Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 09/28/23 we wszystkich miejscach

  1. Rozdział IX część pierwsza uważam za udany. Nie ma tutaj co prawda wiele ze Stalkera ale przynajmniej zostaje nam przedstawiona motywacja głównej bohaterki. Jej stopniowe popadanie i wychodzenie z izolacji jest opisane treściwie i rzeczowo. Niestety wydaje mi się w tym momencie, że stosunki między Fluttershy a Doktorem nie były do końca szczere a tak właściwie można to ująć bardziej dosadnie… Gdyż w momencie rozpoczęcia akcji fanfika Fluttershy nadal poszukuje swego członka rodziny i przyjaciółki i tego chłopaka, którego znała może dwa miesiące i który uznał, że zamiast przyjść na spotkanie z dziewczyną lepiej pojechać do miejsca gdzie śmiertelność wynosi jakieś 99%. Oczywiście Fluttershy mogła o tym nie wiedzieć, jednak Doktor sugerował jej, że warunki opuszczenia Zony są niejasne. I przyznam, że dla mnie motywacja Flyttershy jest nieco, że się tak wyrażę, słaba. Oto zostawia rodziców, będąc technicznie jedynaczką i rusza do Zony, gdzie jak już wiemy, nie czeka ją nic dobrego i dopiero po kilku latach tułaczki trafia na ślad kogokolwiek z poszukiwanych osób, w dodatku także przez przypadek. Co zatem planował Doktor? W sumie fakt, że Fluttershy nie skojarzyła od razu Ogryzka z poprzedniego rozdziału i nawet jego właściciela nie świadczy dobrze o jej pamięci. Podejrzewam zresztą, że sam autor mógł wówczas nie wiedzieć o ich istnieniu, gdy zaczynał pisanie nowej wersji i napisał rozdział aby coś wyjaśnić. Mam nadzieję, że w kolejnej części rozdziału będzie więcej ciekawych informacji, gdyż gdyby Fluttershy od razu szukała chłopaka z psem, to być może ten rozdział nie byłby do niczego potrzebny. O problemach Fluttershy i jej izolacji wiedzieliśmy już z wcześniejszych rozdziałów. Tutaj dowiadujemy się jednak kilku ciekawych szczegółów.
    1 point
  2. Rozdział siódmy był długi. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że rozdział szósty był podzielony na dwie części to na niewielu więcej stronach działy się rzeczy przełomowe. Tutaj, niestety takich chwil jest niewiele i naprawdę zastanawiałem się czy nie jest to tzw. wypełniacz, filler, który prawie nie popycha fabuły do przodu. Racja zapewne leży gdzieś po środku. Mamy tutaj to wszystko co stanowi o „uroku” Zony a więc wybuchową mieszankę alkoholu i zjawisk nadprzyrodzonych, tyle że z opóźnionym zapłonem. Na plus z pewnością można zapisać drugą połowę rozdziału. Opisy jak bohaterowie unikali anomalii są pełne umiejętnie budowanego napięcia. Poza tym widać, że autor coraz mniej bazuje na grze w jej ostatecznym kształcie, sięgając po stwory, które nigdy nie znalazły się w grze. Czemu jednak Czerwony las nazywa się Everfree? Czy akcja dzieje się w mieście, w którym miała miejsce akcja Equestria Girls? Chyba tak. Ale czemu w takim razie jest tutaj tyle słowiańskich motywów a zwłaszcza wódki? Wódka rozwiązuje języki i zbliża ludzi nawet jeśli tak naprawdę są kucykami. Wódczane wyziewy rozmów, jakie potem raczą oczy czytelnika są napisane z werwą i w zabawny sposób a jednak niewiele wnoszą do przebiegu wydarzeń. Nawet jeśli mamy dwóch mężczyzn i dwie kobiety to nie muszą być w sobie zakochani, żeby się troszczyli o siebie. Owszem sam wątek romantyczny też ma nadnaturalne właściwości i przypuszczam, że wiem dlaczego jest on rozwijany. Po śmierci kilku ważniejszych postaci w poprzednim rozdziale zauważyłem, że ich zejście ze sceny interesuje mnie o tyle o ile były one mi znane z MLP. A zatem postacie ludzkie muszą być jakoś z nimi powiązani, chociaż nawet teraz nie mogę powiedzieć, że są one źle napisane. Po prostu to nie oni są głównymi bohaterami tej opowieści, nawet jeśli robią tyle samo co Fluttershy lub Sunset Shimmer. Natomiast za tym, że rozdział nie był „wypełniaczem” przemawia nie tylko walka z mutantem, która była zresztą ciekawie napisana a jej zakończenie zaskakujące w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nasi bohaterowie po raz pierwszy stykają się ze sługami Żniwiarza, a przynajmniej tak mi się wydaje. Są oni bardzo potężni a walka z jednym z nich jest emocjonująca. Akurat te dwa wydarzenia powodują, że rozdział wydaje się być bardzo nierówny, gdyż wszystko co najciekawsze dzieje się w jego drugiej połowie, pierwszą pozostawiając interesującą przez zaledwie kilkanaście stron. Ogólnie jednak jest dobrze i czytelnik nadal jest ciekawy co przytrafi się nadużywającej lekarstw Fluttershy. Rozdział ósmy jest interesującym rozdziałem nie tylko z powodu tego, jakie informacje on nam przekazuje. Chociaż chyba można powiedzieć, że dowiadujemy się jednej nowej rzeczy, która wynika z dwóch informacji, której znaliśmy już wcześniej. Rozdział posługuje się zręcznie wprowadzaniem nowych postaci, zarysowaniem ich charakteru, cech szczególnych. Nie wiem, naprawdę nie wiem jednak czy są to postacie na tyle istotne by przybliżać je aż tak czytelnikowi. Autor nadaje imiona i cele postaciom nawet wtedy gdy ich jedynym celem jest zginąć w niedalekiej przyszłości. Wydłuża to oczywiście fanfika ponieważ każdorazowo wymaga to kilku dialogów. I owszem ma to sens gdyż dzięki temu stalkerzy nie są bezosobową masą. Ale ten fanfik i tak jest dość długi. W przypadku Deliktywy efekt jest dobry, gdyż jest to bardzo energiczna postać, która przewodzi pozbawionej cech szczególnych Twilight. Gdybym nie znał MLOP, to powiedziałbym, że to Deliktywa vel. Sexbomba, jest postacią kanoniczną. Nic z tych rzeczy, niekanoniczna postać miażdży tą kanoniczną. Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Rozdział VIII dzieje się chyba w nieodległej przeszłości i sam narrator sugeruje nam to przypominając dzieje dopiero co wprowadzonych postaci. Nie chodzi mi o to, że wybija to z klimatu, nie. Zastanawia mnie dlaczego tego po prostu nie streścić? Tutaj naprawdę akcja posuwa się do przodu powoli. I nie mam na myśli tego, że nic się nie dzieje (chociaż czasami tak jakby też tak było, podczas picia wódki albo kiedy bohaterki znajdują nową broń), ale chwile popychające wydarzenia do przodu są przedzielone naprawdę sporą ilością tekstu, który nie zawsze jest konieczny by czytelnik mógł odetchnąć. Jest jeszcze jedna rzecz, która odróżnia tego fanfika od gry. Tutaj starcia z mutantami są bardzo częste. W grze były one dość rzadkie, tutaj traktują o nich całe rozdziały. Są one ciekawie napisane, ale biorąc pod uwagę, że to ludzie są głównymi oponentami także nie dodają wiele nowego. Efekt nieco psują błędy w postaci literówek albo postarzające się w jednym miejscu zdanie. Fanfik jest nadal ciekawy i dobrze napisany ale czy naprawdę nie da się tego jakoś przyspieszyć?
    1 point
  3. Druga część szóstego rozdziału nie tylko mnie zaskoczyła, ale śmiało mogę ją nazwać najlepszą z dotychczasowych. Walka pomiędzy Czystym niebem a bandytami Mnicha w sojuszu z Monolitem zakończyła się ku mojemu zaskoczeniu dość szybko i nie tak jak się spodziewałem. Nie będę ukrywał, że ponownie niektórych dość rozmawiających z Fluttershy stalkerów nie było mi szkoda, gdyż byli mi niestety zupełnie obojętni, chociaż autor starał się ich przybliżyć czytelnikom kilkukrotnie. Innych jednak było mi żal i mam cichą nadzieję, że może jednak przeżyli. W Zonie nastąpią duże zmiany, to pewne, zwłaszcza, że Rarity kontynuuje swoją przerażającą przemianę. Podoba mi się rozwój postaci Fluttershy. Podoba mi się nastrój tajemnicy, który powrócił. Ogólnie nie wiem co mi się w tym rozdziale nie podobało, mam wrażenie, że wszystko... chociaż nie! Zdarzające się literówki trochę psują nakreślony przeze mnie idylliczny obraz. Moją uwagę zwróciło zwłaszcza przedstawienie stalkerów Monolitu, którzy okazali się być niesłychanie groźnymi przeciwnikami, przypominającymi bardziej komandosów co świetnie kontrastuje z bandytami, ich sojusznikami w tej bitwie. Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz, której do tej pory nie było. Jest nią brak nadziei. Naprawdę, po raz pierwszy od początku dla bohaterów nadeszły prawdziwie mroczne czasy. Tak mroczne, że z chęcią się z nimi zapoznam.
    1 point
  4. Szósty rozdział a raczej pierwsza jego część potwierdza, że akcja się rozkręciła na dłuższy czas. Jest to rozdział pełen niespodzianek, bo któż by się spodziewał, że Fluttershy potrafi rozmawiać a nawet zawrzeć sojusz z Pijawkami z Zony? Ten i kilka innych fragmentów wywołały mój śmiech, ale był on szczery a nie prześmiewczy. Cóż za pomysł! Gdyby Fluttershy była bardziej asertywna i wykazywała więcej cech przywódczych, lub była po prostu złą osobą, stałaby się liczącym graczem w Zonie. Ale Fluttershy nie jest cyniczna, nie wykorzystuje mutantów jako mięso armatnie. Z drugiej strony wyjaśnienia mutanta stojącego na czele watahy o tym, że zabijają ludzi w samoobronie i dlatego, że ich krew nie jest skażona brzmią nieprzekonująco, zwłaszcza że mogą one po prostu omijać swe ofiary jeśliby chciały. Pomysł na mutanta o tysiącu twarzach jest świetny, a opisanie walki z bandytami dobrze się czyta. Nie ma tutaj co prawda jakiejś przemyślanej strategii a obie strony raczej improwizują swe działanie, ale to pasuje do warunków Zony, gdzie co prawda wszyscy noszą broń, ale nie ma znowu tak wielu wojskowych. Wręcz wydaje mi się, że jeśliby stalkerzy zechcieli mogliby po prostu zostać zwykłymi najemnikami. Ogólnie jednak jest dobrze, nie rewelacyjnie, ale jest w porządku. Trochę jednak brakuje mi tutaj taktyki małych oddziałów, wszyscy wydają się raczej ostrzeliwać niż próbować szturmu umocnień przeciwnika. Zauważyłem jednak coś jeszcze. Zginął jeden ze stalkerów, których autor nam przybliżał bardziej pieczołowicie. Nie poczułem tej straty. O ile postacie znane z MLP EG są rozwijane w sposób całkiem pomysłowy, zwłaszcza mam na myśli Fluttershy w tym rozdziale, to tutaj nie mam wrażenia, że zginął ktoś niezastąpiony. Mam wrażenie, że postacie te coś znaczą będąc w relacji do Fluttershy, Sunset Shimmer albo Rarity. Dlatego wyróżnia się postać Mnicha, nieco także Żwawy, ale brakuje mi tego czegoś co budowałoby ich pozycję w oddziale poza wspomnianą relacją. Nawet Naznaczony coś znaczy dlatego, że znamy go z gry i wiemy, znowu dzięki tej wiedzy, dlaczego coś ma takie a nie inne znaczenie. Tym niemniej fragmenty z nim są bardzo klimatyczne i ciekawie napisane. No i jeszcze jedno. Wspomniany amulet wywołuje nie tylko napady homoseksualizmu ale w ogóle wybuchy pożądania. To straszna broń w rękach tych kilku kobiet, które są w Zonie otoczone przez setki głodnych seksu samców. Moim zdaniem to kolejny plus dla autora, iż bierze pod uwagę takie rzeczy. W ten sposób można łatwo opętać sobie kogokolwiek wokół palca. Jednak, wokół bohaterek nagromadziło się już sporo wątków. Zastanawiam się jak będą rozwiązane, gdyż jestem w 1/3 fanfika a wciąż pojawiają się nowe.
    1 point
  5. Czwarty rozdział to pokaz zajebistości Naznaczonego. To także rozdział w którym została zanegowana sama potrzeba jego istnienia, względnie jest nam sugerowane bardzo mocno co w najbliższej przyszłości może prześladować Flutershy. Zacznijmy od pozytywów. Bardzo lubię Fluttershy. Lubię ją chyba nawet bardziej w tym fanfiku, niż w serialu albo w parodii „Equestria Bitches”, gdzie rozdaje reklamy burdelu dla zwierząt. Wspominałem, że to dzięki Fluttershy powstał mój awatar na Discord? Nie? W takim razie czynię to teraz. Także w tym rozdziale mówi się bardzo dużo a dzieją się może trzy rzeczy, z czego chyba tylko jedna popycha akcję cokolwiek do przodu. Ale jak już wspomniałem, zacznę od pozytywów. Duch wydobył Sunset z obozu bandytów, ale nie zrobił tego zanim Mnich po raz drugi powierzył Rarity opiekę nad nią co znowu skończyło się sesją chyba już nie tylko bondingu ale również sadyzmu. Jeszcze jeden taki lekkomyślny ruch ze strony chłopaka Rarity i mielibyśmy chyba materiał do snuff. Ale to dygresja. Jest to bodajże scenka, zresztą bardzo krótka, która wnosi coś nowego. Miałem pisać o pozytywach, prawda? A zatem dialogi są dobrze napisane i żywe, co więcej, biorąc pod uwagę co się wydarzyło, autor nawet nie nadużywa słowa na „k”, które zaczęło dzięki Bogusławie Lindzie wypierać przecinek z interpunkcji. Cóż, na tym zalety tego rozdziału się kończą. Nie mam wcale na myśli, że brak opisu tego co się działo z Fluttershy. To byłoby zbędne i muszę znowu pochwalić autora za zachowanie dobrego smaku poprzez posługiwanie się raczej opisami stanów emocjonalnych. Napiszę nawet więcej: to byłoby szkodliwe, gdyż wydłużyłoby ten rozdział a jest on i tak bardzo długi. I właściwie problemem nie jest nawet sama długość. Staje się ona problemem dopiero kiedy uświadomiłem sobie, że na coraz większej ilości stron dzieje się coraz mniej. Pierwszy rozdział to akcja, drugi to akcja i ekspozycja, trzeci to już głównie ekspozycja a teraz nawet nie wiem czy mamy do czynienia z czymkolwiek z tych dwóch. Tutaj cały rozdział skupia się na tej jednej rzeczy. Owszem, robi to dobrze, ale później sam nie wyciąga konsekwencji z tego co się w nim działo. Jest jednak ciekawe i dobrze pokazane, jak mężczyźni nie wiedzą jak sobie poradzić z czymś tak wstydliwym i podchodzą do kobiety jakby była ich kumplem, który tylko został pobity. I ta reakcja jest taka… ludzka i zrozumiała. Lecz wciąż, było dla mnie szokiem jak można zapełnić 31 kartek słowami i popchnąć akcję do przodu na 5 z nich, gdyż pozostałe same uznają swoją ograniczoną istotność. Tak jak napisałem, pewnie konsekwencje tego rozdziału zostaną pokazane później, albo moc Naznaczonego zostanie wykorzystana później, ale po co poświęcono na to aż tyle stron? Od dwóch rozdziałów zadaję sobie pytanie, dlaczego to musi być tak długie. Dlaczego nie można przyspieszyć wydarzeń? Przecież jakaś ¼ tekstu w tym momencie to mało wnoszące do całości dialogi o życiu. Ani wygłaszające je postacie nie są ciekawe, ani nie są jakieś istotne dla fabuły. Na zakończenie, dostrzegam tutaj pewien schemat fabularny. U bandytów Mnich zapewnia Sunset, że nic jej nie grozi i będzie gościem swojej przyjaciółki, Rarity. U Czystego nieba Fluttershy zostaje ocalona i zaczyna swobodnie się poruszać w nowym środowisku. Jednak spokój jest złudny i nasze bohaterki podlegają bardzo brutalnemu maltretowaniu. I to dosłownie w jednym ciągu trzech rozdziałów. Mniej tekstu a więcej różnorodności wydarzeń. Mniej dialogów a więcej opisów scen akcji. Te są naprawdę dobre. Piąty rozdział przyniósł mi ulgę, niemal taką samą jaką Fluttershy przyniosły antydepresanty. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Komentarz do rozdziału 5 Początek rozdziału nie zapowiada niczego nowego, kontynuując główny wątek napędzający akcję poprzedniego. Szybko jednak wydarzenia nabierają tempa. Czyste niebo podejmuje ważne decyzje a w ich realizacji ma dopomóc Fluttershy. Jednocześnie dziewczyna wciąż mierzy się z konsekwencjami ostatnich wydarzeń. Tak, ogólne podsumowanie wydaje się krótkie, ale ten rozdział naprawdę nabrał ciężaru gatunkowego i nie tylko popchnął akcję do przodu ale wręcz dał jej porządnego motywacyjnego kopa. Nie mniej ważna jest postać głównej bohaterki. Fluttershy od dzieciństwa cierpiała na zespół zaburzeń utrudniających jej kontakty międzyludzkie. Zwalczała ich objawy lekami. Przypadkiem w Zonie znalazło się jedno opakowanie medykamentu, którego niegdyś używała. Motyw w którym Fluttershy-stalkerka i Fluttershy-zwykła dziewczyna będą w konflikcie daje duże pole do popisu dla autora. Przecież dziewczyna zaadaptowała się do życia w Zonie, ma cel i wykonuje bardzo niebezpieczną pracę, chociaż nieustannie twierdzi, że się do niej nie nadaje. Teraz została dodatkowo obarczona olbrzymią odpowiedzialnością nie tylko za siebie ale też za innych. Pewne rzeczy jednak wydały mi się dziwne, paradoksalnie włączając w to właśnie powierzenie dziewczynie tak poważnych obowiązków. Uzyskała je ona w sposób demokratyczny ale zarazem irracjonalny, co trochę kłóci się z faktem, że stalkerzy są zmilitaryzowaną organizacją. Jednak taki stan rzeczy przynajmniej znajduje swoje uzasadnienie w ich własnych celach. Jednak wciąż, wybór Fluttershy, która nie ma cech przywódczych jest dla mnie ruchem bardziej spowodowanym wolą autora niż okolicznościami. Podsumowując, pomimo kilku dużych „ale”, jest to dobry rozdział a z pewnością nadał on fanfikowi rozpędu. O ile jednak po pierwszym rozdziale byłem optymistą tak teraz jestem ostrożny co do prognozowania czy kolejne rozdziały powrócą do trendu wznoszącego.
    1 point
  6. Trzeci rozdział bardzo mi się dłużył… Nie pomogło nawet to, że Flutterka bierze prysznic, bo i tak poskąpiono opisów. Dlatego będzie dużo spojlerów, żeby chociaż pisanie tego komentarza się nie dłużyło. Przez prawie pół rozdziału byłem świadkiem rozmów pomiędzy stalkerami, dotyczącymi Fluttershy, rozmów Fluttershy ze stalkerami, dotyczącą tych ostatnich i dopiero w drugiej połowie coś się zaczęło dziać. W tych rozmowach nie było jednak wiele konkretów tylko więcej rozważań, dlaczego Fluttershy przeżyła emisję. Na pocieszenie dodam, że rozmowy były dobrze napisane a nawet zajmujące. Takie smakowite sianko. Dopiero w drugiej połowie rozdziału znowu zaczyna się rozpędzać. Mam mieszane uczucia co do tego fragmentu. Z jednej strony objaśnienia szefa bandytów dla Sunset, że musi krzywdzić innych aby ci inni nie byli krzywdzeni bardziej są, jakby to ująć… trochę dziwne. A wytłumaczenie, że jego poprzednik był dużo gorszy, zabijał ludzi szybciej niż on, mogą przekonać tylko kogoś takiego jak on sam. Tylko Sunset słucha, słucha i chyba mu wierzy. Szef bandytów póki co nie zdradza oznak bycia totalnym cynikiem albo pełnym uroku psychopatą. Zdziwił się nawet, jak Sunset potraktowała jej przyjaciółka, Rarity, która miast się nią zaopiekować, zaprowadziła do piwnicy, kazała torturować a potem wielokrotnie zgwałcić… Znaczy kazała ją zgwałcić raz, tylko że wielokrotnie. Wcześniej dała jej jednak soczystego całusa w usta. Szef bandytów nie rozumie dlaczego jego dziewczyna tak się zachowuje, chociaż oczekiwał innego zachowania po niej, wszak jak już wspomniałem Rara i Sansa są psiapsiółkami! I wiecie co, to by świetnie działało jako metoda dobry policjant, zły policjant. Niestety dowiadujemy się, że Rarity nie zachowuje się normalnie. A normalnie Rarity dba o to by w kryjówce bandytów było miło i przytulnie. Otrzymujemy naprawdę (nie ma w tym sarkazmu) wzruszający fragment o tym jak ceruje kryminalistom płaszcze, przyszywa brakujące guziki i tak dalej. Niestety otrzymała ona w prezencie jakiś wisiorek znaleziony w strefie, który powoduje, że biedaczka nie może spać i zachowuje się jak… w zasadzie zachowuje się jak wariatka, skoro kłuje swego chłopaka nożyczkami w rękę bez powodu. Ów amulecik, który znaleziono w Zonie a który jej podarowano, wywołuje chyba też napady homoseksualizmu. Ciekawe… Niestety na zakończenie rozmowy pomiędzy Sunset a przywódcą bandytów ten znowu prosi Rarity aby się nią zaopiekowała. Oczywiście, przecież wiązanie przyjaciółki i trzymanie jej tak cały dzień aż się posika jest trochę krępującą sytuacją ale tak jak zaatakowanie swego chłopaka nożyczkami nie może powodować, że damy to zadanie komuś innemu. Prawda? Dziwne, że dopiero teraz myślę, że Mnich, czyli dowódca bandytów to chyba jest idiota i debil, debil i idiota i nie piszcie mi, że nie jest możliwe! W armii Franciszka Józefa osoby z lekkimi upośledzeniami umysłowymi mogły dosłużyć się stopnia kaprala. Ponadto skrótowość opisów zaczyna mnie niepokoić. Mam nadzieję, że to dosłowny opis jego umiejętności a nie przyspieszenie akcji z pominięciem opisu jak Duch dokonał tego wyczynu bez zwracania na siebie uwagi. Podsumowując, rozdział trzeci jest nie tylko nużący ale wręcz stawia pytania odnośnie powodów takiego a nie innego zachowania postaci. Nie mam pretensji do Rarity, ale mam mnóstwo pytań co do Mnicha.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Utwórz nowe...