Skocz do zawartości

W.B.

Brony
  • Zawartość

    107
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    3

Wszystko napisane przez W.B.

  1. Czy to zwierzę ma pióra?
  2. Najwięcej radości sprawiało mi zawsze szwendanie się nocą ze statywem po mieście i robienie zdjęć ulic i budynków. W mroku zabytkowe kamienice prezentują się wyjątkowo i samo patrzenie na nie sprawia mi radość. Super szczęśliwe uczucie mam podczas jazdy na rowerze z dużą szybkością, taka radosna wolność. Mam też tak podczas słuchania niektórych utworów muzycznych. Obecnie najwięcej frajdy sprawia mi obserwacja pierogów odgrzewanych w czajniku (tak śmiesznie się kotłują) oraz zabawa z moimi kotami i opieka nad całym zwierzyńcem. Czasem jeszcze rysowanie lub pisanie, ale cała wena ze mnie uciekła kilka miesięcy temu i jeszcze nie udało mi się jej znaleźć.
  3. W.B.

    Wyżal się.

    Ja staram się jeść mięso rzadko, jeśli wiem co jadło i w jakich warunkach żyło. Te ze sklepu to czasami nawet moje koty nie chcą dotknąć. Antybiotyki, chemia, ale to jest bardzo obszerny temat. Ludzie obrażają ludzi nie jedzących mięsa, przebywam w towarzystwie gdzie nie ma nikogo nastawionego pozytywnie, ani nawet neutralnie do wegetarianizmu. Tacy ludzie nikomu nie szkodzą, przynajmniej mnie się tak wydaje, ale wielu twierdzi że to zaraza i trzeba to tępić. I wszyscy spłycają do "biednych zwierzątek", bo taka jest moda, a tu chodzi o zdrowie, nasze i środowiska w którym żyjemy.
  4. Gdy nastaje noc odpalam po raz n-ty tą samą kasetę lub płytę, gotuję pierogi ruskie z "Biedronki" w moim niezawodnym czajniku, biorę z podłogi jakąś książkę, a jak mi się odechciewa czytać to zabieram się za rysowanie, origami, haftowanie, wyszywanie, skrobanie lub tworzenie innych pierdół które i tak lądują w koszu lub obok. Wspominam też moje długie samotne nocne szwendaniny po mieście na które nie mogę sobie teraz pozwolić. Gapię się w okno i wymyślam różne sposoby na wyjście nim, ale wciąż zastanawiam się jak wejść z powrotem. Myślę też nad sensem życia. Zdarza mi się pisać lub rysować zwęgloną zapałką na ścianie.
  5. W.B.

    Wyżal się.

    Zignorowałam pierwsze objawy zapalenia pęcherza i teraz mi się dostało. I jeszcze mrozy nie pomagają, szczególnie gdy jadę rowerem przez 15 minut na dworzec,a koty porwały i schowały wszystkie moje rękawiczki.
  6. Przyczyną niewydolności nerek u kotów w wieku średnim jest niestety najczęściej sucha karma. Jak sama nazwa wskazuje, jest sucha, a co za tym idzie odwadnia. Koty są przystosowane do pobierania wody z pokarmem, a mając chrupki nie piją jej wystarczająco. Kończy się to problemami z układem wydalniczym. U niektórych wcześniej, u innych później. Do tego są tam rzeczy których nie powinno być w kociej diecie. Myślę że założę niedługo osobny temat o błędach jakie popełniają właściciele kotów, nawet gdy wydaje się im że wszystko mają opanowane, głównie chcę poruszyć tematy żywieniowe, ale muszę zebrać materiały, potrzebuję dużo mocnych argumentów.
  7. Moja kotka wychodzi ze mną na smyczy. Zabieram ją gdy jest ciemno, dziura w której mieszkam pustoszeje bardzo szybko. Kot wyprowadza mnie po parku, zmusza do skłonów pod kolczastymi gałęziami i skakania przez rowy. Ciekawe doświadczenie, ale nie każdy kot się do tego przystosuje. Interesują mnie ptaki na które koty polują. Nierzadko są to rzadkie gatunki zagrożone wyginięciem. Wszystkie gatunki w Polsce na które poluje kot są pod ochroną całkowitą. Wypuszczając kota z domu nie tylko narażamy zdrowie jego i swoje, a także przyczyniamy się do spadku liczebności rodzimych gatunków. Jest taka historia, że facet, chyba latarnik, nie pamiętam, miał kota i puszczał go samopas. Kot przyniósł mu ptaka. Okazało się że to nowy gatunek. Endemit. Potem kotek przyniósł do swojego właściciela wszystkich lub prawie wszystkich przedstawicieli tego gatunku i już go nie ma na tym świecie. Co do mniejszego ruchu na wsi, w zeszłym roku widziałam małego kotka ok 3 miesięcy, leżał martwy na środku drogi w wiosce gdzie są tylko 4 domy i dziurawy asfalt. Jeden samochód na pół godziny. Kotek był czarny, więc możliwe że został rozjechany celowo. Równie kontrowersyjnym tematem jest żywienie kotów, to mięsożercy, wszystkie karmy dostępne stacjonarnie w sklepach są złożone w 95% ze składników nieprzyswajalnych dla kotów. Dlatego ich kupy tak śmierdzą i gubią tyle sierści, chorują na nerki i pęcherz (sikanie poza kuwetą jest objawem choroby). Wielu ludzi nie wie że trują swojego kotka dając mu suchą karmę, ale to nie temat do tego
  8. Gryzonie ze sklepów zoologicznych można nazwać pseudohodowlą. Wycieńczone, rozmnażają się aż do samej śmierci. W ciasnym akwarium mieszkają nierozdzielone samce i samice. Nie mówię o wszystkich sklepach, na pewno istnieje jakiś inny, ale osobiście nigdy takiego nie spotkałam. Ryby poupychane masowo w ciasnych akwariach, źle dobrane gatunkowo i obgryzające sobie płetwy, mnożą się na potęgę. Ptaki ze sklepów zwykle też są z wadami lub chore, ich pochodzenie też nie jest zbyt ciekawe. Kupiłam kiedyś modliszki od jakiegoś podejrzanego kolesia, który się upierał że kasa nie dotarła. Musiałam mu wysłać dowód przelewu. Po tym się nie upierał i wysłał, ale zwykłym listem, wszystkie w jednym opakowaniu z jakimiś kawałkami słomy. Pomylił gatunki, dał o jedną za dużo. Były jakieś wątłe, słabe. Okazało się że to też jakiś pseuduch, nie tylko od modliszek. Ma ogromny wybór, czasem naprawdę rzadkich gatunków o nieznanym pochodzeniu. Jeśli chodzi o robale, polecam zamawiać u ludzi z forum Terrarium.pl, są tam prawdziwi hodowcy. Mam znajomą która specjalnie rozmnożyła swojego psa, żeby "mieć śliczne krótkonogie szczeniaczki". Tyle jej nawijałam o kastracji i bezdomności, ale powiedziała: "Ja jestem ze wsi, na wsiach jest inaczej." Na wsiach zwierzęta nie są inne tylko ludzie. Po czym rozpoznać pseudohodowlę kotów? W wielu przypadkach kocięta wydają przed ukończeniem 12 tygodni. A 12 tygodni to minimum. Kotki mają jeszcze nieukształtowaną psychikę, mogą mieć potem problemy natury behawioralnej. Ludzie nie mają świadomości o kastracji, większość jest przeciwna, dostając zwierzaka z hodowli/schroniska jest już wykastrowany, zaszczepiony, dlatego cena jest tak wysoka. Ale warto, leczenie zwierzaka z pseudo często przerasta cenę kilku rasowych szczeniaków. A kasa leci.
  9. W.B.

    Nasi pupile

    Pochwalę się moim zwierzyńcem. Kidyś było tego sporo, teraz nawet nie mam ćwiartki tego co kiedyś. Opieka nad tak ogromną liczbą zwierzaków jest męcząca, cały wolny czas na to idzie. Zacznę od tego co mam obecnie. Kotka Pyra, nazywam ją czasem Flegmą. Znalazła ją moja mama, gdy miała miesiąc. Wpadła do silosu w stodole. Z tego powodu, że została o całe 3 miesiące zbyt wcześnie odłączona od matki ma pewne odchyły i zaburzenia behawioralne. Nie ma typowo kocich zachowań. Boi się dźwięków takich jak samochody, ludzie, ale fajerwerki jej nie przeszkadzały. Często przez okno, gdy przejeżdża samochód, wskakuje na parapet i warczy na niego. Zabieram ją czasem na spacery do parku, kiedy jest ciemno i nie ma ruchu. Musi być ciepło, ma kiepską odporność, ale dostaje drożdże piwne na wzmocnienie. Mała Greta to córka Pyry. Z jej pojawieniem się na świecie wiąże się dość dziwna historia. Wyjechałam w zeszłym roku za granicę. Kotka musiała zostać z kimś, a że nie mam żadnych bliskich znajomych została z moimi dziadkami. Dziadki wywiozły kota na wieś (a wiedzieli że nie wolno wypuszczać) i zostawili. Dawali jej jedzenie raz na tydzień. Kiedy wróciłam podbiegła do mnie i wbiła mi pazury w spodnie wrzeszcząc przeraźliwie. Była o połowę mniejsza, koszmarnie charczała i kaszlała, ciekło jej z nosa i oczu.Rano okazało się że krew wylewa jej się z dróg rodnych, cały parapet i blat były we krwi. Weterynarz si ę zdziwił jak ją zobaczył. Dostała serię zastrzyków, była w ciąży, ale nie można było zrobić kastracji aborcyjnej ze względu na stan zdrowia. Wcześniej też się nie dało wykastrować, bo jej stan nie pozwalał. Udało się i tak urodziła się Mała Greta. Rano, kiedy wstawałam z łóżka, odsłoniłam koc i zobaczyłam że między moimi nogami jest Pyra, wody płodowe i zakrwawiony koci noworodek. Przeniosłam je do transportera, wszystko działo się u rodziców. Był początek października Pojechałam do dziadków, gdzie mieszkam. Codziennie budziłam się z kotkiem na szyi, Pyra przynosiła mi go. Często też kładła go na dywan i nawoływała żeby podszedł ale on jeszcze nawet nic nie słyszał. Teraz ma 5 miesięcy, wciąż ssie cycka, ma ADHD i boi się ulicznych dźwięków tak bardzo, że przy pierwszej próbie wyjścia na szelkach zsikała się na schody. Żółw stepowy Franklin, znajda z miasta. Najprawdopodobniej zostałby stratowany przez przechodniów lub przejechany przez samochód. Jako że jest to znajdek nie mam na niego papierów, czyli nie mogę go wozić za granicę. Jest jeszcze mały, ma 12 cm. Mieszka w terrarium długości 80cm, ale z czasem zmienię mu na 130cm, jak trochę podrośnie. Specjalnie dla niego przywiozłam własnoręcznie zebrane i wysuszone zioła z rosyjskich stepów, ale on wybrzydza. Nie lubi suchego. Nie mogę go zimować, nie mam warunków. Ptaszniki. Mam 12. Na zdjęciach samica C. versicolor i samica G. rosea "red" (sprzedana). Mam jeszcze A. geniculata, jest tak wredna że nie mogę sprawdzić płci, samicę B. albopilosum i maluszki K. brunnipes, T. violaceus (kiepsko znoszą temperatury poniżej 10 stopni), Hapalopus sp. Columbia, N.chromatus, L.parahybana, P. reduncus, B. smithi, N. incei, G. rosea. Dość kiepsko z nimi, zeszłej zimy wymarzły 3, teraz 1, ale nic dziwnego skoro galaretka tężeje bez użycia lodówki. To tyle. Ale kiedyś było więcej. Przed przeprowadzką. Oto żółwica Frania. Miała cztery lata kiedy ją dostałam. Została kupiona w zoologicznym jako prezent dla synka. Bardzo szybko urosła, zaczęła wypełniać całe akwarium 10l w którym mieszkała. Miała zawsze 4 cm wody, nie było części lądowej, oświetlenia, do jedzenia te paskudne granulki. Synkowi się znudziła. Akurat wtedy pracowałam w sklepie, a ona w barze obok. Zapytała czy nie chcę żółwia. Powiedziałam że tak. Żółw dostał akwarium 130l, wodę zmieniałam mu co 2 dni (nie mam filtra zewnętrznego), kupiłam żarówki, miała ląd, dostawał prawdziwe rybie mięso do jedzenia. Miała krzywicę. Po 8 miesiącach powędrowała do stawu 18 000l u takiego faceta który ma dużo takich żółwi. Staw jest odpowiednio zabezpieczony, żółwie nie uciekają. Miałam też gryzonie przez kilka miesięcy. Czasem jak widzę na Olx jakieś ogłoszenie z miasta w którym mieszkam, że oddam za darmo jak najszybciej, a na zdjęciach sytuacja wygląda nieciekawie zgłaszam się i trzymam te zwierzaki przez jakiś czas. Ze szczurami niestety musiałam się rozstać, choć zawsze marzyły mi się takie ( mam klatkę 95x50x95, wejdzie 5 szczurków) Było też 5 myszoskoczkó, 7 chomików dżungarskich, 3 roborowskiego, x myszy. Samiec przepiórki chińskiej, miałam go przez pół roku. Komuś uciekł, nie miał obrączki. Wrzeszczał w nocy,a głos miał bardzo donośny. Karaczany hodowałam jako karmę dla ptaszników i skorpiona (sprzedany), ale były też ozdobą, ponieważ są wyjątkowo piękne. Miałam 4 gatunki, ale skarmiałam tylko madagaskarskie. Teraz nie mam , bo jest tu zbyt zimno. Miałam hodowlę straszyków kilka lat temu, 20 różnych gatunków. Wszystkie sprzedałam, kiedy trzeba się było wyprowadzić. Miałam też modliszki, 3 gatunki. Niestety nie zdążyłam nawet ich rozmnożyć. Szarańczę kupiłam na karmę dla pająków, ale były zbyt piękne :-) Miałam akwarium 100l, a w nim 2 bojowniki , 15 zwinników blehera, 1 zbrojnik niebieski i swobodna populacja zatoczków i rozdętek. Na zdjęciach Zawisza Czarny (ten ciemny) i Król. Teraz jak na to patrzę to dużo tego było. Oczywiście nie mogę pomijać mojego św. pamięci psa, rudego setera Bima (1998 - 2013). Niestey jego zdjęcie tu nie wejdzie, a nie chcę robić kolejnego posta. Był wyjątkowym kanapowym leniem, bał się odkurzacza, kochał podróże samochodem. Wiecznie ciekawska łajza, był naprawdę wspaniały.
  10. W.B.

    Kołysanki

    Ja nigdy nie widziałam żadnego filmu z Barbie, ale pamiętam "Ostry dyżur" :-D Wygrzebałam coś takiego. Pamiętam jak mi moja mama śpiewała inną kołysankę, też po rosyjsku, o wilczku który ugryzie mnie jeśli nie zasnę, jak widać takie zabiegi działają.
  11. Sprzedam wojskowe paski polskiej produkcji, są solidne, wytrzymałe, a nawet wieczne. Mam na zbyciu cały worek cieńszych pasków, jeden gruby zielony z fajną klamrą (starszy) oraz pas Bundeswehra, bardzo fajny, jakoś tak poprzerabiany, że jest wyjątkowy. Bardzo polecam, mogę wysłać zdjęcia zainteresowanym, szczegóły do uzgodnienia. Mam też na sprzedaż hełm niemiecki wz. 42, stan paskudny, wykopek (90zł), telefon radziecki polowy TA-51 zepsuty (15zł), maski przeciwgazowe radzieckie GP-5 rozmiar 2 i 3 z torbami i innymi pierdółkami (20zł/szt), zabytkową lampę od zabytkowego roweru (30zł), same torby do masek przeciwgazowych, uszkodzoną siatkę na hełm. Serdecznie polecam i nie ukrywam że potrzebuję kasy na leczenie i kastrację moich kotów. Pozdrawiam.

    1. Syrth

      Syrth

      Mogę prosić o zdjęcia na PW? Najlepiej wszystkiego. Ale od razu mówię że raczej, o ile w ogóle się na coś zdecyduje, to szybko to nie będzie.

  12. W.B.

    Wyżal się.

    Dzięki za propozycję, jeśli skorzystam to znaczy że już jest naprawdę coś nie tak ze mną.
  13. W.B.

    Wyżal się.

    Sytuacja jest o tyle skomplikowana że babcia ubzdurała sobie że ze mną trzeba uważać ja z jajkiem. Wszystko dlatego że boi się mojej mamy, która, gdyby coś mi się stało, miałaby przyjechać i tak ją zrugać, że aż dostałaby zawału. Tak się boi, że kiedy przekazuję jej pozdrowienia od rodziców to się obraża i płacze. Aby wyjść z domu muszę sprecyzować dokładnie miejsce, cel, przyczynę, dlaczego akurat tam. Raz doszło do sytuacji gdy chciała zgłosić zaginięcie, gdy przyszłam później niż zapowiadałam. Wczoraj dowaliła: -Babciu, a jak zrobić taką zupę wiśniową? - zapytałam, aby wyjść z niezręcznej ciszy. -Z wiśni. I tu się skończyła rozmowa. Zamierzam studiować, o ile mnie gdzieś przyjmą. Albo w Rosji, albo w Polsce. Ale to zależy od przypisania ziemi i sprzedaży sadu. Nie szukam rady, ponieważ nie istnieje w tym przypadku jakaś bardziej sensowna niż taka, by czekać na rozwój wydarzeń. Miło mi było wyżalić się przed obcymi ludźmi, to całkiem interesujące doświadczenie. Zwykle to mój brat wysłuchuje narzekania.
  14. W.B.

    Wyżal się.

    Chętnie bym tak zrobiła ale nie mogę, ode mnie zelżą losy finansowe całej rodziny, czyli to czy przypiszą ziemie czy nie i muszę jeszcze sprzedać sad. Język znam, jestem w połowie Rosjanką, dlatego nie mam tutaj nikogo z kim trudno byłoby mi się rozstać. Zaskakujące jak ludzie szybko zmieniają nastawienie, gdy dowiedzą się o pochodzeniu. Jeśli wszystko potoczy się zgodnie z planem to w sierpniu już mnie tu nie będzie. Na wynajęcie mieszkania mnie nie stać, dlatego tak bardzo zależy mi na ziemi i sprzedaży sadu. Niby mało czasu zostało, ale nikt nie wie jak potoczą się wydarzenia, a niepewność jest dobijająca. Może to straszne, ale zawsze czai się we mnie taka nadzieja, że kiedy wyjeżdżają gdzieś samochodem, to już nie wrócą. Dziadek ma zaćmę i jaskrę, mimo zakazu lekarza wciąż prowadzi auto. To jest jedna z tych sytuacji bez wyjścia, gdzie trzeba czekać na rozwój wydarzeń na które właściwie nie ma się wpływu. Powoli się kończę, czuję to. Zazdroszczę ekstrawertykom, za to że nie lubią samotności.
  15. W.B.

    Wyżal się.

    Już drugi rok mieszkam z dwójką najbardziej upierdliwych ludzi świata. Dwójka starców z gatunku "Jestem starszy, dlatego wiem więcej na każdy temat". Traktują mnie jakbym była nieletnim, bezbronnym i nieporadnym dzieciątkiem, chociaż doskonale wiedzą że w poprzednim miejscu zamieszkania żyłam okresowo sama. To było piękne życie, jadłam gdy zgłodniałam, nie miałam presji. Od zawsze nikt mnie nie lubił, nie było tematów do rozmów. Samotność weszła mi w nawyk i jest mi potrzebna. Wcześniej, gdy nie mieszkałam sama, nie miałam ograniczeń. Wychodziłam sobie i mogło mnie nie być długie godziny, nikt się nie czepiał, rozmowy były na luzie. Przykład z grudniowej rozmowy kiedy wróciłam cała w błocie: -Gdzie byłaś? (Mama) -A w takiej jednej wiosce 20 km stąd (ja) -Pieszo? -Tak, skrótem przez mokre łąki. -I co tam było? -Ruiny średniowiecznego kościoła, bobry i kilka myszołowów włochatych. -Zaraz będzie obiad. Potem wszystko się posypało. Rodzice wyjechali za granicę jakieś 2100 km do mojego brata (jedynej osoby z którą mogę szczerze i normalnie rozmawiać), mieszkanie zostało sprzedane. Ja zamieszkałam w górnym mieszkaniu domu dziadków. Mam czajnik, panele w jednym pokoju, dziurę przy wejściu do łazienki, wanne, która po napełnieniu wodą spowoduje zarwanie spękanej i wklęsłej podłogi.Temperatura zależy od tego jaka jest na dworze. Jak było -6 to ja miałam 7, w zeszłym roku doszło do 2 stopni. Żeby się wykąpać muszę iść do Nich. Woda jest zawsze tak lodowata że nie czuję skóry głowy. Jedzenie jest wstrętne, nie mam prawa dotykać garnków. Tylko babcia gotuje. Albo nie. Zależy od nastroju. Jak coś upitrasi to jedyną przyprawą jest kminek. Mięso też smażone po prostu tak, bez przypraw. Rosół bez soli, budyń bez cukru. Teraz na szczęście nie robi już placków. Lodówka: cebula leży na szklanej półeczce obok kotleta i zeschniętego makaronu bez przykrycia. Wszystko śmierdzi. Gdzieś w kącie widać czarny pomarszczony twór, który kiedyś był cytryną. Wszystko dlatego że lodówki nie wolno otworzyć na dłużej niż na dwie sekundy - bo się zepsuje. Trzeba szybko wyjąć co się chce i nie zastanawiać się. Denerwujące są rozmowy. Na każde wspomnienie o moich rodzicach babcia wpada w szal, bywa że płacze i rzuca torebką, wszystko na pokaz. Chyba. Ona całe życie kłamała, dlatego obecnie nie jestem w stanie jej uwierzyć w nic. Dziadek stale zaczepia swoimi gadkami, o tym że mieć hobby jest bez sensu, jeśli nie przynosi ono zysków, dlatego powinnam rzucić ornitologię, wyrzucić kolekcje, książki i całe życie poświęcić ciężkiej pracy, aby zarobić jak najwięcej pieniędzy na stare lata. I oczywiście sport trzeba uprawiać, nie taki jak lubię, czyli kolarstwo, kajaki, a coś normalnego. Łyżwy, rolki, bieganie i nic więcej. "Nie ma tak, że nie lubisz czegoś jeść. Jesteś rozpuszczona, bo nie żyłaś w czasach wojny. Ja lubię jeść wszystko, bo muszę. Masz za dużo ubrań, nie poradzisz sobie, wyrzucą cię z każdej pracy, niczego nigdy nie osiągniesz jeśli będziesz biegała za ptakami" - słyszę kilka razy dziennie. Wiadomo że "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą". Dziś zauważyłam że nie wychodziłam w teren od połowy października, nie ruszyłam kolekcji, nie przeczytałam żadnej książki, nie chcę widzieć mojego rowery którym pokonuję codziennie tą samą monotonną trasę. Zaczęłam być obojętna na smaki. Wciąż nie podgrzewam wody z butelki ale to tylko kwestia czasu. W zeszłym roku w drugie święto zachorowała jedna z moich kotek. Takie jej się oko paskudne zrobiło, weterynarze w mieście są kiepscy. Ja jestem prawie bez kasy. Jedyną zaletą życia w tym domu wariatów jest to, że płacę tylko za telefon, internet i połowę za prąd. I tak jestem bez kasy. Dzięki pomocy kilku dobrych obcych osób (o dziwo są jeszcze takie), udało się uratować oko kotki. Dziadek upiera się żeby wyrzucić je na dwór, gdzie ich miejsce, choć wie że zaraz zostaną przejechane. Jedna z kotek panicznie boi się hałasu, nawet gdy otworzę okno biega szukając schronienia. Ale on traktuje zwierzaki jak przedmioty. "Nic się nie stanie jak ją rozjadą, to tylko kot". O części zwierzaków nie mają pojęcia. A mam 2 koty, żółwia stepowego, bojownika, papugę falistą, 12 ptaszników. Ptaszniki marzną tutaj, jeden nie przeżył zeszłorocznej zimy. Udało mi się sprzedać parę rzeczy, teraz mogę zapłacić do KRUS-u. Sprzedaję wojskowe rzeczy z kolekcji mojego brata (dał mi trochę na sprzedaż), jest też sad, ale nikt go nie che. Wrócę jeszcze do mojej samotności. Nie wychodziłam od kilku miesięcy, tak żeby się wyciszyć. Wcześniej w tygodniu wystarczyło parę godzin. Tutaj nie mogę się wyrwać, aby, jak ja to nazywam, napełnić się sensem życia. Sens ucieka powoli, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Teraz już właściwie nic nie zostało. Brak sensu spowodował zanik koncentracji, obojętność (gdy zgubiłam kartę kredytową, ku swojemu własnemu zdziwieniu nie czułam strachu i nawet mi się nie chciało iść szukać), muszę się zmuszać żeby iść spać, nie mogę się oderwać od krzesła. Nie widzę sensu w tym wszystkim, ale chcę go poczuć. Nawet zaplanowałam ucieczkę za dwa tygodnie. Na kilka dni. To głupie że osoba dorosła musi uciekać, ale skoro nie mogą wychodzić, nie widzę innego wyjścia. Te wampiry karmią się poczuciem winy moim i innych osób. Po rozmowie z nimi zwykle spędzam nawet dwie godziny analizując pęknięcie na ścianie. To nie jest normalne. Moi rodzice przyjeżdżają dopiero w kwietniu. Wtedy będę mogła jeździć do nich raz w tygodniu i napełnić się sensem życia gdzieś w lesie. Ale nie wiem ile sensu mi zostanie do tego czasu. Nawet mam koszmary senne z babcią, która mnie porywa i mimo że spycham ją ze schodów, zrzucam na nią rower, to ona i tak pnie się w górę. Jej paranoja i stany lękowe przed sąsiadami zaczynają mnie przerażać. Nie mogę nic m mówić, muszę przytakiwać za każdym razem gdy mówią, że moim rodzicom się nie uda za granicą, że są skończonymi głupkami, że pojechali do Rosji (od razu zaznaczam, że nie jestem szpiegiem Putina, nie jestem diabłem, nikomu źle nie życzę, mam nadzieję że obędzie się bez obelg i wyzwisk). Moją misją jest podlizanie się i skłonienie ich do przypisania ziemi w innym mieście na mojego tatę - ich syna, którego serdecznie nienawidzą. Pojawiły się powikłania, cierpię na bezsenność, nerwobóle, znikąd zaczęły mnie boleć staw biodrowy i kolanowy, odezwała się krzywo wstawiona kostka po urazie sprzed kilu lat.Faszeruję się tabletkami na poprawę nastroju, przeciwbólowymi, różnymi. Nic nie pomaga i nie pomoże dopóki gdzieś nie zniknę. Czas mojego znikania zależy od czasu spędzonego z ludźmi. To jest dość dziwne i trudno to zrozumieć. Po czymś takim myślę że potrzebowałabym przynajmniej trzech dób aby dojść do siebie. Ale teraz nawet nie umiem ocenić. Teraz jestem głodna jak wilk, dalej biję się z myślami, żeby jednak pójść się położyć. Gdyby nie zwierzaki, które beze mnie nie przeżyją nie wiem co by teraz ze mną było. Rozpisałam się i do tego chaotycznie. Z góry przepraszam za możliwe trudności w przeczytaniu i zrozumieniu. Cieszę się że mogłam się wygadać obcym ludziom. To nie leży w mojej naturze i dziwnie się z tym czuję. Nawet jeśli nikt tego nie przeczyta ulżyło mi, gdy wylałam swoją frustrację na biedną klawiaturę. Pozdrawiam wszystkich serdecznie
  16. Pierwsze 4 sezony obejrzałam dla samego obejrzenia, starałam się doszukać w nich czegoś inspirującego, nawet znalazłam trochę, ale nie miałam takiego ubawu, wszystko szło w pośpiechu. Można powiedzieć że schrzaniłam mój "pierwszy raz" z serialem. Co do humoru, to jest tu zastosowany ciekawy zabieg w wielu odcinkach. Bohaterki mówią na początku odcinka, że coś się uda, będzie dobrze, coś jest wspaniałe, idealne, a okazuje się że jest zupełnie na odwrót. Z tą odwrotnością zmagają się w odcinku. Jest to częste zjawisko a zawsze cieszy, przynajmniej mnie.
  17. Całkowicie popieram. Ja nigdy nie spotkałam się z sytuacją aby ktoś mówił takie rzeczy słodkim głosikiem. Nawet sobie nie wyobrażam takiej sytuacji. Takie rzeczy tylko wśród kucyków. Dawno nie słyszałam słowa "przepraszam", wszyscy rzucają "sorkami" na prawo i lewo, co robi się dla mnie coraz bardziej irytujące. Wtrącanie pełnych angielskich słów psuje całe brzmienie wypowiedzi. Na przykład piosenka "Chałupy Welcome To" wywołuje u mnie dziwną niechęć, mimo iż bardzo lubię słuchać Wodeckiego. Winna jest ta obcojęzyczna wstawka. Może trochę to dziwne, ale tak właśnie myślę. Ja ich rzadko używam, najczęściej aby kogoś przekonać, albo zachęcić. Z komunikatorów prawie wcale nie korzystam, NIGDY nie ma o czym rozmawiać, nikogo nic nie interesuje, wszyscy mają wszystko w głębokim poważaniu. Lubię dyskutować, ale musi być odpowiedni temat. Tutaj takie się pojawiają. Każda z postaci jest mieszaniną cech pozostałych, ale ma wyodrębnione cechy główne, zgodne z jej elementem, np. Pinkie Pie jest śmieszna, wesoła, ale ma też cechy postaci, która jest jej całkowitym przeciwieństwem - Twilight. Obie umieją świetnie organizować. Każdy może się utożsamić w mniejszym lub większym stopniu z każdą postacią i to jest niesamowite. Twórcy naprawdę się postarali kształtując charaktery kucyków. W serialu ładnie pokazali jak bohaterki uzupełniają się charakterami, tworząc przy tym silną przyjaźń. Trochę mi żal młodszych widzów, którzy będą myśleli że to możliwe, tak się zaprzyjaźnić mimo różnic. Ja również chciałabym wierzyć że to możliwe. Gdy obejrzysz pozostałe odcinki, zobaczysz duży postęp i rozwój postaci. Nie będę zdradzać fabuły.
  18. Bardzo rozbudowane przemyślenia, czytałam z przerwami na zastanowienie się.Nigdy nie przyszło mi do głowy aby porównywać postaci z serialu do osób które spotkałam w życiu. Może raz, ale pomyślałam o sobie.Nigdy też nie pomyślałam że czyiś długi post na forum z dużą ilością emotikon może skłonić mnie do przemyśleń, tym bardziej że od dawna w głowię mam taką pustkę, że jestem w stanie myśleć tylko o podłużnym, nierównym pęknięciu, które wije się po bieli ściany i znika za wersalką. Postać Twilight jest mi najbardziej bliska i nie wydaje mi się jakaś bezbarwna na tle innych irytujących bohaterek. Wydaje się być, przynajmniej na początku serialu, najbardziej naturalną postacią ze wszystkich. Kiedy przypominam sobie jej postać to przed oczami mam trochę wspomnień, zawsze siedziałam w książkach, głównie w encyklopediach o zwierzętach, roślinach. Przechodziłam z jednego tematu na drugi, drążyłam go do wyczerpania materiału. Wreszcie znalazłam swój, ornitologię, choć dobrze czuję się jeszcze wśród nietoperzy. Twilight lubi gromadzić książki tak jak ja, uwielbiam ich zapach, szczególnie tych starych. Podobnie jak ona kocham antyki, starocie. Ale w przeciwieństwie o niej nie uważam że "przyjaźń to magia", choć po obejrzeniu serialu nieco chętniej rozmawiam z ludźmi, nie odnoszę już tego wrażenie że wszyscy wokół chcą mnie zlikwidować za to co robię i jak się zachowuję. Również znałam osobę nieco podobną do Pinkie Pie, teraz sobie przypomniałam o jej istnieniu. Chodziła ze mną do podstawówki i gimnazjum, była naiwna, głupia, chichotliwa, nic nie brała na poważne, 0 rozsądku i mózgu. Do tego żyła we własnym świecie. Siedziałam z nią w ławce i na przerwach, bo zawsze pożyczała bezzwrotnie długopisy, kartki, podręczniki i wszystko. Dodam że jadała lody z parówką i piła herbatę z zamoczonym w środku nuggetsem z kurczaka. Pinkie Pie jest w serialu taką postacią jaką nazywam drażniącym elementem. Występuje w każdym serialu, jest wyjątkowo upierdliwa i aż chce się stłuc telewizor kamieniem, gdy tylko pojawia się na ekranie. Samo tworzenie drażniących elementów w opowiadaniach dla dzieci jest najbardziej pasjonujące, przynajmniej ja tak mylę, dlatego mam cały wachlarz takich na każdą okazję. Tak, to prawda że postacie się zmieniają, jest to bardzo widoczne, choć w sytuacjach trudnych wracają do punktu wyjścia. Taki zabieg dodaje im autentyczności. Serial jest nierealistyczny, nie umiem zrozumieć jak bohaterki mogą się kumplować, są zbyt różne. Morał dotyczący tego jakoś mnie nie przekonał. Postacie które rozwijają się z każdym kolejnym odcinkiem powodują że chce się dalej oglądać ich losy. Do tego przezabawny humor w moim typie. Niedawno skończyłam siódmy sezon i czekam na następny. Wydaje mi się że mam trochę podobieństw do każdej z bohaterek, może poza Pinkie Pie.Oprócz tego co napisałam o Twilight, mam cechy wspólne z Applejack - wiedza o sadownictwie, głównie czereśnie (nienawidzę tej pracy), trochę z Rarity - lubię wychodzić w różnych ubiorach, ale mam gdzieś modę. Raz jak mnie mama zobaczyła to powiedziała że ostatnio tak chodzili na początku XX wieku. Lubię zwierzęta i im pomagam jak Fluttershy, lubię też sport podobnie jak Rainbow Dash. Na rowerze czuje się pewniej jak na nogach. Nie jestem dobra, ale to lubię. Bardzo spodobała mi się postać Starlight Glimmer, na początku miała bardzo podobne poglądy do moich, ale jeśli twórcy w ten sposób chcieli nawrócić takich jak ja, to im się nie udało. Mój wniosek jest taki - postacie mogą być autentyczne, ale w większości ich cechy są przesadzone i skrajne. Zdarzają się w rzeczywistości takie osoby, ale większość posiada mieszaninę cech głównych bohaterek. Ale się rozpisałam, chyba trochę za dużo.W trakcie miałam wątpliwości czy zrezygnować.Z góry przepraszam za obecne w tekście błędy interpunkcyjne, zarozumialstwo i wywyższanie się ponad innymi, nie umiem tego zwalczyć. Mam nadzieję że to nie zniechęci nikogo do mojej osoby. Pozdrawiam serdecznie
  19. W.B.

    Wasze fotografie ^^

    Moje koty Pyra (ta z białym) i Mała Greta
  20. Ja jestem baba, a oglądam tą bajkę dla dzieci. Głównie dlatego że chcę pisać dla dzieci (tych starszych) szukam motywów które się ważne, rozglądam się za formą odpowiedniego przekazu, żeby wszystko dotarło. Ten serial pasuje do każdej kategorii wiekowej i jest kopalnią ciekawych motywów, zainspirował mnie do dalszego tworzenia, mimo że nie obejrzałam jeszcze całego, bo obecnie oglądam Tabalugę, a w kolejce czeka Lwia Straż ;-) W kucykach jest coś co mnie wciągnęło do tego stopnia, że nie mogłam się oderwać od ekranu prawie całą noc. Jest skonstruowany naprawdę dobrze skoro mógł wciągnąć mnie - osobę która uważa że taka przyjaźń jest niemożliwa w realnym świecie. Jak dzieciak około 13 lat zajdzie na takie zboczone strony to chyba nic wielkiego się nie stanie, już w szkole na pewno dowiedział się o co chodzi. Młodsze dzieci powinny korzystać pod nadzorem, albo jeszcze nie umieć.Niestety teraz nawet 4-latki mają swoje własne telefony, a rodzice mają gdzieś co one tam patrzą. Wniosek z tego taki że dzieciaki muszą więcej czytać.
×
×
  • Utwórz nowe...