Skocz do zawartości

Mordecz

Brony
  • Zawartość

    372
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Mordecz

  1. I jeszcze kilka tysięcy pytań, stwierdzeń, tudzież wykrzyknień i pretensji. - oryginał

    I jeszcze kilka tysięcy pytań, stwierdzeń oraz wykrzyknień i pretensji. - zamiennik

    I jeszcze kilka tysięcy pytań, stwierdzeń i wykrzyknień, i pretensji. - zamiennik

    I jeszcze kilka tysięcy pytań, stwierdzeń, a także wykrzyknień i pretensji. - zamiennik

     

    To samo znaczenie. Każda z wymienionych czynności ma tę samą wartość w zdaniu. "Tudzież" pełni identyczną funkcję co "i", "oraz" - oddziela zdania współrzędnie złożone. Nawet pokrętny styl Madeleine nie jest wytłumaczeniem popełnionego błędu.

     

    Pozdrawiam

    • +1 1
  2.  

    Dlaczego nie? Często nie są, ale czasem są. Rygor nie zawsze jest czymś złym. Jednych zatyka, innych motywuje. Co z ogromem osób, którzy TRUDNIĄ SIĘ zawodowo pisarstwem, malarstwem, jakąkolwiek inną dziedziną sztuki? Oni muszą coś stworzyć, bo deadline. Bo nie będą mieli co włożyć do ust. Czy to automatycznie oznacza, że przestają czerpać z tego przyjemność?

     

     

    Na to pytanie musisz sobie sama odpowiedzieć. Z racji na różne miejsca pracy spotykałem ludzi z pasją i bez pasji. Wszyscy byli do jednego zgodni - to z czasem mija. Nawet jeśli kochasz to, co robisz i nie zamieniłbyś tego za nic innego w świecie, zawsze przychodzi moment, że nie ma czegoś takiego jak przyjemność. Musi być zrobione i koniec. Nikt cię nie spyta, czy to ci się podobało. Tylko jest mały szczegół - otóż każda z tych osób zdecydowała się realizować swoje życie poprzez machinalne powtarzanie jednej czynności. Nie sądzisz, że przeciętny broniak-pisarz mający niespełna 17 lat będzie kierował swoje życie pod pręgierzem odgórnie przyjętego obowiązku? Do tego trzeba mieć kręgosłup, a większość w tym wieku jeszcze go nie ma.

     

     

    Pewnie, że nie. W sumie zwykle jest tak, że słabsze opowiadania mają ich znacznie, znacznie więcej, co jest... smutne.

     

    Przyjdzie albo i nie przyjdzie. Sam piszesz, że na forum mało jest przypadków, by opowiadanie pozostawało bez komentarza, stąd wniosek, że dzieła "niedobre" również znajdują odbiorców.

     

    Ale jeśli dla tego twórcy to faktycznie jest sukces, to dlaczego mu tę dumę zabierać? Niech się cieszy - mnie to nie przeszkadza. Niech myśli, że jest dobry - jeśli do tej pory nikt mu nie uświadomił, że jest inaczej, w końcu ktoś to zrobi i albo weźmie to do siebie, albo nie. Zresztą, w świetle tego, co napisałam wcześniej, ciężko jest mówić jednoznacznie o wartościach (sam podałeś przykład "Księgi Śmiechu", która została przez różnych ludzi odebrana w różny sposób). Nie wszyscy publikują ze szlachetnych pobudek, ale to nie znaczy, że trzeba ich zaraz powystrzelać.

     

     

    Dzisiaj możemy ocenić jedynie stan faktyczny. Mamy opowiadania dobre i słabe. O dobrym i słabym warsztacie. O przesłaniu i jego braku. O wielu i niewielu komentarzach. Tutaj możemy tworzyć tysiące kryteriów, ale może skupmy się na najważniejszych - na stopniu oddziaływania społeczności oraz użyteczności publicznej - niemierzalnych w żadnym stopniu wartości. Nie przeczę, że tematy kontrowersyjne są potrzebne grupie ludzi w celu odnajdywania i rozbudowywania grupowej świadomości (Miłość wszystko przezwycięży, czy jakiś tak to szło), ale powtarzanie jednego i tego samego tematu nie prowadzi do konstruktywnych wniosków. Opowiadanie słabe albo kontrowersyjne spotka się z gronem ludzi chcącymi przedstawić własny punkt widzenia. W ten sposób namnożą się komentarze nie o opowiadaniu, a o dygresjach. Opowiadanie dobre albo dziwne (np. trudne do jednoznacznej interpretacji) nie spotka się z odbiorcami, ponieważ nie możemy na nic zwrócić błędów, o rozmowie z autorem nawet nie myśląc.

     

    A jeśli dla tego twórcy to faktycznie sukces... cóż, nazwałbym to porażką społeczności, która dała się wciągnąć w głupią pułapkę zastawioną przez niezbyt świadomego swojego postępowania autora. "Sukcesem" nie można nazwać zamknięcie tematu na kilka miesięcy jak to było w przypadku "Anioła z Ponyville". Sądzę, że nikt nie chciałby przechodzić przez to, czego musiał doświadczyć autor wspomnianego opowiadania.

     

     

    Można pisać dużo i żarliwie i wcale się nie doskonalić. A odbiorca pomaga w budowaniu poczucia własnej wartości. Czy nie jest tak, że początkujący będzie brał każdą uwagę krytyczną do siebie, a taki, co ma już za sobą setki opinii, wyłuska z nich te, które naprawdę pomogą mu się rozwinąć?

     

     

    Nie o tym mówię. Najpierw trzeba coś napisać, a potem można oczekiwać na komentarze. Odbiorca, podobnie jak każdy inny, może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Początkujący musi być świadom tego, żeby nie wierzyć w to, co mówią inni. Ma swoje doświadczenia konfliktować z doświadczeniami innych, by nie stać się czyjąś kalką.

     

     

    A teraz jesteś Ty. Idziesz drogą i widzisz - książka. Patrzysz, o - 200 komentarzy! Czytasz pierwszą dwusetkę, a potem bierzesz się za powieść.
    Czy podczas lektury nie będziesz podświadomie odnosił się do tego, co przeczytałeś? Czy nie będziesz zwracał uwagi na wszelkie niedoskonałości? Czy nie przemknie Ci przez głowę, że "tylu ludzi nie może się mylić"?

     

     

    Hehe. Może. I to bardzo. Podchodząc do opowiadania, nie czytam niczyich opinii. Nie zastanawiam się nad referencjami. Po prostu czytam. Mnie nie interesuje zdanie innych, ponieważ to grono osób wielokrotnie mi pokazało, że nie spełnia moich predyspozycji. Opowiadania "dobre" albo "wybitne" traktuję jako te najgorsze - i przeważnie mam rację. Opowiadania wybitne w fandomie są opowiadaniami kontrowersyjnymi. Tylko i wyłącznie. My Little Dashie - pierwsze opowiadanie o człowieku i kucu. Hit społeczności zajmujący jedną z najniższych pozycji w moim zestawieniu. Rainbow Factory oraz Cupcakes - pierwsze opowiadania gatunku Gore. Hit społeczności zajmujący kolejne najniższe pozycje w zestawieniu. Past Sins - pierwsze opowiadanie o tematyce wskrzeszenia Nightmare Moon. Hit społeczności i podobne zestawienie. Upheaval - pierwsze opowiadanie o Equestrii Złej i Equestrii Dobrej. Hit społeczności, chociaż uważam je za słabe. Opowiadania amatorskie tak mają - są po prostu amatorskie. Przyciągają kontrowersją, a nie faktyczną zawartością. To tyle. Dobrze, już dobrze. Przeginam w drugą stronę. Są też dobre, niekontrowersyjne opowiadania, które mi się podobają i mają wysoką notę od społeczności. Po prostu próbuję zwrócić uwagę na pewien aspekt.

     

    Podobna sytuacja ma miejsce w książkach profesjonalnych. Ja na ten przykład nie jestem w stanie zdzierżyć Kinga albo Eriksona, ale są Stugaccy albo Poe, których wypociny uważam za fenomenalne. Nie martw się, jest parę pozycji fandomowych, które wysoko sobie cenię, acz zazwyczaj nie spotkały się z zachwytem publiczności.

     

    Szukam fragmentu komentarza lub tekstu, w którym napisałam, że "trucie autorowi nie jest wskazane". Przecież właśnie owo "wypominanie" umieściłam na tej magicznej sposobów liście - to oznacza, że jestem jak najbardziej za tym, by ktoś autorowi biadolił, bo to go często motywuje do pracy. I wcale nie napisałam o "konieczności" egzystowania komentarzy (bo ich zostawianie po sobie jest czynnością dobrowolną), tylko o tym, że bez nich trudniej się pisze. Mam wrażenie, że nadinterpretujesz moje słowa.

     

    Docere, delectare, movere? ^^

     

     

    Począwszy od "Technika nr 1 - Truciciel". Gdyby się wczytać w ten tekst, to rzeczywiście całość zaczyna przypominać o sposobach na zachęcenie autora do kontynuacji. Ujmę to tak - dygresji jest tak dużo, a artykuł jest tak niefortunnie zbudowany, że wstęp trwa tyle samo co rozwinięcie, a samo niezarysowane podsumowanie jest niewidoczne. Kiedy już doszedłem do wymieniania technik, zacząłem patrzeć na Truciciela jako określenie pejoratywne. Jeśli jest pejoratywne, to musisz być przeciwna takim rozwiązaniom. To głównie doprowadziło do niesnasek w artykule. Porzucane opowiadania to temat-rzeka, a rozprawce formatu kartki A4 nie sposób zwrócić uwagi na wszystkie jego aspekty. Po lekturze doszedłem do wniosku, że za dużo rzeczy próbowałaś poruszyć, nie wyczerpując ani jednego tematu.

     

     

    W artykule użyłam "tudzież" w znaczenie "i". Ktoś musiał przypadkiem wstawić tam przecinek.

     

     

    Trzeba pogonić korektora.

     

    Pozdrawiam

  3. Jestem po trzech rozdziałach, a więc pozostaje mi już tylko jeden (dun-dun-dun).

     

    Zaznaczyłem, co miałem zaznaczyć. Zwrócę uwagę na twoją dziwną manierę opisywania przedmiotów. (pierwsza cecha) (druga cecha) (przedmiot) (trzecia cecha). Nie dość, że nie możemy mówić o poprawności językowej, to jeszcze doprowadzasz do karykaturalnych sytuacji jak chociażby wino wyszywane szafirami. Nie próbuj przedstawiać na siłę kolejnych cech charakterystycznych materiałów, jeśli nie ma ku temu potrzeby. Czasem wystarczy jeden symbol. Poza tym pamiętaj, że jeśli przechodzisz z (cech) do (przedmiotu), to pamiętaj o tworzeniu związków wyrazowych.

     

    Widziała karego ogiera, o liliowej grzywie. - Rozumiane jest jako "Widziała karego ogiera i liliową grzywę".

     

    Tak się buduje zdania w rodzimym języku, aby najpierw wyraźnie wyznaczyć przestrzeń opisową (realizowana przy pomocy m.in. przymiotników), a potem konkretnym pokazaniu przedmiotu opisywanego. W celu wzbogacenia opisów możesz posłużyć się imiesłowami przymiotnikowymi.

     

    Podejmę się szerszego podsumowania dopiero po lekturze szesnastego rozdziału (albo i kolejnych, zobaczymy, kiedy to będzie).

     

    Pozdrawiam

     

     

    • +1 1
  4.  

    Z jednej strony się zgadzam, ale z drugiej - gdyby zawsze było tak, jak mówisz - nie istnieliby ludzie spełnieni zawodowo, bo przecież "nie można czerpać przyjemności z tego, co czyni się pod rygorem". Poza tym jestem zdania, że coś takiego jak wena sensu stricto nie istnieje - pracując nad dziełem systematycznie, można "wyrobić sobie" odruch "przełączania się" na pisanie. Zresztą, czy artykułowe "codziennie" musi oznaczać "codziennie"? Może być co tydzień albo raz w miesiącu. Wsio rawno. Zależy od autora.

     

     

    Mylimy pojęcia. Za pisanie w fandomie, poprawianie opowiadania,  promowanie albo przetłumaczenie na inny język nikt ci nie zapłaci. W porównaniu do innych gałęzi fandomu (muzyka, obrazki) tutaj wszystko jest non-profit, bo nie ma innej możliwości. Co innego praca w wydawnictwie, ale nie poruszamy akurat tego tematu. Jeśli artykułowe "codziennie" nie oznacza właśnie tego, to cały akapit jest wyłącznie pustym przekazem. Co w życiu współczesnym znaczy "codziennie"? To ekwiwalent rutyny i przymusu. Z przymusu chodzimy do pracy (bo za coś trzeba wyżyć), przymusowo chodzimy do szkoły (bo rodzice każą) i równie przymusowo płacimy podatki (bo państwo tego wymaga). Rutyną jest zjedzenie tego samego śniadania każdego poranka. Rutyną jest wrócenie do domu i sprawdzenie wiadomości na portalach społecznościowych. To nie są rzeczy pozytywne. Można co prawda doszukiwać się w nich zalet, ale mały procent ludzi dostrzega piękno w codzienności.

     

     

    Ponadto nie bierzesz pod uwagę jednej rzeczy - chociaż jakość jest najważniejsza, to czynnikiem, który dobrze przyciąga kolejnych czytelników, jest ilość komentarzy pod tekstem. Wielu jest takich, którzy nie lubią komentować jako pierwsi. Po prostu, tak mają. Kilka opinii innych, nawet takich o zerowym poziomie merytorycznym, może ich do tego zachęcić.

     

     

    Przecież ja nigdzie nie napisałam, że ludzie mają OBOWIĄZEK komentować. Napisałam tylko, że autorowi pisze się lepiej, łatwiej i przyjemniej, kiedy jego teksty nie trafiają w próżnię. Jeśli jako komentujący nie masz nic do powiedzenia, to nic nie mów - kto Ci każe? Ale jeśli masz, to mógłbyś zostawić komentarz - znak dla autora, że to, co stworzył, było warte reakcji. To jest już chyba stała praktyka, że ludzie czytają, ale nie komentują, bo "nie potrafią", "boją się", "nie chce im się". Czy jest w tym coś złego? Absolutnie nie. Nie chcą, nie robią, już. W ten sposób jednak autor może szybko się zniechęcić.

     

    Problem w tym, że najpierw piszesz, że "wypominanie oraz naleganie do napisania kolejnego rozdziału" jest nie wskazane, a parę akapitów później czytamy o konieczności egzystencji jakichkolwiek komentarzy. Miernikiem dobrego opowiadania nie jest i nigdy nie będzie sucha dana statystyczna w postaci ilości komentarzy. Dobra historia to taka zapadająca w pamięć, skłaniająca do refleksji oraz pozytywnie absorbująca czas. Człowiek po skończonej lekturze potrafi do pięciu dni przeżywać losy występujących weń bohaterów, Co jeśli wielu przeczytało, ale nikt nie komentuje publicznie? Co jeśli wielu się spodobało, ale mało kto pogratulował autorowi dobrze wykonanej roboty?

     

    Dobrze, a teraz wskaż mi różnicę znaczeniową między "dobrą intencją" a "dobrą intencją" (punkt 1 i 4). W pierwszej kolejności "dobra intencja" w postaci przypomnienia o opowiadaniu jest niedobra, a następnie "dobra intencja" w postaci napisania jakiegokolwiek komentarza jest dobra. Tego nie rozumiem.

     

     

    Możesz tak sobie powtarzać, możesz powtarzać to każdemu, kogo spotkasz - ale co twórca jest wart bez odbiorcy? Jakikolwiek twórca? Na co komu most, skoro nikt za jego pomocą nie dostanie się na drugi brzeg? Droga, skoro nikt nie będzie po niej jeździł? Budynek, w którym nikt nie zamieszka? A wracając do samej twórczości artystycznej - skąd taki pisarz / grafik / twórca animacji ma wiedzieć, czy to, co robi, jest merytoryczne, dobre, złe, fantastyczne, beznadziejne, słabe, smutne, wesołe, warte oklasków, warte obrzucania jajami, skoro nie ma odzewu? Jeśli ktoś publikuje tekst na ogólnodostępnym forum, zawsze robi to po to, by ktoś to przeczytał. W przeciwnym razie rozsądniejszym rozwiązaniem byłoby raczej założenie pamiętnika, nie sądzisz?

     

     

    A ty możesz wmawiać sobie i każdemu napotkanemu na ulicy, że twórca musi mieć odbiorcę i tylko dzięki niemu jest twórcą. Nie napisałem o ważności posiadania osoby oczekującej każdego twojego słowa. To jest niepodważalne. Nie zrozumiałaś prawdziwego sensu tego komentarza. "Wielkość" fandomowego pisarza zależy tylko od rozmiarów okolicy. Kto uczyni twórcy większą krzywdę - poklaskujący fani kiepskiego opowiadania czy osoby, które udowodnią pisarzowi, że pisze źle? Co jeśli nie spotka się z konstruktywną opinią i zacznie uważać się za "dobrego" pisarza? W naszym fandomie było parę takich przypadków, gdzie dobrze przyjęte opowiadanie u jednej grupy zostało publicznie potępione przez drugą (poczytaj komentarze Księgi Śmiechu na MLPPolska i FGE, zrozumiesz różnice). Wtedy o wartości autora mówi grupa odbiorcza, a nie jego teksty. W tym fandomie są tylko pojedyncze przypadki opowiadań pozbawionych komentarza. To wyjątki potwierdzające regułę, że zawsze znajdziesz odbiorcę.

     

    Przyjęło się najniższą linię oporu typu "napiszę sobie cokolwiek i może ludzie poczytają. Jak jeszcze wrzucę umyślnie parę błędów, to ktoś pseudointeligenty je poprawi i opowiadanie będzie popularne. Dorzućmy do tego wątek kontrowersyjny, aby ludzie mogli rzucić się sobie do gardeł. To będzie dobry fik". Efekt? Wiele komentarzy - sukces. Kontemplacja na temat błędów - sukces. Kłótnia ideologiczna - sukces. Patrząc na to twoimi kategoriami, autor takiego opowiadania z miejsca zasługuje na nagrodę Nike. Na co mi schody, na których mogę tylko zęby wybić?

     

    Autor ma przede wszystkim dążyć do samodoskonalenia w swej dziedzinie. Ma wykształcić styl i poprawność językową. Jeśli będzie dobry, to odbiorca sam do niego przyjdzie. Może nie przyjdzie wielu, ale za to tacy, którzy z obopólną przyjemnością będą chcieli dyskutować na temat napisanej historii. Ma pisać dla siebie, ponieważ najpierw musi odpowiedzieć przed własnym sumieniem. Opowiadanie reprezentuje jego nazwisko i vice versa. Musi być pewien swojej wartości podczas publikacji opowiadania, któremu poświęcił wiele czasu. Najpierw musi wykształcić poczucie własnej wartości, a później dopiero przekonać swoim autorytetem innych ludzi. W jaki sposób ma się samodoskonalić? Pisząc. I tutaj odbiorca nie ma już takiego znaczenia.

     

     

    "Napiszmy coś jest nietrafionym pomysłem" - to w takim razie, co jest substytutem albo chociaż erzacem? Przecież wena pochodzi od bodźców i tylko od nas zależy, jak zostanie ukształtowana. Tak dla przypomnienia - nasza wyobraźnia jest wypadkową wszystkich subiektywnych doznań z otoczenia. Nie zdarzyło ci się kiedykolwiek napisać czegoś w nagłym przypływie? Przecież ten fandom stanowi pole do szlifowania stylu, a robi się na zasadzie prób i błędów, pisaniu kolejnych opowiadań, eksperymentowania oraz stworzenia czegoś przyjemnego zarówno dla mnie, jak i odbiorcy. Co złego jest w próbie opisania czynności, którą mieliśmy już w piętnastu innych wydaniach? Pójdźmy dalej - po co pisać o kucykach, skoro już jedno takie opowiadanie powstało?

     

     

     

    Nie zgadzam się z tym. Każdy pisze na swój sposób - to, że Ty zaczynasz, jak Bóg przykazał, od początku, nie znaczy, że wszyscy tak robią. Osobiście znam osobę, która twierdzi, że jeśli ominie kłopotliwy fragment i będzie pisać dalej, to posypie jej się fabuła, ale znam też takie, które piszą fragmenty w dowolnej kolejności i potem je ładnie łączą. Zresztą, co jest złego w wymyśleniu świetnego zakończeniu i "podpięciu" do niego historii i wszystkich pozostałych elementów? Przecież to jest dokładnie taki sam proces, jak w pisaniu "od początku", tylko że na odwrót - zwykle jest pomysł na jakąś historię, może bohaterów, którzy coś tam robią i potem wymyślamy ich dalsze losy aż do zakończenia, a w drugim przypadku zakończenie już mamy i dobieramy postaci i okoliczności. Chyba nikt rozsądny nie będzie na siłę pchał akcji do przodu tylko po to, by jak najszybciej ukazać światu piękno zakończenia... Ja napisałam tylko, że posiadanie uformowanego zakończenia jest motywacją do dokończenia całości dzieła.

     

     

    To aluzja do punktu 2. Piszesz, żeby nie tworzyć wtórnych opowiadań o tej samej tematyce. Twilight uczy się zaklęcia - takie oryginalne. Twilight otrzymuje list od poddanej - takie oryginalne. Pojawia się nowe niebezpieczeństwo i trzeba je pokonać - takie oryginalne. Możemy "takich oryginanych" pomysłów tworzyć na pęczki i zawsze dojdziemy do identycznej konkluzji - nie ma oryginalności. Jeśli nie ma oryginalności, to trzeba poszukać innego wymiernego punktu odniesienia. Otóż pomysł to tylko zalążek. O sukcesie zależy sposób jego realizacji. Jeśli Twilight uczy się zaklęcia, to może otrzyma "coś". A czymże jest to "coś"? Co może sobą reprezentować? Umiejętność analizy zjawiska oraz odpowiednie jego opisanie świadczy o zdolnościach autora, który potrafi stworzyć "coś" z niczego.

     

    Drugi cytat niech posłuży jako uzupełnienie. Otóż znowu spotykamy się z analogią dotyczącą wartości pewnym elementów. Jaka jest różnica między "dobrą intencją" a "dobrą intencją"? Dlaczego jedna "dobra intencja" polegająca na realizacji koncepcji poprzez wymyślania zakończenia jest niedobra, za to druga "dobra intencja" polegająca na realizacji zakończenia poprzez wymyślanie założeń koncepcyjnych jest dobra? Tego nie rozumiem.

     

    ***

     

    Co do jednego jesteśmy zgodni - każdy ma swój sposób na pisanie opowiadań i kształtowanie warsztatu. Ja jestem tylko starym trepem pozbawionym wykształcenia, więc mnie zapewne do swoich racji nie przekonasz, pewnie nawet nie zamierzasz, bo nie taki jest cel tego artykułu. Na sam koniec spróbuj mi odpowiedzieć na proste pytanie - o czym właściwie jest ten artykuł? Czego powinienem się spodziewać po jego lekturze?

     

    Pozdrawiam

     

    (PS. Przed "tudzież" nie stawiamy przecinka. "Tudzież" jest synonimem "i")

     
  5. Wypadałoby ponarzekać. Wziąłem sobie materiał dotyczący porzuconych opowiadań. Cóż, poza bezcelowymi dygresjami zajmującymi trzecią część tekstu i zbitkiem niezbyt przekonujących argumentów tylko jedno zdanie zdołałem wziąć na poważnie - robić notatki. Co prawda znalazłbym jeszcze parę innych trafnych stwierdzeń, acz całokształt zawartości merytorycznej połączony ze zbyt dyletanckim podejściem do omawianego zagadnienia uczynił z tekstu nieudaną próbę stworzenia poradnika o rozwijaniu podejścia do samodoskonalenia w dziedzinie pisarstwa. Mój główny zarzut - brak adresacji do inteligencji odbiorcy. Praktycznie cały tekst poświęcony jest podrzucaniem propozycji pozbawionych wiarygodnej argumentacji.

     

    "Pisz jedno zdanie dziennie - po roku będziesz miał 365 zdań do napisania mniej!" jest jawnym szkalowaniem drugiego człowieka. Czyniąc z przyjemności rygor, zabijasz ducha pisania. Doprowadzisz co najwyżej do sytuacji, że tego dnia trzeba odwalić swoje, a potem zająć się bardziej atrakcyjną aktywnością spędzania wolnego czasu. To błąd. Piszesz o życiu, kolokwiach i zającach, podczas gdy tą tezą czynisz z hobby kolokwium - zaliczyć je trzeba; nie ma innego wyjścia.

     

    "Skomentuj jakkolwiek opowiadanie, niech sobie autor wmawia, że ci na nim zależy" bywa jeszcze gorzej odbierane. Oczywiście, fajnie jest spotkać się z rozbudowanym komentarzem, może nawet konstruktywnym, ale nie oczekujmy nie wiadomo czego. "Fajne opowiadanie!" oraz "Niefajne opowiadanie!" niesie identyczną zawartość merytoryczną - zero. Początkującego pisarza powinno się uczyć, że ma pracować dla siebie, a nie dla innych - w przeciwnym razie nie osiągnie niczego poza rozczarowaniem. Kogo prościej uświadomić - szarą masę czy jednostkę twórczą?

     

    "Napiszmy coś jest nietrafionym pomysłem" - to w takim razie, co jest substytutem albo chociaż erzacem? Przecież wena pochodzi od bodźców i tylko od nas zależy, jak zostanie ukształtowana. Tak dla przypomnienia - nasza wyobraźnia jest wypadkową wszystkich subiektywnych doznań z otoczenia. Nie zdarzyło ci się kiedykolwiek napisać czegoś w nagłym przypływie? Przecież ten fandom stanowi pole do szlifowania stylu, a robi się na zasadzie prób i błędów, pisaniu kolejnych opowiadań, eksperymentowania oraz stworzenia czegoś przyjemnego zarówno dla mnie, jak i odbiorcy. Co złego jest w próbie opisania czynności, którą mieliśmy już w piętnastu innych wydaniach? Pójdźmy dalej - po co pisać o kucykach, skoro już jedno takie opowiadanie powstało?

     

    "Skomentuj jakkolwiek opowiadanie, niech autor widzi, że ci na nim zależy" - wersja alternatywna - też zła i niedobra, bo nie można wyrazić zainteresowania opowiadaniem, które nam się spodobało i chcielibyśmy kontynuować podróż po kolejnych stronicach. Zdecyduj się w końcu, czy ten odbiorca powinien napisać cokolwiek pod tym nieszczęsnym opowiadaniem. Stosując się do tych reguł opinia kalibru "Fajne opowiadanie. Kiedy następny rozdział?" powinno być karane szubienicą.

     

    "Mam zakończenie. Teraz dorobić do tego teorię" jest jednym z gorszych rozwiązań na realizację. Skoro masz zakończenie, to po co je dalej pisać? W konkluzji wyraźnie sugerujesz, że istnieje ryzyko zaprzestania prac nad kontynuowaniem opowiadania z racji na wcześniej wygenerowane miałkie zakończenie. Zaczynanie od końca prowadzi tylko do siłowania z samym sobą, aby tylko przepchnąć na siłę część bohaterów pozbawionych charakteru. Niech odwalą swoje, zginą, a resztę zwieńczymy słowem "Koniec".

     

    Gdybym na zakończenie napisał z pełną premedytacją "Nie udało się, może następnym razem mnie przekonasz" byłoby równie bezduszne, jak co poniektóre postawione w artykule tezy. Brakuje mi konkretnego podsumowania, konkretnych argumentów i jasnego przekazu. Zabawa w spekulacje jest niewartą czasu fuszerką, zwłaszcza w artykule, który potencjalnie ma w sobie jakieś przesłanie.

     

    Pozdrawiam

    • +1 2
  6. W Wordzie i GoogleDocs wcięcia robimy tabulatorem. Inny writehack dotyczący wyłapywania podwójnych spacji - ctrl+f -> 2xspacja. Wtedy edytor pokaże ci wszystkie zamieszczone podwójne spacje w tekście.

     

    Po dwóch kolejnych rozdziałach dotarłem do Nnoitry i... ummm... czułem się tak, jakby przepadł mi gdzieś rozdział, ponieważ nagle powstała potężna przepaść w dostawie informacji. Pojawiło się wielu nowych bohaterów, niektórzy z nich mieli nawet jakąś historie oraz plany na przyszłość. Problem pojawił się, kiedy próbowałem zrozumieć, o co chodzi. Potem nagle wyskakuje smok imieniem Hualong... Cóż, i tu mamy braki we wprowadzeniu niektórych elementów. Momentami odnosiłem wrażenie, że streszczasz historię, zamiast ją opowiadać - to się głównie tyczy fragmentu ze szlachetnym kucem, a później jego snem z wycieńczenia.

     

    (...)

     -Jeszcze jedno, co zrobiliście z ciałami moich towarzyszy?

     -Zostały spalone- mruknął Spell.

    Słysząc to paladyn poszedł na skraj obozowiska. Chciał być sam ze swym bólem. Nie wykonał misji, powiódł podwładnych na śmierć, a na dodatek sam jakimś cudem żył. Nawet gdyby jakimś cudem wrócił samotnie do Mooncastle, to Jego Wysokość zapewne skróciłby go o głowę. Sir Nnoitra zapłakał nad swoim cholernym losem. Nie zauważył nawet, kiedy zmorzył go sen.

     

    To stylistycznie najgorszy fragment dwunastego rozdziału. Najgorszy, bo okrutnie ociekający sztampą. Nie mam nic przeciwko załamaniom nerwowym pod wpływem bardzo negatywnego impulsu, lecz i to trzeba opisać. Krótkimi ledwo związanymi ze sobą zdaniami nie przekonałaś mnie do uwierzenia w bolączkę sir Nnoitry. Jak tak dłużej na niego patrzę, to przypomina mi sławetny ekwiwalent - Wstało czerwone słońce; tej nocy przelano mnóstwo krwi. Zabieg kolorystyczny jest zamierzony. Usiłuję pokazać, że ten kawałek jest równie słaby, co przytoczony spoiler.

     

    Pozdrawiam

    • +1 1
  7. Jak dla mnie niekoniecznie podchodzące pod random, może graniczące, acz nie wychylające się za bardzo. Pochwalić można, że nie jest to próba jawnego epatowania głupoty, acz zgrabnie napisany tekst, co może utrudnia dostrzeżenie abstrakcji. Każdy ma swoją definicję randomu, podobnie jak innych odłamów groteski. Nie zmienia to faktu, że jest to tekst o niczym, ponieważ nie ma ani odpowiedniej puenty nadającej formy żartu, ani konkluzji wynikającej z gotowanej zupy na bazie "Zioła Szczęścia". Szafowanie hasłami podprogowymi nie czyni tekstu śmieszniejszym.

     

    (czo ten Mordecz, tylko narzekać potrafi. A kto umarł, ten nie żyje!)

     

    Pozdrawiam

    • +1 2
  8. To opowiadanie jest zbyt stateczne na random. Rzucanie na ślepo pojęciami nie czyni opowiadania "losowym", a "nielogicznym", a takiegoż tagu nie stosujemy. Scenka zwyczajowa dobra jak każda inna, przypomina trochę klimatyczny wstęp żywcem wyrwany z szerszego kontekstu, co sprawia, że mamy do czynienia z tekstem "o niczym". To chyba wszystko, niczego więcej powiedzieć nie mogę.

     

    Ocena: dwa letnie parasole/rafa koralowa.

     

    Pozdrawiam

     

    EDIT: Już sobie przypomniałem, za co miałem cię jeszcze opierdzielić - nagminnie stosowałeś formę "zarówno (...), jak i (...)", co doprowadziło do paru powtórzeń. Przy tak krótkim tekście już najwygodniej to ograniczyć do liczby pojedynczej albo przynajmniej nie wciskać tego co akapit.

  9. No to jedziemy:
     
    Najlepszy Wielorozdziałowiec: Czas i Harmonia, Nieznany7x7
    Najlepszy Oneshot: Piękne Serce (o ile można to nazwać One-Shotem), Dziu
    Najlepsze tłumaczenie: Crisis:Equestria, aTOM
    Najlepsze opowiadanie komediowe: Najbardziej Sztampowy Fanfik na Świecie, psoras
    Najlepsze opowiadanie z tagiem [slice of Life] [Life*]: Trzy Strony Medalu, Pillster
    Najlepsza fabuła: Efekt Motylka, Huskykaski
    Najlepsze opisy (styl i jakość): Blast, Applejuice
    Najlepiej stworzona postać niekanoniczna (należy podać fanfik w którym ta postać występuje): Night Shadow, Cień Nocy, Cahan
    Najlepiej oddana postać kanoniczna (należy podać fanfik w którym ta postać występuje): Twilight, Po prostu mi zaufaj, klimuk777
    Najlepsze tłumaczenie nieukończone: Crisis:Equestria, aTOM
    Najlepsze opowiadanie nieukończone: Blast, Applejuice
     
    (to samo poszło na FGE)
     
    Pozdrawiam
     
    EDIT: Zmiana pozycji 2,4,11 i 12
  10. Chłopaki jak poćwiczą, to się wyrobią z obróbką dźwięku. Wystarczy, żeby głos prezenterów był porównywalny w głośności z resztą przedstawienia i nawet niedoskonałości mikrofonu można przeżyć. Nie chcę was deprymować, ale 27 minut produkcji cotygodniowej jest koszmarny wysiłkiem dla jednej czy dwóch osób. W zupełności wystarczyłoby 10-15 minut, ponieważ więcej przeciętny odbiorca "nie zdzierży". Teraz przesłuchałem/obejrzałem całość, ponieważ ten czas poświęciłem na pisaniu komentarza. W innych warunkach nie miałbym, aż tyle cierpliwości do dotrwania do końca.

     

    Może mała propozycja ode mnie - możecie przy każdym klipie dodać podpis: autor/nazwa kanału, tytuł filmu albo utworu w celu lepszego wyszukania ich w wyszukiwarce albo opisie. Chyba, że wam się strasznie nudzi, to możecie jeszcze dodać adnotacje z bezpośrednimi odnośnikami (człowiek może się pogubić, przeglądając opis, którego co gorsza nie widać na tym forum, a was czasami trudno zrozumieć).

     

    Czasem czułem się... zagubiony w tym zalewie informacji i jednolitym prezentowaniu. Nie myśleliście nad podziałem tematycznym wieści i podsyłanych materiałów?

     

    Podsumowując pomysł, jak dla mnie, trafiony i aprobowany. Macie chęci, produkujcie kolejne odcinki. Widząc taki temat, zostałem pozytywnie zaskoczony! :D Pracujcie nad tym dalej!

     

    Pozdrawiam

  11. Trochę wstyd się przyznawać, ale zrobiłem drobną aktualizację po paru miesiącach. Zmiany obejmują głównie wymianę pojedynczych słów oraz kosmetykę - zmiana czcionki na Arial powinna poprawić czytelność kosztem widoczności tekstów napisanych kursywą. Tym samym przybyło kilka stron, pomimo pozostawienia niezmiennej ilości słów. Ponadto zastąpiłem tag [sad] bardziej mu odpowiadającym. Atmosfera panująca w opowiadaniu jest bardziej mroczna niż przyprawiająca o łzy. Ponadto poprawiłem treść na MLPFicion - teraz będzie wygodniej przeczytać cały tekst (co ciekawe wyraźnie zachowany kontrast kursywy do zwykłego tekstu polepszył jego czytelność).

     

    Dziękuję za oddanie głosów w ankiecie. Wygląda na to, że umyślnie strzeliłem sobie w stopę, zostawiając otwartą furtkę. W wolnych chwilach piszę ciąg dalszy przygód kilku bohaterów poznanych w "Szkatule", ale z racji na bardzo powolny przerób (powstaje do pięciu stron tygodniowo) nie zamierzam za szybko publikować dotychczasowych rezultatów. Mogę jedynie zdradzić, że bliżej przyjrzymy się Joyfulowi, Trixie oraz Rarity. Patrząc na dotychczasową rozpiskę całość ma... dużo rozdziałów, ale myślę, że jest to zabawa warta świeczki. Dotychczas napisałem 55 stron, ale publikację zacznę dopiero, gdy będę miał gotowe conajmniej 80% całości w celu zachowania cotygodniowej regularności. To też ma swoją wadę z racji na mój bardzo czasochłonny proces twórczy, tak więc wszystkie znaki na niebie mówią, że nowy temat powstanie dopiero pod koniec roku.

     

    Mimo wszystko cieszycie się?

     

    Pozdrawiam

    • +1 1
  12. Twojego kunsztu pisarskiego nie oceniam - każdy ma własne preferencje i tego się trzymam. Próbuję wskazać uwagę na niektóre rzeczy, które prędzej czy później by ciebie dotknęły. Inni robią to samo co ja, z tymże forsują lepsze bądź gorsze rozwiązania. Nigdy wszystkim nie dogodzisz, ponieważ jest to niewykonalne... i dlatego takie wspaniałe. Poszukiwanie złotego środka to wg mnie najlepszy sposób na wyrobienie własne, niepowtarzalnego stylu. Póki co musisz pisać, formułować własne myśli, uczyć się na błędach i rozwijać swój warsztat. Pal licho moje opinie, pal licho podejście innych. Skończ to pisać, pogratuluj dobrze wykonanej roboty i idź dalej (to pewnie dlatego nigdy nie dostałem nominacji do [Epica] xD). Ponieważ własną Szkatułę napisałem dwa razy, to od razu ci powiem, że to drugie podejście będzie o wiele bardziej bolesne i nużące :P Szykuj się, bo to nie będzie łatwe zadanie. Prawdziwe powody, dla których postanowiłem "reaktywować" tamten fik, to wywód na kilka stron A4, więc nie ma sensu cię nimi zadręczać. Odradzam trzeciego podejścia - nie ma sensu rozgrzebywać w nieskończoność tego samego tekstu. Ci co mieli przeczytać, już to zrobili. Pozostali przeżyją bez lektury Cienia Nocy.

     

    Wracając raz jeszcze do świąt - bardzo możliwe, że taki zabieg jest prawdopodobny i wytłumaczenie też do mnie przemawia, acz wydaje się nazbyt niebezpieczne. Co by nie powiedzieć - piszesz kucykową fantastykę. Czasami trudno jest stwierdzić, co jest kanoniczne, co jest niekanoniczne, co jest zapatrzone z innych książek, a co jest jawnym wciskaniem kitu. Osobiście unikałbym metodyki zawartej u Sapkowskiego, zwłaszcza że miewasz braki z tymi opisami. Część z nich mogłabyś rozwinąć właśnie w oparciu o takie święta okolicznościowe.

     

    Hmmm... ciągłe narzekania, powiadasz? Tak naprawdę to ja sobie za kredo przyjąłem wieczne narzekanie na fanfiki. Oczywiście próbuję również dzielić się własnymi propozycjami przy okazji... z różnym skutkiem. W poprzednich wypowiedziach dałem ci malutki pokaz możliwości, jaki niesie ze sobą rozwleczenie pewnej czynności. Patrząc na te dwa fragmenty, powiedz mi, która Night Shadow wygląda na bardziej rozbudowaną? Poza tym nie przejmuj się - na moje też ludzie narzekają, więc nie jesteś osamotniona ;)

     

    Skoro nam się tak wesoło rozmawia, to jeszcze poruszę kwestię wstydu. Otóż nie masz czego się wstydzić. Powinnaś być dumna z tego, że podjęłaś się tak niewdzięcznej roboty, jaką jest pisarstwo oraz recenzowanie, a pomimo upływu roku czasu wciąż masz zapał i chęci do kontynuowania swojego dzieła. To się chwali! Ludzie miewają ważniejsze powody do wstydu.

     

    A teraz na podsumowanie - to jest dobre opowiadanie. Pomimo swoich defektów, braków oraz paru zgryzów, poprowadziłaś ciekawą i interesującą historię. Może i zbereźny humor do mnie nie przemawia, ale ta uwaga nie umniejsza temu, że masz pomysły oraz możliwości do stworzenia dobrego fika. Już po tych ośmiu najgorszych rozdziałach pokazałaś, że potrafisz pisać. Poza tym czepiam się tak naprawdę pierdół kręcących się wokół głównego wątku, a nie skreślam z miejsca przedstawionych bohaterów ani relacji między nimi. Jeszcze nie raz mnie pozytywnie zaskoczysz, to tylko kwestia czasu ;)

     

    Pozdrawiam

    • +1 1
  13. To jest właśnie "bolączka" pisarza - stworzyć tekst, który podejdzie każdemu. Niestety nie możesz myśleć, że piszesz do siebie. Z jednej strony musisz się rozwodzić na tematy tobie nudne(bo wcześniej już je poznałaś i opanowałaś), z drugiej - umiejętność przedstawienia naukowych terminów w prosty sposób świadczy o twojej wiedzy i mądrości. Wyszktałcony człowiek to ten, który potrafi zdobyte informacje przekazać innym osobom w oczywisty sposób (to akurat nie ~Mordecz Coehlo, ale przepisany na ślepo cytat Einsteina).

     

    Najważniejsze też aby nie przegiąć z tłumaczeniem w drugą stronę. Skoro jeszcze matura przed tobą, to jeszcze nie poznałaś na własnej skórze, jak wygląda nauka na studiach (przynajmniej na technicznych). Możesz swoim tekstem zachęcić do sięgnięcia do innych źródeł o podobnej tematyce. Inną metodą jest pokazanie efektów występujących (albo mogących występować) w praktyce np. jaka roślinność rośnie na tych nieszczęsnych glebach bielicowych przez pryzmat wyobrażeń uciekającej 10-letniej Shad. Nikt nie musi wiedzieć, że oparłaś swój opis przyrody o termin geologiczny. Dla ciebie może to być punkt podparcia do stworzenia okolicznej flory.

     

    (nie cierpię opierać się na własnych przykładach) W Szkatule zastosowałem troszkę inną taktykę. Ponieważ udowodniłaś mi, że terminy "końskie" nie są Tobie obce, to pewnie znasz chorobę nieparzystokopytnych nazywaną zołzą. Termin mieszczący się w trzech zdaniach rozciągnąłem na półtora rozdziału, aby dobrze oddać jego charakter, sposób walki z nim, realne problemy oraz zachowania mieszkańców, pracowników kolei, listonoszy i administracji. Jedna głupia choroba wystarczyła mi do stworzenia opisu na kilkadziesiąt stron. Czy to zrobiłem dobrze czy źle to już oceni sam czytelnik, ale ja potrzebowałem mocnego akcentu opisującego aktualne życie w dotkniętym epidemią miasteczku. U ciebie takim mocnym akcentem mogą być przygotowania do konfliktu zbrojnego albo mniej patetyczne święta rolnicze.

     

    A propos świąt... Ty to wiesz, Shad to wie, ale ja tego nie wiem. Moje ubogie zasoby wiedzy z zakresu kulturoznastwa nie pozwoliły mi wyobrazić sobie, że one faktycznie istnieją. Na szczęście mamy forum, gdzie czytelnik może porozmawiać sobie z autorem. Teraz wyobraź sobie, że wydajesz książkę, książka w niezmienionej formie zostaje przetłumaczona na grecki. W Grecji znajduje się osoba, która ma podobne problemy poznawcze. Na jej nieszczęście nie ma możliwości porozumienia się z autorką. Może uznać, że opowiadanie ma w sobie dziury i zrazi się do niego z powodu występowania takiej pierdoły przez co wypadasz mniej wiarygodnie.

     

     

     

    Mordecz, Hoffman, uwielbiam was :D

     

    Owszem, tamte fragmenty są nadal do poprawy, a co do naukowych określeń i archaizmów... Wybacz, dla mnie ich znaczenie jest tak oczywiste, że po prostu nie przyszło mi do łba, że dla kogoś innego może nie być.

     

     

    No właśnie... Wielbić nas będziesz dopiero wtedy, gdy nasze porady i sugestie przyniosą wymierne korzyści :P Przepraszać również nie masz za co. Otrzymujesz po prostu paczkę spostrzeżeń, które tylko ty wiesz, w jaki sposób winno zostać wykorzystane.

     

    Pozdrawiam

    • +1 1
  14. Nie będziesz miała ze mną lekkiego życia. Co prawda mam powolny przerób rozdziałów, ale to raczej nam nie przeszkadza (jeny, dopiero przebrnąłem przez osiem rozdziałów D:)... Tym razem skupię się na paru drobnostkach.

     

    Musisz kontrolować swoje zapędy w stosowaniu archaizmów i naukowych terminów. Nie ma nic złego w egzotycznych nazwacg, zwłaszcza podczas dialogów, ale zawsze takie słowa utrudniają odbiór, a stylistyka staje się przez to bardziej zagmatwana. Dobrze jest poszukać bardziej pospolitych określeń albo wyjaśnić kilka z nich (głównie w oczy rzucił mi się "fenotyp", ale jeszcze kilka takich cięższych kąsków wpadło). Właśnie! To też może odnosić się do gleb bielicowych. Na wyobraźnię czytelnika bardziej podziała opisanie roślinności występującej na glebach bielicowych niż samo rzucenie geologicznym terminem. Nie musimy wiedzieć, co dokładnie ma pod kopytem Shad. Jeśli ktoś będzie na tyle szalony, żeby doszukać się takich informacji na podstawie opisu, to wtedy możesz się ucieszyć, że kogoś zainspirowałaś do "poszukiwania prawdy" :D

     

    Nie zapominaj, że piszesz opowiadanie pełniące funkcję informacyjną - przedstawiasz własne wyobrażenie o świecie, a więc musisz pamiętać o tym, że po drugiej stronie monitora znajduje się czytelnik-czysta karta. Co prawda pisanie w oparciu o MLP ułatwia nam parę rzeczy, ale to nie usprawiedliwia niektórych zabiegów. Rzucasz hasłami Lammas, Samhain, Beltaine bez próby wyjaśnienia któregokolwiek z nich. Wzmianka o tym, że Lammas jest dniem radosnym, dla rolników ważniejszym nawet od Beltaine niczego nie tłumaczy. To wciąż żonglowanie terminami abstrakcyjnymi. Brakuje mi szerszego wyjaśnienia zwyczajów nacji, która ma stanowić tło do obecnych wydarzeń.

     

    Początek ósmego rozdziału. Piszesz, że minęło pięć lat. Przez pięć lat w samym RPP zmieniło się to, że ukradziona zbroja zaczęła pasować na Shad, no i mogę wspomnieć też o odejściu kucharki. Tylko tyle. To nieco zbyt mało, zwłaszcza że przez tyle czasu świat mógł przewrócić się do góry nogami. (mówię o samym RPP. Zapewne Królestwo Zmian, Equestria i inne ziemie nieco się zmieniło).

     

    Na koniec zostawiłem sobie scenę z poszukiwaniami w lesie. Niech będzie, pójdźmy na łatwiznę i opiszmy to tylko z perspektywy Shad. Nie skracajmy wszystkiego do jednego akapitu, nosz do kroćset!

     

    W lesie było ciemno i wilgotno. Night wołała przyjaciółkę i nasłuchiwała, ale nikt nie odpowiadał, nawet echo. W końcu zrezygnowana, zmęczona alikorn usiadła pod jakąś sosną. Była zła na siebie, że nie pilnowała Tail. To właśnie wściekłość zmusiła ją do wstania i dalszych poszukiwań. Choć sukienka darła się i niszczyła od przedzierania się przez krzaki, choć gałęzie drapały ją po twarzy, to nie poddawała się.

     

    zamienić na:

     

    Późna pora połączona z przejedzeniem i zmęczeniem dawała się wszystkim poszukującym we znaki.

    Wielogodzinny rajd przez ciemny i wilgotny las okazał się dla Night bardzo wyczerpujący. Wołała za przyjaciółką, używała zaklęć poprawiających percepcję/widzenie w ciemnościach, słuchała okolicznej głuszy, ale spośród odgłosów natury połączonych z nawoływaniami pozostałych poszukiwaczy nie potrafiła odnaleźć głosu należącego do Orange Tail. Obiecałam, że ją przypilnuję - narzekała Shad. Krążyła między gęstwinami, zaglądała do ponurych jaskiń. Musiała to robić bardzo ostrożnie - obudzenie albo wypłoszenie jakiegoś agresywnego zwierzęcia zamieszkującego w okolicy mogłoby skończyć się źle dla niej, innych poszukującej albo samej poszukiwanej. Przez chwilę zaczęła się martwić nad tym, czy Orange Tail nie padła ofiarą jakiegoś drapieżnika. Co prawda nie znała dokładnie fauny lasu okalającego/po tej stronie Maretown. Pomimo upływu lat wciąż pamiętała o wilkokucu/lykantropie z Nightforest. A co jeśli Orange Tail zaatakowała mantykora, timberwolf albo równie nieprzyjazne stworzenie?

     

    - Nie, nie mogę o tym myśleć! - krzyknęła do siebie głosem lekko spanikowanym.

     

    Usiadła pod sosną zrezygnowana. Poszukiwania zmierzały do nikąd. Spojrzała na swoją poszarpaną sukienkę od swojej przyjaciółki. Przedzierając się przez krzaki, nie zwracała uwagi na jej stan. Brudny, zaniedbany... może zupełnie jak Orange Tail. Shad próbowała powiązać swoje przeżycia z Nightforest, ze zniszczonym ubraniem i stanem zaginionej. Wygląda brzydko, haniebnie. Jeśli teraz wróci z pustymi kopytami, to co powie Randomowi? Mogłaby się zapaść pod ziemię. Pewnie podobnie myśli Orange - chce zniknąć wszystkim z oczu, wcisnąć się gdzieś, gdzie nikt za nią nie spojrzy. Wiedziałam, że zadurzenie z tym bucem źle się skończy, mamrotała pod nosem. Sama uciekała, ponieważ nie mogłam znieść życia z góry skazanego na niewolę. Orange padła ofiarą zadurzenia. Coś je łączyło - ucieczka przed kompromitacją zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem.

     

    - Może nie powinnam jej odnajdywać? - pomyślała na głos Shad. - Mną przecież nikt się nie interesował. Uciekłam, przeżyłam i mam teraz nowe, znaczne lepsze życie. Czemu nie zaoferować tego Orange? Zbiegłam, mając niespełna dziesięć lat. Byłam wtedy głupia, ale zaradna. Orange ma osiemnaście i jest jeszcze głupsza... Do kobylej nędzy, przecież to moja przyjaciółka! Nie wybaczyłabym sobie, gdybym teraz miała się poddać! - warknęła na siebie, kończąc monolog przygryzaniem języka.

     

    Spróbowała jeszcze raz. Uspokoiła myśli, przegnała złe wspomnienia, porzuciła na bok domysły. Wyciągnęła uszy, przymknęła oczy. Przeczytała niegdyś w książce o medytacji, żeby stać się jednością z otaczającą naturą. Co prawda robiła to z umiarem - perspektywa bycia drzewem, rodzenia elfów czy produkowania tęczy czyniła z poważnej sytuacji tragikomedię.

     

    Coś jest! Cichy szloch i to całkiem blisko! (resztę sobie dopowiesz :v Poza tym fragment skrobany na szybko, tak więc ma kilka błędów, więc nie karćcie mnie za nie ;_; )

     

    I tak w co drugim fragmencie :crazytwi:  Oczywiście musiałabyś to napisać po swojemu, ale wydaje mi się, że dzięki takim sytuacjom mogłabyś znacznie lepiej oddać charakter oraz umiejętności poszczególnych bohaterów, w tym przypadku Night Shadow. To taka luźna sugestia, żeby zamiast słów i biadolenia przejść do czynów, zaczerpnąć informacji z poprzednich rozdziałów i w ten sposób upiększać całe opowiadanie.

     

    (czo ten Mordecz... Dziewczyna wyraźnie się stara, tworzy zgrabnie wplecione side-story, a ten jeszcze narzeka. Bezwstydnik jeden D:)

     

    Pozdrawiam

    • +1 1
  15. Hmmm... Cóż, mam nie lada zgryz :D Zanim przejdę do podsumowania naszych błądzeń, przytoczę jeszcze parę fragmentów, tym razem własnych:

     

    - Och, witam! Jestem Pinkie Pie i właśnie przyszłam sprawdzić, kto postanowił odwiedzić nasze Ponyville. Widziałam wielu oczekujących, ale ty wyglądałeś tak samotnie, więc postanowiłam… - Nieskrępowany monolog ciągnął się bez końca. Szybko nazwałem ją „różową zmorą”, ponieważ uzmysłowiła, że prawdziwy koszmar dopiero się rozpoczyna.

    - Wi…

    - Och, jak to dobrze, że nie jesteś niemową! Wiesz, raz miałam do czynienia z takim jednym i było bardzo zabawnie, kiedy dowiedziałam się… - Próba przerwania nieustającego trajkotu połączonego z kręceniem się na wszystkie strony spaliła na panewce. Zabrałem głos dopiero po paru minutach, kiedy to Pinkie Pie łapała głębszy oddech:

    - Czy mogłabyś mi powiedzieć, gdzie znajdę…

    - Och, ależ oczywiście, że cię oprowadzę po calusieeeńskim Ponyville! – wrzasnęła co sił, po czym spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. W tym momencie byłem przekonany, że gdzieś tam, w głębi tego różowego, rozczochranego serca, gnieździ się obłęd. – Gdzieś chcesz się wybrać? Nic nie mów… O, wiem! Pokażę ci ratusz i farmę jabłek, i pola marchwi, i butik, i siłownię, i…

    - Biblioteka, wystarczy jedynie biblioteka. - Dłuższa rozmowa z różową zmorą nie miała sensu. Odnosiłem wrażenie, że wszelkie słowa do niej kierowane prędzej czy później nikną. Po odsłuchaniu kilkuminutowej piosenki „na cześć poznania nowego przyjaciela” ruszyliśmy w obchód po całym Ponyville.

    ~Szkatuła, rozdział 1

     

    - Tutaj nasze drogi się rozchodzą - oznajmił szary ogier, który do tej pory dotrzymywał towarzystwa. - Wróćcie kiedyś. Hollow Shades potrafi zaskakiwać za każdym razem.

    - Bardzo dziękujemy za pomoc - powiedziała za wszystkich matka Floata. Tata zajmował się w tym czasie załadunkiem, zaś malec wpatrywał się w towarzysza jak w obrazek. Dawne lęki odeszły w niepamięć, ustępując pozytywnym uczociom.

    - A ja... A ja chciałem... - zaczął nieśmiale. Szary jednorożec uklęknął przy nim i potarł jego podróbek. Ten wyciągnął przyjemnie głowę, jakby nabrał przy tym więcej pewności siebie. Doskonale wiedział, czego teraz potrzebuje. W końcu zdołał wykrzesać: - Jak masz na imię?

    - No tak, całkiem zapomniałem! - Puknął się w czoło wyraźnie zaskoczony pytaniem. - Nazywam się Brisk Whiz.

    ~Śpiew Kryształów, rozdział 1

     

    Po pauzach (myślnikach) wielką literą napisałem czynności towarzyszące mówionej kwestii, zaś sam sposób artykułowania zamieszczałem z małej. Teksty mają jakieś pół roku różnicy, ale zasadę stosuję tę samą. W Szkatule, zwłaszcza w przytoczonym fragmencie, Mamy relacje głównego bohatera przekładane z kwestiami Pinkie. Można sobie wyobrazić, że ona wciąż mówi w trakcie rozmyślań drugiego kucyka.

     

    - Dziękuję za pomoc. – Odparłem zaraz po tym, jak mnie wypuściła, upewniając się zawczasu, że Pinkie tu nie powróci. Krawcowa spojrzała z politowaniem i uśmiechnęła podejrzliwie. Chcąc nie chcąc, streściłem całą sytuację, jaka miała miejsce na dworcu. Co chwile chichotała i kręciła głową z niedowierzaniem.

    - Trzeba było dać jej się wyszaleć - podsumowała. – To tylko Pinkie Pie, niegroźna klacz nastawiona na zabawę. Zapewniam pana, panie…

    - Dolefulfate – powiedziałem bez zastanawiania się. Jak wcześniej wspominałem, uznałem tę maskę za najbardziej odpowiednią – zwą mnie, Dolefulfate. Przepraszam za wybrakowane maniery, tak sądzę.

    ~Szkatuła, rozdział 1

     

    Podczas pisania myślałem, że nie popełniłem błędu, ale patrząc na zebrane dotychczas zagadnienia, dochodzę do wniosku, że się pierdzielnąłem :P Ponadto dostrzegłem w trzecim fragmencie jeszcze jeden szkopuł związany z nieprawidłowym przecinkiem, bo przecież nie ma tam zwrotu bezpośredniego. Nie wszystko zdołałem upilnować ^^ Stąd te nieporozumienia.

     

    Myślę, że wytłumaczenie podrzucone przez Fistacha jest najlepsze i najbezpieczniejsze w użyciu. Niestety serwis, z którego czerpałem informacje, przestał egzystować, tak więc nie mam wiarygodnego źródła potwierdzającego poprzednie teorie. Reasumując bez uwierzytelnienia mogę wprowadzać ludzi w błąd, na czym mi kompletnie nie zależy. 

     

    Czyli:

    - Lubię dżem. - Powiedział Adam. >> jest niepoprawne (przynajmniej do czasu, aż ktoś nie udowodni mi, że jest inaczej)

     

    Niezwłocznie poprawię tamten kontrowersyjny fragmencik. Język polski, taki piękny...

     

    Pozdrawiam

    • +1 1
  16. To wszystko jest kwestią umowną. Na szczęście znalazłem praktyczny przykład wykorzystania tego zabiegu:

     

    - Wiedział, że długo tam pana nie dadzą rady zatrzymać. Odwieźć pana do domu?

    - Nie. - Zegarek Vandama stanął już wcześniej. - Która godzina?

    - Pięć po drugiej.

    - Zakładam, że pan Wolff nie jadł kolacji sam.

    - Nie, panie majorze. Osoba towarzysząca znajduje się w areszcie w Kwaterze Głównej.

    - Zawieź mnie tam.

    - Jeżeli pan jest pewien...

    - Owszem.

    Samochód ruszył. Vandam spytał:

    - Zawiadomiłeś dowództwo?

    - O wydarzeniach dzisiejszego wieczoru? Nie, panie majorze.

    - Świetnie. Jutro najzupełniej wystarczy. - Vandam nie dopowiedział tego, co wiedzieli obaj; mianowicie, że widział, już i tak w niełasce za to, iż Wolff zdobył dostęp do informacji, teraz zhańbi się do reszty tym, iż ten człowiek wymknął im się z rąk. - Zakładam, że osoba towarzysząca Wolffowi to kobieta.

    - W całej pełni, jeśli tak wolno rzec, panie majorze. Smakowity kąsek. Ma na imię Sonia.

    - Tancerka?

    - Zgadł pan.

     

    ~Klucz do Rebeki, Follett; wydanie z 1989 roku.

     

    Jak widać nie interesuje nas ton wypowiedzi, a czynności, które temu towarzyszą. Możliwe, że wciąż mówimy o elementach związanych bezpośrednio z nadawcą (zegarek, informacja) bez konieczności tworzenia kolejnego akapitu i "wydłużania" niepotrzebnie treści (co wiąże się z mniejszymi kosztami drukowania książki). W ten sposób wydawca/tłumacz uniknął problemu z tłumaczeniem zasady stosowania kropki. To jest jedna z możliwości.

     

    (Ciekawe jest to, że ten fragment całkowicie obala moją poprzednią teorię :P)

     

    Pozdrawiam

  17. Ten przykład dobrze kiedyś wytłumaczono na zamkniętym już serwisie "Wehikuł Czasu" (gra forumowa przenosząca uczestników do XIX-wiecznej Anglii). Generalnie cała zabawa polegała na określeniu czasu, w jakim pada podana kwestia. Kropka fonetycznie stanowi długą przerwę, co w tym przypadku sugeruje, że nie interesuje nas konkretny moment powiedzenia tej kwestii.

     

    - Lubię dżem - powiedział Adam >> sugerowanie, że po prostu to powiedział.

    - Lubię dżem. - Powiedział Adam >> sugerowanie, że najpierw zrobił jakąś niegodną opisania czynność (przeszedł na drugi koniec pokoju, przewrócił kartkę w książce, oddelegował drugą osobę do robienia innych rzeczy), a później dopiero to powiedział.

     

    Niestety nie mam stuprocentowej pewności, że dobrze to wytłumaczyłem. Nie udało mi się znaleźć odpowiedniego wytłumaczenia tego zagadnienia i bazuję na własnych domysłach (w sumie powinienem o tym wspomnieć w artykule, dzięki za zwrócenie uwagi).

     

    Pozdrawiam

     

    EDIT: Jeśli chodzi o interpunkcję - na ten temat można się rozwodzić i rozwodzić. Kiedyś stworzyłem serię mini-artykułów o poradach i podstawowych funkcjach każdego znaku - przecinka, kropki, średnika, cudzysłowu, nawiasu itd. ale jakoś nie starczyło mi siły, aby to wszystko scalić i podzielić się z tym dalej xP Cóż, przecinki są prawdziwym problemem amatorskich opowiadań, tak więc z całą pewnością kiedyś poruszę ich temat.

×
×
  • Utwórz nowe...