-
Zawartość
1435 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Matalos
-
- Ja jestem Twilight Sparkle - odpowiada klacz. Pociera kopytem brodę. - Chodź za mną - odwraca się i odchodzi.
-
- Dobra, czemu nie - odpowiada szczęśliwie czaszka. - Tylko znajdę moje ciało... Nie widzieliście może po drodze takiego szkieletu, łatwo go rozpoznać bo biedactwo chodzi bez głowy...?
-
Uderzam pięścią o stół. - K***a - klnę na cały głos. Zabiję tego gnojka, co miał mi dostarczyć tą wiadomość. Trzy cholerne dni! Straciłem najlepszych ludzi... i nawet o tym nie wiedziałem. Dygoczę z gniewu, czuję jak krew napływa mi do twarzy... Jeśli ten ch*j adiutant, teraz wejdzie do kantyny, to przysięgam, że zginie...
-
- Bo nie macie pojęcia gdzie on jest, ani czy coś mu się nie stało... - odpowiada z wesołkowatym uśmieszkiem. - To jak będzie? - potrząsa wyciągniętym kopytem. - Umowa?
-
Przez chwilę panuje milczenie. Wreszcie, z ciemności wyłania się... quc. Fioletowy, z rogiem na czole. Spogląda na ciebie podejrzliwie i mówi: - Więc... ilu was jest?
-
- Wię robi - przez chwilę w słyszysz tylko delikatny szum, ale nagle odzywa się głos: - Co jest? - to Główny Radiowiec. Najważniejsza osoba u Lunarnych, jeęsli chodzi o chierarchię radiooperatorów. Jeśli właśnie z nim rozmawiasz, uznaj to za szczęście. No i poza tym, to klacz, Vinyl Scratch, dawniej znana DJ-ka.
-
Wewnątrz widzisz... czaszkę kuca. Żywą. Właściwie to ożywioną magią. Wzlatuje w powietrze i mówi: - Woow... Dzięki koleś za ratunek. Nawet nie wiesz, jak długo tam siedziałem. Mów mi Skull.
-
Gem macha ci na pożegnanie i rozpływa się w powietrzu. Schodzisz schodami w dół. Nie jest ich jakoś strasznie dużo, to raczej szybki spacer, a nie męczące zbieganie. W pewnym momencie do twoich uszu dociera dźwięk eksplozji, w powietrzu unosi się zapach ozonu, czyli ktoś kożysta a magii. Schodzisz nieco niżej i widzisz Matalosa. Atakuje wściekle jakąś grupę skał, rozwala je na kawałki. - WYJDŹ Z MOJEJ GŁOWY - wrzeszczy i ponownie wystrzeliwuje promień.
-
- Łaskawie odpowiadam, że tu zostajesz - mówi Cawdie, już nieco bardziej zdenerwowany. - Jaki jest sens, w dawaniu się złapać? Nie lepiej nabrać sił, a potem zrobić coś większego? Coś, co się przyda?
-
Changelingi chcą coś jeszcze powiedzieć, gdy nagle między nimi a tobą pojawia się Noc. Wraz z wielgachną miotłą. - Spadać! - krzyczy. - Psujecie całe przedstawienie! - zaczyna rozganiać podmieńce miotłą. W pewnym momencie zatrzymuje się i odwraca. Uśmiecha się, od ucha do ucha, a jego oczy błyszczą niepokojąco. - Zaczyna się... - mówi. Luna ponownie zaczyna trząść się. Wygina plecy w łuk, oczy ma szeroko otwarte, pysk zastyga w grymasie bólu. Wiązki energii zaczynają ją otaczać, odpychają ciebie. W pewnym momencie księżniczka znika, zamknięta w czarnej, nieprzeniknionej bańce. Noc drapie się po głowie, patrzy na jakąś rozpiskę. - Zaraz... Zaraz... - zaczyna. Nagle promień ciemnej energii odrzuca go gdzieś daleko. Bańka z uwięzioną księżniczką zaczyna wystrzeliwać na wszywtkie strony promienie, jednak żaden nie jest wymierzony w ciebie. Wtem następuje krótki błysk. Gdzy odzyskujesz wzrok, widzisz, że zarówno bańka, jak i księżniczka zniknęły. Teraz, na ich miejscu jest wysoka, odziana w czarną zbroję, z niebieskimi, gadzimi oczami, klacz. Uśmiecha się obłąkańczo i mówi: - Nightwing... Twoja ukochana... WRÓCIŁA - rzuca się na ciebie, z szeroko otwartą paszczą.
-
Z ciemności rozlega się agresywny syk. Po chwili z mroku wychodzą... Changelingi. Widzisz tylko dziesięciu, ale w mroku może kryć się ich więcej. Ustawiają się w szeregu przed wami i jednym głosem mówią: - Nightwing. Puść ją, zanim komuś stanie się krzywda. Nie chcemy ciebie skrzywdzić, chcemy ci pomóc... Luna drży w twoich kopytach. Wtula się w ciebie mocniej, jak gdyby szukając ochrony...
-
Pomimo twoich słów księżniczka dalej panikuje. Gdy ją przytulasz, czujesz że przestaje się trząść, oddycha głośno... Czujesz ciepło jej ciała, tą bliskość... Wtem do twoich uszu docierają ciche szepty... - Jesssst tam... - Zabić ją... - Za to, co przeszliśmy... Słyszysz też zbliżające się kroki... Około stu kopyt miarowo wybija rytm, maszerując w waszą stronę.
-
- N-nie o to chodzi - odpowiada Luna, wyraźnie przerażona. - Nie czujesz tego drżenia? Nie słyszysz tych okrzyków? Księżniczka zaczyna się trząść, rozgląda się w panice.
-
- Noc... To wariat... - mówi Luna przytłumionym głosem. - Kiedyś, był bardzo potężnym alicornem, wraz z rodzeństwem podróżował między wymiarami. Pewnego dnia... cała trójka oszalała. Nikt nie wie czemu. Musieliśmy... - Luna nabiera powietrza - ich zabić - wydusza księżniczka. - To był męczący pojedynek... wiele niewinnych zginęło... ale udało nam się... Wtem coś z ogromną prędkością przejeżdża za księżniczką. Przypomina ci to pociąg... Cały zrobiony z metalu, widzisz niebieskie rozbłyski na jego powierzchni, gdy tak mknie przez ciemną przestrzeń. Pociąg znika w niebieskim portalu, tak nagle jak się pojawił. Na jego miejscu pojawia się Noc. - Jasna cholera!!! - wrzeszczy. - Nigdy się nie nauczą, że tędy się nie jeździ, czy jak? Odwraca się w waszą stronę. - Przepraszam za to - mówi, kłaniając się dworsko. - Niekiedy tak... coś mi wkracza do głowy, wiecie jak to jest. Ale ten idiota oczywiście zasuwa z najwyższą prędkością, jeszcze bez uprzedzenia... Jego poprzednik miał trochę kultury... Noc znika tak nagle, jak się pojawił. Luna spogląda na ciebie wystraszona. - Czujesz to? - pyta, głosem pełnym strachu.
-
- Nie wiem... - odpowiada. - widziałam tylko, jak znikasz w kuli światła... A potem znalazłam się tutaj... Coś... coś jest nie tak z tym miejscem. Jest go... za dużo... - mruczy coś pod nosem. - Nightwing - zwraca się do ciebie. - Nie wiesz, gdzie ten wariat mógł nas przenieść?
-
Zaklęcie białego jednorożca trzyma ciebie mocno. - Tak... umieranie - parska Cawdie. - W tym stanie, jak tylko znajdą ciebie straże zginiesz. Poczekaj tutaj kilka dni, potem ci pomogę się wydostać.
-
W jednym momencie włosy różowej klaczy oklapły. Pinkie skuliła się i zaczęła płakać. Wtem słyszysz kroki zza siebie. Odwracasz się i widzisz... księżniczkę Lunę. Wydaje się być czymś bardzo zmartwiona, chodzi w koło, mruczy coś pod nosem. Na chwilę podnosi głowę, spogląda na ciebie raz i wraca do poprzedniej czynności.
-
- Och... różne rzeczy - odpowiada Pinkie z wariackim uśmiechem. - Orzechy...Wiórki kokosowe... polewę tęczową... takie tam... Odsuwa tacę i spogląda na ciebie. - Nie chcesz ich zjeść? Naaaaaapewno? - przekręca głowę przy ostatnim wyrazie.
-
Po chwili kopania twoim oczom ukazało się małe pudełko. Drewniane, z metalowymi zakończeniami.
-
Jeden z kamieni unosi się. Nie widzisz żadnego mechanizmu, ale to nie jest zbyt istotne. Pod głazem znajduje się przejście, prowadzące w dół. - Dalej musisz iść sam - mówi Gem. - Zrób coś Matalosowi w moim imieniu. Walnij go mocno w łeb, dobrze? - pyta z uśmiechem.
-
Brama otwiera się bezszelestnie. Robisz kilka kroków do środka i nagle rozlega się chichot... Z ciemności wyłania się Pinkie Pie. Niesie ze sobą naręcze babeczek, ich zapach jest... niepokojący. Nie wiesz o co dokładnie chodzi, ale nie podoba ci się on. - Oooo witaj! chcesz spróbować moich babeczek? Są doskonałe! - krzyczy i podbiega do ciebie, podsuwając ci tacę pod sam nos.
-
Cawdie magią zatrzymuje ciebie w miejscu. - Nigdzie nie idziesz - mówi stanowczo. - Jesteś za słaby, a poza tym, gdzie chciałbyś teraz iść, co?
-
Ta... magazyn sprzątaczy raczej mi się nie przyda... Otwieram drzwi do modułów zasilających.
-
Strzelam palcami u rąk. Jak mają w łapkach coś takiego, to penie zwiększą obronę w centrum. Ciekawe, czy zrobili to kosztem przedmieść, czy mają jakiś inny pomysł. - Sir, wiadomo już coś o liczebności wroga? Mój adiutant ma w głębokim poważaniu to o co go proszę. Do teraz nie dostałem statusu osobowego "Rosemary", wie pan co się z nią stało - wspominam dość nieprzyjemny wypadek, kiedy to mech z mojej drużyny eksplodował. Dwóch zginęło, reszta załogi skończyła z poważnymi oparzeniami. Do dzisiaj ten kretyn nie przyniósł mi rozpiski ze szpitala. Trzy dni już czekam na to i za każdym razem słyszę "Zaraz..."
-
Gdy tylko uchylasz powieki Alicorna i spoglądasz w jego żółte oczy, wszystko znika. Świat ogarnia ciemność. Unosisz się w pustce, nie widzisz nic poza czernią. Wtem, w wielkim błysku pojawia się para żółtych oczu. - Nightwing... - rozlega się głos Noc'a. - Witaj w moim umyśle... Ciekawie tutaj, co? - rozlega się głośny rechot. Koło ciebie, wyłaniając się z ciemności, wyłaniają się drewniane drzwi. Są olbrzymie, trzy razy większe od ciebie. - Powodzenia - rozlega się głos Noc'a i oczy znikają.