Skocz do zawartości

Argon39

Brony
  • Zawartość

    144
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Argon39

  1. Na wstępie chciał bym się pochwalić, że w moim własnym pokoju realizuję postulaty ogólnoświatowego chaosu. Teraz przejdę może do pytań.

    Po pierwsze primo: Jak układają się twoje relacje ze starszym braciszkiem?

    Po drugie primo: Jakie to uczucie być w wiecznym cieniu swojego braciszka?

    Po trzecie primo: Czy mi się zdaję, czy nie posiadasz ambicji takiej jak Discord, by panować nad światem?

    Pytanie numer Pi: Czy to nie ty stworzyłaś ciemną energie?

    Wieczysty sługa Entropii odmeldowuje się.

  2. Ciek way projekt, ale podejrzewam, że nic z tego nie wyjdzie. Za dużo roboty, i za dużo wkładu, za mało korzyści. Nie wiem jak będzie u mnie w przyszłości z czasem, ale do tv tak średnio się nadaję (nie posiadam odpowiedniej aparycji), w radiu bym się lepiej sprawdził, gdyż głos mam ponoć ładny, i doniosły, a w radiu nie trzeba wyglądać. Niemniej jednak kibicuję Ci.

  3. 1. Nie ma drugie tak leniwego człowieka jak ja.

    2. Jestem złośliwy, i to przeraźliwie (ja nazywam to już perfidią).

    3. Nie wiem czy swoje niechlujstwo poczytywać za wadę, to że wołku mnie jest bałagan, nie stanowi dla mnie problemu.

    4. Kłamstwo jest mi nie obce.

    5. Lojalność, która mogła by się wydawać zaletą jest też i wadą, gdyż potrafi być ślepa (w moim przypadku).

    6. Surowość mych ocen, zaliczam w poczet wad.

    7. Dziwne gusta humorystyczne (to chyba przez moją złośliwość).

    8. Każdy grosz oglądam parę razy, więc o skąpstwo się posądzam

    9. Mam o sobie chyba zbyt duże mniemanie.

    10. Mój mózg jest trochę wybrakowany, więc empatii ja nie posiadam.

    Wiem, że tekst powyżej jest jakiś dziwny (pisany tak jakby nie tak, ale bez rymów). Jakoś mi się tak napisało. Szczerze łatwiej mi wymieniać swoje wady niż zalety. Coś czuję że gdyby to ja miał zażyć preparat HJ7 (to z musicalu pt. Doktor Jekyll i pan Hyde, swoją drogą to w książce pod tym samym tytułem, chyba po raz pierwszy pojawił się motyw, z rozdzielaniem człowieka na mroczną i jasną stronę), to wyszedł by ze mnie ktoś dobry.

  4. Wysoki Sądzie, Czcigodna Rado                                                                                                                                                                                                                                   Muszę na wstępie zaznaczyć, że oburzają mnie te zupełnie nie prawdziwe i bezpodstawne oskarżenia. Proszę spojrzeć na mojego klienta. Nie należy on do najładniejszych istot naszej krainy, a my zamiast mu pomóc odnaleźć się w naszym społeczeństwie, utrudniamy mu na wszech miar resocjalizacje, oskarżając go o najohydniejsze czyny. To, że mój klient miał możliwość dokonania tego czynu, nie znaczy, że tego dokonał. Ja się pytam! Nie, nie ja! Sprawiedliwość się dziś pyta! Gdzież dowody? Tak poważne oskarżenie zostało przedstawione mojemu klientowi, bo pan prokurator gdzieś zasłyszał plotkę i na jej podstawie skonstruował akt oskarżenia. Dziś wstyd mi za nasz wymiar sprawiedliwości, że dał posłuch jakimś głupim ploteczką. Zaraz zapewne zapytacie, a któż winien jest tej sytuacji? Ja wam odpowiem. Winni jesteśmy my wszyscy! Te zmiany pogody są tylko skutkiem efektu cieplarnianego! Dawno udowodniono Hippogeniczność globalnego ocieplenia. My kuce do dziś nie umiemy pozbyć się naszego na konsumpcje nastawianego stylu życia, i to głównie konsumpcje siana. Wiadome jest nie od dziś, że na szlaku metabolicznym siana, powstaje duża ilość gazów, które zbierają się potem w atmosferze, a efekt tego mogliśmy obserwować w zeszły piątek. Tak winni jesteśmy my, a nie mój klient, nie zrzucajmy naszych win na biednego dyskryminowanego Discorda. Największą zbrodnie jaką ktoś tutaj popełnił, to Panna Rainbow Dash, która tak brutalnie oszkalowała mojego klienta. Dlatego domagam się w imię sprawiedliwości, tolerancji i przyjaźni oddalenia w całości aktu oskarżenia, jako bezpodstawnego.

  5. Łucznicy pokazywali całą swoją potęgę gdy byli na wzgórzu. Jazda naturalny przeciwnik łuczków jadąc pod górę zbyt mocno wytraci impet. Była chyba taka bitwa w wojnie stuletniej, gdzie Francuzi wypuścił jazdę pod górę i frankońscy rycerze nawet nie dojechali do szyków Lwów Albionu. Na pewno kolejne złe użycie jazdy była w bitwie pod Warną (tam nie było już chyba łuczników), z tego co wiem, to rycerze chcieli wyperswadować naszemu królowi atak, ale on zdecydował się na atak pod górkę, i skończyło się totalną klęską. Z drugiej strony w bitwie pod Wiedniem (tam już z całą pewnością nie było łuków), król Sobieski pokazał jak się używa jazdy. Tam jazda Polska, i Niemiecka wypadała ze wzgórz, nadając sobie niesamowity impet, powodując panikę w szeregach przeciwnika. Myślę, że najgorszym co  mogło się przytrafić na drodze jeździe, to kilka szeregów pikinierów, za którymi byli ustawianie łucznicy. Takie czegoś nie szło przejść. 

  6. każdy może się zamachnąć mieczem. Nie każdy może napiąć łuk

     

     

     

    Jest jedna wielka przewaga łuku nad mieczem. Mieczem zbroi płytowej nie przetniesz.

     

    Mi się zdaję, że błędem jest w ogóle porównywanie tych broni. Są to bronie dwóch różnych klas, a zupełnie innym zastosowaniu. Błędem było by powiedzieć, że łuk jest lepszy, bo gdy dojdzie do walki w zwarciu to zanim zginiesz zabijesz max 1 osobę, a z mieczem masz szanse na przeżycie, takiego starcia, z drugiej strony walcząc na odległość, no to miecz zapewni ci tylko dystans równy długości klingi, a sprawny łucznik cuda potrafi zdziałać.. To tak jakby porównywać, bolid formuły  jeden z łodzią wyścigową. 

    Tak trochę z innej beczki.

    Długi, ostry patyk wystrzelony z jeszcze dłuższego patyka z cisowego drewna połączonego na końcach cięciwą był w stanie przebić stalową blachę (o kolczudze już nie mówiąc) i znajdujący się pod nią aketon.

    Czy ten zaostrzony kawałek drewna nie miał przypadkiem na końcu stalowego (lub żeliwnego) grotu? Jakoś mi się zdaję, że sam naostrzony patyk nie  przebił by stalowej zbroi, i by się od niej najzwyczajniej w świecie odbił, lub o nią się połamał. Przy przekazaniu energii, najpierw przekroczona by została wytrzymałość drewnianej strzały, a potem dopiero blachy stalowej. Tak przynajmniej podpowiada mi intuicja.

    • +1 1
  7. Moja historia potoczyła się trochę inaczej, gdyż ja nie zacząłem tak naradę od serialu.

    Wszystko się zaczęło właściwie od innego tytułu, bo od Star Treka, a konkretniej od serii bodajże Voyager. Była tam taka przezabawna istota zwana Q, która kapitanowi, już nie pamiętam jak się nazywał jakiś Francuz, płatał najróżniejsze figle dobrze się przy tym bawiąc. O Bronies wiedziałem już od dłuższego czasu, chociaż nie interesowali mnie jakoś nazbyt. Od czasu do czasu przeglądałem prace Fandomu, z takiej czystej ciekawości, po pewnym czasie się zorientowałem, że właściwie bronies to chyba jedna z najaktywniejszych grup w necie. Przeglądając pracę dowiedziałem się o podobieństwie Q do Discorda, więc zacząłem czytać naszą wiki, ale uwierzcie mi z zewnątrz miało się wrażenie, że serial jest przesłodzonym narzędziem do robienia kasy. Jakoś w Listopadzie uznałem, ok tak czy siak jesteś świrem, to kolejne dziwactwo ci już nie zaszkodzi. Obejrzałem te 2 (właściwie 3) odcinki z Discordem, i powiem, że znacznie lepiej się prezentowały niż to było opisane na stronach. Na trzeci wybrałem sobie odcinek z Sombrą, i miałem bardzo dobrą opinie o tej serii. Niestety wciąż nie wiedziałem kto jet kim, i dlaczego Twilight zdarza się paradować z koroną (właściwie diademem), więc postanowiłem obejrzeć od pierwszego odcinka. Nie wiem jak was, ale on mnie raczej nie przekonał,więc postanowiłem uderzyć na mini meeta, bo i tak nie miałem nic lepszego do roboty. Tam poznałem ludzi, i tak właściwe to dzięki nim dałem serialowi drugą szanse, i powoli się jakoś wciągnąłem, chociaż tak naprawdę to do odcinków o CMC nie mogę się przekonać do dziś. 

  8. Ja wam powiem, że ten test jest chyba mało miarodajny. W sumie z czterech pytań musisz wybrać albo "czarne" albo "białe", i problem się pojawił taki, a co jak ktoś przy któreś z tych wartości jest pośrodku? Ja przy ostatnim trochę dumałem, i jestem raczej bliżej Big Macintosha (ISTJ) niż Spike`a (ISTP), ale nie jestem tego pewien, bo długo o tym myślałem, i mogło się pojawić błąd podświadomego ciągnięcia w którąś ze stron. 

  9. Złoto jako symbol, dobrobytu, rzeczywiście jest bronią skuteczną, acz o niskiej zabijalności. Wykończy przeciwnika zostawiają go przy życiu. Samo w sobie złoto było by beznadziejną bronią. Skąd w świecie Fantasy często pojawiają się złote miecze lub zbroje. To jeden wielki bez sens. Złoto ma fatalne właściwości mechaniczne, z tego co mi wiadomo to gorszę nawet od miedzi, a miedź mieć w ręku to nie jest rzecz niezwykła, i jak wiemy, łatwo się zgina, przerywa etc. Z tego co mi wiadomo to Aztekowie nie mogli się nadziwić Hiszpanom. Nie rozumieli ich popędu do złota, bo dla Indian nie było symbolem niczego, wręcz gardzili nim.

  10. To daliście mi zagwozdkę, którą broń wybrać. Właściwie w każdej klasie mam coś ulubionego (morze prócz marynarki wojennej, bom się nie znam). 

    Po głębszym przemyśleniu Wybiorę chyba FW 190. Część z was może spytać o czym ten porąbany kuc gada, więc daję obrazek.post-6959-0-37175200-1433938107_thumb.jp

    Teraz opis:

    Focke-Wulf 190 "Wurger" czyli po polsku Dzierzba (to jakiś wróblowaty jest). Był to niemiecki myśliwiec oblatany w 1 czerwcza 1939. Konstruktorem był wybitny inżynier Kurt Tank. W odróżnieniu od bardziej popularnego bf-109, silnik miał w okładzie gwiazdowym (Cylindry przypomniały układem gwiazdy), przez co można było znacznie więcej wcisnąć tam tłoków, co dawało spory zapas mocy oraz można było go skutecznie chłodzić powietrzem. Największymi wadami tego oto uzbrojenia było kiepska widoczność, podczas kołowania, oraz z początku silnik miał tendencje do przegrzewania. Wg mnie to jeden z najbardziej nie docenianych samolotów II wojny światowej (oblatany w 1939 wdrożony do produkcji dopiero w 1941). Był tym czego potrzebowała rzesza, na nasze szczęście pan Goring nie był zbyt kompetentny w sprawach zarządzania lotnictwem. Gdy wszedł do produkcji, właściwie osiągami prześcigał nie tylko Bf-109 ale większość samolotów aliantów, chociaż by słynne  Spitfire`a. Po podwieszaniu pod skrzydła 4 działek, nie było samolotu, którego nie dał rady by zestrzelić. Samolot był tani w produkcji, i produkować go mogła nie wyszkolona załoga. Mógł być produkowany w cześć i składany w różnych fabrykach, dlatego naloty alianckie tak średnio wpływały na produkcje tej maszyny. Po wojnie nawet przeciwnicy byli pełni podziwu dla tej maszyny. Dalszą wersją rozwojową był myśliwiec wysokościowy Ta-152 (to Ta to od konstruktora, jak kto pytał).Co ciekawe w latach 90` bogaci Amerykanie zaczęli sobie budować repliki tej maszyn z pewnymi zmianami, dotyczącymi silnika, i powierzchni nośnej (jak ja im zazdroszczę). Grając w Iła od początku wybrałem tą konstrukcje, i potem do żadnej innej się przyzwyczaić nie mogłem.

     

    To teraz dam garść nudnych informacji tabelarycznych. Oczywiście z Wikipedii.

     

    Załoga: 1 

    Data Oblotu: 1 Czerwiec 1939,

    Lata produkcji: 1941-1945 (Repliki 1996-),

    Egzemplarze: 20 000,

    Napęd: BMW 801 D-2 (14 cylindrów),

    Moc: 1272 KW (1730 Koni mechanicznych),

    Rozpiętość: 10,51 m,

    Długość: 9,1 m,

    Wysokość: 3,95 m,

    Powierzchnia nośna: 18,3 m2,

    Prędkość przelotowa: 480 km/h,

    Prędkość wznoszenia: 12 m/s,

    Pułap: 10 300 m,

    Zasięg: 1035km (ze zbiorniczkami 1470km),

    Uzbrojenie: 2* wkm MG 131 13 mm, 4* działko MG 151/20 20mm, opcjonalnie bombki od 50 kg do nawet w niektórych wersjach 1000 kg, albo dodatkowe zbiorniki na paliwo.

     

     

     

  11. Co do nie istnienia czasu to wyraźnie zaprotestuje. Gdyby czas nie istniał, to moglibyśmy dowolnie w nieskończoność odwracać bieg przestawiając przyczynę i skutek (bo bez czasu to skutek jest przyczyną a przyczyna skutkiem). Tylko kierunek czasu mówi nam co jest przyczyną a co skutkiem, a z teorii termodynamicznej strzałki czasu, można powiedzieć, że to Entropia (nie tylko, w sumie od tego jest funkcja Gibsa) wskazuje kierunek czasu. Dlatego po otwarciu zaworu gaz zawsze będzie się rozprężał, a nigdy sprężał, i bez czasu czyli stwierdzenia przyczyny i skutku, oba procesy by zachodziły samorzutnie. Sam czas nie jest względny, względny jest jego upływ. Entropia przy procesach samorzutnych (to znów pewne uproszczenie bo pomijam fakt energii wewnętrznej) nie pozwala na odwrócenie biegu czasu, mówiąc co jest skutkiem a co przyczyną.

  12. Co do mitycznych zwierząt, z tego co wiem za syreny marynarze brali manaty (taki waleń morski bodajże), ale jak oni z tych krów morskich zrobili pół kobiety pół ryby tego już nie wiem. Opowieści o cyklopach ponoć antyczni grecy rozpropagowali, jak znaleźli szkielety słoni karłowatych, żyjących w górach bodajże atlasu, gdyż miały z przodu tylko jeden duży otwór (ten na kichawę). Najbardziej mnie interesuje jak żeśmy sobie wymyślili smoki. Ktoś mówił o krokodylu, z drugiej strony Chińczycy (mogę się mylić) wyobrażali sobie je jako latające węże (ot małpi lęk przed wężami). Jednorożce chyba się wzięły od nosorożców (z tego co pamiętam, to kiedyś jednorożcem nazywaliśmy dzisiejszego nosorożca). Tak ogólnie to mi się zdaje, że cała ta plejada mitycznych istot, jest połączeniem, niezbyt dokładnej obserwacji z dozą wyobraźni, i gdyby tak naprawdę poszukać, to by się znalazło gatunki od których powstały nasze legendy. 

     

    Co do ogółem oceny całej epoki, to jest to ciężkie z dwóch powodów.

    I) nie zapominajmy, że średniowiecze to całe 1000 lat historii, i powinna być oceniana tak jak antyk, czyli każdy okres z osobna. Z długo trwa ta epoka, by można ją tak uogólniać jak potem cały XVIII wiek.

    II) Renesans nie jest też tu bez winy. Gdy ludzie uczeni ogłosili wielkie odrodzenie antyku to okres pomiędzy tymi epokami nazwali epoką średnią, czyli mierną i tak ją opisywali, i do dziś pokutuje wiele mitów, jak chociaż by,  zacofania, a wręcz ciemnoty intelektualnej tej jakże pięknej epoki.

    Osobiście jak dla mnie wieki średnie wychodzą na plus, bo gdyby nie one to człowiek nigdy nie stanął (o ile stanął) na księżycu, a ja zapewne był bym jakimś niewolnikiem w najlepszym wypadku na posyłki w bogatego Rzymianina, który dumał by o astrologii (astronomia to nauka, a astrologia raczej nie).

  13. Ogółem masz racje wszytko może dożyło by do Gausa gdyby nie to, że mowa tu o kolejnym losowani, (czyli mamy ich jedno), więc nie jest w ogóle spełniony warunek początkowy, czyli dostatecznie wiele losowań. I tak jak mówiłem, jak wypadnie ci 100 razy pod rząd jakaś liczba z przedziału od 1 do 10, to za 101 razem ma dokładnie taką samą szanse wypaść, gdyż powtarzasz losowanie raz. Nie ma czegoś takiego, że jak jakaś liczba przez długi czas się nie pojawi w losowani, to rośnie jej szansa wypadnięcia, gdyż mówimy tu tylko o losowaniu n+1, a nie o losowaniu n+m, i to jest rozgrywane jak zwykłe pojedyncze losowanie. Robiłem kiedyś doświadczenie i zdarzało mi się chociaż by 10 orłów pod rząd, co nie znaczyło, że za 11 razem orzeł miał by mniejszą szanse wypaść. A innym w ogóle przypadkiem jest to rozpatrywać globalnie, czyli jaką masz szanse, że wypadnie ci 11 orłów pod rząd.

    • +1 1

  14. Argon39, odsyłam do prawa wielkich liczb, jeśli chodzi o loterię. Tam jest odpowiedź na twoje twierdzenie dotyczące loterii, a nie chce mi się ponownie tego pisać.

     

    Pozwól, że zacytuje tutaj bardzo ogólnie to prawo: "Z prawdopodobieństwem dowolnie bliskim 1 można się spodziewać, iż przy dostatecznie wielkiej liczbie prób częstość danego zdarzenia losowego będzie się dowolnie mało różniła od jego prawdopodobieństwa."

    Z tego co rozumiem, to przy założeniu, że na loterii losujemy 1 liczbę z 10. Jeśli wiele razy będziemy powtarzać ten proces to wyjdzie nam, że dna liczba będzie nam wychodziła tak często jak wychodzi to z jej prawdopodobieństwa, czyli raz na 10 razy. Po pierwsze nasuwa mi się pytanie co znaczy, dostatecznie wielkiej próbie? Niestety nie znalazłem tam nic co mogło by powiedzieć, że jeśli mieliśmy 100 losowań a dana liczba nie wyszła ani razu, to wcale nie znaczy to, że ta liczba wyjdzie prawie na pewno w 101 losowaniu. Możliwe jest też takie coś, że będzie ona wychodzić dopiero od losowania 150. Jej prawdopodobieństwo wystąpienia w takim przypadku zawsze będzie 0,1 i nigdy się nie zwiększy, bo nie może, gdyż mamy 10 liczb w naszej loterii. Chyba, że coś źle zrozumiałem. Dlatego ostaje przy swoim, że grając w totka nie ma znaczenia, czy ciągle grasz tą samą kombinacją cyfr, czy je zmieniasz (w sytuacji idealnej), bo szansa jest taka sama. Jako, że to są wciąż losowane kule, to dochodzi tam fizyczny aspekt ich niedoskonałości, przez co przez jakiś okres czasu jakaś liczba w losowaniu może się powtarzać.

  15. Arkane Wishper, wg mnie jesteś w błędzie z tą loterią. To tak jak z losowaniem kul, które po losowaniu odkładasz z powrotem do środka. Załóżmy że w pudle mamy 35 kul z cyferkami od 0 do 5 w kolorach czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, filetowy i indygo (czyli w kolorach tęczy). Chce wylosować sobie niebieską trójkę, ale w pierwszym losowaniu mi wychodzi 5 indygo, ale jako, że ją wkładam z powrotem do zbiornika z kulami to wciąż mam tam 35 kul a chcę wylosować tą jedną. Jak gra się w totka, to nie ma znaczenia, czy grasz jedyną kombinacją, czy ciągle zmieniasz, zawsze (o ile grasz jedną) masz taką samą szanse.

     

    Co do tej superpozycji to ja gdzieś kiedyś spotkałem się, z określeniem fala prawdopodobieństwa. Zresztą kiedyś liczyliśmy długość fali dla piłeczki golfowej. To się liczy tak, że bierze się bardzo małą stałe Plancka i dzielisz na pęd obiektu. Długość fali piłeczki poruszającej się z prędkością 20m/s o masie 15 gram wynosi 7,2463768115942028985507246376812e-17 m. Czyli właściwie to jej nie ma. To jest odpowiedź dlaczego nie możesz się obudzić w nie swoim łóżku (zakładając, że inne czynnik na to nie wpływają).

  16. Z tego co pamiętam to elektron nie posiada spinu do póki y go nie zbadamy. To tak jak z monetą,  do póki nie rzucisz nie będziesz wiedział, czy ona ma reszkę czy orła. Gdy badasz za drugim razem spin elektronu, to tak jak byś jeszcze raz rzucał monetą  znów masz dwie możliwości. Spin nie jest przypisany na sztywno, i każde jego zbadanie jest jak ponowne rzucenie monetą. Zasada zachowania momentu pędu, jeśli się nie mylę, jest zasadą mechaniki klasycznej, którą właściwie zawodzi przy bardzo małych obiektach (moment pędu elektronu, ze względu na jego masę jest właściwe zerowy.

    • +1 1
  17. Co do transportu ludzi, i właściwie całej komunikacji kwantowej, to ostatnio obejrzałem sobie filmik (który poruszał różne motywy z filmów sci-fi, jak oni pastwili się nad "Armagedonem"), i właściwie rzucili tam trochę wątpliwości. Wszystko może nam ograniczyć wymienione już przeze mnie zasada nieoznaczoności. Problem pojawia się taki, że by przetransportować materię za pomocą splątania kwantowego to musimy poznać, wszystkie właściwości tej materii, a Heisenberg mówi nam, że tak nie można, i już. Cała teleportacja w tym momencie jest już nie możliwa (nie wiem czy to można było by w ogóle tak nazywać bo obiekt A i B były by identyczne, ale to były by w sumie dwa różne obiekty).

     

    Co do samego szyfrowania, to przy 10 znakach było by 1024 możliwości. Przy jedenastu dwa razy więcej, to przy 100 mamy 1267650600228229401496703205376 możliwości. Jeśli uznamy, że kolejność znaków miała by znaczenie to każda możliwość jest inna. Nie wiem ile czasu by musiało upłynąć, by losowo powtórzyła się nasza konkretna możliwość. Właściwie to nie mówiłem, ze to miał być jakiś krótkie hasło wstępne. Tak czy siak nie wiem, jeszcze jednej rzeczy, skąd ludzie mieli by wiedzieć, ze akurat te elektrony są splątane. Nie wiem czy splątanie jest trwałe, między parą, czy elektrony "bawią się w taniec odbijany" Co do tachionów to macie racje nikt nigdy nie potwierdził ich istnienia, choć w sci-fi często występuje ten motyw.  Co do tematu dyskusji to też mam wrażenie ze spłynęliśmy gdzieś na obrzeża, choć czekam z niecierpliwością, na kogoś z odmiennym zdaniem, bo póki co to się chyba wszyscy zgadzamy, o ile podróż w przyszłość (do przodu) to nawet ślimaki potrafią, to podróż wstecz, jest niemożliwa. Roztrząsanie paradoksu czasowego, może być trochę bez sensowne, choć mnie odpowiada rozwiązanie z dr. Who, jak jego towarzyszka bodajże Rose ratując swojego tatusia spotyka sama siebie i wywołuje katastrofę.

  18.  Co do kwantowego splątania, to nawet najwięksi łamali sobie nad tym głowę (ot chociaż by najsłynniejszy choć wg. mnie nie najwybitniejszy ale wciąż bardzo wybitny naukowiec Einstein). W fantastyce naukowej (czyli nie twardej nauce tylko takie sobie gdybanie), mówi się, że w przyszłości będzie można się teleportować za pomocą tego zjawiska, czy to jest podróżowanie w czasie w tył tego nie wiem.

     

    A co by było, gdyby te dwie osoby przed wysłaniem do siebie właściwej wiadomości wysyłały by sobie coś w rodzaju sygnału wywoławczego np. 12 lewych 12 prawych 15 lewy 15 prawych. Musiał by to byś taki układ, który miał by bardzo niską możliwość powtórzenia się losowego. Co do sztucznej zmiany to chyba można by podciągnąć bodajże pod zasadę nieoznaczoności Heisenberga, która mówi, że badając cząsteczki w rozmiarach atomowych, sam fakt badania wpływa na nie (co dopiero sztuczne ustalanie jakieś własności)

     

    Ja myślę, że te Tachiony, które się cofają przecież w czasie, chyba bardzie miały by tendencje to powrotu, z poza okolic widzialnego nam wszechświata. Jak cofają się w czasie to musiały by chyba poruszać się w przeciwna stronę niż wszystko inne, które ot tamtego momentu ekspanduje. 

×
×
  • Utwórz nowe...