Skoro... A czemu nie? Sprawdziłam wiszącą obok gałęzi (tej, na której teraz się wylegiwałam) lianę. Wydawała się być stabilna, a zabawy z braćmi jednak mnie czegoś nauczyły. Niepewnie wstałam, i włożyłam sztylecik do kieszeni (tym samym dziurawiąc ją tak, by pięknie nadawała się na pochwę z wystającym mieczem), po czym złapałam się liany, jeszcze raz wyglądając przez liście. Pociągnęłam ją, po czym obskoczyłam drzewo, tak, by liana była wokół niego owinięta, po czym skoczyłam w zielone listki. Liana, rzeczywiście, była dość mocna, a dzięki obwiązaniu jej wokół drzewa, było jeszcze lepiej! Tak jak to przewidziałam (chodź właściwie... nie do końca) wylądowałam obok Billy'ego. Uśmiechnęłam się chytrze.
-Dobry. Już wstałeś? - powiedziałam, odpiłowując lianę i obwiązując ją wokół sztylecika.