Skocz do zawartości

Arena XXVI - Magnus vs Serox Vonxatian [zakończony]


Magnus vs Serox Vonxatian  

11 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kto popisał się większą mocą w tymże pojedynku?

    • Magnus
      5
    • Serox Vonxatian
      6


Recommended Posts

Uwaga, ślisko!

 

Arena, na której już za moment stoczycie pojedynek, jest w prawie trzech czwartych wykonana z lodu. Gruba warstwa wiecznej zmarzliny okrywa skalną płytę, natomiast ściany i podtrzymujące sklepienie filary pokrywały lodowe żyły, wewnątrz których wciąż płynęła woda. A brała się ona z bogatego w minerały stawu, umieszonego tuż nad Wami. Z zewnątrz, arenę okalały kryształowe stalagmity, pięknie mieniące się w świetle słońca. Z kryształu wykonana została również kopuła, wieńcząca całą budowlę i osłaniająca staw.

 

Zastanawiacie się skąd staw w takim miejscu? Cóż, przez długi czas to pokryte śniegiem i skute lodem pustkowie uważane było za „ziemię niczyją”. Panujące tu warunki nie są sprzyjające, lecz w jakiś sposób wspomniany staw nie zamarzał, zaś śnieg jakby nie chciał go tknąć. Nawet śnieżyce go omijały. Mniej więcej wtedy, kiedy zdecydowano się na sprawdzenie tego obiektu, jakby spod ziemi wyrósł mag, który był odpowiedzialny za powstanie tego dziwnego stawu. Powiedział, że był to swego rodzaju eksperyment, w ramach zaliczenia przedmiotu, kiedy jeszcze był studentem. Ponieważ bronił swego dzieła wszystkimi kończynami, doszliśmy do porozumienia, iż staw pozostanie częścią areny. No i mamy to, co mamy.

 

A tak w ogóle, ów mag okazał się diukiem tych ziem, a znany był z tego, że bardzo lubił o nich zapominać.

 

Dzięki właściwemu zaklęciu, na arenie panuje komfort cieplny, choć jeżeli sobie tego zażyczycie, możecie wpuścić do środka nieco chłodu, z zewnątrz. Pamiętajcie o właściwościach kryształu! Niech nie zdziwi Was zdolność do przetwarzania i odbijania promieni!

 

 

2802919a49606a6197741b8ca02086e3-d5n1cpa

 

 

Czas na kolejny pojedynek! Tym razem, naprzeciw siebie stanęli Magnus oraz Serox Vonxatian! Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę się doczekać!

 

Nie ma co przedłużać! Czas na rozpoczęcie pojedynku!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cień sunął przez korytarz do kolejnej areny i walki. Próbował sobie przypomnieć jak właściwie skończył się poprzedni pojedynek. Pamiętał tę dziwną istotę, negatyw człowieka, czuł jak się pojawił i wydział jego aurę, ale w pewnym momencie przeistoczył się. Wyczuł te kule które wzleciały w powietrze i już kończył swoje zaklęcie, by zrobić coś z tym fioletowym kręgiem, gdy nagle, niesamowicie szybko rozległ się dzwon. I tak samo jak jeszcze wcześniej, dźwięk rozwiewał magię, niszcząc pociski, zaklęcie, i glif. W tych rozmyślaniach doszedł do areny i rozejrzał się. Znów był pierwszy. Cóż jak to mawiają stworzenia wyższe, "Czas nie ma tu znaczenia". Niezwykły twór, wspaniałe zastosowanie lodu i kryształów, ale mag bardziej podziwiał nasycenie tego obszaru magią. Tak, zaklęcia, które uformowały to cudo same w sobie były przepiękne. Widać, że ów twórca przyłożył się do swojej pracy. Niesamowitym doświadczeniem byłoby go poznać osobiście, dostarczyłby wielu ciekawych informacji, ale niestety samotnicy nie posiadają tej wiedzy, o którą chodziło Przybyszowi.

 

Wszędzie lód i woda. Ciekawe co organizatorzy widzą w tym żywiole, że sporą ilość aren mają właśnie takich, choć fakt nie wszystkie, bo dostrzegł z obserwatorium wulkan i teraz widział niezwykłe wieże. Jednak kluczem do wygranej jest dostosowanie się pod teren pojedynków. Te same runy, co w poprzednim, niedokończonym starciu okryły szatę, lecz teraz nie zmieniły się w ostrza i zbroję, ale strój został pokryty szronem, nadając mu przepięknej, spokojnej bieli. Schował swoją twarz w szponiastych dłoniach, by po chwili odsłonić złotą, z białymi i błękitnymi zdobieniami maskę bez wyrazu. Tak jak jego oryginalna osłona była wykrzywiona w przerażającym uśmiechu, a świetlista w delikatnym i urodziwym, to ta była jakby zamarznięta, jak wyraz kogoś, kto topiąc się w bezdennej czeluści wody, nie jest tego świadom. Spod lodowego kaptura zaczął wyrastać kryształowy pas wokół głowy i zmienił się w coś jakby koronę lub diadem z klejnotem na czole. Ów klejnot był purpurowy i zaczął gromadzić energię, jednak jego przeznaczenie pozostawało tajemnicą.

 

Serox spojrzał w górę i sięgał w biblioteki swojej pamięci. Na co powinien być przygotowany, jak unikać ciosów i samemu je wyprowadzać. Ach tak, a zatem trzeci rodzaj magów przyjdzie, by z nim walczyć. Ale teraz musi być gotów na walkę z ogniem oraz inną rzeczą używaną przez oponenta. Co by tu zrobić. Chyba najwyższa pora, by powrócić do starego przyjaciela. Wyprostował prawą rękę i z rękawa wyszedł łańcuch. Spojrzał na niego i owinął się wokół ręki. Lewa ręka zalśniła tajemniczo i kolorem, którego nie da się opisać. Był mieszanką czerni, fioletu i zieleni, jednak nie przypominał żadnego z nich. Chwycił tą dłonią za metal i począł oplątywać go runami. Po chwili cały był już obłożony tym zaklęciem. Jest to trudna sztuka nałożyć runę na myślącą stal, ale On był w stanie, to był jego łańcuch, kompan i towarzysz. Miał Pozwolenie.

 

Szept rozległ się po arenie, gdy tylko oponent się pojawił. Był spokojny i kojący. Ale jakby czegoś w nim brakowało, przez co mógł wydawać się niepokojący:

- Witam cię Magnusie. Zwą mnie Serox Vonxatian, choć możesz się do mnie zwracać zwyczajnie Cieniu lub Złodzieju. Na jedno wychodzi. Teraz to ja będę twoim przeciwnikiem. Mam nadzieję, że ta potyczka będzie interesująca dla obu stron. Potrzebujesz trochę czasu na przygotowanie się? Zatem ciesz się nim, bo jest ci on dany. Uważaj na Wojownika- Ten ostatni wyraz przeszedł groźnie przez powietrze i brzmiał bardzo grobowo. Coś było w tym słowie nie tak, jakby nie należało do tego świata, a jednak przecież występowało normalnie w słowniku.

 

Cień ukłonił się i stuknął jednym palcem o podłoże jakby pukał do drzwi, a na pokrywie zaczęły pojawiać się znaki w dziwnej, zapomnianej mowie. To pismo było tak tajemnicze, że rozmywało się i kształtowało cały czas w coś innego, jakby nie chciało być czytane. Aura tych symboli była starożytna, wręcz pradawna. To co na nich się znajdowało musiało być połączone z równie egzotycznymi zaklęciami i chyba tylko Złodziej wiedział co oznaczały.

Edytowano przez Serox Vonxatian
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Poprzedni pojedynek, w którym Magnus brał udział, został niestety, z przyczyn quasi technicznych, rozstrzygnięty nieco wcześniej od zdecydowanej większości pozostałych starć. Jak by jednak na to nie patrzeć, nie można przeczyć, że dało to młodzieńcowi czas potrzebny do nieco lepszego przygotowania się na nadchodzącą batalię. Nie został on bynajmniej zmarnowany. Gdy inni czekali w napięciu na ogłoszenie wyników drugiej rundy Turnieju, Magnusowi udało się zrekonstruować swój flamberg, wykonany z pewnego intrygującego stopu, niesamowicie trudnego do uzyskania i obróbki, jednakże również wprost zdumiewająco odpornego na uszkodzenia. Poza tym, stworzył też sobie nowy, specjalny pancerz, wykonany tym razem z niekorodujących materiałów, a skonstruowany z myślą o możliwie najszczelniejszym osłanianiu ciała użytkownika. Przy okazji udało mu się także rozwinąć swoje umiejętności poprzez nieco lepsze zrozumienie ich podstaw.

 

   Kiedy Magnus wkroczył na arenę, ponownie został przyjemnie zaskoczony przez pomysłowość i zmysł estetyczny innych użytkowników magii. Jednocześnie odczuł pewną nostalgię, gdyż lód i płynąca pod nim woda trochę przypominały mu o klimacie panującym w jego rodzinnych stronach, a po chwili dał o sobie znać również i pewien żal. Młodzieniec wiedział bowiem, że zdolności, jakimi dysponuje, mogą się, niestety, przyczynić do powstania dość poważnych uszkodzeń niejednego elementu tej areny. Stwierdził jednak, że skoro magom udało się ją jakoś zbudować, to i najpewniej uda im się ją również ponaprawiać po pojedynku, który właśnie miał się tu odbyć.

   Rozważania te jednak niemal od razu przerwały słowa persony, w której mężczyzna rozpoznał dość interesującą istotę, zauważoną wcześniej przezeń w karczmie "Pod Gryfim Pazurem". Jej głos był zarazem łagodny niby powierzchnia morza w czasie ciszy, lecz i niepokojący jak głębia tkwiąca pod nią, a mieszcząca w swych przepastnych trzewiach groźbę nieznanego. Myśli Magnusa od tej pory skupiły się wyłącznie na pojedynku. Wysłuchawszy uważnie do końca przemowy postaci zwanej Seroxem Vonxatianem młodzian skłonił się uprzejmie, po czym odrzekł:

   - Dziękuję Ci za dany mi czas. Również i ja żywię nadzieję, iż nasz pojedynek będzie mógł zostać nazwany udanym.

   Barwa głosu Magnusa została nieco wypaczona przez jego nowy hełm, przypominający wyglądem bardzo uproszczony wizerunek ludzkiej czaszki. Jedyne tkwiące w nim szpary były umieszczone pionowo w okolicy wcięcia żuchwy. Służyły najpewniej do oddychania, której to czynności towarzyszyły ciche świsty i kliknięcia, sugerujące istnienie jakichś filtrów i zastawek. Oczy młodzieńca osłaniały natomiast osadzone w hełmie dość duże, czarne "szkła" o okrągłym kształcie.

   Gdy idzie zaś o resztę noszonego aktualnie przez Magnusa pancerza, swym ogólnym kształtem przywodził na myśl ludzki układ mięśniowy, a skonstruowany był z jakiegoś delikatnie lśniącego materiału o kolorze grafitowym. Prócz tego, zamontowano jeszcze na nim następujące elementy metalowe: nagolenniki, karwasze wraz z rękawicami oraz płyty osłaniające klatkę piersiową - każdy z nich, jak i zresztą wspomniany wcześniej hełm, o popielato białej barwie pozbawionej połysku.

   W swej prawicy młodzieniec dzierżył swój ulubiony miecz - ciemny, matowy flamberg. Jego jelec był wyrzeźbiony w kształt smoczej głowy, wypluwającej niby z siebie jęzor płomieni tworzący ostrze.

  

   Magnus po chwili zastosował się do rady Cienia, rozpoczynając przygotowania. Zaczął od swojego wypróbowanego już zaklęcia rozpoznania, jako dość przydatnego w różnych sytuacjach.

   - Ishsha, Shekh.

   Już ułamek sekundy po wypowiedzeniu tej formułki miał zapisany w swym umyśle aktualny układ terenu na arenie. Potem aktywował swoją specjalną zdolność przemiany, tym razem jednak rozwiniętą już w znacznie bardziej zaawansowanym stopniu niźli na początku turnieju. Cel, w jakim zamierzał jej użyć wymagał też kolejnego zmodyfikowania słów pomagających Magnusowi w procesie jej aktywacji.

   - Xer' Akh, Xeper, Soth, Xer...

 

   Po chwili Magnus rozpostarł szeroko ramiona, gdy jego ciałem wstrząsnęła seria mocnych skurczy. Towarzyszyły jej jakby ciche jęki bólu. Wtem wszystko ustało, a za czarnymi "szkłami" w hełmie rozbłysła para bardzo jasnych ogników, rozmazanych jednak, jakby były widziane przez mgłę. Ustały też wspomniane wcześniej charakterystyczne odgłosy towarzyszące oddychaniu młodzieńca.

   Ten zaś szybko omiótł ponownie wzrokiem arenę. Przypomniał sobie przy okazji to, co powiedziano mu i jego oponentowi o wodzie płynącej w lodowych żyłach pokrywających ściany i filary. Uczucie, jakiego przy tym doznał, najbliższe byłoby chyba definicją zadowoleniu.

 

   Nie chcąc już dłużej nadużywać cierpliwości i uprzejmości swego adwersarza, wykonał jeszcze tylko dwa cięcia mieczem na krzyż dla rozruszania nadgarstka, po czym zwrócił w końcu ku Seroxowi swoje oczy, jaśniejące niby dwa podejrzane światełka na końcu metaforycznego tunelu i zawołał doń donośnie swoim głębokim, zniekształconym przez metalową płytę hełmu głosem:

   - Gotów!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cień przytaknął, skoczył w tył, pozostawiając w miejscu gdzie stał niewielką mgiełkę, która skutecznie go zasłaniała. Nie była ona spora, więc rozwieje się dość szybko, ale na tym efekcie mu zależało. Złudzeniu, że to tylko efekt jego lodowej szaty, która ochładza powietrze wokół siebie i w momencie ruchu wytwarza trochę skroplonej lekkiej pary wodnej. Potrzebna mu była, do wytworzenia jeszcze jednej runy. Gdy odskoczył, błyskawicznie uderzył dłonią w podłoże, a ona zapadła się jak gdyby ten lód był zwykłą wodą. Krótkie lśnienie ręki na purpurowo i glif został umieszczony, ba nawet zszedł trochę głębiej pod pokrywę areny. Szybko cofnął rękę, by nie dać żadnej podpowiedzi przeciwnikowi. Cała ta akcja trwała łącznie mniej niż mrugnięcie oka, a mogła być decydująca dla Złodzieja.

 

Czas teraz normalnie zaatakować. Odepchnął się od tafli i pomknął w bok, zostawiając za sobą mglistą zasłonę. Wtedy niespodziewanie, w locie zmienił kierunek i schował się za tą kurtyną, uprzednio zapamiętując możliwą lokalizację wroga. Wyczarował trzy lodowe pociski wielkości piłki do footballu amerykańskiego i cisnął nimi. Środkowa leciała prosto do celu, a dwie pozostałe po łuku, by spotkać się w jednym punkcie.  W dodatku każdy z tych lodowych odłamków świecił się oraz jakby w środku coś się jarzyło dodatkowo. Tak każdy z kryształów był przesączony magią światła, która miała eksplodować w chwili zniszczenia skorupy. I wbrew pozorom to światło nie miało oślepiać, ono było twarde i bardzo materialne. Taka skondensowana dawka w chwili rozprężenia odpycha powietrze i światło tworząc bardzo mocną fale dźwiękowo-świetlną o niszczycielskiej mocy. Powinno przypominać to wybuch jakiejś mniejszej bomby, ale bardzo przyspieszony z powodu materiału, który reaguje.

 

Serox ostatnimi czasy, głównie przez typy aren jest zmuszony do wykorzystywania innych rodzajów magii, niż był przyzwyczajony, co tylko w niewielkim stopniu zmniejszało jego moc na polu bitwy, wszak ten z Braci był przystosowany, do różnych warunków i zaklęć. Nie od biedy nazwano go Złodziejem. Jednak taka odmiana od jego ulubionej sztuki władania cieniem była dla niego pewną korzyścią, wynikającą z tego iż nikt nie znał tej strony jego persony oraz mało kto przewidywał do czego jest zdolny. Warto też dodać, że posiada wiele potężnych artefaktów, które trzyma w ukryciu i tylko czekają na odpowiednią sytuację. Na razie użył zaledwie paru i spodziewał się, że w tym pojedynku użyje jeszcze paru nowych. Przeciwnik wyglądał na trudnego do zranienia, jednak cieniste istoty nie wiedzą, co to znaczy się poddać, ponieważ czują żądzę poznawania i to sprawia, że będą próbować. Nie muszą bać się o swoje życie, bo już nie żyją, ewentualnie powrócą do cienia, z którego powstały, by zregenerować siły.

 

Widział potyczki oponenta, wiedział czym się posługuje oraz na co uważać. To jest podstępny przeciwnik, który stara się wpleść walczącego do swojego planu, uśpić jego czujność i uderzyć, tak by ten się tego nie spodziewał. Ale który dobry mag tak nie robi? Cóż zapewne taki jak Serox, który walczy tak, by przechytrzyć wroga. Jak najszybciej go wyczuć i rozgryźć, a potem dostosować swój styl walki. Dlatego też były mu te runy, symbole, znaki i glify, to wszystko dawało mu przewagę. I w tej chwili, gdy pociski sunęły w stronę celu, lewa ręka rozbłysła szkarłatem, co w połączeniu ze świetlisto-lodowym strojem dawał efekt zakrwawionego rękawa szaty. Szybko myślał, analizował, przewidywał i zakładał. Co może zrobić mag po przeciwnej stronie oraz kiedy to będzie robił, był pewny kilku ruchów i wiedział czego się po nich spodziewać. Teraz pozostało tylko właściwie zareagować i co najważniejsze. W porę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Magnus obserwował, jak w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem tkwił jego adwersarz, formuje się jakby niewielka chmura. Równocześnie rzucił jeszcze szybko zaklęcie korzystając z tego, iż oponent nie zaatakował go jeszcze bezpośrednio. Gdy młodzian to czynił, rozważał szczególnie pewien konkretny sposób, w jaki Serox mógłby mu w najbliższej przyszłości zagrozić.

   - Xer' Sha, Zorth, Zaar! - Zawołał.

   Gdy to uczynił, powietrze wokół ostrza jego miecza rozjaśniało oślepiającą bielą, tak jak podczas pierwszego pojedynku Magnusa. Tym razem jednak można było jeszcze dostrzec przebiegające w tej jaśniejącej masie wyładowania, podobne wyglądem łukom elektrycznym.

 

   Ledwie Magnus skończył rzucać ten czar, gdy tuż obok niezbyt rozległego, acz dość gęstego, powstałego przed chwilą obłoku, mignęła mu przez moment sylwetka Cienia, by wnet znów zniknąć pośród mgły. Nie minął jednak ułamek sekundy, a ku młodzieńcowi już pędziły trzy lodowe pociski, w tym dwa po odrobinę nietypowej trajektorii. O ile Magnus, dzięki zbroi jak i efektom przemiany swojego ciała, nie musiał się raczej obawiać samego lodu, o tyle nie spodobał mu się blask bijący z wnętrza pędzących ku niemu brył. Spróbował uskoczyć przed nimi w lewo. Choć udało mu się uniknąć bezpośredniego trafienia, zareagował jednak za wolno, aby znaleźć się w stuprocentowo bezpiecznej odległości od pocisków w momencie gdy te, uderzając o siebie, rozpękły się z potwornym hukiem w miejscu, w którym jeszcze przed momentem znajdował młodzieniec. Nim siła wybuchu cisnęła mężczyzną w stojącą nieopodal lodową kolumnę, udało mu się uchwycić jeszcze kątem oka jakiś czerwony rozbłysk w obrębie obłoku utworzonego przez Seroxa.

   Co dziwne, choć na powierzchni filaru, o który gruchnęło ciało Magnusa, powstały liczne pęknięcia, młodzian jednak stanął z powrotem na nogi podejrzanie szybko jak na osobę zderzającą się z twardą powierzchnią wskutek znalezienia się zbyt blisko epicentrum jakiejś eksplozji. Na jego napierśniku powstało, co prawda, kilka płytkich wgnieceń i sporo rys, jednak uszkodzenia te nie ograniczały jeszcze potencjału bojowego zbroi mężczyzny. Magnus poczuł też pewne rozbawienie wywołane jego własnym szczęściem - jakimś zrządzeniem losu jego oponent użył z pośród wielu dostępnych środków akurat światła, którego to młodzieniec, w tym konkretnym wypadku, po przeistoczeniu już nie musiał aż tak bardzo się lękać.

 

   Przyszła teraz pora na szybki kontratak. Jako, że młodzieniec nie widział na razie Seroxa nigdzie na arenie, wnioskował, iż prawdopodobnie nadal kryje się on w tej rzednącej już powoli mgle. Sugerować mógł to dodatkowo zauważony wcześniej czerwonawy błysk. Obłok nadal jednak utrudniał dokładne zlokalizowanie przeciwnika. Wnet jednak w umyśle Magnusa pojawił się pomysł na rozwiązanie tej niedogodności - atak obszarowy.

   - Xer' Zorth! - Wykrzyknął młodzieniec, po czym chwycił oburącz rękojeść swojego miecza i znów wykonał nim w powietrzu dwa cięcia ukośne cięcia. Oba zostały wyprowadzone w kierunku tej części oblodzonego sklepienia, która znajdowała się nad mglistym obłokiem, oddzielając staw od znajdującej się pod nim areny.

   Gdy to czynił, z obu ostrych krawędzi ostrza wystrzeliła szybko wydłużająca się świetlista pętla, rozcinająca powietrze niby rzemień ognistego bicza. Zarówno po pierwszym, jak i drugim ciosie z sykiem zagłębiła się we wspomnianym fragmencie stropu, termicznie wycinając zeń blok o dość sporej powierzchni i czubku przypominającym kształtem klin. Wnet na podłoże areny w obrębie obłoku spadł niewielki deszcz niemal wrzącej wody powstającej z nadtopionej pokrywy lodowej, a po chwili rozległ się głośny huk, gdy w końcu uprzednio poprzycinany, rozległy płat sufitu odłamał się odeń na skutek własnego ciężaru i runął wprost na wytworzoną przez Cienia mglistą chmurę. Warstwa stropu pomiędzy polem bitwy a sadzawką została zatem w tym miejscu dość mocno uszczuplona.

 

   By być zgodnym z prawdą, można by się jeszcze wspomnieć, iż Serox Vonxatian był dla Magnusa, z racji swej natury, dość intrygującym adwersarzem. Jako że egzystował jako cienista istota, stopień skuteczności ataków wyprowadzanych wobec niego przez młodzieńca pozostawał dla tego drugiego głównie w dość mętnej strefie domysłów i przypuszczeń. Czyniło to jednak według Magnusa pojedynek jeszcze ciekawszym. Liczył, rzecz jasna, że jeśli istnieje jakaś słabość Cienia, to prawdopodobnie prędzej czy później ją odkryje. Oraz że Złodziej nie odkryje, a przynajmniej nie dość szybko, swoistej pięty Achillesowej przeistoczonego Magnusa.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serox jak wszystkie Cienie jako istoty nie używał oczu do widzenia jak ludzie. On i jemu podobni widzieli aury magiczne i samą energię. Dzięki temu widział jak przeciwnik zostaje odrzucony siłą wybuchu i jak rzuca zaklęcie, choć nie musiał tego widzieć, mag dość głośno mówił co zamierza zrobić. Dostrzegł dwa cięcia i już miał odpowiednio zareagować, gdy ujrzał cel tych cieć, krople wody spadły na kaptur i spłynęły po nim nie robiąc żadnej szkody na lodowym kapturze, zupełnie jakby nigdy nie doszło do zetknięcia. Odskoczył w tył i blok lodu runął na podłoże wbijając się weń sztywno. To w sumie może być użyteczne.

 

Złodziej doskoczył do bryły i dotknął jej prawą ręką z łańcuchem i pozostawił na niej pewną runę pułapkę, następnie przekręcił dłoń i przy jednoczesny cięciu energią, który miał ułamać czubek bloku, znajdujący się w podłożu, spowodował wystrzelenie lodowego głazu w stronę przeciwnika. Lód na ściankach, gdzie trafiły poprzednie cięcia był dalej gorący i lekko nadtopiony co zapewniało mu poślizg. Niewielki ale jednak. Przeciwnik w tym pancerzu zdawał się nie być tak mobilny jak on, więc starał się to wykorzystać.

 

Runa na lewej ręce Cienia nie tyle lśniła, co zwyczajnie emitowała piekielnie czerwone światło, źródło światła zdawało się znajdować na wierzchniej części dłoni, choć było to trudne, gdyż światło oślepiało i zacierało zarys ręki. Owo źródło miało dziwnie pozawijany kształt i zamiast być jaśniejsze od aury, jak normalnie się dzieje w przyrodzie, to centrum było o wiele bardziej ciemniejsze, przechodzące w szkarłat. Cokolwiek on z nim robił, tylko zwiększało siłę zaklęcia, choć nie używał go jeszcze. Czyżby potrzebowało więcej mocy, a może odpowiedniej sytuacji? Możliwe, że obu. Jedno jest pewne, przeznaczenie tego czaru jest tajemnicą aż do użycia.

 

Kryształ na czole zaczął się lekko jarzyć oraz wokół niego, na masce zaczęły pojawiać się jakby pęknięcia lub kolejne wzory. Jego oczy też zaczęły się jarzyć. A wszystko to było częścią jego planu, który miał nadzieję został poprawnie dobrany, ponieważ do wykonania nie ma co mieć wątpliwości. Te istoty są bardzo dokładne i precyzyjne, a zarazem bardzo kreatywne i elastyczne. Choć czas na ostatnie przygotowanie, do następnego ruchu przeciwnika.

 

Mgła dalej wisiała w powietrzu, choć robiła się coraz rzadsza, a nagłe podmuchy od jego pocisków i spadającego bloku tylko szybciej ją rozwiewały, to dalej była przydatna. Serox skupił się na wykonaniu runy samą myślą oraz na ukryciu jej przed ciekawskim spojrzeniem. Najlepszym wyjściem jest na kawałku lodu, jest go pełno i jeden mniej, czy jeden więcej nie zrobi różnicy i być może nawet użyje go niezauważalnie. Skrzyżował ręce przed maską i nagłym, pewnym ruchem wyprostował je, przyjmując pozę podobną do strzałki. To spowodowało, że on wybuchł bardzo gęstą mgłą na małym obszarze. Nie potrzebował jej więcej. To był tylko stan przejściowy, kolejny krok to przechytrzenia wroga. Jednak następny ruch był bardzo zagadkowy ze strony istoty, gdyż mgła i ta gęsta i poprzednia już rzadka nagle zostały wessane przez sylwetkę walczącego, który nawet się nie poruszył. Zwyczajnie rozwiał się, by zwiać się ponownie i zdjąć zasłonę dymną, i ułatwić przeciwnikowi zlokalizowanie go.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Magnus od razu po wykonaniu wspomnianych wcześniej dwóch cięć zaczął żwawo kroczyć ku swemu oponentowi, nie spuszczając go przy tym z oczu. Gdy mijał po drodze niektóre z filarów pokrytych lodowymi żyłami, w których płynęła woda, wbijał w rzeczone rynienki sztych swego miecza, szepcząc cicho pod nosem formułkę "Urh' Roth" i za każdym razem po wyszarpnięciu ostrza manipulując odrobinę energią otaczającą broń tak, że nadtopione dziury po wydobyciu z nich flamberga natychmiast zamarzały, jakby lód w ogóle nie został naruszony. Przez cały czas nie zwalniał kroku ani odrobinę.

   W trakcie wykonywania tych czynności zauważył ruch w pozostałościach po mgle, którą, zgodnie z jego przypuszczeniami, rozdmuchał już w dużym stopniu spadający lodowy blok. Choć nie był w stanie dostrzec jeszcze wszystkich szczegółów, udało mu się spostrzec, jak jego oponent szybko się uwijał przy tej bryle. Wnet rozległ się trzask i  masywny, lodowy blok o nadtopionych krawędziach ze zgrzytem wyjechał z resztek obłoku wprost na młodzieńca, pozostawiając za sobą wodny ślad.

 

   Na ten widok Magnus zatrzymał się, mając w tej chwili po swojej lewej stronie jeden z masywniejszych filarów. Wyglądało to trochę, jakby przez jeden drobny moment się zawahał. Mruknął wnet jednak pod nosem coś, co brzmiało jak "Jeszcze nie", po czym wykorzystał czas, jaki miał ze względu na umiarkowaną prędkość poruszania się masywnej bryły.

   Najpierw rozczapierzył palce swojej lewej dłoni, uniósł ją i wykonywał nią przez krótką chwilę drobne ruchy skierowane gdzieś w prawo. Przypominało to trochę mycie jakiejś niewidzialnej szybki. Wnet jednak dłoń znieruchomiała. Niemal od razu po tym wystrzelił z niej jasny, choć słabo zauważalny promień, wokół którego zaczęły się kłębić, szybko wirując, masy powietrza. Wiązka, odbiwszy się od kryształowego stalagmitu wyrastającego nieopodal brzegu areny, trafiła we względnie płaski i szeroki bok ślizgającego się lodowego bloku. Gdy zaś mocny, skoncentrowany wokół promienia podmuch weń uderzył pod katem niemal prostym, kierunek, w którym zmierzała bryła, się zmienił. Teraz pomknęła na drugą, z punktu widzenia Magnusa, stronę potężnej kolumny.

 

   Młodzieniec zaś, nie zwlekając dłużej, ruszył szybko dalej przed siebie, po drodze zajmując się podobnie, jak poprzednimi razy, jedną z lodowych żył na filarze. Tym razem jednak zmienił nieco szeptaną formułkę - użył słów "Urh' Roth, Sekh".

 

   Znów swoją uwagę młodzieniec skupił na postaci Cienia, znajdującego się teraz od niego w odległości najwyżej dwudziestu metrów, wśród ostatnich strzępów rzadkiej już mgły. Nie do przeoczenia był mocny, jaskrawoczerwony blask promieniujący z powierzchni jego lewej dłoni. Większą jednak obawę u Magnusa wzbudziło jego znacznie ciemniejsze źródło - ta drobna anomalia przywoływała pewne dość luźne skojarzenia z rzeczami, które młodzieńcowi mogły nie wróżyć zbyt dobrze . Poza tym, światło zaczęło się również jarzyć zarówno w krysztale umieszczonym na czole Seroxa, jak i w jego oczach. Dość intrygujący był ze strony Cienia ten wybieg z zagęszczeniem i wchłonięciem mgły - na pierwszy rzut oka mógł zbić obserwatora z tropu, jednak Magnus miał już wobec niego pewne podejrzenia. Tak czy siak, dostrzegał też sposobność do wyprowadzenia ataku, co wymagało jednak uprzedniego drobnego przygotowania.

   - Xer' Akh, Gurd... - mruknął cicho pod nosem i zacisnął lewą dłoń w pięść. Po chwili między jej palcami zaczęło prześwitywać jasnopomarańczowe światło. Prócz tego, Magnus wymamrotał zaraz jeszcze jakąś formułkę, zbyt niewyraźnie jednak, by słuchacz mógł wychwycić jakieś konkretne słowa. Powietrze wokół młodzieńca mimo tego zaczęło wnet delikatnie drżeć, a po powierzchni jego grafitowo ciemnego kombinezonu zaczęły sporadycznie przeskakiwać maleńkie, jasne iskierki.

 

   Nie rozdrabniając się dłużej, Magnus przystąpił do ofensywy. Postanowił spróbować wykorzystać otoczenie. Serox bowiem, przygotowany na taką ewentualność lub nie, stał prawie po kostki w kałuży bardzo ciepłej wody, spadającej z nadtopionej szczerby w sklepieniu. Z tej kałuży zaś wychodził dość szeroki, mokry ślad, jaki pozostawił za sobą ślizgający się blok lodu. Do tej wodnej plamy natomiast Magnus przyłożył sztych swego miecza. W tym samym momencie nastawił się ku swemu oponentowi lewym bokiem i puścił się ku niemu biegiem, cały czas przyciskając do wilgotnego fragmentu posadzki czubek flambergu, otoczonego światłością oraz gorącem.

   Tak samo zresztą, jak i silnymi wyładowaniami, które wnet pomknęły z - czego można było się po nich spodziewać - błyskawiczną prędkością po wodnym śladzie wprost ku magnusowemu adwersarzowi, samemu młodzieńcowi nie wyrządzając jednak, być może za sprawą jakiegoś rzuconego wcześniej przezeń zaklęcia, najmniejszej krzywdy, choć zaczęły tańczyć szaleńczo również po jego zbroi.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bryła lodu została zbita z trasy i uderzyła o ścianę, glif na niej aktywował się razem z tym jak ona roztrzaskiwała się na kawałki.Nagle zamarły w powietrzu i między nimi powstała jakby sieć lecąca z każdego wierzchołka, ale tylko do tych, innych rozbitych części, by utworzyć więzienie. Gdy wszystkie nici zostały połączone, zaczęły się rozszerzać tworząc płytki, niby ściany obiektu. Z perspektywy kogokolwiek te bliższe ścianki dla widza zewnętrzne, były przezroczyste z lekkim fioletowawym zabarwieniem, jednak te wewnętrzne ścianki wyglądały jak okna na kosmos. Pokaźna głębia i niezliczona ilość błysków gwiazd istniejących. Szkoda, że ta pułapka nie trafiła, choć dalej stoi i trzeba się z tym liczyć.

 

Wyładowania przeszły po wodzie i naładowała elektrycznie kałuże pod Cieniem, niestety on lewitował nad nią kilka centymetrów i nie miał takiego ciała zrobionego z wody, więc sam również nie przewodził dobrze, no i oczywiście nie można zapomnieć o jego przyjacielu na prawej ręce, który uwielbia elektryczność i używa go jako swojego rodzaju pokarm. Jest to chyba jedyna energia, której nie odrzuca momentalnie i nie potrzeba żadnych przygotowań, by połączyć go z tym. Po prostu łapał pioruny i prąd jak każdy metal i kumulował w sobie jak akumulator. Ciekawe, czy inne twory z myślącej stali też mają tę cechę, czy mogą mieć inne takie żywioły.

 

Był zadowolony, że przeciwnik także starał się zdominować otoczenie i użyć go we właściwym czasie, choć ten ruch zrobił stanowczo zbyt późno i jak się okazało, jego zasłona zadziałała znakomicie. Przeciwnik nie dostrzegł nic i krąg runiczny został założony po kryjomu, a na dodatek już działał i rósł w siłę. Perfekcyjnie. Plan idzie krok po kroku idealnie i choć wszystko może się zmienić w zależności od tego co przeciwnik wykonał i wykona, to był pozytywnie nastawiony.

 

Wróg biegł w jego stronę z mieczem gotowym do cięcia. Istota stwierdziła, że da mu tą satysfakcję, bo sam był pewien co się stanie i czy plotki są prawdziwe i zostanie zaskoczony. Ale on miał inne rzeczy do stworzenia w tym momencie. Musiał dokończyć ten znak i to szybko, gdyż czas nagli. Wystawił prawą rękę w stronę wroga i łańcuch uniósł się groźnie niczym wąż. Poprzednio założone glify lśniły niepokojąco i nadawały życia temu kompanowi. Lewa ręka znów zaczęła zmieniać światło i efekt wizualny. Emitowany blask stał się bardziej kontrolowany i schematyczny. Jakby wypływał mu z wierzchu dłoni i był wchłaniany przez spód, tworząc ciekawie wyglądające pierścienie magiczne wyglądające jak pole magnetyczne. Symbol był już mocno widoczny w tym ognistym żarze, mimo tego widok znaku zbyt dużo nikomu nie mówił. Lśnił tak na czarno-purpurowo i czekał na aktywację.

 

Napięcie rosło wraz ze zmniejszaniem się odległości między magami, każdy czekał na to co się stanie za chwilę, co zrobią magowie i któremu z nich się to uda? To był tajemniczy pojedynek, pełen podchodów i ukrytych zaklęć, ale takie są najlepsze, gdy dopiero na końcu jest rozwinięcie akcji i można kontemplować nie tylko same zaklęcia, ale też całe kombinacje, ich jakość zagadkową oraz zdolność przewidywania ruchów i zamiarów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   W chwili, gdy z donośnym hukiem lodowy blok roztrzaskał się o ścianę, Magnus i Serox znajdowali się już w odległości zaledwie siedemnastu metrów od siebie. Gdy jednak po pokonaniu jeszcze czterech kroków młodzieniec zorientował się, iż nie rozległy się odgłosy żadnych spadających odłamków, choć sądząc po tak wielkim hałasie musiało powstać ich wiele, odrobinę się zaniepokoił. Wnet jednak jego czasem zadziwiająco szybko działający umysł dał o sobie znać, prędko przywołując minione fragmenty starcia oraz łącząc je z obecną sytuacją i formułując wnioski.

   Przez zdecydowaną większość czasu, który upłynął od początku pojedynku, adwersarz Magnusa pozostawał skryty w trzewiach mglistego całunu. Jako że ów obłok nie był zbyt wielki, a nieudało się młodzieńcowi uchwycić oponenta wzrokiem poza nim, prawdopodobnie pozostawał wtedy aż do teraz w mniej więcej tym samym miejscu, chyba, że posłużył się jeszcze jakąś inną, chytrą sztuczką. Natomiast to nietypowe zachowanie odłamków oderwanej od sufitu bryły po jej roztrzaskaniu można byłoby wytłumaczyć chyba tylko użyciem jakiegoś czaru. Ten został zapewne rzucony tuż po upadku lodowego bloku, co mogło stać się wtedy, gdy Magnusowi udało się zauważyć, jak Cień, w chwili w której na moment mgła się przerzedziła, uwijał się szybko przy sporej bryle. Z kolei mnogie glify na ożywionym łańcuchu, wciąż częściowo oplatającym prawe ramię Seroxa, jak i sam fakt egzystencji teraz świetnie już widocznej runy na jego lewej dłoni podsuwały dość prostą konkluzję.

   Głosiła ona: Cień preferuje magię znaków. To zaś, gdy się to połączyło z faktem, iż mangusowy oponent nie zmieniał raczej zbyt mocno swojej pozycji od rozpoczęcia starcia, sugerowało, że mógł być on teraz dobrze chroniony.

 

   Na swoje nieszczęście, Magnus nie bardzo mógł sobie teraz pozwolić na odwrót w celu baczniejszego przebadania otoczenia i dobrze o tym wiedział. Gdyby tak uczynił, straciłby wiele - być może zbyt wiele - czasu. Ponadto, obrona jego przeciwnika zostałaby wtedy najpewniej znacznie wzmocniona, co uczyniłoby przebijanie się przez nią jeszcze trudniejszym, niż w obecnej chwili, nie mówiąc już o tym, że Serox, zajmując stosunkowo bezpieczną pozycję, prawdopodobnie albo nie dawałby młodzieńcowi nawet chwili wytchnienia potrzebnej na dokładniejszą lustrację terenu, albo po każdym z takich zabiegów ze strony Magnusa nakładałby coraz to nowsze runy, zmuszając go do ciągłego powtarzania tych czynności. Możliwe, że mógł też zastosować obie te opcje naraz. Odkładanie więc przez młodzieńca szturmu pakowałoby go, tak czy owak, w znacznie większe bagno, niż to, w którym się teraz znajdował.

   Magnusowi pozostało zatem improwizować do momentu, w którym jego plan będzie mógł wejść w finalne stadium. Moment ten zaś zdawał się młodzieńcowi nieuchronnie zbliżać coraz większymi krokami, zwłaszcza, że w chwili, w której od oponenta dzieliło go nie więcej, jak jakichś dwanaście metrów, mężczyźnie udało się już coś obmyślić.

 

   Wyładowania elektryczne nie zrobiły, jak widać, większego wrażenia na Cieniu, lewitującego tuż nad lustrem ciepłej wody, choć jego łańcuch, co niezwykłe, wykazał coś w rodzaju zainteresowania nimi, po czym część z nich pochłonął. Jeżeli jednak taki obrót spraw wprawił umysł Magnusa w konsternację, to swoim zachowaniem na arenie mężczyzna w żaden sposób nie dał tego po sobie poznać. Miast zakończyć wyładowania - przeciwnie, tylko je wzmocnił, modyfikując nieco przy tym ich parametry.

   Nie potrzebował słów. Jego emocje, między innymi lekkie zniecierpliwienie, wywołane oczekiwaniem na ostatnią fazę planu, zaintrygowanie ciekawym przeciwnikiem oraz przede wszystkim ekscytacja pojedynkiem, wprawiały go w stan, w którym wszelkie wyrazy, wcześniej ułatwiające skupienie na dokonywanych czarach, były teraz zupełnie zbędne.

 

   Nagle stała się rzecz niesłychana. Oto bowiem pełna wyładowań woda w mokrym śladzie pozostawionym przez sunący blok, jak i w kałuży pod Cieniem, momentalnie się rozstąpiła, jednocześnie zaczynając bulgotać od gorąca i tym samym nadtapiając jeszcze znacznie pobliski lód. Wtem cała zgromadzona ciecz wyparowała w mgnieniu oka pod postacią dwóch gęstych obłoków, które natychmiast otoczyły młodzieńca, wnet łącząc się ze sobą.

   Gdy to się stało, Magnusa i Seroxa dzieliło już tylko siedem metrów.  

   Rzeczą, która natomiast nastąpiła od razu po połączeniu się obłoków, było coś jakby eksplozja. Nie rozprzestrzeniała się jednak przez chwilę, jakby wokół zbroi mężczyzny utrzymywała ją jakaś tajemnicza siła, upodabniając jaśniejący obłok do płomiennego płaszcza. Wnet jednak Magnus wykonał lewym ramieniem, którego dłoń nadal była zaciśnięta w pięść, szeroki zamach od siebie, jakby się od czegoś opędzał. Wtedy ku Cieniowi pomknęła fala szybko pędzącego, rozgrzanego powietrza. Normalnemu człowiekowi mogłaby co najwyżej odrobinę przypiec skórę na twarzy i dłoniach oraz przypalić włosy, choć na pewno jej impet wytrącił by go skutecznie z równowagi, w niejednym wypadku nawet powalając na ziemię. Drugą część otaczającego go obłoku młodzieniec wchłonął i skumulował we włóknach kombinezonu. Trzecią z kolei, zdecydowanie największą, po prostu rozproszył nie mogąc - lub nie chcąc - jej chwilowo wykorzystać, wyrzucając w powietrze za sobą, niby parę ognistych skrzydeł. Tam też po chwili zwyczajnie zniknęła.

 

   Tymi akcjami Magnus sprawił, że wierzchnia część lodowej pokrywy w promieniu około pięciu metrów od jego adwersarza w zasadzie zakończyła swoją egzystencję. Te drobiny, które mogły przetrwać, zostały natomiast wymiecione daleko od tego miejsca za pomocą silnego, gorącego podmuchu. Mężczyzna liczył, że uda mu się w ten sposób unieszkodliwić choć część znaków, jakie Serox mógł poumieszczać. Wykorzystał z kolei w podmuchu mniejszą energię, niżby teoretycznie mógł, nie chcąc zarówno uaktywniać mogących czyhać jeszcze na niego pułapek, jak i dawać wrogowi potencjalnego źródła sporej mocy do spożytkowania.

 

   W końcu Magnus wynurzył się z otaczających go jeszcze przed chwilą płomieni w osmalonym, dymiącym i syczącym ciemnym kombinezonie, jaśniejącym w zagłębieniach włókien "mięśni" iście piekielnie wyglądającym światłem o jaskrawej, pomarańczowej barwie. Dystans między nim a jego przeciwnikiem był już jak najbardziej wystarczający, by zaatakować mieczem, co też mężczyzna uczynił.

   Ostrze miecza zatoczyło szybko półkole od podłoża ku prawemu ramieniu cienia, które oplatał łańcuch. Nagle, gdy było już o mniej niż stopę od swego celu, zmieniło kierunek, ze świstem przemykając tuż obok prawicy Seroxa. W tej samej chwili Magnus odbił się od ziemi, odskakując o nieco ponad metr do tyłu. Jednakże w momencie, gdy miecz i łańcuch się mijały, przeskoczyły pomiędzy nimi łuki elektryczne, po czym jeden z końców broni Cienia z głuchym szczękiem przywarł do klingi flambergu, szybko ciągnąc za sobą resztę broni.

   Stało się tak, ponieważ mnogie wyładowania w masie otaczającej miecz Magnusa utworzyły z tej materii potwornie silny elektromagnes. Ponadto wzajemne przyciąganie się łańcucha jak i flamberga było o tyle ułatwione, że ten pierwszy był już wcześniej naładowany sporą dawką elektryczności.

   Magnusa zaskoczył lekko fakt, iż łańcuch, mimo kontaktu z niemożebnie gorącą otoczką miecza nie dość, że się od razu nie stopił, to jeszcze, przynajmniej na razie, nie wykazywał nawet żadnych oznak rozgrzania. Wnet jednak przyznał, że po intrygującym adwersarzu powinien spodziewać się równie intrygującego oręża.

 

   Teraz jednak przyszła pora na działanie Cienia. Magnus żywił pewną nadzieję, że może uda mu się rozdzielić łańcuch i tego, który sprawował nad nim kontrolę - przynajmniej chwilowo. Kto wie, być może uda mu się nawet uszkodzić poważnie ramię, które silnie przyciągany łańcuch wciąż częściowo oplatał. Z drugiej jednak strony, Serox nie wyglądał na takiego, który mógłby się wykrwawić, albo dla którego ewentualna utrata kończyny stanowiłaby długotrwały problem. Ponadto, gdy Magnus biegł na niego, miał jeszcze parę sekund - dość, by przygotować niejedno naprawdę wredne zaklęcie, toteż mężczyzna, który zdołał znaleźć się tak blisko swego oponenta w dużej mierze dzięki swojej prędkości i impetowi, przygotował się mentalnie na potężny kontratak ze strony Cienia.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cień obserwował z zadowoleniem poczynania wroga. Był inteligentny, a zarazem tak nieświadomy. Z każdym metrem, który ten pokonywał, by go dosięgnąć potęgował ten efekt. Nic nie zrobił sobie z tych mgieł i gorąca. On był coraz bliżej celu i jego runa była już prawie gotowa. Pulsowała mocą i robiła z niej pętlę między drugą podobną na drugiej stronie dłoni. Z zainteresowaniem patrzył na to co przeciwnik robi. Tak jak widział już w poprzednich jego staraniach, to był mag ognia, ale on wiedział jak lód może go zgasić oraz miał swój plan.

 

Fala gorącego powietrza uderzyła w Istotę i rozwiała jedynie jego płaszcz, który można by rzec wydłużył się nieco podczas owej fali i wrócił do normalnych rozmiarów, gdy opadał na miejsce. Nie wiedział co ten zrobił z tym jednym obłokiem, więc mógł tylko snuć podejrzenia, najbardziej chyba skuteczne były o dziwo te skrzydła, ponieważ kiedy się pojawiły, Mag zasłonił się rękami, osłaniając maskę przed nimi, ale szybko je cofnął. Gdy lodowa pokrywa pękała uszkodził się także jeden z kegów, które założył. Ten wierzchni glif, założony na początku walki, zdetonował się zbyt wcześnie. Rozjarzył się fioletowym blaskiem, by po chwili wybuchnąć tym światłem, poszczególne mniejsze kręgi poczęły się obracać, po różnych płaszczyznach w zawrotnej prędkości i w pewnym momencie każda z nich jakby szarpnięta wróciła do poziomu. I wtedy brama się otworzyła. Z wnętrza wychyliła się głowa na długiej szyi. Potężna, pokryta ciemnymi, fioletowymi łuskami, które czasem zdawały się był czarne, całe pokryte złotymi znakami, runami i ornamentami. Wyłoniła się niestety tylko głowa wiernego kompana i wierzchowca, Trakatosha i niestety nie ustabilizowana. Szyja i zarys głowy był całkowicie gotowy, ale wiele części pyska i rogów nie. Były niczym z gumy lub smolistej substancji, która stara się nie rozdzielić, lecz niestety zaklęcie stabilizacji w tym świecie nie podziałało i twór nie był idealny. Miotał się na boki, ryczał niezwykle głośno, że sople drżały i odpadały, nawet raz wystrzelił czarnym płomieniem, wylewając z tego miernego gardła strumień, który stał się granicą, znacznie zmniejszającą pole bitwy, ponieważ szło łukiem za walczącymi w odległości około czterech metrów od każdego i kończącego się na ścianach. Ten dziwny ogień, czarny, mroczny i zupełnie nie wydzielający ciepła, nie nadtapiał lodu w tych miejscach. Zwyczajnie był w tym miejscu, buchający na blisko trzy metry. W końcu łeb uderzył o posadzkę, wywołując spore pęknięcia i ześlizgnął się wgłąb portalu do swojego świata, zamykając go. Co za strata.

 

Mag pozwolił na to co stało się z jego łańcuchem. Interesujący manewr musiał przyznać. Ściągnięcie jego broni do siebie w jakimś celu, było odważnym i intrygującym posunięciem. Ręka Seroxa wydłużyła się jak zrobiona z karmelu, lecz nie przerwała się. Maska odpowiedziała tylko:

- Mamy Cie!

Ten głos dobiegał z jakby dwóch źródeł z tego co Magnus widział i starał się zranić oraz z powietrza za nim. W tym samym czasie, co odezwały się głosy oponent mógł poczuć niezbyt silne dźgnięcie w plecy i chłód. Na równi z tym odczuciem blask bijący z lewej ręki Cienia zgasł, pozostawiając jedynie lśniąca runę na wierzchu dłoni.

 

Ta mgła wchłonięta kilka chwil wcześnie, była tylko tarczą i materiałem na stworzenie kopii. Iluzji takiej samej jak oryginał, lecz mogącą jedynie stać w miejscu i ochraniać kryształ lodu zawarty we wnętrzu. Na tym odłamku spoczywały runy, które zapewniały oryginałowi niewidzialność oraz przechwytywały jego aurę i obecność i podkładały pod siebie. Niewykrywalność niemal absolutna. Podczas tego stanu udało mu się zakraść od tyłu do przeciwnika, choć skrzydła niemal go trafiły. Dobrze, że zdążył odskoczyć. Kluczowym powodem tej złudy było skuteczne założenie tego glifu-pasożyta. Dwie runy, które są ze sobą połączone magicznie, jednak jedna tylko pobierała energię, w tym wypadku ognia, a druga ją oddawała właścicielowi. Ta pierwsza runa została właśnie wbita, powodując, że każda magia ognia w otoczeniu jest z pewną prędkością zasysana, oczywiście to na razie mała runa, więc nie pochłania bardzo dużo, ani bardzo szybko, jednak to z czasem się zmieni, albowiem łączy się z nosicielem na takiej zasadzie, iż gdy ten chce użyć swojej energii, by wyczarować cokolwiek związanego z tym żywiołem, to musi zużyj jej więcej, albowiem pasożyt stale będzie pobierał część z tego strumienia energii i rozszerzał się, zwiększając swój potencjał i głód.

 

Tak więc Klon-przykrywka dalej stał w tym samym miejscu, skutecznie ukrywając twórcę, a ten nie chcąc samemu dawać wskazówki, co do swojego pobytu, zaczął rzucanie czarów, które nie zaczynają się w magu jak pociski i promienie. Ot w powietrzu zmaterializowało się kilkanaście purpurowych ostrzy, skierowanych w wiadomym kierunku i wystrzeliły dość szybko, robiąc ledwie słyszalny świst.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Gdy ostatnie ogniwo łańcucha przylgnęło z głuchym brzęknięciem do ostrza flambergu, Magnus stwierdził, że dobrze zrobił skupiając się wprzódy na ożywionej broni swego adwersarza. Wrażenie to potęgowało w nim również niedawne odkrycie dotyczące termicznej odporności łańcucha. Młodzieńca zdziwiło natomiast odrobinę, że unosząca się tuż przed nim cienista postać w zasadzie nawet nie drgnęła, gdy ją przed chwilą zaatakował...

   Wtedy, zarówno przed sobą, jak i za swoimi plecami usłyszał głos.

   - Mamy cię!

   Słowa te nie zdążyły jeszcze w pełni wybrzmieć, gdy tuż obok swojego kręgosłupa mężczyzna poczuł lekkie dźgnięcie i nieprzyjemny chłód.

 

   Pierwszym, instynktownym wręcz odruchem Magnus wykonał szybki obrót, któremu towarzyszyło ukośne cięcie. Niczego jednak nie zobaczył, a gdy miecz wbił się czubkiem w powierzchnię areny, nie napotykając po drodze zupełnie żadnego, śladowego nawet oporu, mężczyzna wiedział, że niczego też nie trafił. Poczuł natomiast, jak część energii skumulowanej w jego kombinezonie, zwłaszcza w partii osłaniającej plecy, gdzieś zniknęła, zaś promieniujący stamtąd chłód odrobinę się nasilił. Powietrze wokół postaci młodzieńca też nie wykazywało śladów jakiegoś silnego nagrzania, toteż po chwili zorientował się on, co było przyczyną tych zaburzeń. Wtem jednak w powietrzu zmaterializowało się kilkanaście purpurowych ostrzy, które wnet pomknęły z dużą prędkością w kierunku Magnusa.

 

   Niektóre z tych wyczarowanych sztyletów odbiły się od metalowych części pancerza mężczyzny. Reszta jednak powbijała mocno się we wgłębienia jego mniej odpornego na dźgnięcia i nieco nadwyrężonego przez skumulowaną w nim energię kombinezonu. Dwa lub trzy utkwiły w lewej łydce, przeszywając ją nawet na wylot.

   Mimo tego wszystkiego, Magnus jednak tylko nieznacznie się wzdrygnął i nadal utrzymywał w pionie, zaś z miejsc, w których ostrza przebiły kombinezon świeciło oślepiające światło.

 

   "Cóż, koniec z pozorami!", stwierdził po chwili w duchu młodzieniec. Teraz jednak, gdy pole do skutecznego toczenia walki z Cieniem uległo znacznej redukcji za sprawą tego dziwnego, przywołanego portalem, niestabilnego stwora, mógł przystąpić w końcu do tej ostatniej fazy planu. Dalsze jej odwlekanie nie miałoby już sensu.

 

   Najpierw należało pozbyć się tego pasożyta, który z każdą chwilą nieznacznie potężniał, pobierając przy tym coraz więcej energii. Na takie posunięcie był akurat względnie przygotowany, choć po prawdzie to spodziewał się, że atak nadejdzie z innej strony. Otworzył lewą dłoń i nim szybkim ruchem przyłożył ją sobie do pleców, można było jeszcze przez ułamek sekundy dostrzec unoszącą się przy niej maleńką sferę, jaśniejącą jak miniaturowa gwiazda.

   Wspomniany obiekt był, rzecz jasna, niesamowicie gorący, toteż na nim pasożyt skupił teraz swoją uwagę. Przy okazji, duża temperatura jeszcze mocniej uszkodziła kombinezon na plecach Magnusa. Wnet osłaniane metalem palce mężczyzny wbiły się między skruszałe włókna "mięśni" jego naruszonej teraz w tym miejscu osłony i oderwały ją od reszty wraz z pasożytem za pomocą jednego, gwałtownego szarpnięcia. Przez pokaźniejsze teraz rozdarcie zaczęło promieniować jeszcze więcej niesamowicie jasnego światła.

   Magnus raz-dwa zmełł w dłoni bezużyteczny już kawałek kombinezonu, na którym wycięto jakby jakiś tajemniczy symbol. Powstałą w ten sposób niewielką i wciąż kruszącą się kulką cisnął o ziemię, po czym rozgniótł ją i starł na proch za pomocą pięty.

 

   Gdy to uczynił, uznał, że w końcu pora ukazać w pełni przybrane na tą walkę oblicze. Skulił się, a po chwili ze sporego rozdarcia kombinezonu na plecach poczęła się wyłaniać jakaś biała, świetlista masa, niby dorosły insekt zrzucający swoją poprzednią powłokę. Wnet miejsce, w którym Magnus się znajdował otoczyła niewielka kula oślepiającej jasności, by po chwili uformować się w nie ciemniejszą, smukłą, humanoidalną sylwetkę. Normalnemu człowiekowi jawiłaby się jako stworzona z jednolitej, absolutnej bieli. Temu jednak, którego zmysły byłyby wyczulone na bardzo subtelne różnice w natężeniu światła, ukazałyby się następujące szczegóły.

   Promienista postać nadal nosiła na sobie metalowe fragmenty magnusowego pancerza - rękawice z karwaszami, napierśnik i maskę. Ze względu na kontrast temperatur pomiędzy nimi a resztą świetlistej istoty wydawały się czarne. Samo ciało stworzenia sprawiało natomiast wrażenie stworzonego z potwornie jasnych łuków wyładowań otoczonych przez nieco ciemniejsze płomienie. Na dolnej części maski, jakby zawieszonej na twarzy, utworzyło się kilka wąskich, pionowych przerw, co jeszcze bardziej upodabniało tą metalową osłonę do czaszki, w której oczodołach oczy jaśniały niby dwie maleńkie supernowe.

 

   Kombinezonu natomiast już nigdzie nie można byłoby dostrzec. Po tym, jak Magnus - nim to teraz była ta świetlista istota - się zeń w końcu wydostał, natychmiast rozłożył go, pochłaniając tkwiącą w nim energię. Osłona ta spełniła już bowiem swoje zadanie, kryjąc przeistoczonego mężczyznę przed wzrokiem innych, a zarazem stanowiąc pewien gwarant, że jego nowa, lecz dość niestabilna forma, dotychczas zamknięta wewnątrz kombinezonu, utrzyma się do końca starcia.

 

   Magnus błyskawicznie zwrócił się w stronę cienistej istoty, dalej tkwiącej bez ruchu w tym samym miejscu. Uznał to za potwierdzenie swych podejrzeń - był to najwyraźniej jakiś klon. Niewykluczone jednak, że mógłby potem stanowić jakieś zagrożenie, lub stanowić przekaźnik czarów dla oryginalnego Seroxa. Należałoby go zatem unieszkodliwić - tak na wszelki wypadek.

   Przypomniał sobie, jak imitacja Cienia zasłaniała w jednym momencie swoją maskę. Miał już więc z grubsza ustalony cel ataku. Jednocześnie przypomniał sobie, co zostało powiedziane po założeniu magicznego pasożyta.

   - Cóż... - Odezwał się nienaturalnie głębokim, jakby trzeszczącym głosem. - Złapał kozak Tatarzyna, a Tatarzyn - za łeb trzyma!

 

   Gdy to powiedział, jego lewe ramie wystrzeliło z prędkością atakującej kobry ku masce cienistego duplikatu, wydłużając się przy tym. Palce metalowej rękawicy wbiły się w jej oczy, po czym zacisnęły się, miażdżąc ją z nieprzyjemnym dla ucha trzaskiem. Prawica trzymająca miecz pomknęła w tym samym momencie ku klonowi Cienia, po czym flamberg rozciął go od góry z takim impetem, że ostrze z głośnym hukiem rozłupało jeszcze lodowe podłoże pod płaszczem lewitującej sylwetki. Ta zaś tuż po tym zniknęła.

 

   Magnus wnet zaczął szybko obracać się w miejscu, szukając wzrokiem jakiegoś śladu po swoim oponencie. Wyglądał przy tym, jakby poruszał się poklatkowo - poszczególne części jego ciała przemieszczały się miedzy blisko leżącymi punktami, lecz tak, jakby nie było miedzy nimi żadnego położenia pośredniego. Magnus sięgnął też wtedy myślą i wolą ku naruszonym wcześniej przez niego filarom. Na umieszczonych na rzeczonych kolumnach lodowych rynnach po chwili zaczęły pojawiać się wśród szczęków i głuchych trzasków coraz rozleglejsze siatki pęknięć.

 

   Wtem oczom Magnusa ukazał się nie kto inny, jak Serox, we własnej osobie. Śmiech euforii, jaki wydała z siebie świetlista istota, poniósł się po arenie niczym grzmot. Magnus puścił się pędem ku swemu adwersarzowi, sunąc jakby po powierzchni areny z niesamowitą prędkością. Pozostawiał przy tym za sobą obłoki gorącej wody, która błyskawicznie parowała z podłoża pod nim. Musiał się spieszyć, do końca pojedynku nie pozostało już wiele czasu. Jednym, ledwie zauważalnym od szybkości ruchem uniósł nad głowę swój flamberg, gotów do wyprowadzenia ciosu i mając nadzieje, że może jeszcze zdąży go zadać, nim gong oznajmi koniec starcia...

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klon obserwował całe to przemienienie z podziwem. Tak, to był TEN typ magów. Którzy wyszli poza schematy, ciało i ducha i otworzyli przed sobą bramy do jeszcze większej mocy. Fakt, że ten mag związał się z ogniem, trochę zwiększał moc przemiany, gdyż jak głosi stwierdzenie, "Gdy ogień się pali, tam tańczą cienie.", jednak robią to w pewnej odległości.

 

Nie mógł się poruszyć i uniknąć rąk przeciwnika, jednak efekt nie był chyba taki jakiego spodziewał się oponent. Gdy złapał go za maskę, ta nie trzasnęła, ani nie skruszyła się, tylko rozwiała się jak mgła, z której była zrobiona. Tak, to dlatego ta mgła została "wciągnięta", to ona była tarczą i zasłoną kryształu, całkiem skuteczną jak widać. Wtem spadł od góry miecz, rozcinając sylwetkę i kryształ wewnątrz niej, niszcząc zaklęcie ukrycia zostawione przez Seroxa. I przez to był znowu widzialny.

 

Oponent zaczął się rozglądać i w końcu dostrzegł swój cel, ale nie przed nim, za nim, ani nawet po bokach, tylko nad nim, na czarnych skrzydłach unosił się pod kopułą z lewą ręką wbitą w lód. Z jego klatki piersiowej coś smolistego ciekło. Magnus ruszył ku niemu, ale w tej chwili nie miało to znaczenia.

- Całkiem dużo ciepła dawałeś, całkiem dużo go zabrałem, nie wystarczająco, ale sam coś dołożę. Czas na prysznic.

Pociągnął rękę w dół rozłupując dno jeziora i zalewając siebie i przemienionego wodospadem krystalicznie czystej wody.

 

Momentalnie przy pomocy skrzydeł wystrzelił gdzieś w bok, niby by przyjrzeć się filarom.

- Dobre zagranie, nie wiem co to, ale wydaje się, że postanowiłeś powoli dominować nad otoczeniem, by je wykorzystać. Sprytnie, ale za późno - Cień machnął ręką i cała podłoga zalśniła fioletem, to była ta wtopiona runa, która została założona tuż po drugiej. Przetrwała podmuchy i temperaturę, gdyż była właśnie pod skorupą i tam się rozwijała. Teraz była już wielka jak cała ta dolna skorupa Cień podleciał w miejsce złożenia glifu i wykonał zaklęcie.

 

Nagle z lodu wystrzeliły kosmiczne macki, które pochwyciły Istotę i sprowadziły go na dół, do klęczek. Wiele wspaniałych kręgów otoczyło go całego. Znajdował się teraz w cylindrze i kuli z tychże pierścieni, a na jego klatce piersiowej zaczęły pojawiać się znaki. Łączyły się, bądź zwyczajnie przecinały, mieniąc kolorami. Z oczodołów, kaptura, klejnotu i rany ciekła ta sama substancja, przypominająca smołę, lecz teraz o wiele szybciej. Szata z chłodnej bieli zaczęła przechodzić w purpurę, a maska pękała. Przeraźliwe jęki i piski przeszywały powietrze i mocno raniąc uszy każdego, kto nie był w stanie ich zatkać. I wtedy runy się dopełniły. Kręgi natychmiast przywarły do szat, wywołując kolejną mocniejszą falę agonalnych dźwięków. Spod ubrania wyłonił się bogato zdobiony sztylet i bił się w sam środek torsu i obrócił o sto osiemdziesiąt stopni wokół własnej osi. Filar fioletowego światła przeciął powietrze zmierzając w kierunku przeciwnika i nie zatrzymywał się, robiąc kolejną dziurę w sklepieniu. Sam glif na ziemi trochę się powiększył i wystrzelił kolumnę purpury prosto w górę. Światło biło bardzo mocno, farbując wszystko naokoło i nagle zmieniło się w coś na kształt odwróconego tornada, szerokiego na dole i wąskiego u szczycie. Uniosło to Istotę, która przestawała być Seroxem i wypuściło z pnączy. Blask ten zaczął się formować w pancerz na kończynach biedaka. Rękawy zamieniały się w karwasze, rękawice i naramienniki, kaptur w hełm, a reszta szaty w pozostałe części pancerza. Jednak dalej tkwił w nim ten sztylet po rękojeść. Rycerz, który teraz powstał, chwycił za nią i pociągnął wydobywając o dziwo nie sztylet, a miecz. Światła ustały, a na pokruszonej od mocy tego zaklęcia lodowej pokrywie stał teraz Wojownik w lśniącej na purpurowo zbroi, od której nie dało wyczuć się żadnej drobinki magii. A przecież przed chwilą dał jej potężny pokaz. Postać spoglądała swoimi niebieskimi ognikami zamiast oczu, ukrytymi wgłębi stali i spoglądającymi złowrogo.

 

Hełm skierował się w stronę Magnusa i wydobył z siebie dźwięk, który nijak nie dało się zrozumieć, czy nawet nazwać tego mową.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Widzę, że udało Ci się przejrzeć część moich działań - Wykrzyknął Magnus, wyrywając się z fioletowego słupa energii. Mówił z jakimś maniakalnym rozbawieniem, wyczuwalnym w głosie pomimo jego wypaczenia. - Czyżbyś jednak zapomniał, czym jest woda i co mogę z nią robić?

To powiedziawszy, obrócił się w pół drogi ku sklepieniu i zatrzymał. To, co było jego nogami ciągnęło się za nim jak jakiś ognisty ogon od momentu oderwania się od podłoża. Spadająca zaś na niego woda w ogóle doń nie docierała - wyparowywała bowiem od razu po znalezieniu się o kilkanaście centymetrów od jego ciała. Wtem Magnus uniósł przed siebie lewą dłoń i zacisnął ją w pięść.

W tym momencie kilka filarów poszło w drzazgi, a arenę pod nim zalały galony wody, wywołując na powierzchni istną powódź w miniaturze. Po chwili Magnus przyłożył swój miecz do kolumny spadającej wody, a między nią a ostrzem broni znów przeskoczyły silne wyładowania. Raptem cała powierzchnia wzburzonej wody przeistoczyła się w chmarę ognistych obłoków, wciąż pędząc w kierunku dziwnej zbroi na arenie.

Magnus natomiast raz jeszcze roześmiał się. Nareszcie czuł, że żyje! Nagle runął jak meteor ku swemu oponentowi - otoczony ogniem, dymem, parą i metalem, ze sztychem broni skierowanym ku piersi stwora tkwiącego na powierzchni pola walki.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadszedł czas na zakończenie pojedynku! Drodzy Państwo, kto wykazał się większą potęgą? Kto zasłużył sobie na awans do kolejnej rundy? Kto popisał się ciekawszymi zaklęciami? Czy był to Serox Vonxatian, czy też może Magnus?

 

Zapraszamy do głosowania i komentowania!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, Hoffman nie napisał nic, ale czas głosowania już chyba minął wczoraj trzynaście godzin temu i mamy wynik 6-5 dla mnie.

Chcę podziękować mojemu przeciwnikowi za walkę i gratuluję mu zarówno wspaniałej postaci i poziomu odgrywania jej, oraz gratuluję mu dojścia tak wysoko w tym turnieju. W pełni zasługujesz na miano wybitnego maga swoimi opisami i kreatywnością. Walka z tobą była dla mnie jak narazie najlepsza walką ze wszystkich, które stoczyłem. Życzę ci powodzenia w dalszych twoich zmaganiach i jeszcze raz dziękuję.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracam po doliczonym czasie rozgrywki, by podsumować oddane kilka godzin temu głosy. Zdaje się, że od tamtej pory wiele się nie zmieniło, gdyż tak oto prezentuje się rozkład głosów:

 

Magnus - 5

Serox Vonxatian - 6

 

A zatem, po przedłużonym okresie głosowania, przewagą jednego głosu zwycięża Serox Vonxatian! Gratulujemy zarówno jemu, jak również niezłomnemu Magnusowi, który dotrzymał mu kroku podczas tego pojedynku! Spisaliście się znakomicie!

 

Już niedługo przyjdzie nam obejrzeć kolejne starcia. Pośród wojowników znajdzie się Serox... Czy uda mu się utorować sobie drogę ku wielkiemu finałowi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...