Skocz do zawartości

Voltiur2

Brony
  • Zawartość

    108
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Voltiur2

  1. -Wasz zapał jest godny podziwu. <Skwitowałem grupę towarzyszących mi mężczyzna.> -Chęć do szybkiego działania jest zrozumiała ale może ona obrócić się przeciwko nam. Zgadzam się oczywiście na podjęcie się tego działania. <Spoglądam w oczy prezesa.> -Dziękuję za miłe słowa oraz zaufanie w moje umiejętności przemawiania. Jednak uważam, że musimy najpierw ustalić kilka kluczowych spraw. Odpowiedzieć sobie na pytanie co mamy im zaproponować, aby w ogóle zechcieli mnie wysłuchać. Poza tym pozostaje kwestia eliminacji naszego celu. Proponował bym użyć polonu, trochę czasu trwa nim cel odejdzie w lepsze miejsce, ale możemy być pewni, że te dzikusy nie będą w stanie go odratować. <Popijam odrobinę trunku ze szklanki, aby zebrać myśli i dać trochę czasu rozmówcą na przemyślenia.> - Tu rodzi się nam następne pytanie. Mianowicie jak podać mu truciznę? Wydaje mi się, że najbardziej odpowiednim sposobem będzie wykorzystanie techniki stosowanej przez dawnych agentów KGB. Kojarzą szanowni Panowie przypadek eliminacji, jednego z celów, za pomocą tak prostego przedmiotu jakim jest parasolka? Wydaje mi się, że moglibyśmy uczynić to samo. Wszak niezmiernie trudno będzie dodać coś do napitku naszych gości. Teraz poruszę kolejną ważną sprawę, co z planem awaryjnym? Przecież życie jest pełne niespodzianek i nigdy nie wiadomo z czym się spotkamy, wśród tych ekoterrorystów.
  2. < "Och jak słodko! Ktoś odrobił lekcje! Szkoda tylko, że niezbyt dokładnie ..." pomyślałem patrząc z wieloznacznym uśmiechem na swojego rozmówcę. Odpaliłem papierosa i dolałem sobie trunku do szklanki.> -Pytanie kiedy mamy wyruszyć jest niezwykle istotne. Jednak mnie bardziej interesuje jakimi środkami będzie dane nam dysponować, aby pozbyć się tego problemu. Wnioskując z Pana wypowiedzi, budżet na tę operację nie jest mały, ale wciąż nie na tyle duży by rzucić w tamto miejsce kilka bomb. <Opieram się wygodnie i potrząsając lekko drinkiem tworzę wir, w który patrzę jakby od niechcenia.> -Przede wszystkim wypada określić dokładny cel naszego zadania. Czego Pan oczekuje? Zwiadu i rozpoznania, a może mamy się tam udać pod przykrywką dyplomatyczną i poczęstować gościa wesołym cukierkiem. Wyjechać z świadomościom, że ten ekolog będzie umierał w męczarniach przez najbliższe siedem dni? <Unoszę szklankę do ust i upijam z niej drobny łyk napoju, po czym zaciągam się papierosem, wypuszczając kółka utworzone z dymu.>
  3. - Oczywiście, że nie zaprosił nas Pan na towarzyską kawę. <"Strasznie szybko odsłaniasz karty i mówisz więcej niż byś myślał. Poza tym kiepsko czytasz odpowiedzi ..." pomyślałem patrząc na zachowanie mężczyzny.> - Zrozumiała jest Pana troska o zasoby i to aby rozwiązać problem, w sposób czysty i wysoce elokwentny. Może zechce pan powiedzieć coś więcej? Wszak po dobrej renomie, która krąży o Panu w pewnych kręgach. Jestem święcie przekonany, że wykonanie zadania będzie proste, dzięki Pana błyskotliwemu planowaniu. <Obserwuję reakcję nerwusa na moje słowa, aby wybadać pewne aspekty, jego sposobu bytowania.>
  4. -Nic się nie stało szanowny Panie. Wszak wszyscy doskonale wiem, jak trudno jest dotrzeć na czas. Zwłaszcza jeśli spotkanie jest w tak wyjątkowym miejscu. <Powiedziałem na wstępie, zachowując zasady small talku z uśmiechem na ustach i przyjemnym głosem.> - Uchylił by Pan rąbka tajemnicy i powiedział coś więcej na temat zadania? Wszak chyba nie zebraliśmy się, aby rozmawiać o naszych marzeniach. Przecież każdy z nas ma ich wiele, a na pewno wszyscy zebrani mamy jedno wspólne. <Siedzę obserwując reakcję zebranych i oczekuję na przedstawienie zlecenia. Mimowolnie poprawiam, marynarkę od garnituru.>
  5. <Oczekiwanie na prezesa, umilam sobie szklanką dobrej szkockiej, jeżeli takowa znajduje się w menu lub korzystam z innego wykwintnego trunku. Od czasu do czasu rzucam przelotne spojrzenia na zgromadzonych. Kiedy w pomieszczeniu zagościła asystentka, naszego gospodarza skupiam swój wzrok na niej odpowiadając miłym i ciepłym głosem.> - Witam. Wiadomo za ile szanowny szef dotrze? <W oczekiwaniu na odpowiedź dokańczam drinka ciesząc się jego posmakiem w ustach. Mój wzrok znów zaczął delikatnie krążyć po zgromadzonych w pomieszczeniu, zatrzymując się na dłuższą lub krótszą chwilę, aby przeanalizować ich zachowanie, sposób w jaki siedzą.>
  6. Imię: Maximilian Płeć: Mężczyzna Wiek:40 Wygląd: Wysoki mężczyzna o przeciętnej budowie ciała, jego głowę zdobią kruczoczarne włosy, wśród których zaczynają gościć siwe. Włosy są ułożone na styl lat 40-stych XX wieku, a na świat patrzy piwnymi tęczówkami. Na jego ciele nie widać żadnych zmian cybernetycznych, posiada on tylko implanty, które podnoszą wydajność organizmu, przy wysiłku fizycznym, jak i umysłowym. Co pozwala mu na dłuższą pracę i mniej snu, niż zwykłemu człowiekowi. Wyglądem zewnętrznym przypomina zwykłego pracownika recepcji, który pracuje w korporacji. Charakter: Spokojny i cierpliwy, nie lubi podejmować pochopnych decyzji i każdy krok woli zaplanować. Zawsze stara się być konsekwentny w tym co robi i dążyć do celu za wszelką cenę. Nigdy nie uzewnętrznia swoich prawdziwych przemyśleń, stara się mówić, co chce usłyszeć jego rozmówca, aby wyciągnąć jak najwięcej przydatnych informacji. Jest ambitny, ale nie daje po sobie tego poznać, woli zgrywać uległego i posłusznego, wszak bezlitosne korporacyjne tryby mogą zmielić każdego, a on woli, aby to inni byli mieleni. Lubuje się w dobrym alkoholu, jest również nałogowym palaczem. Ideologia: Technika Umiejętności: Retoryka, aktorstwo, podstawowa broń palna, podstawy hakowania. Historia: Urodzony w Bedford na północ od Londynu. Wraz z siostrą i rodzicami mieszkał w Bedford, aż do ukończenia szkoły podstawowej, kiedy to jego rodzice w wyniku zmiany pracy zmuszeni byli przeprowadzić się do Birmingham. Gdzie dokończył swoją edukację, był ambitnym młodym człowiekiem, który w przeciwieństwie do reszty rodziny chciał osiągnąć coś więcej, aniżeli zwykłe szeregowe stanowisko. Które względnie zapewniało spokojny byt od pierwszego do pierwszego. Po ukończeniu szkoły średniej poszedł na studia, związane z bezpieczeństwem wewnętrznym, na wydziale politologicznym. Po uzyskaniu licencjatu, postanowił zrobić specjalizację w kierunku kryminalistyki, jego wysiłki podczas edukacji zostały dostrzeżone i zaproponowano mu pracę, którą miał rozpocząć po ukończeniu magisterki. Maximilian pracuje dla jednej z megakorporacji, gdzie "oficjalnie" zajmuje stanowisko, specjalnego przedstawiciela handlowego, którego zadaniem jest dbanie o interesy firmy i jej nieskazitelny wizerunek. Pomagając w subtelnym przekonaniu opornych petentów, do współpracy lub zmiany kierunku ich działania względem jego mocodawców. Stosując w tym celu rozmaite środki przekazu i manipulacji. Stara się żyć na poziomie zwykłego szarego pracownika, aby utrzymać pozory. Kontaktuje się z rodziną, odwiedza ją na święta i przy innych okazjach, spędzając czas z starszą siostrą i jej rodziną. Imię ojca: Simon Imię maki: Madelein Imię siostry: Ann Rodzina siostry: Mąż: Charles Córka: Miriam (Jeżeli jest jakiś aspekt do rozwinięcia, w Historii, to proszę o informację. Nienawidzę ich pisać i o czymś mogłem zapomnieć.)
  7. - Amputacja będzie zbyteczna. Chyba... <Oczyszczam dokładnie ranę i robię dren, który będzie odprowadzał ropę poza wnętrze ciała i opatrunek.> - Gdyby to była trucizna, to już był byś martwy. Poza tym jak na dwutygodniową ranę to mszę przyznać, że masz duże szczęście, bo noga jeszcze nie zgniła, a to dobrze. Podam Ci jeszcze antybiotyki i powinno być dobrze, a nogę uciąć możemy zawsze. < Podaję pacjentowi antybiotyki, aby zwalczyć ewentualne bakterie, które mogą faktycznie niszczyć ciało młodego mężczyzny. Swój wzrok kieruję na ciężarną i zwracam się do niej ojcowskim tonem.> - Chodź dziecko, znajdziemy ci jakieś łóżko gdzie będziesz mogła odpocząć.
  8. - Strzał hmm... Taka z łuku? Przebiła cię na wylot? Krwawiłeś chwilę czy od razu się zaczopkowałeś? Nie wyglądasz na zatrutego ... hmm ... Gdzie dostałeś? Pokaż! <Zwróciłem się do mężczyzny. -Może nie jest z nim tak źle? -Fakt! Jak na zatrutego trzyma się całkiem całkiem ... Może ma paranoję? - Może... Powiedziałem sam do siebie w umyśle rozmawiając ze swoją jaźnią. Oglądam ranę mężczyzny i również z niej pobieram próbkę i badam je pod kątem znanych mi truciz, które mogą działać z opóźnieniem powodując martwicę i wszystko inne.>
  9. - Tak ... tak jest w lodówce. Tylko uważaj, aby nie stłuc butli z spirytusem. <Rzuciłem szybko podczas ścinania kosmka włosów mężczyzny.>
  10. - Wiesz co? Trumna nie ... hmm lepiej go skremuj ... <Podszedłem do mężczyzny, obwąchuję go i tykam palcem w kilku miejscach na ciele.> - Hmm nie śmierdzi ... czyli się nie rozkładasz ... ciała jeszcze w normie hmm ... <Zacząłem się kręcić po gabinecie prowadząc dość osobliwy monolog.> - Ciekawe ... cóż to może być? Falloidyna ... hmm? Możliwe, zaleca się pobranie próbek krwi i tkanki. <Podchodzę do szafki wyciągając z niej igłę, fiolki, skalpel, płytkę Petriego, zakładam rękawiczki i podchodzę do pacjenta,> - Może zaboleć ... Powiedz mi miałeś może biegunkę, nudności? Co Ci się dzieje i jak dawno Cię zatruli? Musimy wiedzieć, aby Ci pomóc! Jak nie to zawsze możemy nafaszerować cię morfiną lub podać cyjanek potasu ... <Odsunąłem grabarza ręką.> - Glenn przesuń się, on jeszcze nie jest sztywny ... Pomierzysz go później ... Teraz daj nam pracować! <Podczas pobierania próbek, spoglądam na ciężarną.> - Schronie ... tak chyba damy radę. Na pewno damy! Położymy cię gdzieś i sobie urodzisz za te siedem dni ... Może chcesz cesarkę? Hmmm?
  11. - Hmm ... pukanie, tak ... Przepraszam na moment. <Powiedziałem do osób w gabinecie i ruszyłem szybkim krokiem w kierunku drzwi frontowych. Szybkim ruchem otworzyłem , patrząc przez chwilę na grabarza, który opierał się o swoją łopatę.> - O! Glenn! Co cię sprowadza? Jesteś chory? Czekaj, czekaj już pamiętam! Ciało tak ... Jest tam gdzie zawsze, chyba ... Wejdziesz?
  12. <Przyjrzałem się dwójce ludzi, którzy stali w progu i energicznym machnięciem ręki zaprosiłem ich do wnętrza. Poprowadziłem ich w stronę gabinetu prosząc, aby zaczekali chwilę przed wejściem. Wślizguję się szybko przez drzwi i sprawdzam, czy nie zapomniałem stąd czegoś usunąć np zwłok. Jeżeli wszystko jest w porządku, to zapraszam pacjentkę z jej prawdopodobnie partnerem. > - Słucham? W czym mogę pomóc? <Zapytałem przyglądając się pacjentce, mówiąc pod nosem i pocierając podbródek dłonią. > - Poronienie? ... Nie było by widać ... Zbliżający się poród? ... Brak krzyków i jęków... Choroba? Hmm ... Prawdopodobne ... Hmm ...
  13. -Może ... < Odpowiedział von Drachenfels na pytanie Reda i zdzielił w twarz z pięści Jacka, który próbował się pod niego podszyć.> - Ogarnij dupę chłopce bo ci łeb przy niej ukręcę. W przeciwieństwie do sytuacji z Luizą nie będę się hamował. Alles klar? < Oficer odstąpił po uderzeniu i podszedł do Charliego.> - Palisz?
  14. Imię: Flaved Nazwisko: Biks Wiek:35 Wygląd: Wysoki mężczyzna o brązowych włosach i piwnych oczach. Charakter: Lekko chaotyczny z rozdwojeniem jaźnie, zawsze pomocny w sprawach medycznych. Nie przepada, za nowymi i obcymi ludźmi, nie ufa im można by podejrzewać, że się ich boi. Historia: Flaved od 15 lat jest żonaty, ma dwie córki w wieku 15 lat, z którymi ma problem przez brak zrozumienia ich problemów z dorastaniem. Owszem jest lekarzem, ale no cóż ... facet to wciąż facet ... Zamieszkanie: Wielka Brytania Strona konfliktu: Bezstronny (Lekarz)
  15. - Mówią, że zabawa w Boga, jest nie etyczna ... < Skomentował czyny Anastazji w oczekiwaniu aż potworzą sobie armie.>
  16. -Żebyś wiedział, ze spalę. <Uśmiechnął się zawadiacko i wziął od Ziemowita kartkę po czym wstawił litery pod znakami i poszedł wykonać zadanie. "UFYAM" KREY", taki litery widniały pod znakami, które dał im Ziemowit.>
  17. <Wolfgang wstał przeciągając się, wyszedł z namiotu zakładając na głowę czapkę i zarzucając płaszcz na grzbiet. Z papierośnicy z motywem orła wyjął kolejnego papierosa i odpalił leniwie. Wsłuchiwał się w słowa innych, nie chciało mu się, od tak po prostu.> - Moim zdaniem, to się nie znasz. Red ma rację, na nic tu pistolety i karabiny. Tu potrzeba działa szturmowego, którego akurat nie mamy. <Wolfgang wyciągnął zapalniczkę i odpalił.> - Załatwimy, to w prosty sposób. Jak wikingowie ... puścimy z dymem.
  18. <Wolfgang ułożył się wygodnie w namiocie i zasnął snem niewinnego. Miał serdecznie dość słuchania co poniektórych osób, chciał się zdrzemnąć i na pewien czas odciąć od irytacji.>
  19. < Po tym jak Wolfgang zaspokoił jedną z najbardziej przyziemnych potrzeb, ale najbardziej przyjemną z nich wszystkich. Wstał, doprowadzając się do ładu i elegancji, mówiąc do Luizy chłodnym tonem.> - Skoro to mamy już za sobą, to czas wrócić do pracy. < Spokojnym krokiem dołączył do reszty, nie zwracając najmniejszej uwagi, na to czy Luiza idzie, czy też nie. Kiedy dotarł do wszystkich spojrzał na nich pobieżnie.> - Już skończyłem zgłębiać relacje między ludzkie. Miło, ze się o mnie troszczysz Red. <Powiedział sarkastycznie i odpalił fajkę.>
  20. -Świetnie ... <Powiedział Wolfgang przewracając oczami. "Co ty chcesz tu deszyfrować skoro Luiza odczytała tekst." Oficer uniósł lekko czapkę i podrapał się po czole. Wypuszczając powietrze z płuc obrócił się na pięcie i spojrzał na Anastazję. Z sztucznym uśmieszkiem odezwał się do dziewczyny.> - Łatwo znajdujesz sobie nowych kochanków. Kto by pomyślał, że nawet po śmierci będziesz tak łatwa.
  21. - Zmartwię cię chłopczyku, ale nie. <Wolfgang obrócił się w stronę Red'a, który od tak wstał z martwych. Oficer podszedł do chłopaka i podał mu Glocka.> - To należy do ciebie.
  22. -Zastrzel się. Zrobisz nam wielką przysługę kończąc swoje mizerne życie. <Powiedział Wolfgang patrząc na Jacka.> -Wiesz co? Pomogę ci! <Podszedł do chłopaka i nacisnął spust jego broni.>
  23. <Wolfgang podszedł do leżącego Red'a i zabrał pistolet, który upuścił chłopak.> -Przestań się szarpać i rób głębokie wdechy. Odchyl głowę do tyłu i spróbuj przeżyć. <Powiedział, po czym ruszył dalej zostawiając go samego.>
  24. - Wizja waszej niezaradności była strasznie kusząca. Poza tym oboje dobrze wiemy, że moja śmierć równa się twojej. No chyba, że wcześniej sam umrzesz przez podświadome myślenie o własnej śmierci. <Skwitował chłodnym tonem słowa Red'a.> -Poza tym wykonuję tu rozkazy Gruppenfuhrera SS Waissenwelta, który zapewne wraz z resztą garnizonu i naukowcami z projektu siedzi teraz w Alpach, strzelając sobie do tych pokracznych aniołków.
  25. <Po pozbieraniu się z ziemi i ruszeniu w dalszą drogę, niebieskooki nawet nie wypowiedział słowa, jedyną czynnością, jaką wykonywał, to było palenie przemieszane z jedzeniem suchara od swojej marionetki. Śmierć, której doznał jeszcze kilka minut temu była mu obojętna. "Żyję już tak długo, że jest mi obojętne gdzie i jak zginę..." Wszystko wydawało mu się kuriozalne i śmieszne, od bandy dzieciaków, która myśli, że może wyjść z tego cało po fakt jego powrotu z Alp.> - Nie dramatyzuj Red ... jak byś miał się wykrwawić od tej kuli, to już byś to zrobił. <Idąc dalej Wolfgang zaczął gwizdać Westerwaldlied, dla uprzyjemnienia sobie wędrówki i zniesienia osób, którymi gardził.>
×
×
  • Utwórz nowe...