Skocz do zawartości

No Way Back [NZ][Adventure][Violence]


Foley

Recommended Posts

Witam!

Ostatnio stuknęło mi 3000 postów. Chciałem zgodnie z moją tradycją, żeby ten trzytysięczny był kolejnym fanfikiem, niestety... nie powiodło się. Nie, nie dlatego, że nie wyrobiłem się z pisaniem. Wręcz przeciwnie - napisałem już więcej niż się spodziewałem. Problemem był tytuł... :facehoof: Żadna z opcji nie podobała mi się na tyle, żebym jej użył, więc głupi uznałem, że przecież nie będę publikował bez tytułu!

W końcu zdecydowałem się na ten, który tu widzicie, bo zawsze im dłużej czekam, tym bardziej wydaje mi się, że to, co napisałem, powinno zostać spalone, a nie opublikowane :burned:

 

Do rzeczy:

Czego można się tu spodziewać? Zaplanowałem zwykłą przygodówkę, okraszoną elementami walki i niebezpieczeństw, więc fanów mieczy i kusz zapraszam. Tym razem nie znajdziecie czołgów czy karabinków szturmowych, których pełne są moje inne teksty.

 

W Equestrii dochodzi do zamieszek, które przeradzają się w wojnę domową. Po jakimś czasie wybucha tajemnicza epidemia. Nieliczni ocaleli postanawiają ratować własną skórę i wyruszają na morze. W końcu ich statki zaczynają docierać do nieznanego lądu, również zamieszkanego przez kucyki. Jak uciekinierzy z Equestrii poradzą sobie na obcej ziemi?

 

Rozdział 1

 

Rozdział 2

 

Rozdział 3

 

Następne rozdziały oczywiście postaram się dostarczać jak najszybciej, ale kiepsko stoję z czasem, do tego zajmuję się równolegle innym fanfikiem, więc proszę o wyrozumiałość.

Edytowano przez Foley
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem i jest tak sobie.

 

Od strony technicznej, zdarzyły się jakieś powtórzenia, ale nie było tego zbyt wiele, z interpunkcji również nic nie rzuciło mi się w oczy, więc stwierdzam, że jest w porządku.

 

Natomiast mam mieszane uczucia co do fabuły i przede wszystkim opisów.

 

Mamy bohaterkę, która przybywa do (mnie to przypomina jakiś niemiecki, nadmorski land) portu, wraz z wygłodniałymi i niepamiętającymi jak wygląda ląd Equestriańczykami. W czym jest problem? Wygląda to tak, jakby pomimo wygłodnienia, wyszli ze statku i: "Hej,to nic, że siedzieliśmy tyle czasu na tej łajbie bez jedzenia i gapiąc się w horyzont jak sroka w gnat! Nareszcie dobiliśmy do portu i cywilizacji, zakładaj opaskę Jeremi, bo jesteśmy na wakacjach! Co? Jesteś głodny? Nie gadaj głupot i idź spokojnie przespaceruj się po mieście. Aha i nie zapomnij wstąpić do skarbników, powinni całkiem sporo zapłacić za kawałek uschniętej skórki od chleba, przynajmniej tyle byś mógł iść do kowala, kupić miecz, wyekwipować się w miksturki u maga, po czym poexpić za miastem."

 

Ogólnie chodzi mi o to, że strasznie Ci to wyszło odrealnione, rażąco odrealnione. Przecież oni płynęli tyle mil, uciekali ze zniszczonej Equestrii, gdzie czaiła się jedynie śmierć z niedożywienia, choroby, ból, halucynacje, gwałt i pożoga. Wydaje mi się, że po tylu przejściach całowali by land pod kopytami, dziękując za ocalenie. Tymczasem oni, jak gdyby nigdy nic, spacerują sobie po mieście i oglądają je z zaciekawieniem. No zupełnie tak, jakby Niemiec przyjechał zza Odry kupić jabłka, bo tu jest taniej i miał w nosie to, że właśnie ucieka przed Turkiem, który spalił mu dacze pod Berlinem, po czym ścigał go z nożem do kebaba aż do granicy.

 

Bohaterka też: "Hmm, straciłam dom, straciłam bliskich, wybyłam za morze, bo w kraju mnie nic dobrego nie czeka... Jestem głodna jak wszyscy, więc... - kupię sobie mapę i juki, po czym wypruję za miasto, mając gdzieś, że nie mam pojęcia co mnie tam czeka!"

 

Zupełnie pomijam fakt, że dopłynęli na całkowicie nieznany im kontynent i... nie zrobiło to na nich żadnego wrażenia. Oczywiście byłoby to do wytłumaczenia tym, że przecież byli głodni, no ale jakby faktycznie byli tak głodni, aby się tym nie przejmować, to wypruli by ze statku, nie oglądając się na nic. Tymczasem oni po prostu w zorganizowany sposób, z uśmiechami na japach, opuścili statek i poszli się targować o ogryzki, oczywiście przedtem czule żegnając się z kapitanem, który o nich tak dbał przez całą podróż. Piramida Maslowa jest w tym fanfiku bardzo widoczna. Robi za bocianie gniazdo na Princess Lunie.

 

Język. Spoko w Śródziemiu czyś krasnolud, czy ludź, czy ork, czy goblin, albo kosmiczny marine, każdy mówi biegle po angielsku. Nie ma problemu. ;)

 

Opowieść o Equestrii, to raptem kilka zdań, co ciekawe całkowicie satysfakcjonują one sprzedawcę, za co daje naszej bohaterce mapę. No przecież mapa w czasach kusz, łuków, mieczy itp. to jest coś tak powszechnego i łatwego do zdobycia, że co to tam jedna mapa w tą czy w tą?

 

Ogólnie: pomysł dobry i do kupienia, ale nierealistyczny. Druga sprawa, za szybko jak dla mnie to wszystko się dzieje. Za szybko wpadamy w wir wydarzeń. Opisy są, ale nie pozwalają nam się wczuć w klimat, bo wszystko pędzi do przodu jak pociąg towarowy. Sugeruję Ci, drogi Foleyu tego nie porzucać, ale poprawić i wrzucić ponownie.

 

Podobał mi się początek, po pierwszym zdaniu już przypomniała mi się piosenka Arji, Sztil (Cisza) i już myślałem: "Będzie dobrze!" Jednak, jak się potem okazało, byłoby dobrze, gdyby nie te mankamenty, wyżej wymienione.

 

Daję 3/5!

 

Nie zrażaj się, pisz dalej.

 

Pozdrawiam!

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zanim odniosę się do spoilera, to zaznaczę tylko, że właściwa akcja to nawet się jeszcze nie zaczęła :rdblink: Ale nigdy nie umiałem pisać początków, wprowadzeń i takich tam. Cóż - poczekasz, zobaczysz (albo i nie, jak mi wenę szlag trafi).

Nierealistyczne powiadasz? Cóż, nieco mnie zaskakuje takie stwierdzenie

;) W paru miejscach trochę znadinterpretowałeś, ale nie mam zamiaru kogokolwiek ganić za jego własny odbiór tekstu :lol:

Natomiast moje rozumowanie jest (i będzie) takie, że w tego typu sytuacjach człowiek (a raczej kuc) zareaguje raczej niedowieraniem i psychicznym nokautem, a nie jak, za przeproszeniem, ostatnie zwierzę! Przynajmniej mi by to do głowy nie przyszło. Jak wracam głodny do domu to nie rzucam się od razu do lodówki :rainderp:

No i chyba nie muszę dodawać, że nie mam zamiaru nic poprawiać czy zmieniać? (chyba że gdzieś strzeliłem błąd ortograficzny to tak). Jestem już na tyle niereformowalnym typem, że tym razem postanowiłem trzymać się ściśle swojego planu - czy to źle, czy dobrze, czas pokaże :dunno:

 

EDIT: Znalazłem chwilkę, żeby obszerniej odnieść się do spoilera.

Po primo, nie jest to żaden niemiecki land i nie wiem skąd Ci się to wzięło

:wut:

 

wraz z wygłodniałymi i niepamiętającymi jak wygląda ląd Equestriańczykami.

A kto tak powiedział? Niedożywiony =/= wygłodniały, to raz. Dwa, cytując już pierwsze zdanie rozdziału

Ląd... Po raz pierwszy od wielu tygodni widzieli ziemię, która była czymś więcej niż małą bezludną wysepką.

można zauważyć, że wcale nie "nie pamiętali oni jak wygląda ląd" ;)

 

Dalej, odniosę się do tego ironicznego w cudzysłowiu.

 

"Hej,to nic, że (...)za miastem."

Bladego pojęcia nie mam, czemu to wywarło na Tobie takie wrażenie. Naprawdę, aż zacząłem się zastanawiać czy wrzuciłem poprawny link, ale o dziwo tak. Cóż, zwykłem to nazywać nadinterpretacją bądź niedokładnym zrozumieniem tekstu.

 

 

Przecież oni płynęli tyle mil, uciekali ze zniszczonej Equestrii, gdzie czaiła się jedynie śmierć z niedożywienia, choroby, ból, halucynacje, gwałt i pożoga.

Znowu nie wiem skąd takie wnioski... Gdzie jest tak napisane? Wspomniałem w tekście tylko i wyłącznie o chorobie i wojnie.

 

 

Wydaje mi się, że po tylu przejściach całowali by land pod kopytami, dziękując za ocalenie.

Cóż, mi z kolei wydaje się, że po kilku tygodniach spędzonych na statku i bezludnych (bezkucznych) wysepkach reagowali by właśnie tak, jak to opisałem.

 

 

Tymczasem oni, jak gdyby nigdy nic, spacerują sobie po mieście i oglądają je z zaciekawieniem.

Sprostowanie, opisywałem tylko jedną bohaterkę, która sobie "spaceruje po mieście" i to głównie dlatego, żeby znaleźć potrzebne (jej zdaniem) rzeczy.

 

Porównanie do Niemca raczej pozostawię bez komentarza, bo jest to kolejna rzecz, którą zupełnie nie wiem, skąd mogłeś wytrzasnąć.

 

 

 

Bohaterka też: "Hmm, straciłam dom, straciłam bliskich, wybyłam za morze, bo w kraju mnie nic dobrego nie czeka... Jestem głodna jak wszyscy, więc... - kupię sobie mapę i juki, po czym wypruję za miasto, mając gdzieś, że nie mam pojęcia co mnie tam czeka!"

I znowu... Gdzie ja coś takiego napisałem...? Mogę się zgodzić tylko z utratą domu, jeśli rozumiemy przez niego Equestrię. Reszta to moim okiem patrząc kolejna nadinterpretacja.

 

Co do całego następnego akapitu: czy naprawdę uważasz, że po czymś takim powinni się zachowywać jak banda dzikich, nieogarniętych zwierząt? Ordnung muss sein, inaczej nawet by się nie znaleźli na statku.

 

 

 

Język. Spoko w Śródziemiu czyś krasnolud, czy ludź, czy ork, czy goblin, albo kosmiczny marine, każdy mówi biegle po angielsku. Nie ma problemu.

Śródziemie to nie moje klimaty, nie czytałem :P Myślę, że "język uniwersalny" jest tysiąc razy lepszym rozwiązaniem niż zabawa w wymyślanie jakiegoś fikcyjnego i wkurzanie czytelnika, który co chwilę musiałby przeglądać inny dokument, w którym mieściłby się słownik, żeby zrozumieć, o czym sprechają kuce nie-equestriańskie :lol:

 

 

Opowieść o Equestrii, to raptem kilka zdań, co ciekawe całkowicie satysfakcjonują one sprzedawcę, za co daje naszej bohaterce mapę. No przecież mapa w czasach kusz, łuków, mieczy itp. to jest coś tak powszechnego i łatwego do zdobycia, że co to tam jedna mapa w tą czy w tą?

Większa jest różnica między zerem a jedynką, niż pomiędzy jedynką a trójką (oczywiście nie w matematyce, to przenośnia!). A już szczególnie dla pasjonata ;)

 

Podsumowując: lubię jak czytelnik próbuje zrozumieć świat, ale wyciąganie takich wniosków po pierwszym rozdziale, to jak interpretowanie II wojny światowej znając tylko kampanię wrześniową - niemożliwe :rdblink:

Edytowano przez Foley
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Ameryki nie odkryję, kiedy powiem, że tym, do czego najlepiej przyzwyczaił nas Foley, są szeroko pojmowane klimaty wojskowe, wojenne, militaria, tego typu sprawy. No i angielskie tytuły opowiadań ;) To ostatnie jednak (oh, come on, „Bez odwrotu” sounds really good as a title for a new story), jest jedynym elementem, który przypomni nam o poprzednich dziełach autora. Nie uświadczymy tu czołgów, okopów, wartkiej akcji rodem z filmów wojennych, samolotów, karabinów maszynowych, zombie, granatów, rozrywanych na strzępy ciał, słowem, wojennego piekła…

 

Zapędziłem się troszeczkę. W każdym razie, „No Way Back” to coś innego. Swego rodzaju skok na nieznane rejony, gdzie doświadczymy (to jest, na podstawie tego, co do tej pory udostępnił Foley) raczej klasycznego fantasy, pozbawionego przypominającej nasz świat technologii. Jest to także skok ku czemuś nowemu w tym sensie, że akcja dzieje się poza Equestrią i zapewne (choć mogę się mylić, nie wiem tego jeszcze) nie spotkamy tu znanych z serialu kucyków. Jak to wyszło?

 

Rozdział pierwszy przypomniał mi troszeczkę początki przygody w klasycznych grach cRPG – odziani w codzienne ciuchy, z niewielką ilością złota w kieszeni, wyruszamy na zakupy podstawowego ekwipunku, spacer po nowym terenie, podczas którego od czasu do czasu udaje się znaleźć coś ciekawego, aż w końcu nogi niosą nas w niezbadaną dal. Po prostu. Aczkolwiek, to całkiem ciekawie jak Daze udało się zakupić tyle przedmiotów za stosunkowo niewielką sumę i jeszcze co nieco zaoszczędzić. No, ale niech będzie, że tak tam stoją z ekonomią.

 

Idąc dalej, natrafimy na sceny, w których nasza bohaterka wpada w kłopoty, z których zawsze jednak wychodzi obronnym kopytem. Ba, nawet „awansuje” – otrzymuje wszak własną komnatę! Zanim jednak to następuje, czeka nas trochę wędrówki, trochę akcji w postaci walk z piwoszami w tawernie i jeszcze szczypta nie za długich dialogów. W międzyczasie uświadczymy trochę opisów otoczenia, przeplatanych z przemyśleniami Daze.

 

Przygoda wzywa, widać jednak, że są to klimaty obce autorowi. Nie potrafię tego wytłumaczyć lepiej, po prostu czytając „Black Pegasus Down”, „Bitwę Canterlocką” (jednak się trafił polski tytuł, przepraszam ;), „The Only Easy Day... Was Yesterday”, odnosiło się wrażenie, że pisząc te historie, autor czuł się jak ryba w wodzie. Że było to coś, co znał od podszewki, a przelewanie tego na elektroniczny papier było dla niego dziecinnie proste.

 

Przy „No Way Back”, widać cięcia w opisach, choć z drugiej strony, nie wydają się one krótsze, niż w przypadku wspomnianych wyżej tytułów (a styl ten sam!). Dają się też odnaleźć powtórzenia, literówki, mamy też dość nieregularne tempo akcji, miejscami wręcz wymuszanie kolejnych wydarzeń, byle tylko brnąć dalej i doprowadzić historię do pewnego punku, by zrobić cięcie i zakończyć rozdział. Wydaje mi się, że autor momentami po prostu nie wiedział co jeszcze napisać i o czym jeszcze napisać, więc albo pozostawił lukę, albo po prostu przeszedł do kolejnej sceny. Chyba najlepiej widać to przy scenie w barze, kiedy to nagle, nie wiadomo skąd, wpadają tam zbrojni i Daze trafia przed oblicze władzy, mającej chrapkę na coś więcej, niż wyłącznie własne państwo-miasto.

 

Powyższe rzeczy odbiły się na atmosferze, jaka nam towarzyszy w opowiadaniu. Mało tego, postacie wypadają dosyć… Blado. Daze odzywa się zbyt rzadko, antagoniści wydają się być szablonowi, brakuje im czegoś charakterystycznego. Całość wydaje się być strasznie standardowa (nie przychodzi mi na myśl lepsze określenie).

 

Niemniej jednak, na pochwałę zasługuje pomysł, a także próba porwania się na coś nowego, na tematykę i klimat, których w swej esencji próżno szukać w poprzednich opowiadaniach Foleya (choć to nie do końca prawda, bo szeroko pojmowanych przygód dostarczył nam co nie miara). Póki co jednak, zaprezentowane rozdziały wypadają dość nierówno, wielu rzeczy mi brakuje, głównie bardziej obszernych opisów nowego świata, panujących tam zwyczajów, lepsze zaznaczenie różnic między nim a Equestrią (widzianych oczami bohaterki), może także nieco więcej dialogów, czy opisów sytuacji. Wówczas zyskać powinien nie tylko klimat, ale wyrównałoby się tempo akcji a i same postacie lepiej zapadną w pamięć.

 

Koncept daje bardzo szerokie pole manewru i właściwie nieograniczone możliwości kreacji kolejnych lokacji oraz możliwych nowych postaci. Sądzę, że z czasem, kiedy autor będzie pisał coraz więcej i więcej, nastąpi wzrost ogólnej jakości kolejnych rozdziałów. Analogicznie, jak w przypadku wojskowych kucyków, gdzie z części na część niemalże każdy element ulegał ulepszeniu. Tutaj może być podobnie i to na przestrzeni jednego tytułu.

 

Zatem, gorąco zachęcam do dalszego pisania i kontynuowania historii, próbowania nowych rzeczy, rozwijaniu nowej fabuły. Póki co, jest standardowo, ale nie w sensie, że źle. Powiedziałbym, że kolejne rozdziały są zupełnie niezłe, prezentujące coś nowego (w odniesieniu do twórczości autora) i dające nadzieję na historię naszpikowaną przygodami, pościgami, walkami i, być może, tajemnicami. Myślę, że to się może udać ;)

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale mnie zaskoczyłeś, Hoffman... :rainderp: Raz, że to odkopałeś i dwa, obszernością komentarza. Naprawdę ogromnie dziękuję za tą rzeczową i rozbudowaną opinię :)

Zdradzę również, że mam "na warsztacie" więcej tego tekstu, jednak nie zdecydowałem się na publikację, bo zauważam tam dokładnie to, co Ty w rozdziałach już opublikowanych, czyli brak płynności, nieregularne tempo akcji... Z jednej strony mam ochotę to wyrzucić, z drugiej jednak... wiem, że lepiej nie będzie. Zwyczajnie, nie dam rady. Od dłuższego czasu widzę, że nie potrafię pisać już tak dobrze jak kiedyś :rainbowcry: Pewnie będę brnął dalej, ale na pewno nie będzie to lepsze niż "przeciętne, 2/10". Powinienem zostać przy swoich klimatach, bo raczej nie zdołam Wam (Tobie) zafundować naprawdę dobrej lektury...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Hmm, Foley i fantasy... coś niespotykanego.

 

Ale całkiem ożywczego, nie powiem. Co prawda te trzy rozdziały to tak naprawdę tylko wstęp do historii, ale i tak zawarto zarówno w nich, jak i w opisie opowiadania dosyć, by zainteresować potencjalnego czytelnika. Inny kontynent, inne realia, zagłada (nie wiadomo czy pełna) Equestrii... trzeba przyznać, że jest nad czym się zastanawiać.

 

Czy jednak wszystko wyszło dobrze? No nie. Na pewno nie wszystko.

 

Beware the spoilers!

 

O ile sam pomysł, czy raczej jego zaczątek mi się podoba, to pierwsze wrażenie było nieco kiepskie. Mowa tu o pierwszym rozdziale, przy którym miałem nieodparte wrażenie, że był pisany na odpie.... znaczy, bez gruntownego przemyślenia i stosownej staranności. Głównie piję tu do formy - powtórzeń jest nasiane mnóstwo, z stylistyka często-gęsto zwyczajnie boli w mózg. Te pierwsze strony fanfika czytało mi się wyjątkowo ciężko. Na szczęście w kolejnych rozdziałach jest już zdecydowanie lepiej - widać że nastąpiło rozpisanie i wszystko szło zdecydowanie lżej - co jako czytelnik bardzo doceniam :D Również forma uległa zdecydowanej poprawie - powtórzenia prawie zniknęły, stylistyka również wskoczyła kilka poziomów wyżej.

 

Zauważyłem, iż kilka osób przede mną nieco narzekało na opisy. Po części się z nimi zgadzam, jednak w mojej ocenie największym zarzutem jaki mam do tego opowiadania jest tempo akcji. Po prostu wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko - to co zostało opisane w 3 rozdziałach, można było zawrzeć w dwukrotnie większej ich liczbie, dając sobie dodatkowo możliwość lepszej kreacji świata. Nic nie stało na przeszkodzie, by opisać drogę bohaterki z jednego miasta do drugiego - naturalnie niekoniecznie rozwlekle, ale kilka akapitów na pewno przyciągnęłoby uwagę czytelnika - czy nawet nieco przedłużyć początkową podróż. To co zostało o niej napisane mogło wzbudzać sympatię czytelnika do uchodźców, ale nie musiało - uważam, że można było położyć na to o wiele większy nacisk. Owszem, to wszystko kosztem spowolnienia fabuły, ale należy pamiętać że to sam początek - do wielkich bitew dopiero dojdziemy, a czytelnika trzeba kupić od razu :D

 

Sceny akcji, chociaż pisane bez wybuchów i wszechobecnej broni palnej wypadły całkiem dobrze - nie wiem czy super-realistycznie z punktu widzenia osoby machającej mieczem, ale to w sumie nieważne, bo dobrze (powtórzenie :P) się je czyta :D. Szczególnie wybija się tu bójka w karczmie - spodobał mi się motyw, że ktoś przyszedł na pomoc miejscowemu osiłkowi, a nie jakieś tam przybłędzie. Coś takiego widuje się rzadko, a przecież to rozsądne :D

 

Przyznaję, iż z pewnym złośliwym rozbawieniem śledziłem jej perypetie, gdy najpierw trafiła do izby tortur, a potem nagle nastąpiło "ups! zmyłeczka-pomyłeczka, to tylko moi głupi podwładni!". Wygląda na to, że król za pośrednictwem klawiatury autora usiłuje wprowadzić w życie motyw dobry glina - zły glina. Absolutna klasyka - pytanie czy bohaterka da się na coś takiego całkowicie nabrać. Jej podejrzliwość na to nie wskazuje, ale jeżeli król jest tak szczwaną bestią za jaką go biorę (bez uzasadnionych powodów), to możliwe, że jakąś część przewału uda mu się jednak uskutecznić.

 

Podsumowując zachęcam do kontynuowania tego fanfika - owszem, nie jest to Twój klimat i to widać, jednak na pewno nie wyszedł z tego jakiś koszmar. Mnie początek zaintrygował i jestem ciekaw jakie dalsze losy zaplanowałeś dla bohaterów, bo potencjalnych dróg i rozwiązań widzę tu milion. Szkoda porzucać na stałe coś, co może być naprawdę fajne, a przy okazji odłożysz giwerę i poćwiczysz nieco broń białą - przyda Ci się podczas inwazji zombi - w mieczu amunicja się nie kończy :crazytwi:

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem zaskoczony. Serio. Autentycznie. Tak jak jeszcze nigdy. O ile zawsze jest ten malutki procent szansy, że ktoś odkopie jakiegoś fika, to widząc ten tytuł miałem małe (ogromne) WTF... Jest to spowodowane pewną kwestią, za którą należy Ci się srogi opiernicz, ale to już masz na PW. :rdwild:

 

Oczywiście ogromnie dziękuję za bardzo rozbudowany komentarz z cenną krytyką i radami, chociaż jednocześnie trochę mi szkoda, bo pewnie nie będę miał okazji z niego skorzystać w wypadku tego fanfika, gdyż zwyczajnie go porzuciłem. Czemu? Jak sam słusznie zauważyłeś - zbyt szybkie tempo akcji, słaby początek. Czegoś takiego nawet nie opłaca się "remontować".

Aha, jeszcze jedno:

9 godzin temu Dolar84 napisał:

Mnie początek zaintrygował i jestem ciekaw jakie dalsze losy zaplanowałeś dla bohaterów, bo potencjalnych dróg i rozwiązań widzę tu milion.

Przyznam się, że mam w notatniku jeszcze ze dwa czy nawet trzy kolejne rozdziały tegoż opowiadanka i historia jest tak zagmatwana, że wątpię, żebym wykorzystał którekolwiek z Twojego "miliona" rozwiązań. Raczej swoje własne, milion pierwsze, którego nikt, nigdy nie miałby prawa się spodziewać. :rariderp:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...
×
×
  • Utwórz nowe...