-
Zawartość
2367 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez Sajback Gray
-
- Uuu... teoria spiskowa? No i to lubię! Chcesz zniszczyć ciemiężycieli, zerwać kajdany i... ale o co chodzi? Aha, jeśli będziesz miał czas i znajdziesz mnie martwego, to zdejmij mi opaskę.
-
- Nazywam się Rapid Brisk. Hmmm... jestem przygotowany na wypadek śmierci. A na resztę raczej też, mało jest rzeczy które potrawią mnie zaskoczyć, a w razie czego sprawi mi to większy ubaw. Wiesz może kto oprucz naszej piątki startuje w tych igrzyskach?
-
Wstałem, po czym skierowałem się do bufetu. Na miejscu, włożyłem na talerz kilka kawałków tortu czekoladowego. Pomyślałem że fajnie będzie zjeś obok kuca którego jeszcze nie poznałem, a który wyglądał za okno. Przysiadłem się koło niego. - Hejjjj. Co tam? Patrzysz przez okno? O rety jakie superaśne pogórki i krajobrazy. Jak się nazywasz? - Spytałem jedząc tort.
-
- No cóż, to co się stanie kiedy mi ją zdejmiecie, wiem tylko ja i chaos. Mogę tylko zdradzić że jestem przygotowany na swoją śmierć. Aha, kiedy to zrobicie, lepiej szybko uciekajcie.
-
- Jeśli któryś z was mnie zabije, lub trafi na moje martwe ciało, to zdejmijcie mi opaskę. - Pokazałem kopytem na oko.
-
- No cóż, przykro mi. Jednak mam do was małą prośbę.
-
- A kto to? Twoja siostra?
-
- Naprawdę? Hmmm... to raczej dobrze, może nawet przeżyję - Śmiech. - Albo i nie.
-
- Gratulacje! Nie poszło ci tak źle. Ja dostałem 11.
-
- Hmm... nie mam pojęcia, ponieważ swój pokaz zacząłem jako pierwszy. Pewnie po jednym z każdego dystryktu i ewentualnie po dwóch z nielicznych. A właśnie... jak ci poszło?
-
Wstałem i także podałem kopyto klaczy. - Rapid. Wiem o tym że umrę, ale to jeszcze nie powód by się smucić. Każdy w tym pociągu którego óważam za przyjaciela pewnie zginie. No cóż, jeśli mam już umrzeć, to wolę zrobić z tego największą imprezę w życiu niż się dąsać. Nie wiem kto cię zabije, ale możesz być pewny że nie będę to ja, przysięga Rapida. - Powiedziałem trzymając kopyto na opasce na oku.
-
Nagle zaóważyłem że jakaś klacz siedzi sama i najwyraźniej jest smutna. Podszedłem do niej by ją pocieszyć. - Hejka! Nic ci nie jest? Zaóważyłem że siedzisz jakaś przybita, mogę cię jakoś rozweselić?
-
- Ooo... to nie fer. To przecież moje kopyto. No dobra więc patrz. - Wyciągnąłem kopyto. - A oto słynne kopyto Rapida służące do podnoszenia, prosimy nie dotykać eksponatów, ale dozwolone jest wszczepienie identyfikatora.
-
- Hej! Iron, to ja, ten kucyk którego poznałeś! Chętnie z wami zjem. Co na deser, obiad a może śniadanie? A i cześć... nieznana mi osobo. - Powiedziałem z szerokim uśmiechem.
-
- Tak! W końcu się zgłosiłem. To co skonsumujemy na początek? - Spytałem z uśmiechem.
-
- Tak, takie powiedzonko które kiedyś usłyszałem od przyjaciółki. Po prostu nie mogę się doczekać rozpoczęcia - Powiedziałem wchodząc do wagonu. - Hej popatrz to nasz stary znajomy i ten changeling.
-
Rapid nieco zdziwił się nieco tym pegazem. Coś kojarzył tego kucyka, ale nie pamiętał skąd. - Spoko loko pogo, więc chodźmy coś zjeść.
-
- Nie jesteś bezwartościowa, dla mnie zawsze będziesz wyjątkowa. Nie stujmy tu i skoczmy coś zjeść.
-
-Pewnie trudno. Ale nie martw się, ja cię obronię - Powiedziałem nadal tuląc.
-
- Uuuu, chyba ci nie poszło, ale nie martw się, ja w ciebie wierzę. - Kończąc zdanie, przytuliłem klacz.
-
Wciąż siedziałem na ziemi. Powoli zacząłem zasypiać, aż nagle usłyszałem za sobą głos. To była dobrze znana mi klacz. - Nie najgorzej, 11 punktów. - Odpowiedziałem wyciągając się.
-
W końcu znalazłem się w wagonie który łączył się z wagonem byłych zwycięzców. Przyłożyłem ucho do drzwi by coś nasłuchać. Po pewnyn czasie lekko mnie to znudziło i oparłem się o ścianę, po czym usiadłem na ziemi, myśląc, jak ich podglądnąć.
-
Wciąż siedząc na ziemi, spokojnie czekałem na werdykt. Nagle usłyszałem księżniczkę która przyznała mi 11 punktów. Podniecony wykonałem salto, po czym popatrzałem na nią uśmiechnięty i powiedziałem: - Mam nadzieję że to jedynie początek rozrywki jakiej ci, a także sobie dostarczę . Żegnam na razie. Zaraz po mojej wypowiedzi, wstałem na przednie kopyta i wykonując moonwalk skierowałem się w stronę pociągu. Wewnątrz spostrzegłem plan pomieszczeń. Muszę przyznać że zaciekawiło mnie jak wyglądają byli zwycięscy, więc do ich przedziału udałem się na początku. Na pewno jest tam jakieś okienko przez które będę mógł ich zobaczyć.
-
Fortuna mnie nie obchodzi, sława także... . Tak naprawdę zrobiłem to dla... - Wtedy rozległ się głos klaczy który zapraszał na pokazy indywidualne. - No widzę że będziemy musieli odłożyć to na później, albo do czasu kiedy mnie zabijesz, narazka! Spoczko, powiedzmy że sojusz, no cóż, ja was nie skrzywdzę, ale nie każdemu powinno się stawiać cydr. - Powiedziałem z szerokim uśmiechem, odchodząc. Następnie skierowałem się na tak zwany pokaz indywidualny. Chyba będę musiał sobie to i owo poukładać. Ustawiłem na początek kilka manekinów w okolicy i przyszykowałem sobie miecze. Spojrzałem na Lunę, dość ciekawa postać, ciekawe jak bardzo jest obrzydzona takim klaunisiem z jednym okiem jak ja... . - A więc mam zrobić cokolwiek? Spoczko. - Stwierdziłem wciąż się uśmiechając. Na początek szybciorem wspiąłem się na szczyt okolicznej liny. Nagle puściłem linę i złapałem się tylnim kopytem, na nim kumulując obciążenie. Drugie kopyto chwilę później, przeciągnąłem przez głowę i szybkim ruchem w przód złapałem się liny przednim kopytem, po czym wybiłem się w górę, dosłownie biegnąc po suwicie i łapiąc się innej liny. Z tej natomiast zjechałem do góry nogami, po czym skierowałem się w kierunku dwóch mieczy. Wziąłem je w kopyta i zaczął bardzo szybko nimi kręcić, wciąż mając na twarzy ogromny uśmiech. W końcu nagle uniosłem się w górę dzięki sile napędowej obrotów. Wznosiłem się coraz wyżej, aż dotarłem do dachu i wtedy przestałem kręcić ostrzami. Przez chwilę stałem w powietrzu i powiedziałem "Rapid desant!'. Od razu zacząłem z niewiarygodną szybkością lecieć w dół, kierując się w stronę manekinów. W końcu uderzyłem o ziemię, a w powietrze wzbiła się drobna chmara pyłu która na chwilę mnie przysłoniła. Kilka sekund później można było zobaczyć mnie siedzącego na ziemi z zamkniętym okiem. Nagle manekiny rozpadły się wpół, przecięte mieczem a ja otworzyłem oko i się uśmiechnąłem.
-
- Muszę powiedzieć że zrobiłeś na mnie wrażenie! Nie wielu byłoby wstanie do takiego poświęcenia. No cóż, moja historia jest podobna, ponieważ także się zgłosiłem. - Powiedziałem wciąż z uśmiechem.