Skocz do zawartości

Applejuice

Brony
  • Zawartość

    1987
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Applejuice

  1. - Przyjmij wyrazy współczucia. Talio był wspaniałym władcą. Przez chwilę wszyscy milczeli, chcąc uczcić pamięć po twoim ojcu. W końcu generał uniósł głowę i spojrzał na ciebie. - Mamy sześćdziesięciu żołnierzy, jesteśmy Królewską Gwardią Księżniczki Celestii. Straciliśmy mnóstwo kucyków, dodatkowo jeden z naszych oficerów nas zdradził. Armia Chrysalis wynosi około dwóch setek - powiedział ponuro. - Ewakuowaliśmy mieszkańców już dawno... Lecz teraz wszyscy jesteśmy ranni. Musimy odczekać, żeby wylizać rany. Changelingi to cholernie twardy przeciwnik... Tak łatwo pokonać najsilniejszą armię w całej Equestrii... Nie do pomyślenia. Spojrzał w kierunku oddalającej się armii Królowej Chrysalis. - Przerwali bitwę i udali się w kierunku lasu. Chyba jest im do czegoś potrzebny. Wygląda na to, że Isara przestanie przez to istnieć... Celestio, miej nas wszystkich w opiece... Gdy generał rozmawiał z tobą, reszta żołnierzy udała się do namiotów, gdzie czekało na nich mnóstwo pielęgniarek, które natychmiast zajęły się ich obrażeniami.
  2. Lee przez chwilę milczał. - Tak od razu, bez żadnego planu? To niemożliwe - odparł spokojnie. - Jeden niewłaściwy ruch i będziemy wąchać kwiatki od spodu. Chłopaki są zmęczeni, potrzebujemy czasu. Zrozum to. Chyba że masz jakieś pomysł... - dodał, po czym usiadł na krześle za swoim biurkiem i zaczął coś spisywać, najwyraźniej sądząc, że już skończył z tobą rozmawiać.
  3. - Tu nie chodzi o tchórzowskie uciekanie, a o wasze bezpieczeństwo. Jesteście najważniejsze, nawet jeśli Najwyższy Kapłan miałby zginąć - odparł Aurox. Jego wzrok spoczął na Er. - A ty? Przysięgasz?
  4. Orkowie byli dosłownie wszędzie. Od każdego twojego kroku zależało twoje życie. Jeszcze nigdy nie byłeś w tak poważnym niebezpieczeństwie. Wiele razy byłeś w takiej sytuacji, z której ledwo co uszedłeś cało. Na szczęście jakimś cudem dotarłeś do zwalonego pnia, po którym chciałeś wspiąć się na zamek. Znajdowałeś się na kamiennym stopniu i już miałeś wskakiwać na górę, gdy usłyszałeś pewien głos. - Hej, ty tam! Kim jesteś i co tu robisz?! Spojrzałeś w górę. Na krawędzi stał paladyn z kuszą w gotowości. Musiał być jakimś strażnikiem.
  5. Twój widok wszystkich zaskoczył. Nie spodziewali się tutaj córki władcy. Z tłumu rannych wyszedł potężnej postury biały ogier, który prawdopodobnie był ich generałem. - Avelina... - powtórzył twoje imię w zamyśleniu. Podobnie jak inni, był poważnie ranny. - Co tutaj robisz? Dlaczego tu jesteś? Changelingi... - Po chwili na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. - Przegraliście...? - spytał ponuro.
  6. Mała uwaga - powinieneś pisać w pierwszej osobie, czyli "Popatrzyłem, podszedłem, zrobiłem". ___________________________________ Farmerzy byli mocno rozgniewani. Jeden z nich, okropnie wściekły, mocno odepchnął cię do tyłu. - Zjeżdżaj, gnoju! - warknął. - Właśnie! Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy! - dopowiedział inny. - Chcesz walki?! - krzyknął ktoś jeszcze. Podszedł do ciebie jakiś mizerny człeczyna, który jako broń miał jedynie tępy sierp. Powinieneś rozprawić się z nim bez problemu, skoro kulturalna mowa do nich nie przemawia...
  7. Ok, zmienię. _____________________________ Lee był tam gdzie zawsze, w głównym budynku waszej siedziby. Większość najemników poszła już do swoich łóżek. O ile było ci wiadomo, ci mocniejsi wojownicy mieli dzisiaj robotę z polnymi bestiami, które i tak pewnie powrócą. Musieli być zmęczeni. - Co cię tu sprowadza? - spytał, wyraźnie zaciekawiony, Lee.
  8. Agnes poruszyła lekko głową i otworzyła oczy. - C-co... z... - powiedziała słabo. - Spokojnie - odparł od razu ogier. Wyprostował się - O nic nie musisz się martwić. - Odpowiedz mi, Kalono - jej głos nabrał na sile. Od razu można było rozpoznać, że jest... a raczej była... potężną władczynią. Ogier westchnął. - Elementy Harmonii są bezpieczne w świątyni. - A ich powiernicy...? Udało im się...? Kalona zawahał się. Nerwowo przygryzł wargi i długo zwlekał ze swoją odpowiedzią. - Nie... nie żyją... Na twarzy Agnes malowało się przerażenie. Zaczęła szybciej oddychać. Kalona natychmiast zawołał klacze... Każde kolejne słowo słyszałeś co raz słabiej. Zupełnie jakby coś zatkało ci uszy. Nagle znów cały świat zawirował i znów poczułeś ból. Tym razem był on inny od poprzedniego. Gorszy... Czułeś się tak, jakby w każdym miejscu twojej skóry ktoś ją brutalnie odrywał od środka. To samo tyczyło się twoich oczu, nosa i ust... Po raz kolejny znalazłeś się w innym miejscu. Tym razem był to las. Leżałeś pomiędzy drzewami, nadal odczuwając okropny ból. Nagle zza krzaków wyszło kilkoro kucyków. Tym razem mieli na sobie coś na kształt zbroi, tyle że wykonanej ze skóry. Oprócz tego dostrzegłeś, że posiadają miecze. Szybkim krokiem szli przed siebie...
  9. Przez długi czas nic się nie działo. Leżałaś i rozmyślałaś o tym, co się dzisiaj wydarzyło... Co się teraz z tobą stanie? Co będzie z Mistem? Pojedziesz do Canterlot bez niego? Czy on nadal chce ci towarzyszyć? I... czy nadal cię kocha...? Nie potrafiłaś sobie odpowiedzieć na te pytania. Z każdą chwilą czułaś się co raz gorzej. Nagle usłyszałaś pukanie do drzwi. Po chwili lekko się uchyliły i ujrzałaś Apple Bloom. - Em... proszę pani...? - spytała nieśmiało.
  10. Applejuice

    Applejack odpowiada

    Hej Soczku, gdzie się podział nasz dzielny Regent? Marti? A widzisz, pojechał nad morze. Cooo? I mnie nie zabrał? Spokojnie, masz mnie! Zapewnię ci wspaniałą rozrywkę. Na początek, odpowiemy sobie na pytania Niech to... Kuce zaginają czasoprzestrzeń! 2 sekundy? Naprawdę? Jestem pewna, że to zajęło mi o wiele dłużej... Może po prostu ktoś użył magii, żebyście nie musieli tak długo czekać, aż się przebiorę. A skąd je wzięłam? Znalazłam w szafie Twilight... I Soczku, schowaj to coś... właściwie mnie... przebrane za banana. Hahaha! Nie... To część atrakcji Zaraz sobie posłuchamy Pitbulla! NIE! Nie masz wyboru ^^ Jeśli chcesz, to możesz iść na dwór malować amelinium... ale wiesz co? Tego NIE POMALUJESZ! Maaartii...! CO?! CO?! BUM!!! Tutaj nastąpiło coś, co jeszcze nigdy nie było zidentyfikowane w odpowiedziach. Po dłuuugim czasie lamentowania... Oddychaj głęboko. To oczywista oczywistość, że to niemożliwe. To zdjęcie to podróbka. Braeburn i Rarity... ych... nie mają źrebaka. N-na pewno... Kurczaki, jeszcze w życiu się tak nie wystraszyłam! Ale gdyby to była prawda, natychmiast nasza rodzina by się o tym dowiedziała. W końcu to ogromne wydarzenie. Mogę cię zapewnić, że to nieprawda. Chociaż powiem ci szczerze, że Rarity chyba lubi Braeburna. Ohohoh, oby nie. Masz banana na uspokojenie, AJ: Na tym kończymy. Idziemy malować amelinium! Mówiłaś, że tego nie pomaluję... Ja pomaluję! Ty pójdziesz do sklepu po farbę amalinową. Jaką...? AMALINOWĄ! Aha. Em... dobra...
  11. - Żyję w stadzie. Ale nie takim, jak dzikie zwierzęta... Jesteśmy tak jakby rodziną. Każdy dba o przetrwanie innego. Całe nasze życie jest jedną wielką szkołą przetrwania... Ale tak już było od naszych narodzin. Nazywamy się Disaroowami. A wiesz jak to się stało, że w ogóle istniejemy? Hah... Pewne durne, uzdolnione jednorożce z Canterlot postanowiły wymyślić nowy czar. Niby nic okropnego... Miał polegać na tym, że wyrzucał on wszystkie wady z danego kucyka. Czynił go idealnym. Nawet największy głupiec wie o tym, że to niemożliwe... Oczywiście oni tego nie dostrzegali. Oddzielone złe cechy stworzyły zupełnie nowe stworzenie. Jak to się stało? Nie mam pojęcia... W każdym razie wady zostały w tych kucykach, mimo wszystko. Zaklęcie zostało użyte na dosyć sporej liczbie kucyków; każdy chciał być perfekcyjny... W związku z czym powstaliśmy my. Chcieli nas zabić, bo byliśmy czymś, co nie miało powstać. Uciekliśmy. Teraz też muszę uciekać... Zastanów się nad tym, co powiedziałam. Jeszcze się spotkamy, obiecuję ci to. Rainbow... a właściwie Yuri... wygięła w dziwny sposób grzbiet i stanęła na czubkach swoich kopyt, zupełnie tak, jakby była kotem, który dopiero co wyskoczył z wody. Przez chwilę stała tak, lekko drżąc, a potem nagle... coś się od niej oderwało. Wyglądało to tak, jakby ktoś ciągnął od góry jakiś materiał. Rainbow była wreszcie sobą, lecz była nieprzytomna. Upadła na podłogę, a to "coś" pod postacią dziwnego, zielonego światła, które prawdopodobnie było Yuri, wyleciało przez lekko uchylone okno. Przez chwilę stałam w osłupieniu. Ostatnie wydarzenia do mnie nie docierały. Jakiś eksperyment? Złe jednorożce z Canterlot? Nowa rasa kucyków? I co - do jasnej ciasnej - mają z tym wspólnego mieszkańcy Appleloosy? Z dalszych rozmyślań wyrwał mnie cichy jęk Rainbow. Zdałam sobie sprawę, że jej ciało jest mocno poturbowane. Przeze mnie... Chyba odzyskiwała już przytomność. Nadal miała poranioną twarz i ślady liny w niektórych miejscach. Lekko uniosła głowę, a jej zszokowany i chyba lekko przestraszony wzrok spoczął na mnie. - Co... - Spokojnie - odparłam natychmiast. Musiałam wymyślić jakieś wytłumaczenie. Nie lubiłam kłamać, ale to było jedyne wyjście z tej chorej sytuacji. Podeszłam do niej i delikatnie pomogłam jej wstać. - Spadłaś z łóżka. Na torach były... ee... no cóż, usterki. Ale wymyśliłam... Starałam się wierzyć, że to drobne kłamstewko wystarczy. Rainbow jednak coś wyczuła. Wstała, chwiejąc się lekko. - Spadłam z łóżka i rozwaliłam sobie szczękę? - mruknęła. - Na pewno... Kopyta mnie bolą... - jęknęła. - Co ty ze mną robiłaś? Poczułam, że się rumienię. - J-ja nic... Nic ci nie robiłam. - Co tu się działo, do siana? AJ? - Emm... No dobra... Wiesz, chyba lunatykowałam i... przyśniło mi się coś. Przepraszam. Boli cię coś? - chciałam jak najszybciej zmienić temat, żeby dalej tego nie ciągnąć. Dash pomasowała sobie brodę. - Trochę... - przyznała. Oblizała sobie wargi i gwałtownie jej wyraz twarzy się zmienił. Miałam wrażenie, że oczy zaraz wyskoczą jej z orbit. - KREW?! - wrzasnęła. Zaczęła się jeszcze bardziej chwiać i gdyby nie ja, boleśnie upadłaby na podłogę. Westchnęłam. Jedyne co mi pozostało to poszukać w pociągu jakiegoś lekarza... *** Pewien miły ogier okazał się bardzo pomocny. Gdy go obudziłam (przy okazji również resztą pasażerów z wagonu), zajął się Rainbow. Na szczęście nic poważnego jej się nie stało. Jedynie straciła jeden ząb. Nie licząc tego i paru siniaków, miała się dobrze. Ten długi i dziwny wieczór wreszcie się zakończył. Leżałam w swoim łóżku, lecz nie mogłam długo zasnąć. Słyszałam, że tęczowogrzywa cicho chrapie. Starałam się nie myśleć o tych wszystkich rzeczach, które wydarzyły się w tak krótkim czasie. Miałam nadzieję, że kiedy dotrzemy do Appleloosy, wszystko się wyjaśni. Chociaż... tam czekała na nas jeszcze jeden ciężki orzech do zgryzienia. Westchnęłam i przewróciłam się na drugi bok. Przynajmniej będzie ze mną Braeburn.... Nasze bohaterki zbliżają się do Appleloosy. Jak myślicie, co tam zastaną? Obraz męki i rozpaczy? W końcu zginęła połowa mieszkańców. Pewnie wszyscy powychodzili na ulicę i lamentują za swoimi najbliższymi, huehue... A może Braeburna już też nie ma?! (chcecie tego? >: D) Hm... i jak myślicie? Co łączy Yuri i tego ogiera? Jaki oni mają związek ze sprawą w Appleloosie? (Co się dzieje w tej Equestrii...) Liczę na jakieś ciekawe dyskusje ;] Może macie jakieś pomysły?
  12. Za aktywność w dziale "Zapytaj Applejack" oraz zadawanie ciekawych pytań (jako jeden z nielicznych), na które aż chce się odpowiadać.
  13. Witaj, Księżniczko Celestio! Ja, Kuchmistrz Soczek, pragnę ci zaprezentować jeden ze swoich specjałów. Mianowicie... Sernik na zimno Sernik przygotowujemy na bazie serka homogenizowanego lub naturalnego jogurtu oraz bitej śmietany. Na wierzchniej warstwie znajduje się galaretka z owocami. Można użyć dowolnych owoców sezonowych, dobierając do nich odpowiedni smak galaretki. W ten sposób można przygotować sernik na zimno z brzoskwiniami, jeżynami, jagodami, borówką amerykańską czy nawet z kiwi i ananasem, jeśli skorzystamy z galaretek, które tężeją na takich owocach. Ciasto, a raczej typowy deser, jest wyjątkowo delikatny w smaku. Wspaniale rozpływa się w ustach, jest idealnie słodki i lekki. Dla większego efektu - i jeszcze lepszego smaku - na spodzie sernika można umieścić biszkopty. Jest to świetna przekąska dla wszystkich. Jestem pewna, że zachwyci twoje podniebienie, Księżniczko. Smacznego!
  14. Jeszcze długo siedziałem i patrzyłem się bezmyślnie w ścianę, rozmyślając o tym wszystkim, co wydarzyło się przez te pięć minut. Udało mi się powiedzieć to, co chciałem. Ale co z tego? Już i tak nigdy nie będę czuł się swobodnie w obecności Reiry. Nadal byliśmy przyjaciółmi...? Choć odczuwałem ulgę, jednocześnie czułem się okropnie. Przywykłem już jednak do tego uczucia. Nie robiło mi to większej różnicy. Niedługo pewnie mi przejdzie. Muszę po prostu o tym wszystkim zapomnieć i żyć tak, jakby nic się nie wydarzyło... Westchnąłem cicho i powoli wstałem. Reira podczas tej rozmowy ani razu na mnie nie spojrzała. Pewnie teraz też nie chciała mnie widzieć na oczy. Starając się być jak najciszej, zostawiłem ją samą i skierowałem się do swojego pokoju.
  15. Byłeś u siebie w domu. Powoli nastawała już noc. Życie jak zwykle toczyło się swoim powolnym rytmem. Dni mijały ci na nudnej pracy na farmie Onara. Ostatnimi czasy nie działo się nic szczególnego. Zwykle po prostu siedziałeś gdzieś na ławce, nie mając nic konkretnego do roboty. Czy tak właśnie miała wyglądać twoja przyszłość? Ciężko było ci uwierzyć, że plan Lee z wydostaniem się z tej wyspy kiedykolwiek się powiedzie. Strażnicy miejscy nadal nie dawali za wygraną. Mimo wszystko dochodziły do ciebie słuchy o tym, jak robotnicy z okolicznych farm zaczynają się buntować. Ponoć w mieście ciężko jest zdobyć jakąkolwiek żywność, a większość kupców jest u kresu bankructwa. Właśnie tego oczekiwał Lee, lecz nadal nic nie wskazywało na to, że coś kiedykolwiek ruszy dalej... Zaczynało cię to męczyć. Może wreszcie nadszedł czas na spełnienie swojego celu i podjęcie jakiś działań...?
  16. Lester cicho zachichotał. - Możesz uciekać. Prędzej czy później i tak cię dorwiemy. Na razie jednak ciesz się swoją "wolnością", hah... Nie wytrzymasz tu długo. To powiedziawszy, zwyczajnie sobie poszedł. Co teraz zrobisz...?
  17. - Mistrzu! - zawołał za tobą nowicjusz. Natychmiast do ciebie podbiegł. - Wszyscy w klasztorze cię szukają. Uważam, że powinieneś wrócić. Te tereny nie są odpowiednie dla Arcymaga Ognia... Twoje miejsce jest wśród Świętej Rady. Odszedłeś bez słowa wyjaśnień i wszyscy myślą, że nie żyjesz... Uważam, że powinieneś wrócić - powtórzył. Wiedziałeś, że Garwing tak łatwo nie da za wygraną... Poza tym, gdy wróci, może wszystkim powiedzieć o tym, że cię spotkał. Co zrobisz?
  18. Aurox wrócił po dłuższej chwili. Wylądował tuż przed wami. Wyglądał na zaniepokojonego. - Zanim ruszymy dalej, musicie mi coś obiecać - powiedział. Mówiąc to jednocześnie rysował przednim kopytem po ziemi niewielkie koło. O dziwo jego ruchy pozostawiły po sobie świetliste linie, które pulsowały po ziemi. Nagle z koła wystrzelił promień światła. Pegaz wsunął w nie kopyto. Dopiero teraz dostrzegłyście, że jest mocno poraniony w niektórych miejscach. Magia, którą przywołał, najwyraźniej zaczęła na niego działać. Syknął z bólu, a rany zaczęły się goić. - To jest... magia cofania czasu... - powiedział z trudem. Miał zaciśnięte oczy. - A tam... nie jest... bezpiecznie... Nawet dla mnie... Po chwili światło zniknęło, a Aurox był w pełni uleczony. - Dobra - odezwał się znów, tym razem już normalnie. - Jak już mówiłem, musicie mi coś obiecać. Na tamtym obszarze roi się od czarnej magii. Udało mi się to zauważyć w ostatniej chwili. Coś musiało się wydarzyć... A co do obietnicy... Podszedł bliżej was. - Czy przysięgacie, że jeśli powiem, byście uciekały, schowały się, bądź też nie ruszały się, uczynicie to, nawet jeśli ja będę w niebezpieczeństwie? Chociaż pewnie i tak za mną nie przepadacie, więc nie będzie z tym problemu...
  19. Jej ostatnie słowa były niczym ostateczny cios sztyletem prosto w moje serce. Załamałem się. Również zbierało mi się na płacz, udało mi się jednak jakoś powstrzymać łzy... Ukryłem twarz w kopytach. Nie mogłem nawet podejść do Reiry, przytulić jej, pocieszyć... Po prostu nie mogłem. Kim teraz będziemy dla siebie...? Milczałem przez cały czas. Płacz Reiry jeszcze bardziej ranił mi serce... Byłem jednak całkowicie bezradny. Nie potrafiłem się nawet odezwać... Oddałbym wszytko, byle tylko móc zacząć od nowa...
  20. Applejuice

    Sugestie v2.0

    Jest już taka emotka...:
  21. Kurde, miałam już całego posta, a tu JEB i prądu nie ma x.X __________________________________________________ Podróżowałeś w przeszłości, więc byłeś dla ogiera nieobecny. Nie mógł cię ani zobaczyć, ani usłyszeć. Oglądałeś świat sprzed dwóch tysięcy lat ze swojej własnej perspektywy. Nadal stał. Odchylił głowę do tyłu i zaczął się przyglądać ciemnemu niebu ze smutkiem. Po chwili westchnął ciężko i skierował się do budowli. Podążyłeś za nim. Wnętrze budowli wyglądało jak apartament jakiejś egzotycznej księżniczki. Na samym środku znajdował się dosyć spory basen, a obok niego leżały różne jedwabne ręczniki i olejki do kąpieli. Po bokach znajdowały się ogromne regały, całe wypełnione księgami i zwojami. Gdzieniegdzie na podłodze rozstawione były miękkie poduszki. Najbardziej jednak zdziwił cię widok śpiącego tygrysa, który leżał sobie jak gdyby nigdy nic w kącie... Wszystko jednak wydawało się być pozbawione blasku. Poczułeś, że w powietrzu unosi się dziwna i nieprzyjemna aura... Dopiero po chwili dostrzegłeś w oddali łoże. Wokół niego biegały jak oszalałe jakieś klacze, najwyraźniej opiekując się jakimś kucykiem. Gdy tylko dostrzegły ogiera, który zaczął do nich powoli podchodzić, natychmiast wycofały się do wyjścia, wcześniej nisko się kłaniając. Ujrzałeś leżącego, czarnego alicorna, klacz, mocno owiniętego w wiele kocy. Oddychanie przychodziło jej z ogromną trudnością. Ogier padł tuż przed nią na kolana i delikatnie dotknął kopytem jej policzka. - Agnes... - wyszeptał z troską, po czym ułożył głowę blisko niej i milczał...
  22. Czułem, że serce zaraz dosłownie wyskoczy mi z piersi. Nie poczułem się ani trochę lepiej... Może dlatego, że nie powiedziałem jeszcze najważniejszych słów... Spuściłem głowę, tak że grzywa zasłaniała mi całą twarz. - Wybaczysz mi...?
  23. Mimo wszystko nadal milczałem. Bałem się. Od tego co powiem może zależeć wszystko... I wystarczy jeden błąd, a wszystko się posypie. A co tak naprawdę chciałem powiedzieć? Cholera jasna... ...Byłaś we mnie zakochana. A ja tego nie dostrzegłem... albo nie chciałem dostrzec. Wiedziałem, że cię zraniłem. Próbowałem to naprawić, ale nic z tego nie wyszło... Ba, nawet zrobiło się jeszcze gorzej... Płakałaś przeze mnie. Nie mogłem sobie tego wybaczyć. Powiedziałaś, że nasza "miłość" to już dla ciebie zamknięty rozdział życia... Więc... próbowałem być dobrym przyjacielem. Jednak po tym wszystkim... nie potrafię... I nie wiem co zrobić, żeby ten koszmar się skończył. Nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, czy znaczysz dla mnie coś więcej... A nawet gdyby tak było to boję się, że znów cię zranię swoją głupotą... Nie mogę też o tym wszystkim zapomnieć. Czy to oznacza, że naprawdę cię kocham...? Ale to wszystko mogłoby się okazać kolejną, totalną porażką. Nie jestem ciebie wart. Skoro płakałaś po tym jak ci odpowiedziałem na pytanie, czy Lyriel mi się podoba, musi to oznaczać, że coś nadal do mnie czujesz... Dlatego proszę cię, zapomnij o mnie... Tak będzie lepiej dla nas obojga... Ale czy to nie było zbyt dosłowne? Mimo wszystko nie ważne co powiem, i tak Reira będzie cierpieć. Mam jej powiedzieć wprost to, co czuję...? Ale co ona sobie pomyśli...? Zresztą, co mi szkodzi? I tak cały świat mi się wali. A jeśli to powiem, będę uwolniony chociaż od jednego ciężaru. I Reira też. Wziąłem głęboki oddech. Wahałem się tylko przez krótką chwilę. Potem powiedziałem jej wszystko... ___________________________________ Kurde, jeszcze nigdy nie zżyłam się tak bardzo ze swoją postacią. Ale mi serce wali o_O
  24. Wkroczyłeś w zupełnie nowy świat. Wszystko tętniło życiem i magią. Z każdym kolejnym krokiem dostrzegałeś coraz piękniejsze skarby natury. Olbrzymie, zdrowe drzewa z kolorowymi owocami i kwiatami, fantastyczne rośliny i zwierzęta były wszędzie dookoła. Tego na pewno nie zobaczyłbyś tam, skąd przybyłeś. Szedłeś dalej za ogierem. Kanion kontrastował z wszędzie królującą zielenią. Przepływało w nim kilka rzek, co jakiś czas pojawiały się suche krzewy. Kucyk jednak nie szedł w jego kierunku. Byliście na pewnym wzniesieniu, które potem opadało. Tamtą ścieżką można było bez problemu dojść do kanionu. On jednak szedł jeszcze wyżej. W końcu dotarliście do płaskiej powierzchni. Tutaj jednak zmiana w krajobrazie bardzo cię zaskoczyła... a może nawet przeraziła. Rośliny były czarne. Wszystko było czarne. Nawet niebo przysłoniły ciemne chmury. Przed tobą znajdował się pewien mały, lecz bogato zdobiony budynek. Ogier zatrzymał się. Podszedł do pewnego kwiatka. Gdy go dotknął, natychmiast obrócił się w proch. - Nie jest dobrze... - mruknął sam do siebie...
  25. Applejack chyba nie spodobały się twoje słowa. Zabrała kopytko z twojej szyi i westchnęła cicho. - Nie znam się na tych waszych "sprawach miłosnych" - powiedziała - ale coś mi się wydaje, że za bardzo się obwiniasz. Nie będę cię zmuszać do rozmowy żeby ci pomóc, bo to pewnie tylko pogorszy sytuację. Zaśmiała się cicho. - Z ogierami tak to już jest - mruknęła. - Może po prostu nie był ciebie wart? Poza tym, jeśli chodzi o Rainbow Dash, złamała to swoje skrzydło przez jej własną głupotę. A ty wcale nie musiałaś nam pomagać. Już nie bądź taka rycerska. - Uśmiechnęła się lekko. - Idź do domu i doprowadź się do ładu... Na pewno wszystko jakoś samo się ułoży.
×
×
  • Utwórz nowe...