Chwilę później Luna leżała na ziemi przygnieciona znajomym czarnym gadem. Bańki rozbiły się, a strażnicy rzucili się na smoczysko. Łuski pozwalały zignorować ciosy pegazów.
Jeden z 'podwładnych' klaczy wyjął coś przypominające wyrzutnię rakiet. Wystrzeliła z niej siatka, która cię trafiła. Nie mogłeś jej przeciąć mieczem, a ciężarki na rogach nie pozwalały na zdjęcie jej, czy odrzucenie w locie.
- Wystarczy, że nie dasz się zauważyć. Mój brat zwołał kolegów i się poukrywali za krzakami. Trzymają pistolety na wodę, czyli coś takiego, co psika wodą.
- Nie wiem, czy to jest aż takie... - jego wypowiedź została przerwana przez Ventress, która otworzyła drzwi. Odłożyła kilka pękatych toreb do kuchni.
- To kto chce do lasu? - zawołała, biorąc źrebaki na ręce.
- Coś tak myślę, że opcja numer jeden ma więcej korzyści dla naszej grupy - powiedziała, a spod płaszcza wyjęła blaster. Reszta jej wspólników zrobiła to samo.
- Wszyscy tu mają taką samą historię. Żyli sobie w Equestrii i u każdego w jakimś czasie pojawił się portal do tego świata. Tylko oprócz źrebaków. One urodziły się już tutaj.
Na skrzyni pojawił się namalowany róg. Na koniec zrobili ci jakimś urządzeniem zdjęcie.
- Niby taki niewinny... - powiedziała klacz, a twój miecz świetlny zniknął z twojej kieszeni i pojawił się na ziemi przed nią.