Skocz do zawartości

Favri

Opiekun Działu
  • Zawartość

    200
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Posty napisane przez Favri

  1. Nemera zsiadła z konia i zakrzątała się koło księżniczki. Rozmowa o pochodzeniu i przeszłości, mimo że nie brała w niej udziału, bądź co bądź dała jej możliwość zdystansowania się od własnych spraw i dalekosiężnych myśli.

    - Dawaj ją tu - powiedziała do Ciela który sterczał nieopodal z garnkiem wody, i wskazała na formujący się stelaż z patyków.

    - Co tym razem ma księżniczka w swoim menu? - zapytała.

  2. Koń którego dosiadała uzdrowicielka skubał spokojnie kępki polnej, soczyście zielonej trawy, czyli tego co dla czterokopytnego najlepsze. Zielonka taka obfituje w duże ilości łatwo przyswajalnego białka, składniki mineralne, witaminy oraz fruktany.

    Nemera pogłaskała konia po pysku.

    - Calvados, - zdecydowała się w końcu nazwać swojego konia, był to ostatecznie kolejny towarzysz podróży - wpadłeś na ciekawe znalezisko - powiedziała schylając się po rosnące wokół jego pyska rośliny. Był tam chaber bławatek, babka szerokolistna, a nawet niezwykle rzadkie Polemonium, czyli wielosił. Ścięła tego trochę i schowała do torby. Wdrapała się na konia i powędrowała wzrokiem za kierunkiem wskazanym przez generała.

  3. - Chodzi o to, czy nie zmienił się od tamtego czasu? Myślisz, że przystanie do naszej rebelii? - zapytała Nemera ignorując chwilowo kwestię alkoholu i ksiąg, chociaż obydwie bardzo ją zaintrygowały. Z chęcią dobrałaby się do wiedzy zgromadzonej przez pokolenia mędrców i lekarzy z plemienia ziemi.

  4. Nemera od samego brzasku medytowała siedząc po turecku na wzgórku nieopodal obozu, skąd najlepiej było obserwować wschód słońca. Nie była to modlitwa do jakiegoś konkretnego Boga czy bóstwa, po prostu zbierała myśli i kontemplowała. Mimo wszystko nie wierzyła że da się całkowicie wyciszyć, wyłączyć umysł, myśli powolnie biegną tak czy siak. Mimo religijnego wykształcenia nie wyznawała raczej takiej czy innej wiary, była wobec wszystkiego neutralna i opierała się na praktycznym doświadczeniu, raczej już wolała wierzyć w potęgę nauki. Poza tym musiała wcześniej wstać, bo warzyły jej się mikstury dla całej drużyny. Żywokost, krwawnik, dzika róża - takiej kombinacji jeszcze nie próbowała, ale miała nadzieję że wyjdzie jej coś, co będzie można określić popularnym mianem "eliksir leczniczy".

     

    Gdy zawędrowała koło 7:00 pod namiot generała, kręciły się tam już gotowe do podróży osoby, z którymi miała w najbliższym czasie dzielić losy.

    - Dobry - skinęła głową gdy podeszła do nich. - Mam tu coś dla was - wyjęła z torby kilka fiolek blado-czerwonego płynu i rozdała każdemu po dwie sztuki - spożywać w razie otrzymania obrażeń.

  5. Staraj się nie używać kucykowych coverów w nie-kucykowych utworach, dla mnie jest to sztuczne połączenie. Z kolei art z drugiego filmiku mnie osobiście jakoś nie przeszkadza, ale sam art może już coś mówić o utworze, nakierowywać na jego określoną interpretację.

    Kolęda po przesłuchaniu jej innych wersji - pięknie opracowana. Drugi utwór według mnie za bardzo posztkowany na części, a to wejście orkiestry jest zbyt nagłe. Trzeci krótki, ale niczego sobie, przypomniał mi się tu nawet Makkon, a to już coś ;) .

     

    Tak z ciekawości: używasz jakiejś klawiatury midi?

  6. Nemera zdążyła już dokładnie obejrzeć węża. Nie znała się na jego anatomii, ale chyba wiedziała co trzeba zrobić. Brzydko wyglądała ta rana. Strzała przebiła arterie i musnęła wątrobę tak, że drobny jej płat odstawał od reszty. Zdecydowała się na terapię ziołową. Na początek oczyściła ranę roztworem jodyny w alkoholu etylowym. Potem wyjęła z torby palnik i na nim ustawiła menzurkę, do której nalała wody i wsypała zioła babki oraz jeżówki, dla szybszego gojenia rany i działania bakteriobójczego oraz przeciwzapalnego. Odczekała 15 minut, aż odwar zaczął wrzeć. W tym czasie zszyła ranę, mimo wszystko była dosyć rozległa. Przygotowaną miksturę wlała na gazę którą przyłożyła do newralgicznego miejsca i obwiązała bandażem by się trzymała.

    - Gazę należy trzymać pół do całej godziny. Szew zdjąć po tygodniu.

    Popatrzyła teraz na całość postaci węża. Chyba nie miał jej za złe tego że trochę go pomęczyła swoimi zabiegami, chociaż początkowo na nią syczał.

  7. Wypytywanie ludzi o "człowieka z wężem" czy imiennie, Ciela było dlugotrwałą i mozolną czynnością, ale w końcu udało się go odnaleźć. Siedział w cieniu drzewa nieopodal obozu, gad był z nim. Nemera skróciła dystans, spojrzała na chłopaka z góry, który wydawał się być tak zaabsorbowany swoją grą że nawet jej nie zauważył, i zagadnęła:

    - Coś nie tak z twoim podopiecznym?... Przyjacielem?

  8. Nemera późnym wieczorem zaszła do białych namiotów, w których tak wiele się dzisiaj działo. Szwędało się tam jeszcze sporo ludzi, niektórzy jedzący strawę przy ognisku na zewnątrz, niektórzy poturbowani, kuśtykający. W namiotach, przy ścianach ułożeni byli ranni, którymi zajmowali się pielęgniarze i pielęgniarki w specjalnie oznaczonych szatach. Urazy jakich doznali były najprzeróżniejsze: cięcia, kłucia, złamania, inne. Niektórzy od nowa będą się musieli uczyć chodzić, bo bez nogi, a niektórzy walczyć, bo bez ręki. Ale tym razem uciekli śmierci sprzed jej szponów.

    Stoły operacyjne powoli uprzątano ze zebranego tam sprzętu, z rozlanej dzisiaj krwi, i ściętych kończyn które poszły na stos. Z relacji jednego z lekarzy Nemera dowiedziała się, że mieli ręce pełne pracy a jej pomoc byłaby nieoceniona, ale jakoś uporali się ze wszystkim przed zmrokiem. Przynajmniej w teorii.

    - A wiesz, był tu taki jeden... Widziałaś kiedyś wojennego węża? Ja widziałem rannego wojennego węża. Szpital dla węży dobre sobie! Co też ci ludzie nie wymyślą - i zaczął coś mruczeć do siebie złowróżebnie.

    - Ych, zajmę się tym. - powiedziała uzdrowicielka i poszła szukać Ciela.

    • +1 1
  9. Nemerze wychodząc z namiotu rzucił się w oko jakiś siedzący na ziemi człowiek. Żołnierz. Kobieta. Czerwonowłosa. Przez chwilę mierzyła ją wzrokiem zastanawiając się czy iść dalej czy zawrócić, ale w końcu zdecydowała się iść. Przerzuciła lekarską torbę przez ramię i poszła.

     

    Strata zielonej fiolki była boląca, ale mimo to pozostawała w dobrym humorze. Wino ją trochę rozgrzało. No i, ostatecznie, miała w sakiewce jeszcze jedno cacko.

  10. Neme wstała, nieco zmieszana.

    - Będzie czas. W takim razie widzimy się jutro, jutro będę gotowa. A ty odpoczywaj, mój wodzu - puściła mu wesoło oko i skierowała się do wyjścia. Na odchodnym zatrzymała się jednak, i przechylając głowę na bok powiedziała - A, i księżniczka... Wiem że się o nią martwisz, ale ona potrafi o siebie zadbać. Mam na myśli... nie trzymaj jej z tyłu od wszystkiego.

  11. - No proszę ktoś mnie zna lepiej niż ja samą siebie - uśmiechnęła się - dużo o mnie wiesz... Jin-Kao. - łyknęła sobie jeszcze robiąc przerwę podkreślającą ostatnie słowo, nie spuszczała z niego jednak wzroku - dla mnie, jedynego dziecka uratowanego z rąk Czarnej Śmierci zrobili wyjątek. Poza tym opat to był dobry człowiek. - zagłębiła się na chwilę we wspomnieniach. - Ty też wydajesz się być dobrym człowiekiem. Księżniczka tak o tobie mówiła.

  12. - Gdziekolwiek - wzruszyła ramionami - śmierć się teraz wszędzie panoszy. Kwestia w tym, żeby się ustawić w jak najdogodniejszym stanowisku w walce z nią, a pole bitwy to świetna pozycja. Wynika to z prostej statystyki. Poza tym - wychyliła kubek wina - im więcej jej sekretów poznajesz tym bardziej paradoksalnie jest ci ona jako dobra znajoma - roześmiała się. - A ty? - zagadnęła - Lękasz się śmierci?

  13. - Źle to wygląda - przyznała Nemera podążając za wzrokiem generała i przypatrując się uważniej. Po czym zabrała się do pracy.

     

    Trzeba było działać szybko, póki trucizna nie rozprzestrzeniła się na pozostałe układy. Miała nadzieję, że nogi nie trzeba będzie amputować, to by godziło w jej dumę lekarza. Samo kłucie nie wyglądało groźnie, a na truciznę miała kilka remediów. Najpierw obmyła ranę wodą i zdezynfekowała roztworem jodyny. Później wyjęła z sakiewki pewien malutki, jadowiście zielono mieniący się flakonik. Patrzyła się na niego przez pewien czas, z wahaniem, jakby coś w niej walczyło. Mikstura pozostawiona została na czarną godzinę, a taka się właśnie zapowiadała. Nie czekając dłużej wpuściła całą zawartość flakoniku do krwi zaraz przy ranie, przeżuła wyciągnięte płatki z nagietka i obłożyła skaleczenie wieńcząc całą operację.

     

    - Gotowe.

     

    Jedyne co się teraz liczyło to czas i wewnętrzna wojna jaką prowadziły dwie substancje w ciele generała.

×
×
  • Utwórz nowe...