Skocz do zawartości

Johnny

Brony
  • Zawartość

    120
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Johnny

  1. Jeśli to nie musi być jakoś satrważająco długie, to może skosztujesz
  2. StyxD dobrze prawi w kwesti "powracania" do tych samych kwestii. Ja również uważam, że rozszerzenie fanfika, niestety, niespecjalnie mu posłużyło, zwłaszcza, że raczej nie dodano nic jakoś wyjątkowo ważnego. Opisy są, tak jak poprzednio, dobre i ładne, ale daleko im do bardzo dobrych i bardzo ładnych. Celly jest w tym opowiadaniu smutną władczynią, przeżywa wręcz depresję, ale jej powody wydają mi się zbyt... jakby to powiedzieć... wyszukane? Osobiscie brakowało mi większego bólu, jakichś oznak, że słoneczna alikor faktycznie ma wszystkiego dość i bolą ją nawet takie drobiazgi, że np. przez tysiąc lat jedzenia przepysznych ciast, już nawet ich smak nie daje jej radości. Poza tym, taka mała myśl. Co prawda, nie wiadomo w jakim okresie dzieje się ta historia, ale skoro Celestia tak bardzo cierpi a pod ręką ma tak obiecujacą uczennicę, to dlaczego nie miałaby rozważać abdykcji? Że niby doszłoby do wojny domowej? No cóż, to akurat wydaje mi się przesadzone...
  3. Patrzę, nowość. Patrzę, krótka nowość. Czytam, kiepska krótka nowość... Najpierw pozwolę sobie zauważyć, że słusznie poszukujesz pomocników, bo miejscami ten tekst nie przedstawia wcale wysokiego poziomu stylistycznego. Błędów jest tutaj mnogość i to stylu różnorakiego - powtórzenia, błędy interpunkcyjne, składniowe i kilka ortograficznych, zjedzone końcówki... Korekcja opowiadania jest konieczna, a równie konieczne jest włożenie większej pracy w opisy, bo w swojej obecnej postaci, złożonej z garstki prostych zdań licho ze sobą połączonych i, cóż, nieciekawych, są one po prostu słabe. Pomimo tak zniechęcajacego początku, dobrnąłem do końca pierwszego rozdziału... ledwo. W miarę czytania dostrzegałem coraz więcej błędów, a historia jak na razie jest wręcz infantylna. Kompletnie nie przemawia do mnie pomysł, że młody ogier, w dodatku pegaz, ot tak zbudował sobie w garażu samolot jakby któregoś dnia, przy porannej kawce, po prostu postanowił to zrobić, bez żadnej wyraźnej motywacji. Gdzie podziały się oznaki jego pasji? Gdzie marzenia? Gdzie te cudowne uczucia zwiazane z lataniem ? (heh, pegaz może coś takiego czuć?) Powiem szczerze, po pierwsze nie widać, że poświęciłeś tym kilku stronom rok pracy, a po drugie nie czuć w tym Twojego zainteresowania lotnictwem. Prawda, są pewne opisy techniczne, ale nie ma w nich ni odkrywczego - przecietny laik nie dowie się nicczego nowego i nie zaintereuje się takimi opisami. Niestety, tekst jak na razie nie przedstawia wielkiej wartości i nie zachęca by wyczekiwać ciągu dalszego, i to nie tylko z powodu tak kiepskiego wstępu. Bolączką jest perspektywa głównego motywy opowiadania, która to zapowiada się na naiwną bajeczkę przestawioną już setki razy w chyba każdym filmie, którego akcja dzieje się w czasach okołowojennych a bohaterem jest młody marzyciel. Coś takiego naprawdę trudno jest przedstawić ciekawie.
  4. E, co się będę? Też zamierzałem wszystko skomentować... Chief: Inwazja Mordecz: Kredens na pracę na boku Shaviver83: Kucyk z niebieską grzywą StyxD: Prototyp OneTwo: Manifest o równości Core: Powrót Lorda Seluna: Kreda Mommomi: *** Cahan: Celestia Konkluzja: Są prace lepsze i gorsze, ale większości wyszłoby na dobre gdyby jakoś je rozwinąć. Wypływa z tego wniosek, że kolejne tego typu minikonkursy to pomysł dobry, ale równie dobrym pomysłem jest rozważenie niewielkiego zwiększenia limitów słownych. A teraz zamierzam się bronić Przyznaję, brakło mi przestrzeni słownej na pełniejszy opis sytuacji, lecz określenie, że to jest sama przemoc dla przemocy nie zdzierżę. Dlaczego tylu ludzi widzi w klimatach Sin City tylko mordobicie i przekleństwa? W tym chodzi o klimat. Ciężki, mroczny klimat miasta rządzonego przez mafię, gangsterów i dziwki, gdzie wszyscy są w pewnym stopniu zepsuci. Nie wiem czy udało mi się to odtworzyć w tak krótkim tekście, ale motyw akurat wydał mi się dość oczywisty - księżniczka (o którą chodzi, pominąłem celowo) przybywa z pomocą potrzebującym, udziela im pewnej przysługi ale w zamian, jak na miasto grzechu przystało, wymaga tego samego. Robi sobie dłużników, a od tych którzy nie mogą lub nie chcą nimi zostać, odwraca się, umywa ręce, w ogóle nie interesuje jej ich los. Czy to nie jest wystarczająco mroczne?
  5. No, no, no, no... gdyby wszystkie konkursy były sprawdzane w takim tempie Rzecz oczywista, zwyciężczyni i wyróżnionym winszuję, tak samo wszystkim uczestnikom, a jurorowi gratuluje chęci. Mam jednak pytanie co do mojego zgłoszenia. Cholernie przeszkadzał mi limit słów i w planach mam niewielką rozbudowę, jednak co, drogi Poulsen'ie, miałeś namyśli określając je jako dziwne?
  6. Na początku nie chciałem brać udziału, bo zajęcia, bo niski limit, bo tego... Później był pomyślunek, mniej niż godzinka pisania i oto wykreowałem króciuteńką opowiastkę w klimatach Sin City (znowu): Pomocna księżniczka [Dark][Violence] Są dwie setki, dokładnie co do słowa...
  7. Ok, co my tu mamy... Trochę trudno oceniać mi te trzy opowiadania osobno, bo wszystkie są równie proste, równie krótkie i równie banalne. Postaram się jednak jakoś skomentować każde z nich, by pod koniec zarzucić jakąś ogólną oceną i może nawet jakąś naiwną radą. "Piekło introwertyka" jak najszczerzej mi się nie podobało. Za krótko i za prosto. Absurdalnie spłyciłeś sprawę introwertyzmu i naprawdę niewiele brakowało byś zrobił z niego chorobę, którą w żadnym przypadku nie jest. Ten temat jest tak skomplikowany, że zasługuje na znaczne rozwinięcie, na które w konkursie na pewno było dość limitu słownego. Opowiadanie można przeczytać - płynność, dobra forma, brak rażących błędów, etc. - ale prawie natychmiast się o nim zapomina. Niestety, mam wrażenie, że za bardzo się pośpieszyłeś z ego publikacją. Podryw na Discorda nie jest już aż tak fatalny, ale razi błędami - brakuje masy przecinków, jest całkiem sporo powtórzeń a co poniektóre zdania miewają kiepską, wręcz beznadziejną, składnię. Do tego znowu jest za naiwnie. Akcja pędzi na złamanie karku. Brakuje tutaj jakichś wyjaśnień, ciągu przyczynowo-skutkowego. Discord, chociaż kanonicznie nieprzewidywalny, jest totalnie niewiarygodny i zupełnie nie przypomina siebie. Swoją drogą nawet jeśli nie taki był twój zamysł, to mimo wszystko jest on kiepsko wykreowaną postacią. Ponownie, to się dzieje za szybko. Znów wygląda jakbyś pisał na kolanie. No i ten "I o co tyle krzyku?"... Przeczytałem i na usta cisnęło mi się "Co z tego?". To kolejna opowiastka pozbawiona jakiejś głębi albo przesłania. Już bardziej na "przeczytać i zapomnieć" chyba się nie da i choć niektórzy lubią takie nad podziw lekkie historyjki, dla mnie to zupełnie nie przemawia. Niestety, ponownie jest za naiwnie. Werdykt? Stylistyka, o ocenę której tak prosisz, może nie kuleje ale czasami przydałaby się porządna korekta albo przynajmniej odczekanie jednego dnia i ponowne przeczytanie opowiadania wyłapując przy tym wcześniej niezauważone błędy. Musisz też koniecznie popracować nad tempem akcji, nie wahaj się zwalniać i pokazywać wszystkiego krok po kroku, czytelnikowi się nigdzie nie śpieszy jeśli tylko nie będziesz przynudzał. Do tego, serio, szczerzę radzę byś próbował pisać opowiadania o przynajmniej pół tonu większym skomplikowaniu, bo na razie mamy tutaj trzy literackie odpowiedniki cepa.
  8. Skoro inni mogą to i ja mogę W pierwszym poście dodałem link do mojej ostatniej pracy konkursowej. Co oczywiste, proszę wsystkich chętnych o opinie bym mógł ocenić czy rozwijanie tego pomysłu ma sens i czy znajdą się chętni do lektury dalszych relacji z mlpowego miasta grzechu...
  9. Jak tylko zacząłem czytać było dla mnie oczywistym, że nie rozchodzi się o TO, ale cóż, oczywista oczywistość... A samo opowiadanie? Czyta się miło, bez pośpiechu, cały czas myśląc co tam w tamtej telewizji wyświetlają albo dostrzegając kilka zmian w RD, które nie są ani za gwałtowne ani za skromne - myślę że takie przedstawienie jest w sam raz by odmienność dało się odczuć ale jednozceśnie nikt nie był specjalnie zszkowany. Dżpłoszka to już inna sprawa - przyznam, że jej wtargnięcie mnie zaskoczyło i mógłbym się odrobinę przyczepić, że to trochę popsuło klimat gdyby nie to że takie bum zrobiło temu opowiadaniu świetnie. Człowiek czyta, spędza czas całkiem miło, uspokaja się i nagle, ni z tego czy owego, atakuje go napakowana mięśniami pegazica. Zabieg ciekawy i dosć trudny ale tutaj wyszedł wcale pozytywnie. Pochwalam!
  10. Wśród grona, mniejszego lub większego zależnie od oceny, czytelników zachwyconych, czuję się odrobinę obco, gdyż na mnie opowiadanie nie wywarło tak pozytywnego wrażenia. Nie jest źle, ale nie jest też dobrze - tak bym je określił. Ot "miniatura" w dosłownym tego słowa znaczeniu do tego pozbawiona moim zdaniem jakiejś większej głębi. Nie dostrzegłem tutaj nic zaskakującego ani odkrywczego. Jakoś nie śmiechłem. "Dla zimorodków" to według mnie nie tyle komedia, ile prosta obyczajówka. Dosłownie na "przeczytać i natychmiast zapomnieć". I uwaga - oceniam jedynie obecny stan opowiadania i naprawdę uważam, że rozszerzzenie wyszłoby mu tylko na zdrowie
  11. Cóż, jak to mówią - zapytać nigdy nie zaszkodzi, pytaj a się dowiesz, a kto pyta ten nie błądzi zatem... Czy ze względu na dość, nie oszukujmy się, niewielkie zainteresowanie istnieje jakaś szansa na przedłużenie terminu oddawania prac?
  12. Johnny

    Lunarny konkurs Literacki

    A ja mam pomysł i nawet wiem jak się zmieścić w limicie słownym, ale... dwa pytanka. (Tak, tak - interpretacja dowolna, ale jednak wolę zapytać, żeby nie było niezgodności z tematem) 1. Temat mówi o "początkach nauki Luny". Czy można go zinterpretować również jako "początki nauki u Luny"? (wiem, że w w dziale opowiadań jest konkurs na taki temat, ale do tego mam już zaklepaną inną ideę) 2. Czy koniecznie musi być to magia w serialowym rozumieniu tego słowa tj. magia jednorożców?
  13. Myślę sobie "co szkodzi spróbować?"... Tamta zielona suka [Dark] [Violence] PS1: Wulgaryzymy (niewiele, tak dla smaku) PS2: Skojarzenia z Sin City jak najbardziej słuszne PS3: Nienawidzę limitów słownych...
  14. Moment, bo to brzmi ciut chaotycznie - należy wziąć dowolną, kanoniczną, serialową postać i całkowicie zmienić jej osobowość na taką, którą posiada inna dowolna, kanoniczna serialowa postać? Czy kwalifikują się do tego backgroundy z charakterami stworzonymi przez fanon? Wykreowanie nowych, nieistniejących w kanonie charakterów jest niedozwolone?
  15. Wciąż nie daje mi spokoju "minimum 3 opowiadania". Jak to ma być oceniane? Weźmiecie pod uwagę całokształ niezależnie od ilości? A może zrobicie jak mój ulubiony prowadzący - ocenicie wszystkie opowiadania osobno, a do ostatecznej oceny będą się liczyć tylko te które uzykały najwyższą notę? Swoją drogą, może być niezwykle ciekawie. Między innymi dlatego, że zdążyłem zauważyć, iż sędziowie nierzadko mają odmienne zdania na rozmaite tematy
  16. @Poulsen Właśnie o tym mówię! Skąd wzięła się moda na "przyklejania etykiet" i dlaczego tak negatywnie patrzy się na zrywanie z tą tendencją? Czy to nie jest powiew oryginalności ze strony autora, a ewentualne niewielkie związki z tym co uznaje fanon nie mogą być traktowane jako mrugnięcia oczkiem do czujnych? Backgroundów jest serio mnóstwo, a wiele z nich łatwo skojarzyć. Co z tego, że odrobinę się w nich zmieni by bardziej pasowały do koncepcji pisarza? Czytelnik będzie miał wstępne wyobrażenie przynajmniej odnośnie wyglądu, a jeśli koleś okaże się inny niż sobie wyobrażał to, cóż, albo czytelnik będzie burakiem i odłoży fanfik bo mu nie pasuje albo będzie czytał dalej licząc na kolejne zaskakujące elementy. @aTom Przejedzenie to dobre słowo. Skoro masz pomysł na western to po kiego brać AJ, skoro jest to już dawno wymęczone. Nie lepiej spróbować czegoś nowego - takiego Breaburna albo innego mieszkańca Appleloosy czy nawet nieco zmodyfikowanego Cheese Sandwitcha (Djano...) Jestem ciut zaskoczony taką postawą wobec problemu - mojego Time Turnera jakoś nikt jeszcze się nie czepiał
  17. @Foley Popieram, że OCki są łatwiejsze i tego właśnie argumentu się czepiam. Podkreśliłem też że bawienie się charakterami głównych postaci bywa opłakane w skutkach, ale nie zgodzę się z tym, że postaci kanonicznych nie można dopasować do roli. Przecież większość z nich to czyste karty. Trzeba tylko trochę się przy tym wysilić i uważam, że takie zabiegi mogą zrodzić całkiem interesujące owoce, jak choćby wplecenie w opowiadaniu tego serialowego momentu w którym dana postać się pojawia i może wywołanie u czytelnika czegoś w stylu "Kurja! To jest on!"
  18. Kluczowe jest tutaj "wiele z nich" które jest bardzo dalekie od "wszystkie". A nawet jeśli posiada jako taki charakter to przecież... ...chyba, że tak. Ale skąd ta niechęć? Dlaczego tak łatwo jest zaakceptować kolejnego OCka zamiast gościa, o którym można powiedzieć, że jest kanoniczny, że "już gdzieś się go widziało"? Ja osobiście uwielbiam ten zabieg i nie waham się go stosować.
  19. A mnie zastanawia jeszcze takowa kwastia - bohaterowie. By nieco ograniczyć ten jakże obszerny temat, spieszę z wyjaśnieniem moich wątpliwości. Otóż ciekawi mnie maniakalna wręcz chęć większości pisarzy, nawet całego niemal fandomu, do tworzenia mniej lub bardziej udanych postaci powszechnie zwanych OCkami. Naturalnie, dostrzegam sens takiego postępowania - tworzysz własnego bohatera, możesz z nim zrobić co chcesz. Nie ogranicza cię kanon a jeśli masz duszę gracza RPG to jest niemała szansa na zrzycie się ze swoją postacią, a takie uczucie, moge zapewnić, należy do nadzwyczaj przyjemnych. Jednak czy nigdy nie denerwował was drugi koniec tego kija tj. nagiminne pojawianie się postaci spłyconych, pozbawionych charakteru i właściwie takich które wkraczają na scenę jedynie po to by natychmiast z niej zejść? Ja wiem, nie zawsze tak jest. Zdarza się, że nawet postacie "piątoplanowe" bywają wykreowane ciekawie i w sposób zapadający w pamięć, jednak musicie chyba przyznać że takie zabiegi bywają dla pisarzy, zwłaszcza początkujących, skomplikowane niemal i niekoniecznie udane. Równie trudno jest wstrzelić się w charaktery Mane6. Często spotykam się z pochwałami, że bohaterki zostały odwzorowane wzorowo albo potępieniami, że zupełnie nie przypominają siebie. Kiedyś pytałem was o to jak należałoby traktować kanon i spotkałem się z radami raczej obniżającymi jego istnienie, zatem skąd taka tendencja? Czyżby wszyscy liczyli że ich ulubiona serialowa bohaterka w cudzym opowiadaniu będzie tą samą ulubioną serialową bohaterką? Czy dałoby się zaakceptować osadzenie Mane6 w cąłkowicie odmiennych rolach? Niewątpliwie wymagałoby to pewnej zręczności w kreowaniu charakterów, lecz, w pewnym sensie, byłoby to jednak tworzenie nowych postaci - z nową osobowością, zaletami, wadami, środowskiem życia, może nawet talentami i wyglądem. Może to jest źródło niechęci do alternatywnych uniwersów? Podsumowując moją małą rozprawę o postaciach dodam również, że jestem zaskoczony tak niewielką popularnością do rozwijania kanonicznych postaci pobocznych. Nawet nie chodzi mi o takie gwiazdy jak Derpy, ale dlaczego nie wziąć na przykład takiego kucyka jak Noi (czy ktoś ją kojarzy?), siostra Carrot Top (czy ją też ktoś kojarzy) i nie wzbogacić jej o jakąś ciekawą opowieść? Ominie się w ten sposób wiele problemów, z których wymienię kreację wyglądu i pewnych cech charakteru (np. z tego co widać w serialu widać że Noi jest fanką Rainbow Dash), które jednak często są tak drobne, że nie przeszkadzają w dodawaniu własnych elementów. Nie możnaa zapomnieć o rozwiązaniu kłopotu z przeludnionym Ponyville - w końcu, w przypadku Noi nikt nie może powiedzieć, że została tam wciśnięta na siłę. Kanon... PS: Noi wzbudziła moje zainteresowanie i najpewniej wykorzystam ją w jakimś małym opowiadaniu. Wara od niej!
  20. @Zodiak Co za miły komplement Ostatecznie, dyskusje, zwłaszcza te najciekawsze, nierzadko wymagają podania przykładu, najlepiej dobrego przykładu, z którym dyskutujący jest zaznajomiony, a z czym mógłbym być lepiej zaznajomiony niż z tym, co sam stworzyłem ? Szczypta samoreklamy to chyba też nic szczególnie szkodliwego - jeśli się mylę proszę jakąś szlachetną duszę o wyprowadzenie mnie z błędu.
  21. Na mój gust, który zresztą już został przedstawiony przez Madeleine, konkretna sprawa wiadomego opowiadania jest wręcz śmiesznie oczywista - waterpony skopiował bardzo znany utwór nanosząc na niego dosłownie garstkę, ba, szczyptę zmian koniecznych by Reduta w minimalnym stopniu pasowała do uniwersum MLP. Co prawda, nie napisał wprost "To ja jestem autorem", ale sam fakt, że umieścił ":przeróbkę" pod swoim nickiem nie podając przy tym nazwiska autora jednoznacznie wskazuje że popełnił plagiat. Brzmi okrutnie, ale taki jest fakt i tyle w nim dobrego, że to forum fanfiction - grozi mu najwyżej zjebka od góry do dołu i szarganie reputacji, bo z prawnego punktu widzenia, wszyscy tutaj obecni popełniamy plagiat. Ktokolwiek się kiedykolwiek odezwał na mlppolska nie posiada praw autorskich do pastelowych taboretów i teoretycznie popełnia wobec Hasbro przestępstwo. I tu właśnie odzywa się piękno fanfikcji. To co tworzysz jest nieoficjalne, nie przynosi ci żadnych korzyści materialnych, a jeśli dodatkowo zaznaczysz oczywistość że wykorzystane elementy należą do kogoś innego to absolutnie nie czynisz nic złego. waterpony popełnił jednak ten błąd, że nie stworzył nic swojego. Powtarzam - PRZEKOPIOWAŁ cudzą pracę i to według mnie jest niedopuszczalne - po prostu, nie widzę potrzeby by wskazywać jakiekolwiek podstawy prawne. Tak zwyczajnie się nie robi. Nie na taką skalę. Bym nie wyszedł na hipokrytę - kto czytał Ścieżki ten z pewnością zwrócił uwagę na szantę "Pegazie dziewczyny" stanowiącą przeróbkę "Hiszpańskich dziewczyn". Nazywam to przeróbką, bo faktycznie starałem się ją PRZEROBIĆ, a tytułu oryginału nie podałem gdyż nawiązanie wydało mi się oczywiste. Nawiązanie to w ogóle całkiem miłe słowo w tym przypadku. Jednak w kolejnym rozdziale Ścieżek zamierzam przedstawić coś zupełnie innego, coś co z całą pewnością zostanie opatrzone nazwiskiem autora (tłumacza zresztą też) i stosownym wyjaśnieniem. Konkretnie będzie to fragment jednego z wierszy mistrza Tolkiena zmieniony w bardzo małym stopniu by pasował do sytuacji: O, jakąż, lesie, niesiesz wieść? O, ulżyj mej rozterce, Czyś Weratyra widział, mów, Bo żal mi ściska serce. A tutaj dla porównania: http://wiezowewzgorza.website.pl/ksiazki/wiersze/lotr2.htm Czy to jest plagiat? Osobiście nie czuję się plagiatorem ale to tylko moje subiektywne zdanie, którego raczej będę się trzymał
  22. Primo - plagiat to skopiowanie całości lub fragmentu cudzego utworu i podpisanie się pod nim jako autor, nie dostrzegłem byś skorzystał z prawa do cytowania czy parodii, nie podałeś nazwiska autora zatem mimo wszystko popełniłeś plagiat Secundo - zmiana zaledwie kilku pojedynczych słów w cudzym utworze z całą pewnością nie jest pracą własną Tertio - prawa autorskie (chyba) wygasają dopiero po okresie 70 lat od śmierci autora, ale to nie sprawia że można dowolnie dysponować jego dziełami Quatro - co z tego że sam Mickiewicz nie będzie miał pretensji? Zapewniam cię, że podpisując się pod jego twórczością czynisz krzywdę nie jemu a sobie - to co robisz jest, delikatnie mówiąc, niezbyt dobrze widziane Quinto - skoro nie jesteś poetą to co ty na to by spróbować sił w innej dziedzinie?
  23. Bardzo łagodne określenie jak na plagiat... Do oceniania się nie zniżę, bo nie ma tu co oceniać. Twój wkład jest właściwie zerowy
  24. Gdy w pierwszej chwili usłyszałem o takim podziale pomyślałem sobie - bzdura. Jednakże zaraz zaświtało mi, że to nie jest wcale takie głupie. Najpierw spojrzałem sobie na moją osobistą biblioteczkę i z pewnym zaskoczeniem stwierdziłem, że praktycznie nie ma tam książek autorstwa pisarek, a te nieliczne, które jednak się tam znalazły wcale mnie nie powaliły. "Trylogia Czarnego Maga" Trudy Canavan, "Ziemiomorze" Ursuli Le Guin, "Dobranoc, panie Holmes" Carole Douglas - to były ksiażki które dało się przeczytać, ale mnie osobiście strasznie męczyły. Były jednowątkowe, przewidywalne i do bólu skupiające się na emocjach, co często tłumiło fabułę a nawet wizje samego świata, przez co czytałem i modliłem się o jakiś krok do przodu. Podam jeszcze jeden przyjład - dziejąca się w uniwersum Star Wars seria "Komandosi Republiki" autorstwa Karen Traviss, która moim osobistym zdaniem jest po prostu beznadziejna. Żeby nie spoilerować powiem, że wszystkie tomy są przepełnione wręcz rozterkami każdego jednego bohatera a planowane przez nich akcje wojskowe, chociaż ich gotowy plan pojawia się już niemal w pierwszych rozdziałach, zostają zepchnięte na dalszy plan. Rzecz jasna nie mówię, że kobiety piszą źle - jest na przykład "Wróżbiarze" Libby Bray albo moje ukochane "Mgły Avalonu" Marion Bradley, które chociaż również skupiają się na emocjach , nie są nimi aż tak naładowane. rozterek jest sporo, ale zostały bardzo umiejętnie przeplecione z opisami świata lub akcji. Czytałem też kilka "damskich" kryminałów. Pominę tutaj królową Agathę Christie, bo jej dzieła są poza wszelkimi klasyfikacjami, ale inne autorki moim zdaniem nie radzą sobie z taką tematyką. Kryminały skupiają się na tajemnicy i klimacie, a tematyka detektywa-alkoholika w prochowcu mającego problemy w małżeństwie już dawno została wyczerpana podobnie jak inne bardzo emocjonalne elementy, które po prostu nie pasują do gatunku, a po które tak często sięgają pisaki. Słowem, jestem facetem i najwyraźniej wolę pisarzy niż pisarki. Z postawionym problemie z pewnoscią jest jednak sporo sensu, choćby dlatego że jakoś nie spotykam się z dobrymi "żeńskimi" kryminałami i przygodówkami ani z dobrymi "męskimi" romansami i obyczajówkami. Co prawda, nie czytam tamtej drugiej grupy dzieł a zatem nie mam specjalnie rozeznania. Podobnie nie mam specjalnego rozeznania w samym fandomie, ale na razie jakoś nie dostrzegam w nim specjalnie wyraźnego podziału na "męskie" i "żeńskie" opowiadania. Tak czy owak, czytając mam gdzieś płeć, reputację czy nazwisko autora. Nie czytam jego biografi tylko jego dzieło i to ono ma mi się spodobać.
  25. No dobrze, pył bitewno-sesyjny w końcu opadł, zatem czemu nie umilic sobie czasu czymś niezobowiązującym? A ty, drogi Arkane Whisper, miałeś to szczeście, że Twój temat widniał w widocznym miejscu akurat kiedy nie miałem ochoty na fanfikowe wykopaliska. Tak więc... Zacząłem może nietypowo, bo od ostatków, konkretnie od Sprawy pewnego wazonu, do lektóry którego zachęcił mnie tag [Crime Story] oraz postać detektywa Hooflmesa. Muszę przyznać, że początkowe zainteresowanie szybko zostało stłumione przez moje warknięcie związane z kreacją głównego bohatera. Jego imię podpowiada nawiązanie do kultowego już dedektywa, który prywatnie jest moim ulubieńcem i rozumiem, że mogłeś poprzestać tylko na takiej niewielkiej gierce słownej, ale według mnie zmarnowałeś potencjał. Hoofmes zupełnie nie przypomina swojego pierwowzoru, ba, brakuje tego czegoś co charakteryzuje literackich detektywów. Z drugiej strony, Sprawa... chyba była opowiadaniem konkursowym i najpewniej limit słów uniemożliwił barwniejsze przedstawienie tej postaci. Przejdźmy zatem do fabuły, która z pewnością nie jest skomplikowana, ale za to doprawiona odrobiną absurdu. No bo jaki inspektor zajmuje się drobnymi kradzieżami? Nie powiem, opowiadanko przez swoją prostotę i umiejętnie dawkowane naiwności jest całkiem przyjemnie w odbiorze, a uroku dodają pewne niewielkie, wyrażone komediowo nawiązania do klasyki gatunku. Szkoda, że nie było ich więcej, ale ponownie - to na pewno wina limitu słownego. To co jednak znacznie obniżyło moją ocenę tego wcale niezłego opowiadania to zakończenie. Czytając pierwsze strony naprawdę liczyłem na jakiąś zaskakującą puentę kpiącą sobie z ustalonych przez kryminalny kanon reguł, a otrzymałem wepchniętą na siłę Twi, który to zabieg wcale a wcale mnie nie rozbawił a jedynie wywołał rozczarowanie. Uważam, że można by to rozegrać lepiej i to wcale nie rezygnując z tematyki konkursowej związanej z naszą polską chorobą narodową. Poza tym Sprawa... jest napisana zgrabnie i poprawnie, ale jak pisałem powyżej, niezadowalająco. Opowiadanie być może miało szansę w konkusie, ale jako regularna historia po prostu nie wytrzymuje. Po takim nie do końca udanym czytadle wziąłem się za Symfonię i to było co najmniej bardzo dobre. Co prawda, specyficzna forma zmuszała do pewnego skupienia podczas czytania, ale w zamian otrzymałem naprawdę ładny opis muzyki klasycznej, może aż za bardzo poetycki. Osobiście czułem się odrobinę zaskoczony kiedy "przeczytałem pierwsze nuty" - początek opowiadania wcale nie zapowiadał, że skupisz się na, że się tak wyrażę, wizualnym przedstawieniu muzyki, ale sądzę, że wyszło ci wyśmienicie. Podobnie dość trudny zabieg, związany z faktem że właściwie nie ma tutaj histori w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Nie powiedziałbym też, że są rozmyślenia, bo wówczas pewnie bym się nudził. Mam wrażenie, że pisząc zasłuchałeś się w jakiś klasyczny utwór i najzwyczajniej przelałeś na papier to co sobie wyobraziłeś i właśnie za to opowiadanie ma ode mnie wielkiego plusa. Udało ci się przedstawić uczucia, które zapewnia muzyka, w zupełnie innej, pisanej formie. Brawo.
×
×
  • Utwórz nowe...