Zabierałem się do przeczytania „Pewnej podróży” trzy razy. Dopiero za trzecim razem udało mi się ukończyć ten tytuł w całości. Jest to tekst tak dziwny, że mam duże wątpliwości czy powinien się ukazać na stronie niepoświęconej szeroko rozumianej awangardzie literackiej.
Historia rozgrywa się w tzw. Monie a jej bohaterami są trzy kuce, Sta, Nihil i Linka. Nieprzypadkowo napisałem to w tej właśnie kolejności. Mona to swoiście rozumiana zona, która może pod pewnymi względami przypominać tą z „Pikniku na skraju drogi” lub gry S.T.A.L.K.E.R: Cień Czarnobyla. Muszę tutaj oddać autorowi to, że nie pomimo inspiracji stworzył coś zupełnie innego. Zarazem Mona jest czymś co kojarzy się z czymś czytelnikowi ale tym nie jest. I to jest dobre podsumowanie charakteru tego utworu. Bo fanfik tak naprawdę cały czas rozprawia o tym co czymś się wydaje a czym być nie musi.
Mnie „Pewna podróż” przypomina nieco anime Ergo Proxy względnie gatunek literacki nazywany powieścią filozoficzną. Problemem jest to, że utwór się bardzo ciężko czyta. Nie dlatego, że styl autora jest zły czy też tekst posiada olbrzymią ilość błędów ortograficznych. Nie, tych jest tutaj niewiele, nawet linie dialogowe i didaskalia zaczynają się od półpauz. Nawet tutaj jednak znalazł się eksperyment formalny w postaci łacińskiej składni. Ale jest ich tutaj dużo, dużo więcej. Właściwie cały tekst jest eksperymentem.
Czasami autor daje się ponieść strumieniowi myśli, przechodząc od jakiegoś faktu do porównania, ciągnąc je zaskakująco długo:
Tego rodzaju przykładów jest więcej. Dobrze, jeśli nie wychodzą one poza świat kucyków. Bo dzieje się to bardzo często:
Powoływanie się na bohaterów literackich też się zdarza:
Gwoli ścisłości, Roland, wraz z towarzyszem wytłukli kilkaset tysięcy Saracenów. Nikt ich nie sprzedawał. Jednak stwierdzam, że są one właściwie niepotrzebne. Nic nie wnoszą do utworu, spowalniają jego tempo i sieją chaos w umyśle czytelnika. Poza tym pojawiają się też tutaj inne postacie. Z powieści, historyczne itd. Do tej pory nie doszedłem jaką rolę w historii odgrywa hrabia Aleksander Wielopolski.
Jednym z problemów tekstu jest częste zwracania się autora do czytelników. Innym porównania do całkowicie nieznanych kucykom technologii:
Są też inne rozważania, bardziej ogólne:
Nie trzeba wiele by autor, zaczął je snuć. Czasem wystarczy po prostu wzmianka, że:
A one idą cały czas.
W efekcie tych opisów, bardzo mało wiemy o Monie. Widzimy w głowie Zonę, ale... ona jest bardzo słabo opisana. Nic ją nie wyróżnia, poza mgłą niczym z Silent Hill, którą nie są w stanie przepędzić potężne wiatry. Anomalie są, ale nie zabijają, potwory są, ale w sumie też nie grożą naszym bohaterom. Jedna scena walki z monstrum dzieje się we śnie. I jest to sen tak opisany a przejście do przebudzenia jest tak gwałtowne, że czytelnik prawie na pewno się pogubi.
Jeśli Mona nie przypomina Zony, to każde inne słowo także traci na znaczeniu:
Każde nasze doświadczenie jest w Monie kwestionowane, chociaż głównie przez autora a nie przez jak ona działa. Odnoszę bowiem wrażenie, że Mona żyje wedle jakichś zasad, ale tylko autor je zna. Bardzo też niechętnie się nimi dzieli. W efekcie świat się wydaje taki ubogi. Akcji tutaj jest bardzo mało, wiele z tego co się dzieje może się zaś nie dziać, być tylko wytworem umysłów bohaterów.
Co zresztą o nich wiemy? Mają bardzo niekucykowe imiona. Nihil i Sta się łączą w słowo Nihilista a Sta i Linka w... Stalinka? To chyba taka rosyjska wódka, ale nie jestem pewien. O dziwo są oni raczej słabo zarysowani. Linka jeszcze posiada jakiś charakter, ale Sta i Nihil wydali mi się trochę nijacy. To ciekawe, że posiadają oni dopracowaną przeszłość czy marzenia ale bardzo rzadko wykazują się jakimiś cechami charakteru. Wspomnę jeszcze, że samą ich motywację do działania i wejścia do Mony uważam za pretekstową.
Jak wspomniałem na początku „Pewna podróż” jest powieścią filozoficzną. Nie widzę jednak systemowego podejścia do autora, względnie widzę ale polega ono na kwestionowaniu znaczenia słów lub rozszerzania ich znaczenia aż je tracą. Sądzę, że przykładem tego ostatniego jest wspomniane drzewo i zapałka. Sądzę, że myśli te można by zapisać jako anegdotki i wcale nie potrzebują opowieści o trzech kucach w Monie by istnieć.
Czy polecam? Jako wstęp do twórczości Ziemniakforda? Nie! To utwór, mam wrażenie, mający przetestować najdalej posunięte granice autora w formułowaniu myśli a nie opowiedzieć jakąś historię. Lepiej będzie sięgnąć na początek po „Jak podbić Equestrię”.