Skocz do zawartości

Applejuice

Brony
  • Zawartość

    1987
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Applejuice

  1. Garwing natychmiast się zatrzymał, lekko spłoszony. - O-oczywiście - odparł po chwili. To że cię tutaj zobaczył, musiało być dla niego wielkim szokiem... Wszedł do swojego namiotu. Niedługo potem wrócił z kromką chleba, gulaszem, jabłkiem i winem. - Proszę, Mistrzu - powiedział, po czym wręczył ci posiłek. Wpatrywał się w ciebie, zupełnie tak, jakby oczekiwał jakichś wyjaśnień... Gdy się o tym zorientował, wystraszony odwrócił się, usiadł na ziemi i cierpliwie czekał, aż skończysz jeść.
  2. Ku twojemu zdumieniu... a może nawet radości... Applejack objęła cię za szyję i zaczęła prowadzić w kierunku jej domu. - Canterlot sobie poczeka - powiedziała łagodnie. - Musisz odpocząć. Wszystko na spokojnie... Poza tym, nie wyglądasz najlepiej... Potrzebujesz z kimś porozmawiać? - spytała uprzejmie. Nie chciała na siłę wtrącać się w twoje sprawy, co należało docenić...
  3. Szliście w kompletnym milczeniu. Pegaz ani razu nie zatrzymał się, ani razu na was nie spojrzał. Wędrówka stawała się co raz trudniejsza. Kopyta grzęzły wam w głębokim błocie, potykaliście się o wystające korzenie drzew... On jednak nie zwracał na was uwagi. Szedł dalej przed siebie, zupełnie tak, jakbyście nie istnieli. Dystans pomiędzy wami zaczął się zwiększać. I właśnie wtedy gwałtownie się zatrzymał. Poczuliście na waszych twarzach lekki powiew wiatru. Był bardzo łagodny, zupełnie tak jakby pieścił waszą skórę. Zza drzewa wyszła jakaś postać. Pegaz nie był zdziwiony. Ku waszemu zdumieniu, uderzył kopytem w swoją pierś, a potem powoli ukłonił się. - Witaj, Seneth - powiedział. Była to klacz. Miała wspaniale promieniującą żółtą sierść. Jej barwa przypominała słońce. Grzywa miała jaśniejszy kolor, prawie przeźroczysty. Ciągle falowała na wietrze - zupełnie jak u Księżniczki Celestii... - Witaj, Auroxie - odparła melodycznym głosem. Powtórzyła jego gest. Gdy się podniosła, uśmiechnęła się do was życzliwie. - Czyżby to byli oni? - Tak - powiedział Aurox. - I chyba wiem, po co tu jesteś... - Niestety, tak musi być - ucięła poważnym tonem. - Wiem, że przez to mogą być problemy z nimi... - ...już są... - ...ale tak zadecydowała Neferet. A z jej zdaniem należy się liczyć. - Oczywiście - przyznał pegaz z westchnięciem. - Rób, co musisz. Seneth spokojnym krokiem podeszła do Grey'a. Położyła mu kopyto na ramieniu. - Twoja misja tutaj dobiegła końca - rzekła. - Dobrze się spisałeś, opiekując się tą grupą. To co teraz powiem może być dla ciebie szokiem... Ale twoim zadaniem było tylko doprowadzenie ich tutaj. - A ja i tak musiałem sam to zrobić - wtrącił Aurox. - Dlatego nic nie musisz już robić - kontynuowała klacz, ignorując zachowanie pegaza. - Ponieważ zajęło ci to o wiele za dużo czasu... - Aurox znów wziął wdech, jakby chciał coś powiedzieć, ale Seneth natychmiast mu przerwała -...ta grupa potrzebuje nowego przywódcy. Kogoś, kto ciebie zastąpi. Nie osądzaj się. I tak zrobiłeś dużo. Szary pegaz prychnął. Klacz i tak nadal go lekceważyła. - Pójdziesz ze mną - oznajmiła. - Nie martw się. Nic ci nie zrobię. Po czym zwróciła się do reszty: - Tracicie kolejnego towarzysza. Wiem jak cierpicie. Tak jednak będzie lepiej dla niego, dla was i dla nas. Jeśli zbierzemy się, wkrótce ten koszmar się skończy i nadal będziecie wiedli spokojny żywot... Wszyscy... Nawet Flame Storm... Teraz jednak musicie wytrzymać. Seneth znów odwróciła się do Auroxa, tym razem obejmując Grey'a za szyję - zupełnie jakby bała się, że może jej uciec. - Ruszamy. Liczę na ciebie, Najwyższy Kapłanie... - O nic się nie martw, Kapłanko Powietrza - odrzekł Aurox. Oboje znów się skłonili. - Już niedługo to zakończymy. - Mam nadzieję... To powiedziawszy, odeszła razem z waszym byłym towarzyszem... ___________________________________ Na razie będzie tylko dwóch graczy, Yay i Salmonella, wkrótce dołączy Braeburn i Farcuf.
  4. - Nie - odparł natychmiast mężczyzna. - Muszę tutaj stać. Takie mam rozkazy. Być może ktoś jeszcze się tutaj pojawi. Mogę ci jednak pokazać drogę. Podszedł na krawędź urwiska i zaczął wskazywać coś ręką. Podążałeś za jego wzrokiem. - Przez główne wejście się nie dostaniesz - oznajmił. - Brama jest zamknięta. Orkowie jednak postawili wielki pień, po którym możesz wejść, żeby dostać się do zamku. Musisz tylko iść wzdłuż tej rzeki. Unikaj lasów, tam jest cała chmara potworów i gorszych rzeczy... W każdym razie, w końcu dojdziesz do tamtej ścieżki, a potem módl się i biegnij ile sił w nogach do tego pnia.
  5. - Również dzięki - odparłem, uśmiechając się. Wykorzystując okazję, gdy mikrofon był blisko mnie, chwyciłem go, odwróciłem się w stronę publiczności i wykrzyknąłem: - Jesteście wspaniali!
  6. Westchnąłem, zrezygnowany. Wszystko znowu zależało ode mnie. Jakimś cudem się uśmiechnąłem, a potem zacząłem grać jedyną piosenkę, jaka nam pozostała.
  7. To wszystko powoli zaczynało mnie męczyć i nudzić. Starałem się cały czas stać odwrócony bokiem do tłumu, żeby nikt nie zobaczył mojej krzywej miny. Chwilowe szczęście zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Im dłużej rozmyślałem o naszym zespole, tym większego miałem doła.
  8. Wow! To było coś... Dosłownie wgniótł mnie w ziemię. Nie wiedziałem, że Cameron potrafi aż tyle. Robił niesamowite rzeczy. Patrzyłem na niego z podziwem i szerokim uśmiechem. Starałem się unikać Reiry, więc całkowicie skupiłem się na perkusji...
  9. Obserwowałem ją w milczeniu i z okropnym nastrojem. Wiedziałem, że znów wszystko jest przeze mnie i nie miałem pojęcia, jak mam to wszystko naprawić. Chciałem już, żeby koncert się skończył... ________________________ Przy okazji - znalazłam świetny tutorial i zamierzam się tego nauczyć na keyboardzie
  10. Applejuice

    Nieobecności

    Do czwartku No, ale jak już Yay mówiła, mnie też nie będzie w tych dniach. A nie w środę wracamy? Nope Ziemniaku. W czwartek.
  11. Wycofałem się do reszty, tak żeby Riza miała całą scenę dla siebie. Obserwowałem jej grę i słuchałem. Gdy zaczęła się rozkręcać, naprawdę byłem pod wrażeniem. Przyznam szczerze, że nawet byłem trochę zazdrosny. Jej gitara wydawała świetne dźwięki, a ruchy jej kopytek również były godne podziwu. Czekałem na koniec pokazu i reakcję innych.
  12. O dziwo ból zaczął szybko ustępować. Z każdą kolejną chwilą i krokiem czułeś, jak maleje. Zupełnie tak, jakby ktoś rzucił na ciebie uzdrawiające zaklęcie. W końcu wyszedłeś na zewnątrz. Po raz pierwszy od wielu dni dostrzegłeś oślepiające, ostre promienie słońca... Niebo było czysto błękitne, bez żadnej chmurki. Wszędzie dookoła czułeś istnienie żywych istot. Ptaki przelatywały tuż obok twojego nosa. Znajdowałeś się na szczycie pewnej budowli. W dół prowadziły kolejne schody. Gdy zszedłeś na dół, przed sobą miałeś krąg piedestałów z dziwnymi kamieniami w środku. W kręgu znajdowały się kucyki. Jednym z nich był ten, którego spotkałeś w pomieszczeniu pod postacią ducha... Byli w ciemnoniebieskich szatach, a na twarzy mieli wymalowane czerwone, poplątane wzory. Na lewo prowadziła ścieżka do lasu. Po prawej zaś stronie rozciągała się droga do kanionu. W oddali ujrzałeś plażę.
  13. - Jest dwunasta, słonko - odpowiedziała Applejack. Miała zmartwioną i zatroskaną minę. Po chwili westchnęła. - Czy na pewno wszystko jest w porządku? Może potrzebujesz pomocy...?
  14. Nie musiałaś długo czekać. Lester natychmiast cię zauważył. Przez chwilę wpatrywał się w ciebie intensywnym spojrzeniem, a potem zaczął iść w twoim kierunku. Nadal czekałaś na to, co zrobi. Ogier zaczął się do ciebie szeroko uśmiechać, podobnie jak do wszystkich obok przechodzących kucyków. Wkrótce znalazł się blisko ciebie. - Masz dla mnie jakiś raport? - powiedział beztrosko. Zupełnie tak, jakbyście ucinali sobie miłą pogawędkę... - Jak idą poszukiwania?
  15. Po jakimś czasie zaczęłaś dostrzegać ślady istnienia kucyków. Mijałaś wydeptane ścieżki, pola uprawne... Dotarłaś do jakiegoś gaju. Rzeka przepływała wewnątrz niego. Przeleciałaś ponad drzewami na drugą stronę, a twoim oczom ukazał się straszny widok... Większa część miasta była spalona. Budynki w Isarze były wykonane z drewna, więc nic dziwnego, że wrogom udało się zniszczyć jej tak dużą część. Drewniane i zniszczone konstrukcje wyglądały okropnie. Ogień musiał mieć niszczycielską siłę. Najbardziej zachował się budynek ratusza, który jako jedyny był wykonany z czerwonej cegły. Mimo wszystko jego dach był w większej połowie zawalony, a ogromny zegar spadł na ziemię. Gdy spojrzałaś w prawo, kolejny widok zmroził twoją krew w żyłach... Armia Changelingów z ich królową na czele zmierzała do cennego lasu Isary. Na ulicach znajdowały się ślady po zaciętej walce na śmierć i życie. Plamy krwi były dosłownie wszędzie. Spostrzegłaś, że oddział wojska kieruje się do pewnego białego namiotu, znajdującego się za ratuszem. Wszyscy byli poważnie ranni, ledwo co się poruszali...
  16. Widok Garwinga sprawił, że na nowo obudziły się w tobie bolesne wspomnienia. Głód, zraniona dusza... to wszystko było dla ciebie bardzo ciężkie do przeżycia. Odchodziłeś od znajomego nowicjusza, lecz ten cię zauważył. - Hej! Co ty tu... - zawołał. Po chwili pokręcił głową. - P-przepraszam Panie za moje zachowanie... Ale co Pan tutaj robi...? Musiał być zaskoczony twoją obecnością. Zaczął powolnym krokiem podchodzić bliżej ciebie. Co zrobisz?
  17. Twarz mężczyzny złagodniała. - Wyszedłeś z więzienia? Hah... to nic dziwnego, że o tym nie wiesz. Chociaż dziwię się, że nie zesłali cię tutaj za swoją zbrodnię. Robili tak z większością. Wojownik sięgnął do kieszeni. Wyjął fajkę i zapalił. - Rudy tutaj nie dostaniesz - oznajmił. - Z tutejszych kopalni ledwo co uzbieramy ze dwadzieścia skrzyń rudy... A to nie wystarczy na wykucie odpowiedniej ilości mieczy. Nikt ci jej tutaj nie odda za żadne skarby świata. A nawet, gdybyś sam znalazł jakieś złoża, to i tak ci je odbiorą na potrzeby Króla. Przez chwilę milczał, paląc swoją fajkę. - Lord Hagen jest dowódcą paladynów, którzy przybyli do Khorinis - powiedział. - Skoro już tutaj jesteś to mogę ci powiedzieć o tym, że wojsko szykuje się do wojny z orkami. Dlatego szukamy rudy. Jeśli chodzi o posiłki, to powinny już tutaj dawno być... Smoki ostatnio zaatakowały nasz zamek... Zginęła masa ludzi. Dobrych ludzi...
  18. Kurde... Nie chciałem być pierwszy. Niech to... Jeszcze się ośmieszę albo za bardzo zaszpanuję. Trudno. Głowa do góry i niech będzie moc. Wziąłem głęboki oddech i przeszedłem na skraj sceny, tak żeby być jak najbliżej fanów. Uniosłem jedno kopyto w górę i odchyliłem głowę do tyłu, przez chwilę ciesząc się wrzaskami i rykiem tłumu. A potem uderzyłem... http-~~-//www.youtube.com/watch?v=pceb2h9iKIk To nic, że gra ich tam dwóch, bo grają po kolei, a jak grają razem, to jest to samo
  19. Miałem wrażenie, że od tej piosenki zależy wszystko. Ten świetny transparent dał mi motywację... i siłę. To była ostatnia piosenka. Ostatnie minuty tego wspaniałego dnia... Nie mogłem ich tak po prostu zmarnować. Zbyt długo na to czekałem. Niech się dzieje co chce. Świat może się zawalić, Reira mnie nienawidzić - teraz Zero. Musiałem dać z siebie wszystko. http://www.youtube.com/watch?v=-I2d6yM3chE
  20. Witam wszystkich użytkowników! Ten temat jest miejscem szczególnym. To tutaj są umieszczone nicki najbardziej zasłużonych osób w tym dziale. To tutaj każdy może podziwiać innych za to, co dobrego zrobili! Osoby, umieszczone na tej Tablicy Chwały, są bardzo wyróżnione. To dzięki nim dział się rozwija, jest lepszy i aktywniejszy! Czujcie się najlepsi!
  21. Dlaczego wszystko tak się nie udało...? Zupełnie jakby coś... umarło. Nagle miałem ochotę zejść ze sceny. Nadal jednak musiałem na niej być. Pomimo tego nagłego podłego nastroju, uśmiechałem się lekko, tak żeby nikt nie poznał, że jest coś nie tak. To przeze mnie Reira znów płakała...? Nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie. Znów zachowałem się jak skończony idiota. Następne, i jednocześnie ostatnie, jest Zero... Moja ulubiona piosenka. Chyba dlatego, że była taka żywa. Wątpiłem, żeby gra dobrze nam wyszła... Starałem się jednak być dobrej myśli. Na twarz przywołałem bardziej szczęśliwy, ale i tak fałszywy uśmiech i skupiłem się na grze Trapnest, żeby o wszystkim zapomnieć.
  22. Zignorowałem jej zachowanie. Porozmawiam z nią później, po koncercie. Znów uśmiechnąłem się szeroko do widowni. W tej piosence Reira zaczynała swoim śpiewem. Czekałem na swoją kolej...
  23. - Odpuść sobie - mruknąłem do Dave'a. Specjalnie denerwował innych tylko po to, żeby nadal mnie bronić? Ech... Uśmiechnąłem się łobuzersko do fanek, zanim ponownie zwróciłem się do Reiry. Mógłbym jej odpowiedzieć tak samo jak Dave'owi, ale raczej nie byłaby tym zachwycona. Spojrzałem na nią. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Czy Lyriel naprawdę mi się podobała...? Westchnąłem. - Nawet jeśli, to jest to moja prywatna sprawa - powiedziałem spokojnie.
  24. Entuzjazm nagle opadł. Uśmiech zniknął mi z twarzy, zatrzymałem się. Mimo wszystko nadal udawałem, że nie wiem o co Reirze chodzi. Przełknąłem ślinę. - O co ci chodzi? - spytałem.
  25. - No pewnie - odparłem z entuzjazmem i szerokim uśmiechem. - Tylko na to czekałem. Spojrzałem na widownię i z nadmiaru emocji zacząłem podskakiwać w miejscu. Nie mogłem się doczekać, żeby wyjść na scenę. - Trapnest daje kopa - powiedziałem do Reiry.
×
×
  • Utwórz nowe...