- przykro mi... ale mam nadzieje że Papilon mi pomoże w mojej sprawie - powiedziałem i podszedłem do Papilon.
- Przykro mi z powodu śmierci Chrysalis... wiem co teraz czujesz...
przeciągam się na łózku i zeskakuje z niego. Zaczynam się szykować by wyglądać ładnie... wiem jak to brzmi w ustach faceta. Po przygotowaniu się, schodzę na śniadanie.
Przygotuje się do spania a następnie kładę się w swoim łózku by oddać się snu. Panie podmieńcze który gwałci Twilight? Przyjdziesz znów? Bo znając moje życie, oczywiście że kurwa tak.
- Ja muszę iść, widzisz że nie dadzą nam zostać. Przyjdę jutro - powiedziałem do niej wychodząc zmuszany do tego przez... motyle? Allahu jak ja nisko upadłem.
Odzyskuje trzeźwość... ucieszony jestem ale i zaniepokojony. Zajebiste kurwa zrobiłem wrażenie na jej rodzicach. Pomyślą że specjalnie ją zbrzuchaciłem by zmusić ją do ślubu... kurwa ja i moja pesymizja. Wstaję z uśmiechem i tulę Twilight.
Patrze na to zdziwiony... ona... jednak urodzi? Świat zaczyna wirować, czemu ja widzę cztery kartki? Zajebiście, zemdlałem na wieść że jednak będę ojcem... z gwałtu.