Skocz do zawartości

Mordecz

Brony
  • Zawartość

    372
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Mordecz

  1. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Reptilioni to zlizardowana wersja kucyka, a Dracolingi to skucykowana wersja Reptilionów... Więc chyba z tej mieszanki powinien wyjść zwykły kucyk. Chyba że się nie znam i źle myślę.

    Równie dobrze ten Bestiariusz mógłby się nazywać Bestiariuszem Mordecza.

     

    No właśnie niezupełnie :derp: Wiesz - Mendel, kwiatki, te sprawy... ( ͡° ͜ʖ ͡°). Jeśli chodzi o wyobrażenia, to chyba najprościej będzie wyjaśnić wygląd reptiliona na podstawie obrazka:

    PAFbOcZ.png

    ~hipotetyczny wygląd szamanki występującej w Szkatule

    a samego dracolinga jako kuca z łuskami zamiast sierści i występującym nań zarostem, okalającym niewyspaną twarz każdej z płci.

     

    Co do samego autora Bestiariusza... Równie dobrze mogłem całe miasto nazwać Mordeczville, Ojca Narodów nazwać Niepokalanym Mordeczem, podobnie jak mieszkańców :P Wszędobylski Traveller, podobnie jak pojawiający się inni epizodyczni "pisarze" (Książe Feather, Dą Żuan, Chasm Hoofington, Wickedlore, Cheerful Eye i inni) należą do uniwersum, lecz w charakterze dopełnienia niż faktycznych bohaterów. Będzie jeszcze o nich niejedno wspomnienie, może nawet rozdział/opowiadanie im poświęcone...

     

    Pozdrawiam

    • +1 1
  2. Ale czy nie lepiej sukces osiągać szybko i łatwo? 

     

    To mrzonka, niezależnie od rodzaju osiągniętego sukcesu. Co łatwo przychodzi, równie szybko odchodzi. Acz sama reakcja na sukces to już kwestia indywidualna. 

     

    Zwiedzanie pozwala poznać nowych ludzi, nowe miejsca nowe historie etc. Nie za bardzo jednak potrafię spojrzeć na to jako analogię do pisania. Owszem, i jedno i drugie można potraktować jako hobby, ba, nawet jako pasję, ale podczas zwiedzania raczej nie ważny jest proces samodoskonalenia się, lecz zbierania nowych doznań.

    Proponuję, byś rozwinął swą myśl, bo ja nic sensownego z tego wątku nie wykoncypuje.

     

    No, patrz, nie za wiele, ale coś tam wymyśliłeś. Gdybyś potrafił wysilić wyobraźnię do tego stopnia, żeby przyjemności z podróżowania przelać na przyjemności z pisania, mógłbyś dostrzec nieco więcej poza wspomnianymi ludźmi, miejscami i historiami. Uogólnijmy podróżowanie do zbierania doświadczeń. Pisanie również polega na zbieraniu doświadczeń i konsolidowaniu ich w oparciu o zebraną wiedzę, wyćwiczoną wyobraźnię, towarzyszące doznania, środowisko oraz warunki powstawania. Próba poszerzenia warsztatu nie skupia się wyłącznie na komentarzu, ponieważ te mogą działać wręcz ambiwalentnie. Niektórzy stwierdzą, że masz nie po kolei w głowie, podróżując w tę i nazad bez wyraźnego celu, inni pochwalą i będą kibicować dalej. Drugie źródło poprawiania stylu wynika z poznawania innych historii. Krążenie to po ruinach zamków, to po kartkach wyobraźni stymuluje umiejętność analizowania wyłapanych informacji. Sama otwartość na empiryzm pozwala poprawić umiejętności bez konieczności kontaktu z jakąkolwiek inną osobą. Trzecia metoda to pisanie we własnym zakresie. Wystarczy odrobina ambicji, a samo pisanie da więcej niż opinie innych. Pośrednio można pisać dla nich celem samodoskonalenia. A jak to ma do samego podróżowania? Zorganizowanie wieloosobowej wyprawy.

     

    No, ale wy wiecie lepiej :P

     

    Pozdrawiam

  3. Widzę, że dalej nie pojmujecie. Załóżmy (pal licho ze mną), że mamy pisarza, który nie dostaje żadnych konkretnych opinii, nie potrafi nikogo zainteresować swoim tematem i ogólnie nikt nie chce spojrzeć na jego wypociny. Ma przeświadczenie, że nie pisze tak źle - słowa układają się w zdania, te w akapity, a ich sens zachowuje logikę i całość posiada jakąś zawartość, tworzy bohaterów, historie, prowadzi wątki. Mimo to nie zyskuje komentarzy, opinii, nawet na szyderstwa nie zasługuje - taki to z niego tragiczny twórca! A mimo to pisze dalej, rozwija się, proces samodoskonalenia pozostaje zachowany bez ingerowania osób trzecich. Taka zagadka godna ćwiczenia na kreatywność - jak to osiąga?

    Nicz, twierdzisz, że konsekwentnie wykonywana czynność nie przynosi widocznych rezultatów? Skąd ta pewność? Może jednak powtarzanie jakiejś czynności dającej szanse rozwoju przynosi jakieś profity? Powiedzmy, że jeśli nie pisanie, to zmieńmy nasz główny przedmiot rozważań czymś tożsamym, na przykład, podróżowaniem po świecie. Co potrafisz powiedzieć pozytywnego o zwiedzaniu?

     

    Pozdrawiam

  4. Nie w tym rzecz. Odnoszę wrażenie, że traktujecie komentarze (bez podziału na pozytywne, negatywne itd.) jako wyznacznik jakiegoś "powodzenia" bądź niewymownej gloryfikacji, przez co spadek zainteresowania waszym konceptem objawia się jojczeniem. Wydaje mi się, że osoba pisząca, jak zresztą od zawsze twierdziłem, powinna bez względu na koleje losu brnąć w celu rozwijania własnego warsztatu. Prawda - otrzymywanie krytyki bądź pochlebstwa jest pewnego rodzaju wyznacznikiem oraz świadectwem dotychczasowych osiągnięć. Jak ktoś pamięta mój panel, ten od "cech i wad opowiadań", powinien pamiętać podpunkt, gdzie to omawiałem podstawy dotyczące rozwoju. Tam mówiłem, że komentarze powinno się traktować jako ciekawostkę, a własne poszukiwania oraz dążenia skupić na opracowaniu własnego stylu. Kiedyś zmieni się środowisko, więc wcześniej nabyta "potrzeba zdobycia komentarza" może się okazać zgubna.

     

    Wedle powiedzenia "jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma" warto pomyśleć o innych alternatywach. Jak zauważył Kervak swoim komentarzem do "Opowieści Żałobnego Miasta" nigdy nie cieszyłem się popularnością do tego stopnia, żeby uzyskać rzeczową opinię na temat własnej twórczości, ba, żebym się cieszył jakąkolwiek popularnością. Tylko w sporadycznych przypadkach trafiła się osoba chętna poświęcenia mi dostatecznie dużo czasu i mająca niebagatelne pokłady cierpliwości. Z waszego punktu widzenia powinienem się "załamać" i przestać pisać, acz nigdy to nie sprawiało mi problemu. Zabawa z #ITakNiktTegoNiePrzeczyta, z perspektywy obserwatora z zewnątrz, może się wydawać ostentacyjnym aktem gnuśności i autorskiego zatracenia. W rzeczywistości jest to mój motor do działania, ponieważ i tak wiem, że ktoś to przeczyta, ale wiem również, że na próżno mi będzie szukać osoby chętnej podzielenia się swoją opinią. Muszę się z tym pogodzić i przeć dalej. A nuż kiedyś mi się uda...

     

    A teraz wybaczcie, ale idę poprawiać nieszczęsnego "Półsmoka" :rainderp:

     

    Pozdrawiam

  5. Towarzystwo jojczy, bo nie dostaje komentarzy. Towarzystwo jojczy, bo dostaje komentarze, ale nie takie, jakie by pragnęło. Towarzystwo jojczy, bo jojczy. Towarzystwo jojczy, bo teorie spiskowe dziejów mówią o umieraniu fandomu, jakoby procesy katabolizmu nie były im dobrze znane. Towarzystwo jojczy, to i Mordecz jojczy. Towarzystwo jojczy, a #ITakNiktTegoNiePrzeczyta.

     

    Pozdrawiam

    • +1 2
  6.  

    Opowieści żałobnego miasta

     

    Gdzieś na rubieżach Equestrii istnieje sobie miasto, gdzie dzieją się rzeczy niezwykłe. Pod protektoratem Księżniczki Celestii oraz największych mocy tego świata znajduje się miejsce, o którym rzekomo nikt nigdy nie słyszał. A mimo to w swoich murach mieści z roku na rok coraz więcej mieszkańców poszukujących w swoim życiu czegoś nowego, czegoś innego, czegoś... technologicznego. 

     

    Przypadkowe ułożenie napisanych przez lata tekstów. Gdyby kto mnie pytał, polecałbym czytać od końca (najlepsze stylistycznie), co jakiś czas wracając do Zbioru informacji użytecznej.

    1. Półsmok [Violence][Sad] 

    2. Zbiór informacji użytecznej [Slice of Life] [Czarny humor]

    Bestiariusz Wszędobylskiego Travellera

    Elementarz Wszędobylskiego Travellera

    Panteon Wszędobylskiego Travellera

    Grubymi nićmi szyty “Przewodnik po magii” - autor zbiorowy

    3. Gra [Grimdark]

    4. Beatrycze [Slice of Life] [Sad]

    5. Sadyzm [Dark]

    6. Osioł w wielkim mieście [Slice of Life]

    7. Maskarada [Slice of Life] 

    8. Ostatnie milczenie [Slice of Life]

    9. Jak to sobie ON z Celestią pogadywał... [Slice of Life][Sad]

    Odliczanie

    Przypadek Anthro-Medy

    Antagoniści świata minionego

    10. Spotkanie rodzinne [Comedy]

    11. W złotej klatce zaklęci [Dark] [Slice of Life]

    12. Mit o stworzeniu [Slice of Life]

    13. Odprawa na skraju nowego jutra [Comedy]

    14. Spotkanie na szczycie [Sad]

    Duma

     

    Archiwalne teksty albo inny śmietnik:

    1. Pisarz do wynajęcia [Slice of Life]

    2. Jedna agentka, jeden naród [Sad]

    3. O tym, jak Nenja powstała [Slice of Life]

    4. Śniadanie w stylu nenjijskim [Comedy]

     

     

    Pozdrawiam

    • +1 4
  7. "Nikt nie komentuje moich fanfików. Ale dlaczego nikt ich nie komentuje? Czemu nie jestem sławny? Pies z kulawą nogą się nie zainteresował! Tak bardzo chciałbym mieć komentarze! Dlaczego X, Y i Z mają masę komentarzy dwa dni po opublikowaniu fika, a ja żadnego? To niesprawiedliwe!"

     

    Ale przecież, gdyby ktoś mnie czytał, to nie mógłbym szukać inspiracji w #ITakNiktTegoNiePrzeczyta*, bądź rzucać moim kredo w co drugim opowiadaniu :rainderp: Pozbawiasz mnie sensu pisania!

     

    PS. Drodzy autorzy - komentarz macie zagwarantowany na dwa sposoby. Pierwszy - branie udziału w konkursach literackich, moich małych fanfikach itp. Drugi - pisanie tak, abyście się pojawili w Fanfikowych Oskarach (swoją drogą czekam na te wszystkie złorzeczenia pod moim adresem z powodu stworzenia nominowanej weń "Szkatuły")

     

    Pozdrawiam

     

    _______________

    * oferta nie obejmuje moich stałych czytelników, o których zawsze pamiętam :P

  8. Powininenem zakończyć to znacznie wcześniej, ale nie mogłem się powstrzymać przed podsycaniem płomienia toczącego się przez rozmowę. Dziękuję wszystkim za tak czynny udział, za doszukiwanie się przyczyn, teorii, wysnuwanie wniosków w związku z moim podejściem oraz kręcenia beki. Tym razem obędzie się bez wyjaśniania teorii chaosu czy sprzedaży receptury na intrygę doskonałą. Mógłbym się nią podzielić, ale obawiam się, że arogancja niektórych z was mogłaby tego nie zdzierżyć.

     

    Zacznijmy od początku - zakończywszy lekturę "Czasu i Harmonii", zacząłem szukać kolejnego celu do szerszego opisania. Najpierw pomyślałem sobie o twórczości Madeleine, potem Cyris, ale zamiast tej dwójki moje oko ucieszył pewien wywołujący kontrowersje literat (któremu swoją droga obiecałem, że się nim zajmę). Nie podejrzewałem, że przez wzgląd na krytykę, tak bardzo wypaczycie pogląd na same opowiadania. A dodajmy jeszcze ten cudowny kontrast pomiędzy recenzją a ostatnimi komentarzami, to osiągnęliśmy wspaniałe widowisko pełne złości i niezrozumienia. Oj, miałem przecież nie mówić o recepcie. Wpadka :rainderp:

     

    Skoro już tak chętnie powołujecie się na moje wykłady, to szkoda, że wasza złość była niemal wzorcowym przykładem podtematu "czego unikać podczas tworzenia opowiadań". Wspominałem, że autorzy stanowią największe zagrożenie dla swoich interesów? Widocznie wam się fiki Malvagia nie podobały, to mnie z definicji RÓWNIEŻ nie powinny. Szkoda, że rzeczywistość okazała się inna, że lektura jego dzieł naprawdę mi się spodobała, co dla was wydaje się niewybaczalne. Nie, Spidi, to mnie nie odmieniło i nie uczyniło lepszym, ale oficjalne wręczenie 10 złoty udokumentuję w charakterze zdjęcia i wstawię do tematu ku pamięci tych pięknych dni. Rzeczowe kontrargumenty przemawiające za słabościami fików Malvagia usłyszałem ostatnio i to w charakterze prywatnej wiadomości.

     

    Zajmijmy się rdzeniem oburzenia, czyli moim podejściem. Ładnie się podzieliliście na dwa obozy - osoby, które nigdy nie pojęły moich intencji ani nawet nie dały sobie szansy zrozumieć. Po drugiej stronie stanęli ci wszyscy, którzy skorzystali na wyssanych z palca teoriach, nietuzinkowym podejściu i przeżyli ten fakt, że toczyłem im ferment nad głowami w trakcie czytania opowiadań. Najbardziej ucierpiała Cahan, kiedy z gracją psychopaty, nie zapominając o równie sumiennym w komentowaniu Hoffmanie,  pokonywałem Cień Nocy. Co ciekawe, to właśnie jej wypowiedź z całej tej dyskusji wziąłem na poważnie - żebym nie zgrywał takiego zgorzknialca. Mieliśmy Spidiego, który musiał znieść fakt, że popełnił dzieło zwane Przewodnikiem Stada. Udzielała się nawet Applejuice, której z początku bezlitośnie oceniałem Blasta. Mógłbym jeszcze wspomnieć o Doberze, lecz jego opowiadań nie czytałem :P

     

    W świetle powyższego akapitu mógłbym się czuć bezkarny i dalej prowadzić krwawą kampanię przeciwko niczemu winnym pisarzom. Wbrew pozorom załapałem, o co wam chodziło, co jeszcze nie oznacza, że zamierzam się dostosować. To właśnie skrajnie negatywny ton komentarza definiuje moje podejście do opowiadania i bardzo nieprzystępna forma ma na celu sprawdzenie, jak wiele wytrzyma autor - jakoś nigdy tego nie ukrywałem, choć przyznać muszę, że ostatnie wypowiedzi osiągnęły rangę bezczelności. A wszystkie te posty typu "patrzcie na mnie - jestę złym komradę i nie podam ani jednego plusa, wymienajcie kopiejki z tym!" miały tylko na celu zdenerowanie was i waszego podejścia, że każdy powinien doszukiwać się zalet. Jeśli jest coś godnego wspomnienia, to też o tym napiszę, ale nie w sposób bezpośredni. Ot dla zwykłej selekcji.

     

    A teraz kilka ciekawostek - wiecie, że recenzja fików Madeleine byłaby podobnych rozmiarów laurką co Malvagia? Wiecie, że komentarze o opowiadaniach Malvagia też byłyby przesycone jadem i zniechęceniem? A może wiecie, że gdybyście polemizowali z moim komentarzem bezpośrednio pod Pszczołami, to w końcu zasugerowałbym Dolarowi dodanie mojego głosu na [Epic]? Mordecz oddający głosy na [Epic] - świat się kończy :rainderp: A jak w takim razie wytłumaczyć tendecyjność bijącą z recenzji o fikach Malvagia? Powiedziałbym, że błędem w sztuce, ale myślę, że znajdziecie swoje teorie.

     

    Ale hola, hola! Toż to Mordecz jest niekonsekwentnym hipokrytą! Welp, nigdy się z tym nie ukrywałem. Po prostu potrzebowaliście więcej czasu, żeby na to wpaść :rainderp: Zachęcam do lektury komentarzy w Cieniu Nocy oraz zapoznania się roboczą recenzją celem tego potwierdzenia.

     

    Żeby jednak nie robić wam dłużej przykrości, na jakiś czas przejdę do cienia i nie wyściubię nosa, żeby napisać nieprzyjazny autorowi komentarz. Najbliższe tygodnie spędze na zabawie w szarą eminancję. Mam już dwie ofiary i multum tekstu do przeczytania, więc twórzcie w tym czasie epickie dzieła bez obaw o to, że zły kot spróbuje zniszczyć wasz wonderland.

     

    Pozdrawiam

    • +1 4
  9. Załóżmy, że recenzje Mordecza były zawsze próbą zrobienia autorom na złość. Załóżmy.

    Teraz coś pochwalił...

    Może go ten fik autentycznie wzruszył, może coś zmienił w jego sercu? Może, kuhde, otworzył oczy?

    Czy nie należy się cieszyć?

     

    Jeśli spotkam cię w Gdańsku, to dam ci 10 złoty nagrody za przemyślenie roku. W rzeczywistości tak różowo nie jest, ale niedługo podsumuję ten cyrk na kółkach.

     

    PS. Subiektywnie rzecz ujmując - nie, Mordecz, w tej chwili nie jesteś śmieszny.

     

    Za to ja mam ubaw po pachy. Wiecie, co jest najzabawniejsze? Że z początku dałem się nabrać, że wy tak na poważnie poprowadziliście tę nagonkę(jeszcze o tym wspomnę). O ile fandom nie ma do zaoferowania dobrych komedii, ta szopka udała wam się znakomicie! Chyba nawet ja nie mam takiego talentu pisarskiego, żeby to przelać na dokument i opublikować w postaci fanfika, ale będę próbować.

     

    Zamiast tego lepiej sączyć jad poza okiem publiki, prawda? I przepraszam bardzo, to tu na forum jest "Kółko Wzajemnej Adoracji"? Śmiech pusty. Naprawdę żałuję, że dowiedziałem się o takim pokazie tchórzostwa niektórych użytkowników. Tak - tchórzostwa. Inaczej się tego nie da nazwać. Przykre. Po prostu przykre.

     

    Osobiście wolałbym, żeby do tej dziecięcej igraszki w ogóle nie doszło. O już widocznych konsekwencjach wspomnę, ale to dopiero podczas podsumowania. Może jutro, może za dwa dni. Póki co nacieszę się tym teatrzykiem, o ile aktorzy opanowali scenariusz ostatniego aktu.

     

    Pozdrawiam


  10. I teraz muszę na liście dane zmieniać... Panie Mordeczu, jak żyć?

     

    Jak wcześniej. Jeść, czytać, recenzować i nie spać po nocach w oczekiwaniu na kolejne elaboraty Albericha.

     


    Czekam aż trafisz na coś mojego. Ileż tam się jadu poleje - to będzie coś wspaniałego. Już ostrzę sobie zęby na dyskusję

     

    Seans dostępny tylko w kinach i dobrych wypożyczalniach DVD.

     

    Pozdrawiam

  11. Szkoda by było nie odpowiedzieć na tak długą wypowiedź... Żeby nie wyjść z formy, potraktuję ją jako krzyk rozpaczy poniżonych autorów oraz zniechęconych gapiów. Zastanawiałem się, jak długo przyjdzie mi czekać na długi, dosadny odzew podsumowujący moje dotychczasowe posunięcia. Miód na serce. Muszę chyba częściej prowadzić te "nagonki" celem czytania radujących mnie litanii.

     

    No dobra, złośliwości na bok. Widzę jednak, że wciąż macie pewne obawy co do mojego podejścia i podobnie jak to było przy mechanizmach stawianych ocen, tak teraz muszę skupić się na tłumaczeniu moich motywów. A tylko winny się tłumaczy, więc przyjmijmy, że jednak mam te nieczyste sumienie.

     

    Zacznijmy od mojego podejścia do fików Malvagia - autor udowodnił, że potrafi pisać. Pomijając całkowicie jego wiek i doświadczenie, pokazywał w swoich opowiadaniach wiele perspektyw, za którymi z chęcią podążałem. Potrafił wykrzesać dostatecznie dużo, żeby mnie zainteresować, a czytając kolejne akapity, byłem coraz bardziej oczarowany jego dbałością o detale. Wisieńką na torcie jest "Pszczoła", której lektura pochłonęła mnie bez reszty. Zasłużył sobie na odrobinę pochlebstw, więc czemu miałbym mu tego odmówić, skoro trafił w moje gusta? Oczywiście miał kilka gorszych opowiadań, ot chociażby "Pościg" czy "Rocznicę", na temat których wymieniłbym więcej negatywów, acz te recenzje mają mieć bardziej charakter zachęcenia niż potępienia. Idea zniechęcania innych do czytania mijałaby się z celem, podobnie jak "złote maliny" jako kontr-edycja "oskarów".

     

    A teraz te sławetne "Pszczoły" - nie przeczę, że lektura potrafiła wciągnąć, że autorka posiada warsztat oraz styl godny naśladowania, że jej podejście do innych jest niezwykle łagodne, otwarte i serdeczne, że stoi na czele (a obok ma Irwina) grupy użytkowników sugerujących mi zmianę podejścia. Widocznie w trakcie lektury komentarza nie pojąłeś, dlaczego nadal twierdzę, że opowiadanie jest dobre i godne pochwały, chociaż nie pada ani jedno takie słowo. Skoro tak dobrze przeanalizowałeś większość moich słów, to jakim cudem nie wpadłeś na tak prostą poszlakę, jaką jest wytykanie błędów? Każdy mający ze mną styczność jest świadom tego, że komentarze przeznaczam na wytknięcie gramatyki, stylistyki i innych rzeczy. "Pszczoły" na tle wszystkich takich postów są ewenementem, ponieważ nie muszę poświęcać komentarza na wytknięcie blędów przy perfekcyjnie napisanej pracy - mam wolną rękę, żeby wdać się w polemikę, zainteresować dygresją, ot chociażby tą o amerykanach. Jedyny zarzut wobec tego opowiadania wynika z braku roztropności, co nadaj podtrzymuję. Pomimo tak dobrze opracowanego tematu, nie ma najważniejszego elementu - konkluzji. Zakończenie idealnie podtrzymuje stan beznadziei oraz współczucia do głównej bohaterki, ale jest niesatysfakcjonujące, dzięki czemu zasługuje na miano dobrego. Nic więcej.

     

    Co do "Czwartej trzydzieści" - z poruszaną problematyką autor wybrał się jak z motyką na słońce. Miał materiał na wyciskacz łez, ale zdecydował się napisać samotny koncert do kieliszka. Odnosząc się do rzeczywistości, każdy zasługuje na to, żeby go wysłuchać, żeby próbować ulżyć mu w cierpieniach. Problem jednak jest taki, że tutaj sam się muszę zastanawiać, czy przypadkiem takie nieszczęście nie spotkało samego piszącego, skoro jedyną cechą opowiadania jest wszechobecne smęcenie wynikające z chęci wyładowania nagromadzonych emocji. Dawniej na forum FGE pojawiła się wzmianka o tym, że jakiś brony przegrał walkę z chorobą i teraz powinniśmy go opłakiwać - wedle polecenia posłańca smutnej wiadomości. Problem był taki, że nikt tego człowieka nie znał, a na darmo łez nie będą wylewali, bo to samo w sobie jest niedorzeczne. Wieszcz poczuł się obrażony taką znieczulicą społeczną, ale nie mógł oczekiwać niczego więcej. Podobnie jest tutaj - autor pokazuje wszystkie okropieństwa świata, demonizuje odwracających się plecami do poszkodowanego, wspomina dobre czasy i opisuje, jak mu się serce kraja na samą myśl o wyborze, gdzie każda decyzja jest zła. I znowu - gdyby autor był nieco bardziej roztropny, poruszyłby ten sam temat o wiele lepiej i przejrzyściej, doszukałby się więcej niż dwóch wyjść, a może nawet zadziałał na emocje? Jest tyle filmów, anegdot, opowiadań, a mimo to autor potrafi jedynie doprowadzić do otwartego zakończenia, gdzie to za niego trzeba sobie wszystko dopowiedzieć. Z jednej strony taki zabieg pozwala na większe pole dla popisu wśród czytelników oraz wpływa na kreatywność. Szkoda tylko, że można potraktować jego bezczelność do słów leniwego artysty w trakcie koncertu - "Znacie słowa? No to śpiewajcie!" Nie jestem pasjonatem podejścia, że autor skupia swą uwagę na tylko jednej rzeczy na tak dużej rozpiętości tekstu, stąd apel, żeby myślał przy robocie.

     

    Może jeszcze konkluzja, ot na dobre zakończenie - gdyby autor był na tyle charakterny, nie bałby się porozmawiać z osobami, które mają mu coś do zarzucenia. Jeśli są ciekawi szerszej opinii, to powinni nawiązać dialog z drugą osobą by rozwiać nurtujące go wątpliwości. Myślę, że każdy (zwłaszcza piszący opowiadania) ma dostatecznie rozwinięty rozum, żeby zdołał sformułować jedno lub dwa zdania polemizujące z napisaną krytyką. Ale im się nie chce. Bo to nic nie da, bo to tylko potrafiący narzekać na wszystko ponurak, bo po co psuć sobie resztę dnia na dialogu z kimś, kto tylko mówi od rzeczy. Człowiek najwięcej się uczy, zadając pytania - to świadczy o jego zainteresowaniu w temacie. Widocznie większość autorów chce, aby ich poklepać po główkach, a nie żeby spróbowali poszerzyć horyzonty.

     

    Ach, i znowu biedny fandom musiał posłać Albericha, żeby przemówił Mordeczowi do rozsądku. Żałosne to i smutne zarazem, że trzeba się wyręczać drugą osobą, zamiast spróbować wziąć sprawy w swoje ręce. Nie traktuj tego jako nagrodę od społeczeństwa, że przyszło ci wmawiać zatwardziałemu w swych przekonaniach człowiekowi o tym, że postępuje niewłaściwie. Skoro lubisz mi zarzucać tendencyjność oraz brak konsekwencji, to pewnie coś musi być na rzeczy. Żałuję jedynie, że próbujesz mi wpoić swoje zasady przy całkowitym odrzuceniu już pojętych, przez co nie próbujesz załagodzić konfliktowi, a wyłącznie go zaogniasz. Też brakuje ci konsekwencji, ale muszę pogratulować skrupulatności oraz wytrwałości przy pisaniu tak rozległego komentarza. Moglibyśmy rozmawiać o tym, czy rzeczywiście opowiadanie musi mieć głównego bohatera, wątek przewodni, opis świata oraz przedstawiającą to wszystko narrację, lecz prowadzona dysputa nie przyniosłaby nic godnego wspominania.

     

    Pozdrawiam

    • +1 2
  12. Czytam wasze opinie, czytam i tylko jedno nasuwa mi się na myśl:

     

    "Tyle przegrać..."

     

    Pozdrawiam

     

    PS. Jestem rad z tak pozytywnego odbioru opowiadania, nie podejrzewałem, że sama idea będzie na tyle uniwersalna, że każdy z jurorów (i pewnie czytelników) znalazł w treści coś dla siebie. Może gdybym miał trochę więcej oleju w głowie i napisał opowiadanie zgodne z założeniami regulaminu, mógłbym się uważać za srogą konkurencję... Muszę to wykorzystać jako tag do kolejnej edycji konkursu.

    • +1 3
  13. Powinienem przejść na emeryturę... Opowiadanie można opisać jednym słowem - smęcenie. I to nie byle jakie, bo w połowie przeżarte alkoholem, w połowie osnute patetycznym do bólu głównym bohaterem. Przez siedem stron lektury zastanawiałem się nad rozmiarem dziury zostawionej po tym strzale w stopę, bo nie dość, że dostajemy godnego pożałowania bohatera, to jeszcze prowadzisz to w narracji pierwszoosobowej. Przeczytawszy pierwszą połowę strony, znałem treść reszty opowiadania. To nie jest o problemach moralnych, wewnętrznym rozbiciu, braku perspektywy czy tragicznym bohaterze. Jest o smęceniu do czwartej trzydzieści nad ranem.

     

    Mówisz, że chciałeś poruszyć jakieś tematy? Ok, ale musisz się jeszcze nauczyć to robić. Póki co, osiągnąłeś efekt odwrotny do zamierzonego. Bardziej się zastanawiałem jak jeszcze bardziej upodlić tę ofiarę losu szukającej szczęścia w alkoholu. Szkoda, że podczas tej miłej konsumpcji nie padła mu wątroba i nie wylądował na stole operacyjnym. Gdyby jeszcze z powodu zalania w trupa prześcignął swojego przyjaciela w wyścigu do grobowej deski, to mielibyśmy opowiadanie z happy endem! Nosz jasny gwint, pomyśl trochę, zanim podejmiesz się tak ciężkiej tematyki.

     

    Sprzedam ci taką drobną poradę na przyszłość - cechą opowiadań z narracją pierwszosobową jest główny bohater o inteligencji ciut ponad przeciętnej, dostrzegającej alternatywy oraz doszukujący odpowiedzi tam, gdzie zwykły człowiek by ich nie dostrzegał. Jeżeli narrację budujesz na przemyśleniach skończonego ciamajdy potrafiącej jedynie śpiewać do kieliszka, to musisz bardzo poważnie pomyśleć nad pisaniem tego rodzaju opowiadań.

     

    Podsumowując myślę, że zarówno decyzja końcowa głównego bohatera, jak i powód jego rozważań nie są warte komentarza. Za mało autor dodał od siebie, żebym mógł rozpocząć z nim merytoryczną dyskusję.

     

    Poza tym - średnia stylistyka, przyzwoita narracja, dostateczne ujęcie problemu, gramatycznie niemal bezbłędny, bla, bla, bla, co by znowu nikt mi nie zarzucił, że widzę w tym wyłącznie negatywy.

    Pozdrawiam

    • +1 2
  14. Robię się na to za stary... Miałem okazję przeczytać fanfik, ale większy problem stanowiłoby napisanie jakiegoś oryginalnego komentarza, bowiem wszystko zapewne zostało powiedziane przez poprzedników. Na pozytywy nie mam zamiaru się silić - są od tego inni komentujący. Pisanie negatywów mija się z celem, wszak opowiadanie jest stylistycznie na niemal wzorowym poziomie i jedyną irytującą rzeczą były sporadycznie występujące powtórzenia.

     

    Mogę jedynie powiedzieć, że dość ciekawie i nader lakonicznie porusza problem głodu, lecz zapisane na łamach opowiadania drastyczne sceny nie są dostatecznie dotkliwe, żeby katalogować je jako obozowe. Na wyobraźnię działają, nie przeczę, acz nie z takimi historiami dane mi było się spotykać, będąc kilkulatkiem. Były takie bajki, które orały beret bardziej niż niejeden psychotrop, a to z racji na bolesny do zniesienia morał, odciskający niewymowne piętno na głównych bohaterach. Szkoda, że z racji wieku nie pamiętam ich tytułów.

     

    Zarzuciłem wcześniej problem lakoniczności, bowiem trudno mi opisywać opowiadanie pozbawione przemiany głównej bohaterki. I nie mówię tu o wyrzutach sumienia spowodowanych niefortunnymi decyzjami czy wizjami wywołanymi znajomym odgłosem. Lektura tego pokroju niestety niczego nie uczy i nie uświadamia - swoją konstrukcją i myślą przewodnią przywołuje wizję z dowolnego amerykańskiego filmu katastroficznego. Kiedyś byłem ciekawy, dlaczego wizja końca świata tak bardzo pociągają tych ludzi. Dlaczego kinematografia innych krajów nie korzysta z tak nośnego tematu? Konkluzja przyszła nader szybko - bo amerykanie nigdy nie doświadczyli tak daleko idącej katastrofy połączonej z wypaczeniem etnicznokulturowym i zewierzęceniem obywateli.

     

    Tak samo jest z Pszczołami czy Księżniczkami, bo tak naprawdę w dużym uproszczeniu są sobie tożsame. Oba to wzorcowo przemyślane i dobrze napisane fiki, ale pozbawione empatii i wiarygodnego rozwiązania problemu. Nie mogę zarzucić tematyce wtórności, acz mogę mieć wątpliwości co do roztropności autorki bądź samej Twilight Sparkle.

     

    Pozdrawiam

     

    PS. Znowu nikt z was nie załapie tego, że w gruncie rzeczy to nazywam pozytywną opinią.

    • +1 1
  15. A mówiłem, żeby nie czytać, bo to się źle skończy. Może na pierwszych stronach zacznę stawiać tabliczki z napisem "Mindhazard na własne życzenie", żebym jeszcze nie dostał pozwu za to, że deprawuję społeczeństwo lekturami niezdatnymi do przeczytania.

     

    Poza tym:

    Jest nawiązanie do Clarke'a, tylko trzeba doczytać. Poczekam na ogłoszenie wyników, to wtedy zaznaczę, o co tak naprawdę chodziło. To bardziej banalne niż wygląda.

     

    Pozdrawiam

×
×
  • Utwórz nowe...