Nim zdążyłem odpowiedzieć Clover, ptak Meliona rzucił pod kopyta klaczy jakiś mech czy coś w tym stylu. Zaraz po tym Clover poczęła przygotowywać jakiś wywar... muszę przyznać, że nie specjalnie znam się na zielarstwie. Tak czy owak, najwyraźniej to miało mi w jakiś sposób pomóc, ponieważ klacz podeszła do mnie bliżej i powiedziała, że teraz może trochę boleć. Złożyła swój płaszcz i przydusiła moje złamanie, najpewniej, by nastawić złamaną kość. Muszę przyznać, że to bolało, jednak w porównaniu z samym uderzeniem bełta, były to jedynie łaskotki. Później klacz dokładnie mnie opatrzyła i postarała się uleczyć moją ranę. Następnie usiadła obok mnie i poradziła mi żebym wypoczął. Następnie ptak przestrzegł mnie, bym nie zdradził nikomu o tożsamości jego i Meliona.
- Nie musisz się martwić. Nikomu o was nie powiem, jesteście moimi kompanami, a kompanów nigdy nie powinno się zdradzić. Tak nakazuje honor.
Następnie skierowałem swój wzrok na Clover, która opuściła głowę i wyglądała na wyraźnie przybitą. Zrobiło mi się dziwnie smutno, kiedy na nią spojrzałem i chciałem jakoś ją rozweselić... .
- Czy wszystko dobrze? Wyglądasz na przybitą. - Powiedziałem kładąc kopytko na ramieniu klaczy