Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. -Kelner, poprosiłbym o jakiś likier na wyjście - powiedział Kruk, wyciągając kilka złotych monet z "magicznego" mieszka, który zawsze posiadał w wnętrzu potrzebną ilość pieniędzy. - A także, jeśliby się dało, jakąś datę, której mógłbym oczekiwać.

  2. Wiking

     

    Mężczyzna rozejrzał się, nasłuchując. Na szczęście nie usłyszał w najbliższej okolicy żadnego ruchu. Nie znaczyło to, że w pobliżu nie ma potworów – ale jak na razie większość, z którą się spotkał, nie była mistrzami w skradaniu. Było ich słychać na długo, zanim ich ujrzał, jeśli tylko się postarał. A teraz starając się nie słyszał niczego.

    Nogą przytrzymał głowę trupa, wyrywając siekierę. Każda rzecz może być przydatna. Wyposażony w nowe narzędzie przetrwania zaczął wchodzić po schodach, chcąc wrócić na dach po plecak. Wolał szabrować mając gdzie zmagazynować  łupy.

  3. [Dżuma, trochę dziwne, by moja postać ot, tak sobie przystawała i później szła dalej w mieszkaniu. To nie wielka posiadłość... Zegar, ja chcę po prostu wyjść. A później Wiking będzie szukał plecaka, który został na dachu]

  4. Stanął przed dziewczyną, która nadal ściskała telefon, jakby ten mógł ją uratować przed tym co się dzieje. Uśmiechnął się gorzko. Podobne myśli miał na początku, jednak szybko one znikły, gdy już uciekł z tamtego miasta.

    -Wyjrzyj przez okno. Czy słyszysz wystrzały? Helikoptery? Może Zagłada przyszła do was z kilkudniowym opóźnieniem, ale teraz już trzeba walczyć o każdy kolejny dzień.

    Obejrzał ją jeszcze raz. Nie spodziewał się, żeby miała przetrwać. A w plecaku powoli zaczynał widzieć skrzynkę z narzędziami.

    Spróbował sięgnąć dłonią do kieszeni i wyjąć z niej pistolet, który przed chwilą tam schował. Nie potrafił jednak tego zrobić. Nie mógł zdobyć się na rozszabrowanie jej domu, wiedząc że ona żyje.

    Odsunął ją sobie z drogi i podszedł do drzwi.

    -Chcesz rady? Pozbieraj zapasy od sąsiadów i przygotuj się na bardzo długie oczekiwanie na swoją armię. Nie sądzę, byś jej doczekała.

  5. Wiking przeturlał się w uścisku z potworem. Poczuł szarpnięcie, gdy ten w coś uderzył. Szczęście w nieszczęściu, że to ścierwo ciągle było na dole - co upadek lądował na nim. Teraz tylko odturlał się trochę w bok, szybko wstał i sięgnął do tyłu. Wyjął stamtąd swój pistolet. Odbezpieczył go odruchowym ruchem palca i po krótkim przymierzeniu strzelił - kula wbiła się w czoło truposza. Na takim dystansie nie było mowy o nietrafieniu.

    Oklepał się po kieszeniach, sprawdzając co nadal ma przy sobie, jednocześnie oglądając pomieszczenie.

    Jasna dziewczyna o drżących rękach w zakrwawionej bluzie. Stała z otwartymi ustami i telefonem w dłoni, patrząc się jakby był jakimś cyrkowcem.

    Czemu tutaj było tak czysto? Na ziemi tylko kawałki szkła i odrobina ziemi, którą sam naniósł, a na meblach prawie nic kurzu.

    Musiał iść po plecak. To było najważniejsze. Jednak póki co na drodze stała dziewczyna. Zablokował pistolet i włożył go częściowo do kieszeni.

    -I tak telefony w większości już nie działają - poinformował ją, idąc w stronę drzwi. - Możesz mnie przepuścić? Muszę iść.

  6.  Marcus z niemałym trudem otworzył usta – całe jego ciało było stężałe. Serce waliło jak oszalałe, jednak płuca poruszały się z znacznym oporem. Wiedział, że Łowca musiał użyć jakiejś neurotoksyny. Szkoda, że nic się nie zmieniło przed momentem, w którym organizm zaczął walczyć o życie i na bieżąco naprawiać uszkodzone połączenia nerwowe. Przeżarta dłoń była najwyraźniej mniejszym zmartwieniem.

     Teraz jednak czekał na przyszłą walkę.  A był pewien, że taka będzie miała miejsce. Podniósł się na, póki co drżące pod jego własną masą, nogi, przy okazji oddalając od używającej swojej mocy na marne Akari. Toksyna musiała być silna. Silna, i do tego mocno żrąca.

     Kolejnej walki jeden z nich nie przetrwa. A jego później będą bardzo długo bolało wszystko – jak po wykorzystaniu pełni mocy. Bo kolejny raz nie zamierza przegrać i przeżyć. Jak drugi raz nie jest wystarczający, to nie mają sensu dalsze próby – to tylko liczenie na łut szczęścia. Drugie starcie jest najważniejsze – pokazuje, że zlekceważony w pierwszej walce nie jest osobą do lekceważenia.

     -Niedawno wyjechali.  – spojrzał na stół. To było śmieszne, jednak nadal stała tam porcja, którą miał zamiar „poczęstować” Łowcę.  – On ich dogoni. Kto idzie ze mną spróbować temu zaradzić?

  7.  Agi otworzył oczy i uwolnił umysł z szczelnej klatki , która miała uratować go od bólu towarzyszącego byciu ranionym.

     Nic się nie stało. Leżał bokiem na ziemi, ręką trzymając Agnieszkę, nie w lepszym stanie psychicznym niż on.  Tyle, nie więcej. Jakieś ręce były wyciągnięte w ich stronę. Wspierając się na nich wstał i zaraz pomógł dziewczynie, która powoli zaczynała szlochać.

     Gdyby lepiej się zastanowił zauważyłby, że przy takim rozwoju sytuacji nic jej nie groziło.

     -Żyjesz ? – zadał jej oczywiste pytanie. Gdy zauważył lekkie kiwnięcie usiadł na ziemi, głośno wzdychając. Koło niego panowała wrzawa, ale dla niego istniał tylko on i kawałek chodnika, na którym siedział.

     Powoli świat rzeczywisty przedzierał się do jego kokonu. Wpierw były to ciche szumy hen daleko, jednak z czasem zbliżał się coraz bardziej. W końcu powrócił.  Sytuacja powoli się normowała. W oddali słyszał sygnały, pewnie karetek i wozów policyjnych, Agnieszka razem z Akari wypłakiwały się wzajemnie w ramiona, reszta klasy podekscytowanymi głosami rozmawiała między sobą. Ktoś zauważył, że podniósł głowę z kolan i powoli chciał wstawać.

     -Stary, to było zajebiste – krzyknął ktoś. W tym momencie nie pamiętał niczyjego imienia. – Uskoczyć przed takim pociskiem. Chciałbym być taki szybki.

     -Kuźwa, dajcie mu odetchnąć – powiedział ktoś, odciągając go w tył. – Wszystko w porządku.

     -Gdyby nie to, że właśnie miała mnie przejechać mordercza opona, to tak – odwarknął, nie kontrolując co mówi.

     -Czyli ok. Zajebiście.

     -Michale! Trochę kultury – wysyczała z nieukrywaną wyniosłością nauczycielka. – Agi, dobrze się czujesz?

     -Tak, pani profesor – Chłopak nie potrafił stwierdzić co spowodowało lekki uśmiech na jej twarzy – jego stan czy odruchowo dodany tytuł, którego teoretycznie nie musiał używać.  – Zadzwoniłam już do twojego domu. Zaraz przyjedzie po ciebie mama.

     Policjanci zaparkowali w pobliżu i właśnie kierowali do niego swe kroki.

  8. Uznanie. Osoby, które przedstawię do statuy Uznania może nie zachwyciły zbyt wielu, nie wychodząc nawet z I etapu, ale należy się im szacunek:

    -Bosman, nawet jeśli skrytykowany przeze mnie w opinii o pojedynku, to jednak byłeś zdecydowany używać tylko kilku czarów. Jestem pewien, że kilka asów czaiło się w twoim rękawie - jednak byłeś zdecydowany je tam trzymać. Uznanie za zdecydowanie.

    -Szydło - honorowo uznał swoją przegraną z osobą, która przez ostatnie kilka postów lała całkowicie na to co pisał, robiąc co mu się żywnie podoba. Pogratulował swojemu przeciwnikowi zwycięstwa i uczciwie słuchał, że potrzebuje trochę się podszkolić. Uznanie za postawę.

    • +1 1
  9. Był skończony. Od kiedy zyskał moc żył tak, by jak najdłużej jego serce biło – znaczyło to ni mniej ni więcej tyle, że unikał sytuacji, w których ryzykował. Jeden jedyny raz nie udało się, jednak jedyny świadek użycia mocy zginął.
    Gdy wielkie potworki rzuciły się na Akari Marcus wyskoczył do przodu – jednak był zbyt daleko, by móc cokolwiek zrobić. Zamarł z wyciągniętą dłonią o dwa kroki od Pawulona. Gdy Łowca zapytał się o miejsce pobytu Treyny był gotów powiedzieć jej prawdę – czyli tyle, że jest na zakupach. Jednak porozumiewawcze mrugnięcie odwiodło go od tego. Co prawda nie miał pojęcia, co zamierzała zrobić Akari, ale zdecydował się grać, jak ona zagra.
    Atak Akari był dla niego zaskoczeniem. Spodziewał się, że wciśnie mu jakiś kit i będzie próbowała szczęścia później. Nie zmarnował jednak sytuacji. Łowca był szybszy od młodzika i zwykły człowiek nie mógłby zrobić nawet kroku w czasie jaki zajęło mu wstanie. Ale Marcus nie był zwykłym człowiekiem.
    Mijając się z Akari usłyszał jej syknięcie. Teraz jego umysł był jednak skupiony na czymś innym.
    Ciało Pawulona utrzymało się w ruchu dłużej, niżby chciał tego sam zainteresowany. Początkowo podnosił się sam, jednak gdy podniósł głowę Marcus już przy nim był. Złapał go za gardło w obecnie żelaznym uścisku swych dłoni i uniósł nad ziemię.
    Jednak nawet w takiej pozycji, przeciwnik nadal był niebezpieczny. Gdyby jego moc opierała się na manipulacji czymkolwiek nie zrobiłby tego, jednak ten miał obok swoich żołnierzy.
    Wolną rękę skierował, by kantem uderzyć w bok jego szyi, a następnie skierować i płaską zaatakować Pawulona w ucho..
    Nie ważne jakim potworem był Łowca, biologicznie nadal był człowiekiem. Atak na tętnicę szyjną, według źródeł medycznych, powodował szok nerwowy... który mógł odebrać mu tylko oddech, przytomność lub też życie. Cios w ucho był bezpieczniejszy, bo na trwałe uszkodzenie naraził tylko bębenki, które mogły pęknąć od powstałego ciśnienia - ale nawet jeśli przetrwają, Pawulon powinień zostać ogłuszony przez pozorny odgłos uderzenia.
  10. Następnym razem nic napiszę poprostu to zrobię.

    Bo jesteście tacy drażliwi.

    Czyli gdybym tego napisał i to zrobił to byłoby wszystko w porządku.

     

     

    1. W polskim masz takie coś jak podwójne zaprzeczenie - i pierwsze zdanie wyglądało by ok. over 9000 x lepiej, 

    2. Może to jest sposób? Ale radziłbym pytać się wcześniej Kapiego o zgodę - bo twoja postać to nie jest bóg i nie wiadomo co i jej zdolności są ograniczone.  A nie " Arceus, twoja postać oberwie bo moja magia jest OP i znajdzie cię nawet w 7 kręgu ciasteczkolandii "

  11. pisze z telefonu bo nie da się z komputera a powodem jest brak internetu

    ledwo zdałem z polskiego a na próbnej maturze z angielskiego miałem koło.50 procent błędów

    Nie, to tak nie działa. Jeśli nie umiesz pisać poprawnie to najwyższy czas się nauczyć, a nie używać miernego wyniku jako wymówki - on jest, by pokazać ci potrzebę poprawy! A jeśli Harmonia podchodzi pod regulamin PBF, to ty go łamiesz - i to już pierwszy punkt.

  12. Jak się chce, to da się. Sam bez patrzenia w telefon piszę krótkie wiadomości z interpunkcją. Dobra, to stara komórka z klawiszami, ale skoro bez patrzenia się. 

     

    skazany nie co poprawić bo nie wie za co został skazany więc co to zmienia.

    sprawiacie nieumiejętnym rozwiązywaniem problemów psujecie mi grę

    A ty psujesz nam grę swoją pisownią. Jak już napiszesz swój post spójrz na niego jeszcze raz i przepisz go ponownie, ale poprawnie. Ewentualnie polub się z jakimś komputerem.

     

    Czego oczekujemy? Poprawnego pisania, to jedno. Drugie - szanuj innych graczy. Twoja postać może uważać ich postacie za niegodne robaki, ale postacie nie reprezentują graczy - oni tylko nimi kierują zgodnie z założeniami z KP. A wszystkie "słabeusz Nick" dało się przeprowadzić kulturalniej, np. " osłabiony Nick ". Drobna zmiana a jak wpływa na odbiór autora!

    Te zmiany, jeśli tylko OKAŻESZ NAM TROCHĘ SZACUNKU I ZACZNIESZ PISAĆ ESTETYCZNIE na pewno nie będą dla ciebie trudne.

  13. Ciastko szedł znajomym sobie tunelem. Po raz kolejny mijał kolejne wyryte w krysztale runy, które emanowały mocą jeszcze silniej niż poprzednio. Zaczynał wyczuwać jednak pewne drobne fluktuacje w czarach chroniących integralność areny oraz widział drobinki kryształowego pyły, skrzące milionami barw na podłodze.

    Mag przystanął w połowie drogi między szatnią, która nie zmieniła się od czasu poprzedniego pojedynku a drzwiami, niknącymi w mroku. Kunszt inżynierów, a także ich zdolności matematyczne, był godny podziwu – takie uformowanie kryształu, by wojownik zawsze wchodził na arenę z cienia, było godne tytułu arcymistrza. Jednak teraz przez jego wzrok, który na razie był przesiąknięty do cna rozmaitymi czarami wzmacniającymi, były niczym na wyciągnięcie ręki. Ten stan rzeczy miał się jednak długo już nie otrzymać.

    Mag w podszedł do ściany tunelu i musnął ją palcem. Barbarzyńskim sposobem, używając tylko niepowstrzymalnej dla wyrytych w niej run ilości many, wyrównał ją na niewielkim fragmencie. Dotknął tak przygotowanej powierzchni jednym z pierścieni, które nosił na palcach. Przejrzał się w powstałym lustrze – chciał wyjść na arenę wyglądając tak dobrze jak to tylko było możliwe. Pierwszego wrażenia nie można zrobić drugi raz, a z pewnością niewielu widzów, którzy widzieli pierwszy ich pojedynek przyjdzie także na ten  – niedawny turniej swoje trwał i z pewnością wielu z nich miało już dość siedzenia na niewygodnych ławach.

    Przydałoby poprawić włosy. I czemu ten prochowiec tak źle leży? Mag westchnął i wydął policzki. Na razie mógł pozwolić sobie na taką dziecinność, nie martwiąc się o opinię widzów. Używając czystej many jako budulca stworzył myślami grzebień. Kilkoma ruchami przywrócił włosom pożądany wygląd. Nie było trudno – po prostu chciał, by spływały mu do tyłu równo po obu stronach głowy. Zdematerializował grzebień i kilkukrotnie wzruszył ramionami – chciał, by płaszcz razem z mieczem znalazły wspólny język. Udało się, jednak kamizelkę pokrytą runicznymi płytkami musiał poprawić sam. Bez zbytniej potrzeby schylił się, by poprawić sznurowanie wysokich butów. Były one jedyną rzeczą, która zmieniła się od poprzedniego razu, gdy szedł tym korytarzem – cotygodniowe mecze z innymi magami Absolutów wytarły je do stanu, w którym tylko doborowe towarzystwo dobrych kolegów i barman mogli je widzieć.

    IBM, czyń honory.

    Ciastko poczuł, jak wszystkie magiczne efekty jego ciała znikają. Naraz przestał zauważać wystające włókna płaszcza, rysy po rysowaniu na jelcu oraz króciutki włosek, który ostał się po goleniu.  Poczuł także, jak miecz zaczyna lekko ciążyć mu na ramieniu. Od kiedy pierwszy raz zadał nim śmierć znał jego wagę – jednak magia już wtedy wzmacniała jego ciało.  Nieczęsto czuł tą masę tak jak teraz, naturalnie... i teoretycznie normalnie.

    Przywrócił ścianie poprzednią formę i skierował się dalej.

    Ciastko stanął przed skrzydłami drzwi. Była to ostatnia przeszkoda przed wejściem na arenę. Poczuł coś. Jednak to nie było zwątpienie, jak ostatnio. Teraz czuł się rozdarty – czy powtórzyć sytuację z poprzedniego razu i zahaczyć o rzemień czy nie. Jednak ktoś wcześniej dokonał wyboru za niego. Coś zmodyfikowało prochowiec tak, że teraz nie mógł zahaczyć rzemieniem o sprzączkę.

    Pchnął skrzydła drzwi. Otworzyły się z cichym piskiem, właściwym dla długo nieużywanych drzwi, dobrze przedtem pielęgnowanych. Widać było, że ktoś tutaj stracił wiarę w walkę na tej arenie w przyszłości.

    Arena była jak stary znajomy. Jej twarz nie zmieniła się za bardzo, zachowując wszystkie wyróżniające się elementy takie, jakimi były wcześniej – jednak pojawiło się na niej kilka zmarszczek.

    Arena i spowodowane jej widokiem myśli o poprzednim turnieju wywołały nieświadomy ruch ręki – chciał dotknąć woreczka, który wcześniej wisiał na jego szyi. Pierścień powrócił do swego właściciela w jego wiecznym śnie. Czas swoje zmienił.

    -Boska sfera! – krzyknął mag. Poczuł, jak jego członki wzmacniają niewypowiedziane czary z głębin jego podświadomości. Zauważył na widowni kilka znajomych twarzy z świata Eamona, najszczerszych niedowiarków na początku, którzy stali się jego najwierniejszymi wyznawcami.

    -Zmara, długo ci to zajmie? Ja już jestem gotów! – krzyknął do nieobecnego jeszcze rywala.

    Uznał, że dalsze przygotowania byłyby niehonorowe względem przeciwnika. Nie miał takiej potrzeby i na pojedynku chyba było to w nie dobrym smaku.

  14. Marcus zaśmiał się, głośno i arogancko.

    -Ty mówisz nam o nieokrzesaniu? Ty, który nadajesz sobie Boskie imię? Dis aliter visum. Jestem tego pewien. Nawet wskoczenie przez zamknięte okno jest w lepszym guście niż to, co przed chwilą zrobiłeś.

    Wzdrygnął się, gdy starzec oblizał wargi. Zaczął czuć do niego obrzydzenie, jednak jeszcze świadomie nie poskładał elementów układanki.

    Marcus spojrzał na stół. Stało tam kilka porcji, które okazały się zbędne. Uśmiechnął się szelmowsko.

    -A jakby tego było mało, przerwałeś nam w posiłku. Ale my jesteśmy wychowani wiele lepiej od ciebie. Hospes hospiti sacer. A jako gospodarze mamy obowiązek dobrze cię ugościć - to mówiąc cały czas odchodził zza stołu. Gdy skończył, stanął przed stołkami. - Może byś sobie usiadł? - szczerząc zęby zapytał się, jednocześnie kopiąc w jego stronę stołek.

  15.  Agi właśnie rozmyślał nad odpowiedzią, gdy coś zwróciło jego uwagę. Jeszcze zanim usłyszał wystrzał śruby zauważył, jak koło odpada od ciężarówki i tocząc się na złamanie karku pędzi w ich stronę, przechylając się to ku jednej, to drugiej stronie na nierównościach bruku. Gdyby miał czas zastanowić się wiedziałby, że winne jest złe wyważenie opon, co przy jej prędkości nabierało naprawdę dużego znaczenia.
    Nigdy miał nie pomyśleć, że łańcuch, zawieszony w celu uniemożliwienia leniwym kierowcom parkowania bezpośrednio przed nowoczesnym gmachem teatru, mógł uratować mu życie. Ogłuszającego huku, gdy ogniwa pękały przez siłę pędzącej opony, nawet nie zarejestrował. Była tylko opona, on... i dziewczyna?

     Najbliżej była Agnieszka, której pierś kurczyła się przez wydychane powietrze. Agi przez ten czas zrobił coś całkowicie przeciwnego. Przed czymkolwiek więcej ustrzegło go skorzystanie z toalety bezpośrednio przed wyjściem z budynku.

     Nawet nie pomyślał co zrobił. To był wynik wielu podświadomych procesów myślowych, za których tempem nie nadążyłby nawet najszybszy komputer. Można było powiedzieć, że to co zrobił w tym momencie było z głębi jego serca. Kto wiedział, może naprawdę tak było?
     Rzucił się w bok, ręką zgarniając z sobą Agnieszkę.
     Nie pomyślał, że opona mogła podążyć za nim i dziewczyną prosto w największą grupę ludzi; prosto w jego kolegów i koleżanki. Zawsze niechętnie kierował się do środka grupy, jednak teraz jej środek wydawał się najbezpieczniejszy. Nie chodziło tu o to, że ciała tych wysuniętych do przodu mogły wyhamować koło.  W momencie, kiedy kontrolę nad jego ruchami przejął strach opona pędziła prosto w jego stronę – czyli nie kierowała się tam, gdzie byli jego rozmówcy, w których stronę był zwrócony. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że opona może znowu zmienić swój kierunek, na powrót kierując się w jego stronę. Cicha nawet przed jego świadomością prośba, by opona jechała prosto zawisła w jego głowie - bo jego skok tylko w takim wypadku miał rację bytu.

  16. -Po to, by takie sucze syny jak ty umarły w męczarniach! - warknął Marcus spod kupki cosiów.
    Zaczynał boleć go tors. Czuł, jak coraz większa siła próbowała wetrzeć go w podłogę - potworek, który przyczepił mu się do pleców, coraz bardziej rozpłaszczał się między nim a podłogą. Jednak nic mu to nie mogło zrobić.  Moc się obudziła.
    Potrząsnął ręką, a potworek upadł. Wiedział, co się stało - jego skóra zaczęła dorastać z wielką prędkością, złuszczając się na miejscach styku z klejem.
    Jego moc próbowała dawać mu możliwość wszędzie. On musiał zdobyć jednak wiedzę, by mogła ona znaleźć najlepszą opcję. A na odrobienie swojej pracy domowej miał dość czasu i wypełnił ją sumiennie.
    Wstał i oderwał stworka od swojej twarzy.
    -"Nec Hercules contra plures"? - zmienił ton na coś z pogranicza pogardy i zaciekawienia. -Tutaj to jednak nie zadziała.

  17. Marcus prychnął na ponowienie pytania. Takie małe coś, jak to przyklejające się do jego ręki, nie było zdolne go zabić. Zauważył jednak, że z jakiegoś powodu oblepiły Dastana. Nie minęło dużo czasu zanim usłyszał trzask łamanych kości.

    A starzec uśmiechał się niewinnie i przepraszał za maniery.

    -Ku*** mać, przepraszasz za maniery i łamiesz nam kumpla? On tylko siedział. Dawid, żyjesz? - krzyknął, podchodząc do kupki i próbując odrzucić potworki, chcąc używając tego przyczepionego do ręki jak narzędzia. - Chodźcie mi pomóc, trzeba mu pomóc - warknął do reszty, udając ignorowanie Łowcy.

    Tylko czekał na jego reakcję. Wiedział, że czym gorzej przeciwnik kontroluje nad sobą, tym groźniejszym się staje - ale dla siebie.

  18.  Ulicą płynęły już niewielkie strumyczki, niknąc w studzienkach przy chodnikach. Te parowały, oddając ciepło, którym Słońce zdążyło je obdarować przed zajściem, po ty, jak ciężkie i ciemne deszczowe chmury odeszły w dal. Przez to do zwykłego ulicznego aromatu dołączył także zapach samego asfaltu, nie połączony z gumą. Tylko w nieznacznym stopniu powietrze było czystsze niż zwykle.

     Ta czystość unosiła wargi Agiego od dzieciństwa. Jeszcze jako dzieciak cieszył swe płuca jego czystością. Teraz jednak, od kiedy ojciec kilka razy pojawił się, zabrać go do swoich rodziców na wakacje, powodował tylko uśmiech politowania. Nigdzie w Grecji nie miał w płucach tak brudnego powietrza, jak teraz. Nie było porównania.

     Ktoś szturchnął go w ramię, odrywając od oglądania ulicy i jeżdżących po niej samochodów.

     -Tefra, idziesz z nami do restauracji?  - zapytał się Mark, który wyglądał jakby się wyrwał z reklamy garniturów. Zaraz za nim stało kilka osób; gdyby zgodził się proporcje płciowe byłyby zachowane.

     Zgraja obłudników i barachła. Teraz w garniturach lub spódnicach i białych koszulach. Już teraz Agis wyróżniał się od nich, będąc w czarnej koszuli i ciemnych, prostych jeansach. A gdy z nimi pójdzie będzie się wyróżniał jeszcze bardziej. Jedynymi przeciwieństwami miało być to, że zdobywać alkohol mięli nie śliską gadką, a niedawno otrzymanymi dowodami pełnoletniości, a zaczną nie w pubie, a restauracji. Jednak nawet jeśli teraz stali dumni i wyprostowani przed teatrem, między sobą dyskutując o przedstawieniu, które już w scenariuszu było złe i nawet genialna gra aktorska nie mogła tego zmienić, za jakiś czas mięli być niczym kibic, który właśnie ich mijał, wyraźnie ucieszony z zwycięstwa swojego zespołu, za którą to wiktorię wypił już nie jedną kolejkę. A on musiałby ich odprowadzać, wcześniej odmawiając namowom.

     By jednak móc utrzymać jakiekolwiek kontakty z tymi ludźmi, którzy w momentach, gdy nie zaczynali myśleć stadnie wiele zyskiwali w jego oczach, musiał dać jakiekolwiek pozory. Zaczął siłować się z sznureczkiem od zegarka, który nie chciał opuścić kieszonki.

     -Wpół do jedenastej – powiedział Mark, który ostentacyjnie podciągnął rękawy by każdy mógł zobaczyć jego drogi zegarek. Teraz wyglądając jak model na wybiegu, po powrocie i śnie z pewnością ubierze dresy i flanelową koszulę, które to zawinięte Agis kilkukrotnie zauważył rzucone w kąt jego pokoju, gdy odwiedzał go, kiedy każdy spodziewał się kontaktu tylko za pośrednictwem sieci.

     -Wybaczcie – uśmiechnął się lekko, przepraszająco. – Jutro chcę iść na rano do szkoły.

     -Agi, no weź – wystękała, nieznacznie przeciągając, Agnieszka, niższa od niego o pół głowy dziewczyna, która nie wyróżniała się zbytnio urodą, jednak mogła swoimi piegami i rudymi włosami mogła zawrócić w głowie niejednemu mężczyźnie jeśli tylko się postarała przy lustrze, tak jak dzisiaj. – Jutro jesteśmy zwolnieni z lekcji, odrabia tylko kilka klas. 

  19. Killua od przyjścia nie był zbyt rozmowny. Siedział cicho nawet mimo bycia zapytanym przez Akari. Marcusowi zauważył to, ale na razie mu to nie przeszkadzało - póki mógł spokojnie jeść mu taka sytuacja odpowiadała.

    Jeszcze zanim świadomość zanotowała zapadający się sufit mężczyzna zamknął oczy i uniósł ręce, by choć minimalnie uchronić się przed obrażeniami i brudem. Jak na jego sytuację było to zbyteczne, jednak niektóre odruchy są zbyt głęboko zakodowane w umyśle, by choć myśleć o ich zmianie. 

    Marcus spojrzał na pokój. Pod dziurą w suficie, na kupce gruzu stał starszy już mężczyzna w pobrudzonych pyłem, przechodzących już w szary ubraniach. Zapytał się o Treynę i Marcus już chciał sam zadać pytanie. W tym jednak momencie jego umysł w takim stopniu przejęła jedna myśl, że umysł nawet wyobraził mu ją przed oczyma.

    "Co?"

    Marcus skierował rękę, by odtrącić jednego potworka z kursu kolizyjnego niedbałym ruchem. Jego celem było sprawdzenie jego reakcji oraz jaką konsystencję posiada to coś.

    -Ty sobie po nią pójdziesz a sufit to kto nam naprawi? - rzucił wszystko na jedną kartę - bezczelność.

  20. 1. Imię: Agi ( pierwotnie Agis, zmienił stając się pełnoletni ) Tefra

    2. Wiek [14-21]: 19

    3. Charakter: chaotyczny dobry (w specyficzny sposób), bardzo krytyczny.

    4: Wygląd: Nieznacznie wyrastający ponad tłum młody chłopak, o którym prędzej można powiedzieć przystojny niż brzydki – nie ładny, co jest ważne. W jego kanciastej twarzy, choć z racji na wiek jeszcze nie tak, jak może oglądać to w telewizji, widać męską siłę. Efekt zwiększają krótkie włosy. Nos i usta także pasują do „prostokątnej” prezencji.

    Reszta jego ciała wpasowuje się do wyglądu twarzy. Widać po jego posturze siłę, jednak jeszcze brakuje, by była ona argumentem samym w sobie. Ubiera się głównie w ciemne barwy, z pozostałych podoba mu się tylko ciemno-pomarańczowy. Na nogi tylko jeansy, proste i zwykłe. Jedyną jego ekstrawagancją odzieżową jest zegarek kieszonkowy. Jest on pamiątką od jego dziadka, po którym dostał także imię.

    5: Nierealne marzenie: Żyć w dobrym świecie

    6. Rodzina: Matka Nicefora Tefra, pani sukcesu, która przez lata zdołała stać się znanym i szanowanym w środowisku prawnikiem. Ojciec Hilary Tefra – po studiach medycznych przez pewien czas pracował w szpitalu. Od kiedy Agis był zdolny obyć się bez rodzica jakiś czas ( wcześniej razem z żoną tak ustalali grafiki, by jedno mogło być przy synu większość czasu ), zajął się swoim marzeniem – został lekarzem bez granic, co kilka miesięcy wracając na jakiś czas do domu. Babcia od strony matki Gorgonia – starsza pani, bardzo tradycyjna.

    7: Moc oparta o wyobraźnie: Wydarzenie - świat spełnia jego oczekiwania. Póki nie kłóci się z ich przekonaniami posiada wpływ na ludzi.

    8: Czego oczekujecie?:  Konsekwencji.

  21. Atlantis, twoja postać jest wykończona. W tym stanie ciężko o jedną, złożoną myśl. 90% twojego postu powinien stanowić ból, towarzyszący każdej najbardziej pierdółkowatej czynności. Nie na jej głowę jest zastanawianie się " co się do licha stało z golemem? ".

    Choć piszę to niechętnie, bo wróg to wróg.

  22. Marcus zaprzestał inwentaryzacji kuchni słysząc, jak ktoś o lekkim kroku wchodzi do kuchni. Odwrócił się i ujrzał Akari, z nieznacznie niezadowoloną miną. Czyżby trunek jej nie posmakował?

    -Mam minę jak zawsze - powstrzymał się od uwagi, że ciągle ktoś umiera. 

    Wyjął z szafki sok i zamknął ją. Z suszarki zdjął parę szklanek i wrócił do pokoju zjeść. W szafkach było trochę ryżu, oleju oraz puszkowanych produktów - mógł jakiś czas gotować wegetariańskie dania.

    Zasiadł do stołu i zabrał się za jedzenie, póki ryba była w idealnej dla niego temperaturze. Pamiętał propozycję Krasusa, jednak wolał samemu później wyjść i zrobić zakupy. 

  23. Marcus oddał Akari butelkę i sam wypił swoją odrobinkę. Zapiekło w gardło na dwa różne sposoby, robiąc w ustach piekło. Właśnie dlatego tak wiele osób lubiło ostre rzeczy. Ból, którego nie powodowało uszkodzenie ciała. 

    -Trochę - odpowiedział na pytanie dziewczyny.

    Krasus wstał i zapytał się, czy ktoś chce iść z nim do sklepu. Wyszedł do kuchni i zaczął przeszukiwać ją, sprawdzając dokładnie czy są w niej składniki na kolejny posiłek.

×
×
  • Utwórz nowe...