Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. [695] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Nie zadręczaj się... - zwróciłam się do niego. - Nie dotyczy Cię to całkowicie bezpośrednio... Tylko przeze mnie... Nie warto tracić czasu nad rzeczą nie do zmienienia. Na to na co nie ma się wpływu. Ja się z tym już dawno pogodziłam. Jeśli to cię pocieszy... - przerwałam na moment zbierając myśli i licząc dni. - Nie czułam jej obecności w sobie od momentu zamachu na Cadence... Co było bardzo dawno temu... - westchnęłam nie dając należytego tytułu jednej z królewskich głów. - Nie ma czym się martwić. Jeszcze nie czas na zmartwienia. Nie póki jesteśmy tu razem... - stwierdziłam.

  2. [695] [Lust Tale [Forest Song]]

    Nadal nic nie rozumiał... Patrzył tylko ze swojej perspektywy... Nie wiedząc nic albo zapominając o tym że ja nie mam wyboru. Nigdy go nie miałam.

    - Jakby Matka zadecydowała, już bym nie powiedziała słowa... Sama zabrałaby głos... Sama wzięłaby to ciało... I pozbyłaby się problemu, każąc mi patrzeć na to, a jednak pozwala mi nadal mówić... Wolność istnieje dopóki nie robię nic przeciwko niej... Ona widzi wszystko. Przed nią nie ma tajemnic... Ze mnie może czytać jak z otwartej książki i nie ma przed nią oporu. Nie ma przed nią ucieczki... Wolna wola pod stałą kontrolą. Tak to tylko można nazwać. Jest granica w moich działaniach. Chęć samodzielności może okazać się zabójcza... Nie wiadomo tylko dla kogo - dobierałam słowa ostrożnie. Miałam nadzieję że tego Matka nie wychwyci w umyśle roju... Miałam nadzieję że nie będzie kontynuował tego tematu i zrozumie dlaczego... Zależało mi na nim... Niestety nie wiedziałam czy mogłabym chronić przed sobą samą... Gdyby się okazało że wyrok zapadł...

  3. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Nigdy nie chciałam pozbyć się swojej ciekawości... Ciekawość zaprowadziła mnie do ciebie... Czego nie żałuję. Ciekawość to nierozłączna część mnie. Czy żałuję że ją właśnie posiadam? Nie... Ja się cieszę że jest połączona ze zmysłem bezpieczeństwa i nigdy nie zdarzyło mi się wpaść z jej powodu w kłopoty, bo wiem kiedy się cofnąć... - skontrowałam po czym zaczęłam wymieniać mu znane fakty. - Sam powinieneś zauważyć na gali... Gdy się wycofałam z klubu zanim zdążyliście pomyśleć że coś tam jest. Ja wiem kiedy się robi niebezpiecznie zawczasu - rzekłam rozbrajająco co zostało połączone z drobnym uśmiechem.

    - Cena za to wszystko jest za duża... Ty co prawda nie wiesz kiedy umrzesz, ale naturalnie ze starości zrobisz to w najmniej optymistycznej wersji koło 80 czy 90... Ja połowę życia mam za sobą już dawno... Mam praktycznie wyznaczony miesiąc kiedy to ma się stać nieodwołalnie. Czy moje ciało w tej perspektywie wypada na take które jest lepsze? Czy jego naturalne instynkty są do przyjęcia nie mogąc chorować... Odurzyć się czymkolwiek, by zapomnieć... Pamieć... Pamiętam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami... To co jest warte i to co najchętniej chciałoby się zapomnieć, bo było błędem z perspektywy czasu. Sam stwierdź w sobie czy warto jest mieć to co ja mam... Nie mogąc tylko chorować... To wszystko idzie w komplecie... - rzuciłam już mniej entuzjastycznie. 

  4. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Dla ciebie to coś złego... Dla byłaby to nowość, której nigdy nie doświadczę... - rzuciłam. - Nie dziw się mojej ciekawości, gdyż nie jest jeszcze natrętna, aczkolwiek nie jest też dystyngowana... Jest nielogiczna... - urwałam na dłuższy moment. Myśląc na szybko nad wszystkimi moimi niewypowiedzianymi celami. Czego tak naprawdę chciałam od Fire?

    - Widzisz właśnie tego chce się dowiedzieć. Co tam robiły... Kim są. Dlaczego los właśnie tam je zaprowadził. Może widziały coś czego tyś nie dojrzał? Nie wiem... Wiem jedno... - zamilkłam patrząc dokładnie na swoje kopyto. - Będę musiała do niej podejść dość blisko i nie powiedzieć za dużo... Uważać i zaryzykować, by ww najgorszym wypadku wyjść na niepoczytalną wariatkę... To brzmi jak plan...

  5. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Prześpij się... To nie morze by kołysało... Więc powinno być tylko lepiej po tym... Żołądek nie będzie szalał. Cokolwiek to nie byłoby powinno zostać wytrute do rana - rzekłam siadając na boku łóżka i kładąc się na grzbiecie. - Jak to jest być chorym? - pomyślałam na głos przymykając oczy. Miałam dość wspomnień na ten temat, by móc wyobrazić sobie chociaż trochę jak to jest. Jak się czuję. Nie chciałabym czegoś takiego przeżyć. Gdy ciało zdradza właściciela i odmawia posłuszeństwa przez coś z czym nie można walczyć, bo malutkie... Nic nie znaczące. Potrafi położyć niejednego kuca w parę godzin... Każąc się bronić... A nawet sprowadzając śmierć...

  6. Tak naprawdę nie ma w ty nic złego, jako że jest to zwyczajnie moje przyzwyczajenie i jest to subiektywne, więc nie do końca może się liczyć w fachowej ocenie. Poczekaj... Może jeszcze się spotkamy i to ja rozsadzę ci mózg. Inaczej co prawda... Bo w coś takiego nie zamierzam się bawić. Zresztą zobaczymy co los przyniesie. Monika w tej wersji właśnie zakończyła swój żywot... a może nie? Sam nie wiem.

     

    Od razu ograniczyć... To za dużo powiedziane. Zmienić trochę na inny. Prze osoba pisząca powinna być elastyczna, co do wszystkiego. Nie zawsze trza pisać całe poematy. W mniejszej ilości tekstu też powinna dać radę się zmieścić. Jeśli ktoś chce uważać że potrafi powiedzmy coś wy klikać.

  7. Dzięki Zegarmistrzu za walkę i pozdrawiam wszystkich tych którym chciało się to czytać, tych którzy wzięli udział w turnieju i polegli w międzyczasie pod klawiaturami silniejszych, ponieważ chciało się im chcieć wziąć w tym udział. Prawdą jest taka że dostałem się tu łutem szczęścia. Nie znalazłem się w pierwszej szesnastce...

     

    Rozwaliłeś mnie Przeciwniku w momencie gdy wyparowałeś Lüge zewsząd... Po tym straciłem rezon i zacząłem się chwytać wszystkiego czego mogłem zmieniając na bieżąco świat w głowie... Stąd widoczna forma... Tłumaczyć się bardziej nie będę. Nie widzę sensu... Jest co jest. Spisanej rzeczywistości nie zmienię już... Choć prawda główna przez dłuższy czas było zupełnie inne niż spodziewałbyś się Panie Z. Pewna część wiary miała być jednym z kłamstw.

     

    Skoro teraz mówisz że wolisz krócej to trza było to powiedzieć wcześniej, a nie się niepotrzebnie męczyć. "Słuchaj młody. Ja wiem że ty lubisz pisać, ale mnie to delikatnie mówiąc denerwuje... Więc wiesz, spasuj z tym. Krócej można. Wiem że umiesz." Załatwilibyśmy to jak swoje chłopy z osiedla i było by dobrze... Byłoby krótkie: "Okej..." z mojej strony. Rozeszlibyśmy się obustronnie zadowoleni. Ja bym miał wyzwanie... Jak skrócić to co mi na język przyjdzie, a ty miałbyś mniej do czytanie. Wszystko da się załatwić...

     

    Starcie z tobą zupełnie inaczej sobie wyobrażałem, ale to wyobrażenia są zwodnicze. Są za piękne i za bardzo odbiegają od rzeczywistości... Tak i teraz się stało... Liczyłem na coś i dane mi nie zostało. Musiało powiedziane zostać trudno i trza było lecieć dalej z koksem. Co do wiary że nic jej nie zrobić nie możesz sam możesz się tylko winić. Świat rządzony jest przez przyczyny i skutki.

     

    Jako samozwańczy władca czasu i przestrzeni znane być to Ci powinno. Ruszysz cegłę u doły poleci na ciebie cały mur. Z czasem nie ma zabawy... Może być tylko gorzej. To właśnie stało się po przez usunięcie Lüge. Głównym kłamstwem było to że ona zaczęła wierzyć w to co jej pokazał umysł. W swoje ograniczenia po przez moc daną jej od demona... Miały być tylko sfery i ich wielki mix... Co zostało ukradkiem przekazane w ogólnym rozrachunku. Wymazując ją [tego się w ogóle nie spodziewałem] ściągnąłeś jej kolokwialnie mówiąc ograniczenie prądowe i popłynęło przeciążenie o znaku nieskończoności, a nie wartość 8 krotna znamionowego... Jej moc wydostała się poza wszelką możliwą skalę... Bo tak trza było postąpić. Zabrakło fundamentów, więc mogła odlecieć w konkretny kosmos. Co zresztą sam zrobiłeś, a czego ja wolałem nie robić. Stąd bomba w 3 poście co miała posłużyć jako swoiste ograniczenie...

     

    Moje zarzuty do ciebie są za słabe, by je dłużej wymieniać. Jedyne co mi się u ciebie nie podobało to zdarzenie w 6 poście... Zamykasz w kuli... Koszmarkowa dłoń i miasto z wojownikami rzucającymi harpunami... Sorry. To odrobinę za dużo jak na jeden moment... Tak to nie bardzo widzę gdzie mógłbym się przyczepić.

     

    Razorhead... Żadnych zarzutów mieć nie mogę... Każdy robi jak chce... Byle nikt nikogo nie zamykał w swojej wizji... A więcej zakończeń się nie chciało mi się pisać...

     

    Zakończenie:

    Monika obudziła się połamana nad jednym ze swoich zeszytów zapisanym ołówkiem... Świeczka paliła się jeszcze nikłym płomieniem. Nie musiała spoglądać na zegarek, by wiedzieć że jest między 3 a 4, jako że zaczęła około dwudziestej, a świeczka tliła się jeszcze naprawdę delikatnie... Znów przysnęło jej się podczas pisania, tworząc całą gromadę najpierw luźnych myśli na temat walk magicznych, a później coraz chaotyczniejszych i ciemniejszych. Przekraczających wszelkie granice pojmowania...

     

    Bez dwóch zdań mogła powiedzieć że było to dość ciekawe i powinna to spisać jak najszybciej. To co chciała zapamiętać na dłużej, bo było naprawdę warto... Przecież każde jej mrugnięcie usuwało jeden z obrazów z jej pamięci, a zamknięcie oczu na dłużej mogło spowodować całkowitą utratę sensu całych sytuacji. Wybór należał do niej... ale w szkole to ona w szkole jutro musiała się zjawić... przytomna. Tu wybór został podjęty za nią. Ona nie mogła przeciwstawić się rzeczywistości. Nie tak jak tam.

     

    Zakończenie alternatywne klasy dark:

    Monika otworzyła oczęta, a sama unosiła się w nieprzeniknionej pustce... Pod palcami czuła chłód jak zagłębiały się w bardzo niestabilnej powierzchni, której nie mogła porównać do niczego konkretnego... Jej znanego. Zaczęła się rozglądać w próbach znalezieniu jakiegokolwiek punktu odniesienia... Próbowała krzyczeć, ale nawet echo się do niej nie odezwało... Napięcie rosło w niej powoli... Gdy uspokoiła się równie nagle co zaczęła panikować.

     

    - To nie możliwe. - Wydawało jej się że pokiwała przecząco głową. - To sen, który się skończy... - mówiła spokojnie do siebie. - Tak na pewno...

    - So gesehen, hast du Recht1... - odezwała się po raz pierwszy głos, inny niż jej, a dziewczyna umilkła dostając nerwowych dreszczy. Próbując zrozumieć co zostało powiedziane. - Du könntest Recht2... - rzuciła wątpliwością co do jej racji że jednak nie wszystko jest tak jakby chciała. - Haben da hast du nicht Recht3... - Ton drugiej postaci przesiąknięty był wszelkim dostępnym jadem. To jednak nie krzyknęła... Wzięła parę krótkich oddechów. Nie zamierzała tego słuchać...

    - Przyzwyczaiłaś się... Ładnie, ładnie ale zupełnie nie potrzebnie... W niczym ci to nie pomoże. Nie jesteś pierwsza i ostatnia... A teraz przyszła po moją nagrodę w imieniu Babilonu. Patrz na świat... Nic nie zrobisz od dzisiaj sama. Twoja wola... Usta... Zachowanie jest nasze... Zresztą sama się przekonasz. Pusta... - powiedziała ostanie słowo dziwnie obojętnie...

     

    Świat się rozpadł dla niej, a ona otworzyła oczy na rzeczywistość. Chciała podnieść rękę. Nie mogła... Nic nie mogła... Tylko myśli należały do niej, gdy zaczęła poruszać się sama z siebie. Pytała i krzyczała w myślach... Ale odpowiedzi nie nadchodziły. Nigdy nie nadeszły... Robiła rzeczy, których nigdy by nie zrobiła... Rzeczy okropne... Jej krzyk jednak pozostawał niemy, aż do całkowitego szaleństwa zamkniętego przed oczami wszystkich wokół. Nie mogli jej pomóc... Bo jakby mogli, nie wiedząc kompletnie nic? Tylko widzieli że się stoczyła...

     

    1Patrząc na to w ten sposób, masz rację...

    2Być może masz rację...

    3Otóż nie masz racji...

    • +1 1
  8. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    Pozwolili mi poeksperymentować w kuchni... Niestety musiałam pozwać cały zlew garów, na co trochę czasu zeszło... Nic nie ma za darmo, ale miałam to co chciałam i wracałam z nadzieją że Golding jeszcze się trzyma... Niosłam w szklanej, ciemnozielonej butelce wielokrotnego użytku biały, dość gęsty płyn. Nie będę mówić co tam władowałam i lepiej tego nawet nie wiedzieć, by umysł nie przetwarzał tego w ten sposób że składniki nie bardzo grają ze sobą. Sekretem nie było że jednym z składników był mocny alkohol wszelkiego rodzaju, śmietana na żołądek i ziarna kawy na wyostrzenie zmysłów. Miałam nadzieję że jego serce wytrzyma tą białą mewę1 że nie zwymiotuje. Ogólnie poczuje się lepiej jak wstanie rano.

    Weszłam cicho do pokoju niepewnie zaglądając do niego. Spojrzałam na ogiera siedzącego na krześle. Aż tak z nim było źle? No to chyba byłam na czas.

    - Weż parę łyków.- Pokiwałam potakująco. - Nie pytaj co tam jest. - Zaprzeczyłam głową. - Najlepiej wlej to sobie wprost do gardła. - Uśmiechnęłam się podając mu butelkę.

    1Biała mewa - powszechnie znana mikstura wśród marynarzy. Pozwalająca wyzdrowieć z każdego cholerstwa jakie może się trafić w każdej strefie klimatycznej w ciągu paru godzin, by być zdolnym do służby. Dobra na wychłodzenie i gorączkę. Prosta do przygotowania w prawie każdej kuchni posiadającej dane składniki. Receptura niejednolita w zależności od statku i dostępnych składników. Oczyszcza i wzmacnia organizm.

  9. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    Gdy mnie musnął, po raz któryś co już przestałam liczyć, bo tyle już tego było, przeszło na mnie parę ciepłych iskier. Nic wielkiego. Nic czego bym się nie spodziewała po nim, gdy już tyle przy nim orbitowałam, mieszając jego emocje. Sama otrzymując coś więcej niż zwykle. Coś czego nie bardzo dane mi było wcześniej poznać i zbadać, by spróbować choć trochę to zrozumieć, choć im bardziej próbowałam miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Powody przestały się liczyć... Nie do końca stawało się to dla mnie jasne ale nie potrafiłam zaprzeczyć temu czemuś... To się działo.

    - Lepiej szybciej, niż później... Bo w końcu każdy wraca... Pytanie kiedy? - szepnęłam idąc we własnym kierunku. W kierunku kuchni mając nadzieję że dadzą mi dostęp do kuchni na może dziesięć minut i dadzą zrobić to co potrzebuje bez żadnych problemów... Przecież chce tylko komuś pomóc na własny sposób... Kuc ma się nie zgodzić? Przecież bałaganu im tam nie zrobię.

  10. [675] [Lust Tale [Forest Song]] [5z5]

    Doszliśmy do naszego krótkotrwałego miejsca zamieszkania... Cieszyłam się na to że mogłam schować się w cieniu. Słońce jest za ostre czasami pod tym względem, choć daje i odbiera tym samym życie, którego pasmo est bardzo cienkie... Księżyc pod tymi wytycznymi wydawał się doskonalszy... ale jego światło nie pochodziło od niego... i nie dawało życia... Coś za coś. Nocą ta podróż wydawałaby się o wiele przyjemniejsza... Chłód otulałby nasze ciała.

    - Idź jak chcesz do pokoju... Ja wrócę za parę minut, albo szybciej jak nie dostanę tego co bym chciała... - powiedziałam czekając jeszcze chwilę na to co zrobi...

  11. [675] [Lust Tale [Forest Song]][3z5]

    - Skoro tak mówisz... - stwierdziłam lekko, a w mojej grze tkwiła ukryta wątpliwość, co jednak nie była okazana bardziej niż mi było to potrzebne... Grać możemy naprawdę długo, ale napierać nie miałam zamiaru dalej. Nic w głowie mi nie tkwiło z wątpliwości że będzie się męczyć tak długo aż nie będzie miał już sił iść dalej. Odbierać mu jego honoru i dumy że da radę to zrobić... Nie chciałam mu nawet bronić tego robić jako to był tylko jego wybór co do tego jak będzie żył. Żył tak jak sobie postanowi... Szłam przy jego boku powoli... Nie śpiesząc się, by nie nadwyrężyć jego sił.

  12. [675] [Lust Tale [Forest Song]][1z5]

    - Nasz transport się zmył, licząc na to że jestem winna i mógł zrobić sobie wolne? - rzuciłam ze smutkiem, patrząc że nigdzie nie było smoka, który tu nas przywiózł. To komplikowało plany, skoro Golding nie czuł się najlepiej, pozostawał tylko powrót do hotelu na własnych kopytach w nieubłaganym skwarze słońca. To nigdy nie było specjalnie przyjemne nawet dla mnie. Zwłaszcza teraz nie bardzo mi to odpowiadało... - Dasz radę wrócić na piechotę - spytałam się. Spodziewałam się usłyszeć mimo wszystko tak. Nie sądziłam, by mógł odpowiedzieć inaczej...

  13. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    - To trzeba będzie Cię wyleczyć... i to szybko... - Zakręciłam nosem, a w moim głosie usłyszeć można było pewnego rodzaju troskę o niego. Może bardziej wychodziło to z całego planu do zrealizowania niż akurat jego osoby, która była mi potrzebna... Tu i teraz. - Biała mewa postawi cię na nogi... Z całą pewnością - rzuciłam kiwając głową. Tylko skąd ja wezmę składniki. W kuchni pewnie mi pomogą jak ładnie poproszę. Dlaczego by nie pomóc klaczy w potrzebie, co chce pomóc swojemu ogierowi... To kucyki. Nie mam co się zadręczać problemami póki nie wrócimy do hotelu.

  14. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    - Czy to nie twoje słowa... Będę przy tobie bez względu na wszystko? - wypomniałam mu zbliżając się do jego ucha. - Nawet na dno? - To już trącało swego rodzaju złośliwością ubraną we własne słowa, ale to byłam właśnie prawdziwa ja, a nie jakaś skórka. Czy wkurzona klacz co zapomniała o swojej naturze, bo ktoś bardzo nieumiejętnie wjechał na jej honor, którego to będzie bronić w trosce o swoje dobre imię... Jako Lust rozegrałabym to mniej emocjonalnie... Chwytałabym się zupełnie innych argumentów. Inaczej bym rozmawiała...

  15. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    Strach... Kto go zazna, strzeże się go jak może nie chcąc go zaznać bardziej niż bywa to konieczne. W odpowiedniej ilości całkiem motywujący, ale jak jego poziom utrzymuje się za długo zaczyna być naprawdę nieprzyjemny. Zaczyna przysłaniać spojrzenie na świat, co zaczyna szeptać naprawdę dziwne rzeczy pragnąć tylko by zbić z drogi do celu.

    - Warto było? - rzuciłam, by go bardziej dobić psychicznie, ale w moich oczach było współczucie, którego w sercu można próbować by szukać zupełnie na marnie. Nie znajdowała się tam nawet iskierka pojednania między mną a nim. Zapanowała zupełna sprzeczność między czynem, a myślą ukrytą głęboko w głowie.

    - Dziękuję - zwróciłam się do smoka - za delikatność... - Skinęłam głową na znak szacunku ale gdzieś w mojej głowie grzmiało szyderstwo, którego niestety nie mogłam pokazać. Nie miałam w tym żadnego interesu. - Do widzenia - pożegnałam się wychodząc, by podejść do Goldinga.

    - Możemy iść - oznajmiłam radośnie. - Nie będzie już z nim problemów.

  16. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    Gdy ktoś za dużo mówi zwykle oznaczało to jeszcze większe kłamstwo z jego strony... Prawda nie potrzebuje dużej ilości słów... Ona jest. Kłamstwo trzeba urzeczywistnić. W tym tkwił cały sposób, by stało się to prawdą... Smokom kłamać w żywe oczy... Jestem ciekawa czy mu się udało.

    - Golding, porozmawiamy jak wrócę, czy wszystko z tobą na pewno jest w porządku - powiedziałam patrząc na niego kątem oka. Był inny... Zresztą jak będzie chciał mi powiedzieć to to zrobi. Naciskać wcale na niego nie muszę, bo nie jest źrebakiem, którego trza pilnować na każdym kroku.

    Przeszłam przez drzwi i zrobiłam to co o mnie prosili...

  17. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    Jakbym tego nie mówiła... Głupie smoki, co przedstawiają mnie jak jakiś przedmiot, a te jego łapska. Bryy... Nieprzyjemne uczucie. Na pewno nie wygodne... Nie lubiłam gdy ktoś mnie przeszukuje... Uwłacza mi to, a zwłaszcza mojej godności kogoś kto mówi zwykle wygodną mu prawdę... Byłam ciekawa co się stanie teraz z Goldingiem.

  18. [675] [Lust Tale [Forest Song]]

    Smoki nie grzeszą delikatnością i poszanowaniem wolnej woli skoro ciągają mnie wszędzie, widząc przecież że nie stawiam oporu i chce mieć to wszystko za sobą... Ale nie... Muszą robić wszystko siłą, bo są przecież u siebie, a kucyk nikt dla niego nie znaczy. Przecież to on jest gościem i powinien się dostosować... Nie skarżyć się. Chciałam zacząć coś mówić. Tylko sama siebie uciszyłam nie chcąc go prowokować, bo i po co mam to robić. By było gorzej niż jest... Nie jestem głupia. Zrobiłam to co chciał i liczyłam na to że zrobi to szybko. Nic na sobie nie miałam...

  19. [375+300=675] [Lust Tale [Forest Song]]//Umie wyślizgiwać się z kłopotów(masz większą szansę na wygraną w sądzie i ze strażą)

    - Los Pegasus, Arts District 92/12a - powiedziałam machinalnie bez zająknięcia się. Co jeszcze mnie czeka... Nie wiedziałam. Chociaż? Po co miałam sobie tym głowę zawracać. Golding słyszał to co powiedziałam, a jest na dość inteligentny, by powiedzieć że go po prostu uwiodłam i nie zna mnie dobrze. Chociaż... Nie to nie mogło wyjść... Miał pójść za mną na samo dno. Prawda... Poznaliśmy się w Canterlot i przyjechaliśmy tutaj. Bez szczegółów. Data? Kiedy po raz pierwszy mnie zobaczył w tej postaci? Wigilia ciepłych serc... Prawda? Prawda...

  20. Wcześniej Zegarmistrz zastanawiał się nad konsekwencjami usunięcia Lüge z pamięci Moniki. Odpowiedź była bliżej niego, niż mógł się spodziewać, sam ją miał na myśli. Kłamstwo w każdym jej słowie i myśli... Zwodzenie że wszystko jest w najlepszym porządku, że się wygrywa. Robienie z siebie idiotki, jak przystało na nie rozumiejącą kompletnie nic blondynkę. Czy się sprawdziło? Skoro chciał już to kończyć, miał ją za kompletne nic na dodatek nie godne jego uwagi i najprawdopodobniej stracił swą gardę, to chyba można by było tak to ująć.
     
    Pozwolić komuś wierzyć że jest naprawdę dobrze, bo jak słowo może się zestarzeć, jak to się stało z całym gajem w jego głowie? Drzewa się rozpadły się na pył... Tak jak słowa, z których zostały zbudowane... Wiązania puściły między nimi, tworząc chaos niepotrzebny nikomu pył, a w nim tkwiły luzem pojedyncze litery. Czy kłamstwem nie mogło się okazać wszystko inne, skoro nie miała hamulców że kłamała samą siebie, bo tak było jej zwyczajniej wygodniej? Owszem... Straciła panowanie nad sobą w tej sferze...
     
    Tachiony zderzyły się przed nią, a z jej zeszytu wystawił głowę ten sam lis co wcześniej się wokół niej kręcił, zwłaszcza po jej wyobraźni i połknął ładunek, oblizując się przy tym, zanim zdążył dobrze zabłysnąć... To było kolejne uosobienie wady jej charakteru. Lekceważenie wszystkiego dookoła i obracanie tego w jeden wielki żart, po przez zabawę z tej złej strony, bo krzywdziła innych. Skoro wcześniej nie został doceniony, a nawet dobrze dostrzeżony, mógł działać jako kolejna wypuszczona na wolność postać, która nic nie znaczyła w tej rzeczywistości, w której Monika nie mogła walczyć... Musiała połączyć obie...
     
    Jedną myślą nadała nowe znaczenie literą, które je utraciły. Tworząc tym dwa pojedyncze, fioletowe okręgi blisko średnicy areny, w dwóch płaszczyznach, przecinający się pod kątem prostym i odpychający wszystko to co było Zegarmistrza, zaczynając spychać jego moc rezonansem cząsteczek do jednego punktu, skoro był aż takim bałaganiarzem, że rozrzucał wszystko wszędzie, mogła pomóc mu go posprzątać i odpowiednio skompresować na jego grand finale, na który to nie zamierzała czekać bezczynnie. Jego magia była specyficzna... Więcej nie było potrzebne. Jego czas mógł pokazać jej narodziny i upadek ziemi w jeden wieczór, póki miała zegarek mogła walczyć do końca. Wierzyła że jest nieśmiertelna... Tyle jej musiało wystarczyć.
     
    Nałożyła dwa światy na siebie... Jeden wybrany z wyobraźni, na drugi i w tym prawdziwszym pojawiło się parę kręgów magicznych wykonanych z atramentowych odcisków lisich łap, zrobionych na samej barierze ograniczającej pole walki... Chciał zobaczyć jej potencjał. Nie miała mu tego za złe, ale to ona chciała sprawdzić jeszcze jego, gdy w czterech kręgach zaczęła być naginana bariera antymagiczna mająca ograniczyć to co miało się dziać wokół jej przeciwnika, mającego być z kolei ściskanego coraz bardziej do postaci jajka, jak to działo z wszystkimi jądrami na przykład słonecznymi... Była ciekawa ile jest wstanie wytrzymać jego ciało działającej siły... Natężenia mocy, która miała się jeszcze bardziej kumulować w nim. Chciała go ograniczyć samym sobą, skoro każdy miał ograniczenia. Nawet ona... Musiało mieć granice wszystko. Nawet wyobraźnia. 
     
    W jej ręce z wahadełkiem zaczęła skupiać się moc... To nie mógł być koniec. Nie od tak... To wydawało się za proste. Tylko co mogło przebić barierę skoro nikt nie był wstanie tego zrobić. Nawet ona, gdyż wykazywała typowe właściwości dla rzeczy niezniszczalnych tak jak w grach, gdzie teren nie został wyrenderowany i się po prostu ginęło... Nieważne co się z tym robiło. Wierzyła w to i przez to była jeszcze mocniejsza.
    • +1 1
  21. - Skoro już mnie rozgryzłeś, a przynajmniej tak ci się wydaje - mówiła to powoli, zbliżając się do niego, znając konsekwencje tego czynu. Chwile wcześniej przecież je przeczytała w zeszycie. -  To co szkodzi mi tu wrócić z nowym pomysłem? Moje nazwijmy to czary, chociaż... - urwała nie mogąc sobie przypomnieć słowa. - To nie kidō, by miało z czasem słabnąć. To nie logiczna fizyka, ścisłe zasady. To plastelina. Albo lepiej. Modelina! Bo opisana twardnieje, jak tylko uwierzę. Twoje słowa nic nie znaczą... Wiesz okres buntu i te sprawy... Bez urazy. - Urwała ten temat.

     

    - Nie czujesz tego co ja, robiąc to? Radość... Dreszczyku radości z czegoś nowego... No nie możesz... Jesteś tylko starym jak świat, na dodatek oszalałym antagonistą, nie umiejącym się nawet bawić, dając zrobić komuś ruch... Niszczysz wszystko. Doszczętnie pożerając... Ja chociaż zostawiałam szczątki. Fragmenty areny... - W rękach trzymała rozlatujący się zeszyt, cierpiący z upływu czasu. - Nudny jesteś... - Ziewnęła sennie. - Już nawet tamten faun wydawał się ciekawszy... - Znowu zmieniła punkt widzenia.

     

    - Nie zgrywaj przynajmniej członka Espady numer dwa, Baraggana Louisenbairna, króla i boga Hueco Mundo i władcy Las Noches z Bleacha, bo to się naprawdę nudne robi, jak się porówna wasze gadki szmatki, bo nawet jego spotkała śmierć, choć władał nad nią z pomocą czasu... Tak samo jak ty! Wniosek... Każdy musi upaść... Potrzebny jest tylko sposób... Gratulacje... - Spojrzała na swoje żylaste ręce, starzejące się w zastraszającym tępię. - W mojej rodzinie rzadko dożywa się emerytury... Rak i mnie to miało czekać... Czuje ból w sercu - szepnęła spokojnie, gdy jej ciało zaczęło rozpadać się na pył, na jej mętniejących oczach, z których ulatywało życie jeszcze szybciej, po raz kolejny w czasie turnieju, tylko w tym momencie nie było Lüge, która mogłaby ją zastąpić na polu... Zeszyty się rozpadły na pył, który i tak zniknął pochłonięty... Nic nie zostało, a to były jej ostanie słowa na tamtą chwilę.

     

    ***

     

    Po paru sekundach, znikąd w powietrzu pojawiła się brama niebieska o szczerozłotych cienkich sztachetach... Odezwały się trąby anielskie, co wstrząsnęły całą okolicą, by przegnać całe zło świata, a po tym otworzyło się przejście, wypuszczając na zewnątrz parę kolorowych chmurek, tworzących ścieżkę, a ciemność została oświetlona boskim światłem, niszczącym tylko małe fragmenty ciemności, jako że nie było jakoś szczególnie mocne...

     

    W oddali usłyszeć można było głośną rozmowę dwóch, nie śpieszących się specjalnie, osób... Typowe damskie gadanie o przyziemnych sprawach... Dopiero po chwili wyłoniły się właśnie one... Cała i zdrowa Monika w swoim naturalnym wieku, trzymająca pod pachą parę swoich zeszytów i o dziwo nienaturalnie różowa suczka pudla z aureolą nad głową, co śmiała się chyba z jakiegoś dobrego żartu. Może nawet z kogoś, bo spojrzała dość krzywo na osobnika, od którego emanowała naprawdę zła karma.

     

    - Dzięki Annabel! Na ciebie zawsze można liczyć. Mam nadzieję że za szybko się nie zobaczymy ponownie. Trzymaj się... - rzuciła, a jej oczy skierowały się na Zegarmistrza, gdy brama się za nią zamykała... Na jej twarzy można było zaobserwować nonszalandzki uśmiech.

     

    - Wyjaśnijmy sobie... - powiedziała podniesionym głosem, nie pasującej do niej samej. Wykonała typowy polityczny zabieg. Atak z brakiem odpowiedzi. Kształtowanie wizerunku; jestem lepszy, a nie nauczyciel i uczeń, co było czystą głupotą... - Możesz być nawet bogiem. Nie rusza mnie to nawet o milimetr. Tu chodzi o zabawę. Nie zasady... Walkę... Wygraną czy przegraną, tylko pokazanie czegoś niezwykłego. Więc spasuj z tym wszystkim stary. Twój czas już mnie nie tyka... Nie ważne jakby gnał... - Pokazała dyndający srebrny zegarek kieszonkowy na łańcuszku, tykający naprawdę głośno, jakby specjalnie był podpięty do dwustu watowego głośnika... Owinęła sobie go wokół lewego nadgarstka, gdy z kolei sama zaczęła recytować.

     

    - Jak Feniks, to jest właśnie Ja... z popiołów odradzam się!

    Historia ta, nie zaznała jeszcze finału, przez chaos spisywana...

    To jest mój znak, płomienia żar w jasności dnia!

     

    To była pierwsza jej przyśpiewka, która z pozoru nic nie wniosła... Jej jednak zrobiło się cieplej na sercu, a w oczach pojawił się niewytłumaczalny płomień... Co zaczął zbierać się w niedługo później w jej zaciśniętych dłoniach w postaci kolorowych ogników. Nie mogła dawać... Nie mogła brać. Brzydziła się otoczeniem, które było brzydkie chyba tylko dla samej zasady. Nie umiała znaleźć w tym wszystkim krzty epickości. Czas... Upływ czasu... Wiedziała co zrobić. Puściła zeszyty, co zaczęły orbitować wokół niej. Pochwyciła najcieńszy i właśnie jego otworzyła.

     

    - Ja raczej nie chce sobie ręki uciąć, by cię pokonać od środka... To nie dla mnie. - Kręciła nosem na własne opcje. - Będę chciała napisać że chce znieść twoją barierę miedzy czasem, to mnie wyśmiejesz. Mówiłeś przecież słabsi, silniejszy, dla mnie tylko czas i kupki popiołu inni... Ale po co ja to mówię. Po co mam się ograniczać... Czas każdego dotyka! A ty pójdzie do piekła - tu straciła swą pewność - albo do nieba. Los zadecyduje. Pora na ciebie już - rzekła klaszcząc w dłonie, jakby jeszcze nie miała ich rozgrzanych, gdyż buchnęły wokół nich jeszcze większe płomienie.

     

    - Są trzy prawdy ostateczne!

    Sąd, raj i wieczna mordęga...

    Dziś zapadł sprawiedliwy wyrok losu!

     

    W jej rękach zmaterializowała się pojedyncza moneta... Jedna strona biła mroczną poświatą, druga wręcz przeciwnie. Ją rzuciła w powietrze zamykając oczy... Marzyła, by wysłać swoje przeciwnika do piekła... Chwyciła monetę i położyła ją sobie na dłoni.

     

    - Wyrok zapadł! - Zajrzała na na monetę, a jej oczy momentalnie się powiększyły. - Coś nie tak jest z werdyktem, ale co ja mogę, jak nie mogę... Mogę tylko egzekwować wyroki... - Jej ogień na rękach zbladł aż do białości... Czas mógł działać... Ona miała dość mocy, a wszelka siła malała z kwadratem odległości... Musiała tylko trzymać dystans... Skoro nie mogła działać inaczej.

     

    - Niebiańska klatka dla tych co nie chcą,

    czują niepewność, łagodząca obyczaje...

    Zawsze jest nadzieja... Spotkała i ciebie!

    Przyjmij proszę tą szansę resocjalizacji!

    Jak nie, to moja siła tobie pomoże,

    zaznać wiecznego spokoju, byś się nie męczył...

    Tą bolesną wiecznością!

    Zaznaj szczęścia...

     

    Z jej dłoni wystrzeliła biała wstęga, zaczynająca opasywać się w stosownej odległości, tworząc kulę, wokół samego skazanego na wieczną sielankę. Skoro czas go nie tykał, ktoś wreszcie musiał skrócić jego męki wieczności. To byłoby na tyle z logiki Moniki. Chciała dla niego jak najlepiej, ale myśląc dalej... Po co miała to robić... Nigdzie go nie zabijała, tylko dawała wieczne dobro. Czy mógł istnieć większy dar. Ale Monika znając go na tyle że przewidziała że albo rozerwie to wszystko, jakby nie miało to najmniejszego wpływu, lub też sprowadzi na to wspaniałe miejsce apokalipsę, do którego chciałaby go wysłać. To nie było ważne. Ważniejszy był cały fortel pod maską ironii.

     

    - Więzienne bramy niebieskie otwórzcie się, dla nowego członka waszej społeczności! - zawołała z udawaną radością, a za nią otworzyła się przeogromna, biała brama z kości słoniowej, pełna łańcuchów, co przykuły się do jej bańki, oplatając ją na dodatek wzmacniając tym i zaczęły ją zaciągać do środka, by zamknąć wybrańca na wieczność po drugiej stronie. Z niej samej nie wydobyło się lekkie światło tak jak w przypadku poprzedniej tylko żar, co wypalał wszystko co nieczyste i rozpraszał cienie, oczyszczając to co zostało skażone w całym otoczeniu. Teraz mógł zacząć się bój... Nieśmiertelny przeciwko rzeczą ostatecznym... Bo jak zerwać niebiańskie łańcuchy, co nie uznają upływu czasu i starości...

     

    - Spaß... Wiesz co robić... Skoro tego naprawdę chce ode mnie... - rzuciła do siebie. Nikt jej nie odpowiedział. - Sprawdzać możliwości. Pokażemy mu jeszcze - zaparła się o własne słowa.

     

    //Skoro nie lubisz tego znaczka "ü". To dla twojej informacji. Ten "ß" można zapisać jako "ss" i nie będzie to zły zapis skoro nie masz tych znaków na klawiaturze,. Tak na przyszłość, bo będzie to potrzebne.

  22. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    - No to powtórzę jeszcze raz ale prościej. Nie zrobiłam tego. Nie znam tego kuca. Nie wiem o jaki pierścień chodzi. Przyszłam tylko na ten wykład i słuchałam go uważnie. Zwinęliście mnie po wykładzie nic przy mnie nie znaleźliście ~ to jest niepodważalny fakt. Nie miałam gdzie go nawet schować w między czasie - powiedziałam, a rzeczony smok też nie odpowiedział na moje pytanie... Czyli musi być więcej niż ignorantem... Krzyczeć tylko umie, gdy głosu się nie podnosi tylko przedstawia swoje fakty ze swojego punktu widzenia, a faktem jest że pierścienia nie mam... Nie połknęłam go przecież... W grzywę mi go nie władował w moje warkocze. Więc gdzie jest pierścień? Nie podrzucił mi go... Poczułabym jego zapach wcześniej jakby tylko się zbliżył się na 20 metrów lub go bym zobaczyła. Nie znajdował się wcześniej w moim pobliżu...

  23. Wcześniej Monika musiała trzymać się jednego narzuconego jej przez własną wyobraźnie schematu... Nacinanie planu i interakcja z otoczeniem, by sprowadzić własne zasady i przeszkody. Przez Zegarmistrza wszystko uległo kompletnej zmianie, ale w tym pozytywnym sensie. Brak zasad ~ anarchia po przez wprowadzenie w życie słowa zamkniętego w podświadomości... Czysta moc tego czego już dokonała i tego co chciała jeszcze zrobić w życiu się obudziła, wypełniając jej umysł piękną wizją wspaniałych czynów. Od to co ją otaczało w postaci fioletowych wstęg... Najprawdziwsza potęga pochodząca wprost z jej głowy...
     
    Zeszyty wokół przyjęły uderzenie temporalne, ukazały wokół niej barierę, na której były zgromadzone jej słowa, która zaczęła wtrącać we wszystko własne niepodważalne zdanie... Oznajmiając: Nic nie zmienisz. Nie przejdziesz! Tworząc tym jej kontrolowaną sferę bezpieczeństwa... Tam stać spokojnie mogła całe wieki niewzruszona...
     
    - Morze wszelakich uczuć...
    Spisanych smutków i radości...
    Miliony ułożonych w całość słów...
    Oddajcie mi dziś włożoną w was moc!
     
    Moc więzienia tego co się wydarzyło.
    Tego co się jeszcze wydarzy.
    Opis tego co nie nastąpi...
    Potęgę włożonego w was trudu! - powiedziała pewnie to co przyszło jej na język, a wstęgi wokół niej przybrały na wielkości, gdy zaczęła budzić jeszcze więcej spisanych wspomnień na kartkach wokół niej.
     
    - Czasem się bawisz... Sama to robiłam! - powiedziała ostentacyjnie. - To moja sztuczka... - Zmrużyła chytrze oczy, chwytając jeden z najnowszych zeszytów i otwierając go na losowej stronie. - O tutaj! - Pokazała palcem, udowadniając swoją rację na stronie z zapisanym pojedynkiem z Spacetime Dancerem, gdzie wszędzie było wymazane imię Lüge i każdy jej najmniejszy opis, czy synonim, jako że nie mogła już istnieć w żadnej pamięci... Niektóre strony wręcz straszyły białe ale większość przetrwała niezmieniona z powodu niemożliwości zmieniania w nich niezaprzeczalnej prawdy, co się stało... Jeszcze nie nadszedł na to czas, by ktoś znalazł na to odpowiedz i zapisał to ponownie według własnego uznania... Zwłaszcza Monika nie miała chwili, by do tego usiąść i uporządkować wszystkie zagubione wspomnienia wiążąc to co pozostało.
     
    - Słowa dają zasady.
    Świat je łamie bez trudu... 
    Pokażcie dziś swą prawdziwą moc...
    Urzeczywistnione spojrzenie...
    Wprowadźcie równowagę,
    na swych żelaznych konarach!
     
    Czas mógł płynąć w różnym tępię... Znaczenie słów mogło ulegać ewolucji i zmianą w całym okresie, ale ich znaczenie w głowie Moniki nigdy nie mogło ulec zmianie póki dychała i trzymała w zaciśniętych rękach ołówek... Zawsze znaczyły dokładnie to samo i ani kapkę dalej. Było tylko to co spisane dla niej... Z jednego z zeszytów wystawił niezależnie głowę atramentowy lis zbudowany z prostych pociągnięć i zaraz się schował spłoszony tym wszystkim co działo się dookoła...
     
    - Zaczynamy zabawę! - rzuciła wesoło kształtując ze wstęg kulę, którą następnie wyrzuciła daleko za siebie... Nie było to materia... Czas nie mógł tego zatrzymać... Czar nie mógł osłabnąć, gdy był stałą na warunkach w głowie Moniki ~ urzeczywistnionym, niezachwianym słowem.
     
    Kula zatrzymała się z trzydzieści metrów za nią tworząc fioletowy krąg o niezwykłym wzorze, wykonanym ze wstęg na kształt korzeni zbiegających się do środka... Brakowało tylko drzewa, na które to nie trzeba było długo czekać, gdy zaczęło się wybijać w błyskawicznie na wiele metrów w górę korzeniąc się w szkle że słychać było łamanie wielkich brył... Stanął tam wielki dąb wykonany z fioletowych wstęg...
     
    - Cztery pory roku...
    Zima - czas przetrzymania!
    Wiosna - czas rozkwitu!
    Lato - czas owoców!
    Jesień - czas przemijania...
    Drzewo długowieczne...
     
    Z kolejnymi jej słowami drzewo najpierw wydawało się martwe... Później pojawiły się na nim pąki, następnie wykształciły się liście i owoce... Wszystko wydawało się bardziej niż nierealne niestety wszystko skąpane było nadal w mroku poza wzrokiem wszystkich... Jesienią wiatr zerwał wszystkie liście, a żołędzie potoczyły się po całym placu, a gdzie się dotoczyły rozkwitały na nowo tworząc następne równie wielkie drzewa w ten sam sposób co wcześniej. Tak tworzył się święty gaj będący symbolem równowagi i jedności świata... Tak też kształtowała się wielka pieczęć wykonanych z korzeni.
     
    - Korzenie mocne...
    Oprą się wszelkiej burzy...
    Kamień rozsadzą.
    Nic nie przetrwa w ich sile!
     
    Dym otaczał wszystkie gałęzie, a te same opisywały go wielokrotnie jako czarną mgłę kontrastującą z całą resztą wszelką epiką i wierszem, zyskując tym na mocy odebranej po przez słowo zaklęciu przeciwnika wymazując go kawałek po kawałku przez spalanie opisów, co równoważyło jego ciągły napływ z jednego punktu po przez utylizację w wielu miejscach jak przystało na wielki las... Wtedy jak się odrobinę przejaśniło okazało się że niebo pokrywają chmury wykonane z liści...
     
    - Cztery pory roku...
    Uwolnienie!
    Sceneria jesiennego smutku ~
    Burza dębowych liści! - rzekła z samozadowoleniem i wtedy się zaczęło.
     
    Liście porwał po raz kolejny wiatr myśli, ścieląc się między konarami niczym istna powódź, mieszająca się z kłębami dymu tworząc niezwykły widok... Wzrok mógł zostać sztucznie zdławiony. Moc Zegarmistrza była przytłaczająca, a jej źródło jedno... Słaba istota pokroju nieprzesiąkniętego magią człowieka rozpadłaby się w pył, nie mogąc znieść mocy od niego się wydobywającej. Miałaby to Monika przeoczyć, nie musząc nawet dobrze celować? Wystarczyła jej uczucie jego obecności na oko, gdzie się znajduje, by delikatnymi ruchami dłoni wprawiać w ruch wszystkie swoje powstałe ostrza, napływające zewsząd, by trafić w jeden wyznaczony im punkt. Wiedziała że to mało, ale na początek musiało wystarczyć póki jej moc nie miała jeszcze bardziej wzrosnąć.
     
    W tym samym czasie pod nim rozsadziło się podłożę pękając dając miejsca korzenią, mającym unieruchomić jej przeciwnika wiążąc jego kończyny, jakby tylko udałoby się im do niego dotrzeć... Przykuwając go kajdanami ze słowa.
     
    - Pieczęć równowagi!
    Wiązanie jedności.
    Czas, miejsce i akcja!
     
    Tym chciała walczyć z Zegarmistrzem... Im większa pieczęć tym większa jej moc, by przeciwdziałać jego anomalią temporalnych mających być związanymi korzeniami i koronami tychże drzew... Tak właśnie wyrosła przeogromną kotwicą o ciekawych właściwościach, bo materiał użyty do budowy nie był wcale zwykły... Inną sprawą że cały czas się rozrastała...
  24. [375] [Lust Tale [Forest Song]]

    Wzięłam płytki oddech przymknęłam oczy... Rzucać nie miałam się o co... Ale tak głupiego kłamstwa nie słyszałam.

    - Nie zrobiłam tego - powiedziałam spokojnie. - Ja rozumiem że niektóre ogiery biorą klacze za pazerne na błyskotki, ale to już jest przesada... Główne pytanie: po co? Na co mi to byłoby, gdy ogier za drzwiami mógłby kupić mi taki sam. Obeszłoby się bez żadnych problemów. Na jaką bym wyszła klacz w jego oczach gdybym to zrobiła? - rzuciłam swą logiką po czym dodałam: - Wasz system oparty jest o domniemanie niewinności czy od razu jestem winna i to w moim interesie leży by udowodnić że są to bezpodstawne oskarżenia? - spytałam się.

×
×
  • Utwórz nowe...