego wyszło więcej pytań niż odpowiedzi. Nie widziałam sensu dalej pytać... Magia od zawsze kryła w sobie wiele tajemnic... A korzystanie z mojej energii życiowej do czarowania nie było rodzajem magii, który można by było zgłębić? Tylko który changeling wyrazi na to zgodę? Żaden... Odpuściłam ten temat, a z jej ostatniego zdania chciało mi się śmiać... Powiedziałam tylko proste dziękuję i umilkłam czekając na koniec wykładu.

  13. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    Mam nadzieję że tego pytania nie będę żałować... Jest dość dociekliwe, ale jednak ogólne i nie wchodzące w temat bardziej niż bym zakładała... Pokrywało się z pytaniem Goldinga ale mam nadzieję że to nie wzbudzi jakiś szczególnych podejrzeń. Wzięłam oddech i zaczęłam...

    - "Królowa matka do dziś wierzy, że dzięki temu zapobiegliśmy katastrofie." - zacytowałam jej słowa dość odważnie.. - Jeśli możesz... Przybliżałbyś wizję właśnie tej katastrofy? Na czym miała polegać... Oczywiście jeśli możesz... - powiedziałam kończąc mniej pewnie, jakbym chciała sięgnąć po zakazany owoc, pociągnięta naturalną ciekawością...

  14. Niepotrzebny wstęp:

    Monika próbowała otworzyć oczy, ale wydawały się sklejone bardzo gęstym klejem, co za nic nie chciał ustąpić... Czuła że są suche pod powiekami jak pieprz i tak też piekły, mimo że nic nie zrobiła... Nie powinny takie być... Nigdy takie wcześniej nie były odkąd pamiętała...
     
    Gdy się przysłuchała otoczeniu do jej uszu dochodziło jednostajne buczenie... Czegoś... Zasilacza i pomp. Gdzie była? Nie mogła sobie odpowiedzieć na to pytanie. Chciała poruszyć ręką, ale cała kończyna zdawała się wykonana z marmuru. Aż tak była ciężka i na dodatek unieruchomiona, zresztą jak wszystkie trzy pozostałe, ku jej rozpaczy... W dodatku wszystko ją dziwnie swędziało, a nie mogła się nawet podrapać... Ogólnie ledwo je czuła... Przed wzięciem głębszego oddechu również coś ją powstrzymywało...
     
    Oblizała usta, jako że jedyne miała je zupełnie wolne, zgarniając z nich jakąś maść. Poznała go od razu. Typowy smak kremu "Nivea"... Język za to wydawał się strasznie przesuszony mimo wszystko... Próba poruszania głową też nie wyszła jej na dobre. Poczuła tępy ból rozchodzący się po całym ciele wzdłuż kręgosłupa złagodzony jakimiś otępiaczami, bo dochodził do niej bardzo stopniowo, to jednak nadal był silny. Zacisnęła zęby. Priorytetem dla niej się stało dowiedzenie tego gdzie jest... Chciała to wiedzieć i to bardzo. Próba jednak złożenia zdania skończyła się tylko bełkotem, a przed oczami pojawił się pamiętny czerwony błysk.
     
    - Po co ci było skakać? - Usłyszała ten sam pewny głos w głowie, co na wodociągu. Zesztywniała cała na co ta druga zachichotała ostentacyjnie. - Małaś, coś ty sobie zrobiła... Głupia Monika. - Tu brzmiało wyjątkowe współczucie. - Jeśli chcesz żyć, nie możesz się bać swojego dobroczyńcy... Tylko dzięki mnie jeszcze żyjesz, a lekarze zdołali cię jako tako poskładać, ograniczając niestety twoje ruchy... Nie uciekniesz już przede mną. Zadowolona? Bo ja bardzo... Nawet nie wiesz jak. Możemy sobie spokojnie porozmawiać i poznać... - mówiła to lekko jakby nic wcześniej się nie stało.
    - Dlaczego? - wybełkotała niezrozumiale Monika, a druga postać nie odezwała się już... Zdziwiło ją to, gdy poczuła na swoich oczach parę kropel zwilżające jej powieki i uwalniając oczy na świat zewnętrzny. Parę kropel wleciało jej również do buzi...
    - Co dlaczego... Dlaczego tu jesteś? Skoczyłaś z wodociągu na ziemię... Nie pamiętasz? - rzuciła dość ostro, niemal oskarżając ją o to.
    - Nie... To ty mnie zrzuciłaś... - odpowiedziała spokojnie próbując się sprzeciwić.
    - Po co miałabym robić taką okropność! Zależy mi na tobie jak mało komu. Nawet twoi rodzice nie dbają o ciebie tak jak właśnie ja - powiedziała dumnie druga postać. - Dałam ci przecież to co chciałaś... Magię. Nie zaprzeczysz że bierzesz udział w turnieju i dotarłaś do samego finału.
    - No nie... - Chciała mówić dalej ale zostało jej to przerwane i to bardzo szybko.
    - Słuchaj... Masz mi to wygrać. Będziesz walczyć z Zegarmistrzem... Miałam na niego oko jak wojowałaś, zresztą jak na wszystkich przeciwników. Gada i krzyczy trochę za dużo ale nie w tym rzecz...
    - Jak się nazywasz? - Tym razem to Monika jej przerwała. - Kim jesteś... Miałyśmy się poznać - dorzuciła jeszcze.
    - Mojego imienia i tak nie zapamiętasz jakim zdążyły mnie obdarzyły niezliczone pokolenia wieki temu... Możesz nazywać mnie prosto Lüge, a kim jestem? Sama spójrz, bo za długo bym musiała mówić i opisywać. Sama stwierdzisz kim jestem i miejmy to z głowy. Zbędne tłumaczenie - wymówiła wyjątkowo niechętnie ostanie zdanie, a później coś chwyciło jej głowę nakierowując ją na dany punkt, a ona zdołała uchylić powieki.
     
    Przed jej oczami pojawił się dziwny obrys... Cień nie mający własnego ciała, w którym wyróżniały się dwa świecące czerwone punkty ~ ślepia patrzące na nią ze spokojem, to jednak zdawały się przenikać ją do samych kości, w których poczuła niewytłumaczalny chłód niemal natychmiast. Chciała się cofnąć ale tylko jęknęła z bólu. Stał tam szary, ogromny wilk, co prześwitywał, warujący przy jej szpitalnym łóżku. Była noc na zewnątrz. Stwierdziła to po przygaszonych światłach w koło oświetlających cała salę i po tym co dojrzała przez okna przez ten krótki moment.
     
    - Śmiertelnicy... Dla twojej informacji. Jestem cieniem ~ ucieleśnieniem tego czego się boisz i wzbudzam strach... Nie patrz na mnie, tylko słuchaj tego co mam do powiedzenia, a wyjdzie ci na pewno to na dobre. - Odłożyła jej głowę na miękką poduszkę i zamknęła szczelnie oczy. Monika poczuła się jak jej marionetka. Nic zrobić nie mogła przeciwko niej... Nawet sama ruszyć się nie mogła, bo nie wiedziała ile kilo gipsu i szyn zostało w nią wpakowane stabilizując połamane kości. - Tak więc Zegarmistrz pociągnie cię wszędzie... Musisz zablokować zanim zrobi ruch... Jakbyś pojawiła się na arenie pierwsza, dostałabyś sporą przewagę przebudowując ją na własne widzimisię... Jak nie... - Zaczęła ględzić o wszystkim co widziała przekazując wszystko w dość lakoniczny sposób, co powinna, a co jednak nie...
    - Po co to robisz... - syknęła. - Pomagasz mi...
    - Już mówiłam. Zależy mi na tobie... - mówiła zaparcie trzymając się jednej wersji.
    - Dlaczego?
    - Bo mogę i już. Wzbudziłaś moje zainteresowanie. Tyle starczy? - Jej głos był więcej niż władczy ale krył w sobie zniecierpliwienie, a Monika milczała dłuższy moment zastanawiając się nad tym co zostało jej przekazane. - Uznaje to za zgodę. Ta walka będzie inna od wszystkich wcześniejszych. To nie będzie proste jak wcześniej. Nie możesz mu pozostawić pola manewru, przykuwając bez litości do ściany aż nie straci przytomności... Nie masz innego wyjścia.
    - Ale ja...
    - Czas się zbierać... - Maszyny wokół niej zaczęły głośno pikać, a ona poczuła ostry ból, który oddalał się od niej równie szybko, co sama rzeczywistość. Usłyszała jeszcze jak ktoś wbiega do środka zanim straciła przytomność.
     
    ***
     
    - Pobudka śpiochu... Ostatnie instrukcje i ruszasz do boju... - Usłyszała że woła ją Lüge, ponaglając parokrotnie. Sama poczuła że leży na jakiejś zimnej posadzce o niezwykle równej powierzchni... Podniosła się czym prędzej, oglądając najpierw ciało, które było całe, choć jej ubranie było jeszcze bardziej zniszczone niż wcześniej, a później na otoczenie.
    - Gdzie ty mnie zabrała - powiedziała pewnie spoglądając na nią, po czym momentalnie odwróciła wzrok, oglądając jeszcze raz to co ją otaczało, by nie widzieć wilczycy na oczu... Znajdowała się w labiryncie o świetlistych ścianach zbudowanych z nieostrego światła... A w tej chwili w jakiejś wieży na rozdrożu...
    - Tam gdzie od początku miałaś się znaleźć - odpowiedziała jej wymijająco. - Zaufaj swojej podświadomości i znajdź to co jest zamknięte w tej łamigłówce, a zdasz test... Resztę sama zobaczysz... To będzie swego rodzaju niespodzianka... Tylko bądź ostrożna... Nic tu nie jest prawdziwe, a jednak jest groźniejsze niż się by wydawało... - powiedziała z przekorą.
    - Co ty chcesz ze mną zrobić?! - wykrzyczała próbując się postawić, ale jak można się z kimś kłócić, skoro nawet spojrzeć na niego nie można raz a dobrze, by nie milknąć momentalnie? Zgromadziła kulę światła w ręce, którą cisnęła w swoją rozmówczynie na ślepo mimo że trafiła bez błędnie to obeszło się bez efektów... Przeszło przez nią na wylot i zaklęcie zostało wchłonięte przez ściany labiryntu.
    - To co dla ciebie najlepsze... - Pociągnęła błyskawicznie jej lewą rękę, którą następnie płytko ugryzła, że pociekła delikatnie z niej krew, skapując ciurkiem na podłogę... - Więcej ode mnie nie dostaniesz... Na razie... I tak wiele otrzymałaś. Znajdź wyjście i zdobądź to co trzeba... Intuicja cię poprowadzi... Bywaj... - powiedziała powtarzając się, po czym rozpływając się, najzwyczajniej znikając. Szukała jej ale nigdzie nie czuła, całym ciałem jej obecności, tak jak wcześniej. Naprawdę ją zostawiła zupełnie samą. Chciała za nią wołać, ale powstrzymała się unosząc tylko rękę... Słowa stanęły w jej gardle.
     
    Spojrzała na zranioną dłoń, co w parę sekund pokryła się ciasno, cienistym nalotem, jakby infekcja roznosiła się po jej ciele. Był jak cienka, nie prześwitująca rękawiczka sięgająca aż do ramienia, której nie da się ściągnąć od tak. Oderwała rękaw bluzy po czym wpuściła w nią swoją moc, a na niej rozbłysły czerwone runy znajdujące się na wewnętrznej stronie dłoni i okalające całe przedramię... Znalazła parę pustych miejsc, gdy jej się tak przyglądała...
     
    Zaczęła eksperymentować z tym co zostało jej dane. Nic więcej nie mogła zrobić. Musiała się wydostać z tego czegoś. Przełknęła ślinkę na następne myśli składające się w jej głowie. Musiała jej zaufać i posłuchać mimo że wydawała się jakimś antagonistą z książki... Nie miała wyboru. Tylko to jej zostało, bo chęci teleportacji z tego, mimo że zamykała oczy i niewyobrażalnie się skupiała, nic jej nie dawały. Nadal pozostawała w jednym miejscu... Przeklęła ją w sobie... Tą dobrodziejkę. Ruszyła dalej byle przed siebie, zawierzając instynktowi, by zagłębić się w niezbadane. Nie wiedząc czego tak naprawdę ma szukać.

     

    Post właściwy:
    Monika pojawiła się w szatni, wychodząc jak zwykle ostatnio z czarnej mgły ~ planu cienia stanowiącego portal przez tenże plan, którym podróżowała niezwykle szybko praktycznie wszędzie... To wejście nie było tak efektowny jak w poprzednie. Nie musiało takie być, gdy nie miał kto patrzeć... Od to lekka mgiełka, która szybko się rozwiała zaraz po przejściu... Ona za to zmieniła się od ostatniej walki. Chciwa czerwień jej oczu, po incydencie z Lüge, którego to nie pamiętała, znikła pozostawiając czysty błękit tęczówki, uwalniając tak jej spojrzenie i wole od spaczenia chciwości. Doskonale można było to zobaczyć po typowej dziewczęcej minie, wyrażającej zamyślenie i lekkie obawy, co ma ze sobą zrobić... Przynajmniej na razie...
     
    Ubranie dziewczyny nie należało do wyglądających godnie, by stanąć z kimś do walki. Brudne dżinsy, biała bluza w stanie krytycznym. To wszystko zebrało bowiem na sobie wszystkie ślady po wcześniejszych starciach. Być może to było po prostu na szczęście, a może zapomniała, czy nie miała czasu lub wyboru... Oba rękawy bluzy zostały oderwane odsłaniając całe, blade ramiona.
     
    Na lewej ręce znajdowała się cienka rękawiczka wykonana z cienistego nalotu, okrywającego całą kończynę aż do łokcia. Znajdowały się na niej te same czerwone kręgi runiczna co dała jej Lüge na niej po ugryzieniu, ale oprócz nich wtopionych tam zostało parę nieregularnych kawałków, stłuczonego lustra, stanowiących jedność z całym tym niszczycielskim zestawem, bowiem biła od niego moc negatywnej energii, niosąca unicestwienie, jak tylko zostanie uwolniona.
     
    Na drugie kontrastowo od pierwszej znajdowała się, wyglądająca na ciężką, pięciopalczasta rękawica jakiegoś rycerza stworzona z idealnie białego metalu ~ pozytywnej energii. Jej reprezentacyjną powierzchnie zdobiły dwa znaki jeden pod drugim "Α" i "Ω" wypisane na niej piaskami czasu, mieniącymi się swoim szczerozłotym kolorem. To był właśnie przedmiot, który stworzyła w labiryncie z tego co tam znalazła i podstawie tego czego doświadczyła w nim, by zdobyć ułamek tej potęgi po testach własnego ja. W tamtej chwili miała oba atrybuty, by wpływać na swoje otoczenie w niemal boski sposób, to jednak wciąż była ograniczana sobą samą...
     
    Nie wiedziała ile siedziała tam zbierając myśli, ale gdy usłyszała grzmot fajerwerków, zamiast dzwonów, uznała to za sygnał rozpoczęcia starcia. Ruszyła tam gdzie trzeba, wysłuchała nic nie mówiąc z nerwów z powodu wszystkich tam obecnych, co będą patrzyć na ręce, by wreszcie zostać teleportowaną wprost na dziedziniec, niedaleko cytadeli, która ją zaintrygowała...
     
    Rozejrzała się tam i nie widziała, gdzie jest przeciwnik, a zwykle wychodził tuż przed nią, więc założyła że jest po prostu pierwsza. Nie brała pod uwagę że może być już po prostu gdzie indziej... Nie myślała z nerwów. Wiedziała że musiała zacząć przykuwanie Zegarmistrza do ściany zgodnie ze słowami wilczycy, by spróbować to wygrać... Miał być bowiem niezwykle silny, tylko jak on wyglądał? Słyszała wiele o nim jak to jest potężny, ale nic po za tym. Jej wyobraźnia zaczęła działać.
     
    Wyobraziła go sobie jak jakiegoś powolnego starucha z siwą brodą w długiej szacie koloru białego z ogromną laską, oczywiście zwieńczoną niebotycznie wielkim zegarem na szczycie. Wszędzie indziej miał mieć z kolei tysiące innych pomniejszych zegarków powszywanych na wszystkie możliwe sposoby... Wyrzuciła ten obraz z głowy jako komiczny, przez co uśmiechnęła się sama do siebie.
     
    - Za dużo tu tego... - mruknęła do siebie widząc bitwę, co się odbywała... - Stanowczo za dużo... - powtórzyła się, przykładając sobie dłonie do skroni, zamykając oczy, by na nie rzucić mało widowiskowy czar prawdziwego widzenia, tylko po to żeby nie widzieć tego wszystkiego, po usunięciu paru warstw postrzegania skierowanych właśnie na tą batalię z pętlą samosprawdzania zagrożenia, czy coś się nie zmieniło w tych czarach, co je stworzyły... Gdy je otworzyła widziała tylko pole walki, bez przeszkadzających elementów, a jej spojrzenie błyszczało delikatnym srebrem, jakby założyła jakieś wyjątkowe dziwne szkła kontaktowe.
     
    Nie traciła czasu na zabawę, gdy w jej rękach zgromadziła się energia dużo większa niż ostatnimi czasy, dzięki przewodnikom na rękach, co zwiększały przepływ jej mocy przez ciało... Stworzyła dwie spore kulę z obu ich rodzajów swoich najwyższych mocy, oddzielając je od siebie nawzajem pustką wewnątrz większej sfery, gdzie je zamknęła, by nie uległy anihilacji za szybko. Całość następnie pokryła runicznymi znakami wykonanymi z samego piasku czasu, jako że jedyny mógł wytrzymać kontakt z nimi, zachowując przez dłuższy okres swoje magiczne właściwości... To umieściła w wymiarze kieszonkowym stworzonym parę metrów przed sobą, rozcinając samym wzrokiem plan materialny po czym pozwoliła mu się zamknąć.
     
    Tam też na podłodze pojawił się złoty stoper o tarczy podzielonej na pięć części, wskazujący upływ czasu po przez zapełnianie kolejnych pól. Wokół niego również powstał zamek algebraiczny przesuwny o 18 kręgach po 25 znaków każdy i paru niewiadomych w 9 miejscach zaznaczonych kolejnymi liczbami rzymskimi. Ktoś kto obserwował uważnie wszystkie pojedynki zauważył że był zbudowany z tych samych znaków ożywiających pająki widzianych w pojedynku z Enigmą, ale ten miał zadanie bronić dostępu do środka przed próbami otwarcia czy manipulacji, a zmienieni znaku z innym niż zakładały podprogramy o wielu pętlach w równaniach miał uwolnić zawartość w ten negatywny sposób. Miał bowiem wywołać stan bliski początkowej entropii ~ nieskazitelnej harmonii magicznej. Jako że znajdowali się w ograniczonej przestrzeni, stan ten nie wydawał się tak nierzeczywisty, by nie mógł objąć całego zamku i najbliższych okolic... Zwłaszcza że potrzebna moc nie miała iść z jej konta...
     
    Całość tego procesu została oparta o parę obserwacji... Zdarzały się bowiem miejsca na świecie nazywane przesuszonymi, choć było to sprzeczna nazwa co do tego zjawiska, gdzie powszechna magia nie chciała działać tak jak powinna. Działo się tak bowiem cząstki magiczne zbijają się tam w takie grupy że ciężko je ruszyć myślą, słowem, znakiem, czy samym gestem, a nawet wolą, która to u wielu była potężna że zmuszała ich do samotności, by nikogo nie zranić... Nie byli wstanie ich ruszyć...
     
    Były bowiem wtedy uporządkowane w nierozerwalny sposób, a nie chaotyczne jak wszędzie indziej. To czarodziej porządkuje je według własnego uznania powodując dany efekt... Niska entropia magii skupiała cząstki w takie uporządkowane grupy że ciężko było je ruszyć bowiem stawały się bardzo leniwe na ruch dążący do wykonania danej zleconej pracy przez maga... Z kolei magia wewnętrzna napotykała opór w postaci ogólnego przesycenia. Ciężki był to stan dla przyzwyczajonych do robienia wszystkiego swoją magią. 
     
    Taki właśnie efekt miała wywołać tamta bomba porządkująca magię w sposób nierozbijalny przez pojedyncze istoty na wiele lat na całej arenie, ale by do tego doszło miało minąć całe pięć minut, a przez nie mogło wiele się zdarzyć... Pozostawiła tylko jedną wiadomość dla przeciwnika zapisaną w mowie wspólnej na zewnątrz swojego tworu w paru linijkach dużymi literami. Przeleciała tylko ręką nad materią kształtując ją według własnej woli, poprawiając parokrotnie, by udać się powoli tam gdzie napisała poniżej...
     
    "Witaj Zegarmistrzu!
    Zagramy razem w grę... Trochę szaloną, ale nadal grę. To co widzisz to swego rodzaju czasomierz, ale pewnie tego sam się domyśliłeś w końcu powinieneś być oblatany w tych sprawach. Pokonaj mnie w pięć minut, minus to co upłynęło, albo rozwiąż to co jest tam zapisane w języku cyfrowym o 64 liczbach, a nie 10 jak zwykle. 18 równań, 9 niewiadomych w nich, niezliczona liczba kombinacji błędnych i tylko jednej właściwej otwierającej zamek, co również może wywołać wybuch po przez niemoc zapanowania nad tym co jest w środku. Sama nad tym ledwo panuje... To twój wybór co wybierzesz. Co jest prostsze? Co mniej naruszy twoje nerwy, gdy każde zawahanie, skucha powoduje GAME OVER w tym zadaniu postawionym przed tobą? Pamiętaj jednak że to co jest tam zamknięte wytrąci wszystkie nasze asy z rękawów, do których się przyzwyczailiśmy, mieliśmy zaklepane i będziemy zmuszeni do szukania alternatywy. Powodzenia!
     
    P.S.
    A tak... Zapomniałam. Jestem Monika!
    Śpiesz się. Czas płynie, piasek ucieka... Jestem w tej cytadeli... Byś nie musiał mnie szukać <===
     
    P.P.S.
    A może specjalnie sprawdzisz to co tam siedzi? Odradzam...
    Chociaż mi to wszystko jedno... Spróbuj, a się przekonasz!
    Wszyscy to poczujemy! Spadniemy...
     
    P.P.P.S.
    A może blefuje bo chce wzbudzić w tobie niepewność?
    Kto wie... Jaka wariatka posunęłaby się do samobójstwa?
    Może ja..."
  15. Szanowny przeciwniku, co zwiesz się po prostu Cieniem... Wiem, co o mnie myślisz, a przynajmniej się domyślam, a ty doskonale wiesz co ja o tobie myślę. Jesteśmy kwita na tym polu, gdzie nawzajem się wyzywamy. Nie zamierzam przepraszać, gdyż moje działania były całkiem celowe i nie miały moralnych podstaw, które musiałbym naruszyć i przez to je naprawić dla własnego spokoju sumienia. Nie pragnę zmieniać swojego wizerunku w twoich oczach. To była tylko droga do celu... Mówię tylko to co myślę.

     

    Pragnę Ci tylko podziękować za wszystko, co z tobą przeżyłem, czego się nauczyłem i do jakich wniosków doszedłem z twoją pomocą, mimo że się naczekałem na to swoje... Że się odrobinę pomyliłem, co pozwoliło wrócić mi na właściwe tory myślenia. Następnym razem, gdy walczysz na opisy, lepiej organizuj swój własny czas, by móc częściej odpisywać i nie czuć takiej presji czasu, gdy przeciwnik w pewnym momencie traci cierpliwość i staje nad tobą z batem, żeby nie strzelać takich samych historii, jak z tym drugim twoim postem że pisałeś w szkole... To traci cały sens. Nie chce się wtedy pisać, bo istnieje przymus.

     

    Powodzenia w dalszym pisaniu, w szkole, zdaj ten rok, a także następny aż nie będzie Ci trza więcej wiedzy w spełnianiu marzeń. Bywaj. Tyle z mojej strony.

  16. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    Siedziałam cicho... Musiałam jeszcze pomyśleć, jak do niej podejść, nie zwracając na siebie większej uwagi. Pytanie bezpośrednie odpadało. Zgrywanie głupiej i nieobeznanej w temacie. Zorientuje się z dużym stopniem prawdopodobieństwa. Za dużym, by zagwarantować niewykrycie i brak gwarancji uzyskania odpowiedzi po przez wzgląd na jej wcześniejsze słowa. Pośrednie pytanie nie odkryją mi całej prawdy. Zastosuje ogólniki i zbaczanie na ciekawsze i całkiem legalne tematy... Po za tym tamten z biblioteki wspominał żeby nie urazić smoka pytaniami na ten temat. Pozostało mi milczenie... do czasu.

  17. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    Changelingi i wojna... Kiedy to było? Od tego momentu aż zaczęłyśmy się ukrywać wszędzie po kątach, tylko by przetrwać... Tracąc starą dumę i zyskując nową ~ dzisiejszą... Prawdziwa historia byłby dla mnie nawet w cenie... Nie przekaz ustny, nie papier. To zwycięzca dyktuje historię masom i wszystkim innym. Najlepiej byłby to zobaczyć. Tylko jak? To wydawało się nierealne... Pamięć starego smoka... To było po za moim zasięgiem... Zresztą zobaczymy co mi przekaże ta smoczyca jeszcze... Nie będę mogła pytać o changlingi, by przypadkiem się nie zdradzić.

  18. Wielu by chciało posiąść boską moc... Co według Lüge trzeba takiemu śmiałkowi, by przekroczyć granice własnego istnienia? Ostatecznej mocy tworzenia i niszczenia, a nie półśrodków bazujących tylko na tym, co zostało już dane wszystkim do kształtowania - pochodzących pośrednio od punktu wyjścia, do którego to zmierzała. Po co więc w tym wszystkim była Monika? Miała być tylko jej pośrednikiem w drodze do celu... Raz wilczyca została zepchnięta na skraj egzystencji przez własną chciwość, po przez próbę pożarcia czegoś, co było zupełne sprzeczne z jej cienistą naturą i planem negatywnej energii, będącym punktem wyjścia mocy zniszczenia, którego fragment wchłonęła wcześniej... Czy obawiała się więc czegoś nie wpływającego na cienie, z których to była zbudowana? Nie... Serce demona istniałoby gdyby miała ciało, co można by było zarysować zwykłym orężem po przez działanie praw fizyki... W ostateczności zabić... Nie mogła się to stać... Nie w ten sposób.
     
    Entropia wzrosła w jej cielsku, a ona pozwoliła mu się najzwyczajniej rozwiać i złożyć jeszcze raz do kupy w większym koncentracie potrzebnej mocy... Nic nie ubyło z niej... Nie mogło jej to zaskoczyć z powodów, które wymieniła wcześniej, podczas swojego monologu. Wybuch rozświetlił tylko arenę, by następnie wygasnąć, jak to każda eksplozja miała w zwyczaju po odpowiednim czasie. Jej ciał zgęstniało przybierając rozmiar lwa... Nie potrzebny był już jej efekt wejścia i cały występ mający pokazać że jest większa niż w rzeczywistości. Nastraszyć i zmusić do uległości... Nie udało jej się to... Mówiło się trudno, a ona działała dalej.
    - Pięknyś dał pokaz... Tylko której części zdania nie zrozumiałeś, że nie mam ciała? - rzuciła rozchichotana jak disneyowska hiena, gdyż dawno nikt tak na nią nie zadziałał. - Starania twoje są godne podziwu, ale skutki masz, wybacz, marne... Mocą wszechświata chciałeś mnie zniszczyć? Naiwnyś zaprawdę... Że nie wiem czy płakać, czy się śmiać... - Jej czerwone ślepia z ogników wyrażały pozorne emocje, wyuczone przez lata teatru, który prowadziła... Nie czuła nic. Dla niej liczyła się tylko wola istnienia i moc. Reszta przestała mieć znaczenie... Stała się tylko iluzją i drogą.
     
    - Przepadnij... - wyrzekła niezwykle poważnie i chłodno. Nastała w niej zmiana nastroju, a w słowie tym zamknięta została moc i przekaz ~ rozkaz... Jej oczy błysły intensywnie raz... Pojawił się na samym dnie areny ogromny, krwisty portal w kształcie samotnego kręgu bez run, prowadzący do źródła jej mocy... - Przepadnij... - powtórzyła jeszcze raz, tylko mocniej - gdziekolwiek jesteś. - Plan negatywnej energii zasysał wszystko co pozostało, do upadku. W wielu kulturach został określony jako piekło. Był ostatecznym wymiarem zniszczenia i zapomnienia. Nikt nie badał go. Nikt z niego nie wrócił z jego pobliża jako on ~ nieodmieniony. Obserwowano tylko skutki jego oddziaływań i próbowano czerpać z niego moc. Niewielu się udało. Znani byli tylko ci co pokazali go w użyciu. Ilu było ich naprawdę? Nikt nie wiedział... Lüge była jedną z tych postaci, której udało się uszczkną z jego doskonałości, a teraz nie wahała się z tego korzystać i chciała jeszcze więcej.
  19. Skorupa ściemniała gwałtownie, zmieniając się jakby w cień, a na nim pojawiło się wiele kontrastujących z resztą drobnych, białych run, zanim zaczęła pękać, dzieląc się na pojedyncze pasy materiału, pokazując co jest zamknięte wewnątrz... Na ziemie, wypuszczona ze swojego więzienia, z gracją opadła na swoje nowe, długie nogi odmieniona Anastazja, co nie miała problemów z akceptacją nowych możliwości i punktu równowagi, położonego dużo wyżej niż poprzednio... Miała postura typowej ludzkiej nastolatki, lecz całość skrzyżowana został z jej naturalną kocią formą. Mogło to dość dziwnie wyglądać, ale czy nie liczyła się przede wszystkim skuteczność, tego połączenia?
     
    Ciało jej nadal było pokryte krótką sierścią, posiadała nogi z poduszkami o wysokich podbiciach, wyglądały na niesamowicie długie z tego powodu... Smukłe palce u rąk, aczkolwiek zakończone pazurami wyróżniały się od razu... Jej spojrzenie było dzikie, pełne zapału, a kształt jej wydłużonej twarzy i pyska o ostrych konturach, tylko dawało jej jeszcze więcej efektu do całej reszty, którą sobą reprezentowała. Oczy pozostały w niej nie zmienione, ale odrobinę większe, by były współgrały z resztą... Nadal były pełne ciekawości, opartej o naturalny instynkt badawczy.
     
    Pasy materiału oplotły jej ciało, tworząc skąpy strój podkreślający jej cielesność. Był skrzyżowaniem kombinezonem super agentki z jakiegoś kiepskiego, taniego filmu i szatą mrocznego maga... Zasłaniał jednak to co nakazywała kultura osobista... Z tyłu wystawał jej ogon kołyszący się powoli z zadowoleniem w te i z powrotem. Przyłożyła dłoń do ziemi i między jej wąsami przeszły ładunki magiczne. Wypuściła ogromny amperaż liczony w setkach iskrzącego prądu, co rozszedł się po wilgotnych ścianach jaskini, by usmażyć każdą żywą istotę stojącą na ziemi... To jednak była tylko zmyłka dla czegoś zupełnie innego... Drugą dłonią wyrwała spory kawałek magicznego splotu, co znalazł się w jej ręce w postaci białych nitek przypominających czystą pajęczynę.
     
    - Słowiku mój drogi... Co zrobisz, jak głos ci odbiorę?
    Wpadniesz w panikę? Będzie to stanowiło ostateczną zaporę?
    Sanktuarium całkowicie bezdźwięczne...
    Sanktuarium wręcz dla ciebie mityczne...
    Ja tu je dziś specjalnie dla ciebie postawię...
    i cię w nim tylko ze mną pozostawię...
    Powiesz mi, cieszysz się?
    Wiesz że cię w nim zjem... - rzekła, po czym utworzyła spory krąg runiczny, wplątany bezpośrednio w splot magiczny, odbierając tym zaklęciom opartym na słowie znajdującym się na polu jego działania ~ arenie cała ich moc... Miała nadzieję że ograniczy tym sposobem śpiewy swojej przeciwniczki, drażniące jej czułe uszy, przynajmniej na jakiś czas dopóki zaklęcie samo się nie rozwiąże, bo rozproszenie jego było niemożliwe... Nie będzie żadnego celu w ich wyśpiewaniu, skoro nie będzie z tym iść żadna moc... Tu ją miała. Gest zawsze był ceniony wyżej niż słowo... Słowo mogło dźwięczeć i nic nie zdziałać. Gest zawsze posuwał za sobą działanie. Małe, bo małe ale zawsze.
  20. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    Mit stworzenia i narodzin... Prościej nie można, że jedno wzięło się z drugiego? Muszą wartościować życie jakimiś niezwykłymi teoriami, które można podważyć po przez prosty dobór naturalny... Wszystkie smoki wywodzą się od jednego osobnika? Niech nie będę śmieszni... Nawet changelingi nie przeżyłyby takiego doboru genów po przez mutacje... Chyba że są jednopłciowe... ale to nie ma prawa zaistnieć. Dowody obaliłby to w ułamek sekundy... To jakieś bajeczki, a nie fakty, co może były napomknięte na samym początku... Oczy miałam co prawda zamknięte, ale uszy wyłapywały wszystko. Nie potrzebne były mi kartki skoro i tak byłam skazana na zdobycie tej wiedzy... Zachowanie goldinga odrobinę zbiło mnie z tropu... Myślałam że będzie milczał a całość wyrzuci na mnie w pokoju... Ale no cóż. Każdy może się pomylić.

  21. Kolejne fale zmian temporalnych uderzyły bezlitośnie w Monikę, a to że się zasłoniła rękami, w których skumulowała magię w postaci tarczy, by się nią osłonić, nic jej nie dało. Załamała się ku jej rozpaczy w krótkim błysku, roztrzaskana na liczne kawałki, by przepaść i przez to jej kończyny błyskawicznie zmieniły się w zwykły pył. Na szczęście nie poczuła bólu, który nawet nie zdążył dla niej nadejść, gdy po prostu się rozwiały kolejne części jej ciała po kolei, niesionego dalej wichrem gwałtownych zmian, w paru następnych falach - systematycznie znikając w tym wirze przeszłości. Nie mogła nic na to poradzić, tylko biernie się przyglądała z utrwalonym strachem i lękiem na twarzy, jak była unicestwiana...

     

    Po niej zostały tylko niewzruszone krwiste ogniki z jej oczu, tlące się nieprzerwanie same z siebie... Nie działał na nie przepływ czasu i inne czynniki zewnętrzne fizyczne czy magiczne. Stały tam nienaruszone niczym, zanim uwolniła się mała próbka magii w postaci krótkiego, ledwo dostrzegalnego błysku, by przywołać nieśpiesznie zaczątki innego ciała. Całkiem odmiennego od tamtego cielesnego człowieka, co był tak naprawdę tylko medium ~ naczyniem dla kogoś zupełnie innego. Skumulował się mały cień na kształt siwego kłębu dymu, który niedługo po tym zmienił się w sporego, niecielesnego wilka. Te ogniki właśnie stanowiły jego oczy i źle mu z nich patrzyło. Większość stworzeń na sam widok jego postaci, napadał niewytłumaczalny lęk i niemoc poruszenia czymkolwiek. To była naturalna aura właśnie tej istoty, co żywiła się cierpieniem, agresją i nierealnymi marzeniami niszczącymi istoty inteligentne stopniowo i dla własnej zabawy, rosnąc w siłę. Ten osobnik dawno wyszedł poza ten schemat, na wyższy poziom.

     

    - Gratuluje... Odkryłeś mnie, usuwając ją... Po prostu zabijając tutaj na pewien sposób, ale to tylko szczegół - syknęła telepatycznie do przeciwnika, jakby przez zęby zła Lüge że właśnie do tego doszło teraz, zupełnie niezgodnie z planem. Głos jej był twardy i pełen jadu, a sposób akcentowania wskazywał na kogoś władczego i nie przyjmującego porażki. - Nic się jednak nie stało i tak nie będzie dane jej tego pamiętać, jak się obudzi połamana - mruknęła do siebie, a ton się zmienił na spokój. - Tłumacząc ci zasady na jakich to działa, minęłyby wieki zanim pojąłbyś jak zbudowany jest świat według mnie i jak korzystać z jego dobrodziejstw na mój sposób, choć niewiele trzeba, by opanować tą sztuczkę, bo niczym więcej to nie było jak podstawą, to co ona robiła do tej pory. To była tylko nędzna zabawa nastolatki w łączenie tego i tamtego... Cała materia jest wokół nas. Trzeba ją tylko odpowiednio pociągnąć, a wszytko co potrzebne samo się znajdzie, będąc przywołane na rozkaz... - Ruszyła zaczynając zataczać krąg wokół Spacetime Dancera, osaczając go płynnym ruchem parę metrów od jego pozycji, sprawdzając reakcję.

     

    - A tyś wpadłeś tam gdzie nie trzeba. - Pokręciła z dezaprobatą głową. - Czas mnie nie dotyka w żadnym aspekcie. Nie starzeje się. Jestem długowieczna i bezcielesna... A tyś go zburzył. Tylko po co? Ja nagięłam jego działanie powodując iluzje, oszukujące wyłącznie oczy, jak ona chciała zrobić... To było bezpieczne... Ty musisz się przed nim chronić za swego rodzaju barierą oddzielającą jedno od drugiego, którą można złamać. Kto jest tu szaleńcem jak nie ty, jak pchasz się na śmieć w piekło, które sam zresztą sprowadziłeś na siebie? Sprowadzasz burze, której się gdzieś tam lękasz. Czuje nadzieję na zwycięstwo w tobie, gdy tak osłaniasz się przed tym wszystkim... Czeka cię surowa kara za bezmyślność, że nie sprawdzasz z kim naprawdę walczysz i wierzysz tylko swojemu ograniczonemu wzrokowi... Będziesz jeszcze jęczeć, prosząc bym przestała... - Jej ślepia błysnęły przez moment delikatną czerwienią, uruchamiając ogromny krąg rozstawiony wcześniej pod areną jeszcze przez samą Monikę, podczas ich wcześniejszej rozmowy, gdy wyjaśniała czym są plany, lecz teraz jego moc sprowadzania została diametralnie zwiększona o kolejne zestawy run... - Dam ci to czego tak pragniesz, skoro już tu jestem... Zniszczenia. Już nie wiele trzeba, byś poznał prawdziwy wymiar tych słów... Gdy nic nie ma... Następuje unicestwienie i zostaje tylko jedno na danym polu, a będę to ja...

     

    Gęste cienie jak smoła zaczęły wypływać z wielkiego czerwonego portalu bezpośrednio na arenę, pochłaniając wszystko, co się wydarzyło i na niej stanęło podczas podróży tym swoistym wehikułem czasu w przeszłość. Całość została zatrzymana. Otoczenie zostało pochłonięte w całości; grunt, atmosfera... Nie liczyła się dla nich przeszłość, przyszłość... Nic. Całość zmieniało się w plan pośredni umieszczony gdzieś pomiędzy planami cienia i negatywnej energii. Powstawał tak spowity ni to czernią czy bielą. Nie dało się na to patrzeć, bo nawet oczy głupiały próbując to zrozumieć i zwizualizować w mózgu. Czas zupełnie przestał tu istnieć... A przynajmniej w takim sensie jakim był znany na planie materialnym.

     

    Wszytko zostało pochłonięte aż zostały tylko trzy rzeczy. Spacetime Dancer za swoją barierą stworzoną z bliźniaczego wymiaru czasowego... Cienisty wilk krążący wokół niego i przybierający coraz to większe rozmiary, pochłaniając to co zostało przemienione otoczenie i coś wokół nich odcinające nawet publiczności w postaci cieni to co działo się w środku ~ w tym akwarium, gdzie był tylko jeden drapieżnik ~ właśnie Lüge ~ demon zrodzony z najgorszego cienia i lęków jakieś nieszczęsnej cywilizacji tak dawno temu że nikt nie pamiętał już jej historii, może poza nią, ale i to nie było takie pewne.

     

    - Daruj sobie zabawy z podręcznikowym światłem w mgle... - rzuciła, szczerząc złowieszczo białe zębiska ukształtowane z niematerialnego tworzywa ~ zmienionych dusz na swoisty zniewolony materiał, którego to nawet bogowie się lękali, by nie zginąć po przez wchłonięcie ich ja... - Kiedyś pewnie by zadziałały, ale teraz? Przykro mi. Nie wyjdzie ci to wcale na dobre. Zresztą już twoja zabawa ci nie wyszła wzywając mnie... Niestety - stwierdzała ziewając demonstracyjnie. - Nie trzeba było szarżować, a teraz... Kończmy to szybko, bo się za bardzo rozgadałam... - rzekła, po czym zatrzymała się przed nim, a jej wielkość była tak przytłaczająca, że piłką był sam Dancer, a psem aportującym ją, stała się właśnie ta demoniczna wilczyca wypełniająca całą przestrzeń, ograniczoną tarczą magiczną areny i zostawiając minimalną ilość przestrzeni dla swojego celu.

     

    Jej szczęki otwarły się pokazując nieprzeniknioną pustkę z mgły... Cokolwiek było wewnątrz, nie mogło się zaliczać do rzeczy dobrych, czy z takich, których idzie się wydostać, o ile istniał w ogóle jakikolwiek sposób, by tego dokonać bowiem cień ten pochłaniał wszystko. Magię, materię... Czary były rozbijane na pojedyncze, nic nieznaczące ładunki i tak też wykorzystywane, by się wzmocnić. Wszystkie sfery istnienia: plany, wymiary, a nawet sam czas były ujednolicane w jedno. W nią... Według jej woli, a ta była u niej potężna. Brała to co chciała... i to zawsze. Tylko raz się pomyliła i zapłaciła dość, by nie powtórzyć drugi raz tego samego błędu...

     

    Imadło zaczęło się błyskawicznie zamykać, by pochłonąć wszystko jednym haustem, co było pomiędzy jego szczękami. Stale, póki co niezatrzymanie opadały. Lüge chciała pokazać mu swój szeroki warsztat tortur. Wszelakich lęków, bólu... Wyimaginowanych rzeczywistości i mieszanki wspomnień powtórzonych sto tysięcy razy, które mogły się wydarzyć, wydarzyły się i tym sposobem zacząć mieszać w umyśle doprowadzając do obłędu po przez niemoc odróżnienia prawdy od fałszu, bowiem granice między jednym, a drugim miała zostać zupełnie zatarta, przez samego demona kłamstwa i niespełnionych ambicji, gdyby jej się udało go pochwycić. To miałby być tylko w jej rozumowaniu dobry początek... Wrócenie do stanu wyjściowego i odnowa rozpoczęcie tego samego procesu, rozkoszując się tym wszystkim setki razy, a także obserwując reakcje na różne warianty...

  22. Odleciała do tyłu, po przez atak przeciwniczki... Zdziwiła się że jej atak obronny nie zadziałał, a zaklęcie kontroli pola zostało rozbite dość widowiskowo, jednak w przyrodzie nie miało prawo nic zniknąć, tak doszczętnie... Gdy leciała w stronę ściany, zbierała ogromne pokłady magii z otoczenia po użytych zaklęciach i splotu swej Pani - Mystry... Musiała się wzmocnić wielokrotnie, skoro miała walczyć z godnym siebie przeciwnikiem... Jej ciało pokrywały kolejne srebrzyste cętki...

     

    Nie mogła mieć otoczenia, więc postanowiła zainwestować bardzo mocno w siebie. Rozłożyła siłę uderzenia na swoje kocie łapy, po czym opadła już wolniej na ziemię, na której następnie pojawił się krąg przeistoczenia i kreacji oparty o wodę i ciało, zaraz pod nią... Ona sama została zamknięta w kuli świetlistej energii, odgradzającej ją od otoczenia i chroniąca ją jak skorupka jajka przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Z zewsząd dopływały do niej kolejne połyskujące strumienie magii, a także co mogło się wydawać dość dziwne, samej wody w postaci kropel zmierzających do niej spiralnym ruchem... Przecież koty bały się wody od zawsze... Ona miała być tego wyjątkiem?

     

    Jej ciało zostało rozebrane i zaczęło być składane od nowa w postać tak odmienną od oryginału. Już nie miała przemierzać świata na 4 łapach i patrzyć na wszystkich od dołu, wysoko zadzierając głowę... Była to postać dwunożna i humanoidalna opracowana przez nią parę lat temu, podczas obserwowania ludzkiej kultury na planecie Ziemi tak niezwykłej w wielu aspektach od właściwego planu materialnego... Rzadko pokazywała się w tej formie, a teraz nie miała nic do stracenia. Całe szczęście że mogła zwiększyć swą masę przeistoczoną wodą, bo nie chciała wyjść na liliputa ze wzrostem z 40 centymetrów i tak pokazać się światu, by stać się pośmiewiskiem...

  23. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Dziękuję... Na razie sobie pójdę... Do zobaczenia po śniadaniu - powiedziałam wstając i odchodząc powoli z powrotem do Goldinga, by oprzeć się o niego delikatnie bokiem. Nie miałam wyrzutów sumienia, że zrobiłam właśnie tak. On mógł się nie mieszać, a ja chciałam wiedzieć mimo wszystko, kim są wszyscy z tego zestawu, który tam utracił pamięć. Czy bałam się konsekwencji... Nie... Nie mogłam się ich bać, bo ta sytuacja nie miała negatywnych skutków oprócz możliwego niepokoju Goldinga. Tamta i tak nie miała żadnej wiedzy na temat co się tam stało... Mogłam spać spokojnie.

    - Zaufaj... - Tylko tyle wyszło z moich ust do niego... Czekałam na rozpoczęcie się wykładu.

  24. Anastazja spokojnie się ładowała, gdy do jej gabinetu przeleciały 3 strzały nie trafiając jej, ale wybiło to idealnie okrągłą dziurę w lustrze, co następnie zalała się jakby rtęcią uzupełniając ubytki... Zaskoczyło ją to, przez co nie mogła czuć się całkiem bezpieczna, więc po prostu musiała przyśpieszyć. Zaczęła biec na ścianę, by wdrapać się na nią i przemieścić się na prawdziwą arenę, po prostu wpadając w taflę i biegnąc dalej po niej po drugiej stronie pionowo w górę, krótki moment aż do utraty pędu...

     

    Jej wibrysy ją ukłuły dość mocno, ostrzegając... Zmieniła kierunek, unikając instynktownie niebezpieczeństwa, skacząc do tyłu w dół jak cyrkowy akrobata. Pytanie brzmiało co tak naprawdę tam się znajdowało... Znów poczuła to samo w locie... Nie podobało jej się to, bo nie miała za bardzo jak zmienić własnego kierunku skręciła całe ciało zmieniając punkt ciężkości unikając po raz kolejny raz tego czegoś. Musiała działać.

     

    Otoczyła ją tarcza stworzona z błyskawic, okalających bardzo szczelnie jej ciało, którą następnie rozniosła się wszędzie, po całej jaskini w postaci fali dookolnej, chcąc wysadzić tym sposobem efekty zaklęć wokół siebie i oczyścić sobie drogę przed niespodziewanym. Miała też cichą nadzieję że pokaże jej to gdzie jest jej przeciwniczka... Jej kamuflaż zwodzący wzrok rozbije się choć na moment...

     

    Eksplozja stanowiły chaotyczne cząstki magii negatywnie wpływające na duże zagęszczenie elementów magicznych, burząc ich usystematyzowane działanie... Gabinet luster był rozproszony po całej arenie, dlatego mógł trwać bezpieczniejszy, chociaż on be większych szkód, które z czasem i tak same się nie naprawią... To była jego zaleta w działaniu z tej strony. Nie istniał tylko tutaj.

  25. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    - To nie musi być pokój... - zaprzeczyłam kiwając na boki głową... - Na przykład w kawiarni, w hotelu między posiłkami, by było jak najmniej innych uszu dookoła. Co na to powiesz... Choćby jutro zaraz po śniadaniu - zaproponowałam po czym westchnęłam. - Wyciągnę wszystkie karty ~ cele przed tobą, a ty zadecydujesz... Nic więcej nie mogę zaproponować. Zależy mi na tym, nie będę zaprzeczać - rzekłam machinalnie. - Nie mam ochoty poznawać cię bardziej niż jest mi to potrzebne. Przeglądanie cudzego filmu nawet krótkiego kawałka jest ciężkie i trwa długo, bardzo długo... Supły widać od razu, bo się wyróżniają na tle wszystkiego innego i trzeba je zwyczajnie rozwiązać. Będę wiedziała gdzie trafić... A po wszystkim i tak będę ledwie przytomna, a przez to będę musiała odchorować swoje... Będziesz świadoma wszystkiego... Jak uznasz że jestem za długo po prostu mnie odepchniesz i będzie po wszystkim. Pytaj o co chcesz. Co cię intryguje, ale proszę zgódź się i pomóż mi. Zależy mi i to bardzo...

×
×
  • Utwórz nowe...