Skocz do zawartości

[Pojedynek] [C] Hoffner vs VinylPlayGames


Hoffman

Recommended Posts

[Anastazja]

- To już naprawdę drobna przesada,

że tak często zmienia się tutaj obsada...

Jak może powstać cokolwiek, tak bez emocji?

Co wyszło, proszę cię z tej opcji?

Ja za prawdę się nie domyślam,

- urwała widząc że zbliża się do niej tęczowa fala kryształów.. Słyszała co tamta powiedziała... Co mogło to oznaczać? Nie wiedziała... Nie miała czasu na zastanawianie się, gdy chwyciła portal oburącz zasłaniając się nim jak tarczą, puszczając jednocześnie wachlarz, co został pochłonięty przez sferę w postaci rozpływających się kolorowych wstęg. Domyślała się jak to ma się skończyć... jednak się myliła.

Starły się dwie potęgi ze sobą. Nicość i cokolwiek to było, iskrzyło potężnie odpychając ją do tyłu i rozpraszały się wokół niej na pojedyncze kawałki zaklęć. Całość była pochłaniana, ale na ten ołtarz to było za dużo, gdy ten zaczął pękać i słabnąć coraz bardziej, a otoczenie spowite mrokiem i brakiem przestrzeni zaczęło wracać do stanu wyjściowego tego starcia. Do prawdziwej rzeczywistości.

Uderzyła twardo o ścianę odrzucona siłą własnego zaklęcia, co rozprysło się w jej rękach. Jedyną jej satysfakcją było to że klacz powinna skończyć tak samo jak ona odrzucona do tyłu ładunkiem zwrotnym. Powstrzymała się by nie krzyczeć z bólu, gdy jej plecy przywitały się strasznie nie delikatnie z prawdziwym światem. Spadła twardo na kolana witając się z tarciem podłoża i grawitacją...

- Kim ty jesteś że mnie nie pamiętasz?

Czego ode mnie teraz żądasz...

Nie przedstawiłam ci się na początku?

- mówiła to zła że ją boli i dlatego że zadawała naiwne pytania, myśląc że uda się jej zwieść ją na nieuwagę... Kotka jednak nie miała dać się na ten prosty numer, co był jej zdaniem w typie kucyka ~ naiwne... W jej ręce zebrał się spory ładunek energii, co została wpuszczona bez widowiska w podłożę, gdy klęczała na nim gotowa uskoczyć.

Edytowano przez Hoffner
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

-Oh, nie wiesz? Pozwól, że rozjaśnię Ci umysł.-powiedziała klacz uśmiechając się pod nosem. Nagle jej sierść poczęła odpadać drobnymi szczątkami od jej ciała. Podczas lotu zmieniała swą barwę  i spalała się z jasnym dymem otaczającym klacz niczym zawiła, aksamitna wstążka. Coraz więcej świetlistych wstęg otaczały klacz. Jej sierść doszczętnie się spaliła. Po chwili na jej skórze poczęły pojawiać się pęknięcia. Gdy pokryły ją całą,  grzywa nietoperzejalicorn zaczęła płonąć niszcząc się doszczętnie z ciałem. Po tym wydarzeniu po strachliwym nietoperzu nie było śladu. Przed Anastazją stała teraz wysoka alicorn o zwęglonej sierści. Miała turkusowe kocie oczy, jej grzywa nie była podobna do innych. Nie była włosiem a niebieską materią stworzoną z magii. Gdzieniegdzie posiadały białe przebłyski, wyglądało to jak nocne niebo pełny drobnych migoczących gwiazd.

-Nadal nie poznajesz? Czy nigdy nie słyszałaś mienia Nightmare Moon? Oh, głupiutka kotko powinnaś uważać na zaklęcia jakie rzucasz, nie zawsze pójdą po twojej myśli.-powiedziała po czym zaśmiała się złowieszczo. Jej śmiech niósł się echem po całej arenie.

                Jednym machnięciem rogu klacz stworzyła kosę z czystej magii. Gdyż księżycowa klacz była nieśmiertelna. Lecz nie w ten sposób jaki sobie wyobrażasz. Nightmare jest nie do pokonania do puki magia jej nie opuści. Dlaczego klacz chciała użyć takiej broni? Nie miała całkowitej pewności czy kotka też nie jest nieśmiertelna. Zaczęła nacierać na kotkę ze wszystkich stron manewrując to w tą to w tamtą. Chciała ją w jakiś sposób zranić. Ataki stawały się coraz silniejsze aż klacz zadała ostateczny, najmocniejszy cios w bok.

Edytowano przez ThePolishVinyl
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stare przysłowie w wielu światach mówiło pokrótce to samo albo całkiem podobnie; "Przezorny zawsze ubezpieczony" i właśnie ono zadziałało w pojedynku bez pudła. Stało się dokładnie to czego się spodziewała po takiej właśnie zagrywce... Zmiany rozkładu sił.

Pole tuż przed Anastazją rozbłysło w słupie energii, rwąc węzły czasu w postaci nienaruszalnej sfery temporalnej zastawionej tuż przed atakiem alicorn, co nie zauważyła tego czaru, a tak była to jej strata i cała naiwność postępowania. Nie musiała tego robić... Atakować pchana nie wiadomo czym. Mogła bardziej uważać. Czy przez to ona sama nie okazała się po prostu naiwna i krótkowzroczna? 

Anastazja odetchnęła z ulgą wiedząc że żaden atak nie może jej dosięgnąć... Jednocześnie ona sama nie mogła jej zrobić kompletnie nic. Do czasu gdy stała tam jak posąg przed nią pokryty szczerym złotem, a kotka zyskała tylko odrobinę czasu na reakcję... Nie wiedziałaby jak odpowiedzieć, gdyby nie zrobiła właśnie tego. Nightmare Moon? Brzmiało jej to imię w głowie tylko przez chwile. Nie miała czasu na zagłębianie się w temat. Mogła zrobić to później. Po wszystkim albo w trakcie... Tak czy inaczej... Musiała zrobić coś.

Magiczny oręż dawał jej duże pole do manewru i popisu, jednak ona sama nie chciała walki wręcz... Tak całkowicie. Nie bawiło ją to co się działoby gdyby tego nie zatrzymała. Dosłownie zatrzymała bieg wydarzeń... Jak to mogła wykorzystać? Bardzo prosto... Mogła jej dać to czego chciała.

Cofnęła się do tylu, zostawiając swoją kopię w miejscu gdzie stała moment wcześniej... Jej twarz miała wydźwięk przerażenia i bezsilności... To zostawiła swojemu klonowi, gdy sięgnęła po parasiostrę wszelkiej magii skoro czary miały nie działać to czemu miała ich w ogóle używać? Jej duch był wystarczająco silny, by stawić czoła tej potędze, którą reprezentowała alicorn... Przynajmniej ona tak uważała i miała się nadzieję nie mylić, gdy zaczęła kumulować wszelką swoją siłę, tylko po to by móc zrobić cokolwiek z pomocą psioniki...

Pręgi na jej ciele rozbłysły, gdy zaczęła gromadzić swoją moc z której dawno nie korzystała aż w takim stopniu ~ wyniesienia... Jeśli ktoś myślał że jej ciało zostało poddane przypadkowi. Mylił się, mimo że wszystko wyglądało naturalnie... Znaki runiczne coraz bardziej zaczynały się przebijać przez sierść i materiał okalający jej ciało pokazując swoje srebrne zabarwienie... Mogła zaczynać zabawę... Gdy jej świadomość i duch zaczął wypełniać arenę. Teleportowała się z pomocą umysłu w miejsce, które było odcięte od świata tuż za nią sama poddając się jego kajdanom... Swoim kajdanom. Wiedziała że będzie musiała zareagować błyskawicznie zaraz gdy wszystko puści. Nie mogła jej dać poznać co dokładnie zrobiła, gdy tamta będzie poniewierać jej prawie żywym manekinem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

     Czas ruszył. Klacz wykonała wszystkie czynności które chciała zanim przeciwniczka zatrzymała czas.  Płynnym ruchem odskoczyła w tył. Przymknęła swe kocie ślepia. Nie musiała patrzyć na nic. Sam umysł mógł wystarczyć jej całkowicie. Wystarczyły jej zaklęcia działające na wszystkich dookoła. Nie musiała widzieć, słuch wystarczyłby. Na ślepo nakreśliła krąg kopytem na ziemi. Wiedziała jakiego zaklęcie ma użyć. Skupiła się. Wiedziała, że z duchem latającym gdzie chce, daleko nie zajdzie. Musiał stać w miejscu. Być w niej. Nightmare czuła go wyraźnie. Uśmiechnęła się pod nosem. Po chwili zaśmiała się cicho.

-Ciekawe co zrobisz gdy ci wzrok zabiorę, ciemność będziesz widzieć moja droga!-krzyknęła po czym skupiła magię z duchem. Krąg zaczął świecić. Z początku słabiej, potem mocniej. Zaklęcie miało działać na wszystko co było dookoła niej, coś mogło być ale nie być, zaklęcie i tak go dosięgało. Przeciwniczka miała widzieć ciemność. Nie widzieć dosłownie nic, granat. Nocne niebo i Nightmare Moon w postaci jasnego cienia. Klacz odsunęła się czekając na wynik jej pracy.

-Witaj w koszmarze moja droga.-rzekła sarkastycznie po czym zaśmiała się złowieszczo.

Edytowano przez ThePolishVinyl
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Anastazja pozostała głucha i nieobecna na pytania Nightmare Moon... Ślepa na wszystko co się działo, gdy tamta uważała że nadal jest tam obecna w ten sam sposób co wcześniej, przed zrobieniem temporalnego zamieszania. Ciało zawieszone w przestrzeni przy ponownym wznowieniu biegu czasu rozsypało się w proch zgodnie ze stwierdzeniem: Z prochu jesteś i w proch się obrócisz. W powietrzu jeszcze moment unosiły się jej znaki na skórze ale i one się rozpłynęły, jakby zupełnie przestała istnieć, a ona zmieniła po raz kolejny nośnik własnej osoby... Nie świat materialny... Nie siła i zręczność, by na niego wpływać według własnego uznania w sposób jakże zwykły, a inteligencja i mądrość żeby kontrolować świat przyszyty do zwykłej rzeczywistości wieloma węzłami, w zakresie swojej ograniczonej mocy.

Jej świadomość przybrała typową dla siebie ostatnimi czasy kocią formę w kolorze połyskującego srebra i złotawych cętek, a otaczały ją kolorowe chmury w każdym możliwym odcieniu tęczy, a nawet bardziej fantastyczne, gdy się ze sobą mieszały tworząc coś innego na samym pograniczu.

Widziała w pewnym sensie kruche powiązania między nimi jak to zawsze w Eterze, gdzie zanurzone w nim znajdowało się wiele rozmaitych rzeczy, jak na przykład kraina snów ~ gdzieś w jego odmętach. Wiedziała co chciała osiągnąć. Pokazać jej że moc to nie wszystko, gdy się uderzy tam gdzie po prostu boli. Sama przy piersi miała przymocowaną kłódkę z łańcuchem utrzymującą ją w pewnym stanie życia... W piersi miała zatopione swoje moce jako że zmieniła swoje pochodzenie... Pojedyncze kolorowe kule o różnej powierzchni i przezroczystości które nie mogły się z niej wydostać poruszały się po całej jej klatce piersiowej ~ własnie ona...

W jej rękach zmaterializowało się czarne ostrze o białej poświacie, a jego klinga wydawała się niestabilna, gdy falowała delikatnie wzdłuż jednej osi. Ruszyła na węzły przeznaczenia swojej przeciwniczki chcąc ją odciąć od świata na powierzchni. Pokazać że harmonia zawsze znajdzie równowagę w ten trochę bardziej bolesny sposób gdy wszystko najpierw od niej odpłynie, a później będzie musiało się uzupełnić ~ wszystkie żywioły i energie ciała znowu zawiązać jedność. Czy bała się że umrze jak straci połączanie z planem materialnym? Nie... Uważała ją za dość potężną, by zrobić jej tym dobitną krzywdę... Jednorazową próbą jedności ciała i ducha.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Nightmare nieco cofnęła się w tył. Na arenie można było usłyszeć cichy śpiew znanej Anastazji osoby. Delikatny... Cichy i melodyjny głos niósł się po arenie. Śpiewał pieśń... Chciał wrócić. Niósł za sobą porywisty wiatr. Chciała się uwolnić. Nie wiedziała jak... Głos należał do klaczy która z nią walczyła. Ona gdzieś była, była uwięziona... Zamiast niej stała księżycowa czarownica która przejęła jej miejsce. Niepokój... Oddech... Drżenie... Para. Szepty i znaki... Łacina... Kamień... Kruk i lilia... Wszystko łączyło się delikatnie że sobą dając Rin podpowiedzi. To miejsce szeptało, rozmawiało z nią. Nightmare wyglądała na rozwścieczoną, coś wewnątrz niej nerwowo płonęło. Chciała się wydostać, nie mogła. Próbowała, to już coś. Zaśpiewała, to też coś. Jej słowa mogły przenikać na arenę, to za dużo. Cofnęła się jeszcze o kilka kroków marszcząc pysk. Musiała coś zrobić, nie mogła. Nagle z ziemi wyrosły pnącza co schwytały mroczną panią. Oplatały ją z każdą chwilą, kawałek po kawałku. Bardzo dokładnie. Wreszcie cała alicorn była pokryta zielenią, nie ruszała się. Nie mogła zrobić nic. Wtedy stało się coś dziwnego. Łodygi rozluźniły się lecz po środku nich nie było już czarownicy. Po chwili na arenę wbiegła jej przeciwniczka. Nie przez drzwi ale jakby urwała się z innego planu. Nie była tą samą klaczą. Porastały ją bluszcze i kwiaty. Wszędzie pełno zieleni która tak ładnie pachniała. Zapach lasu... Cabeswater... Z grzywy wystawał jej kijek, trzymający się zapewne przez inną zieleń. Na niej siedział kruk, zwykły czarny kruk. Ale najbardziej wyróżniała się lilia. Błękitna lilia wśród gąszczu natury. Jej puls dopasowywał się powoli do pulsu lini mocy. Czuła jej pulsacje... W końcu był taki sam jak jej... Czuła pod kopytkami przepływ energii linii. Ręce i nogi... Dusza... Będę ci pomagać. Służyć... Klacz patrzyła na kotkę, jej oczy wydawały się teraz bardziej błękitne niż pistacjowe. Pełne mądrości... Kruk zaskrzeczał cicho... To znak. Zieleń wypływająca z niej poruszała się pod wpływem wiatru. Delikatnie niczym krucze skrzydła na wietrze. Rin stała na arenie ale wzrokiem była gdzie indziej. Jeziorko... Zimna woda... Plusk... Kolorowe ryby... Jej umysł odtwarzał obraz Cabeswater... Prowadził ją do źródła energii z którego mogła czerpać. Zawarła w końcu pakt... Stała się z nim jednością. I znowu niepokój... Oddech... Drżenie... Wzlot... Dźwięk i... Pióro wolno opadające na ziemię... Skupiony wzrok... Ukojenie... Delikatny głos drzew rozbrzmiewał w jej umyśle. Podpowiadał jej choć tak na prawdę pozostawał niemy na innym planie. W innym miejscu...
Niebieska Lilia
Lilia Niebieska
Lustro
Energia
Klacz rozejrzała się po arenie a po chwili jej wzrok padł na kuruka. Wpatrywała się tak w niego chwilę. Kopytem narysowała na ziemi znak trzech przecinających się lini. Linie mocy... Niebieska lilia... Lustro.
-Greywaren...-wypowiedziała klacz. Jej głos brzmiał jakby inaczej. Miał w sobie więcej brzmienia i pewności niż wcześniej. Był dumny, niczym królewski, choć tak na prawdę nigdy niczym nie władała ani nie rozkazywała wojsku.
Królowe i królowie
Królowie i królowe
Niebieska lilia, niebieska lilia
Korony i ptaki
Miecze i istoty
Niebieska lilia, niebieska lilia.
Klacz powtórzyła w myślach słowa. Skupiła się. 
-Przebudźcie się...-wyszeptała tylko stając idealnie na linii mocy. Tam, gdzie pulsacje były największe. W ten pojawiło się ptactwo i zaczęło rozchodzić się po planach. Wędrując po nich i obserwując. Dotarły nawet do Eteru. Potem były jelenie, dumne z pięknymi podróżami, rozbiegły się po planach. A na koniec cisza... Niebieska lilia..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Pierwotny Eter, w który Anastazja poruszała się jak strzała od jednego węzła do drugiego niszcząc go, był niesamowitym miejscem, pełnym nieskładnych kolorów na kształt tęczowych mgieł, w których tylko wprawna intuicja potrafiła znaleźć to co było właśnie potrzebne. Kotka wyglądała jak wiatr, gdy piruetami w rytmie skocznego tanga przecinała kataną tamtejszą rzeczywistość niszcząc jej harmonie. Właśnie tym czarowała na arenie, bo skutki jej czynów rosły w szeroko zakrojone konsekwencje.

Eter ~ fundament planu materialnego ~ walił się jak domek z kart i stawał się bardziej nieprzewidywalny niż plan negatywnej energii, który zaczął przebijać się na arenę pochłaniając go od środka. Sama kotka miała przeczucie że coś zniknęło i się pojawiło, jednak jej zmysły nie odebrały tego w należyty sposób. Zmiana była niewielka... Istota żywa nie zakrzywiała szczególnie palety barw, bo na jej miejsce pojawiła się inna ~ będąca nadal kucykiem...

Na inne rzeczy zamknęła swoje narzędzia poznawcze, gdy cięcie przebiło się na bezpieczniejszy astral przez które wpadła dalej... Nasyciła swojego ducha pozytywną energią zyskując nowe możliwości przetrwania w środowisku areny, który stawał się coraz bardziej negatywny... Tym właśnie pozbyła się konsekwencji swojego umysłu wywołanych przez Rin ~ uleczyła się... Mogła znowu myśleć w miarę logicznie, a co ważniejsze przestrzegać należycie zasad póki ich jeszcze nie złamała...

Arena zaczęła dosłownie topnieć, zmieniając w bezkształtny gaz... Atomy rozbijały się na jeszcze prostsze związki, które ulatywały w otwartą próżnie, bo nic ich nie trzymało z pozostałymi warstwami światów przewodnich... Całość zatracać się zaczęła w planie negatywnej energii ~ w ośrodek wszelkiej destrukcji... Pierwiastek tworzenia znikał coraz szybciej z przestrzeni i nie było niczego z czego można było go pozyskać... Życie zamierało, gdy kolejne kolory eteru przygasały.

Jedynym światłem była właśnie Anastazja... Tylko od niej biła moc, gdy reszta się zatracała w czymś na kształt czarnej dziury z tą różnicą że nie zostawało nic, a takowa dziura posiadała chociaż masę i grawitację...

Kotka stała dokładnie w tym samym miejscu w którym się pojawiła na arenie, a może raczej unosiła się bo podłoże pod nią powoli znikało. Nie mówiła nic... Nie było już ośrodka w którym mógłby poruszać się dźwięk... Jej oczy ze spokojem spoglądały na obraz ostatecznej destrukcji, która czekała każdą część planu, by potem na jej miejscu mogło się pojawić coś nowego. Nie zrobiła nic więcej niż przyśpieszenie naturalnego cyklu tworzenia i destrukcji...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Klacz momentalnie zaczęła się rozglądać dookoła. Co  się działo? Nie pojmowała tego w żądnym stopniu. Arena jakby topniała. Zmieniała się w nicość. Nicość była straszna, tak jak cisza. Tego nauczyła się klaczka w ciągu swojego życia. A przeżyła wiele. O jej przygodach, można by opowiadać godzinami. Bo cały czas coś wokół niej się działo. Coś ciekawego… Coś intrygującego. Wokół niej nagle zaczęły jakby zbierać  się szczątki materii. Zbierały się, i zbierały. Tworzyły pierw nieregularne kształty, następnie  uformowały sześcian. W środku niego stała ona… Skupiona na celu. Przymknęła o czy, wymówiła zaklęcie w myślach.
- Skoro zniszczyłaś arenę, należy walczyć na nowej. Ale ta nowa… Nie będzie jak stara… -  powiedziała tylko. Oczy nadal miała przymknięte. Kiedy je otworzyła, okazały się całkowicie białe, pozbawione wszystkiego. Wzniosła wyżej głowę. Wszystko zasłoniła światłość, która trwała zaledwie kilka chwil. Anastazja mogła się pojawić  w lesie. Jak to? Inny plan materialny. Oderwany od podstawowego. Stworzony przez… Rin. Ta nie znajdowała się nigdzie na arenie. Przynajmniej nie ciałem, nie duchem. Jedynie umysłowo. Mogła kontrolować  ten świat dowolnie, to był jej świat. Ona sama znajdowała się w miejscu zwanym przez nią ’’studnią’’. Znajdowała się w miejscu otoczonym ścianami, jednak miała tu wystarczająco miejsca by stać, albo spokojnie się poruszać. Dookoła niej wirowały dwie kule… Roślinność, pogoda… A potem pojawiła się jeszcze jedna… Klacz podeszła do kuli i machnęła nad nią kopytem. Nad głową Anastazji momentalnie przeleciał ptak. Co się działo? Co to miało być? Nowa dyktatorka świata? I owszem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Plan mógł być jej... ale Anastazja była klucznikiem i dla niej nie stanowiło to wielkiej nowości, gdy opadła na ziemi dotykając swą łapą wilgotnej, leśnej gleby. Sprawdzała właśnie tak czy nada się to do jej celów. Nie potrzebowała wiele, by zrobić to co chciała ~ im bardziej coś żyło, tym lepiej zwiastowało to prędkości rozkwitu tego co sprowadziła potajemnie ze swego eterycznego schowka. Lubiła badać ale to co właśnie powstało ~ powstało o wiele za szybko by móc istnieć długo. Dlaczego miała z tego nie skorzystać? Skoro wszystko egzystowało wbrew naturze...

 

W jej lewej dłoni pojawiło się jedno nasionko zamknięte w krysztale... Rozbiła go i rzuciła ze wstrętem na ziemie, bo już czuła że chwast który wypuściła chciał dobrać się do niej i jej sił życiowych. Roślina błyskawicznie wrosła w glebę zmieniając powoli wszystko w jałową pustynie, gdy równocześnie rozwijała się w tym samym miejscu jabłonka o jednym na razie naprawdę niewielkim jabuszku w barwie ubogiej zieleni.

 

Korzenie wiły się w glebie jak szkodniki ~ zabierając wszystkie napotkane siły życiowe, aż dotarły do studni, bo nie poruszały się tylko po planie materialny ale też po równoległych wysysając wszystkie źródła energii ~ niczym innym nie była dla nich RIn... Wokół którego bunkra rozwijały się korzenie, by zacząć się zaciskać na ścianach, aż wreszcie spróbować dostać się do środka, gdy magia w ścianach miała być wyrywana impuls po impulsie, by wszystko miało puścić ~ wreszcie nie zostałoby zupełnie życia, prócz jabłka oczywiście.

 

Anastazja w tym czasie wdrapała się na suche już drzewo i wygrzewała w gorących promieniach słońca na jednej z grubszych gałęzi. Jej oko podziwiało suchy las z którego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki synchronicznie spadły liście zupełnie bez udziału wiatru i jabłko, które coraz bardziej czerwieniło się. Anastazja czekała tylko aż miało dojrzeć za niedługo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...