Applejuice
Brony-
Zawartość
1987 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Applejuice
-
Przez chwilę byłem zbyt zszokowany, by w ogóle się odezwać. To jednak minęło dosyć szybko. Lyriel najwyraźniej chciała się komuś wyżalić, przynajmniej tak to odbierałem. Westchnąłem, wstałem i usiadłem tuż obok niej. - Słucham.
-
Wyprostowałem się i spojrzałem na nią. Czy chciała mi powiedzieć, że naprawdę była ździrą? Nie, nie, to musiał być tylko mój chory umysł... Odchrząknąłem, lekko zmieszany. - Nigdy nie byłem dobry w odgadywaniu czyichś uczuć i do tej pory nie jestem - odparłem.
-
Łania przyglądała się tobie z ogromnym obudzeniem. Jak na zwierzę jej mimika twarzy była bardzo różnorodna... Z łatwością rozpoznawałeś to, jak się czuje. Była zła. Po chwili jednak usiadła zrezygnowana na ziemi i przymknęła oczy. Wyglądała tak, jakby się poddała. Miałeś wolną drogę. Ruszyłeś w kierunku drzwi. Spróbowałeś je otworzyć, lecz... nic się nie stało. Powtarzałeś to jeszcze parę razy, jednakże drzwi za nic nie chciały się otworzyć. Zerknąłeś na łanie. Patrzyła na ciebie z triumfem...
-
Smile ______________________________ Usiadłem naprzeciwko niej. - Spokojnie - powiedziałem łagodnie. - Nie musisz się spieszyć. To musiało być coś naprawdę ważnego, skoro nawet Lyriel nie wie od czego zacząć. Mogłem się spodziewać wszystkiego. Byłem ciekawy tego co ma mi do powiedzenia, ale nie chciałem naciskać. Z cichym westchnięciem oparłem głowę o szybę i czekałem.
-
Past Sins i historie poboczne [PL][Z][Dark][Sad][Slice of Life]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Fanfic bardzo mnie wciągnął. Jeszcze nigdy nie czytałam czegoś z takim zapałem (chyba nawet Harry Potter się chowa). Dopiero jestem na 9 rozdziale, mimo wszystko uważam, że to jest GENIALNE. Nie mogę oderwać się od lektury. Ciągle coś się dzieje... Nie mogę doczekać się tego, co będzie dalej. Wielkie dzięki za tłumaczenie! -
[MLP] Dowieść swojej wartości u jednorożców - Lovely Flower (Salmonella)
temat napisał nowy post w Archiwum RPG
Tę okropną ciszę przerwało nagłe pytanie Mista... Dosyć trudne pytanie... - A ty? Chcesz, żebym z tobą jechał? Przerwał swoją pracę i zaczął się w ciebie wpatrywać... Od twojej odpowiedzi zależało mnóstwo rzeczy... -
Korytarz na pewno nie był dobrym miejscem do rozmowy, szczególnie, że Lyriel chciała mi coś wyjaśniać - cokolwiek to miało być. Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś pustego przedziału. Gdy go już znalazłem*, otworzyłem drzwi. - Może chodźmy tutaj - zaproponowałem. _______________________________________ * O czcigodny Mistrzuniu, mam nadzieję że nie jesteś na mnie zły, ponieważ Ren sam odnalazł pusty przedział, a to raczej powinno należeć do twoich obowiązków :
-
Bardzo przepraszam, że odpowiedź nie pojawiała się tak długo. Mam nadzieję, że będzie wam się podobało, bo coś widzę, że same dyskusje nic nie zdziałają _______________________________ Miałam jej zaufać? To przecież jakaś paranoja... Była potworem, kimś niebezpiecznym. W każdej chwili mogła mnie zaatakować, nawet jeśli zniszczyłam jej... kły... Mimo wszystko naprawdę chciała mi coś powiedzieć. Chyba że to była tylko pułapka... Ale to się zaraz okaże. - Uważaj, bo cię wypuszczę - mruknęłam. Udało mi się przywiązać ją do krawędzi łóżka. Zacieśniłam węzeł na jej pysku, a potem wykorzystałam swoją zapasową linę do unieruchomienia jej kopytek. To zmuszało ją do położenia się na ziemi. Nie wyglądała na zadowoloną, lecz uśmiechała się do mnie. Przestałam myśleć już o niej jak o Rainbow. Starałam się po prostu nie patrzeć na jej wygląd. - No, no... - cmokała. Ciągle miałam wrażenie, że ten dźwięk unosi się gdzieś w powietrzu i nie pochodzi od niej. Jej usta nie ruszały się, co była przerażające. - Nieźle radzisz sobie z wrogami. Mogę ci jednak przysiąc, że ja nim nie jestem. - Ciężko mi jest w to uwierzyć - burknęłam. Stanęłam tuż obok niej, na wypadek, gdyby spróbowała uciec. - Przyjaciele zwykle nie nawiedzają i nie atakują innych kucyków... - Daj spokój - powiedziała znużona. - Ta sprawa jest zbyt skomplikowana, żeby twój ciasny, wieśniarski umysł pojął coś takiego. Szczęka mi opadła. Chciałam się odgryźć, ale ta mi nie pozwoliła. - Daruj sobie riposty. Skoro już cię nie atakuję, powinnaś to uznać jako dobry znak. Mogę wreszcie coś powiedzieć? Nie dajesz mi dojść do słowa... Obawiałam się tego, co mogę usłyszeć. Świat chyba zwariował. - Czego ch-chcesz? - spytałam drżącym głosem. - Zacznijmy od tego, że nazywam się Yuri. Tak, tak, bestie też posiadają imiona. Jakież to dziwne, prawda? Milczałam, patrząc na Yuri w osłupieniu. Jeśli była bestią - w końcu sama się tak nazwała - to imię do niej zupełnie nie pasowało... Odchrząknęła i kontynuowała: - My żyjemy inaczej niż wszystkie kucyki w Equestrii. - My... to znaczy kto? - Tacy jak ja. Wkrótce ich poznasz - odparła z okropnym uśmiechem. - Ale... ale kim wy jesteście? Nigdy nie widziałam, żeby... - Spokojnie, spokojnie... - mruknęła. - Zaraz do tego dojdę. Skoro już jednak zauważyłaś, że cię nie zranię, to mogłabyś mnie wypuścić? Ta cała Rainbow może się obudzić z niezłym bólem... - Obiecaj, że nic mi nie zrobisz - powiedziałam stanowczo. Yuri spojrzała na mnie kpiąco. - Obiecaj! - Dobra, dobra... obiecuję. Rozwiąż mnie wreszcie. Zawahałam się na chwilę, lecz uwolniłam ją. Byłam przygotowana, gdyby chciała się na mnie rzucić. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Odetchnęłam z ulgą, lecz odsunęłam się od niej na wszelki wypadek. Yuri spojrzała na mnie gniewnie. - Tchórz - mruknęła. Przeciągnęła się, a potem pomasowała się po brodzie. - Masz niezłą siłę. Współczuję tej pegazicy... Jak jej to wszystko wyjaśnisz? - spytała. - Warto wspomnieć, że ona nie będzie o niczym pamiętała. - To akurat jest mój najmniejszy problem - powiedziałam. - Lepiej ty powiedz mi... powiedz mi wszystko. Yuri przekrzywiła głowę i zmarszczyła brwi, patrząc się na mnie ze zdziwieniem. - Jak się tu znalazłaś... Kim jesteś... - zaczęłam wymieniać - Po co... Dlaczego... - "Po co" i "Dlaczego" to przecież jedno i to samo - zauważyła, śmiejąc się lekko. - Nie popisuj mi się tu swoją gramatyczną wiedzą! Lepiej odpowiadaj. I to natychmiast. - Spokooojnie... - mruknęła i walnęła się łóżko. - Noc jeszcze młoda. Zauważyłam, że zachowuje się identycznie jak Dash. Skarciłam się w duchu... Przez chwilę zupełnie zapomniałam, z kim mam do czynienia. To jakiś potwór, a ja pozwalam mu leżeć na moim łóżku? Podeszłam do niej i spojrzałam jej prosto w oczy. Przez ich okropny odcień nie mogłam zebrać myśli. - Nie, nie, moja droga. Odpowiesz mi w tej chwili, inaczej zawołam ochronę pociągu i cię stąd wygonią raz na zawsze. Yuri podniosła się. Znów się uśmiechała. - Wtedy niczego się nie dowiesz, prawda? A chyba tego chcesz. W końcu związałaś ciało swojej przyjaciółki i ją zraniłaś. To musi być dla ciebie poważna sprawa. - A jakże! - krzyknęłam. Tym razem nerwy mi puściły. - Mieszkańcy Appleloosy znikają bez śladu, są w niebezpieczeństwie! Coś mi się wydaje, że to sprawka "takich jak ty"! Potem jakiś obcy ogier wskakuje do wagonu i mówi, że mam z nim pójść. Na koniec jakaś bestia nawiedza moją najlepszą przyjaciółkę! Jak tu nie zwariować?! Tym razem Yuri już się nie uśmiechała. Dostrzegłam, że czegoś się przestraszyła. - Jakiś ogier tu był? - powtórzyła. Zaskoczona jej nagłą zmianą, odparłam najspokojniej jak potrafiłam: - Tak... Był tu... I chciał, żebym z nim poszła. - Jak wyglądał? - spytała. Usiadła na krawędzi łóżka i zaczęła mi się uważnie przyglądać. Poczułam się dziwnie skrępowana. - Nie widziałam jego twarzy... Ale był dosyć potężnej postury. I miał pelerynę - powiedziałam. - Pelerynę? O cholerka... Dobra, słuchaj, wieśniaro. To będzie szybkie. Wstała i szybkim krokiem podeszła do okna. - Jestem czymś innym niż kucyk, ale w sumie coś z niego mam. Słyszałaś może o Changelingach? - Jesteś Changelingiem?! - wrzasnęłam. Yuri stuknęła się kopytkiem w czoło. - Oczywiście że nie, idiotko. Pytam się tylko, czy o nich słyszałaś. Jak widać tak. I bardzo dobrze. Słuchaj uważnie, bo tłumaczę tylko raz... ***** Wybierz kwestię, którą wypowie Yuri: a.) Żyję w stadzie. Ale nie takim, jak dzikie zwierzęta... Jesteśmy tak jakby rodziną. Każdy dba o przetrwanie innego. Całe nasze życie jest jedną wielką szkołą przetrwania... Ale tak już było od naszych narodzin. Nazywamy się Disaroowami. A wiesz jak to się stało, że w ogóle istniejemy? Hah... Pewne durne, uzdolnione jednorożce z Canterlot postanowiły wymyślić nowy czar. Niby nic okropnego... Miał polegać na tym, że wyrzucał on wszystkie wady z danego kucyka. Czynił go idealnym. Nawet największy głupiec wie o tym, że to niemożliwe... Oczywiście oni tego nie dostrzegali. Oddzielone złe cechy stworzyły zupełnie nowe stworzenie. Jak to się stało? Nie mam pojęcia... W każdym razie wady zostały w tych kucykach, mimo wszystko. Zaklęcie zostało użyte na dosyć sporej liczbie kucyków; każdy chciał być perfekcyjny... W związku z czym powstaliśmy my. Chcieli nas zabić, bo byliśmy czymś, co nie miało powstać. Uciekliśmy. Teraz też muszę uciekać... Zastanów się nad tym, co powiedziałam. Jeszcze się spotkamy, obiecuję ci to. b.) W dawnych czasach byliśmy zwykłymi zwierzętami, zamieszkującymi dzikie tereny. Dla nas liczyło się jedynie to, żeby się najeść i porządnie się wyspać... Byliśmy TYLKO zwierzętami, nie mającymi żadnych uczuć. Nie dostrzegaliśmy więc tego, że ktoś nas może obserwować. Byli to ci cholerni naukowcy. Zabicie ich nie wystarczyło. Ciągle przychodzili nowi... My mordowaliśmy ich, oni mordowali naszych. To było okropne. Przez te wszystkie wydarzenia obudził się w nas zupełnie nowy instynkt... Żądza krwi, jeszcze większa niż przedtem. Dodatkowo dzięki niektórym kucykom nasz umysł... no cóż, stał się o wiele bardziej przestronny. Już nie byliśmy zwierzętami, tylko zwykłymi mordercami. Tego potrzebowaliśmy, to sprawiało, że żyliśmy. Żywiliśmy się śmiercią. I do tej pory potrzebujemy czyjegoś bólu i smutku, by być w pełni sił... Jednak to było już dawno. Wydarzyło się wiele rzeczy, minęło wiele epok od tamtego czasu i teraz jesteśmy zupełnie inni. Nadal jednak mamy coś ze zwierzęcia. Chcemy się tego pozbyć za wszelką cenę. Chcemy... po prostu żyć normalnie, być zwykłymi kucykami. Niestety nadal nas szukają. Nadal chcą mordować, ponieważ uważają, że jesteśmy niebezpieczni dla otoczenia... Mało kucyków o nas wie, praktycznie tylko garstka. Teraz też muszę uciekać... Pewnie i tak nie zrozumiesz połowy z tego co ci powiedziałam. Obiecuję ci, że jeszcze się spotkamy. To nie koniec...
-
*myśli Soczka* Dave kręci z Lyriel... __________________________________ - Oczywiście, że nie z twojej winy - odparłem, lekko zaskoczony. Chyba była przygnębiona. Nie dziwiłem się. Po tym, co usłyszała od Riki... Chyba był czas na zamianę ról. Podniosłem się i podszedłem do Lyriel. - A z tobą wszystko w porządku? - spytałem.
-
Łania nie dawała jednak za wygraną... Tym razem ugryzła cię, i to naprawdę bardzo boleśnie. Dodatkowo prychnęła ci prosto w twarz. Wyraźnie chciała dać ci coś do zrozumienia... Nie wiedziałeś jednak co... Stała tak i patrzyła na ciebie, zła. W jej spojrzeniu było coś, co cię przerażało...
-
- Nie! - odparłem od razu i uśmiechnąłem się krzywo. - Po prostu... no, czuję się trochę ospały, głowa mnie boli i nie ma tu mojej gitary. Tyle. Taka ciepła klucha, wiesz o co chodzi - dodałem z westchnięciem i machnąłem przed sobą lekceważąco kopytem.
-
Przez chwilę przyglądałem się jej, a potem spuściłem głowę i odparłem krótko: - Tak sobie.
-
Znów wszedłem do środka. Nie miałem tam czego szukać. Istny chaos... Jak zwykle wszystko się nie układało. Powinienem już do tego przywyknąć. Przechadzałem się po wagonie, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Brakowało mi mojej gitary. Nie wiedziałem nawet gdzie ją zabrali. W końcu westchnąłem i usiadłem na końcu korytarza gdzieś w kącie. Zacząłem sobie cicho nucić, nie mając i tak nic lepszego do roboty...
-
Łania natychmiast podbiegła do ciebie. Stanęła pomiędzy tobą a drzwiami i rzuciła ci gniewne spojrzenie. Pierwszy raz widziałeś ją, gdy była zła... Prychnęła, a potem znów zaczęła popychać cię przed siebie. Zachowywała się dziwnie. Wyglądała tak, jakby gdzieś się spieszyła i ciągnęła cię za sobą. Nie wiedziałeś co o tym sądzić. Łania prowadziła cię coraz głębiej w las. Panował tam okropny mrok. Słyszałeś różne, dziwne dźwięki... Cofniesz się czy zaufasz łani?
-
Nic się nie wydarzyło. Klatka najzwyczajniej w świecie otworzyła się. Byłeś wolny. Mogłeś wreszcie rozprostować kości... Mimo wszystko nadal byłeś w zamknięciu. To jednak nie był koniec. Łania zaczęła cię prowadzić przez pomieszczenie, popędzając cię delikatnym szczypaniem w skrzydło. Szedłeś za nią uważając, żeby nie obudzić żadnego zwierzęcia. Obawiałeś się, że Królowa i inne Elfy mogą was usłyszeć... Na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Ku twojemu zdziwieniu, dotarliście do drzwi. Były to zwyczajne, proste drzwi z klamką. Nie miały żadnej kłódki ani łańcuchów. Łania, jak gdy nigdy nic, nacisnęła klamkę i... otworzyła je. Uchyliła je tylko na parę centymetrów, potem coraz szerzej, aż w końcu wyszła na zewnątrz. Znajdowaliście się s środku lasu na jakiejś polanie. Łania radośnie biegała po całej okolicy. Mogłeś przysiąc, że się uśmiecha... Po chwili wypchnęła cię z pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi. Patrzyła na ciebie, jakby w oczekiwaniu i z ciekawością...
-
Tunel okazał się dobrym rozwiązaniem. Bardzo szybko znalazłeś się w Górniczej Dolinie. Powoli robiło się ciemno. Wszędzie dookoła rozciągało się pustkowie. Gdzieniegdzie znajdowało się tylko większe skupisko drzew. Znajdowałeś się na niewielkim wzgórzu, więc ogarniałeś wzrokiem sporą część Doliny. W oddali dostrzegłeś ruiny zamku... Gdy schodziłeś, natknąłeś się na jednego lub dwa orki. Na szczęście udało ci się je ominąć. Schodziłeś dalej, obawiając się tego, co może cię spotkać. Ujrzałeś jakiegoś mężczyznę. Na pewno warto było go wypytać o różne rzeczy...
-
Pegaz spojrzał na Er. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po chwili odetchnął głęboko i zamknął oczy. - Duchu... - przemówił. Jego głos był potężny. Od niego samego emanowała ogromna moc. - Przyzywam cię i proszę o wypełnienie Wybrańców poczuciem więzi, aby mogli rosnąć w siłę jako twoje dzieci. Otworzył oczy. Tym razem jasno było widać, że wydaje się być czymś przygnębiony. Albo nawet smutny... - Natchnij ich prawdą i szczerością. Pomóż im kroczyć ścieżką, którą sam dla nich wybrałeś. Każdy z was czuł się... inaczej. Zupełnie tak, jakby coś ogrzewało wasze serca i jednocześnie unosiło je do góry. Czuliście się lekko, tak jakby wstąpiły w was nowe siły. I nagle wszystko ustało. Mimo wszystko nadal odczuwaliście żar, który pozostał po czarze ogiera. Było to bardzo przyjemne i niezwykłe uczucie. Ogier znów się odwrócił i ruszył przed siebie, jak gdyby nigdy nic...
-
Las nie wyróżniał się niczym od innych. Był bardzo zwyczajny. Drzewa, krzewy... wszystko było takie same. W pobliżu nie mogłeś znaleźć żadnego zwierzęcia. Jedynym źródłem pożywienia były leśne owoce. One jednak na pewno nie zabiłyby uczucia głodu. Szedłeś więc dalej, modląc się w duchu, że uda ci się spotkać jakąś zwierzynę. Cały czas towarzyszyła tobie cisza. Miałeś wrażenie, że jesteś tu zupełnie sam. Nagle dostrzegłeś coś w oddali - to był ogień. Bandyci? A może zwykli myśliwi? Oni na pewno mieli coś do jedzenia... Mogłeś pójść do nich, albo dalej błądzić po tym dziwnym lesie z nadzieją, że coś upolujesz.
-
Na pewno udawał, że śpi. Byłem ciekaw tego, co ukrywał. Mówił i zachowywał się dziwnie, zupełnie inaczej. To do niego niepodobne. Skoro tak mnie zlewał, to pewnie chciał zostać sam. Zresztą, ja też nie miałem ochoty siedzieć na dupie. Już mi się odechciało spać. Wyszedłem z przedziału i skierowałem się do wyjścia z wagonu. Chciałem wyjść na świeże powietrze i zorientować się, ile jeszcze będziemy stać w tym polu.
-
Patrzyłem na niego, dziwnie zaskoczony jego przemową. Kraina snów? Pewnie chodziło mu o to, że marzy... Milczałem, po raz kolejny zastanawiając się nad jego słowami. Dopiero po dłuższej chwili odezwałem się: - Ciężko odkryć ten świat.
-
Łania przyglądała się tobie przez cały czas. Woda na szczęście smakowała zwyczajnie... Albo trucizna miała tak smakować. To jednak nie było aż tak istotne, przynajmniej w tamtej chwili... Śmierć wszystko by rozwiązała. Skończyłby się ten cały chaos. Ale czy wtedy byłoby lepiej? Z rozmyślań po raz kolejny wyrwała cię łania. Wstała, a potem wskazała łbem na pewne miejsce na klatce. Dostrzegłeś zamek. Był on dosyć dziwnie zbudowany. Wyglądał jak jakiś przełącznik. Łania nacisnęła go nosem na samym dole. U góry pojawił się przycisk. Patrząc się na ciebie wyraźnie dawała ci znać, że musisz go nacisnąć... Wtedy klatka się otworzy.
-
Nie chciałem stać sam na korytarzu. Poszedłem więc za Cameronem. Wszedłem do przedziału i znów rzuciłem się na siedzenie. Spojrzałem na niego. Mówił o rozmowie z tą klaczą, która ci się podoba i posmutniał. Hm. Dziwne. W głowie zaczęło mi się rodzić wiele myśli, ale nie chciałem go o nic wypytywać. - Już sam nie wiem, która mi się podoba - mruknąłem. - Nie wiem, co się ze mną dzieje... Albo po prostu nie nadążam za światem. Znów zacząłem gapić się bezsensownie w okno, zastanawiając się ile jeszcze będziemy czekać i kiedy dojedziemy do Ponyville.
-
Westchnąłem i spojrzałem gdzieś w przestrzeń. - Kłóciły się o mnie? - powtórzyłem w zamyśleniu. - Wydaje mi się, że raczej nie. Chyba. Nie wiem. Milczałem przez chwilę, zastanawiając się nad słowami Camerona. - Ta o gołębiej maści traktuje mnie jak młodszego brata - mruknąłem. - Wątpię, żeby cokolwiek między nami było. Poza tym, nie chcę jej kochać tylko przez jedną noc - dodałem.
-
Spojrzałem na niego kpiąco. - Opanuj się - mruknąłem rozbawiony. - Sam nie wiem po co tyle szumu. Znam się z nimi dopiero od tych trzech dni i tak naprawdę nie wiem o nich za wiele - powiedziałem.
-
O dziwo coś się wydarzyło. To łania. Zauważyłeś, że poruszyła się niespokojnie, a potem uniosła głowę i spojrzała na ciebie. Chyba usłyszała, że już nie śpisz. Zbliżyła się do twojej klatki. Ku twojemu zaskoczeniu dostrzegłeś, że wskazuje głową na róg twojej klatki. Dopiero teraz zauważyłeś, że leżą tam dwie miski: jedna z wodą, a druga z pokruszonym chlebem. To zawsze coś...