Przeczytane
Beware the spoilers!
Opowiadanie z self-insertem i pierwszoosobową narracją osadzone w klimacie TCB. Normalnie taki opis sprawiłby, że podchodziłbym do niego ostrożnie i jedynie na długość wyciągniętego boska. Tym razem jest to dzieło Cahan, więc pozwoliłem sobie mieć nadzieję, że będzie lepiej. I jakby nie patrzeć w sumie to było.
Zacznijmy od tego, że ładnie wprowadzono Equestrię w świat. Bez zbytniego wdawania się w szczegóły wyjaśniono kilka spraw, z tego co widzę zrezygnowano z idei bariery no i oczywiście dorzucono motywy POZowskie i FOL(ey)owe :crazytwi:. Tyle prologu. Pierwszy rozdział to pokaz użalania się nad sobą chociaż autorka nazwie to zapewne zgodnym z prawdą autoportretowaniem charakterologicznym czy czymś w tym guście (i będzie się mylić, ale to już osobna kwestio-dygresja). Ogólnie - czytało się to w miarę lekko, chociaż irytowała mnie podszyta fatalizmem nonszalancją (tak, używam tego określenia drugi raz w drugiej recenzji w tym samym dniu - podoba mi się. Pozwijcie mnie.) bohaterki. No ale w końcu dostaje się pod dysze(l) z lotnym arbuzem (czyżby wpływ reklam mirindy?) i zamienia się w czworonoga. Happens.
Drugi rozdział o już ciekawsza sprawa - mamy opis pierwszych dni po przymusowej przemianie. I co? Bohaterka staje się zebrą (surprise, surprise). Z białym pentagramem na zadzie. Wow. Dobra, to była tylko złośliwość z mojej strony, bo ogólnie mi to nie przeszkadza. Charakter bohaterki też jakby się poprawił - widać nawet przejawy chętki na mięso, delikatnego optymizmu, wymieszanego z subtelną (to na pewno wpływ choroby) złośliwością, ochotą na mięsiwa, knuciem podstępnych planów. I chętki na mięso. Czy wspominałem o mięsie? W każdym razie ten motyw mnie rozbawił. A rozmowa z klaczą psycholożką była na dobrym poziomie.
Podsumowując - jak pojawi się więcej to przeczytam bo jest potencjał już owinięty w ładne opakowanie. Przyszłość pokaże czy prezent okaże się czymś wspaniałym, czy może wybuchnie czytelnikom w twarz. Osobiście obstawiam połączenie tych dwóch opcji.