Skocz do zawartości

Rarity

Brony
  • Zawartość

    74
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Rarity

  1. Przeczytałam „W cenie jednego” z przyjemnością. Forma (jak można się spodziewać) niemal bezbłędna, styl bardzo przyjemny i adekwatny do treści. Narracja pierwszoosobowa bardzo pasuje do tej serii, cenię sobie zgryźliwe uwagi Rexa, szczególnie te dotyczące niezabijania matematyczek. Spodobało mi się ukazanie codziennych, przyziemnych problemów łowcy nagród, któremu w końcu zlecenia nie spadają z nieba, a rachunki za paliwo same się nie opłacają. Misja najemnika nie jest szczególnie wymyślna czy nieprzewidywalna, ale nie odbiera to w żaden sposób radości z lektury.
  2. Już to naprawiłam. To zdanie zostało niezbyt ładnie przetłumaczone, więc się przyczepiłam, a wprowadzający poprawki Dolar usunął trochę za dużo. Opcjonalnie tak podpowiedziała mu moja sugestia.
  3. Trójziele to byłoby Triweed. A tak w zasadzie to Triherb, bo weed występuje w znaczeniu chwasta albo zioła w sensie narkotyku, rośliny lecznicze to raczej herbs. Obstaję więc przy wersji, że nazwałeś postać Trzy Chwast.
  4. Ale drzewo to „tree”, nie „three”.
  5. A raczej praca, sesja i niechęć korektorko-prereaderko-tłumaczko-ogólno-naprawiaczki. Więc owe „trochę” zdecydowanie będzie dłuższe.
  6. @Arkane WhisperBardzo dziękuję za komentarz oraz za uwagę o pomyłce w nazwie, już ją poprawiłam. Co do Jasnej Hvězdy, to jest to nawiązanie do fanfika Suna z KOnkursu, w którym to podmieńce mówiły właśnie po czesku. Urzekł mnie ten pomysł i postanowiłam przyjąć go za swój headcanon (przynajmniej na potrzeby tej komedii). Fakt, opowiadanie miało wielu bohaterów, stąd mniejsza niż poprzednio zawartość naszego ulubionego duetu, ale cóż, mówiono mi, że nie można ciągle pisać o tych samych postaciach… Obiecuję, że następnym razem się w tej kwestii poprawię.
  7. Zainteresowałam się „Save Me”, widząc, jak świetnie radzi sobie w starciach fików organizowanych w Klubie Konesera Polskiego Fanfika. Wiele nasłuchałam się wtedy o wspaniałych postaciach i niezwykłym klimacie postapokaliptycznego Londynu. Sprawiło to, że miałam wobec tego opowiadania wysokie oczekiwania. Czy udało mu się je spełnić? Zobaczmy. 1) Światotworzenie. Sam pomysł na wspólną egzystencję kucyków i ludzi bardzo mi się podoba, jednak widzę duże problemy z jego realizacją. W fiku widać drobne zmiany, dostosowujące świat ludzi do jego czworonożnych mieszkańców, na przykład osobne toalety czy antymagiczne bramki w bankach. Ale to wszystko bardzo powierzchowne zmiany. Moim zdaniem świat, w którym pokojowo nastawione kucyki miałyby wpływ na przebieg zdarzeń, wyglądałby zupełnie inaczej. To powinno być całe alternatywne uniwersum z inną historią, innymi rządami i innym wyglądem świata. Była wzmianka o kucykach odmawiających udziału w drugiej wojnie – jednak czy mamy rozumieć, że nieparzystokopytne to obywatele drugiej kategorii, niemający prawa do startowania w wyborach i sprawowania rządów (a dzięki temu utrzymywania pokoju)? Tylko w takim wypadku znany nam przebieg historii miałby sens, jednak poza wzmiankami o szkolnym/uniwersyteckim dokuczaniu żadnej dyskryminacji nie zauważyłam. 2) Tło. Na główne miejsce akcji Bester wybrał postapokaliptyczny Londyn, co mnie całkiem zachęciło – lubię to miasto i uznałam, że może to być naprawdę ciekawa wizja. Niestety okazało się, że w opowiadaniu jest zdecydowanie za mało Londynu w Londynie. W treści autor wymienił kilka największych atrakcji miasta, lokacji, o których słyszał każdy. Brakuje natomiast zupełnie miejsc mniej znanych, ciekawostek, rzeczy spoza głównego turystycznego szlaku. Szczególnie przeszkadza to w czasie kolejnych misji Maxa – wyglądają one tak samo: idzie jakąś ulicą, dochodzi do zakrętu z kolejną, widzi jakiś wysoki budynek. Fanfik wiele by zyskał, gdyby miejsca te zostały nazwane, dało się je jakoś od siebie odróżnić. Niestety widać, że autor porwał się na opisywanie miasta, zupełnie go nie znając. Można to zauważyć nawet w szczegółach, takich jak obawa bohatera przed wysoką grzywną za przejście na czerwonym świetle, podczas gdy w Wielkiej Brytanii nie jest to wykroczenie, a w Londynie przechodzi się przez ulicę po prostu wtedy, gdy nie jedzie akurat żaden samochód. W opowiadaniu brakuje nawet lokalizacji głównej bazy ocalonych, która pozwoliłaby umieścić jakoś miejsce akcji i stanowiłaby punkt odniesienia dla kolejnych wypraw. 3) Bohaterowie. Midnight jest całkiem sympatyczną postacią, mam za to pewien problem z Maxem. Zapamiętałam go jako człowieka, którego głównym zajęciem jest izolowanie się od ludzi i marudzenie, jaki ten jego gatunek jest zły i niedobry. Przez kilka lat pobytu w bazie, w trudnej sytuacji, która powinna sprzyjać tworzeniu się więzi, on zdołał nawiązać jakikolwiek kontakt jedynie z jednym człowiekiem oraz oczywiście z klaczą. I właśnie ta relacja z Midnight nieszczególnie mi się podoba. Rozumiem, że w panujących warunkach mocno się do siebie zbliżyli i przywiązali, jednak ich zachowanie momentami przywodzi mi na myśl jedno słowo: cringe. Niekomfortowo się czułam, czytając o ich przytulaniu się i podgryzaniu. 4) Forma. W fiku brakuje wielu przecinków, są literówki i inne standardowe błędy, odbierające część przyjemności z czytania. 5) Podsumowanie. Uznałabym „Save Me” za fanfik średni. Ma on zalety, których nie chciało mi się wymieniać, jednak dużo w nim też wad i nielogiczności, przez które nie mogę ocenić go zbyt wysoko. P.S. „Celowo nie opisałem dokładnie wyglądu zero-sześć, by każdy mógł wyobrazić go sobie sam.” – Sorry, ale podpowiadana przez moją wyobraźnię Buka nie jest szczególnie straszna.
  8. Źródło „Regaty Przyjaźni” [Oneshot] [Comedy] Opis: Zbliża się koniec pierwszego roku nauki w Szkole Przyjaźni, a to oznacza jedno: egzamin. Jednak z racji tego, że placówka zarządzana przez księżniczkę Twilight jest raczej niestandardowa, także sprawdzian nie przyjmie formy nudnego testu. Zamiast niego zadaniem młodych adeptów będzie wystartowanie w pierwszych w historii Regatach Przyjaźni. Jak poradzi sobie Student Six? Co w tym czasie będą robiły ich nauczycielki? I co tym razem wymyśli Trixie? Zachęcam do czytania i wyrażania swoich opinii! Epic: 1/10 Legendary: 1/50
  9. Opowiadanie „Aleo he Polis!” to przede wszystkim opowieść o upadku Kryształowego Imperium bądź, jak nazywa je autor, Krystallina Autokratorias. Opowieść o tyle ciekawa, że Dolar nie próbuje tu uzupełniać wyłącznie luk w serialu, jak na przykład czyni to Malvagio, dopisując swoje wersje wspomnianych w odcinkach wydarzeń. Nie, autor zupełnie nie przejmuje się kanonem, wykorzystując go tylko wtedy, gdy ma na to ochotę. Widać to doskonale w kreacji świata przedstawionego: Krystallina Autokratorias stanowi podzielone na prowincje państwo, którego stolicą (a nie całością) jest Crystalopolis. Na tronie zasiada nie księżniczka Amore, lecz bazyleus, zaś prócz Imperium i Equestrii na mapie znaleźć można między innymi niewystępujące w serialu Prance i Germaneigh. Indywidualizm Dolara widać zresztą nawet w takich szczegółach jak imię męża Cadance, które w „Aleo” zyskuje bardziej brytyjskie brzmienie. Takie podejście mogłoby się okazać zgubne w przypadku mniej utalentowanego autora, jednak w tym wypadku świetnie się sprawdza – umożliwia znaczne rozszerzenie fabuły i dodanie nowych wydarzeń, zasługuje także na podziw ze względu na pomysłowość i spójność – widać wyraźnie, że działanie kraju zostało starannie przemyślane, nie jest wymyślane na bieżąco. Podobnie rzecz ma się z prezentowanymi w fanfiku formacjami wojskowymi. Zaczerpnięte z Bizancjum i dostosowane do kucykowych realiów rozmaite uzbrojenie sprawia, że każda z opisanych bitew jest zupełnie inna i czytanie ich nie daje nam uczucia powtarzalności. Prócz wojskowości w opowiadaniu dużo czasu poświęcono polityce, szczególnie tej wewnętrznej – niesnaski arystokratów czy zachowania lokalnych włodarzy pozbawione są serialowej naiwności, nie brakuje w nich za to logiki i jakże realnej chciwości. Sprawia to, że w przedstawione wydarzenia łatwo uwierzyć, a także pokazuje, że nawet „ci dobrzy” nie są pozbawieni wad. Czytając o kolejnych wydarzeniach, można wręcz dojść do wniosku, że to głównie przywary i błędy popełniane zarówno w czasie wojny, jak i przed nią zadecydowały o jej wyniku. Właśnie, wynik wojny. „Aleo he Polis!” to fanfik o tyle ciekawy, że czytając go, tak naprawdę wszyscy wiemy, jak musi się skończyć. Krystallina Autokratorias musi upaść, Sombra musi przejąć władzę. O kunszcie autora świadczy jednak fakt, że mimo tego, mimo faktu, że nawet tytuł opowiadania krzyczy „Miasto padło!”, czytelnik wciąż ma nadzieję. Dolar nie oszczędza pod tym względem także kryształowych kucyków: kolejne bitwy nie są jednostronne, a armia bazyleusa ma w nich często szansę na zwycięstwo. Tym samym nastroje mieszkańców Crystalopolis zmieniają się jak w kalejdoskopie, zmierzając jednak do nieuchronnego finału w piątym rozdziale. Po nim jednak następuje jeszcze jedna część tej opowieści: epilog. Krótki, zaledwie pięciostronicowy tekst, stanowiący słodko-gorzkie zakończenie tej historii. Jest w nim pewna moc, dzięki której jestem pewna, że długo nie zapomnę przeczytanej opowieści. Wspomniałam o fabule, o świecie przedstawionym, została jednak jeszcze jedna bardzo ważna część: bohaterowie. Z wyjątkiem Sombry są to postaci niekanoniczne, stanowiące efekt inwencji autora. Na pierwszy plan wysuwa się na pewno (początkowo anonimowy) kronikarz, z wielkim oddaniem spisujący historię rebelii i upadku Krystallina Autokratorias. Jego poświęcenie jest godne podziwu i stanowi piękny przykład oddania krajowi. Przedstawiony zaś w opowiadaniu Sombra zyskuje historię, której poskąpił mu serial. Dowiadujemy się, skąd pochodzi i gdzie zdobywał wykształcenie, a także (co najważniejsze) jaka była jego motywacja do przejęcia tronu Imperium. Ukazany w fanfiku król ma osobowość i uzdolnienia, dzięki którym jesteśmy w stanie uwierzyć, że mógł on faktycznie odnieść sukces w roli dowódcy rebelii. Równocześnie nie jest on jednak zbyt potężny – nie mamy do czynienia z niezwyciężonym magiem równym w mocy alicornom, ale utalentowanym jednorożcem, umiejącym wykorzystać zarówno swoje zdolności, jak i nadarzające się okazje oraz przede wszystkim własny spryt i inteligencję. Ogólnie rzecz biorąc, postaci w „Aleo he Polis!” nie są elementem, który byłby dla opowiadania najważniejszy – opowieść nie skupia się na jednej z nich, lecz ma formę kroniki historycznej, dokumentującej najważniejsze wydarzenia. Nie znaczy to jednak, że bohaterowie są bladzi czy nieciekawi – stanowią istotny dodatek do historii, wpływając także na nasze uczucia – w końcu łatwiej kibicować konkretnemu kucykowi niż bezimiennemu tłumowi. Konsekwencją przyjętej formy jest znaczna przewaga opisów nad dialogami – Dolar zdecydowanie woli w tym przypadku przedstawiać czyny, nie słowa. Po zakończonej lekturze zauważyłam ciekawą rzecz – nie licząc wspomnianych zaledwie Królewskich Sióstr, wśród występujących w „Aleo he Polis!” postaci nie ma w ogóle klaczy. Mamy tutaj duży kontrast ze znaną nam Equestrią, dlatego też byłam ciekawa przyczyn takiego stanu rzeczy (a może i lekko oburzona). Po rozmowie z Dolarem przyznałam mu jednak rację, że jakby na to nie patrzeć, w dużej części fanfików występuje zdecydowana przewaga liczebna klaczy, czemu więc nie odwrócić tych proporcji raz na jakiś czas? Zbliżając się do końca recenzji, chciałabym jeszcze pochwalić wspaniałe, bardzo bogate słownictwo autora, które sprawiało, że opowiadanie czytało się z dużą przyjemnością. Równocześnie ma ono uzasadnienie fabularne w osobie kronikarza, który sam wspomina o używanym przez siebie języku, co moim zdaniem stanowi miłe puszczenie oka do czytelników. Jeśli chodzi o słownictwo, to nie można także zapomnieć o częstym użyciu zwrotów zaczerpniętym z Bizancjum, tworzących odpowiedni klimat, choć równocześnie odrobinę utrudniających lekturę. Bardzo podobają mi się za to nawiązania do historii obecne w tytułach rozdziałów, stanowiące parafrazy znanych ze starożytności cytatów czy powiedzeń. Podsumowując, z czystym sumieniem mogę polecić to opowiadanie każdemu, kto lubi wysokiej jakości rozrywkę, a w szczególności fiki wojenne, wśród których „Aleo he Polis!” jest moim zdaniem zdecydowanym liderem. Oddaję także swój głos na EPIC.
  10. W wyniku wygrania zakładu w końcu udało mi się zmusić Ghatorra do napisania kolejnego opowiadania i muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z efektu. W „Starlight i Trixie kontra największy złoczyńca w Ponyville” Ghat świetnie wykorzystał wybrane przeze mnie postaci, sprowadzając na Szkołę Przyjaźni chaos, nawiązując do wielu odcinków ostatniego sezonu serialu i wywołując u czytelnika napady śmiechu. Humor jest oczywiście główną zaletą tego fanfika, świetnego, by się rozerwać czy poprawić nastrój po ciężkim dniu. Bardzo podoba mi się zarówno wszechobecny absurd, jak i sam pomysł na funkcjonowanie Drzewa Harmonii, wyjaśniający kilka serialowych kwestii. Bardzo polecam opowiadanie, a autora zamierzam gonić do pisania kolejnych!
  11. Po terminie, więc poza konkursem, ale jednak publikuję swoje opowiadanie i liczę, że sędziowie zechcą mimo wszystko je ocenić, ponieważ nawet jeśli nie mam już szansy na zajęcie żadnego miejsca, to bardzo cenne byłyby dla mnie ich uwagi i komentarze. „Regaty Przyjaźni” [Oneshot] [Comedy] A teraz to ja może pójdę znaleźć jakieś morze i się w nim utopić, bo jak można zasnąć nad korektą własnego fika i przegapić termin zgłoszeń do konkursu…?
  12. Długo musiałam męczyć Cahan, aby w końcu skończyła swojego wiedźmofika. Na szczęście te pięć miesięcy czekania się opłaciło i wreszcie doczekaliśmy się „Początku”. Zgodnie z tytułem opowiadanie mówi o czasach, gdy Chromia, młoda wiedźma zaraz po szkoleniu, dopiero nabiera doświadczenia w swoim fachu. Dostajemy więc opis jednej z wiedźmich misji, w których znanej nam zebrze towarzyszy druga nowicjuszka: kucoperka Berenika. Fanfik bardzo mi się spodobał, z wielką przyjemnością go też poprawiałam. A co szczególnie mi się podobało? bardzo udane moim zdaniem odtworzenie stylu Andrzeja Sapkowskiego – wiem, że Cahan starała się wzorować pod tym względem na „Wiedźminie” i zdecydowanie widzę tu podobieństwo, szczególnie w opisach miast i ich mieszkańców. postać Bereniki, wyjątkowo sympatycznej wiedźmy, która w trakcie szkolenia nie straciła wrażliwości i wrodzonej dobroci serca. zgrabnie wplecione i pasujące do klimatu opisy – podoba mi się, jak Cahan pozornie bez wysiłku wplata na przykład opisy postaci oraz fragmentu pomieszczenia w dialog, wykazując się zarazem znajomością realiów „epoki”: ładny i poprawny styl, w którym niemal w ogóle nie ma powtórzeń. wiedźma-gramatyczna nazistka Nie zauważyłam właściwie szczególnych wad, mogę tylko powiedzieć, że jeśli chodzi o samą fabułę, nie należy nastawiać się na wybitną oryginalność. Mamy tu do czynienia z pewnym schematem, który jednak wciąż się sprawdza i dostarcza czytelnikowi rozrywki, a tego właśnie oczekuje się od opowiadań z tagami [Fantasy] i [Violence].
  13. Bardzo się cieszę, że „Ostatnia historia” Ci się spodobała. Muszę jednak spytać, w którym konkretnie momencie zauważyłeś Sapkowskiego? Moje opowiadanie stanowi spin-off „Wiedźmy” autorstwa Zodiaka, co wyraźnie zaznaczyłam w opisie, nie „Wiedźmina”. Poza tym jestem bardzo ciekawa, jaki jest Twój ulubiony fragment? A może spodobała Ci się szczególnie któraś postać?
  14. Bardzo dziękuję za tak pozytywny komentarz, cieszę się, że opowiadania Ci się spodobały. Jeśli chodzi o Twoje pytania, to tak: 1. Wprost przeciwnie, studiuję matematykę. 2. Pierwsze opowiadanie napisałam niecały rok temu, była to zresztą „Miotła i jej Trixie”. 3. Jak napisałam w „Od autorki”, oba opublikowane tu opowiadania pochodzą z konkursów, a konkretnie Koszmarnego Konkursu Literackiego i 50 Twarzy Celestii. Udało mi się zająć w nich odpowiednio pierwsze i trzecie miejsce. 4. Najczęściej czytuję fantasy, choć zdarza mi się sięgać też po inne gatunki.
  15. @GlaceCordis Dotychczas było chyba trudno znaleźć „Miotłę i jej Trixie”, ponieważ nie miała własnego tematu, ale zmotywowana poleceniem przez Cahan wrzuciłam ją w końcu na forum wraz z innym opowiadaniem o tym cudownym duecie: „O dwóch takich, co bawiły się magią”.
  16. Źródło „O dwóch takich, co bawiły się magią” Opis: Trixie i Starlight Glimmer to przyjaciółki, które nieustannie wpadają w jakieś tarapaty. A raczej jedna z nich w nie wpada, a druga musi ją wyciągać… Sprawdźcie, na jakie pomysły wpada Wielka i Potężna Trixie i jak się to kończy! Od autorki: W tej serii będę publikowała krótkie opowiadania, pisane na rozmaite forumowe konkursy i nie tylko. Nie stanowią one jednej historii, można je więc czytać wyrywkowo i nie bać się, że w którymś momencie zabraknie kontynuacji. Zachęcam do czytania i wyrażania swoich opinii! 1. Miotła i jej Trixie [Oneshot] [Comedy] [Slice of Life] 2. Księżniczka Midnight Shine [Oneshot] [Comedy] [Slice of Life] 3. Biuro reformacyjne [Oneshot] [Comedy] [Slice of Life]
  17. Czytając po kolei fiki Malvagia można zauważyć, że część z nich stanowi fragmenty pewnej układanki… układanki opisującej życie i nieżycie mrocznego króla Sombry. Poznajemy w nich jego panowanie oraz jesteśmy świadkami upadku, przy okazji spotykając też ostatnią władczynię Kryształowego Królestwa i inne ofiary obsesji jednorożca. W „Tajemnicach” wraz z czterema księżniczkami ruszamy w niebezpieczną podróż, mającą odkryć najgłębiej skrywane tajemnice ogiera, którego motywacji ani przeszłości nie zdradził nam serial, pozostawiając spore pole popisu dla fanfikopisarzy. I Malvagio w pełni tę szansę wykorzystuje, tworząc własną wizję dzieciństwa Sombry, czasów, w jakich żył oraz rodziny, która w wielkim stopniu wpłynęła na jego dalsze losy. Wszystko to zostało opisane ładnym, literackim językiem z dużym bogactwem słownictwa, z dużą troską o poprawność formy i z poszanowaniem dla końskiej anatomii (a o to w niektórych opowiadaniach trudno). Świat wykreowany w „Tajemnicach” oraz w pozostałych opowiadaniach jest logiczny i spójny, a postać Sombry obdarzona głębią, której tak jej brakowało. Postaci księżniczek zostały moim zdaniem przedstawione w bardzo dobry sposób. Celestia pokazuje, z jak dużą odpowiedzialnością wiąże się władza. Luna jako prawdziwa Pani Snów zna zakamarki kucykowych umysłów. Twilight jest żądna wiedzy, a Cadance pokazuje, jak wielką siłę może mieć miłość. Podobał mi się także krótki występ Shining Armora, którego uczucia są łatwe do zrozumienia i dodają dramatyzmu zakończeniu opowiadania. Jeśli chodzi o moje uwagi, to w zasadzie mam dwie: jeśli chodzi o formę, to wydaje mi się, że można by usunąć sporą część z ponad ośmiuset wielokropków i opowiadanie tylko by na tym zyskało. Podsumowując: za spójność wizji, za kreatywność w uzupełnianiu luk w historii oraz za całokształt twórczości Malvagia oddaję głos na EPIC.
  18. Mam wobec tego opowiadania mieszane uczucia. Z jednej strony ma sporo zalet: niebanalny pomysł na fabułę, przewrotny zamysł na pokonanie Celestii, cudne pomysły na broń (sterowany przy pomocy konsoli mech bojowy…) czy mój ulubiony fragment, czyli najprawdziwszy gramatyczny nazista. Jak można wywnioskować z obecności Gandzi wśród autorów, opowiadanie cechuje się bardzo dobrą formą, nic dziwnego nie wybija czytelnika z lektury. Z drugiej jednak strony jest rzecz, która nie tyle jest wadą, co mnie osobiście nie podeszła – polityka. W przeciwieństwie do niektórych z moich poprzedników nie mam zarzutów wobec poglądów politycznych autorów, wręcz przeciwnie – nie mam żadnej opinii, ponieważ wykorzystanych w fiku postaci historycznych w większości po prostu nie znam. Oczywiście świadczy to o mojej ignorancji i nie jest wadą opowiadania, jednak nie pozwalało mi w pełni się nim cieszyć, co znacząco utrudnia ocenę. Jestem świadoma tego, że przegapiłam sporą część nawiązań zarówno do historii, jak i do kultury popularnej, niestety w obecnej sytuacji nic na to nie poradzę. Humor, choć momentami świetny, chwilami trochę też męczył. Przyznam, że nie jestem fanką „śmiesznych sytuacji” pt. wszyscy się upili, nie pamiętają, co się stało i szukają wody po ogórkach. Niektóre sceny w fiku były jak dla mnie zbyt randomowe (na przykład lot do Rzymu), jednak trudno mi formalnie stawiać taki zarzut fanfikowi z tagiem [random]. Dlatego też ostatecznie oceniam opowiadanie jako dobre, jednak należące do kategorii tych dzieł, które z powodów osobistych/subiektywnych mnie nie zachwyciły.
  19. Oba opowiadania o Rexie przeczytałam z przyjemnością, stanowią świetną rozrywkę na wolny wieczór. Główny bohater potrafi myśleć i jest sympatyczny, polubiłam też jego pojawiającą się od czasu do czasu znajomą. Przygody diamentowego psa są całkiem ciekawe, szczególnie druga wydaje się dość niestandardowa. Spodobał mi się humor, najbardziej rozbawiła mnie tożsamość pierwszej z ofiar łowcy nagród, urzekła mnie też jego uwaga o mundurach. Rozmowy pilota z komputerem pokładowym były może trochę sztampowe, ale na szczęście nieprzesadzone. Powiedziałabym, że w fanfiku brakowało mi tylko trochę informacji o innych rasach zamieszkujących galaktykę, ale chyba można tu założyć, że jest ona w całości zamieszkana przez kolonistów z planety kucyków. Podsumowując, mam nadzieję, że Gandzia kiedyś znajdzie czas, pomysł i chęci, by dopisać jeszcze jakieś opowiadania do tej tak dobrze zapowiadającej się serii.
  20. Dwa tygodnie do upłynięcia terminu, a tu pojawia się już pierwsza praca. Nie jestem z niej co prawda szczególnie dumna, ale tym razem będzie musiała starczyć. Proszę państwa, przed Wami… „Księżniczka Midnight Shine” [Comedy]
  21. „Grave Plate” to ponad dwadzieścia stron dobrej, niewymagającej szczególnego myślenia rozrywki. Mane 6 jako bandytki, mariachi grający na dachu i porządna strzelanina to wszystko, czego trzeba, by stworzyć przekonujący klimat Dzikiego Zachodu. Fabuła jest prosta, ale powiedziałabym, że to nie ona wysuwa się tu na pierwszy plan. Jedynym moim większym zarzutem wobec fanfika była forma, ale z nią akurat postanowiłam rozprawić się osobiście, nie powinna już więc przeszkadzać kolejnym czytelnikom. Opowiadanie jest osadzone w tym samym świecie, co 11:45 do Canterlotu, dlatego zachęcam do zapoznania się z oboma dziełami, które (miejmy nadzieję) stanowią początek nowej serii luźno powiązanych opowiadań o przygodach Wrednej Szóstki.
  22. Jakimś cudem udało mi się wygrać konkurs na spin-off „Wiedźmy”, wypadałoby więc chyba opublikować zwycięskie opowiadanie w dziale. Nie modyfikowałam go w żaden sposób, uznając, że nie mam już nic do dodania. Mam nadzieję, że fanfik spodoba się także szerszej publiczności, bardzo chętnie przyjmę wszystkie komentarze i uwagi. „Ostatnia historia” [Oneshot] [Violence] [Wiedźma] [Spin-off] Opis: Przed wyruszeniem na swoją pierwszą misję wszystkie młode wiedźmy słyszą jedną, ostatnią historię… Epic: 1/10 Legendary: 1/50
  23. „Lekcja” to konkursowy wiedźmofik, który najbardziej mi się spodobał. Główna bohaterka to cudna paskuda, do której natychmiast zapałałam sympatią między innymi z powodu bezbłędnych odzywek, którymi rzuca zarówno w czasie walki, jak i rozmowy z pewną irytującą staruszką. Rozbawili mnie może nieszczególnie oryginalni, ale świetnie wykreowani wieśniacy i ich stylizowane wypowiedzi. Roześmiałam się też przy bidnej sołtysce, której stworzenie z pewnością przyniosło Malvagio sporo złośliwej satysfakcji. Poza tym w opowiadaniu jest zarówno sporo walki (w końcu mamy do czynienia z bohaterką zawodowo zajmującą się eksterminacją potworów), jak i ciekawych dialogów. Dodatkowo pojawia się pewna znana już czytelnikom fików Malvagio postać, tym razem przyjmująca formę pojawiającej się w dziwnych miejscach babuni. Naprawdę podoba mi się pomysł na stworzenie postaci i późniejsze dopasowywanie ich do różnych fików, od space opery do opowiadań w wiedźmińskich klimatach. Podziwiam kreatywność i czekam na więcej.
  24. Fanfika przeczytałam jeszcze, gdy był tylko w temacie konkursowym, wypadałoby go więc jakoś skomentować. Opowiadanie jest krótkie i zabawne, napisane z pomysłem. Podoba mi się główna bohaterka, nie będąca kolejną wariacją na temat małomównego, ponurego wiedźmina/wiedźmy. Także spotykane przez nią postaci zostały w fajny sposób wykreowane, imiona gwardzistów pięknie wpisują się w lekki klimat fika. Podobają mi się także dialogi oraz styl, jakim opowiadanie zostało napisane. Jak wspomniała Cahan, humor momentami nie jest (delikatnie rzecz ujmując) zbyt wyrafinowany, jednak o dziwo w tym przypadku mi to nie przeszkadza. Liczę, że jeszcze uda nam się spotkać kiedyś z Silmarilią i ciekawymi, choć może mniej woniejącymi potworami.
  25. „Krwawe Słońce” to fanfik, do którego długo nie umiałam się zabrać. Do jego zrecenzowania właściwie też, choć to już nie do końca moja wina. Generalnie moje wrażenia z lektury są pozytywne, choć jak zawsze mam też sporo zarzutów. Pierwszym z nich jest oczywiście fatalna forma. Literówki powtarzają się nagminne, ale to i tak szczegół przy potworkach gramatycznych, w których poszczególne części zdania mają zupełnie nieprzystającą do siebie formę gramatyczną. Jako przykład wypisałam sobie akurat „jeden z najstarszych podniebnych jednostek”, ale to tylko jeden z naprawdę wielu przypadków, gdzie autor i korektor zawiedli. U Verlaxa notorycznie powtarza się użycie słowa „jej/jego” zamiast „swojej/swojego”. „Jak pijana nawigowała […], próbując odszukać JEJ towarzysza.” Swojego! Dość mocno mnie to raziło w trakcie czytania, może też nieco wprowadzać czytelnika w błąd (czyjego towarzysza ona niby szuka…?). Muszę też zwrócić uwagę, że kuc nie może „odwrócić się do kogoś plecami”, ponieważ stojąc na czterech nogach, za plecami ma wyłącznie niebo (względnie przelatujące akurat pegazy). Kuc odwraca się zadem lub, jeśli autor chce uniknąć tego sformułowania, po prostu tyłem. Dodatkowo w paru miejscach zauważyłam dość nieformalne i nacechowane emocjonalnie słownictwo w wypowiedziach narratora, co moim zdaniem nie powinno mieć miejsca w fanfiku niebędącym komedią. Ostatnim zarzutem, który przychodzi mi teraz do głowy, są oczywiście powtórzenia, które występują w fiku w wielkiej liczbie i które nawet byłoby ciężko usunąć bez przepisywania dużej części zdań. Rozprawiwszy się z formą, mogę przejść do treści. Tutaj mam dość mieszane uczucia. Najpierw drobne uwagi: autor mógłby się zdecydować, czy nazywa dao szablą, czy mieczem, bo wydaje mi się, że stosuje te nazwy zamiennie do jednego rodzaju broni, co nie ma wielkiego sensu, skoro miecz jest dwu-, a szabla jednosieczna. Jeśli chodzi o fabułę jako taką, to początek był dla mnie trochę zniechęcający. Na pierwszych stronach pojawia się narada dużej liczby wojskowych z różnych frakcji, co wprowadza wiele postaci, o których niewiele wiadomo i które trudno spamiętać. Nie jest to moim zdaniem zbyt łatwe dla czytelnika, który dopiero z czasem zaczyna kojarzyć (lub nie) poszczególnych bohaterów. Jeśli zaś o nich chodzi, to brakowało mi bardzo jakiejś ich większej charakterystyki, backstory czy innych elementów, które pozwoliłyby mi się z nimi zżyć. Przyznam, że postaci w „Krwawym Słońcu” były mi obojętne, nie kibicowałam nikomu, bez znaczenia dla mnie było, kto właściwie wygra wojnę. Jest to dla mnie bardzo duża wada, ponieważ jak zauważyłam, z największą przyjemnością czytam opowiadania/powieści, w których jestem mocno przywiązana do postaci. Chcę wtedy jak najszybciej poznać ich dalsze losy, być świadkiem rozwijania się relacji między nimi. W KSie tego zupełnie nie ma, a postać można poznać głównie po tym, że ma wiedźmie oczy (zwrot nadużywany w fiku BTW) lub ciągle przeczesuje grzywę kopytem. (Kopytem? Jak?!) Mam świadomość, że jest to kwestia, na którą mamy z Verlaxem zupełnie inny pogląd, ponieważ jak pisał w komentarzu pod „Twarzą ku Słońcu”: Jeszcze jedna kwestia, która przychodzi mi na myśl, to research. Jest to element bardzo chwalony, jeśli chodzi o tego fika, jednak nie jestem pewna, czy do końca mi się tu podoba. Trudno mi to określić bez znajomości historii tej wojny, jednak powiedziałabym, że research i kucykowanie wydarzeń dominuje tu nad innymi aspektami opowiadania, na przykład nad wspomnianymi już postaciami i ich relacjami. Czytałam ostatnio artykuł o tytule „Fakty nie są protezą wyobraźni czyli uwagi o literackim researchu” i muszę się z nim zgodzić, że w powoływaniu się na historię trzeba znać umiar, a ważniejszą umiejętnością od zdolności do wyszukiwania informacji jest zdolność do ich filtrowania i wybierania tych najistotniejszych. Przeczytałabym chętnie jakieś opowiadanie Verlaxa, które nie czerpie z ludzkiej historii i zobaczyła, jak wtedy spodobają mi się przedstawione w nim wydarzenia. Czy potrafię wymienić jakieś szczególne zalety „Krwawego Słońca”? Trudno mi wymyślić coś poza faktem, że został ukończony (co jest rzadkością w tym fandomie) oraz tym, że mimo wszystkich wymienionych wad dobrze mi się go czytało. Jestem ciekawa, co Verlax napisze w następnej kolejności i będę śledzić jego kolejne projekty. KOMENTARZ 2.0 Po przemyśleniu sprawy uznałam, że powinnam rozszerzyć nieco swój komentarz, uzupełniając go o posiadane przez fanfik zalety. W związku z dość paskudnym humorem skupiłam się w swojej recenzji na negatywach, przez co moje zapewnienia o czerpaniu przyjemności z lektury mogły wydawać się dość naciągane. Uważam, że nie oddałam w ten sposób sprawiedliwości „Krwawemu Słońcu” i zdecydowałam się dopisać jeszcze parę akapitów. Po pierwsze, pisząc o „fatalnej formie” miałam na myśli fatalną formę według moich wyjątkowo wysokich i momentami nierealnych standardów. Fanfików o naprawdę słabej formie po prostu nie tykam, tutaj więc nie było aż tak źle. Moje negatywne wrażenie zostało spotęgowane przez długość dzieła, jednak większość czytelników nie zauważy pewnie zbyt dużej liczby błędów. Jeśli chodzi o postaci, to choć nie wywoływały we mnie szczególnych emocji, to jednak nie można odmówić im różnorodności. Prócz Rainbow Dash i epizodycznie występującej Rarity mamy chyba do czynienia z samymi OCkami. Pochodzą one z różnych warstw społecznych i mają różne poglądy, różnorodnie też radzą sobie w trudnych czasach wojny. Szczególnie interesującą postacią wydaje mi się Double Iris, spodobał mi się motyw i powód noszenia przez niego okularów przeciwsłonecznych. Cieszę się też, że w fiku występuje choć jedna kompetentna klacz ;P Wydaje mi się, że reakcje postaci na poszczególne wydarzenia zostały przedstawione w sensowny, realny sposób, nie miałam nigdy poczucia, że czytam coś sztucznego, że nikt by się w ten sposób nie zachował. Relacje między bohaterami z pewnością nie wysuwają się na pierwszy plan, jednak te istniejące także wydają mi się wiarygodne, a treściom dialogów raczej nie mam nic do zarzucenia. Jak wspomniałam już wyżej, spodobało mi się wykorzystanie między innymi pegazów w walce. Jestem pewna, że połączenie latających kucyków, samolotów i cumulonavisów, a także chmur, wiatru i (w miarę) nowoczesnej broni nie było łatwe, a jednak Verlax zdołał stworzyć z tego przekonującą całość, która nie wywołuje śmiechu ani poczucia zażenowania. Zaletą opowiadania bez wątpienia jest jego wieloaspektowość – autor nie opisuje wyłącznie działań wojennych i przeżyć żołnierzy, ale także dyplomację, narady, życie starających się przetrwać cywili, a nawet wciąż działającą mafię. Dodaje to opowiadaniu kolorytu, a także sprawia, że świat przedstawiony faktycznie żyje. Ciekawym moim zdaniem zabiegiem jest przedstawianie punktu widzenia obu stron konfliktu i niewydawanie jasnych sądów. Fakt, trudniej kibicować którejś stronie, gdy nie mamy jasno określonych „tych złych”, jednak jest to sytuacja zdecydowanie bardziej realna i powiedziałabym, że świadczy o dojrzałości dzieła, które nie twierdzi infantylnie, że wszystko jest czarno-białe, a dobro zawsze zwycięża. Fanfik wyróżnia się pozytywnie stopniem kreacji świata przedstawionego – nie znajdujemy się w Equestrii ani nawet w żadnym z sąsiednich państw, a w kraju zupełnie nowym – Sinie. Oczywiście jest ona wzorowana na Chinach, nie zmienia to jednak faktu, że stanowi to pewien powiew świeżości w sytuacji, gdy akcja większości fandomowych opowiadań rozgrywa się w Equestrii albo wręcz w Ponyville. Stosunki międzynarodowe w fanfiku także są ciekawe, w piękny sposób przedstawiono różnicę między oficjalną a realną polityką państwa (głosowanie pod publikę, podczas gdy wiadomo, że głos ten nie ma tak naprawdę żadnego znaczenia). Jak wspomniałam, na wielką pochwałę zasługuje także fakt ukończenia KSa. Być może brzmi to na pierwszy rzut oka nieco cynicznie (wreszcie się skończyło!), ale jest to jedno z największych dzieł w naszym fandomie, w które autor włożył wiele serca i wysiłku, co z perspektywy osoby piszącej wyłącznie one-shoty zasługuje na prawdziwy podziw. Tym (mam nadzieję pozytywnym akcentem) zakończę swoją rozszerzoną recenzję. Przepraszam, jeśli początkowo wprowadziłam kogoś w błąd, zapamiętam też, by nie pisać komentarzy pod wpływem negatywnych emocji.
×
×
  • Utwórz nowe...