-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
- Dobrze - powiedziałem i poszedłem do Deli by spędzić z nią czas. Niech Lucy pokaże Beak'owi gdzie może zakwaterować się. Mamy pokój gościnny. Teraz jakiś czas spędzę czas z córeczką.
-
Uśmiecham się. - Spokojnie, masz moje słowo, że nie skrzwdzi cię. No... idź do swojego pokoju - powiedziałem z uśmiechem. Spoglądam na Twilight. - Wybacz, że tak się uniosłem.
-
- On nie umie walczyć. Gryfy zaczynają szkolenie dopiero w póżnym okresie dzieciństwa, a on mniej więcej jest jeszcze za młody na to. Więc nie powinien cię zaatakować. Może nawet się zaprzyjaźnicie.
-
Spoglądam na Deli. - Posłuchaj... nic złego ci nie zrobi. To dziecko takie jak ty... na pewno znajdziecie wspólny język. Zrobisz to dla mnie? Dzięki temu maluszkowi, jestem tu teraz z tobą - powiedziałem do niej z uśmiechem.
-
Biorę Delicate. - Więc, ustalone. Zabieram spowrotem dzieciaka do tamtego miasta i go zostawiam. Nigdzie indziej nie może zostać, więc nie ma innego sposobu - powiedziałem kładąc Delicate. - Ten maluch, sprawił, że jestem tu... że mam te trzy dni wolnego. Bez niego nie było by mnie tu. Myślałem, że chociaż to pozwoliło by, żebyście trzymali język za zębami.
-
- To na czas kiedy znajdziemy mu dom. To co miałem w takim wypadku z nim zrobić? Zostawić? Nie. Jak by przeżył bitwę, i uciekł z Gryfami, to by go potem rozstrzelali. Nie zostawiam nikogo w potrzebie... nawet jeśli to wróg. Poza tym, to była JEDYNA opcja bym mógł tutaj wrócić. Gdyby nie ten malec, nie stałbym tutaj - powiedziałem patrząc na nią zły. Myślałem, że mnie zrozumie. - Więc proszę... dajcie mu szanse. Nie każdy gryf jest potworem. A Gilda? Na nią, Deli nie reaguje jak na potwora.
-
- Lucy... pokaż mu ogród - powiedziałem i kiedy wyjdzie to od razu mówię. - Moglibyście okazać więcej szacunku. Stracił rodzinę - powiedziałem widocznie zawiedziony ich zachowaniem.
-
To na pewno nie poprawiło młodemu humor. Wprowadzam go do domu i pokazuje mu cały dom i przedstawiam go swojej rodzince. I teraz czekam na opieprz od Twi, Lanie od Lily, i inne tego typu.
-
Więc je otwieram. I po chwili ją tulę. Następnie patrze jaka jest jej reakcja na młodego. Nie spodziewam się by skakała z radości. Tak jak reszta rodzinki.
-
Więc pakuje swoje i Lucy rzeczy, a następnie lecimy z powrotem do LS, by potem udać się do domu. Ciekawe jak zareaguje Beak na to. Trzeba będzie znaleźć mu dom... a jak nikt się nie zgłosi... to zapewne już będzie trzeba będzie go przygarnąć.
-
Więc idę po Lucy Beak'a i załatwiamy wolne. Jeśli nie zgodzi się, to mówię argument, że ona zawsze jest ze mną, i jeśli dostanę wolne, ona pójdzie ze mną. Odpocznie od niej.
-
Więc robimy tak. Sprawdzam, czy wciąż się jeszcze utrzymują. Jeśli tak, to teleportuje się za fortyfikacje wroga, i szukam ich zapasów amunicji i je wysadzam. Potem niszczę wszystko co pozwoli moim przedarcie się. Uważam też by mnie nie zaszli od tyłu.
-
Głaskam go. Po chwili spoglądam na Lucy. - Zabierzesz go do obozu, i przypilnujesz puki nie wrócę? Potem pójdziemy do Dusta po to zwolnienie na parę dni - spytałem się jej.
-
- Poszukamy jej... obiecuje, że zrobię wszystko by ona do ciebie wróciła. DO tego czasu możesz zatrzymać się u mnie. Dobrze? - spytałem się małego.
-
- Okey... a może byś tak chciał zamieszkać u mnie... wiem, że to niewiele... ale jak chcesz to możesz u nas zamieszkać... - powiedziałem patrząc się na niego. Wiem, że od Twi raczej nie będzie aprobaty na początek...
-
Będą musieli zrozumieć. - Jak się... nazywasz? - Spytałem się gryfa głaszcząc go po głowie by się uspokoił. Gdyby nie ja... stracił by życie. Nie chce widzieć, jak kolejne dziecko umiera.
-
Czy ty czytałaś to co gryfy robią z bezdomnymi? Nie zostawię malucha na pastwę losu... nie jestem taki. Przygarniemy go do czasu, aż znajdzie się zastępstwo dla niego. Jak nie znajdziemy, to się coś wymyśli.
-
Podchodzę i przytulam go pocieszająco. - Ciii... nie płacz - powiedziałem. Lucy... co ty na to... wiem, że dziwnie to zabrzmi z mojej strony... może byśmy go tak przygarnęli?
-
Leży... znaczy pewnie, że martwy. Przytulam go... i staram się mu uświadomić prawdę, tak by zrozumiał, i jednocześnie za głośno nie płakał... nie chce go okłamywać... co do matki to niech Lucy się upewni...
-
- Mały co tutaj robisz... nie widzisz, że dookoła jest strzelanina - przykucam przy nim, zaciekawiony co powie. Mam przypuszczenia czemu tu był.
-
Rozglądam się. Mam pomysł. Przenoszę go znów do siebie i teleportuje siebie i jego w bezpieczne miejsce. Następnie kładę go z powrotem na ziemię i patrzę na niego...
-
Więc ustawiam PDA by hełm wykrywał materiał organiczny i niszczę dziecio-bomby a normalne dzieciaki lewituje w bezpieczne miejsce. Nie pozwolę by znów jakiś dzieciak poległ.
-
Więc wybiegam szybko z choppera i ukrywam się za osłoną a następnie prowadzę ostrzał do wrogich jednostek. Staram się osłaniać członków swej drużyny i innych Żołnierzy Federacji. Po drugiej stronie miasta, atakować już powinny siły Equestrii.
-
Więc słucham odprawy Dusta. Mam nadzieje, że przeczytał już plan ataku. To obowiązek KAŻDEGO przywódcy. Więc czekam aż zacznie gadać i czekam aż wylądujemy.
-
Mózg... spierdalaj. Więc pakuje się do helikoptera i siadam koło Lucy. Skoro Vis i Cloudi uznali, że Dust jest lepszym kapitanem to niech tak będzie... przez całą obecność tutaj nie odezwali się do mnie słowem.