-
Zawartość
1481 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
6
Wszystko napisane przez PrinceKeith
-
- Ten wyniesiony na prawdę musi być kimś. - stwierdziła Shiro idąc za Taliyah. - Jak myślisz, nasza misja zakończy się powodzeniem? - zapytała Shiro. Ona sama nie była w tej chwili tego pewna. Tylko na pozór misja wydawała się prosta, tylko na pozór. Tak na prawdę była niebezpieczna.
-
[Gra][Arcybiskup z Canterbury]Gdy dwa światy stają się jednym
temat napisał nowy post w Luźna gra ról
[Mephisto The Undying] W barze zaczęło się zbierać coraz więcej osób, jak to zwykle nocą. Kolorowe światła co każdą sekundę oświetlały inne miejsce tworząc niezwykły klimat. Goście siedzieli przy stołach na których zapalone były pojednyńcze świece. W tle leciał jakiś pop, od tak dla wyluzowania. Ale stół do kart był oświetlony zwisającą kartą. Milczałaś, twoi przeciwnicy też byli cicho. Tylko wilkołak od czasu do czasu coś powiedział. Siedziałaś kończąc drugiego drinka którego tym razem postawił ci rogaty mężczyzna. Mieliście przerwę. Graliście do dziesięciu a rozegraliście jak dotąd może z sześć kolejek. Cztery razy przegrałaś i dwa razy wygrałaś. Miałaś przed sobą sporą sumę sześciuset złotych. Teraz tylko wygrać pozostałe rundy. Zadzwonił dzwonek i przez drzwi wszedł młody łowca którego widziałaś wcześniej. Usiadł on przy głównym blacie nieco się o niego opierając. Co ciekawe, tym razem nie było z nim tej wróżki. Barman ocoś go zapytał a on odpowiedział płynnie. Jednak z takiej odległości nie mogłaś słyszeć co mówili. [Arcybiskup z Canterbury] Dziewczynka po chwili wróciła, mówiąc kogo widziała. Mężczyzna, w średnim wieku, ubrany całkiem normalnie, z wielkim plecakiem i siatką na motyle. Ponownie usłyszałeś krok i mężczyzna przeszedł obok ciebie nie zwracając na ciebie uwagi. Zaczął czaić się na niewielkie stworzenia spokojnie odpoczywające przy jeziorze. Czy to mógłbyć owy niebezpieczny mężczyzna o którym mówił ten dziwny łowca? -
- W takim razie gdzie zmierzamy? - zapytała Shiro. Po chwili wyszła z rowu i załorzyła buty z powrotem. Nie chciała by coś ją ukąsiło. - Mówisz, że domyślasz się kto to zrobił? Możesz mi za twm powiedzieć kogo o to podejrzewasz? - zapytała po chwili. Pół misji za sobą, to w sumie dobrze. Jeśli tylko misja się uda, i ożywią Ezreala powrócą poprzednie przyzwyczajenia. Powróci radość, powróci chęć przebywania z jakąkolwiek osobą.
-
Shiro ożywiła się nieco. - Na prawdę? Dotrzemy do Shurimy? Myślisz, że natkniemy się na karawanę? Wiem, że z tobą raczej się nie zgubię ale w pewnym momencie i tak musimy dołączyć do reszty. - powiedziała. Po chwili uśmiechnęła się, ale tylko dlatego, że wypada. Tego nauczyła ją matka choć ojciec był temu sprzeciwny. Shiro wiedziała kiedy i jak uśmiechnąć się. Jednak nie zawsze oznaczało to radość. Było to tylko po to, by robić dobre wrażenie.
-
Shiro postanowiła iść korytem rzeki. - W sumie tak, ta misja będzie miała odzew na mojej przyszłości. - wzięła swoje buty i zaczęła iść. Odtworzyła w głowie obraz blondyna. Ostatni raz jak go widziała. Jedna rzecz jej nie pasowała, te nie do brane do siebie ubrania. Chyba wtedy nie chciała mu zwracać uwagi. Cóż, jak przywróci go do życia to chyba będzie musiała bardziej go dopilnować. Żeby jakoś wyglądał, a nie na odwal. Chociaż w sumie to będzie ciężkie, ale na pewno da radę.
-
Shiro nieco zruszyła ramionami. - Nie jestem pewna. - powiedziała cicho. - Ale musiał być to ktoś bardzo zły. Czy karawana się o nas nie martwi? Może powinniśmy do nich dołączyć. Chyba, że zabawimy się w detektywów. - powiedziała. Po chwili zdjęła buty i postanowiła wejść do rowu. Zdjęła obówie ze względu na to, że nie chciała go zamoczyć jeśli by spadła. Shiro postanowiła sprawdzić czy jest to woda zdatna do picia, jeśli nie, to już koniec. Chociaż czy na pewno? Koniec jej życia na ziemi, początek życia duchowego. Shiro zawsze zastanawiała się jak to jest zginąć co jest potem. Może, zapyta o to potem Ezreala. Ale tylko jeśli będzie miał dobry humor.
-
Karolina dalej paliła papierosa. Gdy skończyła rzuciła na ziemię i przydeptała. Po chwili westchnęła. Zaczęła wspominać, nikogo ważnego, takiego jednego. Ale jak to się mówi, artyści są ulotni. On też taki był.
-
Shiro zastanowiła się chwilę. Rozejrzała się dookoła jak to miała w zwyczaju gdy chodziła po ulicach Piltover. Musiała obserwować. To ją uspokajało, wiedza o tym co dzieje się dookoła. Było to też przydatnym elementem życia. Wiedziała co sie dzieje dookoła, czyli statycznie mogła przewidzieć na podstawie obserwacji co stanie się za chwile. Tak by być gotowym na ewentualne niebezpieczeństwo w którym trzebaby użyć umiejętności lub uciec. Spojrzała na Taliyah. - Czy może tu powstać nowe miasto? - zapytała Shiro radośnie, po chwili wymusiła an sobie uśmiech. Dziewczyna była szczęśliwa, to dobrze. Erynia lubiła kiedy ktoś z jej otoczenia był szczęśliwy. Dawało to motywacje by poszukiwać swojego szczęścia. Nie ulotnego, ale takiego trwałego. Shiro już je znalazła i chociaż los jej je odebrał, starała je sobie przywrócić. Nie pamiętała kiedy ostatni raz jej uśmiech był prawdziwą oznaką zadowolenia. Chyba, chwilę przed wybuchem który zabił jej miłość, jej iskierkę. Kolejne uśmiechy były tylko z grzeczności, bądź świadomość dziewczyny próbowała ukryć ból i strach wewnątrz. W niej cały czas toczyła się bitwa. Jedna strona chciała się załamać, druga dalej walczyć. Pamiętała słowa ojca, że nawet najmniejsza iskierka może rozpalić wielki ogień. Taką iskierką był blondyn którego tak kochała, rozpalił w niej ogień miłości i szczęścia. Do twgo sprawił, że czarodziejka zapragnęła z kimś bliskości, znajomości. Ale kiedy ikra odeszła, płomień zgasł, pozostawiając mrok.
-
- Nie wiem, to może być no, niebezpieczne. Słyszysz ten szum? - zapytała Shiro. Może było w tym miejscu jakieś urządzenie które produkowało parę. Coś, co mogło działać jak Blitzcrank.
-
- To mgła, tak sądzę. - stwierdziła Shiro przyglądając się. - Tak uważam, ale może to być też inny opar. - powiedziała.
-
Shiro złapała dłoń Taliyah po czym weszła na kamień. - Nie było tak źle, myślałam, że zginę. - przyznała.
-
Shiro szybko wstała po czym podeszła bliżej Taliyah. Złapała się za głowę. - Wykorzystałam dużo many, nie wiem czy dam radę napędzać deskę z kryształu... - powiedziała nieco ciszej. Najważniejsze by nie przekroczyć limitu.
-
Shiro nieco przytłumiona wstała i otrzepała się z kryształów. Nie ma to jak załatwić się swoją własną bronią. Tersz wiedziała co czują jej ofiary. - Ta... - powiedziała cicho. - Karawanie udało się przejść? - zapytała.
-
Shiro dalej starała się uciekać. Dobrze, że ktoś zdecydował się jej pomóc. Odetchnęła nieco, mana jej się kończyła ajej utrzymanie deski było niezwykle trudne.
-
Shiro starała się jednak uciekać dalej. Nie była pewna czy to przeżyje, jednak miała w sobie wiarę na to, że się uda. Bo przecież musiało.
-
Hybrid kiwnęła łbem i po czym poleciała jak naszybciej do najbliższej osoby. Wreszcie coś do roboty.
-
Shiro wstała i otrzepała się. - Em, cześć? Wiem, że jesteś wielka i. potęrzna ale... Proszę, mogłabyś mnie nie zjadać. Wierzę, że jako członkini ligi legend zachowasz się chonorowo i powstrzymasz się od zjedzenia mnie. - powiedziała niepewnie. - Jednak wyglądasz na nieco znudzoną. Co powiesz na grę? Spróbuj mnie złapać! - Shiro stworzyła kryształową deskę i próbowała oddalić się jak najszybciej.
-
Shiro próbowała dalej pozostać skulona. Może jeśli nie będzie się szarpać to Rek'Sai nie będzie się już nią interesować i sobie pójdzie. Przynajmniej na to liczyła. Oby tylko jej toważysze zdąrzyli przejść.
-
Shiro skuliła się na piasku jak najbardziej mogła. Postanowiła się nie ruszać i oddychać nosem, nieco ciszej. Nie była pewna czy to coś da, ale jeśli nie. To już jest martwa, przynajmniej w teorii.
-
Shiro postanowiła wiać. Nie do końca wiedziała co ma zrobić. Do tego kończyła jej się mana. Jeśli całkiem ją straci to padnie nieprzytomna.
-
Shiro szybko stworzyła dosyć spory diament, taki który byłby podobny do jej wagi po czym rzuciła go za siebie. Miała nadzieję, że to zdezorientuje Rek'Sai I da jej choć chwilę na ucieczkę. Ale szanse raczej były marne.
-
Shiro szybko wskoczyła na płytę z kryształu po czym zaczęła wiać jak najszybciej mogła. Życie wisi na włosku, nie dobrze. Shiro przyśpieszyła tak bardzo jak tylko mogła. Chciała odciągnąć ją bardzo daleko po czym zająć kryształami.
-
Rek'sai wywawiona, teraz tylko ją odciągnąć. Shiro przyszyła i zaczęła kierować się w bok, tak by karawana nie wpadła na stwora. Co jakiś czas ciskała za sobą kryształy. Serce biło jej jak oszalałe.
-
Shiro podążyła za hałasem. Raz kozie śmierć, przełknęła ślinę. Najpierw stworzyła zaklęcie obronne a potem kilka kryształów które miałyby lewitować dookoła niej by zwabić Rek'sai.
-
siliciustimus