-
Zawartość
1465 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
26
Wszystko napisane przez Zegarmistrz
-
To na początek dajmy cos łatwego "Work, Work, Zag, zag"
-
W oczach Czasu wszyscyśmy równi. Każdy trybik jest tak samo osądzany. I być może dlatego jestem w tym lepszy, bo robię często TO co powinno być zrobione. Inkwizycja to Inkwizycja - to (bez obrazy)Psy które spuszczone z łańcucha mają dopaść wyznaczony cel. Nie chodzi tu o wlepianie kar na lewo i prawo. Ale. Jeśli ktoś łamie regulamin to co mnie obchodzą okoliczności? Okradłem bank a kasę rozdałem potrzebującym. Kogo to obchodzi? I niech nikt mi nie wyskakuje że to sprawy diametralnie różne. Nie. I tu i tu są pewne zasady - ich nieprzestrzeganie, działanie wbrew nim prowadzi do sytuacji wysoce niewygodnych i innymi słowy, karalnych. Koniec. A czy ja powiedziałem, że tak jest lub nie jest? Nie wkładaj w me usta tego, co z nich nie wyszło. Twierdzisz że strach to nie szacunek. Owszem, ale ten pierwszy pozwala zrozumieć tego drugiego. Jeśli któryś kolorowy raz za razem będzie łapał idiotów za pysk, to wydaje ci się że co? Że Ci, którzy nie muszą się obawiać zaczną? Ten system sprawdzono na NWD i już od kilku lat pracuje bez zarzutu. Jeśli 3% SB łamie regulamin, to za wykopanie ich 97% się obrazi? Nie. Nawet jak obraziło by się 30% to i tak mniejszość i to spora, a co za tym idzie - jeśli nie można zadowolić wszystkich, zadowalasz większość. Proste. Albo przestrzega się regulaminu albo wypad - to też jest proste. I równie proste jest to - ktoś się pomylił z warnem/banem? Pogadaj. Wydaje się komuś że jak ktoś zasłużenie kopnie trola w zad to komukolwiek wyjdzie to na złe? I co powie? "To były żarty że obrażałem na lewo i prawo, to czemu wy tak na poważnie?!". I co? Poklepać po główce i pozwalać dalej szczać sobie na buty?
-
Źle mnie zrozumiałeś. Upomnienie to co innego - ja mówię o osobach które odpowiadają atakiem na atak. Upominaj, rozmawiaj co tam chcesz - byle by regulaminowo. Ja mówię p tych przypadkach gdzie ludzie zniżają się do poziomu takiego bałaganiarza-idioty i dają mu się pokonać doświadczeniem. A potem co? Dla obu ta sama kara w końcu niezależnie kto zaczął, oboje bałaganili, prawda?
-
Nie zdarzyło mi się jeszcze. Jeśli ktoś jest na tyle nierozsądny, by wdawać się w kłótnie z jakimś trollem, lub nie umie przełknąć własnej dumy, to nie widzę powodu by nie dostał takiej samej kary. Ktoś cię obraził? Zgłoś to gdzie trzeba. Ktoś cię wkurza? Olej go. Ktoś wyjątkowo sobie pogrywa z regulaminu i ludzi? Zastosuj oba powyższe. Jeśli nie jesteś od posprzątania tego bałaganu - A.Nie zgrywaj bohatera i B.Nie dokładaj się do bałaganu.
-
Może powiem to dobitnie. JEŚLI CHCESZ PRZEBYWAĆ NA FORUM TO ZGADZASZ SIĘ NA PRZESTRZEGANIE REGULAMINU. KROPKA. Od przeszło 2 lat jestem już Opiekunem(moderatorem) SB na dość dużej stornie - http://smoki.nightwood.net Średnia graczy na SB to zwykle plus minus 40-100 osób rozmieszczanych w 3 pokojach. Takich opiekunów jest tam 16 ze mną włącznie. Nasza działka to nic innego jak pilnowanie SB, sprzątanie na nim i pomaganie osobą które mają jakiekolwiek pytania. W przypadku spamu, naciągania regulaminu i innych zagrywek stosujemy adekwatne kary wyciszające. Uchodzę tam za najsurowszego ze Strażników, co często prowadzi do lekkich spięć na drodze Szefowie-Użytkownicy. Bo naprawdę wielu osobą nie pasuje fakt, że wyciągam, konsekwentnie, kary do głupich wyskoków. Ale ma to też dobre strony. Często sama moja obecność ucisza osoby wygłupiające się. Bo wiedza że nie zawaham się sięgnąć po Tabelę Kar. Jaki z tego wniosek? Jeśli ludzie chcą mieć czyste Sb, sami o to zadbają. A jeśli nie potrafią o to zadbać, to wtedy ktoś musi. Takimi osobami są między innymi inkwizytorzy. I mam gdzieś czy to mały wybryk, duży, znajomy czy kolega. Po to są, by był porządek. Ludzie w tym temacie kłócą się o to czy są tu "gimbusy", trolle, idioci i inni. A co to ma do rzeczy? Ich regulamin obowiązuje inaczej? Czy jest jakiś dodatkowy uwzględniający ich zachowanie? Nie zależnie czy są czy też nie - regulamin ich obowiązuje, basta. Dostałeś niesłusznie bana? Zgłoś to do administratora i podaj uzasadnienie. Kontakt jest ogólnodostępny a administrator też ma serce(chyba xD). Nie pasuje Ci rygor? Cześć i czołem, nikt cię nie trzyma, nie trzeba było akceptować regulaminu i tu wchodzić. O, tu, masz jeszcze krzyżyk na drogę. Ciao! Jeśli ludzie nie będą przestrzegać regulaminu, to na cholerę on jest? Inkwizycja nie jest od tego żeby patrzeć na okoliczności. Nie jest od tego żeby klepać po główce. JEST OD TEGO, ŻEBY UDERZAĆ TAM GDZIE BOLI. Jak ktoś dwa-trzy razy dostanie kopa, to albo się nauczy albo sobie odpuści. A jak nie, to zostaje alternatywa stałego bloka na Sb - ma dostęp do forum? Ma. SB nie musi zaśmiecać.
-
Dobra cytat dałeś zabójczy -.-'' Pierwszy raz użyto go w 1999 - Silent Hill Drugi raz ten sam cytat(słowo w słowo) użyto w Resident Evil 4. Teraz pytanie - o którą grę chodziło? xD
-
Wniknijmy w lola bardziej - Czyli o wszystkim i o niczym
temat napisał nowy post w League of Legends
Różnymi champami grałem - mam praktycznie że połowę ekipy wykupioną. Kilka skinów - Penta Morde i Karth. Gram dość długo - prawie że od początku. Najlepsza akcja? Zignorowano mnie w jungli kiedy grałem Nasusem. Efekt? Q+Trinity=OneHitTurretKill - ponad 400 mobów w samym Q co dało mi 1200 obrażeń plus całe AD plus bonus z trinity. A że z infinita crytło to lekko ponad 2400 obrażeń w wieżę weszło Można powiedzieć że specjalizuje się w nonmeta zagrywkach. Ad Malza, AP Tris - dużo osób ignoruje takie postaci zapominając, że ich atuty płyną nie tylko z tego czym większość ludzi gra. -
Jestem dobry w zwarciu. Nawet bardzo dobry. Ale na dystans? Co to to nie, prócz niektórych ataków które dość łatwo przewidzieć, nie posiadałem i nie planowałem posiadać dobrych taktyk dystansowych. Bo po co? Trzeba było sięgnąć po najcięższy dostępny kaliber. Widząc wystrzeloną w moją stronę strzałę wystawiłem przed siebie prawą dłoń. Kryształ na rękawicy rozświetlił arenę ciemno fioletowym blaskiem. Tuż przed samą ręką strzała zniknęła ja zaś okręciłem się wokół własnej osi, rzucony przez siłę pochłanianej magii. Ale nie miałem czasu na radość, rękawica zaczęła dymić. Nie była zwykle używana do tego typu zajęć, z drugiej strony wybuchający artefakt to niezbyt dobra perspektywa. Szybko wystawiłem lewą dłoń w kierunku Suna. -Plus! - gardłowy dźwięk zagłuszony został hukiem przełamywanej bariery dźwięku. Strzała identyczna do tej, którą cisnął Sun mknęła teraz w kierunku kuca. Co gorsza, strzał tych było kilka. Nie czekając aż te dolecą, sam chwyciłem kilka gwoździ i wykorzystując zarówno huk jak i kurz w tym powstały, zagrałem atutową kartą. -Plus. Załamanie czasu to nic przyjemnego. Źle użyte mogło cię postarzeć w ciągu sekundy. Mógłbyś osiągnąć wiele ale nagle po sekundzie jesteś konającym ze starości piernikiem. I tu miałem przewagę. Ja się nie starzałem. Dziesięć. Świat stanął w miejscu, a ja patrzyłem jak wystrzelone pociski leniwie płynęły przez powietrze. Dziewięć. Ruszyłem w kierunku kuca. Pierwsze dwa kroki. Dla niego musiałem zniknąć. W jednej chwili mruga, w drugiej mnie już nie ma. Osiem. Kolejne dwa kroki. Zrównałem się ze strzałami. Siedem. Wyprzedziłem strzały i zbliżyłem się do kuca. Sześć. Stanąłem za nim. Pięć. Sięgnąłem do płaszcza. Pociski pokonały kolejne metry. Cztery. Wyjąłem z płaszcza dwa bardzo małe i krótkie gwoździe. Gdyby nie ich kształt, można by je pomylić z igłą. 2 centymetry metalu. Trzy. Wymierzyłem w zad kuca. Dwa Pchnąłem gwoździe z całej siły. Jeden. Czas wrócił a ja postarzałem się o kolejny rok. Na mojej twarzy widniał teraz bujny zarost, zaś pociski też tego Czasu nie marnowały.
- 8 odpowiedzi
-
- magia
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
"Byle z tobą, mogę czekać wieczność"
-
Czynnik trzeci. Coś czego nie można przewidzieć, ta niewiadoma w obliczeniach która może wszystko ułatwić lub też utrudnić. Rzuciłem Sunsetem przez ramię. To był mój pierwszy czynnik. I pierwsze zdziwienie. Nawet przy swoich rozmiarach i mojej sile, Sun powinien więcej ważyć. O wiele więcej. Zaś jego postać zafalowała i rozprysła się niczym bańka mydlana pochłonięta przez moją rękawice. I wtedy przyszło olśnienie. -Co to to nie - szybki obrót w kierunku tej chmury którą zasłonił mi obraz. I widzę go. W mojej aurze, spowolniony, dwa, może trzy centymetry od mojego ciała? Z pozycji w której się znajdowałem nie można było wykonywać uników. Można było co prawda dalej atakować, ale nie unikać. Szybko, dla Suna musiała być to nadludzka...nad kuca, szybkość. I nagły wybuch dźwięku. Okrzyk kogoś z widowni który odwrócił moją uwagę. Moja dłoń zamiast perfekcyjnego chwytu ześlizgnęła się po kopycie tamtego. Zdążyłem tylko zasłonić się udem kiedy poczułem siłę tego uderzenia. To, że dla widowni kuc płynął powoli, nie oznaczało, że gdziekolwiek wytracił siłę z którą wyskoczył. To nie działało w ten sposób. Spowolniona kula dalej przebijała cel. Tyle tylko, że robiła to "powoli", z tą samą siła z jaką by zrobiła to na "szybko". Uderzenie wstrząsnęło moim ciałem i rzuciło mną przez arenę. Gdyby nie fakt że nie raz i nie dwa przyjmowałem podobne ciosy i uczyłem się ich blokowania, to pewnie miałbym już połamaną nagę i to w kilku miejscach. Rwanie w tejże kończynie i możliwość ruchu zdrętwiałymi palcami dała mi do zrozumienia jak blisko byłem utraty nogi. Drugi taki cios i po mnie. Kto by pomyślał, że te kuce mają tyle siły. Ale miałem też teraz przewagę. Sun jeszcze przez 4 sekundy będzie zawieszony w moim polu zanim przeleci przez nie. Można by to wykorzystać. Ponownie sięgnąłem do płaszcza. Tym razem wyrwałem z niego dwa dość długie gwoździe. -Do-sol-la. Plus! Minus! Plus! - w przypadku przyśpieszania przedmiotu, nie można było tego zrobić więcej jak raz. Nie dlatego że magia nie działała dwa razy czy była za słaba. Nie wiązało się też to z przedmiotem. Problem był natury fizycznej, raz przyśpieszony przedmiot pokonywał wyznaczoną odległość zanim mag mógł drugi raz go przyśpieszyć. Dlatego wykorzystał swoje wcześniejsze pole. Rzucone gwoździe ponownie zafalowały, wystrzeliwując z miejsca w którym były z niezwykłą prędkością. Lecz nagle zatrzymały się w powietrzu. To pole spowalniania zatrzymało je w miejscu dają c mu czas na powtórne przyśpieszenie. Tym razem gwoździe w powietrzu wybuchły. A przynajmniej tak to wyglądało, bo gdyby ktoś mógł teraz spowolnić czas zauważyłby, że metal otaczający rdzeń gwoździa zerwał się pod wpływem oporu powietrza. Teraz sam żelazny rdzeń, a mianowicie dwa takie rdzenie, mknęły w stronę spowolnionego Suna. Starannie wycelowane i szybkie. Choć nie śmiercionośne. Sekunda - tyle zostało czasu by młody kuc mógł zareagować. Jedna ciągnąca się w nieskończoność sekunda.
- 8 odpowiedzi
-
- magia
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
Cóż - Kapi twoje słowa są dla mnie największą wygraną. Po to pisałem to wszystko, po to tworzyłem tą rzeczywistość w taki a nie inny sposób. Żeby chociaż jednej osobie miło się to czytało. A co do Zar'a - podejrzewam że by osłupiał xD Jak mówiłem/pisałem wcześniej, ma własną wolę. Pewnie nie wiedział by co robić, zabrał by babkę i się pochylił w karykaturze ukłonu ^^''
-
Widzę Spro, że dalej trzymasz się błędnych założeń. Zasadniczo chyba Dolar i Xsadi powiedzieli wszystko co było do powiedzenia, ale wypadało by żebym coś wyjaśnił. Widzę że najbardziej boli cię mój golem, od niego więc zacznę, zgoda? Pewnie i tak nie zmarnujesz swojego Czasu na czytanie tego, ale nie robię tego dla ciebie tylko dla ewentualnych czytelników. 1.Najprostszym błędem jaki założyłeś było to, że uznałeś moje zaklęcie przyzwania za zaklęcie stworzenia. A to nie moja wina. Opisałem w poście co robię, nie musiałem tłumaczyć dlaczego. Wezwanie, pocałunek, przekazanie magii to tylko zapłata za usługę a nie próba stworzenia. To twoja wina że akurat tworzenie sobie dopowiedziałeś. Nie moja. 2.Owszem - metal pochodzi z ziemi. Jak opisywałem w postach, gdybyś czytał je uważnie, magia pierwotna to magia która jest wszystkim. Jest narzędziem. Jeśli użyje jej mag ognia, będzie magią ognia. Jeśli zechcesz ją ukształtować na wodę, kamień czy metal, to będzie adekwatnie magią wody, ziemi i ponownie, ziemi. W prawie każdym poście tłumaczyłem na czym to polega. Jeśli tego nie zauważyłeś, to znaczy, że czytałeś po łebkach nie przywiązując wagi do teksu. A to ponownie twoja wina, nie moja. Błędy które wynosisz ze źle zrozumianego tekstu to tylko twoja wina. 3.Regulamin nie zabrania korzystania z chowańców. Przynajmniej nie było takiego punktu przed rozpoczęciem pojedynku, w trakcie i bezpośrednio po. Co oznacza że można z nich korzystać. Wezwałem chowańca, nawet dwa, a ty tak bardzo się na nich skupiłeś że nie wiedziałeś co zrobić? Twój:
-
Mgła zasłoniła mi cel. Bo o zatrzymanych kulach nie wspomnę, zdziwiło mnie to. Nie spodziewałem się bariery, moje ataki nie były nastawione na coś tak...skutecznego? Trzeba było zmienić taktykę. To że po chwili wybiegł z mgły szarżując na mnie było mi tak na rękę że bardziej już chyba nie mogło. Nie musiałem nawet zastanawiać się jak podejść, sam do mnie szedł. No może nie szedł ale to i tak nie był problem. Wystawiłem w jego stronę lewą dłoń z "batutą" i ponownie machnąłem, szybko wykonując bardziej koliste ruchy niż uprzednio. - Fa-sol-nox. Minus! - ponownie lekkie drgnięcie powietrza. Kiedy walczysz na krótkim dystansie, przeciw komuś wyszkolonemu w walce wręcz, to ten wolniejszy przegrywa. Magia czasu, która przyśpieszyła wcześniej żelazne kulki, teraz odrobinkę spowolniła przestrzeń w obszarze wbitych uprzednio gwoździ. Bałem się aury, tego nie mogłem zaprzeczyć. Dlatego złapałem prawą dłonią miejsce odrobinkę powyżej kopyta, nogą podstawiłem mało subtelnego haka i podniosłem się do góry. Teraz gdy mój bark znajdował się pod jego żołądkiem, tak szybkie uniesienie mogło być co najmniej, cóż, bolesne. Ale nie mogłem go utrzymać więc po uderzeniu pozwoliłem by jego cios kierował się dalej, przez co zwyczajnie przerzuciłem go przez plecy. A przynajmniej taki był plan i jak tylko Sunset znalazł się w moim zasięgu, przystąpiłem do jego wykonania.
- 8 odpowiedzi
-
- magia
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
Kuń. I to gadający. Co prawda wiedziałem, że w tym okolicach to normalne, ale dalej mnie to zaskakiwało. Kiedy tylko oponent stanął na arenie poczułem znajome pulsowanie. No, no, ładny zapas magii, nie powiem. Jeśli ten malec wie jak tego użyć, to walka zakończy się szybko i boleśnie. Dla mnie. Zdjąłem kaptur i słysząc pozdrowienie przeciwnika odrzekłem: -Jam jest Wiecznym Chłopcem, Totemem Pani naszej Hov. Oby me czyny nie skryły jej hańbą. Lecz tylko jeden z nasz może wygrać, zatem - niech wygra najlepszy. Nie mogłem nie docenić przeciwnika, nie po tym co wyczułem. Zapowiadał się jeden z ciekawszych pojedynków w moim żywocie. Musiałem jak najwięcej z niego wyciągnąć. Wystawiłem przed siebie dłonie obite rękawicami. W jednej trzymałem gwóźdź długości dwóch dłoni, niczym batutę dyrygenta, drugą zaś wyrzuciłem przed siebie trzy kulki średnicy ziarnka groszku. -Do-re-sol. Plus! - lekko chrapliwy lecz zarazem twardy i ciężki, mój głos donośnym echem przeszedł arenę. Płynne ruchy jakbym wydawał komendy orkiestrze. Płynne, lecz miejscami gwałtowne. Nim kulki odsunęły się ode mnie, nagle ich szybkość zwiększyła się wielokrotnie, przez co w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą były powietrze tylko zafalowało, zaś dystans pomiędzy nimi a przeciwnikiem powinny pokonać w nie więcej jak sekundę. Jeśli Sun tego nie zauważy, grozi mu rana postrzałowa. Sam zaś pochyliłem się i wbiłem cztery większe gwoździe, w odległości pół metra ode mnie, w arenę.
- 8 odpowiedzi
-
- magia
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
Przyjemny wieczór. Powiedział bym, że taki jak inne, gdyby nie fakt że właśnie wchodziłem na arenę otoczoną silnym polem siłowym. Trzeba było przyznać organizatorom, troszczą się o widzów. Trybuny jeszcze nie zapełnione, ale nic z tym dziwnego, o ile mój przeciwnik mógł posiadać jakąś sławę w tej okolicy, o tyle ja raczej byłem tu nieznany. Wygenerowane magicznie lampy wspaniale oświetlały zarówno całą arenę jak i lekką poświatą spowijały widzów. Sama arena miała wyrysowane białą farbą koło z dwoma liniami sugerujące skąd powinni zaczynać. Cóż, sam pomysł dobry, czemu się do niego nie zastosować? Stanąłem na jednej z linii i cierpliwie czekałem na swojego przeciwnika. Wysoki, odziany w czerń, dla widowni chwilowo byłem jedynym punktem. Czułem skupione na sobie spojrzenia i wiedziałem, że zrobię wszystko by te same spojrzenia z przyjemnością oglądały cała walkę. -Dobrze, że sprawdziłem wszystko w szatni. Było by mi głupio gdybym coś zgubił. Słowa kierowałem do kogoś kogo miałem w głowie a który stał obok mnie na arenie. Niewidoczny dla innych, nierealny a jednak to mój przyjaciel. -Dopinguj mnie do końca, dobra? I naciesz oczy, nie co dzień jest ku temu okazja. Teraz pozostało mi czekać.
- 8 odpowiedzi
-
- magia
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
No wybacz - istota której jestestwo możesz przełożyć na Gigawaty czystej energii postanawia sobie pobyć w ludzkim, ograniczonym energetycznie, pojemniku... Podłączałeś kiedyś komórkę pod akumulator samochodowy?
-
Czas - to on jest najpotężniejszą bronią. Potrzeba całe pół sekundy żeby ludzki mózg zareagował na bodziec zarejestrowany przez ciało. Zero przecinek pięć sekundy. Zawodowy bokser wagi lekkiej potrafi zmniejszyć ten Czas do zero przecinek trzech sekundy. Kolejny błąd. Golem nie rozpłynął się. Po co, skoro taki pocisk nie mógł wyrządzić jej krzywdy? Rin zmieniła zarówno kolor jak i konsystencję. Pocisk nie tyle eksplodował, co został przecięty na dwie połowy, które wylądowały po obu stronach daleko za konstruktem, kiedy ten przebudował się na wzór ostrza. Czyste cięcie, precyzja godna podziwu. Znawca uzbrojenia zauważył by, że ładunek prochowy został dosłownie wycięty z pocisku. Wszystko trwało zero przecinek zero trzy sekundy. Pocisk jeszcze nie minął golema, kiedy ten wybuchł 3 stopowymi kolcami w kierunku pochylającego się Spromultisa. Kolejne zero przecinek jedenaście sekundy. Dla widzów golem znikł, nawet dla mnie niezauważalny. Tym bardziej dla pewnego siebie Spromultisa. Cała wieczność zanim jego mózg zareaguje na to, co dzieje się z ciałem. Ostrza Rin o grubości pozwalającej przeciąć nawet wiązania atomowe. Rin - w języku jej ludu nie bez powodu nazwano ją "Przecinaczem Światów". Żadnego świata jeszcze nie przecięła, ale ostrza bez problemu spenetrowały zbroje i ciało Spromultisa, omijając narządy, przebijając kości. Unieruchomiony, krwawiący ale żywy. Te kolce które przeszły na wylot rozdęły się, tworząc na końcach haczyko-podobne uchwyty uniemożliwiające prostackie "zejście" z nich. I jak uprzednio Zar, tak teraz Rin zaczęła pochłaniać magię przeciwnika. Jeszcze drgania powietrza przekazały dźwięk jego pytania gdy ja odpowiedziałem: -Nie. Sam nadział się na golema, pochylając się i przyjmując, że jego pocisk zniszczy konstrukta. Nie rozumiał jak ten działa a mimo to uznał że go pokonał. Zabawne w swej złożoności. I oto leżałem a przede mną stał naszpikowany przeciwnik. Jeden błąd, ot pomyłka jakich wiele. Drugi z zegarków u paska rozpadł się w pył. Trzeci zaś tylko popękał. -Sam się pokonałeś. Przyjąłeś błędne założenie i teraz ono do ciebie wraca. Wiesz, za to lud Rin został znienawidzony. Ich umiejętność przystosowywania się do różnych warunków pozwoliła wyhodować im pewne użyteczne cechy. Pochłanianie magii, teraz zwielokrotnione gdyż może to robić bezpośrednio z twojej krwi. Umiejętność zmiany formy jak i materii. To nazywamy adaptacją. Ich rasa jest o wiele potężniejsza niż ja, ty czy ktokolwiek inny. Byli tu przed tym co my nazywamy demonami, byli tu przed tym co my uznaliśmy za bogów. A ty nie dość, że znieważyłeś ich określając "bezmyślnymi" to jeszcze prawie zabiłeś jednego z nich. Podziwiam twoją odwagę. W trakcie przemowy przemieściłem się w bok powłócząc nogami. Jego ostrze miało reagować na próby czarowania, a tych nie wykonałem. Wszak nie ja czarowałem, tylko Rin. Teraz kiedy był unieruchomiony a jego magia skutecznie od niego odcięta, nie stanowił dla mnie żadnego zagrożenia. Stanąłem przed widownią, przed nielicznymi gośćmi którzy zaszczycili nas gladiatorów swoją obecnością. Zakrwawiony, z urwanym ramieniem, lecz mimo to uśmiechnięty. Ależ musiałem komicznie wyglądać. - Panie i Panowie, mam nadzieję, że spektakl przypadł wam do gustu. Niestety, to koniec pojedynku, przynajmniej dla mnie. Dlatego pragnę ogłosić zwycięstwo Spromultisa! Pokonany lecz zadowolony. Po tych słowach dwa ostatnie zegarki u mojego pasa rozpadły się w drobny mak, ja zaś sam zemdlałem. Kiedy znikła moja wola, Rin się rozpadła, wszak nic jej nie trzymało już po tej stronie.
-
-Oh, tu popełniłeś błąd. Zar, pokaż mu co uczynił. Widzisz, ja nie twierdzę że na mojej magii się wszystko kończy. Ja twierdzę że ona jest pierwsza, jest narzędziem, użytym przez nekromantę staje się nekromancja, użytą przez psionika staje się magią umysłu. To ty próbujesz nadać jej różne imiona, zamiast wołać ją tym, które jest jej... Upałem na ziemię. Spor nie mógł zrobić nic gorszego niż uznać, że pomagające mi golemy nie posiadają rozumu. -Założyłeś...że jest bezwolną marionetką...kiedy on i jego rasa...tylko zgodzili się łaskawie i wręcz wspaniałomyślnie...pomagać mi. I ja nie twierdzę...moja magia jest najsilniejsza, wszak nie...ona moja, ja z niej tylko korzystam...to różnica...płacę za to sowitą cenę...wartą wynajmu. Właśnie naładowałeś Istotę rozumną sporą ilością...potężnej magii. Jak myślisz...kiedy oboje nie mamy...dużo energii...co nas ochroni przed...uwolnieniem? Zar wchłaniał coraz więcej energii, teraz nawet moja moc wyciekała do niego. Nawet nie musiałbym się ruszać, ale jeszcze nie skończyłem. Spękane warki poruszały się teraz bezgłośnie -Rin, pomóż - zdawały się mówić. I golem zrozumiał. Rin chwyciła mnie niezbyt delikatnie za ramię, po czym przeszliśmy się jeszcze kawałek. -Rin, rysuj, ja nasączę. Golem wyrył w podłożu kolejne koło. Wyciął dłonią znaki czekając na moje działania. Ja zaś ciężko dysząc, powoli, ale dokładnie, kreśliłem znaki w powietrzu. Ponownie energia nagromadzona w moim ciele znalazła ujście w kręgu. W momencie nasączenia kręgu jego ramię zaczęło krwawić z licznych rozcięć. Krew spływała do kręgu razem z życiem jej właściciela. -Ingi Dero Sah...-teraz już niesłyszalne słowa nadały magii kształt i przeznaczenie. Z Kręgu przede mną wysunęły się 4 długie na pięć cali gwoździe. Każdy starannie brałem i przy akompaniamencie bólu i euforii, starannie wbijałem w zakrwawione ramię. To tylko uziemiło zaklęcie we mnie. Zegar w sercu Rin powoli odliczał do końca. 5...4..3..2..1 - wybuch. Energia nagromadzona w Zarze znalazła najszybsze ujście - mnie. Niczym uderzenie pioruna, magia o natężeniu tysięcy jednostek przepłynęła przez moje ciało lądując w kręgu. Gdyby nie gwoździe w ramieniu pewnie na miejscu bym zginął. A tak poświęcę tylko ramię. -Nebu Toru Ren! - Część Energi, mały jej odłamek wylądował w Ren rozświetlając ją jak uprzednio jej brata. Reszta energii która ugrzęzła w portalu rozświetliła pozostałe kręgi. Kręgi-portale. Przytknąłem dłoń do środka kręgu, czarne niczym noc, pokryte kolcami macki oplotły mój nadgarstek, wbijając się w żyły i czerpiąc z nich Moc. I ta sama moc którą przed chwilą zgromadził Zar, moc moja, Spromultisa, Zara, ta cała Energia wybuchła we wszystkich portalach. Zarówno w tym pod Zarem pochłaniając jego teraz pusty korpus, pode mną, spopielając moje ramię i w końcu Promultisem uderzając w niego z pełną mocą. Wraz z tym wybuchem cała arenę przeszły wstrząsy, zaś jej powierzchnie pokryły rozpadliny. Wybuch był na tyle potężny, że teraz tam gdzie były wcześniej moje kręgi, teraz były wypalone kratery. Ja zaś leżałem półprzytomny, pozwalając by energia zgromadzona w Ren zatamowała krwawienie z tego, co kiedyś było moim ramieniem.
-
Nic wielkiego - obie strony na ciebie polują. I nie łudź się - Dante to przypadek chłoptasia wyciągniętego na potrzeby gry - pół demony nie wyglądają jak ludzie, bardziej jak Demoniczna strona Dante^ ^ Kolce, żeby te sprawy...
-
Gruba owszem, ciekawa też. Pokazuje że nie taki diabeł straszny jak go malują i nie taki anioł święty jak o nim głoszą Jedni i drudzy czasem robią swoje a czasem odwrotnie. Zdrada toczy wszystkich a nie tylko Ci na górze są sprawiedliwi. Za to Limbo to najzabawniejsze miejsce
-
Uderzenie mnie zaskoczyło. Owszem, przeleciałem ładny kawałek i owszem, z widowiskowym plaśnięciem wbiłem się w ścianę. Ale mimo bólu który oznajmił mi pęknięcie co najmniej jednego żebra, dalej się uśmiechałem. Przeciwnik postanowił wypaczyć magię pierwotną. Już samo to stanowiło widok godny pozazdroszczenia. Wielu zapomina, że magia pierwotna to, jak nazwa wskazuje, pierwsza z magii. Nie dzieli się na dobrą i zła, nie dzieli się na ognistą, ziemną, biała czy czarną. Ona jest nimi wszystkimi, to tylko inni nadawali jej nazwę którą sami rozumieli. -Zar, defensywa, woda. Pocisk owszem uderzył w Zar'a. Ale nie tyle go skruszył co przeleciał przez teraz płynne ciało golema. Dziura po kuli nie widniała dłużej jak 2 sekundy nim pocisk zmiótł ścianę za Zar'em. -Nie wydawało ci się dziwne, że golem zaatakował cię wodą? On, jak i reszta mojej magi jest pierwotny. Może przybrać dowolny kształt i zmienić swą konsystencję w dowolny żywioł. To potęga magii pierwotnej i to jej potęgę odczujesz pod koniec naszej walki. Wyprostował się. Zaklęcie zadziałało dość skutecznie, wchłonąłem większość uderzenia, a energią tą załatałem sobie to nieszczęsne żebro. Na chwilę powinno wystarczyć, po walce będę się tym martwił. -Lekcja numer dwa. Nigdy nie stawaj w kręgu którego zastosowania nie znasz... Zar Ren, Hos Nuro Zerum! Golem zrobił, a właściwie przepłynął na krąg najbliższy siebie. Zaświecił się zielonkawym blaskiem po czym jego rdzeń rozbłysł niczym samo słonce, oślepiając każdego kto na niego patrzył. W tym momencie wszystkie kręgi rozświetlił ten sam blask a ja zacząłem przesuwać się dalej po "niewidzialnym" kole. -Powinieneś bardziej uważać. Chciało ci się wypaczyć magię pierwotną? I w co ją zamieniłeś? W inną magię? Kiedy każda magia jest tą pierwotną? Stoisz w kręgu związanym nie tylko moją magią i moją wolą, ale też moją krwią. A to że dodałeś mojemu kręgowi trochę mocy niewiele zmienia. A teraz przyjdzie Ci zapłacić za tą pomyłkę. Czymże jest wojownik bez swojej broni? Zatem czym staje się mag bez swojej magii? Światło kręgów to tylko rozproszenie uwagi. Prawdziwym uderzeniem był fakt, że teraz wszystkie trzy kręgi wyglądały jak bańki mydlane, lekko połyskując. -Zar pochłania teraz magię, całą magię która nie jest moją, w siebie. Jego ciało to jeden wielki filtr. Nadmiar magii może wykorzystać żeby się wyleczyć lub zwyczajnie ją odparować. Ciekawi mnie jak planujesz wyjść stąd... cała twoja magia została odpompowana. Magiczne przedmioty straciły swą moc, a ściany tej celi są na tyle twarde, żeby przeciętny człowiek ich nie rozbił byle maczugą. Tyle w obronie, trzeba przejść do ofensywy. Ale nie miałem Czasu dalej koncentrować się na przeciwniku. Dotarłem, powoli bo powoli, do kolejnego miejsca i ponownie poruszając dłońmi i ramionami rozrysowałem krąg w podłożu. To już czwarty. Tym razem jednak dorysowałem do niego dwa mniejsze kręgi, jeden po lewej i jeden po prawej stronie. Ponownie ruch dłonią, zamach ramionami i mocne tupnięcie w podłoże. Razem z potem energia przepłynęła po moich barkach, przez plecy by nogą dostać się do kręgu. Oba mniejsze rozświetlił przyjemny błękitny kolor, dla kontrastu jaki stanowił krwawo czerwony blask większego. -Hor Renumu Dox. To ukierunkowało energię w kręgu. Splunąłem krwią, co świadczyło że zarówno poprzednie uderzenie jak i większość mojej magi powoli mnie wyczerpywała. Musiałem wyrównać tą walkę inaczej przegram padając na twarz. Ale do tego Czasu jeszcze coś zdziałam. Kiedy krew dotknęła ziemi w kręgu ten wybuchł rzucając mną jeszcze dalej w lewo. Bolało, ale zrobiło swoje, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stałem wisiała Ren - bliźniacza siostra Zar'a. Sięgnąłem do pasa, wyrwałem z niego jeden z zegarków i rzuciłem w nią. Ren pochłonęła zegar, przez co stopił się on tworząc jej rdzeń-serce. Teraz pozostało czekać.
-
Ponieważ oboje cóż - popisali się nie tyle umiejętnościami magicznymi to umiejętnym uszkodzeniem regulaminu w swoich wypowiedziach xD plus sam poziom wypowiedzi był...no powiedzenie że to miało jakikolwiek poziom to chyba też naciągnięcie i to dość spore.
-
-Zar, zmiana spektrum, defensywa! - krzyknąłem ku wznoszącemu się golemowi. W kilka chwil sam golem zamienił się w kulę naszpikowaną kolcami które, to chowając się to wysuwając, bez większego problemu rozszarpały trzymającego go stwora. A może pokruszyły? Nie mnie było to oceniać. Faktem zaś było że sam Zar huknął o podłożę kilka metrów ode mnie. A ja zaś wskazałem palcem na krąg u mych stóp. -Przecież waść powiedziałem Ci co się dzieje kiedy chcesz magią uderzyć w kogoś, kto stoi w tym kręgu. Choć być może teraz masz już problem z myślami... te obrazy, to nie przypadkiem twoje myśli? Zabawne, doprawdy. Skup się. Pierwszy czar się odbija, da? A ja stoję w drugim kręgu, nie pierwszym, da? Nie wiedziałem czy mnie jeszcze rozumie, jego zaklęcie wyglądało na dość mocne. No ale ostrzegałem i to uczciwie, a on mnie zignorował. Dlaczego mam przejmować się kimś kto sam się kaleczy? -Zar, zakotwiczenie, przechodzimy do ofensywy - to polecenie krzyknąłem biegnąć po widzianym w mojej głowie okręgu wielkim niczym sama arena. W biegu wykonywałem symboliczne ruchy ramion i dłoni, dla postronnych wyglądałem pewnie jak ktoś kto w biegu wykonuje taniec kurczaka. Na samą myśl się uśmiechnąłem. Wyskok w górę, upadek na obie nogi z dłońmi ku ziemi. Chwilowa cisza i ponownie, u stóp mych wykwitł kolejny krąg, zaś Zar rozświetlił się zmieniając kolor błękitny na jadowity fiolet. Wyprostowałem się po czym wykonałem jeszcze kilka szybkich ruchów dłońmi. -Don Sun Har! Energia tym razem wyglądała jakby skumulowała się na moich plecach. Widzowie mogli by przez omyłkę wziąć iskry energii za niematerialne skrzydła. Szybko wyciągnąłem sztylet z pochwy i rozciąłem sobie dłoń. -To zapłata za magię którą pragnę Ci oddać. Po czym dotknąłem zakrwawioną dłonią miejsca w środku kręgu. Cała moc z głośnym łup spłynęła z moich ramion w krąg, potem zaś niczym czerwie, przeskoczyła podłożem do Zar'a. Ten zaś rozświetlił się i zmienił formę. W pierwej wyglądał ludzko - dwie dłonie, dwie nogi wbite w arenę no i głowa. Lecz po chwili jego budowa ponownie uległa przemianie. Tym razem przypominał humanoidalnego żółwia, potężna skorupa najeżona kolcami, grube odnóża i równie grube ramiona bez dłoni czy palców. I dłonią tą uderzył w podłożę. Uderzenie to lekko zafalowało ziemią, a po chwili ta wybuchła pod Srpomultisem gejzerem wrzącej wody. -Waść się nie poparz, słyszałem że woda ładnie wsiąka w te wszystkie miejsca w zbroi, które służą do oddychania! I ładnie rdzewieje potem - dodałem ponownie przykucając w swoim kręgu. Miałem już trzy a zabawa zaczynała być coraz ciekawsza.
-
-Muszę przyznać, tego się spodziewałem. Wiesz że swędzenie, nawet to najgorsze to tylko odczucie które twoje nerwy wysyłają do mózgu? Same bąble są efektem reakcji skóry na to zjawisko. Magicznie wywołane są o wiele gorsze - wszak są wzmocnione magią i nijak ich nie unikniesz. No chyba że stoisz w kręgu runicznym magii pierwotnej, którego formuła odbija pierwszy uderzający w nią czar oddając go do właściciela. Wyciągam jeden z zegarków i uważnie patrzę na wskazówki. -To twoja magia, pewnie bez większego problemu ją usuniesz, ale chyba już czujesz swędzenie, prawda? Tylko uważaj na zbroje, nie pobrudź jej sobie - dodałem po chwili z uśmiechem na ustach. No ale oddając mu co posiał to ja nie wygram. Trzeba przejść do ofensywy. Widząc że przeciwnik niezbyt przejmuje się postawą bojową, zrobiłem cztery kroki w lewo od mojej pozycji. Szybki ruch dłońmi. Magia pierwotna nie pochodziła od słów czy symboli. Można jej nadać nimi kształt, ale jeśli nie znasz jej natury, to i najwspanialsza inkantacja niewiele pomoże. kilka następnych ruchów dłońmi i mocne tupnięcie w ziemię. Czysta energia na moich dłoniach wykwitła teraz niczym płomień na świecy. Stopą zakreślam koło, dłońmi uderzam o ziemię. -Ren sun, do - ukierunkowanie, wola którą może zrozumieć magia. I w miejscu uderzonym popękała ziemia, a z pomiędzy rozszerzającej się teraz dziury wyszła istota z jasnego kryształu. -Oto mój konstrukt - rzekłem całując powstałą istotę w usta i w ten sposób oddając jej resztę skumulowanego czaru. Błękitne żyły energii poprzecinały całego konstrukta, wypływając od kryształowego, teraz lśniącego błękitem, serca aż po kryształowe dłonie i stopy. Sam zaś konstrukt przybrał figurę bardziej niewieścią. -Istota ta posiada magię własną, pierwotną, lecz prócz tego potrafi pochłonąć każde zaklęcie które wyślesz w mą stronę. Teraz ja przykucnąłem w kręgu który rysował się u moich stóp czekając z uśmiechem na działania przeciwnika.
-
Wszedłem jednym z licznych wyjść areny. Ubita ziemia i trybuna - marzenie każdego gladiatora. Nie widziałem jeszcze przeciwnika, dlatego postanowiłem się przygotować. Ściągnąłem płaszcz ukazując nielicznym widzom średnio wysportowane ciało. Miejscami pokryty bandażem, miejscami blizną, ot wojak jakich pewnie na arenie widywano często. Sztylet w pokrowcu ramieniowym i rękawice to jedyne co odziewało mnie prócz bandaży i krótkich szortów. Jedyne co mogło odróżniać mnie od innych to fakt, że miałem u pasa zamontowane 5 zegarków kieszonkowych które w chwilowej ciszy odzywały się głośnym lecz harmonijnym tykaniem. Rozciągnąłem się kilka razy po czym zarysowałem na ziemi koło a w nim kilka symboli. Ukończywszy złożyłem dłonie w tubkę i ryknąłem na cała arenę: -SPRO! CHYBA NIE ZASPAŁEŚ TAMŻE WAŚĆ!! Jeśli to nie skłoni mojego oponenta do pośpiechu, to nic tego nie zrobi. Po przygotowaniach pozostało mi tylko cierpliwie poczekać.