Skocz do zawartości

Zegarmistrz

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    1465
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    26

Posty napisane przez Zegarmistrz

  1. Jonah wyczuł zmianę. To jakby szósty zmysł który zaczyna cie kopać po żebrach w odpowiednim momencie. Wychylił się z kryjówki i po sprawdzeniu tego co dzieje się na zewnątrz postanowił działać. Sięgnął do kieszeni płaszcza i wyciągnął z niego kilkanaście kulek. Jakiś czas temu podwinął je jakiemuś facetowi w zbroi kiedy ten udał się na turniej. Wyrzucił po kilka z nich w rożnych kierunkach i samemu sobie rzucił granat dymny pod nogi. Iluzja iluzją, ale iluzja nie dawała widoczności. A tym prostym zagraniem Jonah wyrównał szanse. Szybko porozrzucał jeszcze kilka innych niespodzianek i sięgnął do pasa wyciągając stamtąd malutką kulkę ze śmigiełkiem. Patrząc przez jej "oko" widział arenę w dwóch kolorach - niebieskim tam gdzie temperatura była niska - i pomarańczowym, czyli tam gdzie teraz był jego przeciwnik. Iluzja nie działa na sprzęt, bo ten nie ma umysłu który można oszukać. Szybko namierzył poruszającego się przeciwnika i wysłał w powietrze kilka takich "uśmiglonych" kuleczek. Każda z metalicznym "wrrrrrrrrrrrr" pognała do celu. Były to bomby dotykowe, jeśli uderzą w cel to wybuchają. Jeśli w coś innego, zwyczajnie opadają by wstać i ponownie wzbić się w powietrze.

    Sam Jonah przygotował w rekach jeszcze jeden gadżet i czekał na wybuch.

  2. Widział co leci w jego stronę mimo że przeciwnik sypnął mu kropkami po oczach. W normalnych okolicznościach i gdyby Edwin normalnie postrzegał świat, taka sztuczka by go oślepiła. Lecz teraz jego oczy nie działały jak ludzkie, więc i światło nie szkodziło im w żadnej mierze. Przygotował się by wchłonąć te pociski do Domu kiedy te wybuchły. Gigantyczny wstrząs jaki odczuł Edwin i specyficzne uczucie. Teraz dopiero oślepł, bowiem jego widok przesłoniła czarna pustka, która pochłaniała wszelakie kropki na swej srodze. Niczym czarna dziura choć bez grawitacyjnego efektu. Spanikowany Edwin Próbował odskoczyć, ale uchwyt miecza trzymał go w miejscu. A kiedy ciemność dotarła do niego poczuł przerażające zimno. Pustkę, brak czegokolwiek. Ta kompletna nicość przypomniała mu rzeczy o których wolał nie pamiętać. Wspomnienia które pochował dawno temu. A kiedy nastąpił wybuch, Edwinem rzuciło przez cała arenę. Lekko ogłuszony ze zdziwieniem patrzył na brak ramienia które dzierżyło wcześniej miecz.

    Lecz Hrabia nie czekał, już ciskał kolejnym pociskiem. Tym razem Edwin nie czekał aż ten doleci, wystawił rękę która, niczym ciekły metal, wystrzeliła do przodu i chwyciła granat.

    kolejna potężna eksplozja wstrząsnęła turniejowym placem. A kiedy opadł dym widownia razem z Hrabią mogła zobaczyć Ze Edwin znajdował się daleko od środka areny, wbity w ścianę. Stanowił teraz iście karykaturalny obraz. Oba ramiona urwane, klatka piersiowa podziurawiona, jedna z nóg wykręcona pod dziwnym kontem, druga niekompletna w kolanie. Co mogło zadziwiać, nigdzie nie było widać krwi, tylko pełno plam jakby ktoś porozlewał rtęć w losowych miejscach areny.

    Edwin wygrzebał się z dziury i upadł na wznak. Bez ramion i jednej z nóg ciężko było odzyskać pion. Notabene widział już jak Hrabia się zbliżał. Trzeba było sięgnąć po to, o czym wolał zapomnieć...

     

    Grecka Tragedia.

    Edwin skupił się w sobie i spojrzał na przeciwnika. I tyle mu wystarczyło. Grecka tragedia nie była czarem iluzji, była głęboką hipnozą. Mogła trwać kilka sekund lub kilka godzin, zależnie od togo co chciała pokazać.

    Jej wadą zaś był fakt, że zmysły realnie odczuwały ból.

    Że rzucający odczuwał ten ból o wiele mocniej.

    Że rzucający nie mógł jej kontrolować.

    I że nie można w nią było wejść samemu.

    Najpierw przyszła ciemność, potem zaś uczucie gwałtownego upadku.

    I oto Hrabiemu ukazała się scena. Spadał razem z Edwinem z budynku. Wysokiego budynku. Arena gdzieś się rozpłynęła, do jego uszu poprzez świst powietrza dał się słyszeć dziecięcy szloch.

    Znikła widownia, jego zbroja też, a magia nie reagowała na wezwania.

    Lecz to co powinno martwić Hrabiego to fakt że spadał, a ziemia przybliżyła się w mgnieniu oka. I nastąpiło ude...

    Siedział w pierwszej klasie luksusowego samolotu obok Edwina. W samolocie który właśnie spadał. Wszyscy panikowali, krzyki mężczyzn, kobiet i dzieci zlewały się w panice. Nastąpił wstrząs po którym kabina wypełniła się og...

    Był pod wodą, miał nogi związane łańcuchem przymocowanym do kilku pustaków. Obok niego związany w podobny sposób zanurzał się Edwin. Im głębiej tym mocniej bolała głowa, płuca domagały się tlenu, krew szumiała w uszach. Po chwili otworzył usta by nabrać powietrza, lecz woda zala...

    Stał na polu przed plutonem egzekucyjnym, przywiązany do słupa i zakneblowany. Czuł jak sznury boleśnie wrzynają się w ciało. Jak na rozkaz pluton przygotował broń, żołnierze wymierzyli karabiny w niego. Rzut okiem w bok utwierdził go, że Edwin jest przywiązany w podobny sposób, do identycznego słupa. Nastąpiła komenda i kule traf...

    Stał w zniszczonym mieście, wszędzie było słychać krzyki konających i wybuchy. Ktoś wpadł na niego, przewracając go i krzycząc "Uciekaj!". Spojrzał za biegnącym i dostrzegł samolot na niebie. Samolot który właśnie zaczynał zrzucać bomby. Jakby w transie patrzył jak pierwsza z bomb uderza wprost w biegnącego, kolejne wybuchają obok Edwina stojącego nieopodal. Po chwili jedna upadła kolo niego i poczuł jak jego ciało roz...

    Kolejne pole bitwy. Tym razem jechał wozem bojowym. Ubrany w mundur i uzbrojony. Poprzez szybkę hełmu widział kolegów z oddziału, w podobnych mundurach, niektórzy mieli otwarte przyłbice, inni nie. Jedni się modlili inni żartowali. Wiedział, że wracają. Przeżyli wojnę i wracają. I nagle pojazd rozerwało. Potężny wybuch miny przeciwpancernej na którą wjechali. Leżał ogłuszony, czuł że krwawi. Widział swoich kolegów, poranionych. I widział ludzi którzy nadbiegli z okolicznego lasu. Bez litości, z beznamiętnym wyrazem twarzy podchodzili i strzelali. Ci którzy mogli utrzymać się na nogach zaczęli stawiać opór. Podczołgał się do resztek wozu pod którymi, przygnieciony i krwawiący, leżał Edwin. Wyciągnął karabin i otworzył ogień. Z trudem utrzymał broń, lecz trafił kilku napastników. Pochylił się za osłonę by zmienić magazynek i usłyszał za sobą jak coś upada. Kiedy spojrzał, zobaczył granat odłamkowy. Leżał tam niczym skorpion, gotów do zadania śmierci. I nastąpił wybuch który roz...

    Scena za sceną, śmierć za śmiercią i ciągle przebijający się gdzieś w tle płacz dziecka.

    Aż w końcu kolejna scena.

    Tym razem inna. Dom w środku lasu, Obok domku mężczyzna zbijał z drewna kołyskę. Tu i ówdzie wbijał kolejny gwóźdź, lekko szlifował specjalnym kamieniem i mierzył na oko. Po chwili drzwi domu się otworzyły i na zewnątrz wyszła kobieta. Długie brązowa włosy, grzywka zasłaniająca twarz. Zarówno jej ciężkie kroki jak i okrągły brzuch wiele mówiły o jej stanie.

    - Długo jeszcze? Eria narzeka że nie chcesz się z nią bawić.

    - Wybacz kochanie, wiesz że jak pracuję nad czymś to zapominam po wszystkim innym - mężczyzna mówił z rozbawieniem, udając lekkie zakłopotanie - z drugiej strony, ty nie powinnaś moja droga tyle chodzić, musisz wypoczywać.

    - Wypoczywała bym gdyby mój mąż, który jest doskonałym przywoływaczem, wezwał sługe który zrobil by to za niego, a sam przyszedł do domu coś zjeść.

    Mężczyzna odstawił niedokończona kołyskę, wstał i podchodząc do kobiety objął ją.

    - Już idę, jeśli to ukoi twe serce.

    Scena ponownie się zmieniła, choć tym razem tylko czasowo. Ta sama okolica, ten sam Dom, tyle tylko że przed domem stało kilka osób z pochodniami.

    Krzyki i rozbijane szkło były ostrym dźwiękiem w tej nocnej puszczy. Hrabia mógł patrzeć jak z domu wyprowadzają związanego człowieka.

    - Ile razy ci powtarzałem odmieńcu? Nie chcemy tu takich jak ty.

    - Ta puszcza nie podlega twoim prawom, mamy pozwolenie od króla by tu mieszkać.

    - Pozwolenie? Odmieńcy tacy jak ty nie mają pozwoleń. Jesteście zarazą którą trzeba wyplewić i my to zrobimy. Zaczynając od tobie podobnych. Podpalać!

    Dolar mógł spojrzeć jak pochodnie wlatują do chatki przez okna i jak w środku rozkwita wiele świateł. Do jego uszu dotarł płacz dziecka i krzyk kobiety. I znowu nie mógł się ruszyć.

    - Alie... - noga odziana skórzanym butem trafiła mężczyznę w twarz przerywając mu w pół słowa. Zalany krwią zwiotczał w ramionach trzymających go ludzi.

    Budynek płonął coraz mocniej, w końcu nawet nie było już słychać ludzi którzy byli w środku. Przywódca bandy spojrzał z uśmiechem na budynek a potem na mężczyznę i splunął.

    - To was nauczy, takie ostrzeżenie dla każdego odmieńca chcącego mieszkać w naszym lesie. Spreparujcie go i idziemy.

    Trzymający omdlałego ludzie wciągnęli z za pazuchy młot i 2 spore drewniane kołki. Kiedy dwóch go trzymało, dwóch kolejnych przybiło go do pobliskiego drzewa. Zaś na jego szyi zawiesili przygotowana wcześniej tabliczkę. Napis na niej głosił:

    "Tu gnije parszywy odmieniec i jego pomioty. Ogniem oczyściliśmy tą ziemię, niechaj kona ścierwo."

    I tak go zostawili, zakrwawionego, znikając w lesie.

    Mijały godziny a Hrabia począł słyszeć szloch przybitego. I wtedy przez konającym mężczyzną pojawił się znikąd świetlik sporych rozmiarów. Dolar nie mógł usłyszeć całej rozmowy, lecz podświadomie, w ruchach świetlika wyczuł rozbawienie. I wtedy doszły go słowa.

    - A gdybym ci w tym pomógł, co mógłbyś mi oferować?

    - Co tylko zechcesz.

    - Zatem ustalone. Ja Xanlief, przywódca Katagio, obiecuję dopomóc Cię w zemście przeciw Tajemnym. Ty zaś zobowiązujesz się wykonać swoją zemstę, nawet kiedy wyda ci się iż cena za nią jest zbyt wysoka. I musisz poświęcić 3 rzeczy na moją cześć.

    - Bierz co chcesz i rób swoje.

    Świetlik zachichotał.

    - Oh uwierz mi, zrobię. A dzięki tobie nawet o wiele więcej.

     

    Hrabia poczuł dłoń na ramieniu.

    - Widziałeś już dość, pora wracać.

    To Edwin stał koło niego. Teraz dopiero Hrabia mógł zobaczyć jak bardzo podobny był ten mag zwany Niemym do człowieka który zawarł pakt z Katogio. i tylko tutaj mógł go usłyszeć.

    - Zapłaciłem wysoką cenę za to by przeżyć tą noc i by móc dorwać tych którzy pozbawiali mnie wszystkiego co kocham. 3 warunki które mnie trzymają:

    1. Żadna magia nie zwróci mi bliskich, wszak ich dusze i moja będą stracone na zawsze..

    2. Stracę głos bym nie mógł prosić o pomoc.

    3. Do końca mych dni będę słyszał umierających. Te wszystkie śmierci które widziałeś, w których uczestniczyłeś, to ludzie którzy umierali w rożnych miejscach świata. Przeżywam ich śmierci. Słysze ich bez przerwy od 30 lat. I będę słyszał dalej, do chwili aż nie wypełnię kontraktu. Wracaj magu, oczekują zwycięzcy, to powinieneś im go pokazać. Nauczyłeś mnie też kilku przydatnych rzeczy, za te ci dziękuje.

     

    ...

     

    Hrabia zrobił kolejny krok, przynajmniej tak wyglądało to dla widzów. To co w Tragedii wyglądało na wiele miesięcy, na arenie trwało zaledwie sekundę, niecały oddech.

    Edwin wykorzystał wszystkie dostępne mu środki a jednak zawiódł. Cóż, jak nie tutaj to gdzieś indziej. Poczuł jak ciemność puka do drzwi, więc otworzył jej i dał się objąć. Zemdlał.

  3. Dobra Panowie i Panie sprawa jest taka - jeśli umawiamy się na 23 - to ja proponuję zgoła trochę inną rozrywkę. Mianowicie

    http://www.altstadtfest-goerlitz.de/

    19. Festyn Staromiejski w Görlitz i Jakuby Zgorzelec!

    To coroczny festyn mający miejsce zwykle pod sam koniec wakacji.

    W planach jak co roku są pokazy rycerskie, koncerty, występy publiczne i wiele innych. Na ulicach w Gorlitz można zobaczyć teatry, występy błaznów i nie tylko. Pojawia się wiele stoisk z biżuterią, ozdobami, ciuchami(tymi charakteryzowanymi na 1400-1600 też :D). Całość jest prowadzona od jakiegoś już czasu i zawsze jest to wielka impreza. Wstęp darmowy, jedynym ale jest ewentualne zabranie ze sobą monet w celu zakupu pamiątki i/lub papu :D

    Jeśli uda mi się wykaraskać wolne na ten dzień - będę waszym przewodnikiem.

    I żeby zawczasu wyjaśnić to i owo - nie, nasi niemieccy sąsiedzi to nie barbarzyńcy którzy chcą nas zadźgać za każdym rogiem byle widelcem. Nie jest to też impreza abstynencka ale osoby które się "nawalą" mogą się zdziwić, gdyż Zgorzelczanie i Gorlitzfolks potrafią szybko uspokoić awanturników ;) Do burd na Jakubach dochodzi tak rzadko, że wszelakie wyskoki są szybko, konsekwentnie i surowo karane. Nie mówię tego jako oskarżenie, wszak udowodniliście mi że jesteście zgrają kulturalnych i inteligentnych osób, ale wolę dmuchać na zimne bo a nuż ktoś się wda w rozróbę na trzeźwo xD

     

    Zaleta poysłu

    + Jest gdzie i po co iść efektem czego nie musimy martwić się o lokal.

    + Idąc jako zgrana grupa mamy większą silę przebicia - a to jest przydatne na ciasnych uliczkach pełnych ludzi xD

    + Miejsca oferujące dobre papu są wszędzie @_@

     

    Minusy natomiast

    -Wszystko jest przy granicy i częściowo za granicą, przez co dojezdni mają utrudniony dostęp do środków lokomocji

    - Trzeba zdać się na kogoś kto umie albo samemu operować językiem niemieckim w gestach/komunikacji

    - Będzie dużo chodzenia i mało siedzenia = brak miejsca na RPG/Kart/Planszowki

     

    To chyba tyle w razie pytań słucham.

    • +1 1
  4. It like I fell asleep
    And woke up in a nightmare...
    Fallen into a world of chaos,
    They the reason that I'm here

     

    Uderzenie było mocne, lecz Edwin był na nie przygotowany. Wystawił obie ręce przed siebie i mimo bólu jaki poczuł przygotował zaklęcie.

    Dla niego to było przestawienie kilku kropek w odpowiednie miejsce.

    Dla Hrabiego wyglądało to tak jakby Edwin wykonywał kilkadziesiąt znaków dłońmi na raz.

    Pochłonąć, przekształcić, skoncentrować i oddać.

    Zmienić układ kropek zanim te uszkodzą jego kropki. Bo tak właśnie widział wybuch. Jako masę kropkę która unicestwiała lub zmieniała napotkane kropki.

    I kiedy Kula wypaliła arenę, Edwin stanął w pozycji łucznika. Lecz nie miał łuku i nie wystrzelił strzały. Wystrzelił skoncentrowaną energie, tą którą wchłonął z wybuchy zmieszaną z tą, którą trzymał w Opuszczonym Domu. Pomiędzy jego dłońmi pojawił się pocisk, długi i świetlisty, który nagle wystrzelił. Sama siła wystrzału zmiotła fragmenty ziemi obok Edwina, zaś pęd idący za strzałą spowodował wyrwanie fragmentów skalnych już lichego podłoża.

     

    W ten sposób Edwin pozbył się kropek które mu zagrażały. Lecz wszystkie pajączki też uległy zniszczeniu, bowiem Edwin nie trzymał ich ukrytych. Pora było użyć innych czynników.

    Wykonał skomplikowany ruch i zobaczył więcej kropek, kropek które były wszędzie. I zmanipulował kilka z nich. Tu zagęścił tam rozrzedził. Tak spreparowane kropki zostawił, by służyły mu później.

    Postanowił wykorzystać jednego z Asów. Przed nim, niczym mańka mydlana wykwitło kilka kulek. Każda wyglądała niczym szkło powiększające. Wykonał szeroki ruch dłonią i nad areną niebo pociemniało. Od stóp Edwina, bez ostrzeżenia, zaczęło rosnąć tornado. Mając Edwina za swój środek, dość szybko urosło, zmieniając kolor z białego na czarny, z czarnego na czerwono szary. Gigantyczny cyklon, kształtem przypominający wijącego się Smoka, raz za razem uderzającego swym cielskiem o arenę.

    Lecz samo tornado to tylko pochwa.

    Bowiem gdy uniosło się, oczom widzów ukazał się Edwin, kory trzymał w dłoni specyficznie wygięty miecz. Specyficzny, bowiem miał on rękojeść, miał głownie i lejec, lecz ostrzem zdawać by się mogło, było same tornado.

    Edwin zamachnął się, a odpowiadając na jego ruchy gigantyczna bestia rzuciła się na Hrabiego.

    Lecz samo uderzenie nie było groźne, groźny był skład potwora.

    Błyskawice bijące w środku, pioruny kuliste tworzące Oczy Bestii.

    Wiatr dorównujący pustynnym demonom tworzący Oddech Bestii.

    Miejscami zimno spadające daleko poniżej zera by w następnie pod wpływem elektryczności zagrzać się do temperatury wrzenia tworzące Krew Bestii.

    I są Bestię Edwin posłał na oponenta.

     

    Teraz zaś gdy Edwin nie miał na sobie większości odzienia(Faktem było, że niewiele ponad spodnie mu ostało) widzowie mogli zauważyć 3 symbole na jego plecach, 3 okręgi a w nich 3 litery jakiegoś zapomnianego przez bogów alfabetu.

  5. Hrabia mógł poczuć lekkie zmiany w temperaturze. Subtelne, lecz najpierw zrobiło mu się gorąco, potem chłodno.

    A potem wrócił pył.

    Niczym olbrzymi czerw zrobiony z metalowego pyłu, wlazł poprzez otwarty dach areny i rzucił się na Dolara. Bestia o średnicy 6 metrów a długości kilkudziesięciu.

    Lecz to nie jego masa ani rozmiar były zagrożeniem. Cały bowiem był zrobiony z pyłu, zaś drobinki pyłu, gdyby je mocno powiększyć, składały się z malutkich metalowych pajączków, które wcinały wszystko - od metali, poprzez niemetale i samą magię - by duplikować się i powielać. Większość zjadła magnesy gdy tylko opuściły arenę, więc wybuchy nie były aż tak pokaźne by nie mogły się potem zebrać do kupy i wrócić. Wiele z nich było tak małych, że cząsteczki tlenu były przy nich ogromne. I niektóre trzymając się tych cząsteczek tlenu, dostały się pod pancerz i właśnie wcinały co ważniejsze komponenty od środka. Co ciekawsze, dzięki magii Dolara która była w Opuszczonym Domu, robaczki nastroiły się do jego częstotliwości i bez problemu, czytane jako jego własna magia, przeniknęły osłony.

    I kiedy Dolar osłonił się przed własnym magnesem, osłonił też kilkaset malutkich robaczków pod własną zbroją.

    Edwin miał nadzieję że do czasu aż któryś nie chapnie Dolara bezpośrednio, to ten nie wykryje robactwa, wszak było ono wielkości atomu, a sam Hrabia miał teraz inne zajęcie aniżeli zastanawianie się czemu skoczyła mu temperatura. Specjalnie że sam przed chwilą użył sporo lodu, to i powietrze trochę ostygło.

    Pierwsze uderzenie czerwia odsunęlo Edwina od Hrabiego na znacząca odległość. Obił się trochę w efekcie tego odsuwania, lecz nie odczuł tego aż tak bardzo.

     

    Edwin czuł jak temperatura wokół spada. Czuł też solidne uderzenie. Otworzył oczy i mimo senności wykonał dłonią jeden pojedynczy symbol. Jego ciało wyglądało teraz jak pokryte metalem, lecz nie tyle pokryte a jakby było z metalu. I wtedy świat zmienił dla niego barwy. Widział cała arenę, Dolara i własne twory jako punkty. Złożone z wielu kropek, jedne ciemne inne świetliste, lecz zawsze kropki. Chwycił kilka kropek, dorzucił kilkanaście kolejnych od siebie. Pozwolił by powietrze zafalowało pomiędzy jedno dłońmi i do uprzednich kropek dołączyło kilkanaście innych.

     

    Hrabia mógł zauważyć że Edwin wyczynia dziwne ruchy, potem że znów powietrze faluje pomiędzy jego dłońmi. I że w rękach Edwina pojawił się łuk. W pare sekund na łuku wykwitła metalowa strzała, którą Edwin wystrzelił w kierunku przeciwnika. No i może by to coś dało gdyby nie fakt że strzała upadła w niewielkiej odległości od Edwina, wbijając się w grunt. Edwin przyjrzał się swoim dłoniom. Miały pełno dziwnych czarno-fioletowych kropek. Które strasznie mocno drżały.

    Żeby coś sprawdzić z otaczającego go metalu wyrwał kolejną strzałę i ponownie wystrzelił ją w kierunku Hrabiego. Tym razem przeleciała ona o wiele dalej, upadając niedaleko Dolara. I ponownie Edwin zauważył że kropki zmieniły kolor. Dotknął kilku z nich i poczuł ból, potem zaś ukojenie i poniekąd łaskotanie. I zrozumiał.

    Uśmiechnął się.

    Tym razem pewnie naciągnął łuk, osłonięty przez ciało czerwia który ciągle krążył pomiędzy nim a Hrabią, przygotował kolejny strzał. Na strzele wykwitło kilka kropek a Edwin zwyczajnie w nie dmuchnął. Strzała rozświetliła się na ułamek sekundy a potem wypuścił ją.

    Niczym grom, pocisk światła, wszak z taką prędkością strzała wystrzeliła, pomknęła w kierunku Hrabiego, wprost w jego ramię.

    Edwin miał nadzieję że element zaskoczenia i prędkość pocisku zaskoczą Hrabiego na tyle by nie mógł się skutecznie bronić. Plus, pajączki udawały na ramieniu Hrabiego jego własną barierę poprzez zjadanie jej części i podszywanie się jego[Dolara] magią za jego własne osłony. I w decydującym momencie rozpierzchły się odsłaniając cel dla pocisku.

  6. Widząc jak kule oblewają kwasem jego twór, wyrysował dwa znaki. Pierwszy wzmocnił działanie drugiego, drugi natomiast kazał mieczowi czerpać metal z gleby u podłoża areny. A wbity był na tyle głęboko by móc czerpać różne metale. I wykorzystywać je do naprawy. A wtedy przyszło światło.

     

    Pęknięcie.

    Powietrze wokół Edwina zafalowało.

     

    There was a tale. A long one.

    About a monster locked in a human form.

    For the sake of human kind.

    He sacrificed three things he love.

    His voice - once wonderfull and crystal.

    His dreams - full of joy and happines.

    And the life of his loved ones.

    And now the monster will rumble.

     

    Pociski uderzyły. Niczym stado wściekłych szerszeni, wszystkie skierowane w Edwina, zewsząd i z wielką siła. Można w nich było wyczuć silę ich twórcy, a przynajmniej w większości.

    Witajcie w Opuszczonym domu, wszak stoi on otworem.

    Edwin chłonął pociski kiedy nadeszły pierwsze wybuchy. Nie wszystkie bowiem musiały dotykać by ranić. Czuł jak odłamki trafiają w jego osłony, czuł jak raz za razem, niczym gradobicie, uderzają i kruszą je. Wybuch po wybuchu. Niektóre pociski nie były wchłaniane i uderzały w niego, osłabione tarczą parzyły ciało, jak i niektóre odłamki które zagłębiały się w nim.

    A potem przyszło uderzenie.

    Metalowy kolos nie czekał na reakcję, uderzał raz za razem, niczym młotem. Pierwszy atak wgniótł Edwina w metal, tak że ten chwalił swą tarczę.

    Drugi rozbił tą tarczę w drobny mak.

    A na trzeci Edwin mu nie pozwolił.

    Konstrukt mógł być odporny na magie, mógł być i odporny na obrażenia. Lecz na pięść trzykrotnie większą od niego nie mógł być przygotowany. A taka wykwitła z metalowego miecza. A raczej z jego resztek i uderzyła w kolosa.

    Jednocześnie Edwin zapadł się w metal, pozostawiając po sobie krwawy ślad na ostrzu.

    Bezpiecznie ukryty gdzieś w mieczu. zaczął opatrywać liczne rany, ciesząc się, że żadna nie trafiła w poważniejsze miejsce.

    Nie miał teraz większego wyboru, musiał jakoś załatać sobie te rany. A przynajmniej chwilowo.

    Asimilius.

    Poczuł jak metal zalewa jego ciało, jak upłynnia się i wypełnia dziury. Czuł ból, ból stworzenia, ból ponownych narodzin. Lecz dzięki niemu wiedział że żyje.

    W tym czasie na zewnątrz metalowa pięść wycelowała środkowy palec w niemym salucie w kierunku świetlistych kul. Trwała w tej pozycji chwilę po czym została wchłonięta przez miecz. Ten zaś zapadł się w sobie i zamienił w idealną kulę, o średnicy kilkunastu metrów. Jako że to jego środek "okulał" dolna część dalej wystawała z podłoża, zaś górna spadła z głuchym *ŁUP* na arenę. A raczej spadła by, gdyby nie wybuchła w błysku, zamieniając się w kilkaset ton proszku metalowego który spadł na arenę niczym śnieg. było go na tyle dużo by przykryć kolosa aż po samą głowę. Lub to co miał zamiast niej. Pyłu było tak wiele i był on tak drobny, że unosił się nawet w powietrzu.

    I nagle z kuli wystrzeliły dwa metalowe kolce, skierowane wprost w Hrabiego.

    I może nie było by to kłopotliwe gdyby nie fakt że kolce zaczęły się dzielić i wnet z 2 zrobiło się ich koło 80.

  7. Już tłumaczę - tworzysz temat i dajesz tam co i jak według "szablonu" - przenoszą ci postać, Na GD będzie miała ona 80 lvl - trochę golda i mounta na start, do tego dochodzi Full set PvP(początkowy) i set PvE(5 części). warunkiem transferu jest posiadanie postaci na aktywnym serwerze(nie samo stójka typu ty i 2 kolegów) jak Molten Sunwell itp z ratami nie większymi niż x15.

     

    Jest to opłacalne bo możesz ominąć przykrości z walkami PvP o początkowy sprzęt a możesz od razu przejść do aktywnego PvE :D

  8. Zobaczył kulę ciemności przed sobą. Uśmiechnął się, kiedy przekręcił dysk na którym leżał o 180* i wyłączył jego magię podtrzymującą.

    I wtedy nastąpił wybuch.

    Gigantyczna kula, która chwilę temu uderzyła w jeszcze większy miecz, wybuchła. Głazy o średnicy 2-3 metrów wystrzeliły na wszystko strony. Zaś podmuch który temu towarzyszył nadał jeszcze większy pęd skałom.

    W międzyczasie młot Hrabiego trafił w pustkę, wszak bez magi napędzającej, dysk, razem z leżącym teraz pod nim Edwinem, spadł w dół areny. W trakcie spadania Edwin nakreślił kilka znaków.

    Pierwszy zwiększył jego magnetyzm, efektem czego Edwin zamiast w dół, poleciał w bok.

    Drugi zmienił jego polaryzacje, przez co ten przylgnął do miecza zamiast się na nim rozpłaszczyć.

    I będąc na mieczu wykonał trzy kolejne znaki, jeden na sobie i dwa na metalu u jego stóp.

    Jak na komendę, cale ostrze pokryło się miniaturowymi kolcami które poczęły wybuchać, wystrzeliwując w powietrze setki igieł. Najpierw setki, potem tysiące aż w końcu setki tysięcy - miał kilkaset ton metalu pod ręką. Metalu który zapełnił całe niebo ponad areną. Większość nie trafiła w Hrabiego, lecz było ich miliony, więc o to Edwin się nie martwił. Natomiast przygotował jeszcze ostatni znak. I kiedy go wykonał, nagle cały metal w powietrzu upłynnił się. Całość wyglądała tak, jakby nagle na niebie wykwitła metalowa korona gigantycznego dębu. I gdzieś tam, pomiędzy gałęziami tego dębu był Hrabia.

    Zaś cieniutka linka metalu prowadziła z drzewa do ręki Edwina.

    Rexalis.

    Z prędkością światła całe metalowe drzewo rozświetliło się, a potem zwyczajnie wybuchło, zamieniając się w kulę ognia.

    Nad areną pojawił się kolejny tego dnia wybuch, ponownie widoczny z wielu miejsc w państwie. Lecz tym razem ogień nie gasł. Zmieniał się. A kiedy Edwin wyczul tą zmianę, wykonał ostatni znak.

    SuperNova.

    ognista kula przekształciła się wpierw w kulę plazmy, potem zaś w wybuch jądrowy. Edwin miał nadzieje że sam wybuch będzie poważnym ciosem dla przeciwnika. Lecz większe nadzieje pokładał w specyficznym promieniowaniu EMP które rozeszło się od wybuchu, a które wzmocnione magią miało tendencje do uszkadzania nie tylko elektroniki. I poniekąd zaspokoił swą ciekawość, wszak interesowało go jak długo pancerz Hrabiego pociągnie.

  9. Edwin się uśmiechnął. Niemagiczna woda, to czego mu było teraz potrzeba. Ostatni składnik alchemiczny który podano mu na tacy. Pierwszy symbol spowodował zniknięcie linii wchłaniających magię.Wykonał dwa kolejne znaki dłonią i płaski kamienny talerz oderwał się od wieży. Talerz na którym teraz stał. W tym momencie pod nim wybuchły ładunki ciśnięte przez Hrabiego. Odłamki posypały się na lewo i prawo, dysk zachybotał się niebezpiecznie i popękał w kilku miejscach. Gdyby to trafiło Edwina... trafiło za to jego metalowe twory które drążyły słup od środka. A przynajmniej kilka z nich.

    Lecz nie było czasu na gdybanie. Wystrzelił wysoko w powietrze wyciągając spod pazuchy małe pudełko. Kiedy je otworzył, cały grad został zassany niczym przez czarną dziurę. Lecz pudełko nie było niczym z pokroju tych olbrzymich anomalii grawitacyjnych. Po prostu potrafiło pochłonąć wodę w każdej postaci - i dlatego też nigdy nie celowało się tym w istoty żywe.

    Unosząc się wysoko nad areną miał już wszystko co potrzebne. Pozwolił by powietrze ponownie zafalowało między jego dłońmi. Opuszczony Dom znajdował się na innym wymiarze astralnym, zaś dostęp do niego nie był ani skomplikowany ani wyczerpujący. Wbrew pozorom wyciągnięcie największych przedmiotów w nim zostawionych nie wymagało więcej siły niż sięgnięcie po szklankę wody. Jedynym kłopotem była jego pojemność i ilość przedmiotów które można w nim upchać. A teraz w jego Domu pozostał tylko jeden. Wszystko co tylko się dało zostało wcześniej wystrzelone w Hrabiego, wszystkie działa opuściły Dom i zostały zmiażdżone. Dom teraz stał się prawdziwie Opuszczony.

    Edwin wyciągnął z falującego powietrza klingę o czerwonej teraz stali. Tą samą którą wcześniej wykorzystał do wchłonięcia ciepła w kopule. I teraz planował wykorzystać to ciepło.

    Wbił głęboko miecz w ciągle wzlatujący wyżej dysk i przygotował go. Wlał na niego wodę z pudełeczka, pozwolił by ten zasmakował ziemi u stóp Edwina i wchłonął powietrze otaczające ich zewsząd. I wtedy ostrze rozświetliło się czerwienią a Edwin uniósł je ku niebu. Wiązka energii która wystrzeliła w powietrze rozgoniła chmury na przestrzeni wielu mil. I po chwili wróciła uderzając w Edwina. Ten upadł na kolana i począł wymiotować, wpierw alkoholem który spożył wcześniej, a później krwią. Za wszystko kiedyś przyjdzie nam zapłacić.

    I wtedy nieboskłon się rozświetliło ogniem.

    Megiddo.

    Z nieba poczęła spadać gigantyczna klinga. jakby znikąd. Wielki miecz, tak podobny do ostrza które trzymał Edwin, gigantyczne i niepowstrzymane. Minęło Edwina o kilka metrów, lecz i tak ten mógł poczuć żar bijący od metalu, żar który zaczynał miejscami podpalać mu szatę i włosy.

    Lecz to tylko gwóźdź spadający z nieba. A dobry gwóźdź potrzebuje młota.

    I raz jeszcze skierował Edwin ostrze ku niebu, stając na trzęsących się nogach, ufajdany żółcią i posoką. I raz jeszcze pozwolił by klinga wystrzeliła energią w powietrze. Lecz tym razem nie wróciła. Wszak nie był to tym razem czar tworzący a teleportacyjny. Bowiem nad Klingą, z przestrzeni niczym z jego Opuszczonego Domu, poczęła wyłaniać się gigantyczna kula płonącej skały.

    Meteor.

    Kula o średnicy mniejszej o kilka stóp od areny uderzyła w głownię już spadającego miecza, nadając mu pęd i siłę uderzenia.

    Fala uderzeniowa która przyszła później zmiotła Edwina z powietrza. Gdyby nie fakt że kawał skały na której ten się rozpłaszczył był wytrzymały, Edwin pewnie wgniatał by się teraz w osłonę areny, którą to magowie wynajęci przez organizatorów starali się utrzymać. A to zadanie nie było łatwe, mimo że gigantyczny miecz z pozory magiczny wcale nie miał w sobie magii.

  10. Przezorność to naprawdę dobra cecha. Specjalnie kiedy nad głowa uderza ci cała kanonada. Zastanawiał się jak długo wytrzyma ten fragment gruzu który ukradł. I kiedy organizatorzy zauważą że w jednej z szatni brakuje sporego kawałka ściany. Przeliczył dokładnie czas.

    - 3, 4, 5, 6, 7,

    Liczył kolejne uderzenie serca. Spokojnie i z rozwagą. Zastanawiał się czy przeciwnik przesunął się z miejsca. Jeśli nie, to dobra jego, jeśli tak, cóż, jedna pułapka nie zmieni wyniku pojedynku, choć miał nadzieję, że jednak nie zostanie zmarnowana.

    - 27, 28, 29...

    Kiedy serce Jonaha uderzyło 30 raz u stup Lunatica eksplodowały kolejne ładunki. Tym razem jego nozdrza zalał słodki zapach truskawek i gruszek. I alkoholu. W granatach bowiem ukryte były mocno ugazowione perfumy wymieszane z przednim spirytusem.

    I nie było by to groźne gdyby nie drugi ładunek, nie robiący nic więcej niż generowanie malutkiej iskry. W ciągu sekundy pachnąca mieszanka zamieniła się w istne inferno.

    A w środku tego wszystkiego stał Lunatic.

     

    Jonah bardziej poczuł wybuch poprzez drganie ziemi aniżeli usłyszał. W międzyczasie przeglądał pozostały sprzęt który udało mu się pozyskać od różnych osób. Zastanawiał się kiedy magowie odkryją, że brakuje im tego i owego w ich ekwipunku. Ciągle też kradł różne drobnostki różnym osobom, ciągle szukając tego jednego czegoś.

  11. Odległość zero. Strzał z przystawienia. Jego przeciwnik miał pewne interesujące umiejętności, ale dał się nabrać jak mało który nowicjusz.

     

    - To siła Chciwości - głos nijak nie dochodził od lecącego Jonaha. Właściwie, to zdanie zostało wyszeptane do ucha Lunatica. Co ładnie się zgrało z rozmazującą się w powietrzu iluzją chłopca.

    I kiedy Lunatic zdziwiony mógł obrócić głowę, w dłoni Jonaha przystawionej do boku kuca nastąpił wybuch.

    Sporo dymu pokryło arenę. Wykorzystując ten element Jonah ukrył się we wcześniej stworzonym dole. Wbrew pozorom maskowanie to BYŁA jego specjalność, magia natomiast była tylko pomocnym dodatkiem do złodziejskiego fachu. Zastanawiał się jak szybko przeciwnik zrozumie że nie ma do czynienia z dzieckiem. Cóż, pozostaje nadzieja że wybuch choć trochę zaskoczył kuca. Nawet jeśli okaże się że ten też był iluzją, to dym pokrywający arenę udaremni szybkie zlokalizowanie Jonaha.

    Miał też nadzieję że trucizna w dymie zrobi swoje. Mieszanka halucynogenna bywa co najmniej...denerwująca.

  12. Zdążył. Poczuł jak pręt wbija się w kamień u jego stóp. Ale po kolei.

    Kiedy Edwin skupił się na znakach, z ziemi uniósł się niezbyt wysoki filar. I wtedy się zaczęło. Gwoździe z igłami uderzyły od przodu, zaś pręt od tyłu. Tyle tylko że Edwin był odrobinkę wyżej niż poprzednio przez co nie oberwał całym tym żelastwem. Ale to był tylko kawałek zaklęcia.

    Od Filaru po ziemi rozeszły się fale. Wyglądało to tak jakby w taflę jeziora uderzyła pojedyncza kropla wody. Edwin uśmiechnął się kiedy poszczególne kręgi poczęły pękać i oddzielać się od siebie. I wtedy wykonał ostatni znak.

    Cała arena, okrągła od ściany do ściany, poczęła się ruszać. Gwałtownie i z grzmotem godnym samego Thora. Poszczególne kręgi, niezależnie od siebie, zaczęły się coraz szybciej poruszać. Widzowie mogli już rozpoznać w co zamieniła się arena.

    Żyroskop.

    Prócz środka który był nieruchomy, cała reszta zaś poruszała się w losowych obrotach, każde niezależne od siebie. Szkopuł polegał w tym, że mimo szybkich ruchów grawitacja nie przestała działać. Jeśli Hrabia przypadkiem spadnie...cóż, kół było łącznie 13, a dostać od rozpędzonego kamiennego koła to niestety bolesna sprawa.

     

    Lecz to była tylko obrona, a trza było przejść do ataku.

    Przygotował zaklęcie, jedno z tych prostych. Wykonał dwa znaki i wystawił dłoń wysoko w górę.

    Na dłoni wykwitła mu gałka oczna. Taka duża, fioletowa. Rozejrzała się spazmatycznie w różnorodnych kierunkach i wybuchła. Lecz nie energią. Wybuchła setką eterycznych linek, które zawisły w powietrzy niczym pajęczyna w kryształowej kuli. Ilość jak i gęstość linii stworzyła gigantyczną sieć, w której sercu, niczym olbrzymi pająk, czekał Edwin. Każdy kto dotknął sieci natychmiast tracił cząstkę magi. Bezboleśnie i bezpowrotnie. Przy prędkości ruchu "kół" żyroskopu, nie sposób było uniknąć wszystkich. Sam zaś Edwin otoczył się dość sporą ilością owych linii, co mogło zatrzymać niejeden czar nim ten uderzy w niego.

  13. Jonah patrzył na występ z rozbawieniem. Całość nie zrobiła na nim wrażenia, niejeden dom schadzek w jego stronach oferował więcej. Nie żeby sam Jonah z nich korzystał, nic z tych rzeczy. Lecz niejedno miejsce się okradało to i na wystrój można było rzucić okiem.

    Jego przeciwnik po zniesieniu iluzji zechciał go uczyć o tym co wolno a co nie.

     

    Wystrzelony pocisk znikł w powietrzu. Zwyczajnie, w jednej chwili tam był, w drugiej już go nie było. Jonah uśmiechnął się pod kapturem. Jeśli jego przeciwnik planował iść z nim w otwarte zawody siły, to będzie się musiał nieźle namęczyć.

    - Raktis.

    Słowo wypowiedziane szeptem, prawie że bezgłośnie. I jego dłoń zaświeciła. A kiedy wystawił ją w kierunku przeciwnika, z samej dłoni wyleciały setki świetlistych kul, złudnie podobnych do pocisku Lunatica. Do tego obok kupki kosztowności, na arenie zaczęła pojawiać się kupka piasku.

  14. Pewnym, choć wciąż bezszelestnym, krokiem wszedł na arenę. Oczom zebranych ukazał się młodzieniec o ciemnej karnacji choć włosy miał białe niczym śnieg. Wielu drwiło w Gildii z niego, wszak takie umaszczenie ujawniało go nawet w najciemniejszych mrokach. I szybko musieli przełykać własne słowa gdy ten im znikał z widoku. Podszedł do jednej ze ścian gdzie widocznie jedna z lampek nie wydalała bo u skraju areny powstało trochę cieni. I kiedy zarzucił kaptur na głowę, niektórzy mogli by stwierdzić że Jonah zniknął. Lecz kiedy wysilili wzrok mogli stwierdzić że jednak chłopiec stoi tam, gdzie pierwotnie zniknął im z oczu. I tak oparty o ścianę czekał na swojego przeciwnika. Zaś pod jego stopami zaczynała zbierać się kupka złota, monet i innych drobiazgów. Ciekawiło go kiedy publiczność areny zauważy że zaczynały im znikać kosztowności.

  15. - Imię: Jonah
    - Opis wyglądu: Jonah to chłopiec niewysoki, na oko 16 letni. Nosi spodnie wojskowe w odcieniach moro, biały podkoszulek i kamizelka w kolorze moro. Do tego wojskowe trepy. Białe włosy i piwne oczy kontrastują z jego ciemną skórą, Do tego ma pasek przy którym wisi wojskowy nóż.
    - Magiczne umiejętności/Doświadczenie: Stapianie się z cieniem, bezszelestne poruszanie się, używanie trucizn i narzędzi złodziejskiego fachu. Umiejetność posługiwania ise nożem, przeszkolenie w używaniu magicznych artefaktów.
    -Krótka historia postaci: Jonaha wychowała ulica. Od momentu jak porzuciła go matka w wieku lat 7 do momentu aż nie stał się profesjonalnym złodziejem w wieku 16 lat. W miastach znany jako fantom albo Złotoręki, szlifował przez wiele długich lat swoje umiejętności. Kradł by przeżyć, kradł by żyło mu się lepiej. Okradał biednych i bogatych a oddawał sobie. Nie był wybredny i przez to popadł w konflikt z jedną z gildii. Nikt nie okrada gildii a już na pewno nie smarkacz. W końcu wpadł w zasadzkę i dostał ultimatum - pracować dla gildii, wszak ta nie marnuje talentu, albo skończyć z poderżniętym gardłem w jakimś rynsztoku. Wybrał pierwsze, wszak do śmierci nie było mu spieszno. Od tamtej pory to gildia zajęła się jego wychowaniem, przydzielano mu różnych mistrzów od różnych profesji a on chłonął wiedzę. O swoich prawdziwych umiejętnościach dowiedział się przypadkiem, kiedy przyłapano go na jednym z dachów. Na okrzyk "stój!" poślizgnął się i upuścil cenny łup - diament z kolekcji pewnego bogacza. Klnąc pod nosem wystawił rękę modląc się w duchu o chwycenie klejnotu. I ku jego zdziwieniu, choć kamień był bardz odaleko od niego, to poczuł jak trzyma go w dłoni. Zaskoczony takim obrotem spraw prawie dal się złapać. Do dzisiaj koledzy wytykają mu tądrobną wpadkę. On zaś postanowił poeksperymentować z nową umiejętnością, odkrywając jej potęgę. Okazało się bowiem że posiada specyficzny dar, częściowo magiczny częściowo genetyczny. Dopiero po tym wydarzeniu jego osiągnięcia wzrosły tak bardzo, że został mu przyznany tytuł Podmistrza - osoby mającej większy udział w łupach gildii i mającej prawo do szkolenia innych. W ten sposób też zezwolono na jego udział w Magicznych Pojedynkach, wszak zakłady bukmacherskie chwaliły bogów za ten przybytek, niejeden wszak zbił fortunę na dobrym zawodniku.
    - Początkowa moc: Chciwość - "Greed"

  16. Stosujemy proste zasady - gramy z ludźmi, nie z postaciami, nie kradniemy, nie oszukujemy. Jesteśmy z ludźmi którzy przeżyli kilka rozpadów gildi. Zawsze z tego samego powodu, liderzy nie lubią kiedy ich "miniony" myślą. Tego nie będzie. Bedą oficerowie, będzie lider. Ale regulamin obowiązuje każdego. Nie ma że lider kogoś oskarża a sam odwala manianę. Nic z tych rzeczy. Chcę grać z ludźmi z którymi mogę pogadać, pokłócić się, pożartować, ewentualnie nawet pobić, żeby potem podać im dłoń. Chcę ludzi inteligentnych a nie "mam fiecej gs-u fienc jezdem lepsy".

    Zachęceni? Oferuję dla wszystkich którzy nie skorzystają z transferu opatentowaną ścieżkę expienia, pomoc w expieniu i ewentualny ubiór. Mamy ogarnięte taktyki, jesteśmy wredni do cna. Na bg gramy taktycznie a nie na pałę. To chyba proste, prawda?

  17. Dobra ludziki, mam propozycję. I to dość dobrą dla fanów WoTLK. Możemy założyć gildię na jedynym działającym serwerze. Raty nie są duże wszystko x7 w weekendy x14. Ale za to macie oskryptowane wszystkie stancje, każdego bossa, całe uldu i Icc. Jak na razie nie działają 3 q na 14, 22 i 37 lvl ;> Q niedziałające w evencie nie działały przez 1 dzień, następnego dnia po 30 min offie już wszystko śmigało.

     

    http://www.gamer-district.org/

     

    Bardzo dobry serwer oferujący nawet transfer charów z innych realmów, oczywiście z gorszym gearem ale to akurat mało ważne ;> Ogarnięci ludzie sobie poradzą a tych mniej możemy wyekspić i ogarnąc :D Jedyną wadą serwera jest fakt że trzeba by było grać w aliansie, bo horda to dzieciarnia bez składu i ładu. Próbowałem raidy tam sklecać i w hordzie się nie da...

    Dlatego zmuszony jestem grać w znienawidzonym aliansie ale co poradzić...

    W każdym razie, zapraszam, gram tam ja, Xsadi, a razem możemy coś zdziałać. Jak ubiorę mojego Dk to będziemy mieli Tanka na RHC a Xsadi to heal z patentem :D

    Chętni niech wypowiadają się w tym temacie, zdziałajmy coś!

  18. Widział jak fala idzie w jego stronę. Jak przechodzi przez niego. Poczuł jak liczne tatuaże pod jego ubraniami tracą moc. Jak magia ulatuje z szaty. To jak wiadro zimnej wody. Szok którego potrzebował by wyrwać się z gniewu zaślepiającego mu umysł. Wyrównał oddech, stanął prosto. Zrozumiał działanie jego oponenta, a teraz musiał się przed nim bronić.

    Tu trzeba było spokoju. I jego darów.

    Poczekał. Stał nieruchomo aż żołnierze Hrabiego go otoczyli i wzięli pierwsze zamachy. Wtedy zaczął działać. Pierwszy cios i pierwszy unik. Krok w lewo, przód, potem w tył i znowu w lewo. Dla widza wyglądało to jakby Edwin widział co się stanie. I taka była też prawda.

    Prekognicja wizualna.

    To dzięki niej wcześniej przygotował iluzję na spadające chmury Dolara, to dzięki niej wiedział też gdzie teraz który żołnierz się zamachnie. Lecz miała ona swoje ograniczenia. mógł widzieć tylko na 5 sekund w przód, zaś sama umiejętność opierała się na jego wzroku, przez co gdy Dolar zakrył arenę ciemnością lub kiedy był w kopule, to nie mógł zobaczyć i przewidzieć upadku drugiej Chmury. Tak jak i nie przewidział ataku zimnem niszczącym jego roślinność.

    A teraz pomagała mu wygrać. Poruszał się tak przez krótszą chwile kiedy otrzymał to co było mu potrzebne - specyficzne rozmieszczenie przeciwników wokół niego.

    Unik - Drewniany oberwał od Ognistego przy wtórze osmolonej szaty Edwina. Ten nakreślił w powietrzu krótki znak.

    Unik - Stalowy wbił się w pierś Kamiennego, krusząc jego strukturę. Drugi znak.

    Unik - Wodny przyłożył Ognistemu gasząc jego zapał. Trzeci znak.

    Unik - Kwasowy zdestabilizował Wodnego. Edwin syknął z bólu kiedy kilka kropel przeżarło jego szatę. Czwarty znak.

    Unik - Dotknął stalowego, ten zaś rozprysł się w metalowe drzazgi. Watchmaker, umiejętność wymagająca bliskiego kontaktu z przeciwnikiem, zwykle bezużyteczna w daleko zasięgowych walkach, tym razem okazała się przydatna. Po dotknięciu dłonią maga cel rozpadał się. Czy był z metalu, kamienia czy żywego ciała. Ale prócz krótkiego zasięgu miała tez ona inną wadę, bowiem można było jej użyć raz na tydzień. Sam Edwin nie wiedział czemu tyle, doszedł do tego metoda prób i błędów. I ofiar.

    Teraz został tylko kwasowy który ciągle starał się trafić unikającego Edwina, choć nawet gdy nie trafiał, kropelki wylatujące z niego przy każdym ataku często raniły maga licznymi oparzeniami. Trzeba było się go pozbyć. Na szczęście kwasy mają to do siebie że można je zobojętnić. Sięgnął szybko pod szatę i wyciągnął swoja "mieszankę anty-kacową" w skład której wchodziło dość sporo zasad. Od zabezpieczenie na wypadek zgagi. Teraz wzmocnił drobnym zaklęciem jej właściwości i rzucił w Kwasowca, patrząc jak ten pochłania butelkę a potem zapada się w sobie, zamieniając w kałużę.

     

    Całość zajęła mu koło jednej minuty. Ciężko dysząc wyprostował się. Był zmęczony, a jego przeciwnik choć osmalony, wyglądał na o wiele mniej zmęczonego. Nic, trzeba było działać. nakreślił kilkanaście znaków w powietrzu i wystawił obie dłonie w kierunku Hrabiego. Z jego dłoni wyleciało wiele baniek mydlanych. Tyle tylko że nie były to bańki. Wybuchały w losowych odstępach, zabierając wszystko ze sobą. Nie były fizyczne, nie istniały w tym wymiarze, lecz w chwili wybuchu zabierały wszystko w swoim zasięgu "na tamta stronę". Powietrze, pył, materie wszelaką, zostawiając po sobie idealną kulę próżni. Nie był to atak zabójczy, o ile ktoś nie został przeniesiony częściowo. Kiedy kule poleciały w kierunku Hrabiego, Edwin nakreślił w powietrzu dwa kolejne znaki, po czym na podłożu u swych stóp wykonał ten sam manewr.

  19. Poczuł ból. Nieograniczony, bezbrzeżny. Każda roślina która była na arenie była częścią jego świadomości,. I teraz ta świadomość umierała. Raz za razem. Jego gardło zastygło w niemym krzyku, jego ciałem wstrząsnęły konwulsje kiedy kolejne rośliny rozbijały się na drobne drzazgi. Ból wypełnił jego świadomość, ból wypełnił jego ciało.

    A potem przyszedł gniew.

    Trzęsącymi się rękoma wykonał dwa znaki. Jego technika obrony. Całe jego ciało pokryło się falującym powietrzem. Każdy zakamarek falował gdy kolejne drzazgi znikały wokół niego. A kiedy na polu bitwy nie było już niczego prócz niego i Hrabiego, uwolnił je wszystkie. W stronę Hrabiego poleciało wiele rzeczy, jakby wyciągniętych z przestrzeni. Miliardy drzazg, setki świecących kulek, kilkadziesiąt lodowych promieni które pochłonął wcześniej, na końcu zaś gigantyczna diamentowa chmura.

    Lecz on nie miał czasu by podziwiać swoje dzieło. Szybko wyrysował kolejne znaki i wokół jego osoby wykwitły dwie płomienne kule. Z obu, niczym zywe istoty, wyskoczyły płomienie w kształcie biegnących kotów i skierowały się ku Dolarowi. Inteligentne i żadne krwi, napędzane gniewem ich pana. Lecz i to nie wystarczyło więc Edwin sięgnął głębiej. Chwycił za drucik.Po tej cieniutkiej linii, która łączyła jego magię z metalową drzazgą z sześcianu, który uderzył w plecy Hrabiego a który był jego medium wewnątrz Dolarowych tarcz, wysłał potężne zaklęcie. To zmieni esencje z magnetyzmu na metriotyzm, odmianę magii pochłaniająca inne magie. W ten sposób nawet po uniknięciu, magiczne twory Edwina będą gonić za przeciwnikiem. A kiedy ten zbierze za dużo magii w sobie, nastąpi wybuch.

    Co ciekawsze, czary Hrabiego teraz też będą wracać do niego.

    Po przeprowadzeniu swojej kontry Edwin rozrysował ostatni z magicznych symboli w powietrzu - 3 koła połączone krzyżem. Pchnął w nie magią i czekał.

  20. Wizja znikła w chwili kiedy jakaś substancja wylała się na jego pole widzenia. No i po sześcianie. Dobrze chociaż że wybuch zrobił swoje i miecz się naładował. Szybkim ruchem dłoni wsadził miecz z powrotem w falujące powietrze po czym wyciągnął z tego samego powietrza puszkę coli i wypił ją duszkiem. Tak odświeżony Mógł walczyć dalej.

    Szybko nakreślił na ziemi kilka run po czym wlał w nie dość sporo magii. Tak przygotowany uniósł dłoń i pozwolił by powietrze nad jego głową zafalowało.

    I wtedy uderzyła 'chmurka".

    Kopuł pękła niczym bańka mydlana, zapadając się w sobie i miotając odłamki na wszystkie strony. Sama chmura zniknęła a oczom hrabiego pokazał się Edwin klęczący, trzymający się za swoją pokaleczoną dłoń. Odłamki leciały wszędzie i tylko cud zechciał, że większość ominęła maga, zaś kilka poprzecinało niezbyt głęboko skórę. Szybko nakreślił na niej dwa symbole i nakleił Inui w miejscu krwawienia co spowodowało tymczasowe zatrzymanie krwotoku.

    Mag uśmiechnął się do Hrabiego i tupnął nogą.

    Na całej arenie zaczęły wyrastać różne rośliny, od małych chwastów po gigantyczne, 30 metrowe drzewa. Cała arena w kilka chwil zamieniła się w jungle, zaś przeciwnicy zniknęli sobie z pola widzenia. było to trochę niedogodne bo widzowie też mieli zasłonięty obraz, ale co poradzić?

    Edwin szybko podszedł do jednego z drzew i nakreślił na nim kilka symboli. W miejscu nakreślenia zaczął ściekać sok który ten szybko zaczął pić. Już po kilku łykach poczuł, że jego rany mają się lepiej, a minute później czuł się rześki jak ryba w wodzie.

    W międzyczasie Dolar mógł zauważyć że wiele tutejszych roślin to bardzo dobre składniki na środki medyczne, lecz mógł mieć też wrażenie że jest ciągle obserwowany.

×
×
  • Utwórz nowe...