-
Zawartość
2929 -
Rejestracja
Wszystko napisane przez Draco Brae
-
- Na co czekasz Lightie? Właź do środka. - Po tych słowach Flame Storm otworzyła Ci drzwi. Posłusznie postepowałaś do środka. W klinice wiało pustkami, było zaledwie kilku pacjentów. Pacjentów z strasznie zamyślonymi twarzami. Morning Star wleciała zaraz za Tobą do kliniki, uśmiechając się do wszystkich. Jednak nikt nie odwzajemnił uśmiechu. - Sztywni są jacyś. Nie sądzisz Lighting? - spytała nieco zdziwiona Morning. Odpowiedziałaś jedynie potwierdzającym kiwnięciem głową. Gdy szłaś z przyjaciółką znaleźć coś ciekawego do roboty, Flame w tym czasie zajęła się formalnościami zapisu pacjentów. Porządnie rozejrzałaś się z przyjaciółką, jednak klinika była wyjątkowo nudnym miejscem. Obie wzruszyłyście kopytkami i zajęłyście wolne miejsca, których i tak zresztą nie brakowało. - Tu się coś dzieje! - wykrzykneła energicznie Morning, jednak po chwili rozejrzała się czy nikt na nią nie patrzy. Gdy się upewniła, dodała ciszej: - ten stan pacjentów musi z czegoś wynikać prawda? Jak rozwiążemy zagadkę może pojawi się nam cutie mark w formie lupy detektywa!? Zgodziłaś się kiwając głową, w końcu kolejka wyglądała na jakieś trzydzieści minut czekania...
-
Spokojnie, nie stresuj się tym, że nie mogłeś odpisać. Każdemu może się zdarzyć ; ). I niestety, do tego "kotecka" będziesz musiał przywyknąć na jakiś czas ;p Z każdą miniętą gałęzią robiło się coraz to mniej ciekawie. Czułeś i słyszałeś jak trzeszczy drewno pod Tobą. Kot również nie okazywał zachwytu, że ktoś po niego idzie. Oznajmił to prychając coraz to mocniej. - Bo ja mieszkam blisko lasu proszę Pana. Mój tatuś jest drwalem! Słowa dziewczynki tylko Cię rozproszyły. Poczułeś jak z pod jednego z tylnich kopyt znika jakakolwiek przestrzeń. Jednak szybka reakcja i złapałeś się pnia przednimi kopytami. To było niebezpieczne, teraz już nie mogłeś sobie pozwolić by mała klacz Cię rozpraszała. Słyszałeś, że coś mówi, jednak jej słowa nie docierały do Ciebie. W końcu udało Ci się, byłeś na tej samej gałęzi co "kotecek". Cholerny sierściuch jednak wolał nie poddać się bez walki i rzucił się na Ciebie. Tego tylko brakowało, gdy ta mała zaraza wpiła w Ciebie pazury, zrobiłeś gwałtownych ruch, na który tylko czekała wasza gałąź. Czułeś jak lecisz z kotem w dół, patrzyłeś jak Ziemia się do Ciebie zbliża, a raczej Ty do niej. ~ To będzie bolało... ~ pomyślałeś. I faktycznie bolałoby gdyby konar na którym leciałeś nie zawadziłby o inny hamując cały upadek. Lekki wstrząs i znów byłeś w połowie drogi. Teraz już spokojniej mogłeś popatrzeć w dół. Mała klacz stała przerażona z otwartym pyskiem. Jeszcze krótki odpoczynek i zejście w sumie powinno być łatwe bo kot sam się Ciebie trzyma... Teraz mogłeś sobie pozwolić na trochę rozluźnienia więc zacząłeś schodzić... - D-d-dzi-ękuje - wyjąkała mała klacz. Jednak jak to dziecko szybko zmieniło temat: - Nie ma Pan cutie marka?
-
Jednorożec popatrzył na Ciebie, pokręcił głową i zabrał się spokojnie za odpowiedź na Twoje pytania. - Tydzień. Obserwowałem Cię tydzień. I to mi wystarczyło. - Tristis znów wydawał się zamyślony. Odwrócił się w stronę wyjścia i kontynuował, powoli stepując. - Nasza wędrówka? Można powiedzieć, że będzie wieczna. - w tym momencie się zatrzymał i odwrócił głowę w Twoją stronę z szaleńczym uśmiechem i pasją w oczach. - Twoim pierwszym testem będzie upozorowanie samobójstwa - dodał szczerząc zęby. - Gdy Ci się to uda, ruszymy na północ - Tristis znów odpowiadział normalnie i ponownie odwrócił się w stronę drzwi. - Weź tylko niezbędne rzeczy, takie jak manierka, drobne zapasy, krzesiwo i nóż. Cała ta sytuacja nie była normalna, gdy Ty się zaczynałeś pakować i miałeś jeszcze do obmyślenia swój pierwszy test, Tristis otworzył drzwi i miał zamiar wyjść jakby nic się nie stało. Spojrzałeś za znikającą sylwetką w drzwiach i byłeś pewien, że nudzić się już nie będziesz... - A i jeszcze jedno... - Tristis uchylił lekko drzwi i wystawił przez szparę łeb. - To nie ja ułożyłem te pytania, to tradycja. Masz dobę na pierwszy sprawdzian. Liczę że do końca tygodnia pojawi się odpowiedź... W przeciwnym razie będzie archiwum, bo nie dostałem przyczyny "nieobecności".
-
- Rozczarowujesz mnie... - w glosie Tristisa mogłeś odczuć zażenowanie. - Jednak... - ciągnął dalej unosząc swą głowę i spoglądając gdzieś w dal. - Zanim ci wszystko wytłumaczę przybliżę nieco te tak "trudne" pytania, bo bez ich rozwiązania się nie obejdzie. A i jeszcze jedno, to że cię obserwowałem nie znaczy, że wiem jak się nazywasz. - W tym momencie Tristis znów wzrokiem wrócił do Ciebie. - Dokonywałem obserwacji bo uznałem, że masz talent... Ale wracając do pytań i odpowiedzi na nie. Jako mojemu, hmm uczniowi. Powiem Ci... - jednorożec zwrócił się do Ciebie nieco grzeczniej i łagodniej, odmiennie niż do tej pory. - Że pytanie, a raczej stwierdzenie "czy ty widzisz" odnosi się do poznania, ale czego poznania to musisz sam się dowiedzieć... A "sen, mara czy jawa" to taki rodzaj testu psychologicznego... W tym momencie Tristis zamyślił się, patrzył znów w tylko sobie wiadomy punkt i urwał swój monolog. Dalej siedząc na kanapie obserwowałeś go i czekałeś co będzie dalej. Cisza trwała dobrą chwilę, kanapa stawała się niewygodna i dla zabicia czasu zacząłeś przyglądać się uważniej jednorożcowi. Wyrwało go to z myślenia o nie wiadomo czym. Skierował swoje niezasłonięte oko prosto na Ciebie i postanowił zakończyć monolog: - Zapewne jesteś ciekaw co jest moim talentem? - w tym momencie ogier odsłonił swój bok. Widniały na nim dwa sztylety ułożone w "X". - Jestem mistrzem we władaniu bronią krótką. Wpakowałeś się w niezłe bagno. Jaki typ pracy to może być? Widać było po Tobie zmieszanie. Walka? Tylko w obronie własnej... - Spokojnie - dodał Tristis. - Nasza praca będzie polegać na dostarczaniu przesyłek i lub śledzeniu celu... Jednak słowa Tristisa nie brzmiały uspokajająco. Teraz już nie było odwrotu, przyjąłeś jego propozycje i istniało ryzyko, że jeśli byś nagle się rozmyślił, on by Cię zaszlachtował sztyletami. - Więc... partnerze, jesteś gotów zacząć nowe życie? - spytał z dziwnym uśmiechem Tristis.
-
- Czego ja chcę? - głos dochodził jakby z Twojego domu, lecz nikogo nie widziałeś. - Pytanie brzmi czego ty chcesz. Ja jedynie mogę zaoferować dobrze płatną prace i podszkolenie się w twoich umiejętnościach. Jednak, - kontynuował zachrypnięty głos - jeśli chcesz przyjąć moją ofertę musisz odpowiedzieć na pytania, które miałeś na kartce. Przez głowę przeleciały Ci dwa pytania z ostatniego listu: "Czy ty widzisz?" oraz "Sen, mara czy jawa?". Nic Ci to nie mówiło. I gdy tak próbowałeś na szybko coś wymyślić, zauważyłeś jak przez podłogę wyłania się zakapturzony kuc. Wyglądało to na jakiś rodzaj magii, inaczej tego wytłumaczyć sobie nie mogłeś. Postać zdjęła kaptur i ukazała swe obliczę. Był to jednorożec o nieskazitelnie białej sierści i dość długiej, dobrze zadbanej srebrno-białej grzywie. Jedno oko miał zasłonięte zaślepką, taką jak mają piraci, a drugie miało barwe rdzy. Spojrzenie z niezasłoniętego oka było jednak bez jakiegokolwiek wyrazu, zwyczajnie nie odzwierciedlało emocji. - Pamiętaj, że twoja decyzja zostawi cię tutaj, w nudnym życiu - naciskał ogier. - Albo... Wywrócisz cały swój świat do góry nogami. Jednorożec zakończył tu swój monolog, bacznie się przyjrzał i czekał na odpowiedź. Jednak szybko się zreflektował i postanowił jeszcze dodać, co i tak nie miało znaczenia, gdyż potrzebowałeś jeszcze chwili by mogły dotrzeć do Ciebie wszystkie słowa jakie powiedział ogier. - Jestem, Tristis Dark i sporo się namęczyłem obserwując cię czasem. To jak będzię chłopcze?
-
AJ powiedz nam, jak widzisz swoją przyszłość co ? Przecież kiedyś planować trzeba będzie, więc może podzielisz się już chociaż częścią planów. A i jeszcze jakbyś mogła, powiedz nam czy miałaś ten sam problem co Apple Bloom. Mianowicie mam na myśli przebranie się za króliczka, skakanie w kółko śpiewając alfabet i temu podobne pomysły Babci Smith ?
-
Gdy szedłeś do domu by coś przekąsić i spróbować jakoś zabić czas oczekiwania na kolejny "znak", zauważyłeś jak zakapturzona postać przemyka między budynkami. Wszyscy o tej porze śpią, no po za Tobą i kucem którego właśnie widziałeś. Niewiele myśląc rzuciłeś się w pościg. Gdy dotarłeś do miejsca ostatniego pobytu zakapturzonej sylwetki, nic nie zastałeś. To było co najmniej dziwne. Rozejrzałeś się i znów ktoś przemykał między budynkami skierowanymi prosto do wyjścia na las Everfree. Miałeś przewagę: skrzydła, więc wzbiłeś się w powietrze i szukałeś dziwnej postaci. Podczas lotu nie dostrzegłeś nikogo. Jednak przyśpieszyłeś, gdy zobaczyłeś w oddali jak ktoś wchodzi do Twojego domu bez najmniejszych problemów, nawet bez dotykania drzwi. Teraz już Ci nie ucieknie. Wpadłeś do domu i już miałeś żądać wyjaśnień i zadać serie pytań o co tu chodzi, lecz ku Twojemu zdziwieniu nikogo nie zastałeś. Z zażenowaniem spodziewałeś się już kolejnego listu, gdy usłyszałeś ponury i zachrypnięty głos: - Witaj chłopcze... Czy gotowy jesteś na rozmowę?
-
Po solidnej ulewie, słońce dało się we znaki. Po mimo cienia jaki dawały liście i gałęzie, upał dawał o sobie znać. Podczas Twojej wędrówki drzewa zaczęły się przerzedzać, a sosny miarowo ustępować miejsca dębom, lipom i wierzbom. Marsz umilał Ci świergot ptaków, jednak upał był zbyt silny. Zrobiłeś postój, zrzuciłeś z siebie bluzę, która była już sucha, a gitarę oparłeś o drzewo. Rozejrzałeś się za choćby kałużą by ugasić pragnienie i gdyby nie sporych rozmiarów, wyżłobiona kłoda leżąca zaledwie kilka, lub kilkanaście metrów dalej, mógłbyś pomarzyć o zaspokojeniu potrzeby. - Riki, zejdź prosę - dobiegł Cię głos małej wystraszonej klaczki, podczas raczenia się wodą z kłody. - Kotecku, zejdź. Pomoc należała się każdemu, więc bez namysłu pogalopowałeś do źródła dźwięku. Galop był krótki. Gdy tylko dotarłeś do młodej klaczki, jej oczy od razu szukały pomocy w Twoich. Dokładnie się jej przyjrzałeś. Jej umaszczenie było niebieskie, a grzywa rozczochrana i zielona, to samo tyczyło się ogona, który był w nieładzie. Przypuszczalnie miała koło siedmiu lat, stąd też nie miała jeszcze cutie marka. Jej seledynowe oczy dalej szukały pomocy w Twoich. Spojrzałeś na drzewo przy którym stała młoda klacz, na dość wysokiej gałęzi siedział sobie szary sierściuch, któremu nie widziało się schodzenie na dół. Wejść po niego, czy też porządnym kopniakiem w drzewo sprawić by spadł jak ulęgałka? Innych sposobów nie będzie by zdjąć tego kota, on sam właśnie zdawał sobie sprawę co go czeka i zaczął prychać. - Mógłby mi Pan pomóc zdjąć mojego kotecka? - poprosiła mała klacz.
-
Czarne Słońce [NZ][Alternate Universe][Sci-Fi][Violence]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Zadziwiasz mnie z każdym rozdziałem. Gdy czytałem trzeci wyglądałem mniej więcej tak: Co tu dużo mówić, niszczysz system . -
Sen był lekki, jednak dość rano się przebudziłeś. Pierwsze co, to od razu chciałeś sięgnąć po kamizelkę. Sęk w tym, że nie było jej tam gdzie ją zostawiłeś. Szybko się rozejrzałeś, była na stole. Postepowałeś ostrożnie do stołu. Ta cała sytuacja z wczorajszym listem i dzisiejszą kamizelką była nader irytująca dla Ciebie. Ten kto to bawił się z Tobą w ten sposób ewidentnie Cię sprawdzał. Niewiele czekając założyłeś kamizelkę, gdy to robiłeś na podłogę spadł drugi list. Westchnąłeś i zabrałeś się za czytanie. "Obserwuję cie w dzień by w nocy dać sobie odpocząć. Te oczy. Czy ty widzisz? Sen, mara, czy jawa? Wkrótce się zobaczymy... Przemyśl nad ofertą pracy. I odpowiedzią na pytania..." Kimkolwiek była postać, która z Tobą pogrywała, to musiałeś przyznać, że była dobra. Czas się przygotować, może uda Ci się czymś ją zaskoczyć... PS dziękuję, że podziałałeś w sprawię polskich znaków PS2 opis pokoju w końcu musisz dać ;p
-
Smacznie sobie spałeś, gdy nagle zrobiło się niemiłosiernie gorąco. Wybudziło Cię to ze snu. - P-p-po-ożar... – wydukałeś z siebie, zaraz po tym jak otworzyłeś oczy. Ogień powoli wdzierał się do Twojego pokoju, a Ty sam niewiele czekałeś. Złapałeś gitare i wyleciałeś przez okno. Patrzyłeś jak płonie Twój dom, rozejrzałeś się... brakowało siostry. Znów pewny lot do domu, prosto do pokoju siostry. Złapałeś ją i posadziłeś na plecy. Myślałeś tylko o tym by nic jej się niestało. Miałeś wylecieć jak bohater i tak to wyglądało. Jednak poczułeś silne uderzenie w plecy. Kawałek palącego się budynku Cię uderzył. Lot zamienił się w spadek. Wszystkie oczy były skierowane na Ciebie. Czułeś te spojrzenia. Były pełne zawodu, roczarowania i żalu, bo nie dałeś rady. Gdy spadałeś usłyszałeś wiele głosów: - Patrzcie no, niby konkursy wygrywał, a teraz spada jak przejrzałe jabłko w sadzie. - Taa, "talent ma" mówili, a teraz proszę. - Po kim ty odziedziczyłeś talent do lotów smarku!? – wtrąciła matka. Usłyszałeś nawet głos ze swoich pleców: - Byłeś moimi wzorem braciszku... Zawiodłam się na Tobie... Zerwałeś się z posłania, szum deszczu był przegryzany grzmotami piorunów. ~ Sen we śnie? ~ Pomyślałeś. ~ Raczej koszmar... Byłeś cały zlany potem. Przetarłeś oczy i rozejrzałeś się. Ognisko powoli dogasało, a szałas jaki udało Ci się zrobić pod drzewem w tym lesie, jakoś się trzymał. ~ Skąd to ja przyszedłem teraz? ~ zapytałeś sam siebie w myślach, próbując dać sobie jakiś punkt orientacyjny. Jednak nie miało to żadnego znaczenia, gdyż bez mapy ciężko stwierdzić gdzie dokładnie byłeś. Siedziałeś tak jeszcze krótką chwilę, ciągle myśląc o swoim śnie. Pogoda w między czasię się uspokoiła i jak się okazało było południe. Można było wreszcie obrać jakiś kierunek...
-
Powoli świtało, gdy właśnie wracałeś z małej zabawy w Everfree. Rozmyślałeś o błędach jakie popełniłeś, w końcu chcesz być najlepszy w tym co robisz, więc błędów nie może być pomijając to, że i tak nikt Cię nie zauważył. ~ Przednia zabawa ~ pomyślałeś. Wychodziłeś właśnie z Everfree i już coś nie dawało Ci spokoju. Coś było nie tak. Rozejrzałeś się, nikt Cię nie śledził... W sumie to i tak nie miało znaczenia, mało kto tu się zapuszcza. Miałeś jednak takie dziwne uczucie, że trzeba być ostrożnym. Cwałowałeś powoli do swojego domu. Gdy doszedłeś i miałeś zamiar otworzyć drzwi, zorientowałeś się, że są już otwarte. - Przecież zamykałem – pomyślałeś na głos. Ostatni raz się rozejrzałeś za czymś szczególnym w otoczeniu, jednak wszystko było normalne, a przynajmniej takie się wydawało. Pchnąłeś lekko drzwi, będąc przygotowanym na walkę w samoobronie, albo raczej w obronie swojego domu. Rozejrzałeś się i nic. W końcu pewny siebie postepowałeś do środka. Dla pewności znów zrobiłeś szybki rzut okiem, lecz nie było nic co by się zmieniło. Gdy zamknąłeś wreszcie drzwi, zobaczyłeś, że jest na nich przybita kartka. Nie pozostało Ci nic innego jak ją przeczytać. „Nie nudzi cię obecne życie? Takie proste, samotne, bez normalnej pracy? Masz tylko to skradanie się, może masz ochotę trochę zarobić na nim i je poprawić?” [Jesteś u siebie, więc proszę, opisz swój dom.]
-
Sądzę, że już wszystko poprawiłem. Gdbyby jednak nie, rózga w dłoń i przylać mi porządnie po łapach . EDIT: @down Nie będę zwalał na dysortografię i temu podobne, bo to dziecinne. Będę robił wszystko co w mojej mocy, by nie robić więcej żadnych baboli. Przysięga w stylu pinkie. Dziękuję za cierpliwość i poświęcony czas (który na bank nie pójdzie na marne).
-
Doświadczenie: Jestem szczery, nie mam żadnego. No może po za paroma sesjami w których miałem okazję grać, ale niestety nie prowadzić. Sądzę jednak, że można jeszcze doliczyć godziny spędzone tu http://www.idarionis.com/ . Ten świat trochę mnie nauczył, tak samo jak i warhammer fantasy battle Dlaczego Ty?: A dlaczego nie (odpowiedź na poziome sześcioletniego dziecka)? A tak serio widzę w mistrzowaniu pewną formę pracy nad sobą. Czuję się na siłach i chciałbym spróbować. Jakie INNE realia mógłbyś zaproponować?: -znam masę anime więc do wyboru do koloru, -II wojna światowa, -Warhammer Fantasy Battle -Różne fantasy (jestem elastyczny ze względu na wyobraźnie) -Oraz po odpowiednim zapoznaniu się z tematem wszystko (potrzebuję czasu na zapoznanie się). Wady, zalety (swoje, oczywiście): Najpierw wole przedstawić z jakimi kaprysami będziecie mieli doczynienia jeśli mnie przyjmiecie -leniwy do granic absurdu -często ograniczony czasowo -łatwo się denerwuję -problemy z interpunkcją, ortografią i składnią -często mam natłok myśli i nie wiadomo o co mi chodzi. Czasem po napisaniu czegoś i ponownym przeczytaniu nawet ja nie wiem w którym kościele dzwony biją. -zdarzają mi się powtórzenia -skłonności do hipokryzji -jestem pełen pychy -nieśmiały. Czas na zalety uhh: -szczery o czym wspomniałem -elastyczna wyobraźnia -jak już coś zacznę to skończę (chodzi o pracę ofc) -bogata wyobraźnia (czasem nawet za bardzo, bo zdarza mi się na głos wypowiadać to co mi się wyobrazi) -staram się walczyć do końca -jednak gdy walka staje się bez sensowna odpuszczam -dużo czytam -szybko się uczę (niestety tylko ciekawych rzeczy). Kontakt (mail / gg / aqq / skype): Gadu 848272 - pisać, nie ważne, że mnie niema. Odpiszę jak się pojawię. Przykładowe WŁASNE opowiadanie: Już świtało, gdy Servian się obudził. Schronienie jakie udało mu się zrobić było solidne w wykonaniu, jak na pracę po ciemku. To co zobaczył zaparło mu dech w piersiach. Poranna rosa delikatnie spływała po liściach szczawiu i kąpała się w świeżych promieniach słońca. Te kilka małych sosen, świerków, a nawet krzewów jałowca czy dźwięku i widoku strumienia dziwnie go uspokajało. Zapomniał o wczorajszej gonitwie za Hareverusem, jednym z Siedmiu Panów Magii. Młody tropiciel jeszcze dłuższą chwilę siedział i kontemplował przyrodę, głód jednak szybko wyrwał go z podziwu. - Gdzieś tu zastawiłem sidła - pomyślał na głos. - Może coś się w nie złapało. Nastolatek szybko pożałował, że się zerwał na równe nogi, rana w łydce paliła niemiłosiernie. Była to pamiątka od Pana Magii, trafił go czymś, lecz nie wiedział czym dokładnie. Servian osunął się lekko na ziemię, z powodu promieniującego bólu. Starał się przypomnieć sobie co dokładnie wydarzyło się od wielkiego spotkania klanów. ~ Po tym jak Hareverus zapowiedział, że zaprowadzi nowy ład na ziemi, bez namysłu rzuciłem się w pościg. ~ Chłopiec przypominał sobie co dokładnie stało się wczoraj. ~ Jak on śmiał przerwać spotkanie klanów? W sumie... Miał do tego prawo, jest jednym z tych, którzy stworzyli tę krainę. Goniłem go długo, aż się ściemniło. Mógł mnie zabić, nie zrobił tego. Postanowił mnie tylko zranić, do cholery spowolnił mnie. Ale dlaczego? Ten jeden pocisk jaki we mnie cisnął i muszę chodzić o kiju grrr. ~ Servian rozejrzał się za kijem. Ciągle szamotając się z myślami. - Ha, jest! Dobrze go ujął by odciążyć zranioną nogę i wstał. - Zmienię opatrunek jak tylko się najem. - Ciągle mówił do siebie. Rozejrzał się ponownie, chwycił liść szczawiu i zjadł go krzywiąc się niemiłosiernie. Powędrował w miejsca, w które jak sądził wieczorem zastawił sidła. Szukał ich długo, jednak umiejętności tropiciela były niezastąpione w takiej sytuacji, bo udało mu się znaleźć wszystkie. Tylko jedne sidła przyniosły efekt. ~ Jak na robotę po ciemku to i tak nieźle. ~ Pomyślał uśmiechając się. W pułapkę wpadł młody szaraczek. Servian szybko odmówił błogosławieństwo nad zającem i zakończył jego cierpienie. Wrócił pod szałas, rozpalił z niego ognisko i wziął się za oprawienie mięsa. Następnie nadział szaraczka na kij, który wbił w ziemie tak aby zając się upiekł, a nie spalił. Zapach który się roznosił, drażnił jego żołądek i nozdrza, które znacznie lepiej wychwytywały zapachy oraz bardziej intensywnie dzięki umięjętności klanowej. To była jedna z chwil, w których żałował, że jest z klanu wilka. Ogień palił się równo, a zając piekł się powoli. Młody tropiciel postanowił zagospodarować czas i zabrał się za zmianę opatrunku. Gdy tylko rozchylił opatrunek wykonany z jakiś uschłych liści, które miał zawsze przy sobie, poczuł ulgę. Powietrze jakie dostało się do rany było lekko chłodne i świetnie gasiło jej palący żar. Servian ociągał się z opatrunkiem, zimne powietrze było dla niego tak bardzo kojące. Jednak zaraz smakowity zapach pieczonego mięsa go pośpieszył. Zając kończył się piec. Tropiciel dość niedbale przyłożył ostatnią porcje liści i zawiązał lekko opatrunek. Rzucił się na jedzenie i wchłonął wszystko, po za kośćmi które schował do woreczka wykonanego ze skóry bobra przy pasie. - Czas wracać na spotkanie klanów - wymamrotał do siebie. Miał nadzieje, że nie narozrabiał tym, że rzucił się w pościg. Znów złapał kij i powędrował na południe. Nie szedł długo, napotkał innych tropicieli wysłanych właśnie po niego. - Mam przerąbane... Nie ucieknę z tą nogą - szeptał do siebie. - Ej Ty tam. Tyś jest Servian? - Młody tropiciel usłyszał gruby głos. - No już, chodź do nas, wracamy na spotkanie klanów. - Hę? Nie macie zamiaru mnie zabić za samowolkę? - Servian wywalił oczy na wierzch. - Hahaha a to dobre słyszeliście go? Zabić w takiej chwili? Gdy każda para rąk jest potrzebna? W innych okolicznościach już dawno ktoś z klanu kruka by Cię zabił. - Ale co dokładnie się dzieje? - Przełknął ślinę nie wiedząc, czy ma się cieszyć, czy nie. - Nie chcę mi się już krzyczeć, ruszamy z powrotem. Wszystko wyjaśnię po drodze. Maszerowali długo, w dość napiętym nastroju. Servian łykał każde słowo wypowiedziane przez jak mniemał kruczego tropiciela. Dowiedział się, że jest organizowana drużyna najlepszych z najlepszych, która ma znaleźć i pozbyć się wszystkich Panów Magii. Ponad to dowiedział się, że Panowie Magii zaczęli działać i machina zmian już ruszyła. Co będzie dalej? Nie wiedział, marzenie o spokojnej starości zostało zachwiane.
-
Czekam z niecierpliwością bo to kawał dobrej roboty ps przypomnij sobie: tak wiele do pisania* a tak mało rąk
-
Podoba się! I to jak, nareszcię więcej emocji, teraz pozostaje czekać na jakąś rozwałke Keep going Tarreth
-
Tak więc niech leci do Ciebie i zmieni nastawienie co do Ichimaru Gina
-
Podoba mi się pomysł żeby zrobić z Xyzia alkoholika więc mój głos dla Xyz. ps. znowu jakby dział zamiera gulp.
-
Xyz test - i Lukiner test - uwagaaaa No to by było na tyle.
-
Logika którą się czasem posługujecie by komuś przyznać jakieś procenty mnie rozbraja . Hmm a komu by tu przyznać? Stawiam te wódkę na Avanidiusa albo raczej stawiam wódkę Avanidiusowi xD.
-
EmoTacoZ to co nadesłałeś wymowne, nawet bardzo. 9/10 http://www.youtube.com/watch?v=aRs6-3B4a9Y A tu odemnie. Film który można śmiało skwitować że jest o przyjaźni. Dodatkowo ciekawostka do niego: na stu mężczyzn płakało na nim 50, natomiast druga połówka się do płaczu nie przyznała ;p.
-
Nie odpuszczę takiej okazji - mi! No co? Każdemu wolno pomarzyć, a nóż widelec się uda . Jednak logicznie rzecz biorąc tam są aż trzy różne butelki więc może 3 zwycięsców? Jeśli nie, to mój głos na Applejuice! (Jednak gdyby 3 mogło być to owszem ja też bym chciał hehe)
-
Jestem świeży nie oszukujmy się, jednak czytałem poprzednie odpowiedzi i porównując do nowych mogę powiedzieć że wydają się żywsze
-
Jak liczna jest rodzina Apple? Czy sama nadużywasz Cydru? Jakie sankcje czekają Twojego brata za majstrowanie na forum:)? Jaki wynik był w mocowaniu się na kopytka z Rainbow o wejściówkę na wielką gale galopu?