-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
Staram się usunąć te unieruchomienia, i ruszam z włócznią na sobowtóra z zamiarem pozbycia się go... nie pozwolę by mnie jakaś tandeta zastąpiła. NIGDY! Dobra, za dużo myślę, a za mało działam.
-
Otwieram do niego ogień z pistoletu... mając nadzieje że go zabiję strzałami z Deagla, bo jak trafi to nie ma czego zbierać. Tak łatwo skóry nie sprzedam... znaczy ktoś już ją ma... a nie ważne...
-
Używam kontr zaklecia by odepchnąć go mocą, po tem wyskakuje z łóżka i chwytam za pistolet pod moją poduszką. Tak mam tam pistolet, dla bezpieczeństwa, wkońcu jestem Księciem Federacji Nowej Persji.
-
- Co teraz zrobisz? Fanatyku? Poudajesz chwile mnie by być na chwile z Twi? - spytałem się zainteresowany. Ja ten głos skądś kojarzę, ale nie wiem skąd. Na sto procent go kojarzę, ale nie wiem do kogo należy.
-
- Cień z ostrzami zamiast nóg, jak mniemam - powiedziałem nadmiar niezdziwiony tym. Do czego innego była by mu potrzebna moja krew? Do upicia się? Powodzenia, alkohol tykam tylko na specjalne okazje.
-
Chociaż tyle dobrego. Na tablecie tylko szkice miałem, a na Laptopie ważne dokumenty rządowe. Lepiej by nie szperali w nim. Tak czy owak, idę spać i modle się by nie miał koszmarów.
-
Ale nic im się nie stało, prawda? Mam obawy bo tam mam trochę ważnych plików które są dla mnie BARDZO ważne. NIE CHODZI MI O PORNOLE ZBOCZEŃCY JEDNI!
-
Lily nie lubi technologi... dobrze że Sejwy Lily kopiowała do pendrajwa który zawsze gdzieś chowała. Xpudło 360 i Xpudło One będzie miała na gwiazdkę, ja też zresztą. A laptop i Tablet?
-
No... No... Its Not True... NOOOOOO! To bym powiedział gdybym nie miał gwarancji... a tak to mogę sobie wziąść lepszy, kurwa szerszy niż ustawa przewiduje... zajmę się tym po powrocie.
-
Ale nie pójdę bo to słabo płatna praca. Wolę już restauracje prowadzić, i powtarzam, że jak Capo zrobił tam burdel to dosłownie spale ten budynek... i bym się wkurwił bo bym budynku nie miał.
-
Patyk... ja cię nie rozumiem. Staram się jakoś powstrzymać zakażenie i zmniejszyć gorączkę. Muszę ją kurować do czasu aż nie przyjdzie tutaj ktoś z lekarzy z Equestri, bo ja za dobrym nie jestem.
-
I leczyli tutaj... dobrze. Więc opuszczam mieszkanie Luny, lekko zawiedziony i idę do siebie pospać. Ciężki dzisiaj był dzień i muszę zmrużyć oczy. Mam nadzieje że koszmar dzisiaj sobie odpuści.
-
- Dobrze to ja już ci nie będę przeszkadzał... - powiedziałem podchodząc do drzwi, wygląda że jest zajęta i może jej lepiej przeszkadzać nie będę. Poza tym muszę sprawdzić jak idzie ludziom czyszczenie... znaczy leczenie Equestri.
-
- Też się cieszę. Uspokoiłem się że Celestia tutaj trafiła. Wszystko potoczyło się jak powinno - powiedziałem stojąc obok niej patrząc na ową iskrę która powędrowała w niebo.
-
- Ulżyło ci że sprowadziłem tu Celestie? Powiedzmy że ten akt był, propozycją pokoju, że tak to powiem. Choć nie był łatwy do wykonania, to zrobiłem go z przyjemnością - powiedziałem podchodząc do niej.
-
Więc wchodzę nie spuszczając wzroku z Luny. - Cześć... chciałem się spytać czy u Celesti jest wszystko w porządku - powiedziałem spokojnie. Mam nadzieje że poniekąd udało nam się wygrać. Pozbawiliśmy chorobie istotę która ma moc by zrobić zemnie tapete...
-
Więc do dzieła Patyczku, mam nadzieje że będziesz ją obserwował nieważne co się stanie. Biorę wdech i wydech na uspokojenie, i podnoszę kopytko by zapukać do drzwi mieszkania Luny.
-
Jeżeli jej rany nie są już zbyt poważne to przenoszę ją delikatnie do domu, by mogła sobie pospać. Potem udaje się by porozmawiać z Luną, BO WIEM, ŻE NIE ŚPI. Ktoś księżyc kontrolować musi.
-
Tymi ranami zajmie się patyk, jeśli ma ochotę, w między czasie daje jej coś do jedzenia by mogła sobie coś zjeść bo sporo musiała przetrzymać. Była dzielna, moja mała gwiazdeczka.
-
Gdybyś nie był ważny, to bym cię do niszczarki wrzucił... spoglądam na Twilight. - Wszystko jest dobrze... byłaś dzielna - powiedziałem i w nagrodę ją pocałowałem. Czyli wszystko już z głowy. Biorę Twilight na grzbiet i niosę ją do Domku Letniskowego. Musi teraz dużo odpoczywać.
-
Czuje się jak jakiś rzeźnik... ale ważne że naprawiłem nogę... tak. Sprawdzam Patykiem czy wszystko gra, gdyż nie jestem do końca pewny że mi się udało i potrzebuje opinii fachowca, w tym przypadku Patyka.
-
- Dobrze. Uwaga zaboli - powiedziałem po czym rozpoczynam leczenie kopyta... dość bolesne leczenie gdyż wpierw muszę coś zrobić z kością na wierzchu. No to zaczynamy operacje...
-
Będę musiał zaryzykować. Im dłużej taka rana zostaje, tym większe ryzyko infekcji. Spoglądam na Twilight. - Słuchaj, postaram się coś zrobić z tą nogą, lecz będzie strasznie bolało... wytrzymasz? - spytałem się wciąż patrząc się załamany na nią. Ból będzie mi to sprawiało, ale innej opcji nie będzie.
-
- Wybacz - powiedziałem podbiegając do niej, biorę ją na grzbiet i idę szukać medyka... trzeba ją połatać bo długo nie pociągnie... musi przeżyć.
-
Uspokajam ją. - Wytrzymaj trochę, już blisko lądu jesteśmy - powiedziałem zapierdalając łodzią. Musze się szybko dostać do miasta i znaleźć pomoc dla Twilight, bo marnie wygląda... migiem.