Skocz do zawartości

[Mature] Chłód naszych serc (Ares Prime)


Zodiak

Recommended Posts

Canterlot nocą. Stolica, królewskie miasto. Wypchane przepychem, zalane lotem, marmurem i kiczem. Miasto bogaczy i elity społecznej. Ogólnie miejsce z pozoru sympatyczne. Tu się urodziłeś i wychowałeś. To twój dom. Co prawda nie zawsze jest tu tak wspaniale, jak się w Equestrii mówi, ale... 

Siedzisz właśnie w jakiejś knajpie w dolnych okręgach miasta. Siedzisz przy stoliku, przy oknie i popijasz schłodzonego browarka, ciesząc się wolnością i swobodą. W tle gra miła muzyka, kucyki tańczą i bawią się. Rozochocone panny przystawiają się do nieco wstawionych już ogierów, a ci cieszą się ze swojego powodzenia. Barman ze sperlonym od potu czołem i uśmiechem na twarzy podaje kolejne drinki i kolejki, ciesząc się z zysków tego wieczoru. 

Chłodny trunek spływa w dół twojego gardła, pieszcząc podniebienie i oczyszczając umysł. Jesteś rozluźniony i wyluzowany. Cieszysz się życiem.

A oni chcieli, żebyś był nauczycielem....

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nauczycielem. Ha, i użerać się z małolatami, trującymu dupę, życie, dumę i inne aspekty mojego jakże cudownego żywota?

Ha, nie w tym życiu. 

Jestem wolnym duchem, i wolnym samcem w dodatku młodym i chcącym się wyszumieć. I zalać co nieco w duszy, bo akurat mam powód. Powód ten był zajebiście piękną klaczą, o czarnej grzywie, szarej śierści i grającą w symfoni królewskiej, niesety zawsze była sztywna jakby połknęła kij od miotły, plus dwa wsadziła w obie swoje dziurki. 

Ale co tam, było minęło. 

Dopiłem swojego browarka, po czym skierowałem się do baru po następnego. Noc młoda jest, piękna i dzika, trzeba z niej korzystać całymi kopytami!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po drodzy o mało nie wpadło na ciebie kilka bardziej zalanych kucyków, bełkoczących lekko i uradowanych jak dzieci. Barmanem był jednorożec o ciemnobrązowej sierści i lekko szarej grzywie o zielonych oczach. Był ubrany w biała koszulę i czarną kamizelkę. Uśmiechał się do każdego, kto podszedł. Za każde zabrane pieniądze. A pijani goście często się mylili. 

- Co podać? - Kiwnął na ciebie głową. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A żebyś wiedział. Nie wiem, co dziś za okazja, ale pije tu chyba pół miasta. No... napiwki tez są syte, zwłaszcza, że oni nawet nie wiedzą, że je płacą. - Barman uśmiechnął się złośliwie. - A i chyba dziś uda mi się coś zaliczyć. One wręcz błagają, żebym pozwolił im zapłacić w naturze! 

Ktoś potknął się za tobą i lekko cię trącił, przez co wylałeś troszeczkę piwa na ladę. Barman przewrócił oczami i je starł. Ty odwróciłeś się, żeby komuś nieco podregulować głowę, ale... nie zrobiłeś tego, bo potrąciła cię klacz. Bardzo ładna. Czerwona sierść, granatowa grzywa i cudne złote oczy. Nie była pijana, nie zataczała się, ani nie bełkotała. 

- Przepraszam - powiedziała szybko jednoróżka i pośpiesznie wyszła z pubu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ej, uważaj jak.... znaczy, uważaj jak chodzisz koleżanko. - dodałem uprzejmie. No proszę, niezła lasencja. Zawsze miałem słabość do oczu w niezwykłych kolorkach. 

Wypiłem dla animuszu dwa spore łyki piwa. Ta klacz nie była pijana, co w sumie mało mnie dziwi, ale była wystraszona a przynajmiej tak mi się zdawało. 

- Dobra panie starszy ja spadam, nie godzi się tak zostawiać pannę w strachu. To do następnego, na napiwek nie licz dziś ode mnie, może następnym razem. 

Po czym wyszedłem za klaczą. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po drodze wpadłeś jeszcze na zataczającego się klienta, który zmierzał zostawić syty napiwek. Ulica o tej porze była ciemna i pusta, a latarnie słabo ją oświetlały. Ksieżyc też niewiele pomagał. Klacz jak wyszła, tak zniknęła, bo nigdzie jej nie było. Rozpłynęła się czy co?

- Aaaa! Pomocy! Ratunku! - usłyszałeś zza rogu, z bocznej alejki. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ups... chyba natrafiła na zbyt cwanego klienta, lub zbyt napalonego i pijanego jednocześniej. Cóż może się tak zdarzyć, ale mój wrodzony altruizm nie pozwolił mi przejść obok tego tak poprostu. 

Jednak to też mogła być pułapka. Dlatego też magią wyjąłem z licznych kieszeni mojego płaszcza, niewielki granat płyskowy idealny do oświetlenia mroku jak i chwilowego oślepienia przeciwnika. 

Trzymałem go blisko siebie, idąc do tej bocznej alejki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na końcu alejki, obok śmietnika i dwóch koszy, na ziemi leżała klacz, która uciekła z barku. Miała podarte ubranie i chyba krwawiła. Płakała głośno i żałośnie. Wokoło leżały różne bibeloty, które jednoznacznie można było zakwalifikować, jako bibeloty z torebki klaczy.

- Proszę... nie... nie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ruszyłem szybciej i głebiej w alejkę. 

Psia mać, jakiś złodziejaszek chyba próbował liczyć na bogaty łup. Przygotowałem błyskacz do użycia w razie czego, i przyświeciłem nieco rogiem.

- Halo? Proszę pani, spokojnie nie zrobię pani krzywdy... - podszedłem bliżej klaczy. Została chyba napadnięta, i mam nadzieję że nie jest ranna. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I wtedy poczułeś mocne uderzenie czymś ciężkim w głowę. Padłeś na ziemię i przyćmiło cię. Jednak nie straciłeś świadomości całkowicie. Poczułeś, jak ktoś obwiązuje ci róg, krępuje kopyta.

- Ty, Bastet! - usłyszałeś głos klaczy. - To co z nim robimy? Robimy to tutaj?

- Gapił się na moje ulubione graffiti - powiedziała klacz, która to niby płakała.

- Zrobię mu takie bobo, że będzie piszczał jak kurak!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ała... ss... co do... - szybka ocena sytuacji i wdedukowałem że chyba padłem ofiarą dwóch gwałcicielek, względnie bandytek? Cholera, trzeba stąd spieprzać tylko jak? 

- Eheh... zazwyczaj nie mam nic przeciwko jak dwie urocze, i z pewnością piękne klacze mnie krępują, ale w takiej sytuacji  powoduje to u mnie duży dyskomfort psychiczny, bo znam wiele innych miejsc dużo bardziej odpowiednich niż ciemna alejka przy śmietnikach. Zresztą po co uciekać się do nie potrzebnej przemocy, drogie panie? Wszak zawsze można się dogadać, czyż nie? 

 

Jednocześnie próbowałem uruchomić swoją Uprząż Architekta. To że moje kopyta są skrępowane, nic jeszcze nie znaczy pewnego. Wszak moje cudeńka nie takie rzeczy robić potrafią. 

 

- Te, Neith, a co jak pałacowi przyjdą?
- Powiemy, że nam za to zapłacił


- Ej, drogie panie, no co nie dogadamy się?


- Siedź cicho, póki możesz, bo za chwilę będziesz piszczał jak małe bobo.


- Wolę osobiście jęczeć z rozkoczy, niż piszczeć z bólu, taka moja mała sugestia. - odparłem próbując nadal dosięgnać swoimi mechanicznymi palcami błyskacza. - A że się spytam... wy cżęsto to tak robicie? Istnieją grzeczniejsze i przyjemniejsze sposoby aby ogier sypną kasą klaczom...


Kopyta miałeś skrępowane, więc jakiekolwiek próby były raczej skazane na porażkę.
- To dla sportu - powiedziała Bastet, wyczarowując dildo wielkości jej kopyto.

 

Przełknąłem ślinę głośno. 
- Eheh.... a nie lepiej byłoby gdyby panie skorzystały z naturalnego narządu? Wszak wiadomo że żwyw lepszy, po cóż korzystać ze sztucznych jak można ogiera poprosić aby wam dogodził.

- To nie dla nas!

- To dla ciebie!

Tak tak, krzycie głośniej wy dwie lafiryndy. Głośniej.

- Dla mnie? A po co, moja dziura wygląda dużo lepiej w innych konfiguracjach a najlepiej tak jak jest teraz. Nic tam nie trzeba poprawiać, ani tym bardziej wsadzać. 

Jedna podeszła i strzeliła cię ostro w pośladki, potem za nie złapała... i rozchyliła.

- Dawaj, Bastet. Dogódźmy mu.

- Auć... ja naprawdę nie mam nic przeciw klapsom w dupę, ale mogę zadać kilka pytań?
- Ni... - syknęła Bastet i zaczęła zachodzić cię od tyłu.
- Ale za co? - jeknąłem. - Wszak nigdy żadnej klaczy nie skrzywdziłem. - zacząłem się wić, aby uniknąć tego okropieństwa losu.
Neith usiadła ci na plecach, żeby cie unieruchomić.

- He, he, he...
- Czas na krokiecika...

- Gówno! Nie dam się! - krzyknąłem i usilnie próbowałem zrzucić z siebie klacz i wydostać się. - Złaźcie ze mnie zboczone psychopatki!
- Stójcie, wy kryminalne gnidy! - usłyszałeś krzyk strażnika miejskiego. 

Dwie klacze oderwały się od ciebie i dzikim pędem rzuciły się do ucieczki. Bastet rzuciła w ciebie magicznym penetratorem, który... żył iz aczął pełznąc ci po plecach w dół.

- A mówią że straż miejska przybywa na miejsce zawsze o 20 minut za późno. Hej, panie władzo, help me cholera!
- Trzymaj sie obywatelu! - Podbiegł do ciebie i zneutralizował pełzaka. Potem zaczął cię rozwiązywać. - Nic panu nie jest?!
- O zacny stróżu porządku, pojęcia nie masz jak ci wdzięczny jestem. O matko moja... - odetchnąłem kiedy zagrożenie minęło. - Było blisko.
- Te dwie degeneratki są ścigane od miesięcy! Dopadły juz kilkunastu ogierów... Pan jesteś pierwszy, którego udało nam się znaleźć przed... nie po.
- Skrócił sie wam czas reakcji wnioskuję. - wstałem kiedy mnie wreszcie rozwiazał. - Cholera, i weź tu bądź altruistyczny. Wcześniej widziałem ją w barze, wybiegła jakby była wystraszona. Jak wyszedłem usłyszałem jej krzyk, wszedłem w ciemną alejkę, zauważyłem porozrzucane jej rzeczy, dostałem czymś ciężkim przez łeb i byłaby tragedia...
- Wabią ofiary w różny sposób... cholera, spowolniły mnie, a mogłem je dopaśc. Musi pan ze mną iść,z łożyć zeznania. Potem odstawimy pana do domu.
- A chętnie, nie ma sprawy. Zaraz, tylko niech znajdę mój błyskacz... jeszcze tego by brakowało gdyby go zabrały.
- Co proszę? Jaki znowu błyskacz? - spytał podejrzliwie.

- Taki wichajster co jak eksploduje to robi dużo światła. Przydatne w ciemnych uliczkach, lub jak zapomnisz klucza do mieszkania a jest ciemno... O jest! - podniosłem z ziemi szklaną kulkę. - No znalazł się.

- To broń... w dodatku nieoficjanla, ergo nielegalna.

- Żadna tam broń, zwykły gadżet. Zresztą mam pozwolenie, jestem Architektem Zbrojeniowym. Nazywam się Wreckers.
- Zaraz... Syn Web Spell i Steam Racade'a, bratanek Fancy Pants'a?
- Tak, dokładnie. Aż taki jestem znany? Eh, chyba w życiu nie pozbędę się tej rodzinnej famy.
- Em... dobrze. A teraz proszę za mną.
Edytowano przez Ares Prime
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabrano cię do koszar pałacowych, gdzie mieścił się także posterunek i areszt. Ciebie zaprowadzono do sali przesłuchań .Czystej, schludnej i białej. Normalnie dano by ci metalowe krzesło i stosowano szereg psychologicznych zagrywek, na które i tak byłeś zbyt mądry.  Dostałeś miękkie i wygodne krzesło, a oficerem, który cie przesłuchiwał był szaroniebieski  pegaz o blond grzywie i fioletowych oczach. 

- Jak tam? - zapytał przyjaźnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jakoś się żyje panie władzo. - odparłem rozsiadając się na krześle. uruchomiłem też swoją Uprząż, aby pan władza mógł zobaczyć szponaste palce w ruchu. Nie była to broń, a narzędzie do mojej pracy. Zacząłem za ich pomocą bawić się ołówkiem.  - Chociaż spędzanie wieczoru na komendzie, to ostanie co chciałbym dziś robić, ale jak mus to mus. Zatem jakież to pytanie zada mi pan najpierw co? 

Edytowano przez Ares Prime
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całkowicie zignorował twoje gadżet i spojrzał na papiery leżące na stole. 

- Złapał cię szalony duet Te klacze... Podobno do niczego nie doszło, jednak wiem, ze takie przeżycie może być traumatyczne. Czy chcesz o tym porozmawiać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No z deka tak, nikomu to ja nie życzę takiego spotkania z dwoma klaczami. Co innego w łóżku, a co innego w ciemnej alejce. - odparłem przekładając zręcznie ołówek między placami. - Wlazłem tam gdzie nie powinienem, bo chciałem pomóc, to i mam. Wiesz pan, naprawdę jestem wdzięczny za szybką interwencję i wogóle, ale może pan się pośpieszyć? W domu mam jeszcze w cholerę roboty z moim projektem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez pewien czas rozmawiałeś z oficerem o wydarzeniach dzisiejszej nocy. Pegaz cierpliwie słuchał, kiwał głową i był niebywale wręcz uprzejmy i przyjacielski. Dostałeś wodę, a pegaz pytał czy czegoś ci nie trzeba. Zapewniał, ze wszystko jest w porządku i że już są na tropie dwóch psychopatek.

Właśnie wtedy na korytarzu hałasy, jakieś krzyki, jakieś awantury. I do pokoju wpadła... ONA.

Twoja matka.

- Wrecky? Wrecky! - Jak tylko cię spostrzegła, rzuciła się na ciebie i ścisnęła, że aż ci oczy wylazły. - Mo biedaczek! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za miły ten gliniarz, więc albo jest z takich co lubią chyba ogierów. Nie powiem, było całkiem miło tylko cholera czemu to tak długo trwało? 

Ich robota żeby te dwie wariatki złapać, ja chcę poprostu wrócić do domu. 

I wtedy weszła ONA! Web Spell... moja matula najdroższa. 

Szara klacz jednorożca, z niwzwykłą grzywą w kolorze czerwono-żółto-pomarańczowym, z szafirowymi oczami. Jak słowo daję, jakby to nie była moja mama ukochana, to nabrałbym ochoty na takiego milfa. Ale teraz, nie dość że trochę obciachu mi robiła to jeszcze to....

- Mamo... bo mnie zabijesz... - stęknąłem wyrywając się z jej objeć. 

 

- Moje biedactwo... To takie straszne. Ale mówiłam ci, żebyś nie szlajał się za takimi po klubach! - Dostałeś w ucho - Teraz masz nauczkę!
- Ała, ej ja bardzo lubię to ucho. Tylko jedno mi zostało. Zresztą to nie moja wina, ja myślałem że została napadnieta, pomóc chciałem.
- Głupek! Ojciec jak się dowiedział to mało nie osiwiał! A twój stryj? Przewrócił do góry nogami całe dowództwo straży! Masz nauczkę, mówię, że nie gania się za kusymi spódniczkami.
- Myślałem że została napadnięta! Chciałem pomóc!
- Oj chłopcze, jaki ty jesteś naiwny... Czy mogę go zabrać, panie...? - zwróciła się do oficera. 
- Sorm Cloud. Oficer Storm Clod. Tak, pan Wreckers może już iść, ale prosiłbym, aby nie opuszczał miasta. Chcemy - spojrzał ci w oczy - móc się z nim szybko skontaktować, w razie potrzeby.
- Ta, jasne. Wybacz misiu, ale ja mam umówiony wyjazd słóżbowy w ważnych sprawach i ni jak nie będę mógł zostać w mieście. Wielkie dzięki, było miło, dzięki za odalenie dupy , ale na nas pora. Chodź mamo. 
Po czym wyprowadziłem mamę z komisariatu.
- Proszę zaczekać - powiedział stanowczo, lecz kulturalnie oficer. - Musi pan pozostać w mieście do czasu zakończenia sprawy.

- Ale jesteś upierdliwy... zobaczę co się da zrobić, okej?

- Nie pa wyboru, sir.

- Ta... ten tekst zatruwa mi życie od małego. Dobra postaram się nie wyjeżdżać z miasta.

- Pana zaznania będą bezcenne, gdy dojdzie do procesu.

- Najpierw je złapcie, potem proces toczcie. To wszytsko? Śpieszy nam się z deka...

- Proszę bardzo, może pan odejść. Dobranoc.

- Chodźmy mamo. - westchnąłem otwierajac przed nią drzwi. - Odprowadzę cię do domu, ojciec pewnie się martwi.
- Ojciec...

- Ojciec jest tutaj! - rzekł wzburzony jak czajnik Steam Magic, przy drzwiach wjeściowych.

- Oh... siema tatku... - odparłem zakłopotany. - Nie powinieneś... no nie wiem, robić czegoś w warsztacie czy co tam... rany, nie wiedziałem że można mieć takie czerwone oczy od złości...heheh
- Ty! Młody! Tłumaczyć się! JUŻ!
- Już raz dziś byłem przesłuchiwany. Odmawiam zeznań. - odparłem patrząc trochę spode łba. - Większego rabanu nie dało się zrobić?
- Wyjaśnij mi to. - Stanal przed tobą i spojrzał, aż się skurczyłeś. - Już.

- Ale Stea...
- Milcz, kobieto.

Nie krzycz na mamę. - odparłem. - A co tu jest do wyjaśniania, ty zawsze wszytsko wiesz lepiej. Byłem w barze, popijałem sobie browara, nikomu nie wadziłem. Z baru nagle wybiegła wystraszona klacz, no to się trochę zdziwiłem, dopiłem piwo i wyszedłem. Usłyszałem krzyk pomocy tej klaczy, wszedłem do alejki zobaczyłem ją we krwi, a potem dostałem czymś ciężkim przez łeb. Co było dalej... no próbowały.... ten... no... spowodować uszczerbek na zdrowiu i dumie każdego ogiera. Ale wykaraskałem się z tego, z nieocenioną pomocą strażnika miejskiego. I tyle.

- Czyli jak zwykle. Alkohol i klaczki niewiadomego stanu! Typowe dla ciebie.
- Eh, i w sumie czego ja się spodziewałem. Ty zawsze wiesz lepiej panie Arcymistrzu. A co jakby ona faktycznie pomocy potrzebowała?! Lepiej powiedz że ci szkoda że z Octavią mi nie wyszło, podniósłby ci się prestiż na uczeli, bo to przecież wybitna wiolonczelistka była. Słuchaj ojciec, nie mam ochoty tego wysłuchiwać. Wracam do swojego warsztatu, nara. Do widzenia mamo. - po czym odwróciłem się na kopycie i wkurzony zacząłem iść w stronę swojego domu.
- Weź się za siebie synu, bo czarno widzę twoją przyszłość. - rzucił ojciec na odchodne.
- O swoją przyszłośc sam zadbam bez twej wielkie łaski i posady. - odparłem idąc do domu. 

 

Edytowano przez Ares Prime
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na miejscu byłeś po półgodzinnym marszu przez miasto. Dom jak zwykle zawalony kołami zębatymi, śrubami, rurami, uszczelkami, kluczami, śrubokrętami. A także puszkami i butelkami. Wszystko, co można zakwalifikować jako artystyczny nieład. A to był dopiero salon. Twoja sypialnia z powodzeniem mogła by być podstawą do stworzenia nowego świata, jako, że każda legenda o jego powstaniu mówi: "na początku był chaos". Ubrania, gatki i... kolejne części emchaniczne. 

I łóżko. Twój najlepszy kumpel. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ciasny, ale własny. - odparłem poetycznie. Zdjąłem płaszcz i ciepnąłem go na wieszak, potem przebiłem się przez salon. Dopiero będą w sypialni, niechętnie zdjąłem swoją Uprząż Architekta i ostrożni powiesiłem ją na specjalnym wieszaku.  

- Cześć łóżko, stęskniłem się ale jeszcze się nie kładę. - odparłem meblowi. Miast tego wyjąłem ze swojej skrytki w podłodze plany mojego największego projektu nad którym lubiłem ślęczeć do późna. Jako dzieciak czytałem kiedyć ksiażkę, o specyficznych zwierzętach. Były to gady zamieszkujące ciepły klimat, podobne do nosorożców. Zwały się Khikhanalo. Obecnie wymarły, ale pomysł pozostał - zbudować mechaniczny konstrukt naśladujacy to zwierzę. To było moje marzenie, niestety dalekie od spełnienia. Zacząłem w pracowni montować szkielet ale to źródło zasilania stanowiło problem.

Ślęczałem nad planami i myślałem. Jak by tu rozwiązać ten problem... hm...

Niesety, pomimo 3 godzin wytężonego milczenia nie udało mi się rozpracować problemu. Potrzebny tu był duży kamień szlachetny, wielkości co najmniej mojej głowy aby stworzyć baterię na tyle mocną aby poruszyła cały mechanizm. A mnie nie było stać na taki kamień. 

Schowałem plany i położyłem się spać. A jutro... a tak, mam chyba naprawić piec u Dounat Joe, chyba. A może wpadnę do stryja w odwiedziny? Z drugiej strony to chyba nie rozniesie się plota o moim... wypadku. 

Dobra idę spać, aż nie wstanę. 

Edytowano przez Ares Prime
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obudziły cię promienie słońca padające przez ono na twarz. Czułeś się jak na ciężkim kacu. Oczy podkrążone, morda nieogolona, i w dodatku ten niesmak w ustach. Wstałeś ociężale i usiadłeś na łóżku. I od razu miałeś ochotę tam wrócić. Było po prostu... zimno. Dziwne... w końcu to był środek sierpnia. 

Zmroziło ci kopyta, zad i jajka. Dreszcze przeszły po plecach, a sprzęt się skurczył.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co jest... przecież jest środek... no jest późne lato. Czemu jest tak zimno? - przetarłem oczka, i poszedłem do łazienki załatwić swoje porzteby, obmyłem ryj, ogoliłem się, założyłem swoją nieodzowną Uprząż, poszedłem po płaszcz. Oo, tak trochę cieplej. 

Ale cholera czemu jest tak zimno ja się pytam?

Wychodzę z domu aby to stwierdzić, bo to na bank nie ogrzewanie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zimne powietrze uderzyło cię w twarz z plaskacza, niczym rozjuszona klacz. Temperatura na zewnątrz nie przekraczała 10 stopni. Kucyki chodziły w kurtkach i płaszczach, szalikach i czapkach. Powietrze przeszywał chłód niczym w późnym październiku. Kucyki dyskutowały tylko i jedynie o tym. Temperatura nie schodziła im z ust. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No... trochę to dziwne jak na sierpień. - podrapałem się po głowie. No nic, ciepło czy nie, nie mam zamiaru siedzieć w domu. Wyjąłem z kieszeni swój notes gdzie czasem zapisywałem co mam zrobić, i przejrzałem ewentualną rozpiskę na dzień dzisiejszy. A nóż, widelec może jednak mam dziś jakąś robotę ale o niej zapomniałem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naprawić piec Joe... Odwiedzić stryjka... Kupić mleko... Iść do fryzjera... Lyra przyjeżdża do Canterlot. Zaraz... Lyra przyjeżdża do Canterlot!

W międzyczasie usłyszałeś rozmowę dwóch klaczy.

- Co to ma być? Taki chłód w lecie?

- To z pewnością wina tego potwora - Discorda! 

- Tak! Księżniczka powinna coś z tym zrobić! 

- Dlaczego ona  w ogóle pozwala temu... czemuś łazić na wolności?

- To ty nie wiesz? Oni kiedyś podobno... no wiesz. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...