Skocz do zawartości

Marudkeł

Brony
  • Zawartość

    32
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Marudkeł wygrał w ostatnim dniu 12 Marzec 2021

Marudkeł ma najbardziej lubianą zawartość!

6 obserwujących

O Marudkeł

  • Urodziny 03/12/2003

Kontakt

  • Yahoo
    Nie mam
  • Jabber
    Nie mam
  • Skype
    Nie mam
  • Gadu-Gadu
    Nie mam
  • Instagram
    Nie mam
  • Snapchat
    Nie mam
  • Discord ID
    Wingy#0663

Informacje profilowe

  • Płeć
    Ogier
  • Miasto
    Ponyville
  • Zainteresowania
    Pisanie fanfików, Gry, Horrory, Filmy, Seriale, Fundacja SCP, Mitologia i... Bardzo lubię też Roleplay ^w^
  • Ulubiona postać
    Rainbow Dash, Fluttershy, Nightmare Moon, Luna, Daybreaker, Sombra

Ostatnio na profilu byli

41439 wyświetleń profilu

Marudkeł's Achievements

Źrebaczek

Źrebaczek (1/17)

192

Reputacja

Aktualizacja statusu

Zobacz wszystkie aktualizacje Marudkeł

  1. Nadszedł ten dzień, moi drodzy. Dzień, w którym nareszcie zajmę się omówieniem chyba największego crapa w historii kina pod tytułem "Ostatni Władca Wiatru" w reżyserii M. Nighta Shyamalana. Ostrzegam, będzie mnóstwo narzekań (jestem w tym świetny) i porównywania do pierwowzoru, jakim jest serial Awatar: Legenda Aanga, który wpisał się na pierwsze miejsce najlepszych kreskówek mojego dzieciństwa i najlepszych kreskówek, jakie w życiu oglądałem. Ostrzegam jednak, że są tu spoilery, choć... Nie wiem, czy ktokolwiek z was ma ochotę na oglądanie tego szrota. Wiem, zapowiadałem recenzję tego badziewia już kilka dni temu, ale zabrałem się za nią dopiero teraz, bo... Nie chciało mi się. Oj, nie chciało, ale... Chyba rozumiecie, czemu. 

     

    Zanim jednak zaczniemy... Dziś jest dzień matki, a co za tym idzie, musimy w jakiś sposób ten dzień upamiętnić, dając naszej mamci jakiś fajny podarek, czekoladę, lub by po prostu złożyć życzenia. Jeśli czyta to jakaś mama, to wszystkiego najlepszego, spokojnie, pamiętam o swojej. Chciałbym też przy okazji ogłosić, że z okazji dnia matki chciałbym napisać krótki... Prequel? Tak, mogę to tak nazwać. Krótki prequel z Wybrańca pod tytułem "Dzień Matki" a w Angielskiej wersji "Mother's Day Special". O czym będzie, możecie się już domyślić, tymczasem... Przejdźmy w końcu do dania głównego, czyli recenzji Ostatniego Władcy Wiatru.

     

    Ostatni Władca Wiatru zaczyna się naprawdę nieźle. Mamy scenę Live Action z aktorami, którzy prezentują wszystkie cztery żywioły. W tle przygrywa naprawdę klimatyczny soundtrack, a scena jest naprawdę super i budzi nadzieję. Hm... Ta. Nadzieję. Na ciebie patrzę Kataro... A propos samej Katary. Po scenie z czterema żywiołami mamy ścianę tekstu i Katarę opowiadającą o tym, co się wydarzyło, jak się wydarzyło itd. I wiecie, to jest naprawdę spoko. Naprawdę fajnie buduje to klimat. Ale... Został on kompletnie sprowadzony do parteru zaraz po tej scenie. 

     

    I dobra. Tu się zaczyna narzekanie, czyli coś, na co wszyscy czekali. W końcu jestem tą marudną mendą, no nie? Pierwsza rzecz, która jest naprawdę nie tak z tym filmem, to pośpiech. Mieliśmy scenę polowania Katary i Sokki. Fakt, w serialu była ona na łódce, ale... Nie przeszkadzało mi to. W tamtej chwili filmu jeszcze nie byłem ani trochę zniechęcony, bo... To było spoko. Przecież to adaptacja i danie takiej sceny było okej. Niestety, szła ona zbyt szybko. W mgnieniu oka przechodzimy do uwolnienia Aanga z góry lodowej. Okej! Dobra! Niestety zabrakło mi pierwszej kwestii, jaką wypowiedział Aang, czyli "Muszę się ciebie o coś spytać... Poślizgasz się ze mną na pingwinach?". No ale dobra. Aanguś był wycieńczony, mogło tak być. Jeszcze jestem w stanie to przeboleć. Ale... Po tym zaczyna się ten cały pośpiech. Katara i Sokka opiekowali się Aangiem przez dwa dni (znaczy... Chyba dwa dni, nie jestem pewien już) w swojej wiosce, ale... Nie da się tego odczuć. Film strasznie skacze między scenami, przez co ciężko się połapać, co i jak. Trwa on godzinę i czterdzieści minut, to adaptacja sezonu 1, który ma jakieś 20 odcinków po 21 minut... JAK ONI W OGÓLE CHCIELI ZMIEŚCIĆ TO WSZYSTKO W TAK KRÓTKIM CZASIE?! Tego nie da się zrobić! Przez to właśnie film pomija tak ważne i charyzmatyczne postacie, jak Król Bumi z Omashu, Haru, Jet i jego kompani, Piraci, Ciocia Wu, Jeong Jeong, Wojowniczki Kyoshi. Zostały one kompletnie pominięte!

     

    Nieważne, bo potem ujawnia się kolejna bolączka filmu, czyli... Beznadziejnie drewniane i nudne postacie. Postacie w Legendzie Aanga, to majstersztyk. Każda unikatowa, każda ma swój odmienny charakter, charyzmę. A co Robi Ostatni Władca wiatru? Postacie są... Nijakie. Kompletnie. Wypowiadają bezpłciowe i często wyrwane z kontekstu kwestie dialogowe, niemal wszystkie cały czas mają ten swój taki... Wyraz twarzy bez emocji. Default face, poker face, serious face, dosłownie cały czas! A do tego dochodzi jeszcze drętwa mowa ciała, kiepskie żarty Sokki i... Ogólnie, meh. Aang zamiast być tym radosnym, wesołym chłopcem, który chce się bawić, jest jednym wielkim smutasem. Katara zamiast być tą miłą, ciepłą i uroczą dziewczyną, jest strasznie meh. A Sokka... Oooj, tego nie wybaczę. Sokka w Legendzie Aanga był niesamowitą personą o nietypowym poczuciu humoru. Niezwykle energiczny, marudny, wieczne panikuje, jak stara babcia, gdy widzi Metalowca i jest osobą o naprawdę przykrym pechu. Nieudane romanse, nieposłuszny bumerang. No... Cały Sokka. Tymczasem Ostatni Władca Wiatru... Ehhh, Sokka jest nudny, drętwy, ogólnie... Meh. Wspominałem też, że aktorzy są beznadziejnie dobrani? Najbardziej pokpili sobie przy Plemieniach Wody, zapominając, że ludzie pochodzący zarówno z Południowego jak i Północnego Plemienia wody posiadają nieco ciemniejszy odcień skóry, Zamiast tego mamy mieszaninę aktorów, że albo wszyscy są biali, a wśród nich jest czarnoskóry, albo są Azjaci, gdzie wśród nich są biali, matko... To jakaś masakra. To jedna wielka mieszanina, która w teorii miała być zupą, jednak... Zamiast zabrać się za to porządnie, wrzucono wszystko na raz do gara i zostawiono (gówniane porównanie, wiem. Jak cały ten film). Co jednak najciekawsze, magowie ognia mają ciemny odcień skóry, co kompletnie nie pasuje. Naród Ognia miał jasną karnację.

     

    Kolejną rzeczą, która tak bardzo mnie uderzyła (Nieee, nie mówię jeszcze o magii, do tego przejdziemy potem) to jak bardzo film nie trzyma się kanonu historii. Kompletnie pominięto wcześniejszych Awatarów, wcieleń Aanga, w tym ważnego dla fabuły Awatara Roko, który był niejako przewodnikiem Aanga, jego wsparciem. Zamiast tego... Mamy ducha jakiegoś smoka. No... To po prostu jakaś masakra. Inną rzeczą jest Kometa Sozina, która ma przybyć nie za 3 miesiące, nie za 6 miesięcy, ani za 9. A... Za 3 pieprzone lata... Ehhh. Skąd taka zmiana, to nie mam pojęcia. Gdyby te trzy lata skrócić do 3 miesięcy, nadano by samej historii dynamizmu i film by nawet zyskał. Ale nie. 3 lata i koniec. Ehhh. 

     

    Jest jeszcze inna rzecz, która... Mnie po prostu siekła. Nie, jeszcze nie jest to magia. Jest nią... Władca Ognia Ozai. Wspominałem o złej charakterystyce? Tu mamy idealny przykład. Niedość, że Ozai został pokazany zbyt wcześnie, to... Wygląda tragicznie. To nie jest ta sama mroczna postać, której nie widać twarzy i która siedzi za językami ognia. W Legendzie Aanga widząc sylwetkę Władcy Ognia czuliśmy autentyczny strach, respect do tego tajemniczego antagonisty. Natomiast w Ostatnim Władcy Wiatru niedość, że pokazali go zbyt wcześnie, odebrali mu jego charakter, jego charyzmę, przez co... W naszch oczach jest tylko zwykłym kolesiem. Dam wam małe porównanie w spoilerze. Władca Ognia z Legendy Aanga i Ostatniego Władcy Wiatru.

    Spoiler

    Legenda Aanga

    image.png.5c6b7c04ee4cb82fe3b947ed591a94c8.png

    image.png.3bba651440913bbb6b1db6a774724454.png

     

    Tymczasem Ostatni Władca Wiatru...

    image.png.da7a8b9b9693635e6da9d4e9c5646e7e.png

    image.png.0cc1dca8ec10a97d70ff9b71b10d1940.png

     

    Hmm? HMM?? Dostrzegacie różnicę? Wystarczy spojrzeć na Ozai'a z Legendy Aanga i już czujemy lekki niepokój, respect. Widzimy zwyrola, którego trzeba się bać, bo widać w nim realne zagrożenie. A tymczasem Ozai z Ostatniego Władcy Wiatru... Eh. To kompletnie nie on. Gdybym nie oglądał tego filmu, pomyślałbym, że mam do czynienia z aktorem, który wciela się w jakiegoś Juliusza Cezara. Nie żartuję, właśnie takie było moje pierwsze skojarzenie, gdy go zobaczyłem. Chyba nie muszę nic więcej dodawać.

     

    Magia. TAK! Nareszcie do tego przechodzimy. W Legendzie Aanga walki zawsze były dynamiczne, ostre, zacięte. Dosłownie było czuć drżenie ziemi, gdy jakiś mag ciskał głazem w przeciwnika, lub gorący ogień, kiedy Zuko toczył pojedynek Agni Kai. A... Ostatni Władca Wiatru? Wytłumaczcie mi do cholery jasnej, po co magom magia, jeśli żeby z niej skorzystać, muszą 1. Wykonać skomplikowany taniec Kung Fu, który często trwa minutę 2. Uzyskać mierny efekt tak czy siak. W filmie jest scena, którą wyśmiał chyba każdy fan, gdzie... Sześciu tkaczy ziemi (tak. SZEŚCIU) tupie nogami, robi jakiś taniec Kung Fu, by podnieść średniej wielkości kamień......... Eh. I dodajmy jeszcze do tego siódmego tkacza, który tym kamieniem musiał cisnąć. Żałosne. Albo jeszcze debilniejsze jest to, że magowie ognia potrzebują ognia, by korzystać ze swojej magii... TO KOMPLETNIE NIE MA SENSU! Zarówno w filmie, jak i kreskówce jest powiedziane, że Naród Ognia opanował niemal cały świat. Tylko... JAK?! Jakim cudem, skoro nawet nie mogą korzystać ze swojej magii?! No ale patrząc na to, jak ślamazarni są magowie ziemi, to się w sumie nie dziwię. Ale co ciekawe... Czasami postacie nie muszą wykonywać tańca Kung Fu, by w ogóle skorzystać z magii. Tylko pyk, podmuch wiatru i koniec. Then what the fuck!? Zapomniałem też dodać, że magowie ziemi zostali zamknięci w pieprzonym więzieniu NA GOŁEJ ZIEMI! Ale mimo to nie wszczeli buntu, bo "bali się opresji". Chyba nie muszę mówić, jak debilne to jest.

     

    Dochodzimy do końca. Już kompletnie pominę pobyt bohaterów w Południowym Plemieniu wody, romans Sokki i Yue, który wepchnięto na siłę, by choć trochę zbliżyć się do kanonu. Przejdźmy do zakończenia filmu. Pierwszy sezon Legendy Aanga zakończył się bardzo spektakularnie. Aang zmienił się w ogromnego ducha wody, który zmiótł z powierzchni zie- wody, ogromną flotę Narodu Ognia. Tymczasem w Ostatnim Władcy Wiatru nasz kochany duch smoka powiedział Aangowi, że wystarczy ocean. Tak... OCEAN. No i co się dzieje? Aang robi te swoje tańce Kung Fu, podnosi gigantyczną falę wody i już mamy nadzieję, że młody Awatar nią uderzy we flotę Narodu Ognia, ALE NIE! Bo po chwili tę falę wody opuszcza, a Naród Ognia spiernicza w podskokach. Co za banda matołów... Ale... Jeszcze bardziej rozwalił mnie powód, czemu Aang nie zmiótł floty Narodu Ognia. Bo duch wielkiego smoka powiedział, że Awatar nie powinien krzywdzić, ble, ble, bleee. Cholera jasna, w takim razie jak ma się bronić? Jak ma pokonać Władcę Ognia i jak ma ostatecznie przywrócić równowagę?! To się kupy dupy nie trzyma! 

     

    Zanim skończymy, przejdźmy do jednej zalety filmu. Tak. Ten badziew ma jakąś zaletę. A są nią... Efekty CGI. I... To jest najlepsza rzecz w filmie. Często CGI jest w filmie naprawdę ładne, niesamowitym jest, jak magowie wody miotają wodą, jak żołnierze ognia miotają ogniem. To... Było naprawdę fajne, nie ukrywam. A przynajmniej te sceny bez tańców. No i podobał mi się też zrobiony w CGI Appa (Latający Bizon Aanga) i Momo, ten latający lemur. Szkoda tylko, że pojawiają się tak rzadko, bo nie ma krótkiego momentu, w którym możnaby się im przyjrzeć. No i film często ma też bardzo ładną scenografię. Świątynia Powietrza, okręty wojenne Narodu Ognia i samo Południowe Plemię Wody wyglądają kapitalnie i... Chociaż trochę czuć, że to może jednak jest ten Awatar. Ale nawet w scenografii coś spieprzyli, bo chyba nie muszę tłumaczyć, jak tragicznie wygląda Królestwo Ziemi albo miasta Narodu Ognia.

     

    Podsumowując... Ten film, to żart. Naprawdę bardzo, ale to BARDZO kiepski żart. Jedyna nota, jaką mogę mu wystawić, to 1/10. Badziew kompletny. Trzymajcie się i do zobaczenia.

×
×
  • Utwórz nowe...