Skocz do zawartości

Voltiur2

Brony
  • Zawartość

    108
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Voltiur2

  1. < Skinąłem głowa na znak zrozumienia i zwinąłem się w dół wydmy. Pełznąc przy ziemi próbuje obejść naszego oponenta w celu znalezienia bardziej dogodnej pozycji do ataku. Jednak w przeciwieństw do mojego nowego towarzysza broni, nie mam zamiaru rozpoczynać walki od głupiej szarzy wręcz. Doczołguje się na lepsza pozycje, najlepiej taką gdy wróg będzie za moimi plecami i woemwczas rozeznaje się w sytuacji, przed podjęciem dalszych ruchów.>
  2. Skinąłem mu głową i odebrałem ostrze. Wraz z nowym kompanem podkradłem się pod nasyp. Gdy moim oczom ukazał się dziwny twór, to w milczeniu spojrzałem na gwardzistę, a później znów na potwora. Szepnąłem, aby tylko mój kompan mnie słyszał. - Możemy wykorzystać fakt, że nas jeszcze nie widzi i odpuścić, albo zabić to wynaturzenie…
  3. Kaszlnałem podnosząc się z trudem i podniosłem się powoli siadając na zadzie. Rozajrzalem się po okolicy i powoli podszedłem do gwardzisty, który był że mną na statku. Nachyliłem się nad nim i sprawdzam czy dycha. Jeżeli jest przytomny, to zwracam się do niego nasłuchując głosu. - Jesteś cały? Można by sprawdzić co to za głos i poszukać reszty ocalałych.
  4. Spoglądam na jegomościa mając w tyle głowy podejrzenie względem słów, które wypowiedział. Wydają się one dość „osobliwe”. - Zależy na co Pan trafi w książkach… kiedyś jakiś pseudo naukowiec pisał coś o Wielkiej Lechii… Jednak skoro, ta wywołuje w Panu takie emocje, to po lekturze tamtej. Dostanie Pan depresji. Patrzę na niego z ciekawością. - Prowadzi Pan jakieś badania, że interesuje Pana co było wcześniej? Drapie się po brodzie w lekkim zamyśleniu. - Biorąc pod uwagę obecne wydarzenia globalne, to może się pan nigdy tego nie dowiedzieć, bo to co znamy może przestać istnieć. Nie mówiąc już o nieznanym… polecam szukać odpowiedzi na północy. Tam teraz wiele się dzieje.
  5. Początkowo ignorowałem ogiera, który mamrotał sam do siebie z niezadowoleniem. Jednak gdy jego wypowiedzi stały się coraz bardziej natarczywe i na swoj sposób uciążliwe, to w pierwszej kolejności posłałem mu krótkie spojrzenie dysaprobaty. Że względu na chwilowy brak lepszego zajęcia postanowiłem odezwać się do ogiera. - Cóż to za książka, że wywołuje u Pana tyle emocji?
  6. Spoglądam na gwardzistów. - Nie jestem pewien… zjadłem kolacje w restauracji, pijąc do tego wino. Biore ciężki chaust powietrza. - Później udałem się na plaże słuchając szumu morza, aby uciszyć demony przeszłości… nie pamietam nic co się stało dalej. Nagle ocknąłem sks tu. Wskazuje na Starlight - Owa dama jest jedynym z wspomnień, które pamietam dość wyraźnie … Patrzę na ogiera. - Pana również kojarzę… zniknęły również moje dokumenty i pieniądze, które miałem przy sobie i bloczek czekowy…
  7. < Przymruzylem oczy i wydałem pomruk niezadowolenia. Rozglądam się zaskoczony, gdy dojrzałem klacz, którą zaatakował posąg, która opala się na pokładzie, to niepewnym krokiem podchodzę w jej kierunku. Z zagubionym spojrzeniem zwracam się do klaczy.> - Przepraszam, że przeszkadzam, ale w jakim kierunku płynie ten statek i jak długo już trwa rejs?
  8. < Pomimo nieoczekiwanego zwrotu akcji nie zamierzałem stawiać za długiego oporu. Cała sytuacja wydawała się tak egzotycznie odmienna, że postanowiłem spełnić jej żądanie. Choć raz w życiu poczuć się tym bezradnym. Na swój sposób wydawało mi się to dość przyjemne w obecnych okolicznościach.> - Proszę... <Wysapałem z nutą podniecenia w głosie.>
  9. <Stopniowo zwiększam intensywność ruchów języka, od czasu do czasu zasysającą ustami i drażniąc końcówką samego języka. Korzystam z umiejętności oralnych do moment, aż nie dojdzie lub nie będzie mnie błagać, abym przeszedł do dalszej części zabawy. Kiedy to nastąpi, to wchodzę w nią bez opanowania, jakby świat miał się zaraz zawalić nam na głowy, a to miałaby być ostatnia przyjemność jakiej doświadczymy w tym życiu.>
  10. < Nie przerywając pocałunku, za pomocą magii rozciąłem wszystkie guziki od mundury. Następnie za pomocą czaru łapie gryfkę i zmieniam układ, który zapanował, robiąc to brutalnie, zachowując jednocześnie romantyczna delikatność, która balansuje na skraj dewiacji. Pocałunkami wbijam się w jej szyje, po czym schodzę coraz niżej, aż nie dotrę do miejsca, gdzie jej opór stanie się zerowy. Idąc w tym kierunku nie spieszę się, ale zachowuje wyczucie tempa.>
  11. - Zwłaszcza w konkretne dni… <Rzuciłem z lekką nutą sarkazmu.> - Ty Geylea, jaka jesteś w głębi siebie? < Zapytałem zbliżając swój pysk do jej dzioba z delikatnym choć dość wymownym uśmiechem, a kopytem lekko pogładziłem bok jej szyi.>
  12. < „Całkiem przyjemnie” - pomyślałem swobodnie stukając się i delektując ciepłem ciała. Powoli pykam fajkę, a ogonem opłatami tył.> - Morze piękniej, gdy jest z kim je podziwiać. <Uśmiechnąłem się i pociągnąłby dwa łyki z butelki i wróciłem do spokojnego palenia fajki.> - Zabójcze i delikatne, jak kobieta…
  13. - Już pysk mu się zieleni. < Wziąłem dwa łyki z butelki i podaje ją gryfce. Przymknąłem oczy i wziąłem głębszy oddech. Przez moją głowę przeleciał wir wspomnień związany, a z moich chrap powolnie wypłynęło powietrze. Za pomocą rogu rozpozpinam kołnierz bluzy mundurowej i dwa guziki poniżej, od tak dla własnej wygody. Siadam wygodnie na piasku i wyciągam fajkę. Nabijam ją dokładnie tytoniem i odpalam, wciągając lekko dym delektuje się jego bukietem smakowym.> - Masz ochotę? < Spojrzałem na gryfkę i za pomocą magii uniosłem fajkę ku górze.>
  14. < „Zapowiada się cudownie upojna noc, tylko muszę uważać, aby nie spać się do nieprzytomności…” pomyślałem idąc, aż znaleźliśmy się sami na płazy wśród falujących wód.> - Kojąca cisza. <Rzuciłem radośnie omiatając jej bok ogonem. Bez ceremonialnie otworzyłem butelkę z napitkiem i podałem ją gryfce.> - Damy przodem… < Rzuciłem z lekkim uśmieszkiem. Choć w jej przypadku słowo dama, było wyraźnym nadużyciem.>
  15. - Hmm ciekawe spostrzeżenie. < Kontynuje jedzenie nie zważając na zachowanie mojej towarzyszki. Jem z spokojem id czasu do czasu popijając winem. Gdy skończę swoj posiłek i Geyka również, to spoglądam na nią pytająca.> - Zostajemy czy zaopatrujemy się w napitek i zmierzamy na plaże?
  16. <Gdy trzymałem jeszcze wzniesiony kieliszek, to wzniosłem toast.> - Za cudowny wieczór w pięknym towarzystwie. <Czekam na zamówiony posiłek, gdy kelner go przyniesie, to jem z spokojem. Któż by pomyślał, że będę jadł i planował libieżną noc w takim towarzystwie… Nie wiem czemu, ale czuje że ta gryfka ma większe znaczenie dla mnie, niż choćby mój brat. Choć może źle go oceniam chwilami…> - Wierzysz w pojednanie pomimo urazów, jakich można doświadczy podczas życia? Nawet od najbliższych?
  17. - Oj nie wątpię <Odpowiadam z uśmiechem.> Do Carvidas jeszcze długa droga, wiec będzie co wspominać na statku. <Wykorzystując fakt bliskości jej dzioba, nachylam się minimalnie i całuję ją przelotnie.> - Zapowiada się cudowny wieczór <Unoszę kieliszek wina i biorę mały łyk.>
  18. <Uśmiecham się lekko.> - Kultywujesz tradycje. Co do lubieżnego i frywolnego wieczoru, to czemu by nie? Trzeba korzystać z życia póki trwa i brać co się da. < Uśmiecham się szeroko.> - Po spacerze na plaży mamy jeszcze do dyspozycji apartament z dobrze zaopatrzonym barkiem i kryjącymi się w nim butelkami pełnymi płynnego szczęścia…
  19. - Hmm… <Spoglądam na nią z zawadiackim uśmieszkiem.> - Zatem jakich atrakcji szukasz moja znudzona towarzyszko? Wszak towarzystwo już znalazłaś < Z delikatnym uśmiechem wybieram jedną z ciekawszych potraw i odmawiam do tego odpowiednie wino.> - Trzeba przyznać, że architektura tego miejsca nawet potrafi zapewnić trochę ruchu. < Zaśmiałem się.> - Czemu akurat statki?
  20. - Nie masz za co przepraszać… <Uśmiecham się lekko.> - Sytuacja była, jaka była, a moim obowiązkiem jako żołnierza było zrobienie tego co słuszne. Choć biegunowo odmienne od idei przyjaźni, z której słynie Equestria. <Wchodzę do restauracji i pytam o stolik dla dwojga. Jeżeli są miejsca, a my już usiądziemy, to kontynuuje myśl.> - Wojna, to ciekawe doświadczenie i prędzej czy później giną na niej niewinni, a my dopuszczamy się coraz gorszych czynów w jej imię… Obyś nigdy nie musiała stanąć przed takimi wyborami i robić rzeczy, do których ja musiałem przywyknąć na piec długich lat. < Robię dłuższą pauzę.> - Czasami mi tego brakuje… na swoj dziwny sposób.
  21. - Wszystko o czym ci przed chwilą powiedziałem miało miejsce niecały rok po rozbici przez mój regiment oraz kilka innych innych oddziałów gniazda podmieńców, które zasiedliły się na północnych rubieżach mojego kraju. Mniej więcej w połowie listopada 1876, gdy wciąż tropiliśmy niedobitki podmieńców, dotarła do nas wiadomość, że pewna wataha napadła na niewielką wioskę i wybiła jej mieszkańców. <Zamilkłem w chwili rozmyślań.> Chyba jedna młoda klacz uszła z tej masakry... Jak zapewne się domyślasz nie postanowiliśmy pozostać im dłużni. <Spoglądam na nią.> Mój oddział i mojego przyjaciela z czasów akademii wpadł na ich trop, po wstępnym rozpoznaniu przyczailiśmy się w jaskinie, gdzie prowadziła droga do domu tych kundli. Mniej więcej o 3 w nocy przypuściliśmy atak i wybiliśmy wszystko co się rusza, a przynajmniej tak nam się wydawało. <Robię krótką przerwę w wypowiedzi.> - Niecały miesiąc później okazało się, że ktoś uciekł do kilku innych stad, w których szeregach zaszyli się podmieńcy, z którymi wciąż toczyliśmy walki, wśród lasów i gór. Wówczas wybuchło psie powstanie i tłumienie go zajęło nam kolejne sześć miesięcy krwawej roboty...
×
×
  • Utwórz nowe...