-
Zawartość
2367 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Sajback Gray
-
Nagle zaóważyłem Irona. - Hejaśki! Jak nas znalazłeś? Lubisz banany?
-
Delikatnie postawiłem klacz na ziemi, a następnie nastawiłem ucho. Chyba ktoś ciężko sapie. Może to ten co nas śledzi. Odwróciłem głowę w kierunku sapania, stojąc na tylnich kopytach. Eeee... później tam pójdę. - Fajny napój. Co chcesz z nim zrobić, oprucz wyleczenia siebie i Rubby?
-
- Rozumiem. Mam nadzieję że nikogo nie zabijesz. Co chcesz zrobić? Chyba nie to o czym myślę... . - Nadal stałem na tylnich kopytach.
-
- W moim dystrykcie też nikt mnie nie rozumie. Pinkie była... tą jedyną. Zgłosiłem się na igrzyska ponieważ dowiedziałem się że ją wybrali. Chciałbym umrzeć zamiat niej, ale to niemożliwe. Jednak ona nie chciałaby żebym się smucił. Tak czy owak, jeden z nas, lub oboje, ponownie ujrzy swoją miłość. Chodźmy, czas nagli. Zacząłem iść.
-
Na chwilę zamilkłem i popłynęła mi łza. - Tak... wyznaliśmy sobie miłość... a potem umarła w moich kopytach... .
-
- Oczywiście nie chcę żeby zginęła. Na razie wystarczy mi śmierć mojej miłości... . Poniosę ją, ale na swój sposób. Wstałem na tylnie kopyta i bardzo mocno zaparłem się za grzbiet, aż było słychać kości. W końcu bez trudu stałem na tylnich kopytach, a klacz złapałjem przednimi. Mój kręgosłup był wyprostowany. - Więc w drogę.
-
Nagle Rubby coś się stało. Czyżby ją otruł?! Chyba nie, bo zaczął nieść ją na grzbiecie. Postanowiłem nadal skakać po drzewach i ich śledzić. Przy okazji nadal wyłem. Wygląda na to że tego gościa bolą plecy, bo aż jęczy z bulu. Może mu pomogę. Wydałem z siebie wycie i nagle zeskoczyłem z drzewa. - Niespodzianka!
-
Po pewnym czasie usłyszałem strumyk. Chciało mi się pić, więc się do niego zbliżyłem. Kiedy dokładnie się przyjżałem, zobaczyłem Rubby i... tego gościa z planem. Mały psikus. - Auuuu! - Zawyłem jak wilk.
-
- Iron! Idę szukać Rubby! Uważaj na siebie! - Krzyknąłem. Postanowiłem udać się w kierunku w którym poleciała. Nie wiedziałem oczywiście gdzie, ale skacząc po drzewach, powinienem ją znaleźć.
-
Moje włosy cały czas były wyprostowane. A oko karmazynowe. Jeśli wygram znów ją zobaczę... Pinkie nie chciałaby, bym był smutny... ale jej już nie ma. Nie! Nie zawiodę jej i będę się świetnie bawił. Uśmiech powrucił na moją twarz. - Pinkie... niedługo znów się zobaczymy. Nie będę smutny. Impreza nadal trwa, zawsze będę cię kochał. - moja grzywa powruciła do pierwotnego krztałtu.
-
Powoli zacząłem opadać na ziemię. Zatrzymałem się na czubku drzewa, a następnie podniosłem kopyto i skierowałem je w niebo. - Discord! Jeśli dopuścisz, by jej ciało zostało spalone, to powyrywam ci wszystkie części, kawałek po kawałku, a potem zmielę w proszek!!!!! - Moje oko zabłysło na karmazynowo.
-
Jakaś łapa nagle zabrała ciało Pinkie. Moje oko zrobiło się czerwone i niesamowicie wysoko podskoczyłem. - Zostawcie ją! - Kszyknął i rzuciłem się w kierunku Pinkie.
-
Rubby w tym czasie uciekła. Nie dziwię się jej. W końcu nie warto mnie znać. Jestem teraz nikim. Dlaczego Iron wciąż tu stoi... niech ucieka, albo mnie zabije... mnie jest już wszystko obojętne. Przynajmniej gdy zginę, znowu ją zobaczę.
-
Dlaczego... dlaczego to ona musiała zginąć... to ja zasłużyłem na śmierć. To nie powinno się wydarzyć! Co ja mam teraz zrobić? Bez niej, mnie nie ma. To dla niej żyłem. - Co ja mam teraz zrobić... - Powiedziałem sam do siebie.
-
Nadal płakałem, aż nagle usłyszałem jej głos. Powiedziała że mnie kocha. - Na zawsze i do końca świata... pszysięga Rapida... . . Wtuliłem się w nią i zacząłem płakać
-
Siedziałem kołonniej, płacząc, a jednocześnie się śmiejąc. - To moja wina! Odebrałem jej radość! ......... przepraszam... tak bardzo przepraszam..... .
-
Usłyszałem piorun. Wiedziałem co to oznacza. Odeszła.... Pinkie nie żyje. - Hahahaha! Nie żyje! Hahaha! Ona odeszła na zawsze, przezemnie! Hahaha!
-
Pinkie spojrzała na mnie i stwierdziła że nic jej nie będzie. Wiedziałem że kłamie. Zabraliśmy ją do schronienia, gdzie zamknęła oczy. A następnie ja, pobiegłem po apteczkę. W końcu wracając, potknąłem się o gałąź która nieco mnie spowolniła - Jestem! Od razu podbiegłem do Pinkie i ją objąłem. - Nie umieraj... nie rób mi tego. Proszę... jesteś dla mnie wszystkim... zawsze tak było... przepraszam że odszedłem... - Moje włosy całkowicie się wyprostowały.
-
Pinkie mnoe nie posłuchała i jedynie rzuciła mi słodki uśmiech. Ten uśmiech który towarzyszył mi dwa lata temu. Pułapka nagle przytszasnęła jej kopyto. - Nie! Pinkie! Podbiegłem do niej i z całej siły starałem się uwolnić jej kopyto. Rubby pomogła mi uwolnić jej kopyto, a Iron wziął ją na grzbiet. - Trzymaj się. Jakoś ci pomożemy, proszę, nie teraz, jakoś ci pomożemy. - To był najbardziej wymuszony uśmiech w moim życiu. Po mojej twarzy spływały łzy. Zaraz potem pobiegłem po apteczkę.
-
Nie pozwolę żeby coś jej się stało. Jest dla mnie za cenna. Nie mogę pozwolić jej zginąć. - Pinkie... . Poczekaj! - Wszedłem za nią. Oprucz oleju jest jeszcze dużo niebezpiecznych rzeczy w tym lesie.
-
- Ślub? Hmmm... . Co myślisz Pinkie? Zaraz potem, nagle spadł jakiś deszczyk oleju. Rubby zrobiła jakieś schronienie, więc, chętnie wziąłem Pinkie za kopyto i ją tam zaprowadziłem.
-
- Tak! - Przytulas.
-
Przytulając Pinkie, nagle ponownie zobaczyłem że coś się rusza w krzakach. - Jeśli to znowu ty, to nie wasz się zrobić jej krzywdy! Jednak ostatecznie okazało się że to była Rubby. - Ooo... hejka Rubby! Gdzie się podziewałaś?
-
Hmmm... ciekawe co się dzieje z tym kucem któremu obiecałem pomuc w tym jego planie. To z pewnością będzie nielada widowisko! Mam jednak nadzieję że nie skrzywdzi Pinkie. Wiem że w końcu obaj zginiemy, ale dołożę wszelkich starań by nie zgineła pierwsza. Gdybym wtedy nie odszedł, to może nawet założylibyśmy rodzinę. No cóż, takie życie, najlepiej będzie spędzić ten czas na największym odlocie na świecie! Ciekawe też gdzie Rubby... martwię się o nią. Ale i tak najważniejsza jest dla mnie teraz Pinkie. Jednak obiecałem jej współpracę. Ten podmieniec może być także niebezpieczny, muszę óważać.
-
- Rubby? Ja też nie wiem. Kazała mi czekać na siebie na drzewie, a potem spotkałem Pinkie. Może zgubiła się we mgle.