-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
Trzeba od początku. Tak jak zawszę, podnoszę ją na duchu by w siebie uwierzyła. Wtedy to zawsze działa i zawsze mówi poprawne kształty. Potwierdzone informacje to są.
-
A Lily do czasu... nie to, żebym spisywał ją na straty czy cuś. Ale ona ma to co każdy Dress. Więc idę pouczyć Deli starym sposobem, gdyż on działa, nadzwyczajnie działa.
-
Więc mogę wreszcie się rozkoszować, a jak zostanie, to pakuje dla Capo. Niech ma coś od życia. A co do wojska, to najwyżej rekrutów mogę szkolić. Armii Cudzoziemskiej, bo wiem, że paręnaście nieludzi chce się zaciągnąć i czekają na wprowadzenie tej Armii Cudzoziemskiej.
-
Odetchnąłem z ulgą. Czemu go nie wpuściłem? Bo jak mu dajesz kawałek, to on myśli, że chodzi o całą Lasagne. Więc trzeba teraz uważać na to, i przed robieniem Lasagne tamować zapach magią.
-
- Cześć. Ciebie też miło widzieć. Co do Lazange to jest nie jesteś czasem na odwyku? - spytałem się. Kurwa... trzeba go jakoś opóźnić. Twi wie o jego wadzie, i jej wysyłam ostrzeżenie że Capo przyszedł.
-
- Sprawdzę kto to - mówię z udawaną ciekawością. Wiem kto tak energicznie się dobija. Capo jednak nie stracił swojego nosa do Lazagne (wolę tak to pisać)
-
(chyba Lazanie) Teraz cza się przy okazji modlić by Capo tu się nie zleciał. On uwielbia to danie i wyczuje je nawet w meksyku... będąc w Iranie. No nic... może za kuca mu to zniknęło. No to jemy.
-
Idę jej pomóc... tak spokój. Do czasu wywiadówki Lily. Oj już widzę, jak nauczyciel będzie mnie wyzywał ją od degeneratów, jak ona będzie zastraszała nauczycieli, i jak pójdzie do dyrektora, i po półgodzinnych torturach, dyrcio wreszcie zacznie sypać.
-
No nic... ciekawe jak się czuje Twi. Przecież w piwnicy będzie portal (Już się jutro za niego weźmiemy) i będą w ciągłym kontakcie. Teraz, idę sprawdzić co z dzieciakami w ich pokochaj, lub pokoju. Nie dostałem planów budowy, więc pogubię się na pewno. Potem sprawdzam jak wygląda każdy pokój i ile ich jest, zwłaszcza Sypialnia, gdyż tam trzeba spać. Ciekawe ile ma pięter.
-
Sprawdzam czy inne dotarły do swoich domów w LS... no chyba że zdecydują się na powrót do Ponyville, za co nie był bym obrażony. A statuę kładę w przedpokoju, napisem w stronę drzwi przy ścianie.
-
Więc przenoszę się z rodzinką i pomnikiem, do domu (W zależności czy te posiadłości zostały zbudowane w LS. Jeśli tak, to się tam przenosimy. Jeśli nie, to do Teheranu). Nareszcie będzie koniec trudności, i jedyna która taka pozostanie, to będzie wywiadówka Lily.
-
- Więc... to koniec. Mogę powiedzieć że przechodzę na emeryturę w dziedzinie wojskowości - powiedziałem odwzajemniając uścisk. Nareszcie. Poza tym ten kryształ zajebiście będzie wyglądać w przed pokoju w domu w Los Santos.
-
... nie mogę w to uwierzyć. Nareszcie ktoś mi podziękował... ale statuy się nie spodziewałem, ale nie oznacza to, że jej nie chce. A jebnę sobie ją przed wejściem do domu w Los Santos, Twilight już od dawna wie że tam się przeprowadzimy z powierniczkami i Spikiem, oni też będą mieli własne haty... do tej pory nie wiem skąd tamtejsi ludzie wytrzasnęli towar na budowę dzielnicy Luksusowej, ale co ja się przejmuję. Jakoś zabieram tą statuę i dziękując wszystkim i mówiąc że to nic wielkiego tylko, że robiłem to dla wolności wszystkich ras. Kurwa, jaki jestem pod jarany.
-
Więc z oddziałami ruszam tam i uwalniam przetrzymywanych tam dowódców państw. Potem ich ewakuuje by mogli się bezpiecznie skryć na powierzchni gdzie jest już bezpiecznie. Potem czekam aż mi przyprowadzą, dowódce Armii USA w tym świecie.
-
Armia Aliantów atakuje rozbite grupki USA... nie muszę mówić, kto wygra. Jeńców tradycyjnie wysyłam do okupowanego USA, a zabitych... chowamy, gdyż Federacja nie jest potworem który jak USA, pali zwłoki poległych wrogów. My ich pochowamy w ich masowym grobie na północy Federacji. Atakuje aż do wygrania bitwy. Chociaż i tak wiem że nie usłyszę od żadnej z sojuszniczych stron dziękuje.
-
Nie dziwie się... NIKT NIE POTRAFI PRZEJŚĆ TEJ PIEPRZONEJ GRY! Tak czy siak, podkładam bombkę... nie choinkową, ale taką z dupną ilością C4, chowam ją tak by nikt jej nie znalazł, potem oddalam się na bezpieczną odległość od bazy i ją detonuje. Oczywiście ucieczka ukrywając się i zabijając jak Edward Kenwey, z Assassin Cread. Więc po ucieczce do moich przyjaciół i Ekipy (powinni już być niedaleko więzienia) jak to na taliba przystało, wykrzyczam jakiś tekst po arabsku.
-
Więc bawię się w Assasin Cread. Odciągam jakiś osobno by potem ich po kryjomu zabić (tak by też deli nie widziała), i tak dalej i tak dalej. Jak będzie możliwość zabicia dwóch na raz, to ją wykorzystuje.
-
(facepalm) dobrze, że nie trzymam już z Amerykańcami. A pomyśleć że jako dziecko chciałem się z nimi sprzymierzyć by sprowadzić na świat, piękno i wieczną tęcze... teraz jak o tym myślę to niedobrze mi się robi. Sprawdzam jak tych pozostałych mogę się pozbyć.
-
Na ludzi to mam sposób. Wystarczy, że włamię się do megafonów i powiem że na drugim końcu bazy jest wyprzedaż alkoholu. To na stówę zwróci ich uwagę. Wtedy sprawdzam ile pozostało gryfów.
-
Więc karmie ją i jednocześnie uważam by ktoś nie zaatakował nas z zaskoczenia. Po nakarmieniu i napojeniu, idę niezauważenie do CKP'u, i staram się wyzwolić Podmieńce.
-
Poczułem się urażony... MNIE NIE TRZEBA PILNOWAĆ! NIE JESTEM MAŁE DZIECKO! NIE NARZEKAM! Odwzajemniam uścisk córeczki jak jak bym nic nie poczuł (chodzi o urazę), potem jakoś z córką (widać że nie mam wyboru) idę do Centrum Kontroli Podmieńców (CKP)
-
Lily kazała? Czy Liliowe kazu? Nie... to pierwsze ma większy sens. Wciąż staram się dojść co się stało, że samica Alfa (nie pytajcie, to długa historia) posłała swoją siostrę tutaj.
-
Nie krzyczę... nie krzyczę na własne dzieci... jeśli nie przegną pały. - Co się stało? - spytałem się. Ona mnie o dziwo rozumie i słucha... więc musiało się coś stać. Albo się po prostu stęskniła. Tak czy siak próbuje dowiedzieć się o co chodzi.
-
Podchodzę do niej. Kurwa... - Deli... przecież prosiłem byś została w domu. Przecież cię prosiłem - powiedziałem do niej biorąc ją na kopyta. No i się kurwa misja skomplikowała. Przecież z dzieckiem, nie będę łaził po wrogiej bazie... zwłaszcza z swoim dzieckiem.
-
Ok... Deli miała zostać w domu, rozumie mnie i o dziwo zawszę słucha. Więc to na bank jest Twiligh... nie mylę się włócznio? Co prawda to może być też Deli, ale nie wiem jakim cudem tak długo za nami szła.