Skocz do zawartości

Recommended Posts

Imię: Vampeye

Nazwisko: Moon

Wiek: 18 lat urodziny 8 października

Gatunek: Batpony

Umiejętności: Skradanie się, łamanie bądź skręcanie kluczowych kończyn, nieograniczona brutalność względem przeciwnika, poker, maskowanie się, pełny fanatyzm osoby jej wysokości Księżniczki Luny

Wady: Nadpobudliwość (jeśli ktoś powiedział źle, lub nawet pomyślał źle o Księżniczce Lunie źle to się kończyło), próbuje grać na gitarze, ale wychodzi mu to pokracznie, czuje się nieswojo w większym towarzystwie.

Wygląd : Szara sierść, włosy lekko sterczące układające się w dwa pasma jedno czarne, drugie ciemno-bordowe,  Przez twarz przeciągające się od włosów przez oczy i szyję aż do skrzydeł czerwone wręcz czarne pasy ( szerokości mniej więcej oczu) Oczy żółte.

Rodzina: 

matka - nigdy nie poznał, ponoć nazywała się Ber Blue i bardzo go kochała, ma tylko jedno jej zdjęcie

ojciec - znienawidzony alkoholik i brutalny rodzic o imieniu Hollow

Cm: Czerwony księżyc

Historia:

  Urodziłem się w miasteczku nieopodal Foal Mountains, nasz dom położony był jednak dość daleko od innych domostw. Mieszkałem tylko i wyłącznie z ojcem, którego nienawidziłem. Mamy nie poznałem z powodu, iż zmarła niedługo po porodzie, ojciec popadł w nałóg. Ponoć bardzo mnie  kochała, nawet przez te kilka chwil, kiedy trzymała mnie swoimi ledwo ciepłymi kopytkami. Ojciec zawsze obwiniał mnie o jej śmierć, ale może być to prawdą. Dorastałem sam, ponieważ w pobliżu nie było szkoły ,do której mógłbym uczęszczać.Mimo sprzeciwów ojca pomagałem na farmie sąsiada, by zarobić na książki, z których mógłbym czerpać wiedzę, czasami wieczorami, gdy przychodzili do niego inne kucyki grali w pokera. Podglądałem jak to robią przez szparę w drzwiach, dziek czemu sam nauczyłem się grać, co dało mi okazję do zarobku. W wieku 10 lat nikt już nie chciał ze mną grać bo i tak wiedział, że przegra. Nie szło mi to może genialnie, ale w wieku 12 lat doszedłem do poziomu gimnazjum. Moje życie było jednak z dnia na dzień coraz gorsze. Brak środków do życia, co wiązało się też z brakiem alkoholu dla ojca. Rozgniewany z tego powodu pobił mnie gorzej niż zazwyczaj. Zresztą nie pobił mnie on chciał mnie zabić. Rzucił się na mnie po czym kopnął mnie w brzuch i połamał kilka żeber, następnie chwycił za nóż i wbił go przed szyją po czym zaczął ciągnąć, bolało niemiłosiernie, myślałem, że chce mnie chyba oskórować. Gdy doszedł do lini skrzydeł zebrałem się na wykop tylnimi kopytami i trafiłem go w szczękę wybijając kilka zębów. Leżalem płacząc i łkając z bólu. W końcu ojciec wstał i pomyślałem, że teraz mnie zabije, jednak on złapał mnie w pół, zaniósł na skarpę i zrzucił z niej wprost do lasu - nie mam zielonego pojęcia jaki miał w tym cel. Spadłem przy małym stawie i prawdopodobnie byłem nieprzytomny parę godzin, ponieważ już wschodziło słońce. Zdziwiłem, się, że w ogóle żyję, myślałem, że już więcej tego świata nie zobaczę. Spróbowałem się podnieść jednak ból był paraliżujący, nie mogłem wstać, ani latać   :yHRvV: , podczołgałem się ledwo co do stawu, gdyż byłem głodny i spragniony. Woda była świeża i zimna, najpierw napiłem się trochę po czym kopytkami przemyłem brudny pyszczek i ujrzałem czarne linie wzdłuż oczu, trochę się przestraszyłem, ale miałem wtedy ważniejsze problemy niż ten. Głód doskwierał mi coraz bardziej, po pewnym czasie przyszedł do mnie mały króliczek, nie mogąc się powstrzymać zjadłem go co dodało mi sił i poprawiło morale, które i tak  osiągnęły już zerowy poziom. Zastanawiałem się nad sensem swojego życia, czy ma ono w ogóle jakiś sens? Nawet jeśli to i tak zginę tu w samotności - myślałem. "Noc już nastała więc cóż pora się pożegnać"   a       Zasnąłem w gotowy na śmierć nie czułem nic, byłem zbyt wycieńczony.

  Spałem widziałem mojego ojca, matkę, ale coś zmąciło mój wieczny spokój,ale był to ciepły dotyk klaczego kopytka. Zbudziłem się i ujrzałem klacz, wszystko było rozmazane. Podniosła mnie swoim rogiem i położyla na grzbiet. Teraz straciłem przytomność, obudziłem się dopiero w Canterlocie i znów czułem ten ciepły dotyk tym razem na moim kopytku. Kiedy przejrzałem na oczy ujrzałem księżniczkę siedzącą obok mnie i trzymającą mnie za kopytko. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak mam za to podziękować, odpracować jej dobro. Nie mogłem z siebie nic wykrztusić, jednak kiedy wreszcie zebrałem się by jakoś podziękować ona powiedziała: Nic nie mów. Zaraz potem uśmiechnęła się do mnie i patrzyła mi w oczy. Byłem bliski płaczu, jednak uczucie to upłynęło ze mnie podczas tych wydarzeń. Mimo bólu nie mogłem powstrzymać wybuchu emocji. Jak pocisk wyskoczyłem z łóżka i ja uściskałem i wydaje mi się, że było to dla niej niemałe doświadczenie. Po szybkim otrząśnięciu ona także objęła mnie swymi kopytami. Pierwszy raz poczułem tak intensywne matczyne ciepło. Stała się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Kiedy ściskałem ją z całych sił zauważyłem, że wyskoczył mi znaczek. Kiedy już się trochę rozluźniłem rozmawiałem z nią całą noc.  Zajmowała się mną na swój królewski sposób, chwaliła, karciła, pomagała. Po zagojeniu się ran wysłała mnie do szkoły, gdzie nie zostałem zbyt ciepło przyjęty jednak uczyłem się dobrze. I tak doszedłem do 3 klasy liceum, gdzie nastąpił kolejny przełom w moim, życiu, szedłem przez korytarz i utłyszałem... Jeden ogier z mojego wieku obrażał księżniczkę, wyzywał ją bluzgał na nią, nie wytrzymałem... Podszedłem do tego skur***yna i odwróciłem ku sobie, ten z wyrzutem krzyknął; Co!. Rzuciłem nim o szafkę , wyłamałem deskę z ławki i wbiłem mu ją z przyjemnością w brzuch, po czym zacząłem wyrywać flaki z klatki piersiowej, ostatecznie przed śmiercią wbiłem kły w jego bluźniercze gardło by się napić. Podobało mi się. Parę minut później zjawiła się straż królewska, by mnie zabrać - nie stawiałem oporu. Następnego dnia postawiono mnie przed sądem, normalnie karą byłaby pewnie śmierć, ale księżniczka Luna mnie uratowała i skończyło się na pracach społecznych. Wiem, że zawiodła się więc mnie jednak poprzysięgłem sobie, iż był to pierwszy i ostatni raz. Po liceum poszedłem do Canterlockiej Akademii Wojskowej w kierunku desant/ wojska zmotoryzowane. Po jej ukończeniu, pożegnałem się z dworem i zaciągnąłem się do wojska ,w którym służyłem w jednostkach specjalnych, jednak mimo wszystko kiedy tylko mogłem odwiedzałem dom.

Charakter: Jestem mocno nadpobudliwy w kwestii mojej wychowanki, ale staram się nie rozkładać  normalnych kucyków na części pierwsze. Najlepiej dogaduję się ze swoim gatunkiem, jednak z inteligentnymi kucami też idzie, nie jest to oczywiście nasz poziom, ale cóż. Ogółem wyglądam na miłego i pomocnego, jednak wy którzy to czytacie zapamiętajcie te słowa... Każdy medal ma dwie strony...

 

Trochę heretyzmu pewnie jest ale chyba jest ok?  :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Uwielbiam Batpony. Akurat ciężko powiedzieć, czy to inny gatunek, czy rasa czy podrasa, więc ciężko polemizować. OC brzmi bardzo dramatycznie, jednak do takich stworzeń nocy to jakoś pasuje. Ciekawy design. Postać wystąpi w moim fanfiku "Kryształowe Oblężenie" jako major, dowódca drużyny ekspedycyjnej wysłanej do Twilight w formie wsparcia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

''W ZSRR to kucyki wypijają krew z batponies''. A co do jego uwielbienia do Księżniczki Luny. Still Better Love Story Than Twilight. Jeżeli zamieścisz tę postać w magicznych pojedynkach w Epicu chce aby mój OC się z nią zmierzył. 

 

Sam tekst ciekawy jednak znowu starzy nie żyją. W Equestrii chyba zacznie brakować mieszkańców bo jak każdy rodzic po urodzeniu dziecka umrze to będzie kiepsko. Z postacią bym się raczej nie zaprzyjaźnił (słuchanie powerwolfa sprawia że wolę wilkołaki) bo jakiś taki dziwny. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...