Temat do wyżalenia się... jak dziwnie, że w ogóle tu coś piszę, ale straciłem najbliższą mi osobę w życiu, kogoś z kim mogłem porozmawiać szczerze, kogoś kto chciał mnie posłuchać, kogoś kto jeszcze chciał w ogóle przebywać z takim człowiekiem jak ja. A zabrało mi tą osobę coś tak nienaturalnego, że teraz nie potrafię do końca uwierzyć w to co się stało, a mianowicie rozdwojenie jaźni. Nie śpię już gdzieś tak z trzy noce i zastanawiam się, jak mogę pomóc, co mogę zrobić, dlaczego to musiało się jej przytrafić, dlaczego ta druga ona jest taka zła, czemu jest taka agresywna, czemu nie daje pomóc tej bliskiej mi, czytam w necie kilkadziesiąt tekstów o tej chorobie nic nie ma po polsku, więc czytam po angielsku, a tam też mało, staram się wyłapać wszystko co może jej pomóc. Cały czas myślę, aby powiedzieć o tym jej rodzinie, ale albo uznają mnie za wariata, albo to oleją i już chyba najbardziej prawdopodobne jest to drugie, taki typ ludzi z nich. Do psychiatry jej nie zabiorę, nawet jakbym tego chciał, nie dam rady jej tam zaprowadzić. Nie mam pojęcia co robić.