Skocz do zawartości

Airlick

Brony
  • Zawartość

    2133
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    34

Wszystko napisane przez Airlick

  1. Gdzież się podziały te stare, dobre czasy, kiedy wszelkiego rodzaju dysmózgie leczyło się pasem, a nie tłumaczyło papierkiem od "psychologa"? Co do harcerstwa... Nie należałem, nigdy mnie nie kusiło, a zielono-bury kolor mundurków zdecydowanie nie jest dla mnie. Dobry mundur musi być czarny, do tego ewentualnie jakieś czaszki, w czymś takim mógłbym chodzić. Historycznie harcerstwo na pewno miało sens i przesłanie, ale jeśli opowieści są prawdziwe i w dzisiejszym harcerstwie chodzi głównie o picie na obozach, to sens ten został wypaczony i obecnie jest stratą czasu - a są na to lepsze sposoby, np. łapanie pokemonów. No właśnie, tak pomyślałem, że pewnie dawne harcerstwo było poza szkołą pierwszą organizacją, która leczyła dysmózgie, a co mamy teraz, to widzimy w poście powyżej.
  2. Airlick

    Wyżal się.

    Ludzie są dwulicowi. Takie przekonanie nie jest kwestią wychowania. Jak to mówią Japończycy, ludzie mają trzy twarze - jedną pokazują światu, drugą tylko rodzinie i przyjaciołom, trzeciej nikomu. W każdej sytuacji i wśród innych ludzi ludzie zachowują się inaczej. Ale to, że są dwu- czy trójlicowi, nie znaczy od razu, że wszyscy będą cię obgadywać albo czekać na szansę, by wbić ci nóż czy co innego w plecy czy gdzieś niżej. Znakomita większość będzie cię miała w głębokim poważaniu. Jeśli chcesz sprawić, żeby nieliczne jednostki zaczęły wobec ciebie żywić głębsze pozytywne uczucia, to musisz włożyć w to trochę wysiłku. Tak samo działa to w drugą stronę, ale żeby kogoś do siebie zrazić, zapewne często wystarczy być, nie trzeba robić specjalnie nic. W sumie nie wiem, bo poza tym forum nigdy nie miałem wroga, a w sumie już nie pamiętam, kiedy wszyscy mnie znienawidzili/zaczęli gardzić, więc nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o teorię zrażania do siebie ludzi. Psychologowie nie są warci powietrza, którym oddychają, a już na pewno nie kasy, którą ciągną od ludzi - co najwyżej mogą być warci kopa w zad. Zacznij myśleć nad sobą, naprawdę myśleć, a wyjdziesz na tym sto razy lepiej, niż słuchając jakiegoś pajaca, któremu wydaje się, że pozjadał wszystkie rozumy i potrafi powiedzieć innemu człowiekowi, co robi źle i jak ma to naprawić. Nie potrafi. Ty już zresztą wiesz, co musisz zrobić, żeby się wyciągnąć z dołka - wyprowadzić z domu. To jest pierwszy krok, od którego może się zacząć podróż tysiąca mil. Piszę z własnego doświadczenia. Ja osobiście nie mam pojęcia, gdzie bym teraz był, gdybym rok temu nie wyprowadził się z domu. I naprawdę wolę nie wiedzieć - wiem tyle, że to było najlepsze posunięcie w moim życiu. Otocz się ludźmi, z którymi dzielisz zainteresowania - nawet niekoniecznie od razu w realu, na pewno jest wiele forów o motoryzacji, tam spróbuj. Dalej samo pójdzie. Przestań się przejmować, co myślą o tobie inni - liczysz się ty i tylko ty. I to nie znaczy, że masz skakać po głowach innych ludzi, by piąć się w górę, znaczy to tylko tyle, że inni ludzie nie są warci, by się nimi przejmować. W celu utwierdzenia się w tym przekonaniu polecam poczytać Nietzschego, może niekoniecznie akceptując jego proto-nazistowskie tezy, ale już te o egoizmie jak najbardziej można. No, więc tego.
  3. Airlick

    Wasza przyszłość

    Mam za dużo wolnego czasu (no, w sumie to go nie mam, a przynajmniej nie powinienem mieć, ale prokrastynacja się odzywa), więc zacząłem rozmyślać nad swoją drogą i jak wiele się pozmieniało przez ostatni rok. W sumie ciężko mi uwierzyć, że udało mi się w końcu polubić naukę i utrzymać na jednym z najbardziej wymagających kierunków na UW, gdy wcześniej nie potrafiłem znaleźć w sobie motywacji, by choćby podejść do sesji na pospolitych kierunkach na kiepskich uczelniach czy w ogóle w szkołach policealnych. A może to właśnie wyższy poziom sprawił, że zaczęło mi się chcieć? W sumie patrzę na swoje poprzednie posty w tym temacie i nie poznaję siebie. Nie, nie dlatego, że przestałem myśleć o wyjeździe, wręcz przeciwnie, ale nie wiem już, co mi siedziało w głowie, żeby skazywać się na pracę kucharza. Nie, żeby było to ujmujące, ale stać mnie na więcej. Rok studiów dał mi pewność, jakiej nigdy wcześniej nie miałem. Wciąż co prawda mam ciężki kompleks niższości, ale przynajmniej nauczyłem się analizować innych ludzi, i gdy wcześniej zawsze stawiałem się niżej, tak teraz, gdy na nich patrzę, zawsze odzywa mi się w głowie głosik mówiący - przecież ja wiem od nich więcej, szybciej kojarzę fakty, rozumiem z miejsca rzeczy, nad którymi oni muszą myśleć dłuższą chwilę... Więc dlaczego niby uważam się za gorszego? No, może dlatego, że z pieniędzmi u mnie krucho - ale czy żerowanie na rodzicach, wyjazdy, imprezowanie i regularne żywienie się w niezłych lokalach - a przez to wszystko pozowanie na obytego człowieka - jest lepszym od zarabiania na siebie, nawet jeśli trzeba się trochę martwić o utrzymanie? Pocieszam się, że wiem, co na ten temat powiedziałby Konfucjusz. Mam nadzieję, że jednak uda mi się zrealizować moje nowe marzenie, które znowu zaczyna się od wyjazdu z Polski, ale kończy nie w Australii ani Kanadzie, ale w Chinach albo Japonii, zależnie od tego, gdzie poprowadzi mnie los. A tam, mam nadzieję, uda mi się zostać nauczycielem. Ale przedtem czekają mnie jeszcze 2 ciężkie lata wypełnione nauką i pracą, bo chociaż stypendia chińskiego rządu są hojne, to po pierwsze, trzeba zasłużyć, a po drugie - trzeba mieć trochę własnego wkładu. Wdzięczny jestem rodzicom i losowi, że są w stanie pomóc mi na tyle, że opłacą czesne i dadzą jeszcze trochę szekli, chociaż większość kosztów życia i tak muszę pokrywać sam. Do tego muszę odkładać na bilety, a nie jest to mała inwestycja, zwłaszcza jeśli planuje się chociaż jedną czy dwie wycieczki do Japonii w trakcie stypendium. Przyznam, że chyba najbardziej motywującym do nauki czynnikiem jest praca w Maku. Gdy pomyślę, że mnie czekają jeszcze najwyżej 2 lata (a mam wielką nadzieję, że jednak mniej) takiej pracy, a są ludzie, którzy nie mają ambicji na cokolwiek więcej, od razu chce mi się uczyć. Jednak ciągle im się dziwię. Naprawdę nie potrafię spojrzeć z perspektywy osoby zadowalającej się fizyczną pracą bez żadnych możliwości rozwoju, która znajduje szczęście w pójściu na piwo po pracy i wypełniającej wolne dni piciem na plaży czy ławce w parku. To jest łatwa droga. Masz pracę, w której wiele od ciebie nie wymagają, dość wolnego czasu i pieniędzy na jakieś tanie hobby... I co dalej? Co za 10 lat? Dalej będziesz stać w tym samym miejscu, bogatszy o 10 lat doświadczenia w pracy, którą opanowujesz w tydzień i serię chorób zawodowych? Czasem czuję się w tej pracy jak antropolog badający dzikie plemię. Próbowałem zresztą zadawać te pytania w okrężny i bardziej subtelny sposób, i odpowiedzi zasadniczo nie podobały mi się. Czasem smutno mi, że nie potrafię dostosować się do tego poziomu i przestać stać na uboczu, ale potem myślę o tym wszystkim i dochodzę do wniosku, że nie warto. Dobrze jest należeć do tej niewielkiej części ludzkiej populacji, która może i chce kształcić siebie i innych. No, więc aktualnie tak sobie wyobrażam swoją przyszłość. Wybrałem ciężką drogę i nie jest to droga wyłącznie na następne kilka lat, ale być może na całe życie, i mam nadzieję, że starczy mi determinacji, by z niej nie zboczyć. Tl;dr Arłuk Pauka
  4. Airlick

    Wyżal się.

    Zaczyna się od kilku godzin, po paru dniach, max tygodniu oczy się przyzwyczajają i można chodzić spokojnie cały dzień - najważniejsze jest nawilżanie oczu, trzeba 3-4 razy dziennie wpuszczać krople. Po całym dniu jednak trochę bolą oczy. Ja nosiłem szkła przez rok, ale to dość drogi interes, bo koło 80 złotych na miesiąc. Kupowałem miesięczne, a jeszcze trzeba kupować płyn do soczewek. Do tego dochodzi ryzyko zgubienia/zniszczenia soczewek, bo mogą wypaść nawet same (co mi się raz zdarzyło, bolało, bo miały tylko ~2 tygodnie. Z drugiej strony, w jednorazówkach chodziłem nawet na basen i nie miałem żadnej niebezpiecznej przygody) - dlatego bezpieczniej jest kupować jednorazowe, ale to już koło 90-100 na miesiąc, choć nie trzeba kupować płynu - więc wychodzi dużo taniej, jeśli nie planujesz nosić ich codziennie, tylko np. kilka razy w tygodniu. Niektórzy ludzie boją się samego aktu zakładania szkieł, a niektórzy może się nie boją, ale nie potrafią zwalczyć odruchu mrugania i nie umieją założyć. To też trzeba wziąć pod uwagę. W każdym razie, IMO warto spróbować. Ja teraz już nie noszę, raz, że szekli żal, dwa, że po roku już mi się znudziła zabawa w zdejmowanie i zakładanie szkieł. Na pewno ogromną zaletą jest to, że widzi się w nich dużo lepiej niż w okularach. Niebo a ziemia w tej kwestii.
  5. Airlick

    Overwatch

    Jak możesz sugerować, że Iskierka Zmierzchu jest nieprzetłumaczalna...
  6. Airlick

    Overwatch

    Już chciałem wyjaśniać, dlaczego jedynie słusznym jest tłumaczenie tej nazwy w oparciu o "wdowę", ale przyszło mi do głowy, że bez powodu ignora nie mogłeś dostać i byłoby to stratą czasu i energii. Załóżmy jednak, że niektóre osoby tutaj mają pewne pojęcie na temat tłumaczeń i ogólnie języków, a niektóre nie mają, i na tym temat zakończmy. Trupia Wdowa może mieć sens z perspektywy lore, ale jest to masło maślane i przez to brzmi idiotycznie i jest najzwyczajniej w świecie błędem logicznym, za który u dobrego nauczyciela tłumacze Blizza dostaliby linijką po łapach. Żeby wymyślić "Czarną Wdowę", nie trzeba ani być geniuszem, ani długo myśleć. Jest to najbardziej naturalne i natychmiast się nasuwające tłumaczenie tej nazwy. Równie dobrze "boiled eggs" mógłbyś tłumaczyć jako "jajka gotowane we wrzątku", zamiast "jajka na twardo" - bo o muj borze, nazwa "jajka na twardo" nie oddaje pełni głębi tej frazy w angielskim i opisuje tylko efekt końcowy, a powinien też metodę, skandal!
  7. Airlick

    Overwatch

    Hm, słyszałem kiedyś coś o tym procesie, ale nie wiedziałem, że Apple to wygrał. Wciąż wątpię, żeby tutaj było podobnie.
  8. Airlick

    Overwatch

    No dobrze, ale ile takich poronionych procesów się wygrywa?
  9. Airlick

    Overwatch

    Blizzard też ma prawników, a czarna wdowa to gatunek pająka. Zresztą nazwy postaci Blizza i Marvela pokrywałyby się tylko w polskim tłumaczeniu, więc tym bardziej by się wybronili tym, że w oryginale imiona są inne. Jakoś wątpię, żeby Disneyowi w ogóle chciałoby się zaczynać proces za taką drobnostkę na tak małym rynku, jak polski.
  10. Airlick

    Overwatch

    Jeśli już koniecznie trzeba to tłumaczyć, to dlaczego nie najbardziej sensowna i klasyczna Czarna Wdowa? Ja osobiście jestem przeciwny tłumaczeniom nazw własnych, bo zgrzytanie zębami jest bardzo szkodliwe, tym bardziej, że jeśli zna się dany język, to ogólny sens nazwy rozumie się bez tłumaczenia - a już zwłaszcza tłumaczenia dosłownego, które dla zębów jest najbardziej zabójcze. A implanty są drogie, więc warto oszczędzać i nazwy własne ostawić w spokoju.
  11. Airlick

    Overwatch

    Dlaczego od razu biologicznym? To jest nanotechnologia. Równie dobrze, jak takie nanoboty mogą przerwać połączenia nerwowe, żeby człowiek na chwilę stracił przytomność, mogą zrobić robotowi zwarcie. Trochę naciągane, bo ta technologia została opracowana przez Mercy, a ciężko się spodziewać, żeby ona znała się na robotach, ale jakieś wyjaśnienie to jednak jest. IMO tej samej technologii Mercy użyła na Reaperze po walce z Morrisonem. Reaper pewnie był w tak złym stanie, gdy go znaleźli, że Mercy zastąpiła znaczną część jego ciała jakimiś autoreplikującymi się nanobotami - stąd jego pozorna nieśmiertelność i możliwość zamiany w chmurę - boty po prostu na chwilę się rozpraszają, a jest ich na tyle dużo i na tyle szybko się powielają, że nieważne, ile się w nie strzela, i tak zostanie wystarczająco dużo, żeby odbudować Reapera.
  12. Airlick

    Overwatch

    Battle Netowski padł.
  13. Airlick

    Overwatch

    Ana wyszła na live serwerach.
  14. Nominuję cię do utopienia się. Efektyw immydietli.
  15. Airlick

    Overwatch

    Założenie jest takie, żeby wszystkie postacie, które dotyka zmiana self-healingu, nadal ładowały ulta mniej więcej w tym samym czasie, więc to nie jest nerf, to po prostu inne rozłożenie źródeł ładowania. Roadhogiem grasz dobrze właśnie wtedy, kiedy masz dużo self-healingu, bo jeśli strzelają w ciebie, to nie strzelają w twój team.
  16. Airlick

    Overwatch

    Poza Reinhardtem w OW nie ma prawdziwych tanków. Zarya ma właśnie wbić do walki na te 2-3 sekundy, odpalić shieldy i spróbować coś zabić. Jeśli się nie uda, to może się cofnąć i spróbować za kilka kolejnych sekund. Wiadomo, że umiera w sekundę, jeśli ktoś ją zlapie bez bariery. Dzięki temu, że połowa HP się regeneruje, bo jest shieldem, nie potrzebuje nawet tak strasznie healera. Raz na te 2-3 minuty może spróbować zdziałać coś więcej, jak naładuje ulta. Ona nie jest w każdym razie stworzona do typowego tankowania, od tego jest przede wszystkim Reinhardt, a potem Hog.
  17. Airlick

    Overwatch

    No i dobrze. Nie każda postać musi być nastawiona, jak taka Mercy, w 100% na grę zespołową. U Genjiego czy Tracer też narzekasz, że działają w zasadzie sami? D.va to tankowa wersja tychże, ona jest wymyślona jako flanker, a jej przydatność dla teamu kończyła się po odpaleniu E i ewentualnym zablokowaniu jakiegoś ulta. Tyle, że do tej pory nie miała żadnej możliwości samodzielnego działania. Genji czy Tracer są w stanie sami zrobić te 1/3 paska kontroli, zanim wysunięty team broniący zdąży się cofnąć, ewentualnie zabić kogoś, kto wróci się szybciej od reszty. D.va takiej możliwości za bardzo nie miała, bo chociaż ogólnie nie jest najgorsza 1v1, to na otwartych przestrzeniach jest fatalna. A taka jest większość punktów kontroli. Tak więc do tej pory praktycznie kontruje się sama. Nie wiem też, o co ci chodzi z tymi czasami. PTR to PTR, sam piszesz, że wszystko może się zmienić, więc sam sobie przeczysz. Ja zresztą na PTRze nie gram, dla mnie rzeczywistością jest obecny stan rzeczy. Że zastosuję takie porównanie - w obecnym kształcie ulti D.vy jest jaka taka płonąca świnia, puszcza się ją w środek kupy wrogów, żeby narobić zamieszania, po czym reszta teamu ma wejść i wyczyścić. W nowym kształcie D.va będzie jak czeczeński terrorysta-samobójca - wbije do punktu kontroli, strzelając do ludzi i grożąc wysadzeniem - w dodatku będzie nieśmiertelnym terrorystą, bo jej samej wybuch nie zabije.
  18. Airlick

    Overwatch

    W tym jest rzecz, że najprościej rzecz ujmując, ult D.vy służy i służyć będzie do zone'owania przeciwników, a kille są tylko dodatkiem. W rzeczywistości naprawdę trzeba chcieć albo trafić pod CC reszty teamu D.vy, żeby umrzeć od jej ulta - i sekunda mniej do wybuchu nie zmieni tu wiele, bo schować się można w max 2 sekundy, jeśli twoje ustawienie nie jest koszmarne. Dlatego to, że nie będzie umierać od własnego wybuchu, psuje może trochę klimat, ale jeśli o rozgrywkę chodzi, to ma 100% sensu. Teraz może postawić mecha na środku punktu i spokojnie go zajmować, podczas gdy przeciwnicy muszą albo się schować, albo stać w punkcie i zginąć. W tej chwili D.va musi polegać na swoim teamie, żeby zajęli punkt, kiedy puści ulta. Jeśli team jest nieogarnięty, to równie dobrze mogłaby tego ulta nie puszczać albo próbować zgarnąć nim kille, bo i tak nic nim nie zmieni. Dlatego to jest Dobra Zmiana™. W połączeniu ze zmianą Defense Matrix zrobi to z D.vy tanka na miarę naszych czasów i możliwości.
  19. Airlick

    Overwatch

    Jednak Sombra. Blizzardowi jednak wyszła niezła zmyła, bo chyba nikt nie przyjmował możliwości, że to będzie tylko jeden ze skinów Any, wszyscy z góry założyli, że to musi być podstawowy wygląd postaci. Nie widzę sensu posiadania snajpera z zerową mobilnością, bo o ile widziałem, to ona nie ma żadnego skoku, więc nie wejdzie na żadne z miejsc, w które mogą wejść Hanzo i Widow. Tak więc połowa użyteczności od razu idzie do kosza, bo u snajpera o to chodzi, żeby usadowił się w miejscu, w którym ma duże pole ostrzału, a zza linii tanków to to nie pójdzie. Z drugiej strony, będzie niezłą kontrą na Tracer i Genjiego z tym usypianiem. Na pewno będzie też ostateczną kontrą na Roadhoga, raz, że blokowanie heala, dwa, że usypianie na ulcie właśnie. Chyba tylko dlatego Hog nie dostał nerfa. Może jednak brak mobilności nie będzie takim wielkim problemem, biorąc pod uwagę jej utility. Właściwie to jestem pewny, że ona będzie zawsze albo OP, albo UP. Ma tego utility za dużo. Więc albo jej liczby będą zbyt wysokie i jej utility będzie sprawiać, że będzie się nią grać w każdej grze, ALBO zbyt niskie i jej utility nie będzie wystarczające, by uzasadnić branie jej. Bo która postać ma w jednym CC, boost dmg/szybkości teamu, heal, blokowanie heala, i jeszcze snajperkę do tego? To jest zwyczajnie za dużo dobrego. Nagrałem się wystarczająco w LoLa, w którym taka Irelia, Elise czy Lee Sin byli pickowani na najwyższym poziomie mimo 10 nerfów z rzędu, bo ich kit był po prostu za dobry i niezależnie od bazowych liczb można było nimi dominować.
  20. Airlick

    Euro 2016

    Nie pamiętam gorszego finału piłkarskich mistrzostw, a pamiętam chyba wszystkie od '98 roku. Żałosne to było, ale jeśli finał odzwierciedla ducha danych mistrzostw, to nie ma się czemu dziwić. Nowy format to tragedia. O ile 2 drużyny wychodzące z grupy kwalifikacyjnej to dobry pomysł, o tyle 3 drużyny wychodzące z grupy na samych mistrzostwach to idiotyzm. Wszystkie drużyny z ćwierćfinałów poza Portugalią zasłużyły, żeby się tam znaleźć, nawet gdyby grali na starych zasadach. W każdym razie, ten turniej pokazał, jak bardzo piłka kopana zaczyna odstawać od innych dyscyplin, które ogląda się po prostu lepiej. Promowanie gry na remis, piłkarskie szachy (co jest inną nazwą na pasywną grę bez żadnych prób ataku, co widzieliśmy wczoraj przez większość meczu), czekanie na karne... Głupota. Znieść dogrywki, niech mecze trwają tylko 90 minut, a potem od razu karne. Ewentualnie tylko jedna, 10-minutowa połowa dogrywki, tak żeby piłkarze mieli siłę, żeby naprawdę przez te 10 minut próbować coś zrobić. Można też zrobić tak, że 10 minut dogrywki jest tylko wtedy, jeśli padły gole. Jeśli jest 0-0, to od razu karne. Wtedy przede wszystkim piłkarze nie będą musieli się oszczędzać w regulaminowym czasie, żeby w dogrywce nie paść na trawę i już tam nie zostać. Trzeba jeszcze oczywiście wprowadzić powtórki i możliwość cofnięcia decyzji przez sędziego, bez tego to naprawdę nic się nie zmieni.
  21. Airlick

    Overwatch

    No, to kto oprócz mnie dostaje raka od systemu rankedów?
  22. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. Narzekanie na IPB, zaszlachtowanie klimatu forum i umieranie działów - niezmiennie od 2013 roku. I nie mówię, że jest bezpodstawne, wręcz przeciwnie, miało sens już wtedy, tym bardziej ma dzisiaj, jak nie tylko osiołkowe działy, ale całe forum umarło.
  23. "Nanjing! Nanjing!" - albo inaczej, "Miasto Życia i Śmierci", Czyli chiński "Katyń". Dosłownie i w przenośni. Oba filmy próbują opowiadać historie trochę zapomniane przez Zachód. W Polsze wszyscy wiedzą o Katyniu, a w Chinach każde dziecko wie o masakrze w Nanjingu, ale jeśli spytać na Zachodzie, to większość nie będzie wiedziała, o co chodzi. Jednak historie opowiedziane są trochę inne, bo "Katyń" mówi o systematycznej, zaplanowanej i wykonanej z zimną krwią egzekucji na elicie polskiego wojska i służb paramilitarnych, a "Nanjing" o bestialskiej masakrze cywili - bo to głównie oni padli jej ofiarą. Historycznie, lepszą analogią byłoby nasze Powstanie Warszawskie, gdzie też ginęli przede wszystkim cywile, ale to temat o filmach, a Powstanie Warszawskie nie doczekało się jeszcze takiego na wpół propagandowego filmu, jak Katyń i rzeź Nanjingu. Zeszłoroczny film o Powstaniu ma w sobie więcej z hollywoodzkiego filmu o 'murykańskich bohaterach, niż paradokumentu. W każdym razie, o samym filmie. Jest on wybitnie ciężki w odbiorze, bo twórcy zupełnie nie starają się upiększać śmierci. Jest ona bezsensowna, brudna i brutalna. Największym zaskoczeniem jednak była dla mnie gra aktorska, bo to tej pory wszystkie chińsko-hińskie filmy, jakie oglądałem, tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że Azjaci są rasowo niezdolni do dobrej gry aktorskiej i nadają się tylko, odpowiednio, do opery pekińskiej i do dubbingów w anime. A tu niespodzianka - w tym filmie grali jak nakręceni. Dbałość o szczególy też na plus, twórcy nie poszli na łatwiznę i nie zrobili filmu w całości po chińsku - Chińczycy mówią po chińsku, Japończycy po japońsku, niemiecki ambasador po niemiecku i w łamanym chińskim, 'Murykanie po 'murykańsku... Co jest szczególnie ważne w tym kontekście, że duża część filmu jest ukazana właśnie z perspektywy japońskiego żołnierza. Zresztą, znając KPCh, to pewnie japońskie fragmenty były ocenzurowane w wersji puszczanej w chińskich kinach, bo ukazują "dobrego Japończyka", któremu gwałty i morderstwa nie są obojętne, a to jest wizja niezgodna z komunistyczną propagandą. Porównuję ten film do żałośnie słabego "Katynia", ale pod względem czysto artystycznym powinienem raczej porównywać go do "Pianisty". Jest, na swój sposób, przepiękny. Od tej strony 10/10. Od strony fabularnej... cóż, nie jest to film typowo propagandowy i powinno się do niego podejść, mając pewną wiedzę na temat wojny sino-japońskiej, dlatego nie oceniam.
×
×
  • Utwórz nowe...