Spojlery
Komedia, której nie można oddzielić o zawiłości dzisiejszej rzeczywistości. Opowiadanie dotyczy kwestii, które wielu ludzi może triggerować, gdyż dotyczy płciowości i ról społecznych klaczy i ogierów, a także aspektów językowych, które w oczywisty sposób nawiązują do toczącej się już od lat debaty nad feminatywami w Polsce. Niegdysiejsze żeńskie nazwy zawodów i pozycji społecznych zdążyły zaniknąć, a teraz znowu powracają. Tak! W drugiej RP używano tego więcej niż dzisiaj, ale kobiety nie chciały tych żeńskich końcówek, żeby nie odróżniać się od mężczyzn, by się z nimi zrównać. Teraz kobiety chcą wrócić do feminiatywów, żeby odróżnić się od mężczyzn... by się z nimi zrównać.
Anyway, Big Mac idzie do baru i nie jest to początek kiepskiego kawału, ale naprawdę tam idzie. Dowiadujemy się, że ma ciężki dzień, po czym dosiada się przypadkiem do Soarina. Widzą Spike'a, który niesie jakieś tam bibeloty Rarity, co jest początkiem rozmowy na temat, powiedzmy; historycznej roli płci męskiej w Equestrii i jej umiejscowienia w hierarchii kucyków. Soarin jest przekonany, że jego płeć jest niedoceniona, że brakuje ogierów piastujących ważniejsze funkcje, że wręcz nagminnie umniejsza się osiągnięcia ogierów, aby nie wypadli oni lepiej pod jakimkolwiek względem od klacz. Big Mac na swoim przykładzie, początkowo sceptycznie nastawiony, powoli zaczyna się przekonywać do twierdzeń członka Wonderbolts. Podczas tych rozważań dołącza do nich stary podmieniec-filolog interesujący się equestriańskim. Od tego momentu rozpoczyna się właściwa część komedii, jaką jest słowotwórstwo i związane z tym gagi. Tworzone maskulinatywy brzmią zabawnie, również dialogi są fajnie napisane, bo czytając je, ma się w głowie głosy postaci nieświadomych swoich śmiesznych wypowiedzi. Ale również fajnie brzmiał Soarin, który uparcie powtarzał, że mają maretraiarchat, stary podmieniec również dobrze wypadł, będą uprzejmym staruszkiem, no i w końcu Big Mac, napisany jako przyziemny chłop ze wsi. Dobrze się to czytało. Polecam.