-
Zawartość
400 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez darkangelPL
-
(Czyżby tutejszy niebieski alicorn to twoje oc? ) O matko, co za ból. Nie wiem czy go wytrzymam. Chyba zdechnę przez niego... Och, co za ulga. Co jest grane? Co to za alicorn, który mi pomógł? Nieważne. Ważne jest to, że wyleczył mnie na tyle, że mogę racjonalnie myśleć. Niestety, wciąż jestem na tyle obolały, że ciężko jest mi się ruszać. Słyszę krzyk. Ciekawe kto go wydał. Wyciszam myśli i czekam, aż ta klacz podejdzie.
-
Rodzice, tak bardzo chciałem ich znów zobaczyć. Ale nie mogę do nich iść. Nie teraz. Zwracam się ku mojemu mistrzowi. Nie zamierzam zaprzestać krucjaty. Mam zamiar walczyć i się nie poddam. Nigdy nie odpuszczę. Jestem wojownikiem i taka jest ma droga. Nie mogę się jej wyrzec. Idę w kierunku swego mistrza. Mam nadzieję, że wybrałem dobrze. Po chwili przeszedłem przez drzwi i dotarłem do swojego mistrza.
-
Co robić? Co robić? Z jednej strony Hoofer, chce coś powiedzieć, z drugiej moja nowa przyjaciółka zaraz zostanie porwana. Jestem rozdarty. Gorzej jeżeli by się okazało, że mój dogorywający cel szuka przebaczenia, a tego mu nie chciałbym dać. A Emily potrzebuje pomocy. Mogę jeszcze rzucić w jego kierunku wszystkie swoje sztylety i shurikeny, ale mogę tym samym zranić Emily. Żałuję, że nie miałem czasu na wzięcie bomb dymnych, może by to mi robotę ułatwiło. Nie czas na rozmyślania. Muszę ją ratować, tak mówi mi honor. Wiem, że moje sumienie już nie istnieje. Umarło wraz z pierwszą moją ofiarą. Lecz mimo wszystko muszę ją ratować. Jest tu dla mnie i z powodu Hoofera. Wybieram ratunek, choć wolałbym dowiedzieć się co ten umierający sk****syn ma mi do powiedzenia.
-
Szybko obracam się i ustawiam miecz, by odbić cięcie. Ch**era, jest szybki. Za szybki. Ale się nie poddam. Nie teraz. Całe szczęście, że mam w drugim kopycie długi sztylet. Po wykonaniu bloku atakuję go z obrotu sztyletem, cały czas pilnując by nie trafił mnie swoim mieczem.
-
Mastemar? Kim on u licha jest? Nieważne, po prostu nieważne. Liczy się to, że chce on odebrać moją zemstę. Muszę ochłonąć. Moje szaleństwo chce mną zawładnąć. Uciszam myśli. - Za nim zaczniemy ewentualnie walczyć, kim ty jesteś do ch**ery Mastemarze? - spytałem, wciąż pilnując, by żaden się nie ruszył - I powiedz mi jaką sprawę masz do Hoofera? Czy jest tak ważna, że nie chcesz pozwolić mi go zabić? Przynajmniej byś miał jeden problem z głowy. - Mimo chłodu w moim głosie aż kipię z wściekłości. Jeżeli da mi dobry powód to może mu zejdę z drogi, choć nic nie obiecuję.
-
A co nie pasuje? Fakt, że pała chęcią zemsty, to jedno, lecz to jest to moje oc, które pasuje do moich upodobań. A poza tym imię zmienił wraz z pełnoletnością, więc proszę się nie czepiać. Kolejna rzecz: wymordowano mu rodzinę z przyczyn rasistowskich i rytualnych. Zaznaczam, że on i jego rodzina wyruszyli za morze we wschodnim kierunku, więc inna kultura i zachowania są wg mnie na miejscu. A chęć zemszczenia się za swoją rodzinę to raczej naturalna rzecz u dojrzewającej istoty myślącej. Bo ciekawię się, kto by nie chciał pomścić swojej rodziny. Z resztą wszystko wytłumaczę w fanficu.
-
Od Lipca Przyznam się, że bronym jestem dopiero od czerwca Lecz na serio pokochałem kucyki i się tego nie wstydzę
-
Nie Po prostu chciałem mu fajną nazwę dać i eksperymentowałem. Moim celem nie było nawiązanie do lola, więc sorki jeżeli ci się skojarzyło.
-
Hoofer, nareszcie go załatwię. Już szykowałem broń, gdy ktoś wszedł mi w pole. Znów ten j**any jednorożec o żółtych oczach (z tego co pisałeś to Hoofer miał zielone tęczówki). Muszę coś zrobić. Nie mogę pozwolić, by ktoś odebrał mi moją zemstę. Wyciągam mój miecz i jeden z dwóch długich sztyletów. Szykuję się do lotu i każę Emily mnie ubezpieczać. Po chwili jestem między nimi, mierząc do każdego z broni. - Kim ty do cholery jesteś? - pytam się brązowego jednorożca o żółtych oczach, a po sekundzie mówię do Hoofera - a ty mi się nie ruszaj bo pozbawię cię gardła. Po tych słowach zwróciłem wzrok na kuca z mieczem.
-
A oto moje oc ^^ Imię: Nocturne (z łac. Nocny), dawniej Black Wing Płeć: ogier Rasa: Pegaz Wiek: 20 lat Miejsce zamieszkania: brak Cutie mark: anioł śmierci z czerwonym bokiem i skrzydłem Kolor sierści: czarny Kolor grzywy i ogona: czarny Kolor oczu: krwistoczerwony Znaki szczególne: czerwone tatuaże na przednich kopytach i na lewym skrzydle, nadnaturalnie duże skrzydła Wzrost: O połowę głowy wyższy od przeciętnego kucyka Historia: Black Wing wychowywał się w Manehattanie. Chodził normalnie do szkoły, mimo faktu, iż dokuczano mu z powodu "inności". Różnił się od innych, poza skrzydłami i niecodziennym kolorem sierści i grzywy, brakiem cutie marka. Przez ciągłe szykany stał się zamknięty w sobie, cichy i często zamyślony. Miał kochającą rodzinę: rodziców, trójkę sióstr i starszego brata. Nie dane mu było cieszyć się spokojem rodzinnym. Matka chorowała bowiem na dość rzadką i w skutkach śmiertelną chorobę. Cała rodzina musiała się przenieść do krain za wschodnim morzem. Gdy tam wyleczono mu matkę, ktoś z nieznanych powodów wymordował bliskich Black Winga. On jedyny ocalał chowając się pod łóżko (miał wtedy 10 lat). W tym momencie zapragnął zemścić się na zabójcach. Po paru tygodniach życia na ulicy przygarnął go pewien stary mistrz. Nauczył go walczyć wręcz oraz wyszkolił w nim zdolności akrobatyczne. Mistrz widząc jego determinację opowiedział Black Wingowi o pewnym prastarym rytuale, dzięki któremu każdy kuc mógł użyć magii. Czarny pegaz się zgodził. Po rytuale, Black Wing otrzymał cutie marka oraz upragnione zdolności, choć w dość ograniczonym stopniu. Mógł tylko wprawiać w lewitację przedmioty na niewielką odległość od swoich kopyt. Mimo ograniczeń wystarczało mu to. Jego mistrz po tym wszystkim przeprowadził na nim bolesny zabieg rozciągania mięśni. Dzięki temu wzrósł zasięg jego ciosów i po wielu trudach nauczył się stać na tylnych kopytach. Potrzebne mu to było, gdyż widział u mistrza pewien stary miecz, pozostałość po dawnych mieszkańcach tej krainy. W tajemnicy przed mistrzem uczył się nim posługiwać. Mimo wszelkich środków ostrożności sensei odkrył treningi swego ucznia, lecz nie robił Black Wingowi wyrzutów. Nawet pomagał mu w ćwiczeniach. Gdy osiągnął pełnoletność Black Wing zapragnął wyruszyć w poszukiwaniu morderców jego rodziny. Wtedy porzucił swoje dawne imię. Przybrał imię Nocturne i od tej chwili tropi odpowiedzialnych za śmierć jego bliskich. Resztę jego historii opowiem w fanficu, który piszę. Jak ktoś jest niecierpliwy, to bardzo podobna historia jest opowiadana tutaj.
-
Przebudziłem się. Znów jakiś dziwny sen. Nieważne. Hoofer się zbliża. Zebrałem swoje bagaże, wyciągając potrzebne mi ostrza i ukryłem ekwipunek pod konarem, by nie rzucał sie w oczy. Po chwili przygotowałem z Emily pułapkę do końca i ustawiłem się na pozycji.
-
- hmmm... Mam pewien pomysł - Powiedziałem, wziąłem jeden ze sztyletów i przykucnąłem przy poletku gołej ziemi. Naszkicowałem drogę i drzewa by łatwiej było opisać mój plan. Po chwili zacząłem mówić - O ile mi wiadomo z twoich informacji, to Hoofer będzie szedł lub jechał tędy. - Pokazałem to na szkicu i każdą późniejszą część planu również. - Trzeba zrobić tak, by go na moment zatrzymać, to wystarczy. Jeżeli to jedyna droga, to trzeba ją zablokować. Wykorzystamy w tym celu dość gruby pień drzewa. Jak się tylko zatrzymają to wyeliminuję ich kolejno shurikenami i nożami do rzucania. Powinno mi to dość sprawnie pójść. Ty będziesz w ukryciu odciągać ich uwagę, tak by mnie nie zauważyli oraz będziesz pilnowała by nie uciekli. Potem szybko dopadnę Hoofera i go załatwię. Jeżeli będzie sam to shurikenami zranię go w kończyny, potem sprawie by cierpiał. Ty w tym czasie będziesz mnie ubezpieczać. Pasuje ci ten plan? - spytałem, po czym zamazałem szkic
-
Kim on był, tego nie wiem. Ale znał mnie. Nie wiem skąd, ale znał. Wracam szybko do Emily. - Kim on do ch***ry był?! I skąd wiedział jak się nazywałem wcześniej?! - spytałem się Emily. Po ochłonięciu spytałem - Wybacz mi, że się uniosłem. Gonimy go? Czy idziemy szukać Hoofera?
-
Daję znać Emily, że podejdę do niego bliżej. Wchodzę w ocienioną część lasu. Dzięki barwom jestem ledwo widoczny. Wykorzystując swą zwinność podkradam się do celu. Przez chwilę obserwuję kuca w ciemnych szatach. Dyskretnie odstawiam bagaż i wyciągam miecz. Jeśli Hoofer się ruszy zaatakuję go z cienia. Mój cel jest blisko. Ogarnia mnie niecierpliwość. Wyciągam jeden z czarnych noży do rzucania. Rzucam go w kierunku kuca.
-
- To dobry pomysł - powiedziałem - Ale trzeba zrobić tak, by nikt potem nie mógł nam przeszkodzić, szczególnie gdy nim się zajmę. A wierz mi, to nie będzie ładny widok. Musimy jeszcze uszykować miejsce na tą pułapkę. A tak w ogóle to on będzie sam, czy z ochroną? - spytałem, po czym podszedłem do niej bliżej - I jeszcze jedno, jesteś psychicznie gotowa by pomóc mi w złapaniu go? Bo nie zamierzam się z nim cackać.
-
Po zjedzeniu posiłku i przeczytaniu wiadomości wstałem od stołu i poszedłem na posłanie. Musiałem chwilę pomyśleć. Spotkanie z Hooferem zbliżało się nieubłaganie. Nie wiedziałem jak zareaguję, gdy go spotkam. Przydałoby się zdobyć informacje na temat reszty kuców z jego ekipy, a znając swój temperament wiedziałem, że go na pewno zakatrupię i sprawię by cierpiał, tak jak cierpieli moi rodzice, a nawet bardziej. Usiadłem wygodnie na materacu i wyciągnąłem miecz z pokrowca. Rozwinąłem tkaninę i ułożyłem go przed sobą. Wyjąłem jeszcze osełkę i sztylety do rzucania oraz shurikeny. Zająłem się ostrzeniem wszystkich ostrzy. Reszta dnia upłynęła mi na przygotowaniach. Gdy nadszedł czas stawiłem się w umówionym miejscu.
-
Koszmar. To tylko koszmar. Jeszcze nigdy nie był aż tak realny. Nie cierpię tych snów, ale dają mi jedno. Nie pozwalają mi zapomnieć o moim celu. Nie pozwalają mi zapomnieć o moich bliskich. Nie pozwalają mi zapomnieć o zemście. Mordercy muszą mi za to zapłacić. Odegnałem z umysłu resztki tego snu i zauważyłem tacę z żarciem. Wstałem z łóżka i przeciągnąłem się. Po chwili podszedłem do stołu i usiadłem przy nim. Jedzenie wprawdzie nie było wykwintne, ale ważne żeby dało mi siły na ten dzień. Jedząc, czytałem to, co jest na kartce będącej na tacy.
-
Mnie też wpiszcie ^^
-
Pani Księżyca, ja i mój miecz będziemy ci wiernie służyć. Proszę, przyjmij mnie pod swe skrzydła
-
- Dzięki, tobie również życzę dobrych snów - powiedziałem do niej z uśmiechem. Już mnie nie zdziwi nic tutaj. Nawet fakt, że zna moje imię. Po jej wyjściu, wyciągnąłem z bagaży sztylet i poduszkę, a także koc i po chwili uszykowałem sobie posłanie. Sztylet położyłem pod poduszką. Gdy skończyłem się rozgaszczać, wyciągnąłem z plecaka swój dziennik i zacząłem pisać. Po jakiejś godzinie skończyłem. Położyłem się na łóżku i po upewnieniu się co do swojego bezpieczeństwa poszedłem wyczerpany spać.
-
Po obejrzeniu, dość pobieżnym z resztą, piwnicy zdejmuję bagaże i kładę je niedaleko materaca. Nie lubię rozstawać się ze swoimi rzeczami. Po krótkiej chwili siadam w wygodnej pozycji na materacu i zaczynam mówić. - Gdy po raz ostatni go widziałem był w dobrym zdrowiu i jak zawsze daje wycisk uczniakom. Ja miałem częściowo inne treningi. Zawsze trenował mnie osobiście. Jak widzisz jestem pegazem, a to nie podobało się reszcie uczniów. Wiesz, "drobny" rasizm występował za czasów mojego szkolenia. A mistrz nauczył mnie wielu rzeczy. Ale o nich zaraz. Usiądź proszę koło mnie, nie mogę pozwolić byś musiała przeze mnie nabawić problemów ze stawami - powiedziałem z uśmiechem, poczekałem, aż usiądzie i wróciłem do kontynuowania opowieści - Mistrza szanowałem i to mocno. Poświęcił swój czas sierocie, nie zaniedbując treningów innych. Do dziś mi nie powiedział czemu w ogóle się mną zainteresował. Jak mi się zdaje to zwróciłaś pewnie uwagę na te tatuaże. To był pierwszy dar od niego. Miecz był kolejnym. Dzięki temu nie byłem aż tak gorszy od reszty. Przetrwałem wiele bolesnych zabiegów, dzięki którym robię rzeczy nieosiągalne dla większości kuców. Nauczyłem się jak trzymać wyprostowaną postawę ciała, jak się poruszać i tak dalej. Dzięki tatuażom mogę chwytać przedmioty, co na pewno widziałaś. Burned Star nauczył mnie nie tylko walki, ale też sztuki akrobatycznej. Wykorzystuję wtedy potencjał mojego ciała i zwinność. Poza tym mistrz wpoił mi jeszcze jedną ważną lekcję: żebym mimo wszystko dążył do osiągnięcia tego czego zapragnę od życia. Z tego co pamiętam, to pytałaś o powód mojego przybycia tutaj. Muszę dopaść Hoofera. On był jednym z zabójców mojej rodziny. - wspominając o nim denerwuję się, ale staram się wyciszyć, po chwili kontynuuję - Muszę się też dowiedzieć, czemu zabito mi rodziców. Ale to już temat na inną rozmowę. A wracając do mistrza to nie widziałem go już 2 lata i nie jestem pewien co teraz robi. A teraz to ja mam pytanie. Jak ci na imię? Bo wciąż się nie przedstawiłaś.
-
Burned Star? Tutaj? Zdziwiłem się i to mocno. Postanowiłem, że pytaniami zajmę się później, jak tylko dojdziemy w bezpieczne miejsce. Instynktownie podreptałem za nią, mając przy okazji wiele myśli na głowie. Wciąż nie ochłonąłem po niedawnej walce, a mimowolne zmęczenie organizmu, szczególnie po mojej długiej podróży, dawało mi się we znaki. Odegnałem już część zbędnych przemyśleń i skupiłem się na obserwowaniu otoczenia, podczas dreptania za tą tajemniczą klaczą.
-
Skruszony zeszedłem z niej. Zaskoczyło mnie to, że się tu znalazła. - Wybacz, walka mnie pochłonęła- powiedziałem, gdy znalazłem się obok niej. Muszę wreszcie nauczyć się panować nad własnym szaleństwem. Lustrując otoczenie podszedłem do ekwipunku, schowałem swój miecz i zarzuciłem płaszcz oraz bagaż na plecy, poprawiając dla wygody skrzydłami. Po chwili podreptałem do klaczy. - A tak poza tym, to jak tobie na imię i kim jest ten "mistrz"-spytałem, przy okazji pokazując, że trzeba już iść.
-
Uwielbiam to uczucie. Nie istnieje nic, poza walką. Zlatuję z impetem na jednorożca i po sekundzie nie myśląc o niczym nacieram atakami na ostatniego ze zbirów. Wiem, że miałem "oszczędzić" ostatniego, który mi pozostanie, lecz nie panuję już nad sobą. Po prostu atakuję wiedziony rządzą mordu.