Leciutko się chwieje... po pewnym incydencie Kasę Z podatków wykorzystuje na miasto... bo jak się ma Dwie Restauracje, to ma się spory zarobek... tak czy siak chodzę lekko zygzakiem, niekiedy wpadając na Twi.
- Noc... była piękna...
- Nie przejmuj się - obejmuje ją - O mnie powstały książki... gdzie głównie jestem Antagonistom... co trochę boli... wspólnie spędzony czas, dobrze nam obu zrobi.
Więc z uśmiechem idę z nią. Po drodze pytam co takiego ciekawego czytała... może sobie ja też poczytam, kto wie... tak czy siak, słucham jej odpowiedzi.
Spoglądam na to co robi Luna... ciekawi mnie co ona robi... jeśli nic, to może gdzieś wyskoczymy. Jeśli nie ma nic przeciwko, to nieopodal widziałem fajny Klub.
Cholera... ogórki... dajcie mi ogórki... jeśli je znajdę to zjadam... jeśli nie, to umieram w męczarniach na łóżku... Biedna Lucy... pewnie podobnie się teraz czuje.
Nie wiem... idę na spacer po wyspie, na pewno jest tutaj sporo atrakcji którymi mógłbym się zainteresować. W końcu to Tropica... coś jak Amerykańskie Hawaje.
Więc wstaję i idę ugasić owe pragnienie. Mam nadzieje, że nie będzie problemów na wakacjach... zwłaszcza z Lily. Nie chce by nas stąd wysłali paczką ekspresową.
Uuuu... kiełbaski i pianki, to co tygryski lubią najbardziej. Tak więc czekam do owego ogniska i zaczynamy się bawić z rodziną, ja sobie robię dwie kiełbaski.
Więc obserwuje je z uśmiechem. Ach, jak ja jestem dumny z nich. Najbardziej z Lily, bo nie wywalili jej ze szkoły... sprawdzi jak w wojsku się sprawdzi.
- Dolecieliśmy? - spytałem się ledwo przytomny... po chwili zorientowałem się, że tak... - Dolecieliśmy... nareszcie... nie lubię Latać - powiedziałem wstając o trzęsących się nogach. Następnie wychodzę z samolotu.
- Dzięki... przyda się - powiedziałem i spojrzałem na kuca. - Dark... idziemy. Jeśli chcesz oczywiście iść ze mną - powiedziałem. Potrzebna mi jest... dla wrażenia, że nie zrobię krzywdy kucowi... a ten w lesie to był wypadek. Tak czy siak, czekam na reakcje.
Zapewne pod siłą impulsu (ktoś mnie siłą wziął) wchodzę do samochodu i BARDZO NIECHĘTNIE do samolotu. Potem kurczowo trzymam się fotela, tak, że jak wstanę to jest wrażenie, że biorę fotel ze sobą.
O... kurwa... nie pomyślałem o tym... kiedy inni wyjdą... ja wciąż będę skulony siedział w pokoju... jest jeszcze sporo do odlotu... zdążymy. Ciekawe jak TYM razem mnie przekonają.
Aha... - Synu... nie wyprowadzamy się na zawsze. Wrócimy tutaj jeszcze - powiedziałem obejmując go z uśmiechem, i wycierając mu łzy... jeśli przestanie to idę dalej pomagać w pakowaniu.
- Jeszcze raz dzięki Spike - powiedziałem i się rozłączyłem. Następnie wrzeszczę tak by mnie było słychać po domu - RODZINKA! PAKUJEMY SIĘ! - po czym sam idę się pakować.
Sprawdzam czy jest ktoś pod ręką/kopytem/łapą który mógł się zaopiekować zwierzakami. Następnie jeśli się zgodzi to mówię, mu że ma dług u mnie i jak będzie kiedyś czegoś potrzebował to niech da znać.